Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31 część 2

Możliwe, że dobór mojego repertuaru na dziś jest nieco chaotyczny, ale upragniony weekend był mi potrzebny, aby odpowiednio zrelaksować się, zanim otworzę puszkę pandory.

Wibrator oczyścił mój umysł, a gorąca kąpiel — ciało. Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o swoich uszach. I oczach również.

Bo, gdy chwytam pilot, aby wybrać plik z nagraniem rozmowy między Alice a Jonah — wiem, że to, co zobaczę, będzie żyło we mnie równie mocno, jak część, którą zobaczyłam już wcześniej.

Upijam ostatni łyk szampana, a potem odstawiam opróżniony kubek na blat stolika kawowego. Przesuwam opakowanie z chusteczkami higienicznymi, aż dotkną błękitnego pudełka z naszyjnikiem, który podarował mi Benton.

Mój wzrok pada na pilot, który leży najdalej na stoliku. Nie dziwota, że robię wszystko, aby po niego nie sięgnąć. Skoro ustawiłam sobie durne ultimatum, że to decydujący moment, odkreślający moją przeszłość od przyszłości i inne ckliwe głupoty, które w ogóle nie powinny przyjść mi do głowy.

— Saylor, przecież wszystko co usłyszysz, już się stało, a ty pogodziłaś się z sobą — mówię na głos. Ale nie do samej siebie, bo Leonica w akwarium, uważnie śledzi mnie lewym okiem. — Jak tak dalej pójdzie, kupię ci akwarium na kółkach. Zbyt często zmieniamy lokum. — Wyłączam telefon, zanim zdąży na dobre się rozdzwonić. — Czy rybkom można wykupić polisę na życie? A jeśli tak, to jak udowadnia się ich śmierć? Wystarczyłoby zrobić zdjęcie, obrócić je i wysłać ubezpieczycielowi. Murowana kasa do końca życia za każdą rybkę.

To i inne rzeczy od dłuższej chwili przelatuje przez moją głowę. Jestem mistrzynią uciekania od meritum. Dobrze, że moje życie to nie jeden z harlequinów, które czytam — sfrustrowałabym się na śmierć.

Rozbrzmiewa dzwonek do drzwi.

Schylam się na kanapie, chociaż nikt nie może mnie zobaczyć. Serce mi wali, bo ktokolwiek to jest, nie mam ochoty się z nim konfrontować. Wpuściłabym chyba jedynie kuriera z paczką nowych książek.

Mija chwila. Dwie. Możliwe, że cały kwadrans chwil, a pukanie się nie ponawia.

— To było ostatnie wezwanie od tego, który nie ma poczucia humoru, prawda?

Jeśli Bóg, w którego istnienie nie wierzę — chyba, że aktualnie umieram — wie, że to pytanie między innymi do niego, nie daje mi już żadnego znaku.

Dobra. Spinam dupę.

Chwytam pilot i włączam nagranie.

Wszystko co uważasz za błędy jest po prostu życiem, Alice. — Troska wręcz wylewa się z każdego słowa Jonah. — Nie musisz się piętnować za nic, co było między nami, ani za nic, co było po nas. Właśnie w ten sposób...

Siebie krzywdzę — dopowiada kobieta. — To bardzo wygodne słowa. Zbyt wygodne i tak słodko odurzające. Wygodnie byłoby wpoić mi, że bohema w życiu to nie trauma, a czysty hedonizm, prawda? — Unosi dłoń. — Nie potrzebuję odpowiedzi. Ale nie krępuj się z wyjaśnieniem, dlaczego ze mną zerwałeś.

Dynamicznym ruchem zakrywa swoje uda.

Nie podoba mi się dokąd zmierza ta rozmowa. — Jonah cicho zaznacza jawną dezaprobatę, na co Alice jedynie unosi jedną z czarnych brwi.

Proszę, zrób to. Inaczej ja to opowiem. — Kobieta zakłada nogę na nogę i odważniej na niego patrzy. — Masz zbyt mało czasu, aby ułożyć tę historię zgodnie z prawdą, ale w odpowiednich słowach. No cóż... Ja również nie posądziłabym cię o nieprzygotowanie, Jonah.

Minęło ponad piętnaście lat. Czy nie moglibyśmy...

Nie, nie moglibyśmy.

Nie traktuj mnie jak kretyna — cedzi. — Doskonale wiesz, że sama również manipulujesz tą rozmową i każdy przyszły słuchacz, powinien zdawać sobie sprawę, że gdy dwie osoby łączy tak burzliwa i namiętna przeszłość, to każda z nich ma swoje racje, punkt widzenia i półprawdy. Bo dokładnie tak emocje wpływają na odbiór wydarzeń. Zniekształcają je. Ani twoja ani moja wersja, nigdy nie będzie obiektywnym opisem zdarzeń. Tak naprawdę końcowy efekt dostanie się temu, kto jako ostatni spuentuje wymianę poglądów. Nikt nie zapamięta początku czy rozwinięcia tej rozmowy. Kluczowy będzie jedynie ostatni fragment i wydźwięk, jaki on po sobie pozostawi.

Alice pochyla się w jego kierunku i swoją stopą, dotyka jego łydki.

Tak, Jonah. To się nazywa subiektywizm. Wiesz co jest jego przeciwieństwem? — Przechyla głowę na bok, a jej włosy opadają, niczym lśniący jedwab, na jej ramię. — Obiektywizm mojego późniejszego kryzysu. Rzuciłam karierę modelki i obiecałam sobie, że już nigdy nie będę nosić się wysoko — stuka stopą w jego łydkę — bo ciężko osiągnąć coś w branży, w której przespało się z większością mężczyzn. Ale na szczęście trafiłam wtedy na kogoś, kto pomógł mi przez to przejść. Kogoś, kto nigdy nie chciał, żebym dawała. To było tak zaskakujące, tak niewinne, tak czułe... Byłam w szoku, że są tacy mężczyźni, wiesz? Jednak tym, co zdziwiło mnie najbardziej, był fakt, jak perfidnie to wykorzystałeś, aby odsunąć Saylor od Hays'a.

Prostuję się i jeszcze mocniej koncentruję na wszystkim, co widzę i słyszę.

B. Hays. — Jonah parska krótko śmiechem i potrząsa głową z niedowierzaniem. — Mamy clou naszego spektaklu. To nawet zabawne, że to mnie zarzucasz manipulację, a cel tej rozmowy ma za zadanie zbliżyć go do niej. Kto tu kim manipuluje?

Mylisz Hays'ów.

Słucham? — Jonah marszczy brwi.

To nic dziwnego. W końcu to bliźniacy jednojajowi. — Alice uśmiecha się, i wygląda to a szczery gest. — Mylisz ich. Moim domem jest młodszy z nich, nie ten, z którym pracuję.

Na twarzy mężczyzny jasno widać szok. Prawie dostrzegam, jak szybko kręcą się teraz trybiki w jego głowie.

Jonah zrywa się z krzesła i znika z kadru. Drzwi do pokoju mocno uderzają o framugę. Zamieram w ciszy nieprzerwanej nawet moim oddechem. I kiedy myślę, że to koniec rozmowy, słyszę uderzenie. A po nim kolejne. I kolejne.

Alice niezwykle powoli wstaje i cofa się w lewą stronę ekranu, bliżej okien. Oddala się od źródła dźwięku.

Chcesz mi powiedzieć, że jest dwóch Hays'ów?! — cedzi tak złowrogo, że włosy na moich przedramionach stają dęba. — Dwóch, pieprzonych, identycznych braci?! — Chyba na chwilę zaślepia go jakaś furia, bo łoskot oznajmia, że krzesło, fotel, stolik... jakiś mebel mocno ląduje na podłodze. — Czyli wszystko co mówiłaś, gdy wróciłaś do mnie z płaczem, dotyczyło drugiego z braci? Nie mówiłaś o tym, z którym ona teraz jest? — wypluwa.

O Chryste...

Myślę jedynie o tym, że Alice była z nim sama w pokoju, a ja ot tak wyszłam z budynku, gdy zaczęło się to piekło.

Bo chociaż nie usłyszałam wszystkiego, mój umysł jasno rozumuje, co jest zapalnikiem jego stanu.

Zazdrość.

Jonah Schmidt jest o mnie zazdrosny.

W tak chory sposób, że właśnie demoluje pokój, w którym się znajduje.

Mężczyzna pojawia się w kadrze i chwyta kobietę za ramiona. Zaciskam dłonie na swoich udach i z przerażeniem wpatruję się w ekran.

To co mi mówiłaś — syczy prosto w twarz Alice. — To o tym, jak bardzo brakuje ci seksu w związku, pomimo, że jest wypełniony miłością... To... Mówiłaś to o drugim Hays'ie? Odpowiedz! — żąda.

Nie jestem pewna, czy Alice ma jakiekolwiek panowanie nad tą sytuacją, ale dostrzegam, że jej palce są dziwnie sztywne.

Do moich oczu napływają mi łzy.

Czyżby ustalili znak bezpieczeństwa? Czyżby Alice właśnie z całych sił starała się zapewnić, że nadal daje sobie radę? Co by się stało, gdyby zgięła któryś z palców? Co by się stało, gdyby poprosiła o pomoc...

Tak — wypluwa ze słyszalną satysfakcją. — Nigdy nie spałam ze swoim szefem. Nigdy nie spałam z żadnym z braci. I nigdy... nie poznałam mężczyzn, którzy potrafiliby kochać mnie bardziej. Jeden z nich jest mi jak brat. Drugi z nich... Drugi z nich jest miłością mojego życia.

Oszukujesz samą siebie. — Jonah przyciąga ją bliżej siebie. — Tamtej nocy, ponad piętnaście lat temu, wróciłaś do mnie z płaczem i błagałaś, żebym cię wypieprzył. Nigdy nie zapomnę smaku twoich łez, gdy zdałaś sobie sprawę z tego, co zrobiłaś i tego, jak krzyczałaś z rozkoszy. Nigdy nie zapomnę o tym, że tej nocy wyznałaś mi, jak bardzo brakowało ci mnie w tobie. Nie rozumiałem, dlaczego uważasz tę część siebie za brudną, ale teraz już wiem. — Jego usta przybliżają się niebezpiecznie blisko jej szyi. — To ty wciąż jesteś o mnie zazdrosna. To ty starasz się ją ode mnie odciągnąć; i to ty, sprawiłaś, że uwierzyłem, że przez moje łóżko przewinęły się dwie partnerki Hays'a.

Przypominam sobie każdy moment, w którym Jonah starał się dowiedzieć czy spałam z Bentonem. Pamietam, jak mi nie wierzył. Nie wierzył, że tego nie zrobiłam, a każdy z tych razów był jeszcze przed tym, zanim wyjawił mi, że według jego wiedzy, Benton był prawiczkiem.

Jonah Schmidt za wszelką cenę szukał potwierdzenia, że nie spałam z Bentonem.

Nigdy nie spaliście z tą samą kobietą — grzmi Alice. — Bo każdy z Hays'ów szanuje sferę łóżkową w sposób, jakiego ty nigdy nie będziesz w stanie pojąć.

Po tym wszystkim co nas łączyło — chrypi Jonah. — Och, moja słodka Allie. Tak bardzo namieszałaś. Tak cholernie bardzo, że nawet nie masz pojęcia.

Wiem, aż za dobrze, czego nie zrobiłam przez piętnaście lat!

Jonah uderza pięścią w biurko, a obraz się chwieje.

Przez ciebie wierzyłem, że nowy fiut Say jest jebanym prawiczkiem!

A mimo to, tak usilnie starałeś się dowiedzieć, czy ze sobą nie spali, prawda?

Wszystko zepsułaś — śmieje się z niedowierzaniem.

Co zepsułam? — dziwi się Alice. — Co zepsułam, skurwysynie?! Myślałeś, że masz prawo do niej wrócić? Myślałeś, że ją również uzależniłeś od siebie tak bardzo, że będzie ci jadła z ręki nawet po rozstaniu? Ona nie jest mną! Jest silniejsza, niż ja kiedykolwiek byłam. I to właśnie jest koniec, Jonah. To jest koniec wszystkiego.

Mężczyzna ją puszcza, ale wpatruje się w nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.

Spała z nim? Spała z drugim z braci? — dyszy spazmatycznie. — Jesteś mi to winna. Odpowiedz. Czy Saylor spała z Hays'em?

To nie twoja sprawa.

Jonah przymyka oczy i mocno zagryza szczękę.

Odpowiedz mi, Allie. Czy ona z nim spała?

Twoje narcystyczne ego nie ma granic. Nigdy nie przebolejesz tego, że którakolwiek z twoich byłych wyrwała się spod twojego wpływu. Zawsze chciałeś być tym najważniejszym mężczyzną w życiu młodych podlotków. Jesteś egomaniakiem i predatorem.

W Paryżu popełniłem nie jeden, a dwa błędy — szepcze, ale mikrofon wyłapuje jego głos. Podgłaśniam telewizor. — Za drugim razem mogłem zostać.

Czuję się jak mięso na przetargu.

Za pierwszym razem, byłam nieodpowiednia, bo wizja ciąży ze mną tak bardzo go przeraziła.

Za drugim razem... Nie chciałam go, więc rzucił mi w twarz, że Hays nigdy nie da mi tego, co miałam.

I w żadnym z tych razów nie kochał mnie. Kochał siebie.

Kochasz nas, gdy jesteśmy piękne, młode i jurne. Rzucasz nas, gdy zaczynamy dorastać i chcemy czegoś więcej niż idyllicznego miesiąca miodowego rozciągniętego na kilka lat. Sycisz się tym, że wciąż żyjesz w naszych głowach i to ciebie stawiamy za ideał, do którego nie dorośnie żaden późniejszy mężczyzna. Ale tutaj jest właśnie koniec.

Kurwa, mogłem wtedy ją mieć. Ja pierdolę... — Jonah siada na krześle i wsuwa palce we włosy. — Ona jeszcze wtedy z nim nie była, prawda? Mogłem ją jeszcze...

A więc wreszcie znasz to uczucie. — Głos Alice ma w sobie nutę zachwytu. — Ja, brazylijska modelka, za którą się wziąłęś po mnie i każda kolejna, nic dla ciebie nie znaczyłyśmy. Nie w takim stopniu jak ona. — Kobieta klęka i w polu widzenia kamery zostaje jedynie jej głowa, wpatrzona z dołu, a jednak z góry, na Jonaha. — Może to przez to, że jesteś już coraz starszy i wiesz, że będzie coraz ciężej o nowe partnerki. A może to dlatego, że ona okazywała ci najgłębszą miłość z nas wszystkich. Choć myślę... Myślę, że Saylor Adams była najczystszą kobietą, jaką kiedykolwiek miałeś. Była najbardziej niewinna, szczera i żarliwie cię kochała. To właśnie cię do niej przyciągnęło. To sprawiło, że nie rzuciłeś się w nowy związek, a jedynie w drobne przygody. Tak właśnie wygląda twój koniec. Bo właśnie zdajesz sobie sprawę, że to co zrobiłeś tylu kobietom... mimochodem przytrafiło się i tobie. Uzależniłeś się od niej. Od siebie w jej oczach. Bo skoro ktoś tak krystaliczny potrafi spojrzeć na ciebie ze szczerą miłością... Jedynym, co mogło sprawić, że od niej odejdziesz, był strach, że ona będzie kochać bardziej kogoś innego, prawda? Że pozna miłość tak czystą, że dzięki temu dostrzeże twoją brzydotę.

Test ciążowy.

Teraz już rozumiem. — Alice wstaje. — Nie skrzywdzisz już żadnej kobiety. Nie zrobisz tego, bo nie będziesz już w stanie poczuć do żadnej tego, co czujesz do niej. Nie trzeba dodawać nic więcej. Ty od roku pokutujesz za swoje błędy.

Kobieta podchodzi do łóżka i delikatnie gładzi różaną brustaszkę, która leży na pościeli.

Powinnam domyślić się od razu. Niemniej... wreszcie mogę odetchnąć z ulgą. Nie ochroniłam w porę tamtych kobiet, ale ona zadbała, żeby nie było żadnej kolejnej.

Saylor Adams... — szepcze z bólem.

Saylor Adams jest kobietą twojego życia. Ale to nie ty będziesz mężczyzną jej życia. To lekcja pokory, którą życie ironicznie ci serwuje. Żegnaj, Jonah Schmidt'cie.

Wyłączam telewizor.

Czekam, aż ostatnia łza spadnie z mojej brody i również zaczerpuję głęboko powietrza. Szary moralnie, czy nie...

Żegnaj, Jonah Schmidt'cie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro