Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15 {Lepsze jutro}



Miałam mu tyle do powiedzenia, że nawet nie wiedziałam od czego zacząć. Może powinnam podziękować za to, że wrócił? Leżeliśmy twarzami do siebie, ale się nie dotykaliśmy. On rozebrał się do bokserek i koszulki, gdy ja pod kocem miałam na sobie cały dres. Jego błękitne oczy wpatrywały się we mnie. Nie mogłam uwierzyć, że wrócił. Chyba po raz pierwszy zrozumiałam o czym mówił, gdy chodziło o te całą miłość. Zawsze wracał. Tylko, że ja też to robiłam. On krzyczał, że mnie kocha, a ja nie mogłam tego znieść, jak mnie kocha. Więc, dlaczego przychodziłam po więcej? Błagałam o więcej. Nie był osobą, która zacznie na mnie krzyczeć i mówić i kto tu teraz kogo kocha bardziej. Nie wytykał mi miłości. Ja potrafiłam mu to zrobić. Raniło mnie w tym wszystkim to, że potrafi mówić o kochaniu, ale nie do końca rozumie, czego właściwie potrzebuje. Oboje żyliśmy z założenia ‚Kochaj mnie takiego, jakim jestem'. Mu szło lepiej, ale nie oszukujmy się, łatwiej kochać kogoś kto podejmuje społecznie akceptowalne decyzje.

– Przepraszam – odezwałam się pierwsza.

– Ja też przepraszam.

Powinien ze mną dyskutować. Powiedzieć, że to nie wystarczy. Zapytać, gdzie byłam, ale tego nie zrobił. W tym wszystkim najbardziej przeraża mnie to, że gdyby dzisiaj nie wrócił, nie czułabym się, jak w domu. Tak, jak pojechał z Mike'm do Bostonu i nic mi nie powiedział. Nie sądziłam, że tak bardzo to on jest domem.

Nie chcąc być dalej tak blisko, a jednocześnie tak daleko, zarzuciłam nogę na jego biodro, niemal się do niego przyklejając.

– Rachel... – Wyciągnął dłoń do mojego policzka. Muskając kciukiem moją szczękę.

Jakie to wszystko było niezdrowe.

Byłam o krok od rozpłakania się, bo nie chciałam się jutro obudzić w tym samym miejscu. Idąc do pracy. Wracając do pustego mieszkania. Albo co gorsza idąc do tego baru jeszcze raz.

Ucałowałem krawędź wnętrza jego dłoni, do której byłam w stanie sięgnąć ustami.

– Nie możesz się tak zachowywać. My nie możemy się tak zachowywać.

Nie winił tylko mnie, chociaż tyle dobrego.

– Nie chcę być tą osobą, którą byłam dzisiaj rano – wyszeptałam. – Dlatego... Miałam czas to przemyśleć i nie widzę innej opcji.

Uniosłam wzrok na niego. Zabrał dłoń z mojego policzka, żeby mocniej mnie do siebie przyciągnąć. Zostawiając dłoń na moim pośladku. Może było to w jakiś sposób rozpraszające.

– Zmienię pracę, ale ty też ją zmienisz. Znajdziesz coś od ósmej do szesnastej, od dziewiątej do siedemnastej, od siódmej do piętnastej. – Czułam potrzebę podkreślenia tych godzin, gdyby zapomniał, jak to właściwie działa. – Nie obchodzi mnie, co to będzie, ale nie będziesz pracował w nocy. Jesteś na to zbyt wykształcony i zbyt żonaty.

– Och, doprawdy? – Na jego ustach pojawił się uśmiech.

– To nie jest śmieszne, Luke. – Zachowywałam powagę, ponieważ uważałam to za naszą ostatnią deskę ratunku.

– W jakiś sposób jest, gdy uważasz, że można być zbyt żonatym na pracę w nocy.

Wiedziałam, że rozumie o co mi chodziło, że nasza relacja lepiej by funkcjonowała, gdybyśmy my byli na wysokich obrotach w tych samych godzinach.

– No to trzymaj się tego, że jesteś zbyt wykształcony.

Przewrócił oczami.

– Do pracy w korpo trzeba mieć jedną tysięczną twoich szarych komórek.

Powiedziałam to mojemu szefowi, więc czułam, że powiedzenie mu tego jest ważne. Chciałam, żeby wiedział, że myślę o nim lepiej niż on sam.

– Rachel, mam ci pokazać mój wynik ze studiów? – Użył swojego zrezygnowanego tonu, którego nie znosiłam. – Bo mam wrażenie, że skupiłaś się tylko na tym, że je skończyłem.

– Jak jeszcze raz usłyszę, że czujesz się za głupi na to, co osiągnąłeś...

Nie dało się ukryć, że mnie to wkurzało.

– Co niby osiągnąłem? – prychnął.

– Dostałeś się. Skończyłeś. Dostałeś pierwszą prace, o którą się ubiegałeś. – To tak w skrócie. – Może czas najwyższy to docenić, co? Może brakowało ci jakiś kompetencji, ale możesz je podszkolić.

– Każesz mi wrócić do zawodu?

– Nie.

– Ale... - Chyba nie rozumiał, więc musiałam doprecyzować.

– Nie obchodzi mnie, co będziesz robił tak długo, jak będziesz to robił to normalnych godzinach, a twoja podstawowa pensja pozwoli ci zapłacić za połowę rachunków i od czasu do czasu zabrać mnie gdzieś poza Nowy Jork. - Po czym szybko dodałam. – Oczywiście, ja też cię zabiorę...

– Skąd wiesz, że dostaniesz inną prace z takimi samymi warunkami? – Zadal zaskakująco dobre pytanie, jak na to, że nie funkcjonował w tym świecie. – I co się do cholery stało, że w mniej niż dwadzieścia cztery godziny przeszłaś od ‚to najwspanialsze, co mi się przydarzyło' do ‚sa inne możliwości'. – Przerwał, ale tylko na chwile. – Rachel, czy ty... Gdzie byłaś? – Spojrzał na mnie z zaniepokojeniem w oczach.

– Przestań – wysyczałam w jego kierunku.

Chciał się podnieść.

– Rach, co zrobiłaś? – Wyglądał bardziej na przerażonego niż wkurzonego.

– Nic. – To była prawda.

– Albo mi powiesz, co się wydarzyło albo wrócę na State Island i prześpię się u Mike'a – ostrzegł. – Ja nie żartuję.

– Nic się nie stało! – wrzasnęłam.

– Nie kupuję tego.

Odsunął mnie od siebie i podniósł się z kanapy. Ruszył do kuchni.

– Wiesz, co to jest totalnie nie fair. Próbuję tak cholernie próbuję! Jestem jedyną, która szuka rozwiązania! Przepraszam! Czuję się winna! A ciebie obchodzi, co robiłam cały dzień! A ty, co robiłeś?!

– Nie będę z tobą tak rozmawiał – ostrzegł, gdy nalewał wody do szklanki. – Mam dosyć wrzasków. – Złapał się za czoło próbując rozmasować zmarszczki, które się tam pojawiły.
– Gdzie byłaś? – Wpatrywał się we mnie oczekując odpowiedzi. – Z nim? Ze swoim cholernym szefem, który ma wszystko, czego ja nie mam? I co? Nie chciał cię, bo wyglądałaś, jak cholerna kupa nieszczęść, więc wróciłaś do mnie?

– Chciał mnie! – Nie potrafiłam przestać krzyczeć.

Szklanka wypadła mu z rąk.

Usłyszałam pisk Pączka. Nie powinniśmy mieć psa. Wbiegł do kuchni, a Luke musiał go zatrzymać, żeby przypadkiem nie wszedł w szkło.

– Chodź, Pączek. Nie możesz tu teraz być. Zajmiesz się nim, a ja posprzątam?

– Posprzątam.

Czy to nie była jedna z tych cech, której szuka się w ludziach, ale większość jej nie posiada? Możesz być wściekły. Ktoś może cię zranić, ale jeśli masz skrzywdzić kogoś dodatkowo to nie zrobisz tego. Wolał zająć się psem niż wrzeszczeć na mnie. Nie chciał, żeby komuś jeszcze stała się krzywda. Usłyszałam, jak otwiera drzwi.

Nie.

Nie zamierzałam mu na to pozwolić.

Wstałam z kolan i przerwałam zbieranie, aby ruszyć za nim.

– Nie możesz teraz wyjść, Luke.

Stał do mnie plecami i nie zamierzał się obrócić.

– Spójrz na mnie – poprosiłam. – Nic się nie wydarzyło – powiedziałam, gdy tego nie zrobił. – Nie chcę być z kimkolwiek innym niż ty. Rozumiesz?

Obrócił się.

– Jestem w stanie zmienić pracę dla nas. Mogę zejść ze standardu. Jeszcze raz do niego dojść, chociaż uważam, że z moim wykształceniem i doświadczeniem mogę gdzieś dostać jeszcze więcej. Te prace po prostu lubiłam. Tylko oczekuję, tak, oczekuję, że ty zrobisz dla nas to samo.

– To, że szef chce cię zaliczyć to nie to samo, co...

Nie pozwoliłam mu dokończyć.

– Mam to gdzieś. – Skończyłam z pobłażaniem mu. – Piszesz się na to?

– Rach.... – Bał się. Mogłam to usłyszeć w jego głosie.

– Mogę ci pomóc czegoś poszukać. Sprawdzić twoją cv – zaoferowałam, pełna nadziei, że się na to zgodzi. – Obiecuję, że nie każę ci wracać do zawodu, nawet niczego z matematyką, ale proszę, dajmy sobie uczciwą szansę.

– Mam miesiąc wypowiedzenia.

– W barze?!? – Zdziwiło mnie to.

– Tak.

– Więc... – Na pewno mógł dostrzec nadzieję w moich oczach.

– Tak, Rachel, tak.

– Muszę dokończyć sprzątanie, ale ty nigdzie nie idź – rozkazałam. – Musimy to jakoś przypieczętować i przysięgam ci, że nic się nie wydarzyło. Nie potrafiłabym...

– Dlaczego nigdy nie mówisz mi, że mnie kochasz? – Potrafił wszystko sprowadzić do miłości. Tym razem nie zamierzałam jednak przed tym uciekać.

– Bo czasem mam wrażenie, że to w ogóle nie opisuje tego, co do ciebie czuję.

To była prawda.

Miał miesiąc.

Ja miałam miesiąc.

Mieliśmy zacząć od nowa.

Musiałam mu zaufać, że da radę.

Nie zamierzałam się z tego wycofać. Mogłam kochać te pracę, ale mając Caluma za szefa nigdy nie wiedziałabym, czy robię coś najlepiej, czy dla niego to jest najlepsze, bo chce coś w zamian. Pewnie nie umiałam dobrze wykorzystać tej jego słabości, ale ja nawet nie chciałam tego zrobić. Wierzyłam, że mam tyle możliwości, że mogę zmienić pracę. Miałam nadzieję ogromną nadzieję, że on też coś znajdzie. Nie chciałam od niego niemożliwego. Poszłam na kompromis i nie mogłam zrobić nic innego niż walczyć o lepsze jutro dla nas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro