Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. {Gorąc}

Rozstaliśmy się na stacji metra. On pojechał w jedną stronę, ja w drugą. Jego rodzina zawsze była punktem zapalnym w naszej relacji. Luke chciał przed nimi udawać kogoś idealnego. Był przekonany, że nie będą go szanować, jeśli usłyszą, co zrobił. Czasem denerwowało mnie to, że liczył się bardziej z ich zdaniem niż z moim. Jednocześnie byłam wdzięczna za to, że przede mną nie chciał udawać, a przynajmniej nie planował dłużej tego robić. W pewien sposób czułam, jakby nasze małżeństwo było dla niego pewniakiem i właśnie dlatego nie powiedział mi o tym, że chce rzucić pracę, tylko powiedział mi, gdy to zrobił, tak samo było z pracą w tym przeklętym barze. Sądził, że powinnam była to wszystko zrozumieć. Rozumiałam jego frustracje i chęć odpoczęcia, ale on nie szukał alternatywnych ścieżek. Utknął w martwym punkcie.

Czy mi to przeszkadza? Tak.

Czy chcę to ignorować dla niego, dla naszego małżeństwa? Tak.

Przeszła mnie chwila zwątpienia czy to w ogóle miało jeszcze sens. Może nie powinniśmy iść do łóżka, lecieć na wyznania 'kocham cię', tylko przyznać, że więcej nas dzieli niż łączy.

Nie chciała do tego dopuścić. Postanowiliśmy to naprawić, a ja zamierzałam zrobić wszystko, żeby to nam się udało.

Nie mogłam uwierzyć, że jedna dobra noc, jedno niepełne miło spędzone razem popołudnie przekreśliło wszystkie okropne miesiące, które razem spędziliśmy.

Dlaczego małżeństwo takie jest?

Czy, jeśli kolejne kilka miesięcy spędzimy bez kłótni, w zdrowym związku to będziemy mogli wtedy zapomnieć o tych czasach, gdy tylko się mijaliśmy?

I właśnie w ten sposób w mej głowie zrodził się plan naprawczy. Zamiast przebrać się w dresy i przygotować do jutrzejszego spotkania, przebieram się w wyjściowe ciuchy, aby wyruszyć na miasto. Nie miałam jednak ochoty na kolejną w tym dniu przejażdżkę metrem. Postawiłam na taksówkę, która w tym mieście może nie jest najszybszym środkiem transportu, ale jest o wiele wygodniejsza od zapchanego metra.

*

Nie lubiłam tu przychodzić. Był to jeden z barów w irlandzkim stylu, mimo, że nie pracował tu żaden Irlandczyk, a ja nawet nigdy nie byłam w Irlandii, ale właśnie tak sobie wyobrażałam speluny za oceanem. W tym miejscu święto Świętego Patryka było obchodzone każdego dnia. Miałam wrażenie, że przesadnie się wystroiłam, jak na to miejsce. Zrobiłam to chyba bardziej dla niego niż dla siebie.

Nie zauważył mnie od progu. Wycierał szklanki, bo właściwie nikogo tutaj nie było. Chyba liczyłam, że gdy otworzę drzwi, on spojrzy na mnie tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczami i zobaczę w nich to, czego oczekiwałam tak się strojąc w poniedziałkowy wieczór.

Podniósł na mnie wzrok dopiero, gdy byłam o krok od baru. Pierwsze, co zobaczyłam w jego oczach to zaskoczenie. Minęła dłuższa chwila zanim stasował mnie wzrokiem od góry do dołu.

– Co ty tutaj robisz, Rachel? – to, co wyleciało z jego ust, nie pasowało do jego wzroku.

Od razu miałam ochotę obrócić się napięcie i wyjść.

Nawet nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.

– Zabiłeś właśnie cały nastrój, który stworzyłam w swojej głowie zanim tutaj przyszłam.

– Bo nigdy tutaj nie przychodzisz – postanowił mi przypomnieć.

– Dzisiaj przyszłam. Dla ciebie – nie wierzyłam, że musiałam mu to powiedzieć tak wprost.

Gapił się na mnie, jakbym była jakąś fatamorganą.

– Zrobisz mi drinka czy mam sobie pójść? – wątpiłam, czy moje przyjście miało tu sens.

– Zrobię ci drinka.

Nieco zrezygnowana usiadłam na stołku przy barze.

– Gdzie Mike? – zapytałam, rozglądając się dookoła.

– Będzie później. Dobrze być szefem, co? – uśmiech pojawił się na jego ustach. Bałam się zapytać, czy marzy o byciu właścicielem baru albo o byciu kierownikiem takiego miejsca. Właścicielstwo jeszcze bym przeżyła. Bycie kierownikiem? Chryste, dlaczego chciałam od niego konkretnego zawodu? Gdyby spełniał się jako osoba zarządcza baru, powinnam być szczęśliwa. Nie wiedziałam już, czy mogę oczekiwać od niego więcej niż on sam od siebie. Czy poniekąd nie o to chodziło w związku?

Gdy się tak rozglądałam poczułam pocałunek na dłoni, która leżała na barze. Obróciłam głowę w kierunku Luke'a, który dalej pochylał się nad moją dłonią.

– Pięknie wyglądasz, mówiłem już? – uśmiechnął się do mnie, po czym jeszcze raz ucałował mnie w dłoń – Dawno nie widziałem cię w tym zestawie – czułam, jakby zjadał mnie wzrokiem – Chyba nawet zapomniałem, że masz te skórzaną spódniczkę.

Zabrał się za robienie drinka.

Przyglądałam się jego ruchom. Sprawności z jaką miesza ze sobą alkohole. Nawet nie powiedziałam mu, co chcę wypić.

Pasował do tego miejsca.

Jego punk rockowe ubrania, które nosił pasowały do tego miejsca. Z jakiegoś powodu o wiele częściej wyobrażałam sobie kolesi za barem w zaroście, a nie bez niego, chociaż u niego to już zachodziło o brodę. Nigdy wcześniej nie miał brody. Jego włosy robiły się coraz dłuższe, a ja czułam się, jak ktoś kto podziwia członka zespołu rockowego, a nie absolwenta MIT. Wiedziałam, że to tylko pewnego rodzaju etykieta i że nie powinnam nią obarczać nikogo, a tym bardziej własnego męża. Gdzieś w środku po prostu chciała, żeby ten chłopak, który teraz przede mną stał, kochał mnie tak samo, jak tamten student MIT. Przykre tylko było to, że tamten chłopak, student, chyba niezbyt lubił samego siebie i własne życie.

Czy im bardziej kochasz samego siebie tym mniej potrzebujesz obdarzać innych miłością?

Mogłabym przetestować te teorię na samej sobie, ponieważ nigdy nie miałam problemu z własną wartością siebie. Chciałam go. Kochałam go. Ale czy go potrzebowałam?

– Uśmiechnij się, Rach – zachęcał.

Chyba żałowałam, że tu przyszłam. Spodziewałam się czegoś innego. Chyba sceny z taniego pornosa.

Wyszczerzyłam zęby w najsztuczniejszym uśmiechu świata.

– Chodź tutaj – powiedział stanowczym tonem, który niezmiernie mnie kręcił.

– Gdzie? – zapytałam niemal szeptem.

– Stałaś kiedyś za barem? – brzmiał na takiego pewnego siebie. Czuł się w tym dobry. Lubił pokazywać pewnego rodzaju wyższość.

– Wiesz, że nie.

– No właśnie.

– Mówisz, że mam sama zrobić sobie drinka? – spojrzałam na niego, jakby oszalał. Nie umiałam mieszać alkoholi, a on o tym wiedział.

– Przy mojej pomocy. – Jego uśmiech w odróżnieniu od mojego był szczery.

*

Stanęłam wraz z nim za barem. Po raz pierwszy zobaczyłam całkowicie inną perspektywę i wszystko, co skrywało się w szafkach, pod blatem, czy innych zakamarkach.

– I jak pierwsze wrażenia? – Stał za blisko moich pleców. Czułam go na sobie i strasznie mnie to rozpraszało.

Jego usta sunęły po moich uchu, gdy jego dłonie pojawiły się na moich biodrach. Oparłam się o niego.

– Nauczysz mnie czegoś? – znów wyszeptałam, jakby ktoś poza nami tu jeszcze był i mógł nas usłyszeć.

– Czegoś... – musnął wargami moje ucho.

Włoski stanęły mi dęba. Jedna z jego dłoni zsunęła się z mojego biodra na moje odkryte udo i w boleśnie wolnym tempie zaczęła przesuwać się pod spódniczkę. Wstrzymałam oddech. Nikt inny tak na mnie nie działał. Czułam na ustach jego urwany oddech, jego pomrukiwanie, gdy wsuwał mi dłoń coraz głębiej pod spódnicę. Ścisnął mój pośladek, a z moich ust wymsknął się jęk. Chryste. Masował dłonią mój tyłek, gdy ja próbowałam być jeszcze bliżej niego. Napierałam na niego, chcąc sprawić, że staniemy się jednością. On też tego chciał. Poczułam, jak jego dłoń zaczyna masować mnie pomiędzy nogami.

– Przeklęte rajstopy – zawarczał, po czym zaczął za nie szarpać.

Mogłam ich nie ubierać.

Opornie mu szło. Raz nawet dostałam klapsa, bo materiał odskoczył wraz z jego dłonią. Tak go to zdenerwowało, że z całej siły pociągnął za przeszkadzające mu tworzywo i wreszcie udało mu się je rozerwać. Wsunął dłoń pod moje majtki. Krzyknęłam.

– Kurwa – czułam jego przyspieszony oddech, walące serce.

Rozstawiłam zachęcająco nogi.

Nigdy tego tak nie robiliśmy. Nie w publicznym miejscu, gdzie każdy mógł wejść.

Nagle przerwał.

Wziął mnie na ręce i wyniósł zza baru. Po chwili byliśmy w schowku na miotły.

Czułam się, jak studentka albo bohaterka jakiegoś erotyku. Nigdy nie było tak brudno, tak zwierzęco, z taką desperacją. Przez sekundę zastanowiłam się, czy to dlatego, że zbliżamy się do naszego końca. Jednak po wszystkim, wróciliśmy do baru. Zrobił mi obiecanego drinka. Czule pocałował. Rozmawiał ze mną o wszystkim. O ulubionym alkoholu, o tym, że chyba zmieniłam perfumy i co to za zapach, o tym, co ostatnio przeczytał, o ludziach, którzy przychodzą do baru. Poznawaliśmy się na nowo i nie mogliśmy oderwać od siebie rąk.

Chciałam, żeby tak zostało na zawsze, a przynajmniej myślałam tak, aż do momentu, gdy zaspałam na najważniejsze spotkanie tego roku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro