Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Zapraszam na wolny, pełen oddechu rozdział. Nie wiem, czy jest nudny, nie wiem nawet czy jest jakkolwiek ciekawy, ale to rozdział, który potrzebny jest w życiu każdego, kto choć raz przeżył to co, Saylor. Zwłaszcza przed burzą, którą funduje jej życie. Dziękuję każdej osobie, która tu dotarła a w szczególności: 


atriabooktok


Bez jej wsparcia, nie miałam ani wiary ani siły w opowiedzenie tej historii do końca. Saylor, która jest we mnie, zawsze będzie jej wdzięczna za wsparcie. Nie znam odpowiednich słów, żeby wyjaśnić jak bardzo jestem Ci wdzięczna i jak bardzo doceniam tak pozytywną energię od Autorki, której twórczość trafiła do mojego serducha. Jesteś nie tylko wspaniałym człowiekiem, ale i niesamowicie uzdolnionym Pisarzem. Atriuj dalej i mierz wysoko — Twój charakter czuć w każdej literze Twojego PMO, a prawda broni się sama. Dziękuję ❤





— To fatalny pomysł — oznajmiam, zamykając puderniczkę z lusterkiem. Chowam ją szybko do torebki, a potem odwracam swoją poirytowaną twarz w kierunku Bentona.

Siedzi w fotelu kierowcy i uśmiecha niczym pan oraz władca wszystkiego co perwersyjne.

— Mówisz tak tylko dlatego, że jeszcze nie widziałaś, co byłbym w stanie stworzyć.

— Benton! — syczę cicho, bo do naszego auta powoli zbliża się szkolny ochroniarz. — To budynek użytku publicznego. Nie możesz zaprojektować dla mnie dodatkowej sali na parterze a potem ją sfinansować i postawić.

— Zapominasz o najważniejszej kwestii. Miałbym prawo ją ochrzcić i nazwałbym ją...

— Dzień dobry! — krzyczę głośno, aby zagłuszyć mojego osobistego kierowcę. Wychylam się lekko przez otwarte okno i wyciągam swoją ID z kodem QR.

Ochroniarz skanuje dokument, po czym spogląda na rejestrację auta.

— Pojazd się nie zgadza.

— Tylko ją podrzucam — wyjaśnia Benton. Niepotrzebnie pochyla się w moim kierunku. Ochroniarz doskonale go widzi.

Wydmuchuje zimne powietrze, które owiewa moje sutki.

Zachłystuję się i końcem języka mielę niepochlebne przekleństwo.

— Mimo wszystko...

— Nie wjeżdżam na teren szkoły. — Benton przerywa dużo chłodniejszym tonem. — Podwożę jedynie jedną z waszych najlepszych nauczycielek do pracy.

— Nie jestem...

Jego spojrzenie na moment krzyżuje się z moim.

— Jesteś, skoro jako jedyna fatygujesz się do szkoły kilka dni przed rozpoczęciem pracy, aby przystroić swoją klasę i przygotować prezenty powitalne dla swoich uczniów.

— O! Jakiś tydzień tematyczny? — pyta zaciekawiony ochroniarz.

Kiwam głową.

— W tym roku wymarzyłam sobie salę pełną małych replik znanych budowli. Chcę zainspirować uczniów do wyboru destynacji dla naszej letniej wycieczki.

— Ale to prawie rok czasu... — dziwi się ochroniarz.

— Minie szybciej, jeśli będą mieli motywację do nauki lokalnego języka.

— Hmm... — zamruczał ochroniarz, masując się po płaskim brzuchu. — Ale pani chłopak nie wchodzi — dodaje nieco groźniej.

— Jak mówiłem: jedynie ją podwożę.

— No dobrze. — Ochroniarz wraca do swojej dyżurki i otwiera dla mnie bramę.

Szybko okręcam się na siedzeniu i chwytam torbę z trójwymiarowymi puzzlami, które zamierzam ułożyć.

— O której cię odebrać? — Hays wciąż jest przesunięty na tyle blisko, że nasze twarze mijają się o centymetry.

Rzucam krótkie spojrzenie na jego krótko przystrzyżony zarost i walczę z dłońmi, które pragną wystrzelić w kierunku jego szczeciny.

On naprawdę powinien płacić podatek od seksowności.

— Może... — dekorowanie sali powinno mi zająć jakieś niecałe trzy godziny, ale nie jestem pewna czy tyle bez niego wytrzymam — możesz być za dwie godziny? Czy planujesz jechać do pracy na dłużej?

Proszę, proszę, proszę...

Hays uśmiecha się w taki sposób, że nie potrzebuję nawet potwierdzenia, które pojawia się w jego spojrzeniu, gdy powoli taksuje moją twarz.

— Wezmę trochę dokumentów i dokończę pracę wieczorem — oznajmia, jakby w głowie już zaplanował wszystkie szczegóły tego, jak wykorzysta tę „przerwę" od pracy. — Zrób mi tylko tę przyjemność i zmień tablice rejestracyjne w systemie.

Rumienię się, bo oboje doskonale wiemy, czyje wpisałam, przy podejmowaniu pracy w szkole. Czuję delikatny wstyd na myśl o tym, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Mogłam napisać do sekretariatu i poprosić o zmianę auta uprawnionego do wjazdu na teren szkoły, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiłam.

— Zrobię to — obiecuję. Jego spojrzenie nie zmienia się nawet o krztynę, toteż nie mam pojęcia, czy poczuł się zraniony. Zamiast rozmyślać nad tym dalej, przybliżam się odrobinę i składam na jego policzku ciepły, spokojny pocałunek. Pod wargami czuję, jak jego zaciśnięta szczęka nieco się relaksuje.

— Uważaj na siebie.

Gładzę go szybko po policzku, bo chrząknięcia ochroniarza jasno sygnalizują mi, że chciałby zamknąć bramę.

— To ty uważaj na siebie. I to nie są puste słowa, Benton. Mam, co do ciebie, konkretne plany, gorylu.

Posyła mi lekko cierpką minę. Uśmiecham się w duchu, bo zdecydowanie wciąż pamięta o masażu, który jestem mu winna.

*

— To nagroda za zmienienie danych w systemie? — pytam głucho.

Na moich kolanach leży przepiękny, niesłychanie drogi naszyjnik od Tiffany & Co. Całość spoczywa na jedwabnej poduszce koloru kości słoniowej. Zamykam błękitne pudełko, a potem otwieram je ponownie, jakbym potrzebowała się upewnić, że jego zawartość jest rzeczywista.

— Nie — burczy Benton. Nieco zbyt wściekle wymija ciężarówkę UPS, przez co chwytam pudełko, aby nie zsunęło się z moich kolan. — Chciałem być miły.

Dłonie nadal mi się trzęsą z wrażenia. Jeszcze nigdy nie trzymałam czegoś tak niebotycznie drogiego. Trochę go znam i wiem, dlaczego kupił mi tak drogie cacko. Naprawdę wiem, co go do tego pchnęło.

I ta świadomość mnie boli.

— Kurwa — przeklina soczyście. Przyspiesza i zajmuje miejsce, na którym właśnie chciała zaparkować szara toyota. Jej właściciel trąbi na nas. Hays nie pozostaje mu dłużny. Wciska klakson i trzyma go dotąd, aż tamten nie odjedzie z piskiem opon.

Wzdycham zirytowana jego wybuchem złości.

— Jeśli nie chciałeś, żebym poruszała jego temat, to nie musiałeś mi tego — zamykam luksusowe opakowanie — kupować.

Przez chwilę mierzymy się na spojrzenia, a ja w swojej głowie obracam możliwe scenariusze dalszej rozmowy. Jestem przekonana, że Benton użyje argumentu w stylu: „to ty zaczęłąś, gdy nie zmieniłaś w szkolnym systemie jego tablic rejestracyjnych na moje" a ja odbiję piłeczkę czymś w stylu: „kupiłeś to tylko po to, aby wszyscy patrzyli na mnie przy twoim boku".

Mężczyzna jednak zanim odpowie, łyka nerwowo powietrze, starając się ochłonąć. Chwyta moją lewą dłoń i przeplata nasze palce.

— Kupiłem to dla ciebie, Saylor. Dla nikogo innego.

— Nie miałeś ukrytych motywów? Nawet takich podświadomych? — dopytuję, bo nie do końca wierzę, czy sam jest pewien tego, o czym mnie zapewnia. — Ciężko mi znaleźć jakiś logiczny powód, dla którego miałbyś mnie obdarowywać czymś takim. Zwłaszcza, gdy jutro wybieramy się na ten cały bal, który zorganizowałeś w InteContinental'u.

— Nie zorganizowałem go — syczy, po czym zaciska usta, aby nie powiedzieć czegoś, co ciśnie mu się na język. — To impreza zbierająca fundusze charytatywne.

— Tak. Dla śmietanki towarzyskiej, a ty zaprosiłeś całą swoją firmę.

Mięsień drga w jego policzku, a oczy błyszczą wyzwaniem, które wyraźnie tworzy się w jego głowie.

— Musisz zaryzykować.

— Słucham? — dziwię się. Unosi nasze dłonie ku swoim ustom.

— Żeby mieć szansę na pozostawienie przeszłości za sobą, musisz zaryzykować. Zaufaj mi.

Peszę się pod dotykiem jego wilgotnych warg na moich knykciach.

Przecież ci ufam, Hays.

Unosi brwi, komunikując mi coś niewerbalnie.

— Nie chcesz tam iść z dziesiątek powodów, których pewnie nigdy nie zrozumiem w całości. Nie musisz mi nawet tego tłumaczyć. Jednak zaufaj mi, że przez tyle lat naprawdę wprawnie nauczyłem się czytać ludzi i nawet jeśli nie wiem dlaczego, to wiem po co potrzebujesz rozliczyć się z Jonah Smidt'em. — To imię budzi mnie do życia.

Nie wiem, czy reaguję tak, bo się boję. Może dzieje się tak, bo nie chcę sprawdzać czy on nadal ma na mnie jakiś wpływ? A może po prostu obawiam się, że moje uczucia nie będą miały znaczenia, gdy na szali znów pojawi się to obezwładniające pożądanie.

Tak. Przeraża mnie myśl, że pasja znów zaleje gorączką mój zdrowy rozsądek. Tylko... do którego mężczyzny?

Ręka mi drży, gdy myślę o tym, że moje ciało mogłoby zadziałać sprzecznie wobec tego, co czuję w sercu. Bo tam nie mam już miejsca dla Jonah. Kto inny zaczął się tam rozgaszczać.

Hays ściska moje palce w pokrzepiającym geście, a ucisk w mojej klatce piersiowej stopniowo puszcza.

— Mogę cię stracić — wyjawia z oczami pełnymi sprzecznych emocji: wygląda równocześnie na zdenerwowanego, zmartwionego i nieco... poddanego. — Nawet jeśli odejdziesz ode mnie po balu, zrobisz to kierowana prawdą. A jeśli będę siedział i potulnie liczył na to, że rozprawisz się ze swoją przeszłością, stracę cię na pewno.

Przeczę ruchem głowy.

— Nie zaprzeczaj, proszę. — Coś w jego słowach każe jeszcze głębiej zajrzeć mi w te głębokie błękitne oczy. widzę w nich pewną ostrą iskrę. Czuję, jakby benton Hays każdą częścią swojej duszy chciał zapewnić mnie o prawdzie, która się tam skrywa. — Przeżyłem już to. Siedziałem z założonymi rękoma. Nie zrobiłem nic, żeby pomóc komuś, kto również kochał rozkosz.

Moje wnętrze skręca się, jakby zaciskały się na nim niewidzialne pięści.

On brzmi, jakby mówił o kobiecie, która dzieliła łóżko z nim. Z nim i z Jonah Schmidt'em, ale... wcześniej zapewniał, że żadnej nie było.

— Marzę, aby wszystko to — parskam nerwowym śmiechem — było prostsze.

Benton czule przenosi obie dłonie na moją twarz.

— Więc mi zaufaj. Sprawię, że zrozumiesz wszystko. Wyłowię to z ciebie i siebie i zabiorę całe to gówno na powierzchnię. Pozwól mi wszystko naprawić. — Charyzma jego głosu, powaliłaby mnie na kolana, gdybym nie siedziała w fotelu pasażera.

*

Całuje moje kolana, jakby ustami chciał przekazać mi coś niezwykle ważnego. I może to robi, bo gdy jego ciepłe usta przenoszą swoją uwagę na drugie kolano, nie mogę opanować cichego westchnienia. Benton unosi na mnie swoje jasne oczy, gdy czule gładzi kciukiem wnętrze mojej łydki.

Przymykam oczy i cieszę się tym powolnym, niemalże leniwym, doświadczeniem.

— Twoja delikatność mnie relaksuje — wymyka mi się coś, co miało pozostać w mojej głowie.

Mężczyzna składa kilka drobnych pocałunków na kolanie, a zaraz potem wspina się w górę łóżka. Lekko się kołyszę, gdy układa się nade mną. Jego przedramiona mocno trzymają jego ciężar — dba o to, żeby mnie nie przygnieść.

— Więc wreszcie zaczynasz widzieć różnicę — mówi cicho. Nosem odsuwa kilka kosmyków z mojego czoła. — Jestem z ciebie dumny.

Dumny.

Benton Hays jest ze mnie dumny.

Natychmiast otwieram oczy i orientuję się, jak blisko znajduje się jego twarz. Chcę podnieść dłoń i dotknąć jego policzka, ale równocześnie mam wrażenie, że ich nie czuję.

— Możesz powtórzyć? — proszę więc.

Zaciągam się głęboko jego zapachem.

— Właśnie zatriumfowałaś w mojej głowie — szepcze. — Kurwa, wyglądasz jak najbardziej usatysfakcjonowana istota na świecie.

Uśmiecham się, ale nawet to mnie męczy.

— Czemu teraz? — mruczę, zbawiennie wyciągając nogi do granic możliwości. Uczucie rozprostowywania mięśni po masażu językiem, to nowy wymiar przyjemności.

— Właśnie pokazałem ci, jak należy czcić twoje boskie nogi, a ty ani przez moment nie błagałaś o więcej — oznajmia, wyraźnie zadowolony.

— To, że nie chciałam dobrać się do twojego rozporka, jest czymś dobrym?

— Dla ciebie — całuje czubek mojego nosa, a ja chichoczę — jest czymś niezwykłym.

Benton w mgnieniu oka przewraca się na plecy i ciągnie mnie za sobą, aż po skończonym obrocie ląduję na jego piersi. Wzdycha, jakby mógł wreszcie odpocząć po męczącym maratonie.

— Czyżby bolał cię kark? — pytam cicho i moszczę się na nim wygodniej.

— Nie dogryzaj mi, jeśli chcesz jeszcze przeżyć taki przyjemny masaż — ostrzega.

Przyciskam ucho do jego piersi, bo uwielbiam czuć pod policzkiem jak głęboko jego głos wibruje, gdy mówi.

— Nie wiem jak udało ci się to zrobić, ale dziękuję.

Hays sarkastycznie prycha.

— Posłuchaj mnie uważnie, mała małpko. — Zarzuca swoją nogę na mnie i jeszcze mocniej mnie obejmuje. — Właśnie poczyniłaś krok milowy, aby uwolnić się od wszystkiego, co trzyma cię za tchawicę.

— Co? — wybucham krótkim śmiechem.

— Oboje wiemy jak niezdrowe podejście do seksu, przejawiasz. — Chcę z nim polemizować, ale mózg jest tak rozleniwiony jego pocałunkami, że nie nadążam z logicznym myśleniem. — A dziś pozwoliłaś, temu czemuś, się jebać.

— Benton, proszę... — znów chichoczę. — Gadasz jakieś bzdury.

— Nie prawda — zaprzecza, przyciskając mnie do siebie tak mocno, że mimowolnie trochę się spinam. — Pieściłem twoje nogi. Całowałem cię tak długo, że rzeczywiście powątpiewam nawet w swój zdrowy rozsądek, ale... — nabiera głęboko powietrza, unosząc mnie na sobie — nie podnieciłaś się, Say.

Hmm... właściwie on ma rację. Tylko, czy... to nie uderza w jego uczucia? Unoszę się odrobinę, a on rozluźniając obręcz swoich ramion, mi na to pozwala. Gdy chwytam się z nim wreszcie spojrzeniem, faktycznie dostrzegam to, co cały czas próbuje mi przekazać.

Benton uśmiecha się tak szeroko, że widzę jego górne siódemki. Cholera, sama również szczerzę się jak głupia.

— Ja... — zdziwienie blokuje mi język.

— Tak, Say — rusza żywo głową — doświadczyłaś tego bez erotycznego podtekstu. Sama to stwierdziłaś: moje pocałunki cię zrelaksowały.

Również kiwam głową i spoglądam po swoich opalonych nogach, którymi go oplatam.

Miałam nad sobą seksownego mężczyznę, który posmakował każdego centymetra moich ud. Leniwie pieścił, dotykał, ssał, lizał i owiewał swoim ciepłym oddechem. A ona nie wychynęła na powierzchnię. Podczas jego czułych pieszczot, którymi okazywał mi ponadwymiarowe ciepło i swoją uwagę — zostałam sobą. Zrelaksowaną, bezbrzeżnie wyciszoną Saylor Adams, która potrafi cieszyć się subtelną chwilą i delikatnym dotykiem mężczyzny.

— Benton. To coś innego. Czuję to — wyznaję szybko, zanim nawet dokładne wrażenie zdąży się uformować w mojej głowie.

— Owszem, mała małpko. — Znów zacieśnia swój ucisk. Ponownie kładę na nim głowę. — Potrzebowałaś zwolnić. Zrozumieć czego pragniesz i nauczyć się odróżniać... — na chwilę się zawiesza — pewne uczucia od pożądania. Bo sama pasja nie jest intymnością i bliskością. Jest jedynie ich pochodną. Powinna być.

— Skąd to wszystko wiesz? Myślałam, że sam nie możesz się doczekać, aż wreszcie wspólnie przekroczymy granicę.

Mężczyzna przykłada usta do mojej skroni.

— Nie miej wątpliwości, mała małpko. Pragnę cię tak głęboko, że samo ciało mi nie wystarczy. — Jego ręka zaborczo zsuwa się na mój pośladek, który mocno ściska. — Kiedy będziesz moja, będziesz wiedziała, że poświęciłem każdą zakurwistą sekundę na to, aby dotrzeć w każdy zakamarek ciebie. Tak, żeby twoja przyjemność płynęła nie tylko z twojej kobiecości. Chcę doświadczyć z tobą wszystkiego i cholera, jest to równocześnie najbardziej przerażające co fascynujące uczucie w moim życiu. Rozumiesz co mówię?

— Pragniesz mnie — odpowiadam cicho.

— Nie, kobieto — grzmi. Chwyta mnie pod pośladek i wciąga całą na siebie, a potem oburącz chwyta moja twraz. Hays jest zdeterminowany. Cholernie zdeterminowany. — Nie wychodzi mi to całe romantyczne pierdolenie, ale musisz mi pomóc. Słuchaj co do ciebie mówię. Słuchaj jak pojebana, bo ja sam w to nie wierzę. — Moje oczy rozszerzają się równie mocno, co jego źrenice. — Kocham się w tobie zakochiwać, Saylor Adams. I przysięgam, że zrobię co w mojej mocy, aby odbyło się to właściwie. Razem nauczymy się odróżniać pożądanie od...

— Od innych uczuć — akcentuję ostatnie słowo. W jego twarzy widzę bezbrzeżne skupienie.

— Bo z tobą chcę to zrobić właściwie. Tylko z tobą.

Rzucam się aby go pocałować. Swoim jękiem przyjmuje moje usta jeszcze zanim zdążą się dotknąć. Czuję jak bardzo jest rozpalony. Cholera, jak bardzo zmęczył się podczas tamtego całowania? Benton mruczy z zadowoleniem, gdy czuje, jak jedna z moich dłoni obejmuje jego kark. Tam też jest gorący.

I jeśli choć przez chwilę zwątpiłam, czy będę w stanie odczuwać takie samo pragnienie, gdy jego usta ponownie wylądują na moim ciele, to właśnie rozwiewam wszystkie swoje wątpliwości.

Bo pożądam go nie tylko za to, co robi z moim ciałem. Tym razem już wiem, że przyjemność to nie tylko seksowne słowa i gorący dotyk. To również zabójcza chęć wzniesienia się poza wszystkie sensualne uniesienia. Przyjemność jest zrozumieniem, empatią, szacunkiem i otwarciem się na drugą osobę.

Przyjemność nie jest nim.

Przyjemnością jest bycie z nim.

Z całym dobrodziejstwem i wadami inwentarza.

I właśnie oboje doskonale to zrozumieliśmy, gdy leżąc jedno na drugim, wycałowujemy całą, pozbawioną słów, konwersację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro