Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.




Siedzieliśmy przy niewielkim drewnianym stoliku w kolorze bieli i rozmawialiśmy o jakichś najgłupszych błahostkach już dobre dziesięć minut. Wszystko się kleiło, było miło i okazało się, że dziewczyna ma niewyobrażalnie dużo do powiedzenia. Dowiedziałem się, że w wieku pięciu lat chodziła na balet z przyjaciółką, z którą ma kontakt do tej pory. I że zawsze chciała mieć kota, ale Harry się nie zgadzał, bo ich nienawidzi, za to ten marzył o psie. Zgadzam się z nim w tej kwestii, koty są irytujące i wiecznie dzikie, nigdy nie wiesz kiedy uciekną i cię zostawią, milą się tylko, kiedy potrzebują jedzenia. Są po prostu zdradzieckie i do tego trzeba po nich sprzątać.

Tylko blondynka podtrzymywała jakąkolwiek rozmowę, Harry wydawał się być strasznie spięty i jakiś nieobecny, a ja chętnie jej słuchałem. Chciałem zacząć działać, ale nie wiedziałem, w którym momencie uderzyć. Czekałem aż akcja sama się rozwinie.

- Napijecie się czegoś? - zaproponowała w końcu, patrząc na nas raz po raz.

- Czarnej kawy, jeśli można. Słodzę dwie - powiedziałem, przewidując pytanie, po czym oblizałem usta, które zdążyły mi spierzchnąć.

- To co zawsze, Gem - mruknął mężczyzna, po czym położył ręce na stole i splótł palce razem

- To zaraz wracam. - uśmiechnęła się, następnie wstała z krzesła, które delikatnie się zatoczyło, i podążyła w stronę kuchni.

Zapadła nieprzyjemna cisza, którą przerywał jedynie cichy stukot naczyń dochodzący z kuchni. Harry nie patrzył na mnie, jest wzrok zawisł na jego dłoniach, tak jakby to była najciekawsze rzecz na świecie.

- A więc - zacząłem z westchnięciem, a ten odważył się podnieść na mnie swoje zielone oczy. - Chciałem cię przeprosić - powiedziałem z niemałą trudnością, a emocje, które mną targały definitywnie nie należały do tych przyjemnych. - I zapytać czy jest szansa na nowy start - bardziej zapytałem, przygryzając policzek od środka. Miałem nadzieję, że pójdzie szybko. Nie chciało mi się z nim użerać, im szybciej będę mógł zapomnieć o jego spojrzeniu, tym lepiej.

Mężczyzna przez dłuższą chwilę analizował wzrokiem moją twarz, po czym uśmiechnął się delikatnie i wystawił dłoń w moją stronę.

- Nazywam się Harry Styles, studiuję architekturę, jestem na pierwszym roku, miło mi.

Spojrzałem na niego głupio, po czym niepewnie uścisnąłem jego przyjemnie ciepłą dłoń.

Nie, zaraz.

W tym człowieku nie było nic pozytywnego, no może poza dobrym gustem muzycznym.

- Loius Tomlinosn, też tam studiuję, młodziaku - prychnąłem żartobliwie, a ten odpowiedział tym samym, ukazując swoje dołeczki w policzkach. - Więc słyszałem, że interesujesz się muzyką - zacząłem temat i musiałem przyznać, że pomimo mojego sceptycznego nastawienia do jego osoby, cieszyłem się, że mogłem z kimś o tym podyskutować. Przynajmniej było łatwiej nawiązać jakąkolwiek konwersację. Zacząłem modlić się w myślach, żeby rozmowa nam się kleiła i żeby poszło sprawniej, niż zakładałem. Po prostu chciałem go jak najszybciej rozkochać i szczerze mówiąc, byłem w stanie zrobić wszystko, żeby to wypaliło. Postawiłem się na moment w jego sytuacji. Jeżeli byłbym do szaleństwa zakochany i nagle ta osoba zrobiłaby coś takiego, to na pewno przeżyłbym to jak diabli. Także byłem w stanie nawet przenieść mu złote góry, spowodować, że się zaśmieje, podsunąć chwilową ekscytację, po czym złamać jak suchy patyk i wyrzucić w morze zapomnienia

- Matko przenajświętsza, w końcu ktoś o to pyta - powiedział, rozkładając teatralnie ręce i wygodniej usadawiając się na krześle. - Uwielbiam muzykę, koncertuję odkąd skończyłem piętnaście lat.

Otworzyłem szerzej oczy, a kącik moich ust delikatnie powędrował w górę.

- Ja w sumie odkąd miałem siedemnaście, ale zaliczyłem wszystkie koncerty, na jakich najbardziej mi zależało - powiedziałem, bawiąc się listkami (na szczęście) sztucznego kwiatka, ustawionego w wazonie z uśmiechniętą twarzą w formie kreskówki

- Najlepszy koncert, na którym byłeś? - zapytał, krzyżując ręce na wysokości brzucha

- Eda, chociaż w sumie Panic! At the disco też był świetny. Miał w sobie jakiś taki klimat, wiesz o czym mówię. - mruknąłem, ze skupieniem przyglądając się niebieskim płatkom roślinki.

- Byłeś tutaj w Londynie na Panic! At the disco? - zapytał, unosząc delikatnie brew.

- Tak, najlepszy czas mojego życia, pomimo, że dostałem z glana i miałem prawdopodobnie naderwany mięsień. - zaśmiałem się na wspomnienie, a w mojej głowie przewinął się obraz wszystkich wspaniałych ludzi, których tam spotkałem i momentów, które na zawsze będą przywoływać uśmiech na moją twarz. - Teoretycznie dotykałem sceny.

- Miałem meet&greeta. - Triumfalnie uniósł głowę do góry.

Nie, ten facet definitywnie miał za dobrze w życiu

- Żartujesz sobie? - zapytałem, patrząc na niego z odrobiną zdziwienia i zazdrości.

On tylko zaśmiał się i pokręcił delikatnie głową, wprawiając swoje loki w ruch.

- Mam nawet z nim zdjęcie. - powiedział, a ja czułem jak zazdrość i coraz większa nienawiść kiełkuje w moim małym serduszku. - I w sumie spotkałem jeszcze Troye'a Sivana i Jacka z All time low.

I co, odnalazłeś wspólny język z tym pedałem, który wybił się jedynie na swojej odmienności i żałosnym promowaniu tego?

- O, ale jazda - odpowiedziałem z udawanym entuzjazmem, chociaż nie wiem czy zabrzmiałem wiarygodnie. To było trudne do zrobienia. - Ja w sumie spotkałem po koncercie Josha z Twenty one pilots, ale bardzo się spieszył i zdążyłem tylko zrobić sobie z nim szybkie zdjęcie - westchnąłem, przypominając sobie jak moje serce waliło, kiedy perkusista patrzył na mnie i uśmiechał się, słuchając moich słów. To tak jakby osoba, którą podziwiasz i śledzisz medialnie, którą obserwujesz i w jakiś sposób wiążesz się z nią emocjonalnie, wyszła z komputera i wysłuchała wszystkiego, co miałeś do powiedzenia przez ten cały czas, kiedy tego potrzebowałeś.

- Josha?! - zapytał entuzjastycznie Harry, uśmiechając się promiennie. - Plus pięćdziesiąt do szacunku na dzielni - powiedział z respektem, a ja nie mogłem powstrzymać delikatnego chichotu.

- Dobra, cicho bądź - jęknęła dziewczyna z kuchni, uciszając krzyczący czajnik.

Harry zaśmiał się pod nosem i spojrzał w stronę kuchni, zarzucając prawą rękę na oparcie krzesła.

- Pomóc ci?! - krzyknął, a ten głupkowaty uśmieszek nie schodził mu z ust.

- Nie, spoko, dam radę!

Chwilę później blondynka weszła do pokoju, niosąc ze sobą dwa białe kubki, z których wiła się para. Postawiła jeden przede mną, a kiedy poczułem zapach, którego tak bardzo brakowało mi od samego rana, uśmiechnąłem się do siebie i przystawiłem do ust gorące naczynie.

- Dla ciebie nie ma - rzuciła Gemma w stronę Harry'ego i zaczęła pić napar, patrząc na niego wyzywająco.

Harry otworzył usta, marszcząc czoło, ale to wszystko przyozdobione było delikatnym uśmiechem.

- Oddaj, albo policzymy się później. - zagroził, wystawiając wskazującego palca w jej stronę.

- Groźby są karalne, mogę cię pozwać, mam świadków. - Wskazała ruchem głowy w moją stronę.

- Zaraz możemy ich nie mieć - powiedział tajemniczo ten gorszy Styles i uśmiechnął się przerażająco, patrząc na dziewczynę spode łba.

- Wszystko nagrywają nasi pomocnicy, już po tobie - powiedziałem ostro, wplątując się w ich dziwną grę.

Harry panicznie zaczął rozglądać się po pokoju, a jego obie dłonie z hukiem powędrowały na stół.

- Więc jest was więcej?- Są nas setki. Obserwują każdy twój ruch, jesteś skończony - wyszeptałem, nachylając się w jego stronę i szybko uniosłem brwi, po czym jeszcze szybciej je opuściłem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że to co mówiłem wcale nie było żartem.

- Co z tego? Dostałem to, czego chciałem. - uśmiechnął się pod nosem, patrząc na Gemmę. - Smakuje wam?

Blondynka otworzyła szerzej oczy i teatralnie odłożyła kubek przed mężczyznę, opierając się o krzesło i kładąc dłoń na piersi. Zaczęła głośno oddychać, po czym dopełniła wszystko wymuszonym kaszlem.

- Wygrałeś. - przyłożyła dłoń do czoła i opadła na swoje krzesło, po czym uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na mnie, a ja posłałem jej rozbawione spojrzenie, po czym zamoczyłem usta w kawie.

- To u nas na porządku dziennym. - wyjaśniła blondynka, widząc moje spojrzenie z serii ,,co tu się własnie odstawiło".

- To musicie mieć ciekawe życie razem - zaśmiałem się, spoglądając na Harry'ego, który widząc mój wzrok, od razu przeniósł swój na siostrę.

Chociaż w sumie wolałem dzielić dach z najnudniejszą osobą, niż z kimś tak obrzydliwym jak on.

- Nie narzekamy. - Harry wzruszył ramionami, potrząsając delikatnie swoim kubkiem.

- Mów za siebie - prychnęła blondynka, a mężczyzna pokazał jej środkowego palca, na co ta wystawiła język w jego stronę.

W sumie zacząłem im trochę zazdrościć. Zawsze chciałem mieć rodzeństwo, które pomimo sprzeczek i bolących słów, byłoby przy mnie i wspierało nawet w tych najgorszych głupotach. Kogoś, kogo mógłbym obronić przed złośliwym kolegą z równoległej klasy, albo kogoś, kto byłby moim oparciem w trudnych momentach, kogoś, kto ratowałby mnie przed samym sobą. Osobę, do której mógłbym się zwrócić w każdej sprawie, a ona nie osądziłaby mnie, bo wiedziałaby jaki naprawdę jestem, osobę, przy której czułbym się jak w domu. Niestety z moimi rodzicami nigdy nie doszedłem do porozumienia, jedyne rozmowy jakie prowadziliśmy to burzliwa wymiana argumentów, która zawsze kończyła się na punkcie wyjścia. Dlatego cieszyłem się, kiedy opuszczałem dom, a raczej budynek, w którym mieszkałem. Kobieta, którą nazywałem matką nawet nie zapłakała, nie zadzwoniła, nie zapytała i myślę, że sprawiłem jej pewnego rodzaju ulgę, odchodząc. A o ojcu to nawet nie wspomnę. Nie jest tego warty.

Rodzeństwo by zrozumiało, przeżyłoby to ze mną, a przynajmniej taki miałem obraz tego wszystkiego. Pozwoliłoby mi pokazać słabość, bo wiedziałoby, że jestem silny pomimo załamania.

Chociaż tak naprawdę nie wyobrażam sobie mieć za brata kogoś takiego jak Harry. Pomimo więzi krwi nienawidziłbym go, a przy tym ciągnąłbym siebie, bo w końcu jakim trzeba być człowiekiem, żeby nienawidzić własnego brata? Byłem ciekawy, czy Gemma wiedziała o tym, kim jest Harry, bo jeśli tak, to ona wcale nie była lepsza od niego. Nie była prawdziwą siostrą, nie chciała mu pomóc. A przecież to jest zadaniem rodzeństwa, prawda?

Zacząłem się zastanawiać co stało się z rodzicami tej dwójki. Czy oni też się wyprowadzili? Chcieli zacząć nowe życie w innym miejscu, a może to uczelnia zmusiła ich do opuszczenia domu?

- Powinni mi płacić, za to, że z tobą mieszkam - odgryzła się Gemma, a ja wróciłem myślami do ich małej kłótni.

- Louis, chcesz ją? Dopłacę - powiedział błagalnie, nachylając się w moją stronę.

- Tak, Louis, ja też dopłacę. - powiedziała Gemma, naśladując ruchy brata.

Zaśmiałem się, przechylając delikatnie głowę w prawą stronę.

- W sumie to czemu nie, możesz spać na kanapie. - wzruszyłem ramionami, a tamta dwójka tylko teatralnie odetchnęła z ulgą. - Albo w schowku. Albo na kanapie w schowku. - Rodzeństwo zaśmiało się, a ja posłałem im jeden z moich specjalnych uśmiechów.

- No, Louis - zaczęła Gemma, przeczesując włosy palcami. - Opowiedz coś o sobie.

- Zabrzmiałaś cholernie dyplomatycznie, stara - zaśmiał się Harry. - Dlaczego pan chce u nas pracować? - powiedział z kamienną twarzą, prostując się na krześle.

- Nienawidzę cię - prychnęła dziewczyna, przewracając oczami.

- W sumie to nie mam za dużo to powiedzenia - odpowiedziałem, podgryzając dolną wargę.

- No daj spokój - powiedział Harry, który najwyraźniej zdążył się już rozkręcić.

- Powiedz mi ile łyżeczek cukru dajesz do herbaty.

Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego pytająco, a on tylko uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie przenikliwie.

- To są bardzo ważne pytania, dlaczego nikt o to nie pyta? - zapytał z oburzeniem i zdmuchnął zabłąkanego loczka ze swojej twarzy.

- Nie piję herbaty, ale jak już to nie słodzę - odpowiedziałem nieco zmieszany, ale zarazem rozbawiony.

- Jak można nie pić herbaty? Przecież to dobro i złoto - westchnął Harry. - A więc co lubisz pić?

- Uwielbiam kawę. Czarną, mocną - powiedziałem bez wahania, po czym upiłem łyk naparu, o którym już dawno zapomniałem.

- Kawa jest w porządku, ale polecam spróbować zielonej herbaty, ona to jest życiem.

Gemma prychnęła na odpowiedź Harry'ego i strzepnęła jakiś paproszek ze stołu.

Nawet nie zauważyłem, kiedy czas uciekł, a nasza dyskusja zeszła na tematy typu ,,lepiej mieć sałatkę we włosach, czy włosy w sałacie?". Spojrzałem na zegarek, który wybił dwudziestą-drugą i cicho westchnąłem, odrywając wzrok od ekranu telefonu.

- No patrz, jak masz włosa w sałatce to tego nie zjesz, bo wiesz, że nie jest twój, a jak masz sałatkę we włosach to resztę zjesz - wytłumaczył Harry dobitnie, patrząc na Gemmę.

- No chyba, że masz całą sałatkę we włosach. Wtedy to w ogóle masz przejebane - zaśmiałem się, na co moi rozmównicy mi zawtórowali, a mężczyzna wystawił wskazującego palca, machając nim delikatnie, w geście uznania.

- Muszę się zwijać, już dosyć późno, a ja nie wiem czy chłopcy się ogarnęli.

- Odwiozę cię - rzucił Harry i podniósł się z krzesła, po czym chwycił kluczyki z blatu.

- Dobrze, że to zaproponowałeś, bo ja umieram - zaśmiała się Gemma i poszła w ślady brata. - Lecę spać - powiedziała, po czym podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek. - Miło było poznać, mam nadzieję, że to nie ostatnie spotkanie.

- Ja też mam taką nadzieję -  odrzekłem i uśmiechnąłem się do niej ostatni raz, po czym odprowadziłem ją wzrokiem w stronę sypialni.

Myśl, że będę z Harrym w jednym aucie, sprawiała, że czułem się dziwnie, ale wiedziałem, że muszę przywyknąć, jeśli mam być z nim w jakiejś głębszej relacji.

- Lecimy? - zapytałem mężczyzny, a ten tylko pokiwał głową i pokazał gestem dłoni drogę do wyjścia.

Noc była spokojna i lekka. Niebo okrywały migoczące gwiazdy, a pełny księżyc zwisał wysoko, oblewając okolicę swoim blaskiem.

Zająłem w ciszy miejsce pasażera i zapiąłem grzecznie pasy, po czym zacząłem obserwować ruchy mężczyzny. Zrobił to samo co ja, po czym odpalił auto i otworzył schowek, który ukazał niezłą kolekcje płyt.

- Gdzie mieszkasz?  - zapytał, ustawiając w skupieniu lusterko.

- Kamienica na Baker Street, wiesz gdzie to? - ten tylko pokiwał głową, naciskając gaz. - Możesz sobie wybrać - mruknął, pokazując wzrokiem na płyty.

Uśmiechnąłem się do siebie, po czym zacząłem przeglądać kolekcję, ale kiedy w radiu poleciała jedna z moich ulubionych piosenek, postanowiłem pozostać przy tym. Zamknąłem schowek, po czym zacząłem wsłuchiwać się w słowa piosenki

I shouldn't have fucked with your mind

And your life, too many times

And maybe I don't wanna be lonely

Darling you are my only love

Behind my truth

everything you are

- Dobry wybór - powiedział cicho chłopak, a ja spojrzałem na jego skupioną twarz od boku.

- Dobra płyta - westchnąłem, kładąc głowę na oparciu.

Zacząłem żałować, że chłopak jest gejem. Mógłbym przewidzieć nam świetlaną przyjaźń i koncertowanie razem. Może po tym wszystkim zda sobie z czegoś sprawę i zacznie szukać pomocy? Miałem taką nadzieję, bo pomimo, że rozmowa się kleiła, to nie potrafiłem spojrzeć na niego bez odruchu wymiotnego.

- To prawda, jedna z lepszych - zgodził się, delikatnie wystukując rytm piosenki o kierownicę. - To w sumie śmieszne, że tyle razy byliśmy na tych samych koncertach, a nigdy cię nie spotkałem.

- Niestety. Jednak teraz los daje nam szansę. Może to przeznaczenie? - zaśmiałem się, ale nie wiem czy to była raczej kpina, czy jakiś nieśmieszny żart. Chociaż w sumie pomyślałem, że ta zabawa może być bardzo ciekawa. Dawno nie bawiłem się w grę zwaną uwodzeniem.

Harry uśmiechnął się tylko, nie spuszczając wzroku z drogi.

Utwór się skończył, więc stwierdziłem, że przełączę piosenkę dalej, lecz kiedy chciałem to zrobić, moja dłoń napotkała coś ciepłego, coś co było dłonią Harry'ego. Mężczyzna się speszył i chyba nieco zarumienił, nie byłem pewien, przez półmrok panujący w samochodzie.

- To było takie typowe - zaśmiałem się. - Jak w tych wszystkich książkach.

- Masz zimne dłonie. - jego śmiech był nieco bardziej nerwowy od mojego.

- Bello, muszę ci coś wyznać. Jestem wampirem - zażartowałem, a ten prychnął, ale uśmiech nie zszedł z jego twarzy.

Jeszcze tylko kilka dni i wiedziałem, że już będzie mój. Był taki prosty i typowy. Wystarczyła nic nieznacząca gadka, nieco prowokujących ruchów i kilka przesłodzonych komplementów.

Byłem w stanie usłyszeć jego żałosny płacz i poczuć jego gorące łzy.

Resztę drogi spędziliśmy na dyskusji na temat najlepszych płyt i historyjek z koncertów, przy których czasami konkretnie się zaśmiałem. Fajnie było powspominać coś z kimś, kto cię słucha i przeżywa to w jakiś sposób z tobą. Większość moich znajomych tylko przytakiwała, mrucząc pod nosem ,,tak? To wspaniale!". Nigdy nie starali się wczuć w moje opowieści. Za to Harry przeżywał je chociażby w połowie tak mocno jak ja.

Kiedy byliśmy już przed moim mieszkaniem, spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się szeroko, spuszczając wzrok na jego usta. Ten chyba dostrzegł ten gest, ponieważ wstrzymał na chwilę oddech, a ja uśmiechnąłem się nieznacznie.

- Miło było - powiedziałem, wracając do jego oczu, które wyrażały zmieszanie, ale i coś, czego nie potrafiłem opisać.

- Tak - wydusił w końcu, przygnieciony moim spojrzeniem.

- Do jutra - niemalże wyszeptałem, jeszcze raz spoglądając na jego usta. Puściłem mu oczko, trzaskając drzwiami, i nie odwracając się w jego stronę, podążyłem w stronę kamienicy. Wiedziałem, że śledzi mnie wzrokiem. Czułem go na sobie.

Był taki prosty.

Wszedłem na klatkę schodową, w której śmierdziało papierosami i alkoholem, po czym zacząłem wpinać się po schodach na górę, a dziwna satysfakcja nie opuszczała mnie nawet na krok.

Szarpnąłem za klamkę, jednak ta nie ustąpiła. Zapukałem więc kilka razy w dębowe drzwi z pozłacanym numerem siedem, lecz nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Przewróciłem oczami, wyjmując z kieszeni klucz i otworzyłem mieszkanie, witając się z mrokiem oraz głuchą ciszą panującą w nim.

Westchnąłem, zdejmując buty i od razu poszedłem w stronę mojej sypialni, nie siliłem się już nawet na zapalanie świateł. Położyłem się na łóżku, wtapiając w miękką pościel, pomimo wszystko to był naprawdę długi dzień, który wycisnął ze mnie resztkę sił. Ogarnęło mnie uczucie błogiego zmęczenia, więc po prostu zrzuciłem z siebie koszulkę wraz ze spodniami, po czym przytuliłem się do przyjemnie zimnej poduszki i pozwoliłem Morfeuszowi zabrać się do krainy snów.











_______________

Dedykuję ten rozdział mojej kochanej kozie, żeby życie w Polsce płynęło jej cebulą i schabowym.

Pamiętajcie o podlewaniu roślinek i piciu 2 litrów wody.

Do następnego, gejuszki <4-1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro