•Your Beautiful Smile•
Ostrożnie stawiałem kroki, jeden po drugim. Rozejrzałem się dookoła i w obie strony ulicy. Widząc, że żadne z aut nie jedzie, przeszedłem na drugą stronę. Moja niezdarność zdała o sobie znać, ponieważ potknąłem się o kamienny krawężnik. Najwyraźniej los jest przeciwko mnie. Jedna istotna rzecz - nie przewróciłem się, złapałem równowagę.
Wyprostowałem się, otrzepałem z niewidzialnego pyłku i ruszyłem dalej jak gdyby nigdy nic. Wiedziałem, że to już niedaleko. Mijałem bardzo znajome mi drogi, przechodziłem tędy wiele razy, by dotrzeć do ciebie. Oczami wyobraźni widziałem nas siedzących na pobliskiej ławce w czasie słonecznego lata. Zajadaliśmy się wtedy lodami. Gdybyś ty wiedział jak wtedy miałem ochotę wytrzeć twoje, pobrudzone od zimnego deseru, usta. Nie miałem na tyle odwagi, by cokolwiek zrobić, więc ty sam je oczyściłeś. Tamtego dnia miałem okazję podziwiać twój piękny uśmiech, mając ochotę złapać, za te urocze policzki.
Dzisiaj coś we mnie tchnęło. Postanowiłem to zrobić... Byłem coraz bliżej twego domu. Widziałem go już stąd...
Stanąłem przed jasnymi, drewnianymi drzwiami. Nie miałem w zamiarze pukać. Ukucnąłem i położyłem kartkę na wycieraczce. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Zostawiłem ci list. Nie musiałem się martwić, że ktoś nagle otworzy mi drzwi. Wiedziałem, że nie ma cię w domu, ponieważ na wakacje dorabiasz sobie jako kelner w kawiarence, której jestem stałym klientem. Twojej mamy także nie ma, ponieważ wyjechała w sprawach służbowych. Mogłem więc spokojne zanieść to co miałem. Obok listu delikatnie położyłem tulipana o lawendowym odcieniu. Bardzo kojarzył mi się z tobą. Kwiat był delikatny, piękny i nawet kolor miał jak twoje włosy. Z resztą, był on twoim ulubionym gatunkiem kwiatów.
Wstałem i odetchnąłem z ulgą. Poprostu odwróciłem się i odszedłem. Wróciłem do domu w dobrym humorze, lecz gdzieś z tyłu w mojej głowie wciąż tkwiło zmartwienie.
Zasnąłem z myślą o jutrzejszym dniu. Zapewne odpiszesz na mój list, lecz nie jestem pewien czy się zgodzisz...
★
Kierowałem się w stronę parku. Zgodziłeś się na spotkanie, dlatego też tu jestem. Podziwiałem zielone korony drzew wokół mnie. Uwielbiałem przyrodę. Pięknego klimatu nadawały ćwierkające ptaki. Śpiewały spokojną melodię, w którą uwielbiałem się wsłuchiwać wraz z tobą.
Dotarłem do "naszej" ławki. Była podpisana inicjałami - moimi i twoimi. Wiem, że to głupie, w końcu zniszczyliśmy tylko ławkę, lecz były tu nasze wspomnienia.
Usiadłem. Spojrzałem na swe szare trampki. Trwałem w obserwacji niczym w transie, gdy nagle usłyszałem wołanie. Usłyszałem twój głos. Od razu poderwałem głowę do góry, spojrzałem w lewo i znów dostrzegłem uśmiech na twej twarzy. Zmierzałeś w tę stronę szybkim krokiem. Miałeś na sobie jasnoniebieskie dżinsy z nieco wysokim stanem, do tego czarną, cienką bluzkę, włożoną w spodnie, przyozdobioną lekkimi falbanami na końcu długich rękawów. Twoje stopy zdobiły białe, zwykłe trampki. Wyglądałeś pięknie, jak zwykle zresztą.
Dosiadłeś się do mnie. Uśmiechnąłem się szeroko, a moje serce biło naprawdę mocno, jakby miało wyrwać się z piersi. W końcu miałem ci dziś wyznać moje uczucia do ciebie Wooyoung...
****
1/2
Wyczekujcie drugiej części :*
Maja❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro