17 {Lekcja prawdy}
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Calum opowiadał mi o nowych obowiązkach o tym, że będę miała pod sobą zespół, nad którym on będzie czuwał tylko formalnie. To było jakieś wariactwo. Nie wyobrażałam sobie, że w tym roku spotka mnie takie coś, że osiągnę taki sukces. Gdy tylko zostałam sama zadzwoniłam do mamy. Nie rozmawiałyśmy ze sobą tak często, jak powinnyśmy ze względu na to, że obie byłyśmy zapracowanymi kobietami.
– Cześć, mamo! Muszę ci coś powiedzieć! – Nie potrafiłam ukryć ekscytacji. Nie chciałam jej ukrywać.
Nawet nie powiedziałam Calumowi, że muszę się zastanowić. Nie powiedziałam nic, ale zadzwoniłam do mamy, żeby się jej pochwalić. Zastanawiałam się, co zrobić, ale z drugiej strony, jakaś część mnie w ogóle się nad tym nie zastanawiała.
Dzwoniłam do mamy, żeby się pochwalić, do licha.
– Dostałam awans, mamo. Taki porządny awans na kierownika projektu, z własnym zespołem, chcą, żebym zaprojektowała całą linę produktów, mamo! – Ostatni raz byłam tak podekscytowana, gdy dostałam się na NYU.
– O mój boże, Rachel! – wrzasnęła do słuchawki. – Kochanie! Musimy to uczcić! Moja córcia zostaje szefem! Wiedziałam, że ci się uda, kochanie!
Moje serce rosło od jej dumy.
– Rachel! Jejku! – Piszczała. – Moja córka jest szefem! – krzyczała, ale chyba nie do mnie! Jestem taka dumna! Moja Rachel! Zawsze wiedziałam, że ci się uda!
Rozpłakałam się.
Z jej dumy. Z jej szczęścia dla mojego sukcesu. Zawsze we mnie wierzyła. Zawsze mnie wspierała.
– Mamo... – Otarłam łzy.
– Dlaczego ty płaczesz, dziecko? To powód do radości! Zrobię twoją ulubioną zapiekankę! Przyjadę do Nowego Jorku i możemy udać się do jakieś restauracji!
– Mamuś... – Pociągnęłam nosem. – Zabiorę cię do tego Rzymu w końcu. Będziemy spały w centrum. Może zobaczymy też Neapol?
– Rachel, kochanie, sobie coś kupisz za te pieniądze – zapewniła mnie.
Rozpłakałam się jeszcze mocniej, bo taką właśnie osobą była moja mama.
– Powinnam była już cię dawno tam zabrać. – Musiałam otrzeć kolejną partię łez. – Co roku powinnam cię gdzieś zabierać.
– Rachel, to ja powinnam była cię zabierać na takie wakacje. – Jej głos także się złamał.
– Robiłaś wszystko, co mogłaś! Nigdy nie byłaś w Europie! Ja cię tam zabiorę! Obiecuję! – krzyczałam. – Mamo, nie masz pojęcia, jak bardzo jestem wdzięczna.
– To twój sukces, kochanie.
– Nie byłby możliwy bez ciebie.
Chciałam ją przytulić. Nie chciałam płakać. Nie wiedziałam, dlaczego płakałam. Boże. Moje życie było takie pochrzanione.
– A co na to, Luke? Jak będziecie to świętować? Gdzie go zabierzesz? – Oczywiście, że musiała o niego zapytać.
– Jesteś pierwszą osobą, której mówię, mamo.
– No to już dzwoń do swojego męża! Powiedz mu, jaką ma mądrą żonę! Panią kierownik! – Nie mogła przestać krzyczeć od nadmiaru emocji.
Roześmiałam się.
– Mamo, jesteś w pracy?
– Tak i wszyscy na mnie patrzą, ale niech patrzą. Mam córkę w Nowym Jorku, która dostała awans na kierownika! – Usłyszałam w słuchawce koleżankę mamy, która także zaczęła mi gratulować. Chyba razem skakały w miejscu.
Spełniłam właśnie swoje marzenie.
Więc, dlaczego nie czułam się tak szczęśliwa, jak powinnam?
*
Wróciłam do domu wcześniej, ponieważ przyszłam do pracy o godzinę przed czasem. Zastałam jeszcze Luke'a, który nic nie wiedział. W domu pachniało azjatycką kuchnię.
– Dzień dobry, moja piękna żono – zwrócił się do mnie, gdy głaskałam Pączka na przywitanie.
To był nie codzienny widok zastać go w domu o takiej godzinie. Siedział przed komputerem i jadł sajgonkę.
– Chcesz? – Machnął w moim kierunku nagryzionym jedzeniem.
– Co robisz? – Podeszłam do niego od tyłu. Zarzucając ramię na jego pierś, aby oprzeć policzek o jego bark.
– Szukam pracy.
Aha.
Nie sądziłam, że to może mnie zamurować. Kazałam mu to zrobić, ale zobowiązałam się zrobić to samo.
– Gryza? – Podstawił mi pod usta te przeklętą nadgryzioną sajgonkę. Nie miałam apetytu.
– Luke...
To nie powinno być takie trudne, więc dlaczego łamał mi się głos?
– Co jest? – Wziął do buzi resztę jedzenia. – Chodzi o to? – Wszedł w ofertę pracy, której nagłówek nosił tytuł STRITPIZER NA WIECZORY PANIEŃSKIE STO DOLARÓW ZA GODZINĘ. – To jednak sto dolarów, Rachel. – Słyszałam po tonie jego głosu, że żartuje.
– Będę zarabiać trzy czwarte tego na godzinę – powiedziałam odważnie.
Odsunęłam się od niego, ale on pociągnął mnie za nadgarstek, abym usiadła na jego kolanach.
– Ktoś ci tyle zaproponował?! Wow! – Objął mnie w pasie i przytulił mnie do siebie z całej siły. Zaczął całować mnie po twarzy. – Mam najmądrzejszą dziewczynę na całym świecie! – Nie słyszałam tego od niego od lat. Znałam swoją wartość, ale dobrze było usłyszeć, jak mój mąż mnie chwalił.
– Przyjęłaś tę ofertę?! Czy czekasz może na sto? – Połaskotał mnie po żebrach. – Rachel? Co jest? – zapytał, gdy nie zareagowałam. – Liczyłaś na więcej? To nie w Nowym Jorku, czy o co chodzi? – Poprawił mnie na swoich kolanach, tak, abym siedziała bardziej twarzą do niego.
– A ty mógłbyś zarabiać dwa razy tyle na godzinę, co ten pieprzony striptizer.
– Więc, to pojedynek na to kto z nas będzie zarabiał więcej? – Poczułam, jak rozluźnił ucisk na mojej talii. – Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny, Rachel.
– Nie chodzi o to! – wrzasnęłam.
– No to może mi powiesz, o co chodzi? – zapytał całkiem spokojnie. – Ogólnie jestem pewny, że nikt na start nie dostaje stówy na godzinę, no poza ludźmi rozbierającymi się do rosołu, ale raczej byśmy tego nie chcieli, co nie? Myślisz, że striptizer, który jest często zamawiany jest w stanie dostać dwieście? Plus napiwki? Bycie Magic Mike'm jest opłacalne?
– Czy ty możesz być przez chwilę poważny?! – Zeszłam z jego kolan.
– Pewnie. – Zmienił wyraz twarzy na grobowy.
Nie mógł go utrzymać nawet pięciu sekund, po których parsknął śmiechem.
– Przepraszam! Nie wiem, po prostu czemu mam być taki niezadowolony! To cholerne siedemdziesiąt pięć dolarów na godzinę, skarbie! – Ekscytował się. – I to z dala od tego pierdolonego Caluma. Czy życie może być lepsze?!
– Prezentacja, którą wczoraj za mnie przeprowadził, okazała się takim sukcesem, że chcą, żebym zajęła się tym projektem i poszerzyła go o kilka dodatkowych produktów – wyrzuciłam z siebie, patrząc mu w oczy.
Zamurowało go.
– Prezentacja, na której cię nie było? I nikogo o tym nie poinformowałaś? I dostałaś w nagrodę podwyżkę? – Zadawał wszystkie pytania, które ja też już sobie zadałam.
– Nie możemy się z niego śmiać, Luke? – Może to nie była najlepsza rzecz do powiedzenia.
– I ty mi chcesz powiedzieć, że nic się pomiędzy wami nie wydarzyło?! – Wstał z krzesła.
– Ty cholerny... – Nawet nie wiedziałam, jak go nazwać.
– Myślisz, że, co myślą sobie o was w biurze? Że jak zdobyłaś ten awans, a nie było cię na najważniejszym spotkaniu? – Rzucał we mnie tymi obrzydliwymi tekstami, których nigdy w życiu nie chciałam od niego usłyszeć.
– Za przelecenie szefa oczekiwałabym więcej niż pierdolonego awansu! Oczekiwałabym pierdolonego gabinetu na ostatnim piętrze wieżowca, mieszkania firmowego i służbowego samochodu! A od ciebie oczekiwałabym więcej pierdolonego szacunku! – Nie wiedziałam, dlaczego przeklinałam. To nie miało sensu. Powtarzałam się.
– Zamierzasz to przyjąć? – Brzmiał na zaskoczonego.
Zrobił krok w moim kierunku, a ja odsunęłam się od niego.
– Wiesz, jak to będzie wyglądało w życiorysie? Wiesz, co będę mogła po tym robić? Nie wiesz, bo masz takie rzeczy w dupie! – krzyknęłam mu prosto w twarz.
– Chcesz pierdolonych siedemdziesięciu pięciu dolarów na godzinę? Chcesz stu? Chcesz dwustu?
Wziął komputer ze stołu do ręki. Zaczął coś wpisywać po czym postawił komputer z powrotem na stole, ekranem w moją stronę. Zobaczyłam wyniki wyszukiwania na deweloperów aplikacji. Zobaczyłam kwoty, których nie mogłabym osiągnąć. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów miesięcznie. Jak to jest, kurwa, możliwe? Za miesięczną wypłatę mógłby przeżyć pół roku. Dopiero powiedział, że nikt nie dostaje tyle na start. A może nikt kto nie umie walczyć o swoje? Nikt kto nie skończył najlepszej uczelni na świecie?
Zaczął klikać w 'Aplikuj' na niemal każdym ogłoszeniu.
– A teraz powiesz swojemu pierdolonemu szefowi, że nie przyjmujesz tej oferty.
Nie rozumiał mnie.
Nie wiedziałam, że tak bardzo.
Chodziło o pieniądze, ale nie chodziło o pieniądze. One były celem, ale celem moich ambicji, przebytej drogi. Nie chodziło o to, żeby on mi dał cztery razy tyle, ile sama mogłam mieć. Chodziło o to, żebyśmy razem się w tym wspierali. Wchodzili na kolejne stopnie, niekończącej się drogi. Rozwijali się razem. Uczyli razem. Byli dumni z siebie. Napędzali swoje cholerne ambicje. A on chciał mi to wszystko zabrać tylko, dlatego, że sądził, że chodzi tylko o pieniądze. Kochałam to, co robiłam. Byłam w tym dobra. Chciałam się dalej rozwijać. Być docenianą.
Był gotowy przyjąć pracę, której nienawidził, byleby mnie tylko powstrzymać.
Jak pojebane to było?
Jego telefon zaczął dzwonić.
Nie to, kurwa, niemożliwe.
Minęły dwie minuty, odkąd zaaplikował.
Zobaczyłam na ekranie niezapisany numer.
Mógł w rok zarobić tyle, co moja mama nie zarobiła przez całe życie i miał to gdzieś. Mógł zarobić jedną dziesiątą tego i się rozwijać, ale to też miał w dupie.
Czego on tak właściwie chciał? Leżeć całymi dnami na kanapie? Zajadać się gotowym jedzeniem? Kim był ten człowiek przede mną?
– Nie odbierzesz? – zapytałam cicho.
– Oddzwonię – zapewnił.
Jak zuchwała była myśl, że po dwóch latach przerwy dostałby każdą pracę, o którą się ubiegał?
Powoli przestawałam wierzyć, że w poprzedniej pracy było źle, a, że mu się po prostu nie chciało.
– Wiesz, co, rób, co chcesz, a ja i tak przyjmę tę robotę. Jadę do mamy i zabieram Pączka.
– Chyba oszalałaś! – wrzasnął, gdy zaczęłam iść w stronę sypialni.
Nie odpowiedziałam mu.
– Nie możesz wziąć po prostu jakiejkolwiek innej pracy? – błagał.
Jego telefon znów zaczął dzwonić. Tym razem numer kierunkowy nie miał nic wspólnego z USA. Aplikował na prace za granicą? Gdzie? W pieprzonym Tokio, żeby mnie stąd, kurwa, zabrać?
– Nie! Bo to nie chodzi o jakąkolwiek pracę! To chodzi o coś, co lubię! A ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo wszystko, co lubisz to własne, wybujałe ego!
– Moje ego?! – odkrzyknął.
– Tak! Twoje ego! Jeśli chcesz ładnie wyglądającej żony, która będzie cię chwalić za debilne decyzje i głaskać po główce, gdy zachowujesz się w ten sposób to szukaj, gdzie indziej! Powinno cię to bawić, że chce mi dać awans, gdy dałam mu kosza! Powinieneś nazwać go desperatem! Powinieneś zabrać mnie na obiad, żeby to uczcić! A nie, kurwa, zachowywać się, jak zjeb! – Nie miałam już siły krzyczeć. Ile było można to robić? – Gdybyś miał w sobie chociaż trochę ambicji, rozumiałbyś to. Ale ty szukasz poklasku swojego życia poza schematem, wytyczną ścieżką, bo świat jest taki zły! Nie przelecę mojego szefa! On nie przeleci mnie! Chce mi dać ten awans zamiast wyrzucić mnie na zbity pysk? Zamierzam to przyjąć, bo, kurwa, nie każdy byłby w mojej sytuacji i mam w dupie, co o tym myślisz.
– Chciałaś, żebym zarabiał kasę – przypomniał.
– Chciałam, żebyś był Luke'm Hemmingsem za jakiego wychodziłam za mąż, który miał tyle samozaparcia, żeby skończyć MIT. Nie Luke'm Hemmingsem, który może mieć wszystko, ale nie będzie miał nic w imię, kurwa, nie wiem, czego!
Jego telefon znów dzwonił.
Wybuchłam śmiechem.
– Wiesz, co jest najbardziej przykre? Że gdybyś spędził ten pierwszy rok po studiach zapierdalając, mógłbyś cały następny rok nie pracować. Leżeć na pierdolonej kanapie, wgapiając się w sufit i udając, że takie życie ma sens.
– Tego właśnie dla mnie chcesz? – zapytał dziwnym tonem głosu.
– Już nic dla ciebie nie chcę.
Wyjęłam torbę i zaczęłam pakować do niej przypadkowe rzeczy.
Nie mogłam uwierzyć, jak prostym okazało się aplikowanie o pracę na stanowiska związane z informatyką. Poczułam się oszukana. Zraniona, jakby całe te ostatnie dwa lata, gdy on bawił się w barmana były jakimś żartem. Czekałam na coś, co miało nigdy nie nadejść, bo jak się okazało tu nie chodziło o pracę samą w sobie, a o siłę charakteru, której mój mąż nie miał ani krzty.
Życie nie było czarne ani białe, dlatego my byliśmy ze sobą, dlatego przyjęcie tej pracy dla niektórych byłoby niemoralne, a dla niektórych byłoby po prostu okazją życia. Pewnie nie powinnam była jej dostać w końcu zawaliłam, ale ją dostałam. Jak często życie się do ciebie tak uśmiecha? Miałam to potraktować jako coś za coś? Jako cenę miłości? Raczej było to lekcją prawdy o naszym małżeństwie.
*
kocham mieć flow. lecę pisać dalej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro