Rozdział 3.
Zakończyłem swoją długą historię głośnym oddechem i pochopnym spojrzeniem na Zayna. Ten tylko patrzył na mnie z niedowierzaniem i delikatnym uśmiechem.
- Pięknie nam się podstawił, ale muszę przyznać, że też bym się nieźle wkurzył na twoim miejscu.
- Myślałem, że wyjdę z siebie, przysięgam - westchnąłem, po czym oparłem się o biurko, spoglądając na swojego przyjaciela, który siedział obok mnie. - Masz jakieś pomysły?
- Kilka - zaczął tajemniczo, błądząc palcem po drewnianej powierzchni i malując tym samym niewidzialne esy-floresy. - Ale myślę, że musimy obgadać to z chłopakami. Właśnie, co z Liamem? Przecież byliśmy dzisiaj umówieni po zajęciach, które swoją drogą zaraz się kończą.
Poruszyłem znacząco brwiami i uniosłem delikatnie kącik ust, a Zayn uderzył z otwartej ręki w czoło, chyba trochę za mocno, bo syknął z bólu, a ja zaśmiałem się z jego głupoty.
- Znowu? - jęknął, nie zdejmując ręki z czoła.
- Na to wyglądało. Był jakiś nerwowy, jak nie on.
- Ładna chociaż? - zapytał, podnosząc się do pozycji stojącej. Przeciągnął się, po czym obszedł biurko i zaczął szperać w szafce.
- Nawet. Ciekawe ile wytrzyma. W sumie to trochę mi jej żal, wiemy jaki jest Liam. Dziwiłem się, że był spięty, rzadko widzę go w tym stanie.
- Może to coś poważnego. Cholera, gdzie to jest - przeklął cicho. Nie zapytałem czego szuka, średnio mnie to interesowało, pewnie było związane z zajęciami, albo coś.
- Liam i coś poważnego? - prychnąłem.
- Kiedyś trzeba się ustatkować, nie sądzisz? - zapytał, i zatrzymując swoją pracę przy papierach, spojrzał na mnie znacząco.
Teatralnie przewróciłem oczami i usiadłem na biurku tak, abym miał lepszą widoczność na Zayna.
- Można powiedzieć to samo o tobie - uprzedziłem jego atak, na co ten tylko uśmiechną się przed nosem.
Może trochę mało trafna uwaga, bo umówmy się, gorący, młody wykładowca na pewno nie umknął uwadze tutejszym studentkom. A Zayn potrafił doskonale to wykorzystać. On i Liam traktowali kobiety rzeczowo, ale kulturalnie. Mieli swoje zasady, których pomimo wszystko się trzymali. Nie robili nic na siłę, szanowali wolę partnerek i jeżeli wiedzieli, że to nic więcej niż jedna noc, mówili im o tym. No cóż, nie osądzałem ich. Każdy ma swoje potrzeby, a miłości swojego życia nie znajduje się na ulicy, jak jakiegoś nic nie znaczącego kapsla po napoju, także niech korzystają, póki mogą. Jednak ja nigdy się w to nie bawiłem, do takich spraw miałem Carę, której ufałem i którą szanowałem, pasował nam układ przyjaciół z korzyściami. Nie chciałem bawić się sercami innych dziewczyn, które zostawiłbym z niepotrzebną nadzieją i łzami na polikach. Po prostu nie byłem tego typu osobą, pomimo wszystko sądziłem bawienie się cudzymi uczuciami to najgorsze co może być. To jak kazać komuś iść na stację, powiedzieć, żeby czekał na pociąg, który nigdy nie przyjedzie i dawać znaki latarką, tak aby myślał, że coś nadjeżdża, ale z każdej strony spotykałby tylko ostry powiew zimnego wiatru, który rozcinałby swoją mocą gorące w nadziei serce.
- Zadzwoniłbym już do Luke'a, on dobrze zna się na takich rzeczach - westchnąłem.
- Napiszę do niego, a właśnie, tak odbiegając od tematu, wieczorem jesteśmy umówieni do bliźniaczek, idziesz? - zapytał, a ja już zebrałem się w sobie, żeby odmówić, ale w ostatnim momencie pomyślałem, że w sumie potrzebuję trochę rozrywki.
- Ta - burknąłem i wstałem, po czym zacząłem podążać w stronę drzwi.
- Cóż za entuzjazm, no już nie ekscytuj się tak, bo nam akademik na głowę sprowadzisz.
Pokazałem mu środkowego palca, nie odwracając się nawet, a na moje usta wstąpił niewinny uśmiech.
Zamknąłem za sobą drzwi, zostawiając Zayna ze swoimi sprawami samego. Schowałem ręce do kieszeni, z jakiegoś powodu zrobiło mi się w nie niebywale zimno. Zawsze były zimne i nieco bardziej czułe, ale zdążyłem do tego przywyknąć.
Zobaczyłem w oddali blond czuprynę, która mnie interesowała i już miałem do niej podejść, ale w ostatniej chwili drogę zagrodziła mi dziewczyna o rudych włosach i naprawdę ładnych, czysto zielonych oczach. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja mentalnie przewróciłem oczami. To nie tak, że jej nie lubiłem. Po prostu Danielle była z typu tych, które przyczepiały się jak gówno do buta i nie chciały odpuścić. Ale dawała mi notatki i czasami można było z nią wejść w dyskusję, więc nie spławiłem jej całkowicie. Poza tym przyjaźniła się z Carą, a ja nie chciałem, żeby ta musiała wysłuchiwać tego jak wielkim dupkiem jestem.
A mój humor w sumie nie był najgorszy, wręcz przeciwnie. Tylko fakt, że będę musiał patrzyć na tę plugawą mordę był trochę przybijający, ale cóż, czasami trzeba się poświęcić.
- Przepraszam, wiesz może za ile zaczynają się artystyczne? Bo telefon mi padł - westchnęła, patrząc mi w oczy może trochę zbyt natarczywie, ale nie przeszkadzało mi to. Kwestia przyzwyczajenia.
- W sumie to zaczynają się już - zaśmiałem się i odwróciłem do drzwi, którymi przed sekundą wyszedłem, po czym przeszedłem przez nie, zanim ludzie zaczęli mnie okupywać. Danielle zrobiła to samo i podążyła na swoje miejsce, a ja odprowadziłem ją wzrokiem.
W sumie nie była najgorsza i przez chwilę w mojej głowie pojawił się pomysł, żeby zaprosić ją gdzieś po wykładach, ale szybko go od siebie odgoniłem. Miałem znacznie ciekawsze zajęcia.
Powoli sala zaczęła się zaludniać, a znajome twarze pojawiały się przede mną, witając uśmiechem, lub po prostu ignorując.
Chwyciłem pędzel i spojrzałem na puste płótno przed sobą. Byłem ciekawy co Zayn przygotował na dzisiaj.
- Dzień dobry - zaczął donośnie, a wszystkie pary oczu skierowały się w jego stronę. - Zanim dzisiaj przejdziemy do zajęć, chciałbym przedstawić wam nowego kolegę. - spojrzał na mnie, a ja zacisnąłem mocniej palce na drewnianym pędzelku.
Mężczyzna w lekko przydługich włosach uśmiechnął się nieco zmieszany i zaczął wodzić wzrokiem po całej sali. Spojrzenie Zayna zawisło na mnie, a ironiczny uśmieszek nie schodził z tej cholernej twarzy. Nigdy nie mieliśmy w zwyczaju przedstawiania nowych uczniów, no bo która uczelnia miała? Jednak ten doskonale wiedział, uwielbiał takie gierki.
- Jestem Harry, będę z wami uczęszczał na zajęcia, mam nadzieję, że nie będziemy mieli problemu ze współpracą, ani nic takiego. Jestem z pierwszego roku, przeniosłem się tutaj z małego miasteczka pod Anglią, dlatego przychodzę dopiero w połowie półrocza. Cóż, to chyba tyle - odchrząknął i nieco niepewnie spojrzał na Zayna, który z lekkim opóźnieniem przeniósł na niego swój wzrok. Szlag by to trafił, akurat artystyczne musieliśmy mieć połączone? Utrudniał mi tym prace, jeśli miałbym być szczery. Samą swoją obecnością sprawiał, że mój oddech przyspieszał, a żądza mordu wzrastała dwukrotnie szybciej niż zazywczaj. Poza tym jak on wyglądał?
Ciut za duża koszula w kwiatki, czarne, opinające rurki i tego samego bandamka uwieszona na dłoni. Nie bał się tego, że ktoś skrytykuje jego styl? Bo definitywnie do najlepszych i codziennych nie należał.
- Dziękujemy Harry, bardzo nam miło, że wybrałeś akurat tę uczelnie. Mamy nadzieję, że się zadomowisz, zajmij miejsce.
Szczerze? Zaczynałem uważać, że Zayn marnuje się jako wykładowca. Był wyśmienitym aktorem. Ledwo powstrzymywałem się od śmiechu, uwierzcie, a zabawa się dopiero zaczynała.
- Dzisiaj zajmiemy się abstrakcją i dam wam trochę pola do popisu. Musicie opisać uczucie w dowolnej formie. Opis uczuć słabo przydaję się w architekturze, ale pozwala wam rozwinąć kreatywność, a to jest podstawą całego zawodu. Macie na to dwa spotkania, a więc do dzieła - klasnął, jak to miał w zwyczaju przed każdą pracą, po czym podszedł do biurka i zaczął zajmować się swoimi sprawami.
Spojrzałem beznamiętnie na farby i westchnąłem, wpatrując się w nie jeszcze przez dłuższy moment.
- Masz już pomysł? - zapytał damski głos obok mnie.
- Tak, dlatego wpatruję się w paletę jak pojebany - powiedziałem cynicznie i przeniosłem wzrok na Carę, która wykonywała zwinne ruchy dłonią, dając tym samym życie swojemu pomysłowi. - Muszę to przemyśleć - odparłem po chwili obserwowania jej skupionej twarzy i zgrabnych ruchów.
- Fajny ten Harry - powiedziała totalnie od czapy, a krew w moich żyłach zaczęła wrzeć nieco szybciej.
- Co masz na myśli, mówiąc ,,fajny"? - patrzyłem wciąż na jej spokojny wyraz twarzy, jednak ta ani na chwilę nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.
- Inteligenty, może nieco nieśmiały, ale mega grzeczny, przynajmniej z tego co zdążyłam zauważyć. Rozmawiałam z nim przez chwilę i zrobił na mnie naprawdę...
- Jest gejem - przerwałem jej, a ta na chwilę zatrzymała swoją pracę i spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
- Skąd wiesz?
- Dłuższa historia, po prostu trzymaj się od niego z daleka, opowiem ci to jak się spotkamy, w porządku?
- Mam zamiar mieć z nim kontakt - powiedziała, a mnie nieco zamurowało, ale mogłem się tego po niej spodziewać. - To, że jest gejem nie przeszkadza mu w rozmowie ze mną.
Przewróciłem oczami, a ona wróciła do pracy nad swoim rysunkiem, w momencie kiedy mój stał nietknięty.
- Po prostu nie chcę, żebyś pakowała się w toksyczne znajomości - wyszeptałem bardziej do siebie.
- Lou, tłumaczyłam ci już. To, że jest gejem, to nie znaczy, że jest złym człowiekiem. - westchnęła nieco łagodniej, niż bym się spodziewał.
- To nieprawda. Jest wynaturzeniem, a ja wiem jak z takimi należy postępować, także proszę, nie przywiązuj się, bo tylko się zawiedziesz.
Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko wyprostowała się na drewnianym krześle i zacisnęła wargi nieco mocniej.
Po chwili zdałem sobie sprawę, że to na nic, inwencja twórcza opuściła mnie już przed salą, więc postanowiłem iść do domu i pomyśleć o tym na spokojnie. Wiedziałem, że wyrobię się w jedno spotkanie, zresztą przyjaźniłem się z Zaynem więc o czym my tu mówimy.
Spakowałem wszystkie przyrządy, po czym podszedłem do Zayna, który akurat kończył swoją pracę.
- Stary, ja spadam - westchnąłem, a ten spojrzał na mnie głupio.
- Przecież mieliśmy pracować.
- Wróć ze mną, mamy ważniejsze kwestie niż projekt nowych broni, te się sprawują niesamowicie. Popracujemy nad nimi jutro, no Zayn no, proszę - zrobiłem minę zbitego pieska, na co ten tylko westchnął i odwrócił się w stronę studentów.
- Mam dzisiaj coś do zrobienia, nie pogniewacie się jak skończymy dzisiaj wcześniej, a jutro weźmiemy sobie dodatkowy czas i to skończymy? - zapytał, a ja wiedziałem, że wszyscy na to przystaną. Zayn był ubóstwiany, był ikoną. - Wiem, że minęło dopiero dwadzieścia minut zajęć, ale to chyba lepiej dla was, odpocznijcie.
Ludzie zaczęli zbierać swoje manatki i powoli opuszczać salę, uśmiechając się na pożegnanie do Zayna, albo podając mu dłoń.
- Widzimy się dzisiaj u mnie - krzyknąłem za Carą, kiedy ta wychodziła.
- Mhm - wymruczała, ale nie odwróciła się w moją stronę. Wiedziałem, że była zła. Chociaż może użyłem złego słowa. Była bardziej zawiedziona. Niestety nie mogłem nic na to poradzić. Mogła nie wchodzić ze mną w żadne głębsze relacje, jej życie byłoby prostsze.
- A tej co? - zapytał Zayn, a ja tylko machnąłem ręką i zacząłem obserwować wychodzących z sali uczniów.
Mój wzrok zawisł na Harrym, który został w sali jako jedna z ostatnich osób. Uśmiechnął się do jakiejś dziewczyny i pomógł jej spakować rzeczy do torby, a mnie naszedł odruch wymiotny. Był obrzydliwy, ale zdawałem sobie sprawę, że to nie do końca była jego wina. Mogłem mu pomóc, jeśli tylko by chciał. Mógł z tym walczyć.
- Idziemy? - zapytałem, kiedy Harry jako ostatni pożegnał się z Zaynem, a mnie obrzucił nic nie znaczącym spojrzeniem.
Brunet chwycił kluczyki z biurka i wyszedł z sali, a ja podążyłem w jego ślady.
Wyszliśmy na korytarz, który wydał się jakoś dziwnie pusty. Zawsze o tej godzinie roiło się tutaj od studenciaków, panował istny kocioł, a wtedy jedyną osobą, którą mogłem dostrzec, była miło wyglądająca kobieta w podeszłym wieku, podlewająca kwiatki zieloną konewką.
Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę czarnego, sportowego auta, które zaśpiewało radośnie pod wpływem kluczyków mężczyzny.
- Do mnie - wydałem polecenie, zapinając pasy, a ten tylko pokiwał głową i zrobił to samo co ja, po czym odpalił auto i ruszył w dobrze znaną nam drogę.
Włączyłem radio i zacząłem skakać po kanałach, żałując w duszy, że nie podrzuciłem Zaynowi jakiejś mojej płyty.
Zostawiłem na jakiejś miło brzmiącej melodii i oparłem głowę o szybę auta, licząc po drodze drzewa, obok których przejeżdżaliśmy.
Po chwili zauważyłem znaną mi kamienicę, która otoczona przez niewielki ogródek, w którym na szczęście przeważały krzewy, a nie kwiaty, wyglądała przyjemnie i ciepło. Uwielbiałem tu mieszkać i szczerze mówiąc, pomimo że wielu z moich znajomych dziwi się, że nie potrzebowałem większej przestrzeni, biorąc pod uwagę, to że mieszkałem z Liamiem i w sumie to mieliśmy dwie nie za duże sypialnie, naprawdę niewielki salon, małą kuchnię i łazienkę połączoną z toaletą. Nienawidziłem pustej przestrzeni, czułem się wtedy osamotniony i miałem wrażenie, że nie mogę kontrolować tego co się dzieje wokół mnie.
- Napisałeś do chłopaków? - zapytałem, udając się w stronę budynku.
- Ta, Luke napisał, że wszyscy powinni się zebrać zaraz. Nie wiem jak oni działają, zawsze idealnie się zgrywają.
- Nawet rymujesz - zaśmiałem się, na co ten zawtórował. - Byłbyś dobrym raperem.
- Niestety, nie wychowała mnie ulica - prychnął, po czym oboje udaliśmy się do mieszkania, które dzieliłem wraz z Liamem.
- Kawy, herbaty? - zapytałem, kiedy już wygodnie rozsiadł się na krześle w kuchni.
- Nie, dziękuję.
- Twoja strata - mruknąłem pod nosem, wstawiając na gaz czajnik, który uprzednio wypełniłem wodą.
- A więc? - zapytałem, siadając na przeciwko jego. - Masz jakiś plan?
- Tak, ale sądzę, że średnio ci się spodoba -podrapał się po karku i zaśmiał nieco nerwowo.
- Dawaj, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć - powiedziałem luźno, chwytając zielone jabłko z koszyczka stojącego na szklanym stole, przy którym siedzieliśmy.
- Myślę, że powinieneś go uwieść, a potem brutalnie rzucić, mówiąc przy tym swój typowy wykład.
Niemalże zakrztusiłem się sokiem z jabłka, wpadłem w karuzelę śmiechu, którą rozkręcałem jeszcze bardziej, patrząc na poważny wyraz twarzy Zayna.
- Ou, ty tak na poważnie? - powiedziałem po chwili, uspokajając oddech.
- Stary, nie myślisz, że to będzie cios poniżej pasa? Co jest gorsze od nieszczęśliwego zakochania? I potem usłyszenia tych wszystkich okrucieństw od swojej sympatii? - Zapytał, a w mojej głowie pojawił się obraz płaczącego Stylesa i mojego triumfalnego wyrazu twarzy, kiedy mówię mu jak zniszczony jest.
- Masz rację, ale ja go nawet kijem nie dotknę. Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? - zapytałem, odpychając od siebie wizję mnie dotykającego w jakikolwiek sposób chłopaka. Wolałbym wsadzić dłonie do dobrze rozpalonego ogniska.
- Za dużo od tego zależy, jakby się dowiedzieli, że mam romans z uczniem, odebraliby mi prawa do nauczania - westchnął Zayn, a ja spojrzałem na niego z lekko uniesioną brwią i zapewne bardzo zabawnym wyrazem twarzy. - Poza tym kto każe ci go dotykać?
- Ale... - zawiesiłem się na chwilę, wbijając wzrok w beżową ścianę przed sobą. - To może się udać. - wyszeptałem, nie do końca pewny tego, co właśnie powiedziałem. - Jak będzie po wszystkim, to będziecie mi winni dużą, czarną kawę z bitą śmietaną.
Zayn uśmiechnął się w dziwny sposób i już chciał coś powiedzieć, kiedy przerwał mu dzwonek do drzwi i dźwięk krzyczącego czajnika.
Najpierw uciszyłem czajnik i zalałem kawę, trzeba mieć w życiu jakieś priorytety.
Mężczyzna poszedł otworzyć drzwi i chwilę później mogłem usłyszeć znajomy śmiech Michaela.
A zapach kawy rozniósł się po całym pomieszczeniu, sprawiając, że poczułem się kilkakrotnie razy lepiej.
______
hej, hej
Rozkręcamy imprezę!
A co tam u Was?
Podlewanie roślinki?
Pijecie dużo wody?
Do następnego! Xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro