|•8•|
Odkąd Kirschtein i Arlert odbyli swoją, prawie, randkę miną niecały tydzień. Blondyn, z tego co zauważyłem był bardzo szczęśliwy i chodził jak nakręcana laleczka.
Jean z resztą tak samo. Kiedy oboje mijali się na korytarzu czy w bibliotece, posyłali sobie urocze spojrzenia i uśmiechy. Widać i czuć było jak bardzo chcieli by być bliżej siebie. Oczywiście jako najlepszy przyjaciel Armina staram się, doprowadzić do takiego biegu wydarzeń.
Szczęście mojego brata jest dla mnie pierwszorzędne. Zwłaszcza, że wiem iż to nie byle jakie zauroczenie, a blondynowi naprawdę zależy na tym chłopaku. Nie wiem co on w nim takiego widzi, może dlatego, że nie wiem jak to jest być zakochanym w mężczyźnie, ani w ogóle w nikim, ale mam nadzieję na happy end tego wątku.
Mój wrażliwy przyjaciel właśnie siedzi ze mną na stołówce szkolnej i pałaszuje jakieś kartofle, w tym czasie ja staram się wymyślić coś co by mi pomogło zbliżyć tę dwójkę jeszcze bardziej do siebie. To w brew pozorom bardzo trudne zadanie. Muszę brać pod uwagę jakieś najdrobniejsze pierdoły, które mogły by pokrzyżować moje plany, na przykład takie jak pogoda.
Trochę się rozkojarzyłem, więc nie słyszałem co mówi do mnie Armin, nie wspominając o tym że nawet nie ruszyłem swojego burgera. Z przemyśleń wybudził mnie dopiero krzyk i pomidor wprost między moimi oczami.
— Wojna na żarcie! — krzyknął jeden z uczniów siedzących na stołówce, wstając i rzucając w kolejną przypadkową osobę, która właśnie weszła do dość dużej jadalni z wieloma stołami i bufetem.
Wszyscy dookoła nas zaczęli się obrzucać tak bardzo cennym jedzeniem. Niebieskooki z resztkami sałaty we włosach, złapał mnie za ramie i pociągnął za sobą do wyjścia z sali, jak podejrzewam, żebym nie wpakował się w jakieś kłopoty, związane z tą bitwą. Cały Armin, martwi się o mnie mimo że nie ma takiej potrzeby.
Chłopak wyprowadził mnie na korytarz. Przeszliśmy kawałek i blondyn mnie puścił. Szliśmy w kierunku naszych szafek kiedy nagle zobaczyłem, że chłopak się wywraca na tyłek. Miałem już krzyknąć, że osoba na którą wpadł mój przyjaciel, ma go od razu przeprosić, kiedy moje piękne oczy ujrzały obiekt westchnień, człowieka siedzącego na ziemi.
Jean, jak na zawołanie rzucił się z pomocą Arlertowi. Podał mu rękę aby niebieskooki wstał. Złapał jego rękę i podciągnął się do góry.
— Armin, tak strasznie cię przepraszam, zagapiłem się — niższy chłopak pokręcił głową.
— Nic się nie stało, spokojnie.
Z uśmiechem na ustach i rumieńcem na twarzy Arlert, podziękował Kirschteinowi za pomoc. Szatyn odwzajemnił gest Armina, zauważając sałatę w jego włosach. Wyjął mu liście delikatnie z włosów. Zawstydzony do granic możliwości i z upadłą godnością zasłonił, czerwoną twarz rękami.
Ja za ten czas, zastanawiałem się co powinienem zrobić. Ratować przyjaciela przed dalszym pogrążaniem się czy może ratować mu dupę zanim utraci resztki swojej godności. Pierwsza opcja wydawała mi się bardziej zabawna więc postanowiłem, że tak też zrobię.
┊┊┊┊
┊┊┊☆
┊┊🌙 *
┊┊
┊☆ °
🌙*
Beta: TwinkleShadow303 ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro