6 {Dlaczego jest moją żoną}
Luke
Mike powiedział do mnie, któregoś razu, że nigdy nie był w Bostonie. Nie zastanawiając się dwa razy powiedziałem, żebyśmy wybrali się na wycieczkę. On zorganizował pracę w barze tak, że przez trzy dni nie mieliśmy żadnej zmiany, a reszta tonę roboty. Dobrze jest być przyjacielem kierownika. Chyba każdego dnia doceniam to, coraz bardziej.
Boston nie jest moim ulubionym miejscem na świecie. Mam wrażenie, że większość ludzi, którzy tu mieszkają aspirują do dorobienia się domu w Beacon Hills. To miasto jest niezaprzeczalnie piękne, a ulice są czystsze i cisze niż te w Nowym Jorku, ale wszystko z czym kojarzy mi się to miasto to studia.
– No to gdzie chcą studenci MIT?
– Nie mam pieprzonego pojęcia – to najszczersza odpowiedź, jaką kiedykolwiek ktokolwiek ode mnie usłyszał w tym temacie – Siedziałem z nosem w książkach, a potem z nosem w książce w pociągu do Nowego Jorku.
– Żałujesz? – to było podchwytliwe pytanie i dobrze o tym wiedziałem.
– Mogę ci pokazać jedno miejsce, w które chodziłem z kumplami – to jedno miejsce, w które chodziliśmy w kółko. Michael jest zdecydowanie tym bardziej zabawowym i znającym fajne miejscówki – Albo gdzie zabierałem Rachel, gdy mnie odwiedzała. Chryste, pytałem wszystkich gdzie jest najlepsze żarcie i jakimś cudem zawsze się udawało.
Zawsze się denerwowałem, gdy ona tu przyjeżdżała. Bałem się, że zabiorę ją w jakieś chujowe miejsce, którego przecież nie miałem czasu wcześniej sprawdzić. Na szczęście moi kumple znali się na dobrych miejscówkach. Gdy teraz się tak do tego przyznaję brzmię, jakbym żył takim życiem, żeby zadowolić Rachel. Brakowało mi czasu i obycia. Zależało mi na Rachel bardziej niż na studiach, niż na czymkolwiek. Chyba dziwnie to brzmi.
– A sam gdzie chodziłeś? – Mike zawsze próbuje się dowiedzieć o mnie innych rzeczy niż mu mówię.
– Do biblioteki.
Ciągnę za sobą Pączka, któremu chyba nie podobają się ulice Bostonu. Wziąłem go, bo nie chciałem, żeby siedział sam. Nocami jest z nim Rachel, a w ciągu dnia ja. Wiedziałem też, że trochę ją tym wkurzę.
– Wiem, jestem totalnie żałosny. Stary dziad, co zaprzepaścił całą swoją młodość.
– Po pierwsze nie jesteś stary. Po drugie możesz to wszystko jeszcze zrobić i to za swoją kasę, a nie starych, którzy będą ci suszyć głowę, że źle ją wydajesz. No nie wkurzysz rodziców tym, że się upiłeś i nie będziesz musiał się zakradać, ale jest wiele rzeczy, które możesz zrobić.
– Nie wiem tylko czy mogę to jeszcze zrobić z nią, bo ona tak lubi to chodzenie do pracy...
– Kto nie lubi kasy z pracy?
– Ona kocha swoją pracę, więc to ciężki temat.
– A myślałeś naprawdę o rozwodzie i rozdzieleniu waszych ścieżek? Bo nie brzmicie jakbyście mieli teraz cokolwiek wspólnego.
– Myślę o tym każdego jebanego dnia.
– Rozumiem, że nie masz odpowiedzi.
– A jeśli powiem, że się boję? Że jeśli spróbuję ją przekonać do tego siebie, a to nie wyjdzie to to naprawdę będzie koniec, a w ten sposób, w który teraz żyjemy...
– O kurwa, ale to popieprzone – Mike stwierdza fakt, który mało kto ma ochotę powiedzieć na głos. Nie zapominając już o tym, że mało osób tak naprawdę wie o naszych problemach.
– Ta, jestem popieprzony. Pączek, masz pieprzniętego właściciela, jak ci z tym?
Mój pies patrzy na mnie, jak na wariata, a ja wcale mu się nie dziwię.
– Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co się dzieje w głowach zakochanych ludzi.
– Ty nigdy nie... – szokuje mnie to, pomimo, że mi też nie przyszło to łatwo. Umawiałem się z dziewczynami, ale jeśli mam być szczery nigdy nie dawałem uczciwej szansy i zniechęcałem się po pierwszej randce. W tej dziedzinie żyłem zasadą albo to czujesz albo nie. Tak, wiem, że miłość od pierwszego wejrzenia to pewnego rodzaju bullshit, dlatego zostawiłem sobie pierwszą randkę, aby mieć chwile więcej na ocenę. Prawda jest jednak taka, że od momentu, gdy Rachel weszła do mojego pokoju w akademiku nie wyobrażałem sobie siebie z nikim innym. Do dziś mam ten problem.
– No nigdy, dlatego obserwowanie ciebie jest niezmiernie frustrujące i tak, jak mam odpowiedź na wiele rzeczy tak na twój burdel mogę tylko szeroko rozdziawiać gębę.
– Dzięki – powiedziałem ironicznie, bo wiedziałem, że to nie komplement – Chodź zabiorę cię w jedno miejsce, w którym jej wyjątkowo smakowało. Jest tam tona vege rzeczy.
Czy nie powinienem zabrać go w miejsce, gdzie to mi najbardziej smakowało? Może rozstanie z Rachel nie byłoby takie złe, bo musiałbym się nauczyć wszystkiego o samym sobie od nowa. Próbuję to robić dalej z nią będąc, ale jak widać jestem na początku drogi.
– A dzieci? – wyskoczył z tym pytaniem właściwie znikąd.
– Co dzieci?
– No bo zazwyczaj ludzie w waszym wieku mają właśnie ten problem. Jedno chce dziecka, drugie nie. Sorry, jeśli jestem zbyt śmiały w pytaniu o to.
Wybucham śmiechem. Nieprawdopodobne, że nawet on o to pyta.
– Co jest takie śmieszne? – jest zmieszany moją reakcją.
– Matka mnie ostatnio o to zapytała. Tylko dodała 'czy jesteś pewny, że ona może mieć dzieci?'.
– O kurwa – nie hamuje się.
– Zareagowałem niemal tak samo.
– Musisz mi to rozjaśnić. To znaczy, jeśli chcesz.
– Nie chcę dzieci. Rachel też ich nie chce. Nie powiedziałem matce, że sam nie chcę dzieci. Wolę to zwalać przed nią na Rachel – wiem, że to filozofia na miarę tchórza, ale nigdy nie kłóciliśmy się z Rachel o to, że ona głośno głosi swoje poglądy, a ja chowam się w cieniu.
– Ale w ogóle czy razem, czy teraz?
Powinno mnie zaboleć, gdy pyta o to, czy Rachel nie chce ze mną dzieci. Jednak wiem, że ona w ogóle ich nie chce.
– Wszyscy nas o to zawsze pytają. W jednym gronie znajomych, w którym są same pary, a niektórzy mają już dzieci pojawiały się pytania, ile chcecie dzieci, kiedy chcecie dziecko, z biura to chyba zrobicie sypialnie, nie wolelibyście domu, jak nazwiecie dzieci, co zrobicie, skoro Rachel nie przyjęła twojego nazwiska.
Bawiło nas to. Wymyślaliśmy absurdalne liczby dzieci, które chcielibyśmy mieć. Imiona, które byśmy im nadali. Mimo, że ani jedno, ani drugie nie miało dla nas żadnego znaczenia.
– Serio? – Mike tym razem wydaje się zirytowany.
– Chryste ty też?
– Każdy nosi czyjeś nazwisko. Raz matki, raz ojca, czasem męża albo żony. Nie czaję zamieszania o nazwisko, bo każde jest czyjeś – tłumaczy mi.
– Chodziło o sukcesy, które osiągnęła jako Rochester.
– Dalej byłyby jej – ludzie zazwyczaj mają problem z tym, że nie nosimy tego samego nazwiska i każdy ma jakieś opinię na ten temat. Szczerze? Ja mam to gdzieś. Nie czuję, że przez brak nazwiska jest mniej moja. Ani teraz, ani kiedykolwiek.
– Teraz to ja jestem tym bez sukcesów, więc to może ja zmienię nazwisko – żartuję z tej sytuacji, bo już nie wiem, co miałbym innego robić.
– Czy wy się nie rozwodzicie? – mam wrażenie, że z każdą minutą dezorientuję go, coraz bardziej.
Zaczynam nerwowo obracać obrączką na swoim palcu. Nie potrafiłem jej zdjąć, a przy moim obecnym stylu wyglądałem, jakbym lubił nosić biżuterię i dużą ilość pierścionków, a nie obrączkę. Widziałem, że ona nosi swoją. Obiecałem sobie, że jeśli zobaczę, że ona ją zdejmuję to zrobię to samo. Niesamowite, że jestem bardziej przywiązany do kawałka złota niż nazwiska.
– Ta, rozwodzimy, a raczej próbujemy.
– Raczej robicie wszystko, żeby nie dostać rozwodu – podsumowuje naszą relację – A dlaczego nie chcecie tych dzieci? – ciągnie.
– Nie znałem powodu do momentu, gdy nie zacząłem pracy w zawodzie. Wtedy zrozumiałem, że robię wszystko, jak chcą inni. Zawsze posłuszny, zawsze kończący rzeczy, zawsze chcący kogoś zadowolić, zawsze robiący to, co dobrze wygląda przed innymi. Ta praca to w moim życiu pierwsza nieskończona rzecz. Nigdy wcześniej niczego nie rzuciłem od tak. Nie byłem wolny. Rachel zarzuca mi, że jestem biedny, ale tak naprawdę mam to gdzieś. Mógłbym sprzedać to mieszkanie, mieszkać na Staten Island albo w New Jersey, jeździć gównianym samochodem, mieć pracę, w której nie zarabiam kokosów, ale pracę, z której wychodzę i jestem wolny, pracę, po której robię, co chcę, a nawet pracuję, kiedy chcę. Gdy cię poznałem, podobały mi się twoje ciuchy. Nie znałem nikogo kto nosiłby rozdarte koszulki albo malował paznokcie. Poszedłem do sklepu i kupiłem koszulkę, która wyglądała, jakbym nosił ją od dziesięciu lat i w bardzo krótkim czasie stała się moją ulubioną rzeczą.
– Jako informatyk chyba nie musisz chodzić pod krawatem...
– Nie, ale oczekiwało się ode mnie stroju, który będzie reprezentował mój status, skończoną szkołę i inne te gówna.
Oczekiwała ode mnie tego rodzina, może i nawet Rachel, co jest kolejnym powodem naszego niedogadywania się. Miałem wyglądać, jak gość, który skończył MIT. Lubić drogie rzeczy, kupować drogie prezenty. Wszyscy znajomi z mojego otoczenia tak robili. Mieli dobre prace i drogie rzeczy.
– Boisz się obowiązków?
– Nie próbuj mnie psychoanalizować, Mike – wkurza mnie i nie staram się tego ukryć – Miałem w życiu tonę obowiązków, tonę gówna do zrobienia i zawsze się z tego wywiązywałem. Chcę chociaż raz mieć święty spokój. Może i ona zarabia więcej, dużo więcej, ale mam to gdzieś. Wiem, że to się we mnie zmieniło, że jestem innym człowiekiem niż byłem, gdy się związaliśmy. Chciałem dobrej pracy w zawodzie, kariery i grubej kasy. Chyba mieszkanie jest tego pierwszym dowodem, ale w którymś momencie poczułem się tak wypalony, tak nieszczęśliwy, sam nie wiedziałem kim jestem...
– A gdyby chodziło o dzieci? Może zmieniła zdanie i...
– Kurwa, nie. nie ma mowy – wkurza mnie myśl o tym.
– A jeśli... – upiera się przy swoim.
– To wtedy bym podpisał wszystko bez zastanowienia. Nie chcę dzieci. Nie chcę mieć kogoś pod opieką. Chcę żyć własnym życiem i się trochę wreszcie zabawić. Jeśli zmieniła zdanie i chce mieć dzieci to ma prawo je mieć, ale nie ze mną – to nie podlega dla mnie dyskusji – Oddałbym jej wtedy nawet mieszkanie.
– Już drugi raz powiedziałeś, że to mieszkanie dla ciebie nic nie znaczy. To czemu się nie wyprowadzisz?
Miał mnie już po raz drugi dzisiaj.
– Może powinieneś być psychologiem, co?
– Może jeszcze nim zostanę – dla Mike'a nie było niemożliwego.
– Dla ciebie wszystko jest takie proste – co mnie inspiruje, ale też nieziemsko denerwuje.
– Może po prostu powiedz jej, że ją kochasz? – rozwiązanie na miarę komedii romantycznych.
– Ona to wie.
– Chyba sobie jaja robisz – oburza się.
– A niby dlaczego przegląda twoje story? Pewnie siedzi na mieście z Mayą i resztą, i Maya opowiada jej o tym, że przychodzi do nas do baru na darmowe drinki, mimo, że byłoby ją stać kupić ten bar. Chryste, nie czaję tego.
Mike'owi nie jest dane mi odpowiedzieć, ponieważ do stolika podchodzą dziewczyny. Od razu wiem, że są ode mnie młodsze. Tak szerokie uśmiechy kojarzą mi się ze studenckim życiem, gdzie każdego wieczoru szukało się drugiej połówki. Mike zaprasza je do stolika, a one proponują, że zapłacą za nasze drinki. Ciekawe w ogóle, czy mogą legalnie pić. Może powinny kręcić mnie małolaty, skoro według Rachel sam jestem jak jeden z nich, ale moim problem jest chyba to, że od lat nikt nawet nie przykuł mojej uwagi tak jak moja żona. Mógłbym chcieć jej zrobić na złość, mógłbym chcieć przestać ją kochać i szukać wrażeń, gdzie indziej, ale totalnie nie bawi mnie bzykano z obcą osobą. Nie zmienia to jednak faktu, że proponuję, aby Mike wrzucił nas na story, skoro już tak ogląda niech będzie trochę zazdrosna. Ta, wiem, nie tędy droga.
***
Hejka, jak wam się podoba?? Jest was tu trochę, widzę, że czytacie. No to może jakieś wrażenia ludziska?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro