Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 {Do naprawy}


Mieszkanie, które dzielimy, było spełnieniem moich marzeń. Dostaliśmy je od rodziców Luke'a w prezencie ślubnym. Spędziłam miesiące odnawiając i remontując je z moją przyjaciółką Kate, która jest dekoratorką wnętrz. Luke'owi zależało na uczuciu dużej przestrzeni i zostawieniu drewnianej podłogi. Styl w jakim jest urządzone to mieszkanie to nasz wspólny sukces. Czasem brakowało kasy, aby wynająć ekipę, a my upieraliśmy się na coś z wyżej półki cenowej i tym sposobem samo kładliśmy płytki w kuchni. Miejscami jest krzywo. Niektórzy z naszych znajomych nie rozumieją, jak mogliśmy wybrać droższe płytki, kosztem profesjonalnych płytkarzy. Szczerze? Nie oddałabym żadnej chwili układania ich z Luke'm. Za każdym razem, gdy gotuję i ją widzę przypominam sobie o dobrych czasach pomiędzy naszą dwójką. Gdy moja stopa naciska na jedną z wymienionych drewnianych belek w podłodze, która nieco różni się kolorem, bo Luke'owi nie udało się znaleźć idealnie takiego samego, ale tygodniami próbował mnie przekonać, że kolor jest identyczny, jestem szczęśliwa. Te małe rzeczy, które niektórzy mogą uznać za brzydkie są w rzeczywistości nasze. Cenię to mieszkanie bardziej niż obcy ludzie są w stanie zrozumieć.

Brooklyn cały czas rozkwita i staje się coraz bardziej dzielnicą, w której młodzi ludzie chcą mieszkać. Nasza okolica w przeciągu ostatnich dwóch lat przeżyła tak duży rozkwit, że wszystko, czego potrzebujemy znajduje się w odległości nie większej niż pięć minut spacerem. Gdybym miała wybrać swoje ulubione miejsce w całym mieście to byłaby to kawiarnia znajdująca się dwie ulice od domu.

Wchodzę do bloku zastanawiając się czy jeszcze go zastanę. Szczerze, nawet nie wiem, o której zaczyna zmianę. Czasem, gdy wracam jest, a czasem go nie ma. Dzisiaj skończyłam pracę później niż zazwyczaj, ponieważ po obiedzie z Calumem wzięliśmy się za pracę i mieliśmy tyle pomysłów, że nie mogliśmy skończyć. Wszyscy wyszli już z biura, a my dalej pracowaliśmy. Był to powód do zamówienia jedzenia i wspólnego zjedzenia obiadokolacji.

Zamek w drzwiach nie jest przekręcony, a co za tym idzie wiem, że Luke jest w domu, ponieważ on nigdy nie fatyguje się, aby przekręcić klucz w drzwiach. Dobiega do mnie dźwięk odkręconego zlewu w kuchni. Jak na złość muszę tam wejść, ponieważ Calum zamówił więcej jedzenia niż byliśmy w stanie zjeść i zaoferował, żebym to ja wzięła je ze sobą do domu.

– Cześć – witam się z nim, jak na osobę z dobrymi manierami przystało.

Czasem mam wrażenie, że zachowujemy w tej sytuacji na raz za dużo przyzwoitości i za mało. Oboje nie potrafimy znaleźć innego rozwiązania niż bycie współlokatorami. Jednocześnie nie jest to żadne rozwiązanie, gdyż jesteśmy małżeństwem, które nie potrafi znaleźć wspólnego małżeńskiego języka.

Nie odpowiada mi, więc chyba dalej jest wkurzony o rozmowę z rana. Nie lubię, gdy się obraża zanim uda mi się wyjaśnić, co miałam na myśli.

– Dlaczego myjesz te naczynia ręcznie, gdy mamy zmywarkę?

To był jeden z must have przy planowaniu kuchni. Nie lubię brudnych garów. Mam wyjątkowy wstręt do talerzy, na których jest pełno zmieszanych sosów czy innych dziwnych rzeczy. Od zawsze układ był taki, że on wkłada rzeczy do zmywarki, a ja wyjmuję czyste.

– Bo zmywarka się popsuła - informuje mnie – Wyskoczę potem po części i postaram się to naprawić.

– Nie możemy po prostu wezwać kogoś kto się na tym zna? – tak byłoby prościej, dlatego to sugeruję.

Zakręcił kran tylko i wyłącznie po to, żeby rzucić mi wymowne spojrzenie.

– Jestem pieprzonym inżynierem – czuje potrzebę przypominania o tym w przypadkowych momentach, jak właśnie ten – Sam naprawię zmywarkę.

Nie wiem, czy stawiał to sobie jako wyzwanie, ale jeśli tak to może dobrze, bo moim zdaniem zdecydowanie brakowało mu ich w życiu.

– Nie jesteś inżynierem od sprzętu AGD.

Chyba go prowokowałam. Nie musiałam się w ogóle do niego odzywać, gdy tu weszłam, a mimo to to zrobiłam.

– Tym bardziej nie może być to trudne – włączył z powrotem kran, aby dokończyć mycie kubka.

– A wiesz w ogóle, co się popsuło?

Nie mogłam znieść tego napięcia pomiędzy nami. Czułam je podczas każdej możliwej rozmowy. Nawet w najgorszych koszmarach nie spodziewałam się, że nasza relacja kiedykolwiek będzie tak wyglądać.

– Tak – był od jakiegoś czasu o wiele bardziej powściągliwy niż ja – A, jak ci powiem, co, to będziesz wiedziała o czym mówię?

Miał racje.

– Może po prostu chciałam nawiązać rozmowę, ale ty jesteś strasznie nierozmowny.

– No dobrze, skoro chcesz rozmawiać – ponownie zakręcił kran i posadził swój tyłek na kuchennym blacie – To porozmawiajmy.

Zamiast wypowiedzieć w swoim kierunku chociaż słowo wgapiamy się w siebie. Nie zmienił się tak bardzo od czasu, gdy go poznałam. Od tego, jak wygląda o wiele bardziej zmieniło się to kim jest i czego chce. Kiedyś byłam w stanie wyczytać z jego oczu każdą jego myśl. Teraz pomimo tego, że to te same oczy, nie mam zielonego pojęcia, co próbują mi powiedzieć. Odkąd zaczął pracować w barze praktycznie się nie goli. Nie wiem, czy bardziej podoba mi się w zaroście czy bez niego. Tak dawno nie widziałam go niezarośniętego, że trudno byłoby mi podjąć uczciwą decyzję. Powiedziałabym nawet, że zmienił styl, bo totalnie przestał przejmować się tym, co nosi. Większość jego jeansów ma dziury na kolanach albo w bardziej przypadkowych miejscach, jak na przykład pod pośladkiem. Siedzi tutaj przede mną w tank topie z dziurami tak wielkimi, że niemal mogę zobaczyć jego kości biodrowe. Wygląda, jak niegrzeczny chłopiec, który marzy o byciu rockmenem. Niestety bliżej mu do trzydziestki niż do bycia małolatem, który może bawić się w złego chłopca. Nie wiem, czy mi się to podoba. Ostatnio zapuszcza też włosy na razie nie są nawet na tyle długie, żeby mógł założyć je za uszy.

– Nie patrz na mnie, jak na mięso na targu – nie dało się nie usłyszeć zgryźliwości w jego głosie.

– Po co ubierać tak przewiewną koszulkę? – nie jest to najmądrzejsza rzecz do powiedzenia, ale nie miałam ochoty mówić mu żadnej z rzeczy, o której przed chwilą pomyślałam.

– Na pewno to nie jest to, o czym myślałaś – uśmiech pojawia się na jego ustach, gdy się uśmiecha naciąga się skóra nad jego górną wargą, nad którą ma bliznę od śnieżki ze zbyt zbitego śniegu. On sam okropnie nie lubi tej blizny.

– Skąd wiesz, o czym pomyślałam? - niemal prycham, bo irytuje mnie ta jego pewność.

– Bo jesteś moją żoną – stwierdza fakt.

– Wow, kto by pomyślał... – wywracam oczami do tyłu.

– Co nie? – uśmiech pojawia się ponownie na jego ustach.

– No to o czym... – chciałam udowodnić mu, że nie ma racji.

– Ale mój mąż jest przystojnym skurczybykiem, od którego nie chcę się wyprowadzić, bo nie będę mogą codziennie patrzeć na jego piękną twarz – próbuje mnie naśladować, ale marnie mu wychodzi. Orientuję się też, że on wcale nie prowadzi ze mną tej rozmowy na serio, co z jakiegoś powodu jeszcze bardziej mnie irytuje.

– I te okropne ciuchy – dodaję – Nosisz je, żeby zachęcić mnie do wyprowadzki?

– Noszę je, bo je lubię.

Nie było potrzeby nawet tego komentować. Od conajmniej roku nie zrobił czegoś, co nie należało do rzeczy, które lubi. Luke jeszcze nie nauczył się, że życie nie polega na robieniu wyłącznie tego, co się lubi.

– Jadłeś? – postanawiam zmienić temat – Bo jedliśmy z Calumem kolacje i coś tam zostało...

Nie udaje mu się mi odpowiedzieć, ponieważ do kuchni wpada nasz dalmatyńczyk. Uratowaliśmy go ze schroniska. Trafił tam, ponieważ jego poprzednim właścicielom znudziło się posiadanie psa.

– Hejka, Pączek – nie my wybraliśmy imię, ale to nie było dla nas przeszkoda. Pochyliłam się do psiaka, aby pogłaskać go na przywitanie – Byłeś już z nim na spacerze?

– Ta, pobiegliśmy nawet za most Brooklyński, ale dalej walczymy z Pączkiem ze złymi wspomnieniami z tamtej części miasta. Co nie, począsiu? – wyciągnął do niego rękę, a Pączek od razu przyszedł się połasić – Jeszcze trochę prób i dobiegniemy na Upper East Side.

Mogłam tylko przewrócić oczami na te głupoty.

– Jeśli nie chcesz oddać mi mieszkania, to może chociaż Pączusia? I tak to ja spędzam z nim więcej czasu.

To odpala mnie w jednej krótkiej chwili. Wkurza mnie w ogóle sugestia, że na rzecz mieszkania mogłabym oddać ukochanego psa.

– Nie ma, kurwa, mowy!

Niemal rzucam w niego papierową torbą, w którą jest jedzenie i wychodzę z kuchni. Słyszę, jak otwiera szafkę kuchenną, a gdy obracam głowę do tyłu okazuje się, że wyrzuca całe jedzenie do kosza.

Nie mogę jednak zawołać Pączka, żeby do mnie przyszedł, bo to trochę, jak z dzieckiem. Nie można kazać mu wybrać ulubionego opiekuna. Trzeba szanować to, że pies ma akurat ochotę przebywać bardziej w towarzystwie tego drugiego. Jest to jednak niezwykle frustrujące.

– Nie przynoś mi więcej resztek po jakimś facecie! – krzyczy z kuchni.

– Nawet nie były dla ciebie! Zapytałam z grzeczności! – powinnam się zamknąć i nie pchać w te dyskusję. 

– A to przepraszam!

Nim zdążę się obejrzeć za siebie albo zareagować jedzenie ląduje na moich spodniach. Wyrzuca na jedne z moich ulubionych spodni garniturowych wszystko, co znalazło się w styropianowych pojemnikach. 

– Co jest do kurwy nędzy z tobą nie tak?!? – podnoszę się bez zastanowienia, a wszystko ze mnie spada na dywan pod stolikiem kawowym – Od kiedy marnujesz tak jedzenie? 

Nasze spojrzenia się spotykają. W jego oczach maluje się czysta wściekłość, ale to ja mam więcej prawa do bycia wkurzoną. 

Pączek chce się dobrać do jedzenia na podłodze, ale Luke go odciąga. 

– Przygotuję karteczki, żeby było wiadome, co jest czyje w lodówce. 

– Najpierw wkurwiasz się, że to jedzenie od niego, potem, że ci je proponuję, a na koniec o to, że nie jest dla ciebie. Co jest z tobą nie tak? – staram się dowiedzieć – Jestem zmęczona, po całym dniu pracy i chcę odpocząć we własnym domu, a ty zachowujesz się, jak  zazdrosny gówniarz! – moja stopa nadepnęła właśnie na ryż – Ty to posprzątasz! Ugh! – przeskakuję nad resztą jedzenia.

Trzaskam za sobą drzwiami od łazienki. Zazwyczaj właśnie, dlatego rozmijamy się w tym mieszkaniu, bo gdy przebywamy razem kłócimy się o niewiadomo co i prowokujemy się nawzajem. Moim największym problem z nim jest to, że gdy już jest, nie chcę, żeby był daleko. Wiem, że to błędne koło, bo zamiast kłócić się moglibyśmy położyć się na kanapie i poleżeć w swoich objęciach, ale gdy tylko zaczniemy rozmawiać okazuje się, że nie ma ani jednej rzeczy, w której się zgadzamy. 

Rzucił we mnie jedzeniem. Pieprzonym jedzeniem. 

Kto tak robi? 

W takich chwilach naprawdę chcę się wyprowadzić, ale jeśli mu ulegnę to on wygra. Tylko, że ja się nie poddaję. Nie jestem nim. 

****

Na pewno jest to specyficzne opowiadanie, jak ostatnio moje każde xddd ale obiecuję, że to nie będzie na zasadzie, że oni zwyczajnie ze sobą nie rozmawiają i się nie dogadują i wszystko rozwiąże po prostu szczera rozmowa. 

A jak ogólnie pierwsze wrażenia moi Drodzy? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro