Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


O wiem! Zajdę do rodziców, i od nich zadzwonię! Brawo ja! Pobiegłam pod dom rodziców. Zapukałam dwa razy. Długo nie musiałam czekać. Po chwili otworzyła mi moja mama.

- Cześć, mogę wejść? - zapytałam.

- No pewnie... - otworzyła szerzej drzwi żebym mogła wejść - Coś się stało?

- Tak. Mogę skorzystać z Twojego telefonu?

- Proszę - podała mi swojego białego samsunga.

- Dzięki.

Szybko wyszukałam swój numer w kontaktach i zadzwoniłam. Jeden sygnał, drugi, trzeci i za czwartym ktoś odebrał.

- Tak, słucham?

- Dzień Dobry, jestem właścicielką tego telefonu...

- Aaa no tak. Znalazłem go.

- Gdzie i kiedy mogę go odebrać?

- A jak pani pasuje? - zapytał.

- Za godzinę przy głównej galerii?

- Oczywiście. W takim razie do widzenia.

- Dziękuję i do widzenia - rozłączyłam się i oddałam telefon mamie.

Odetchnęłam z ulgą i usiadłam przy wyspie kuchennej. Rodzicielka zaproponowała mi kawę. Trochę porozmawiałyśmy i musiałam już iść. Po paru minutach byłam na miejscu. Usiadłam na ławce i czekałam. Kurde... Zapomniałam się zapytać, jak będzie ubrany. Świetnie... Wstałam z ławki i zaczęłam nerwowo chodzić z miejsca do miejsca. Postanowiłam porozglądać się po tłumie. Zamurowało mnie. W moją stronę szła osoba, która pomagała Minah prześladować mnie. Pieprzony Park Hoseok. I co teraz mam zrobić? Co jeśli znów będzie chciał mi zrobić krzywdę?

- A kogo moje oczy widzą? - zapytał stojąc naprzeciw mnie.

- Daruj sobie. To ty znalazłeś mój telefon? - zapytałam trzęsąc się ze strachu.

- Tak - już miałam go wziąć, ale ten go odsunął. - Nie tak łatwo dziecinko... - przywarł mnie do budynku, przybliżył twarz do mojej i powiedział - Najpierw zrobisz, to co ja zechcę. Zrozumiano?

- Yhymn... - w oczach miałam już łzy.

- Zrobimy to, co kiedyś. Co ty na to? - zapytał dając rękę na mój pośladek.

- Nie ma mowy! - próbowałam go odsunąć, ale nici z tego. Jest zbyt silny.

- Nie ma teraz osoby, która Ci pomoże. Twój kochaś zniknął - zaśmiał się.

- On nie jest moim kochasiem! To, że wiesz o tym, że ja się w nim kochałam, to nic nie znaczy, oddaj mój telefon i daj mi święty spokój. Proszę... - płakałam

- Oj Jiyoung, Jiyoung... - pogłaskał mnie po mokrym policzku. Odwróciłam głowę w prawą stronę. Brzydziłam się nim.

- Nie rób mi tego. Proszę!
Chwycił mnie za nadgarstek i zaprowadził do jego auta. Usiadłam obok kierowcy. Zapięłam pasy i oparłam się o szybę. - Gdzie jedziemy?

- A jak myślisz? - popatrzył się na mnie.

- Nie, błagam - złożyłam ręce do modlitwy. - Miałeś tylko oddać mi telefon. A jakby, to była inna dziewczyna również zrobiłbyś jej krzywdę?

- Nie. Ale skoro Ciebie spotkałem, to wykorzystam ten fakt - odpalił samochód i położył dłoń na moje kolano. Odrzuciłam ją. - Oj, grabisz sobie...

Dlaczego nie uciekłam? Ucieczką tylko bym pogorszyła sprawę. On jest zdolny do wszystkiego. Mówię poważnie. Po paru minutach samochód stał pod starym i opuszczonym budynkiem.

- Nie da się jakoś inaczej to załatwić?

- Jiyoung dobrze wiesz, że robię, to co chce i na co mam ochotę. - wyszedł z auta i otworzył mi drzwi - No wyłaź.

Naprawdę... Nie chcę znowu popaść w depresję i chodzić po psychologach. Czemu akurat ja? Przecież nic mu nie zrobiłam. Znowu zaczęłam płakać.

- Nie płacz... Przecież nie robisz tego ze mną po raz pierwszy - ponownie dotknął mojego policzka.

Chwycił mnie za ramię i zaprowadził do domu. Rzucił mnie na łóżko. Usiadł na mnie okrakiem i zaczął mnie rozbierać. Próbowałam się bronić, ale i tak nic bym nie wskurała. Moje ręce przywiązał do metalowej i zniszczonej ramy. Cała moja twarz była już mokra od łez. Po chwili na łóżku leżałam tylko w bieliźnie.

*Po dwóch godzinach*

Leżałam na łóżku cała obolała. Wszystko mnie bolało, więc zwinęłam się w kłębek. Teraz nie mam osoby, która by mi pomogła. Może poszukam swojego telefonu i zadzwonię do kogoś? Tak, to dobry pomysł. Wstałam z łóżka i porozglądałam się po pokoju. Na szczęście leżał na szafce nocnej. Wybrałam numer do mamy i zadzwoniłam.

- Mamoo... Przyjedź.

- A gdzie? - zapytała przestraszona.

- Sama nie wiem... Wiem tylko tyle, że to stary i opuszczony dom. Pewnie na obrzeżach miasta. Ratuj mnie - powiedziałam cała zapłakana.

Po dziesięciu minutach usłyszałam sygnał karetki. Do pomieszczenia wpadli dwaj mężczyźni. Zaczęli mnie oglądać i badać czego skutkiem było dotykanie mnie. Nie wytrzymałam i odsunęłam się.

- Musimy Cię przebadać, by wiedzieć co Ci jest... - powiedział jeden z nich.

Nic nie powiedziałam tylko dałam się im badać. Potem położyłam się w karetce i straciłam przytomność.

---------------
W reszcie przybyłam z nowym rozdziałem! Przepraszam, ale chwilowy brak weny i czasu mi nie umożliwił pisanie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, i czekam na gwiazdki i komentarze  ♥
Jeżeli znajdziecie jakieś błędy to piszcie w komentarzach ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro