Rozdział 4
Kilka godzin później, stałam właśnie z Rebecą przy pasie startowym, kiedy ogłosili zmiany w następnym wyścigu. Każdy z przystępujących do niego, musiał zabrać dziewczynę ze sobą. Widziałam, jak dziewczyny, które miały na sobie kilka skrawków materiału, gdyż ciuchami tego nie można było nazwać, szybko podchodziły do kierowców.
Od tego wyścigu wszystko się zaczęło. Zaczęłam się nowa ja.
Do linii mety podjechał czarny Mustang. Wysiadł z niego Damien, rozglądając się dookoła. Większość dziewczyn skakała wokół niego prosząc, żeby to właśnie je wziął ze sobą. Jednak on nie zwracał na nie uwagi. Jego wzrok spoczął na mnie, a ja już wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Damien, przedzierał się przez tłum gapiów, aż doszedł do mnie.
- Lily, pojedziesz ze mną? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Był ode mnie wyższy, dobrze zbudowany i otaczała go aura tajemniczości. Był typowym złym chłopcem. Wtedy powinnam uciekać od niego jak najdalej, jednak serce nie posłuchało rozumu. Zrobiłam inaczej, wbrew zdrowemu rozsądkowi.
- Dobrze - odpowiedziałam w końcu. Podał mi rękę, którą z chęcią przyjęłam. Kiedy wszyscy uczestnicy byli już w swoich samochodach. Wyszła na środek jakaś blond tapeciara, wtedy Damien odwrócił się do mnie przodem.
- Mam nadzieję, że nie boisz się szybko jeździć? - zmarszczył brwi i dokładnie skanował moją twarz.
- Nie wiem, zobaczymy za chwilę. Najwyżej będziesz płacił mi za lekarzy do końca życia - mrugnęłam okiem.
- Jesteś bardzo tajemniczą osobą, Lily.
- Nie rozumiem - popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Coś ukrywasz, a ja się dowiem, co to takiego - wrócił wzrokiem przed siebie. Ja też to uczyniłam rozmyślając, co ja najlepszego zrobiłam wsiadając do tego samochodu.
Kiedy blondyna, pomachała flagą, dając znać, że nastąpiło rozpoczęcie wyścigu, ruszyliśmy z linii mety. Damien, znów obrał tą technikę, co poprzednio. Najpierw był ostatni, ale z każdym okrążeniem był na wyższej pozycji. Po raz pierwszy jechałam tak szybko. Przeważnie jeździłam z Rebecą, albo moimi rodzicami. W moim ciele zaczęła krążyć adrenalina. Było zajebiście, właśnie takiego stanu jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Przekroczyliśmy metę, jako pierwsi. Nie wiem, co mną wtedy kierowało, ale chyba właśnie adrenalina. Pochyliłam się, ku niemu i pocałowałam. Damien, był na początku zaskoczony, ale po chwili zaczął oddawać mi pocałunki. Chwycił w ręce moją twarz i całowaliśmy się dalej. Jednak nagle dotarło do mnie, co robię. Oderwałam się od niego i wysiadłam z auta, nie oglądając się do tyłu. Pobiegłam w stronę naszych znajomych. Będąc już przy nich, wzięłam Rebece za rękę i pociągnęłam w stronę jej auta.
- Co się dzieje? - zapytała zaskoczona moim zachowaniem.
- Pocałowałam go - wydusiłam z siebie na jednym oddechu.
- Co ty zrobiłaś?! Lily, ale to nie w twoim stylu – pokręciła głową.
- Wiem o tym. Nie powinnam tego robić. Przecież ja tutaj nie pasuję, nie pasuję do tego świata. On w nim żyje na codzień, a ja nie. Czemu musiałam być taka głupia i ponieść się chwili – mówiłam rozpaczliwie.
- To wymyśl dobre wytłumaczenie, bo Spring, idzie w naszą stronę - powiedziała, patrząc przez cały czas za mnie.
- Beca, ratuj mnie, proszę.
- Sama sobie naważyłaś piwa to je teraz wypij - miała rację. Wypiłam to piwo. Do końca.
- Hej, Damien - wróciła do mnie wzrokiem prosząc, żebym za nią nie szła. Westchnęłam cicho i odwróciłam się do niego przodem.
- Lily, czemu uciekłaś? - patrzył na mnie z ciekawością w oczach.
- J-ja przepraszam nie powinnam tego robić. To nie powinno się wydarzyć. Nasz pocałunek. Jeszcze raz przepraszam - spuściłam wzrok. Chciałam odejść, ale zagrodził mi drogę.
- Lily, spójrz na mnie – jednak nie spełniłam jego polecenia. - Lily – dodał bardziej zdecydowanym tonem i podniosłam z powrotem wzrok na niego. - Nie uciekaj ode mnie. Wiem, że nie jestem najlepszą partią na kumpla, ale nie uciekaj przede mną. Pocałowałaś mnie pod wpływem chwili, to się zdarza. Nie przejmuj się tym.
- Skoro tak mówisz.
- Zbieram się już, podwieźć cię gdzieś? - kiwnął w stronę samochodu.
- Nie! - odpowiedziałam nieco zbyt gwałtownie, aż podniósł jedną brew do góry. - To znaczy nie rób sobie kłopotu, wrócę z koleżanką.
- Jak chcesz. Namawiać cię nie będę. W razie czego wiesz, gdzie mnie znaleźć.
- Tam, gdzie tłum ludzi. Nie martw się, dam sobie radę - tym razem mnie nie zatrzymywał i pozwolił przejść koło siebie.
Udałam się na poszukiwania przyjaciółki, ale nigdzie jej nie mogłam znaleźć. W końcu napisałam SMS'a do niej. Na odpowiedź jaką otrzymałam, cholernie się wkurzyłam. Odjechała beze mnie, myśląc, że pojechałam z Damienem! Wypuściłam przez nos powietrze i rozejrzałam się dookoła szukając tej jednej osoby, która była moim kołem ratunkowym. Tak bardzo nie chciałam z nim jechać, ale widocznie miałam, aż takiego pecha. Znalazłam go. Damien, stał oparty o swój samochód, paląc papierosa. Chcąc nie chcąc, zaczęłam kierować się w jego stronę. Kiedy stanęłam przed nim, podniosłam na niego wzrok. On powolnym ruchem rzucił papierosa i przydeptał go butem.
- Co? Księżniczkę, wszyscy zostawili? - zapytał z wyraźną ironią w głosie.
- Zaraz, skąd to wiesz? - byłam nieco zdziwiona tym stwierdzeniem.
- Skądś. To, co? Jednak Cię podwieźć?
- Głupie pytanie. Oczywiście,że tak. Ale nie myśl, że jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Jakże bym śmiał - obszedł samochód i wsiadł do środka, zapalając go. Uczyniłam to samo i wyjechaliśmy z terenu wyścigów. - To, gdzie mam jechać?
- Pokieruje cię - jechaliśmy w ciszy. Widocznie jemu też nie przeszkadzała, bo nic się do mnie nie odzywał. Kiedy byliśmy już blisko mojego domu, kazałam mu się zatrzymać.
- Jesteś pewna, że chcesz tu wysiąść? - rozglądał się dookoła.
- Jestem. Mieszkam kilka domów dalej. Dzięki za podwózkę.
- Nie masz, za co dziękować - chciałam wysiąść z auta, ale zatrzymał mnie. Popatrzył mi prosto w oczy, a później na usta. W tamtej chwili myślałam, że mnie pocałuje, ale jednak zrobił inaczej. - Lily, uważaj na siebie i pamiętaj, dowiem się wcześniej, czy później, co ukrywasz.
- Nic nie ukrywam i dziękuje za troskę - byłam już lekko tą rozmową rozdrażniona.
- Innych możesz okłamywać, ale nie mnie. Za dużo w życiu przeszedłem, żeby w to uwierzyć.
- Daruj sobie - wysiadłam z samochodu, trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że patrzył, do którego wejdę domu, dlatego skręciłam do Rebecy.
Usłyszałam, że Damien odjechał. Wtedy wyszłam z podwórka i popędziłam do swojego domu. Znowu musiałam to robić. Skradać się, jak złodziej we własnym domu. Niestety takie były uroki, będąc tym, kim byłam. Przed snem myślałam nad tym, co zrobiłam. Czemu go wtedy pocałowałam? Mogłam od razu wysiąść, ale nie mądra Lily, postąpiła inaczej.
Jeden pocałunek, a pociągnął za sobą serię zdarzeń, które nie miały prawa się wydarzyć i skończyć dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro