Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3 {Robota}



Łóżko ugięło się pod ciężarem drugiego ciała. Rzadko zdarzało nam się leżeć w tym samym czasie w łóżku. Dzisiaj jednak wszystko wydawało się bardziej intensywne. Jego zapach żelu pod prysznic, jego ruchy na materacu. Chyba byłam dalej nabuzowana po jego rzuceniu we mnie jedzeniem. Minęło dobre kilka godzin i myślałam, że poszedł do pracy, ale najwidoczniej tego nie zrobił.

– Śpisz? – powiedział to tak głośno, że nawet gdybym spała to by mnie obudził. Pewnie taki też był jego cel. Chciałam udawać, że śpię, ale on nie zamierzał mi na to pozwolić.

– Wiem, że nie śpisz – skwitował, gdy nie odpowiedziałam przez dłuższą chwilę.

– A co teraz wepchniesz mi to jedzenie do gardła? – nie chciałam z nim rozmawiać i to miało być sugestią, co do tego stanu rzeczy.

– Trochę mnie poniosło, przyznaję.

– Trochę? – chciałam obrócić głowę i na niego spojrzeć, ale równocześnie było to ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.

– Dobrze, Rachel, bardzo – wyrzucił z siebie sfrustrowany – To chciałaś usłyszeć?

– Nie masz dzisiaj zmiany? – chciałam, żeby sobie poszedł, żebyśmy nie musieli kontynuować tej rozmowy.

– Jak widać – nie podobało mu się, że zmieniam temat.

– No tak.

Nie mam pojęcia, kiedy ostatni raz leżeliśmy tu razem i to na dodatek z ochotą na rozmowę. To znaczy chęć była tylko z jego strony, ale ja niespecjalnie miałam gdzie uciec.

– Chciałem cię o coś zapytać.

– O Boże, skończ z tym przydługim wstępem i gadaj – niemal na niego nawarczałam.

– Gdybym wrócił do pracy jako programista dalej byśmy się rozwodzili? – czułam, że się na mnie gapi, gdy zadawał to absurdalne pytanie.

– Chryste, Luke, serio? – miałam ochotę w coś przywalić.

– Pytam całkiem poważnie – nawet tak brzmiał.

– Nienawidziłeś tej pracy – przypominam i mu i sobie – Nigdy nie widziałam cię takiego  pozbawionego chęci do czegokolwiek – zawieszam na chwilę głos, aby dobrać odpowiednio słowa –Tylko, że jesteś informatykiem po MIT. To daje miliony możliwości. Mógłbyś na przykład zostać analitykiem finansowym albo kimś od danych. Nie musisz być programistą.

Czuję, jakbym mówiła mu to milion razy. Zazwyczaj w łagodnych sugestiach, a nigdy tak wprost.

– Dlaczego nigdy mnie nie zapytałaś czy to lubię?

– Bo zawsze jasno mówiłeś, że nie – to był fakt, który swojego czasu znałam tylko ja.

– Nie, pytam, dlaczego na studiach nigdy mnie nie zapytałaś czy lubię moje studia – precyzuje – Gdy mnie poznałaś miałem dwie poprawki i groziły mi kolejne dwie. Ledwo zdawałem kolosy, a egzaminy prawie nigdy w pierwszym terminie.

– To było MIT, Luke – używam niemal znudzonego tonu – Założyłam, że to normalne, każdy był sfrustrowanym studentem i się uczył. Mi też zdarzało się nie zaliczać rzeczy. Twoi przyjaciele z uczelni też ich nie zdawali. To są studia. Każdego mniej lub bardziej wykańczają. To najlepsza uczelnia techniczna na świecie, Luke.

– Zapytaj mnie – ignoruje wszystkie moje słowa, aby niemal mnie błagać o coś, czego nie rozumiem.

– Co? – nie wiedziałam, gdzie to prowadzi, a mój głos łamał się z dezorientacji.

– Zapytaj mnie czy chciałem być informatykiem, czy chciałem w ogóle iść na MIT.

Do tej pory leżałam z oczami wgapionymi w sufit, ale teraz musiałam już obrócić się w jego kierunku. On jednak dalej gapił się w ścianę.

– Chciałeś studiować jakikolwiek techniczny kierunek, Luke? – idę o krok dalej.

– Byłem dobry z matmy, ale chyba to nie była moja bajka – nie wydaje się przekonany, co mnie totalnie dobija.

– Nie rozumiem.

– Chyba po prostu mnie to nie kręci i to tak totalnie nie. Studia mnie zmęczyły. Nie lubiłem ich. Chyba, dlatego nie wyszło mi w tej pracy – brzmi, jakby szukał wymówek. Widzę, jak przeczesuje włosy, a jego oczy wyrażają głęboką konsternację. Notorycznie używa słowa ‚chyba', a to w moim odczuciu psuje całą jego narrację.

– To dobra praca – mówię tak, jakby ktokolwiek potrzebował tego przypomnienia – Czy trzeba lubić swoją robotę, gdy można w niej zarabiać kasę? I to dobra kasę, Luke – zawieszam to pytanie pomiędzy nami, mimo, że przy okazji udzieliłam na nie odpowiedzi.

– A czy ta kasa jest tego warta, gdy spędzasz godziny w miejscu, którego nawet nie lubisz? – pyta mnie, jakbym to ja miała osądzić jego postępowanie.

– Mogłeś spróbować gdzie indziej – to chyba najbardziej oczywista rzecz, z której przecież zdaje sobie sprawę.

– Byłem w to beznadziejny – mówi sfrustrowany.

– Co?

– Robiłem błędy. Poprawiałem to w nieskończoność. Czułem się jak w szkole. Robiąc rzeczy tylko po to, żeby ktoś inny był zadowolony, żeby coś zaliczyć – poprawia poduszkę pod swoją głową. Jest zdenerwowany, jakby samo przypominanie sobie tego sprawiało mu dyskomfort.

– Luke, to dlaczego nie rzuciłeś tych studiów?

Mam wrażenie, że ta rozmowa polega na tym, że on wyrzuca z siebie swoje emocje, którymi wcześniej się ze mną nie dzielił. Ja z kolei zadaję mu pytania, na które odpowiedź nie do końca ma znaczenie, bo każda z nich wiąże się tylko i wyłącznie z przeszłością.

– Powód jest oczywisty i podałaś go chyba z milion razy.

Mały uśmiech igra na jego ustach, ale jego oczy są smutne. Patrzyłam w te oczy każdego dnia, gdy odbierałam go z pracy o nieludzkich godzinach z firmy, w której dostał pracę po studiach. Na początku był zarajany, ale entuzjazm szybko opadł. Z dnia na dzień było coraz gorzej, aż któregoś dnia powiedział, że się zwolnił.

– MIT – w tej chwili nawet z moich ust brzmi to, jak największe przekleństwo.

– Kto rzuca MIT? – zadaje pytanie, na które sam sobie odpowiada – Albo geniusze albo debile. Byłbym tym drugim.

Nigdy nie uważałam go za głupiego, ale mam wrażenie, że on siebie tak. Nie wiedziałam o tym.

– Jest milion różnych ścieżek, które mógłbyś wybrać. W szczególności gdy już masz ten dyplom.

– To chyba moja odpowiedź na pytanie – no tak, na początku tej rozmowy zadał mi pytanie, a teraz wydaje się sam na nie odpowiadać. Na dodatek brzmi, jakby odpowiedź go wcale nie zdziwiła.

– Ja tego zwyczajnie nie rozumiem.

– Gdybyśmy się poznali, a ja byłbym studentem stanowego uniwerku, a nie tego prestiżowego, czy to by coś zmieniło?

– Za kogo ty mnie masz?! – wybucham. Czuję się, jakby miał mnie za kogoś kim nie jestem – Nie zakochałam się w miejscu, gdzie studiujesz tylko w tobie! – wykrzyczałam mu w twarz.

– Więc dlaczego teraz ma znaczenie, gdzie pracuję? – był zaskakująco spokojny, jakby już się z tym wszystkim pogodził.

– Przecież to ty pierwszy wrzeszczałeś, że chcesz się rozwieść – przypominam.

– Bo nie mogę cię, kurwa, słuchać.

No to nie. Skoro nie może mnie słuchać to obracam się do niego dupą, a raczej próbuję, bo on łapie mnie za ramię i obraca z powrotem w swoim kierunku.

– Od roku pracujesz w barze i nie szukasz żadnego rozwiązania na tę sytuację. Nie próbujesz znaleźć lepszej pracy, w której napiwki nie przekraczają wypłaty. Zmieniłeś się cały. Nawet już nie wiem kim jesteś. Zawsze byłeś ambitny, a teraz?

– Czuję spokój – opisuje to jednym zdaniem, które według mnie nie jest wystarczające, a on brzmi, jakby tylko to się liczyło.

– Może, dlatego, że ja zarabiam więcej i nie musisz się martwić o nic, a gdybyś został sam to miałbyś problem, żeby zapłacić rachunki tutaj i przeżyć.

– Mówisz mi, że się ze mną rozwodzisz, żeby mnie obudzić? – po raz pierwszy tego wieczoru brzmi na zaskoczonego moimi słowami i wnioskami, do których dochodzi.

– A co, jeśli tak? – nie spodziewałam się kiedykolwiek takiej rozmowy. Nie mam na nią planu i chyba lecę za grubo.

– To znaczy, że naprawdę musimy się rozwieść – mówi to tak, jakby po rac pierwszy wierzył, że to naprawdę możliwe – Nigdy bym nie pomyślał, że będzie miało dla ciebie znaczenie to ile zarabiam i gdzie to zarabiam.

–A ja nie pomyślałabym ze nie umiesz liczyć.

Obracam się na drugi bok, oznajmiając, że to koniec tej rozmowy. Luke zapomina, że jego obecna sytuacja jest możliwa, bo ja przynoszę lepszą kasę. Gdyby nie to, że sama zmieniłam pracę i zaczęłam lepiej zarabiać to nie byłoby mas stać na chociażby pełną lodówkę.

Gdy zapada cisza słyszę, jak Pączek wchodzi do naszej sypialni i kładzie się pod łóżkiem po stronie Luke'a. Dlaczego wybrał jego stronę? Boże, nie powinno mnie to irytować. Sądzę, że to będzie dla mnie bezsenna noc, wiedząc, że on jest obok. Odzwyczaiłam się od wspólnego spania w łóżku. W szczególności po jego dwóch przeciwnych stronach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro