10 {Chcę być obecna we własnym małżeństwie}
Metro w godzinach szczytu nie było moim ulubionym miejscem na świecie. Zazwyczaj w tych godzinach robiłam nadgodziny albo szłam na obiad, z którymkolwiek z moich przyjaciół, który miał akurat czas, albo najzwyczajniej w świecie dawałam się odwieść Calumowi do domu. Trwało to dłużej niż zatłoczonym metrem, ale było zdecydowanie przyjemniejsze. Wiedziałam, że nie powinnam była być tak blisko z szefem. Spędzać z nim czasu poza pracą i rozmawiać o wszystkim, co się da, zamiast o tematach ściśle zawodowych. Nadawaliśmy na tych samych falach. No poza dzisiejszym popołudniem, gdy on był gotowy na nadgodziny, a ja po raz pierwszy nazwałam go pracoholikiem, którym w dniu dzisiejszym nie chciałam być.
Nie spodziewałam się, że usiądziemy, ale natrafiliśmy na wyjątkowy tłum, gdzie nie było, gdzie włożyć palca. Notorycznie ktoś się pchał, a ja stałam tak bardzo przyciśnięta do piersi Luke'a, że czułam nie tylko zapach jego wody kolońskiej, ale także dezodorantu. Mój mąż miał jedną rękę zarzuconą na moje ramię, a drugą trzymał się uchwytu nad głową.
Nowy Jork ma swoje uroki, prawda?
Przez ostatnie kilka lat podróżowałam tym metrem każdego dnia. Przyznam, że mieszkanie w akademiku NYU sprawiało, że byłam zawsze w centrum wydarzeń, ale gdy tylko chciałam zmienić okolice musiałam wybierać się na wycieczki. Każdego dnia widziałam ludzi za kierownicami, którzy darli się do słuchawki, na przechodniów, samochód przed nimi, czy siedzieli na miejscu pasażera czytając gazetę, gdy ktoś prowadził za nich. Nie miałam wątpliwości, co do nie ekologiczności ich sposobu podróży, ale z jakiegoś powodu wyobrażałam sobie siebie w jednym z takich samochodów.
Zaczęłam pracować jeszcze jako studentka, ze względu na dużą ilość zajęć dodatkowych na pierwszym roku i wygranie konkursu na projekt opakowania, bez problemu znalazłam staż na drugim roku. Dzisiaj zarabiałam więcej niż moje koleżanki, które do pierwszej pracy poszły po studiach. W kręgu moich znajomych nie było osoby, która zarabiałaby poniżej średniej nowojorskiej. No był mój mąż, nie wiem, na ile to liczyło. Otaczałam się ludźmi, którzy mają pieniądze, pomimo tego, że podchodziłam z rodziny, w której czasem nie starczało do kolejnej wypłaty. Nie chciałam dla siebie życia, jakie znałam z domu. Sama spłacałam mój kredyt studencki, co pochłaniało sporą część mojej wypłaty, ale byłam dumna z miejsca, w którym się znajdowałam i faktu, że sama na to zapracowałam.
W tej chwili chciałam, żeby ta praca przyniosła kolejny benefit w postaci fajnego samochodu.
Czułam, że cała się lepiłam, gdy tylko wyszliśmy z tej puszki bez klimatyzacji. Luke chciał złapać mnie za rękę, ale musiałam się odsunąć, bo tak bardzo się kleiłam.
– Muszę umyć ręce – nie chciałam, żeby poczuł się odrzucony.
Nie chciałam mu dogryzać pytaniami czy dalej kocha ta metro i chce nim wszędzie jeździć. Miałam za to ochotę zaznaczyć, że wolałabym, gdybyśmy nie robili już tego razem.
– Mój pomysł był chyba głupi – powiedział to tak cicho, jakby czekał, aż wybuchnę.
– Daj mi się tylko odświeżyć.
Nie chciałam, żeby przejażdżka metrem doprowadzała mnie do furii. To tylko głupie metro.
– To restauracja Matta, wejdę i skorzystam z łazienki.
– Może chcesz tu zostać i zjeść coś tutaj?
– Nie chce mi się, aż tyle z nim gadać.
Weszliśmy do jego restauracji. Luke wyglądał, jak zawsze. Powiedziałabym, że jego skórzana kurtka i jeansy dziurawe na kolanach nie były mile widzianym strojem w tym miejscu. Ja raczej także ubrałabym tutaj szpilki niż trampki, które Luke wygrzebał z odnóży szafy.
– Kogo moje oczy widzą – Matt podniósł głowę znad komputera – Przyszliście na obiad? – zmierzył Luke'a od góry do dołu.
– Mogę skorzystać z twojej łazienki?
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Serio, to jedna z lepszych knajp w mieście, a ty pytasz mnie o łazienkę? – na jego twarzy malowało się rozbawienie – Czuję się chyba obrażony.
– Dzięki.
– To może chociaż ty napijesz się kieliszka wina? – Matt już wstał od stolika i przywoływał kelnera – Na jakie masz ochotę?
Czułam za swoimi plecami, jak Luke się we mnie wgapia. Nie lubił Matta, ogólnie nie lubił moich przyjaciół.
– Cokolwiek.
Słyszałam odsuwane krzesła od stolika obok. Miałam nawet ochotę przez chwilę przysłuchiwać się ich rozmowie, ale szybko z tego zrezygnowałam.
– To, gdzie ją zabierasz? – ułyszał, jak Matt zadaje to pytanie mojemu mężowi – Mogę ci polecić kilka miejsc, skoro nie chcecie zjeść u mnie. Ostatnio była z moją żoną w...
– Luke zabiera mnie do Central Parku na sushi – postanowiłam się wtrącić, nie rozumiałam, czemu sam mu tego nie powiedział.
– Otworzyli w okolicy coś nowego? – kierował to pytanie w jego stronę.
– Na wynos – wytłumaczyłam.
– Aha – to pierwszy raz, gdy Matt obrócił głowę w moją stronę, jakby chciał ocenić, czy podoba mi się ten pomysł – No tak, w sumie w tym stroju mogliby cię nie wpuścić gdzieś indziej – zarzucił Luke'owi.
On milczał, zamiast mu się jakoś odgryźć. Wielokrotnie ja także milczałam w takiej sytuacji.
– Co to, kurwa, za różnica w co jest ubrany? – nie chciałam się z nim kłócić, a jednocześnie nie chciałam być osobą, która robi tyle zamieszania z powodu ubrań. Nie chciałam, żeby obchodziło mnie bardziej to, co Luke ma na sobie niż to kim dla mnie jest i chyba za rzadko to zaznaczałam.
– No w Central Parku w sumie żadna.
– Musimy iść.
Chciałam, żeby Luke się odezwał, ale nie wiedziałam, co właściwie mógłby powiedzieć. Wyszliśmy stamtąd, a ich dwójka nawet się ze sobą nie pożegnała. Niemal od razu sięgnęłam swoją dłonią po jego. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu ścisnęłam jego dłoń i czekałam aż on zaciśnie palce na moich. Zrobił to po dłużej chwili.
– Obchodziłoby go, co mam na sobie, gdybym robił w zawodzie?
– Matt to pozer. Ma bogatych starych, którzy nauczyli go, że ma być widać, że jest bogaty.
– Nigdy nie zrozumiem, dlaczego się z nim przyjaźnisz.
Przyznam, że mi w tej chwili też było ciężko to zrobić i uzasadnić.
– Ta, masz racje.
– Ten Central Park na pewno jest w porządku?
Zależało mi na spędzeniu czasu z nim, a nie na miejscu, w którym to zrobimy. Może i byłam nieco zmęczona po pracy, ale byłam gotowa się dzisiaj trochę poświęcić.
– Tak.
*
Postarał się. Kupił sushi z mojego ulubionego miejsca i pamiętał o wzięciu kawałków z każdego mojego ulubionego rodzaju. Leżeliśmy teraz na trawie. Luke opierał się o drzewko, a ja znajdowałam się pomiędzy jego nogami z policzkiem przyciśniętym do jego piersi. Mieliśmy jeszcze z jakieś pół godziny, zanim musieliśmy zacząć się zbierać, aby zdążył na czas do pracy.
Wyciągnęliśmy telefony, aby zaplanować nadchodzący tydzień. Nie robiliśmy tego od lat. Właściwie od momentu, gdy zamieszkaliśmy razem.
– Jutro? – widziałam jego kalendarz, który świecił pustkami w moim było pełno kolorów, które oznaczały różne firmowe zobowiązania.
– Prezentujemy nowy pomysł na produkt jednej firmie. Możliwe, że po wszystkim pójdziemy na oficjalny obiad... – zawahałam się, przez chwilę chciałam zaproponować, że wykręcę się z obiadu, aby zjeść z go z nim, ale byłoby to średnio profesjonalne – Może uda nam się chociaż zjeść deser?
Luke się skrzywił.
– Obiecałem Mike'owi, że będę przy odbiorze towaru, bo on nie może. Muszę tam być o szesnastej.
– I nie będzie cię do drugiej?
– No tak kończy się moja zmiana.
– A następny dzień... – przewijałam kolejne spotkania zastanawiając się czy może znajdziemy czas na wspólny lunch – O której wstajesz po nocnej zmianie?
– Poczekaj – złapał mnie za nadgarstek, prosząc, żebym przestała przesuwać palcem po ekranie – Zacznijmy od zjedzenia wspólnego śniadania, dobra? Ty wstaniesz wcześniej, pomimo, że wolisz spać do ostatniej chwili. Ja wstanę, pomimo, że spałbym do jakiejś dwunastej. Mogę się nawet poświecić i je przygotować – na jego ustach pojawił się uśmiech – Żyliśmy już tak, pamiętasz? – pogładził palcami moją dłoń, chyba aby mnie uspokoić – Jedliśmy śniadania na pieprzonym FaceTimie, kochanie.
Dlaczego sądziłam, że gdy zamieszkany razem w jednym mieście to będzie prostsze?
Czy powinno się takie stać?
– Czyli wspólne śniadanie? – czułam, jakby to było dla mnie za mało. Nie wiedziałam, czy na mojej twarzy nie widnieje swego rodzaju irytacja, gdy zapytałam go z ledwo słyszalnymi pretensjami w głosie, czy tylko tyle może mi dać.
– Jeśli chcesz dla niego wstać wcześniej.
– Dla ciebie chcę wstać wcześniej – to było dla mnie tak proste, że nie mogłam tego nie zaakcentować.
Powiedział mi, że mnie kocha. Nie powiedziałam mu tego samego, bo chyba nie byłam gotowa. Robiłam wszystko z miłości do niego, ale nie wiedziałam, czy 'kocham cię' nie było w tej chwili za proste. To jasne, że otworzyło nam drzwi na naprawienie pewnych spraw, ale zarazem nie chciałam go wypowiadać, gdy tak naprawdę nic się pomiędzy nami nie zmieniło, a przynajmniej nie w dłużej perspektywie. Może byłam zachłanna? Chciałam za dużo? Powinnam się była cieszyć tym, co tu i teraz? Nie wiedziałam, jakie są poprawne odpowiedzi na te pytania.
– No to mamy ustalone jutro, a pojutrze?
– Jestem umówiona z dziewczynami na drinka – skrzywiłam się – W czwartki jest za dużo ludzi na mieście, więc chodzimy w środy.
– O której?
– Wpadnę do domu po pracy i będę lecieć – spojrzałam w jego niebieskie oczy. Szukałam oznak złości, że to ja nie mam czasu, bo mam jakieś życie poza pracą, ale on tylko wyglądał, jakby się intensywnie nad czymś zastanawiał – Chcesz wpaść? Będą też chłopaki – może o to chodziło, może zawsze powinnam była go zapraszać, gdy przychodziły całe pary.
– Mógłbym pewnie tylko na godzinę – odgarnia mi kosmyk włosów za ucho – Chyba, że zaproponujesz im, żebyście przyszli do mnie.
– I będziesz nas obsługiwał? – nie podobał mi się ten pomysł i nie starałam się tego ukryć.
– W środy nie ma aż takiego ruchu... – zapewniał.
– No nie wiem... – w głowie szukałam innego rozwiązania – Mogę po prostu nie pójść.
– Nie chcę, żebyś nie szła.
Wyobrażałam sobie nasze wspólne życie po przeprowadzce. Wspólne wstawanie, robienie rano kawy i śniadania, pracowanie niedaleko siebie abyśmy mogli chodzić na wspólne lunche, a potem wracać razem do domu metrem czy samochodem. Widziałam nas wspólnie podbijających miasto. Rozmawialiśmy nawet o tej wizji życia, ale gdzieś po drodze się to rozmyło. Jego pierwsza praca była daleko od mojej, a śniadania zamieniłam na dodatkowe dwadzieścia minut snu.
Wtuliłam policzek w jego pierś, a on wplótł palce w moje włosy, rozpoczynając przy tym delikatny masaż głowy.
– Może wpadniemy.
Chciałam spędzić z nim wieczór, ale niekoniecznie miałam ochotę, żeby moi przyjaciele patrzyli na niego jako na kelnera. To nie tak, że się go wstydziłam, ale oni nas oceniali. Każdy dobrze wiedział, jaką uczelnię Luke skończył i nie mogli tego pojąć. Miałam dosyć prób tłumaczenia im tej sytuacji, w szczególności, że sama nie potrafiłam znaleźć najlepszych argumentów, a w gorsze dni nie widziałam żadnych powodów, dlaczego miałby to robić.
– No dobrze, no to mamy ustalone. Czwartek?
Szybko przechodził do kolejnych dni. Nie chciał roztrząsać tego, dlaczego zależy mu, żebym wyszła z ludźmi, których nawet nie lubi, a małego tego jeszcze serwować im drinki.
– Może zrobimy sobie kino domowe?
Sto lat nie robiliśmy takich rzeczy razem.
– Po twoim powrocie przed moim pójściem do pracy? – przypomniał o czymś, o czym nie wiem, jak mogłam zapomnieć – Jak bardzo w tej chwili nienawidzisz mojej pracy?
– Tylko troszkę.
– Kłamczucha – wyszeptał mi do ucha. Nie brzmiał na złego, raczej na rozbawionego.
Chciałam go zapytać, dlaczego nie mógł wybrać czegoś w normalnych godzinach albo chociaż miejsca, w którym nie ma tylko zmian nocnych.
– A w piątek? Albo sobotę? Albo niedziele? – nie wiem, dlaczego postanowiłam wyrzucić z siebie resztę dni tygodnia ciągiem, jakbym nie mogła przeżyć bez niego ani dnia.
– Obiecałem rodzicom, że w końcu ich odwiedzę. Nie byłem tam kilka miesięcy, bo dalej im nie powiedziałem.
– Aha.
Niesamowite, że mój drink z przyjaciółmi i jego weekend u rodziców był ważniejszy niż nasz czas razem. To nie miało sensu.
– Nie wiem, jak wybrnę z braku awansu tym razem – mogłam usłyszeć w jego głosie niepokój, z resztą cały się spiął, gdy tylko zaczął myśleć o rodzicach.
Nie chciałam o tym gadać, a tym bardziej pomagać szukać mu wymówek. Uważałam, że powinien powiedzieć rodzicom już dawno. Boi się usłyszeć od nich to, co słyszy od wszystkich, którzy znają go dłużej niż Mike. Miałam przeczucie, że rozmowa z rodzicami tylko pogorszy jego niechęć do szukania innej pracy, jakby jeszcze bardziej chciał im zrobić na złość. Nie byłam gotowa mierzyć się przez cały czas z jego nieprzepracowanymi traumami. W szczególności, że to jego zachowania ocierały się o typowy bunt nastolatka. No i proszę bardzo i ja się spięłam, gdy zaczęłam o tym myśleć.
Podniosłam się z jego piersi, a on podniósł się za mną.
– Chyba musimy już iść, żebyś nie spóźnił się do pracy – wolałam, żebyśmy się rozeszli niż zaczęli kłócić.
– Jesteś zła, bo muszę jechać do rodziców?
Dopiero niedawno zwróciłam uwagę, że jeśli chodzi o jego rodzinę to występuje w nim kupa powinności. Właściwie większość rzeczy, które robi w ich kierunku określa słowami przymusu. Nie rozumiałam tego. Nie wiedziałam, dlaczego po prostu nie przestanie ich odwiedzać, skoro wprawili go w taki zły nastrój. Z poczucia powinności? Wdzięczności? Odkąd rzucił pracę był to śliski temat.
– Możesz po prostu pojechać ze mną – położył dłoń na moim kolanie, szukając sposobu na ponowne zbliżenie się do mnie – Proszę.
– To mój najmniej ulubiony sposób na spędzanie weekendu – nie kłamałam. Wiedział, że nie dogaduję się z jego rodzicami właściwie od samego początku.
– Nie bądź złośliwa – prosił.
– Naprawdę wolę spędzić ten weekend sama niż w towarzystwie twojej mamy i pytań o dzieci i o to czy cię dobrze karmię i dbam o ciebie, żebyś się nie przepracowywał w domu – nie mogłam nie przewrócić oczami – W końcu jej powiem, że żadne z nas nie gotuje, bo nie ma na to czasu albo że twoje brudne gacie to twoje pranie.
– Okej zrozumiałem – zabrał rękę z mojego kolana – Nie musisz od razu...
– Nie dzisiaj. Nie rozmawiajmy o twoich rodzicach dzisiaj – prosiłam.
Zamilkliśmy. Przez chwilę poczułam, jakby dobre chwile już się skończyły. Czy naprawdę nasza relacja była aż tak krucha?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro