Rozdział 16.
Głośna muzyka, która wręcz ogłuszała, wprawiając ciało w mimowolne drgania. Masa spoconych i napalonych nastolatków, których dezodoranty wysiadły już kilka obrotów temu. Zapach kojarzący się z seksem i czymś słodkim, niewinnym. Migoczące światła, kąpiące pół nagie kobiety podczas ich zmysłowych ruchów.
Wszedłem do klubu, zagaszając uprzednio papierosa. Włosy potargał wiatr, nagły mróz szczypał moje policzki, sprawiając, że oblał je czerwony kolor. Zacząłem się smarkać. Ale nie szkodzi, nie szedłem szukać miłości. Poza tym zamierzałem tę noc spędzić w jakimś hotelowym łóżku, a następnie wrócić do domu i tam spokojnie pomyśleć.
Od razu uderzyłem do baru i zamówiłem whisky z colą, rzucając pieniądze na podświetlany blat. Zanim w ogóle zdążyłem porządnie się zadomowić, już miałem obok siebie brunetkę, która wręcz zjadała mnie wzrokiem. Była młoda, czego nie zakrywał nawet ten pełny makijaż. Na moje oko miała jakieś osiemnaście lat. Uśmiechnąłem się delikatnie, sącząc podanego drinka. Zawsze działałem na kobiety, miałem w sobie jakiś urok, który działał na nie niczym magnes. Zresztą dziewczyna nie była do końca trzeźwa, co ułatwiało całą zabawę. Miała naprawdę ładną twarz.
- Drinka dla... - zacząłem, znacząco patrząc na kobietę.
- Danielle - uśmiechnęła się niewyraźnie. Miała bardzo ładny uśmiech. Jednak czegoś mi w nim brakowało.
- Jesteś sama? - zapytałem, a ona niechlujnie pokiwała głową, sącząc egzotycznego dirnka.
Nie chciałem wtrącać się w jej życie miłosne, jednak wątpiłem, aby kobieta takiego pokroju włóczyła się po klubach w środku tygodnia dla rozrywki.
I nawet nie wiem, w którym momencie znaleźliśmy się na parkiecie, ocierając się o siebie i tańcząc jak dobrzy znajomi, a przecież poznałem ją kilka chwil temu. Może to przez nadmiar alkoholu we krwi, ale poczułem dziwnego rodzaju podniecenie. Zacząłem błądzić dłońmi po jej idealnej figurze i zamknąłem oczy, skupiając się na żywej muzyce przechodzącej przez moje ciało. Po chwili dziewczyna odwróciła się do mnie twarzą. Mimowolnie spojrzałem w jej pijane oczy. Uśmiechnęła się. Położyłem dłonie na jej biodrach, ściskając je delikatnie, a ona niebezpiecznie się do mnie zbliżyła. Poczułem zapach alkoholu i słodkich perfum. A po chwili jej usta na moich. Całowała mnie agresywnie, ale nie zwalniałem. Zacząłem oddychać szybciej, kiedy wplotła swoją dłoń w moje włosy.
Pogłębiłem pocałunek, stałem się bardziej natarczywy, ale dziewczyna pozwalała mi na wszystko. Rozpaczliwie starałem się poczuć cokolwiek, jednak z każdą sekundą wypełniała mnie coraz większa irytacja. I pustka.
Kiedy Danielle zakończyła pocałunek, skrzywiłem się nieco, bo poczułem smak szminki w ustach. Spojrzała na mnie znacząco, a ja odczytałem jej intencje prawie od razu. Zacząłem kierować się w stronę drzwi wyjściowych, wciąż ściskając jej nadgarstek i obijając się o, bardziej lub mniej pijanych, ludzi.
Wyszliśmy na zewnątrz. Uderzyła mnie fala zimnego powietrza, przez co wzdrygnąłem się delikatnie i wytrzeźwiałem chociaż w małym stopniu. Przynajmniej zacząłem łączyć fakty. Odnalazłem wzrokiem mój samochód, który, całe szczęście, nie był jakoś bardzo oddalony od całego klubu. Muzyka zaczęła cichnąć, jednak światła pozostawiły dziwne prześwity w mojej głowie. Nie mogłem się przyzwyczaić do ciemności panującej na zewnątrz.
Przyparłem dziewczynę do auta, całując zachłannie i otwierając drzwi. Na oślep wepchnąłem ją na tylne siedzenia, po czym zawisnąłem nad nią i przez chwilę wpatrywałem się w jej zarumienioną twarz. Wyglądała tak niewinnie. Księżyc oświetlał jej połowę twarzy, która oszpecona została rozmazanym makijażem, ale nie odbierał jej urody, było widać, że ma śliczne rysy twarzy. Uśmiechnęła się delikatnie, ukazując swoje zęby, których biel można było dostrzec nawet w ciemności, a ja zamknąłem oczy i zbliżyłem się do jej szyi. Dotknąłem ustami rozgrzanej skóry dziewczyny, a ona poruszyła się niespokojnie. Zacząłem delikatnie zjeżdżać pocałunkami ku jej odkrytemu obojczykowi, przez co jęknęła cicho i zacisnęła dłonie na mojej bluzce. Kiedy już byłem przy jej kości obojczykowej, a atmosfer zrobiła się gorąca, chociaż, szczerze mówiąc, nie czułem już żadnego podniecenia, zachciało mi się wymiotować. I nie wiem czy to przez ten cały alkohol, czy przez zapach jej duszących perfum, ale szybkim ruchem odsunąłem się od niej, wychodząc z otwartego auta. Oparłem się o maskę i pochyliłem w dół, ale nie mogłem zwymiotować. Nagle mi się odechciało. Brawa dla mojego organizmu.
Jednak podświadomie cieszyłem się, że to wszystko nie zaszło dalej. Jej usta mi nie pasowały, spojrzenie nie było przeszywające, a dotyk nie palił. Nie miała też dołeczków, kiedy się uśmiechała, ani tego blasku w oczach, kiedy się ekscytowała. Może jej nie znałem, może pochopnie wyciągałem wnioski, ale nie potrafiłem na nią spojrzeć w ten sposób. Jej usta nie smakowały tak jak usta Harry'ego.
Poczułem, że kładzie mi rękę na ramieniu, przez co odwróciłem się gwałtownie i spojrzałem na jej przestraszoną twarz.
- Wszystko w porządku? - zapytała, po czym odchrząknęła. Pokiwałem żywo głową i przez chwilę lustrowałem ją spojrzeniem. Miała na sobie krótką, czerwoną sukienkę, która sięgała jej do połowy uda i była nieco zbyt obcisła. Jednak wyglądała dobrze; kolor i krój sukienki podkreślał wszystkie jej walory.
Nagle stało się coś, czego totalnie się nie spodziewałem i myślę, że nikt się nie spodziewał. Dziewczyna rozpłakała się, ale nie tak delikatnie i cicho. Ryczała na cały parking, a ja totalnie nie wiedziałem co powinienem zrobić. Podszedłem do niej i przytuliłem ją do piersi, a ta tylko wtuliła się we mnie i zaczęła łkać. Pogłaskałem ją po głowie, przez co zadrżała. Było naprawdę zimno.
- Chodź, wsiądziemy do auta - wyszeptałem, kiedy nieco się uspokoiła. Posłusznie odsunęła się ode mnie i wsiadła do pojazdu, kuląc się ma tylnym siedzeniu jak zbity piesek.
Usiadłem obok niej i zacząłem wpatrywać się w jej zapłakaną twarz.
- Zdradził mnie - zaczęła po chwili niezręcznej ciszy. Przestała płakać, a jej wzrok był nieobecny, zimny, patrzyła w jakiś punkt przed siebie. Nie odezwałem się. Wiedziałem, że potrzebuje trochę przestrzeni i czasu, żeby przetworzyć wszystko w głowie. - Zdradził mnie w naszym łóżku z moją siostrą.
- Kutas - skomentowałem, a kącik jej ust powędrował ku górze.
- Myślałam, że ktoś się włamał i wzięłam nóż do ręki, i... - zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki oddech. - Kiedy próbował mnie zatrzymać, pocięłam mu rękę. Jedno machnięcie, ale rana głęboka. Powinnam pociąć mu całą tę parszywą twarzyczkę.
- Nigdy nie zrozumiem mężczyzn, którzy zdradzają swoje kobiety. A ty jesteś śliczna, pełna wdzięku. Po prostu tego nie rozumiem. Przeraża mnie ten świat. Ludzie, którzy myślą chujem, a nie mózgiem. - Poczułem, że muszę coś powiedzieć. Była taka zrozpaczona i krucha, miałem wrażenie, że rozpadnie mi się na tysiąc małych kawałeczków, na tym brudnym siedzeniu, a przecież była zbyt czysta, żeby tak skończyć.
- Całe zdarzenie miało miejsce jakiś miesiąc temu, a ja cały czas mam ten obraz przed oczami, chociaż jest coraz lepiej. Psycholog pomaga. Po pięciu latach związku... - westchnęła i w końcu spojrzała na mnie. Teraz to ona analizowała mnie wzrokiem, ale nie czułem się z tym dziwnie. - A tobie co się stało?
- A, takie różne komplikacje. - Potarłem kark dłonią, a ona przewróciła oczami, co mogłem zauważyć nawet przy tak miernym świetle.
- Nie pierdol, tylko mów. Ja ci opowiedziałam historię, o której nawet moja własna matka nie wie. Będzie ci lżej.
Westchnąłem i wygodniej rozsiadłem się na siedzeniu, po czym zacząłem opowiadać o wszystkim co się wydarzyło wciągu ostatnich najbliższych dni. I jak już zacząłem, to nie byłem w stanie skończyć. Mówiłem o wszystkim - o Liamie i o tym, jak się czułem w tej relacji, o walczących umysłach, jak mnie zostawili, i jak zaczęli mnie ścigać, aż w końcu doszedłem do najtrudniejszego tematu, o którym nie chciałem wspominać nawet w pustym pomieszczeniu bez okien i drzwi. O Harrym i o moim ojcu. Opowiedziałem jej jak się mają sprawy i napomknąłem o tym, co zrobił mój ojciec, co nie przyszło mi z taką trudnością, o jakiej myślałem. Czułem się przy niej swobodnie. Nie bałem się mówić o niczym. Może to dlatego, że poznaliśmy się kilka godzin temu i wiedziałem, że nie będzie mnie osądzała?
- Co przy nim czujesz? - zapytała po moim długim, wyczerpującym monologu, a ja spojrzałem na nią jak na idiotkę, chociaż pytanie nie było ani trochę głupie.
- Co czuję? - powtórzyłem, a ona zaczęła bawić się szwem na końcach swojej sukienki.
- No tak, co czujesz, kiedy nie myślisz o tym, że tak nie wolno.
- Czuję, że to dobry mówca i słuchacz. No i oczywiście artystą, pokochałabyś jego prace. Mamy bardzo dużo wspólnych tematów, a jego poczucie humoru jest... specyficzne. Jest cholernie uroczy, uwielbiam jego dołeczki w policzkach, przysięgam. To jest jak osoba, której zawsze szukałem, ktoś, kogo naprawdę interesuję. Pokazuje to na każdym kroku, jak uciekłem wtedy i wróciłem nazajutrz... czułem takie cholerne poczucie winy, kiedy patrzyłem na jego zapuchnięte oczy. Nie znamy się jakoś bardzo długo, a mam wrażenie, jakby był ze mną zawsze, chociaż wypieram te wszystkie myśli jak tylko mogę, bo ja naprawdę nie chcę czuć nic do niego. Ja miałem go tylko uwieść i rzucić, i po prostu... nie chcę, rozumiesz? Raniłbym go tylko, jestem takim człowiekiem, który tylko rani. Jestem egoistą, Danielle. Dlaczego się uśmiechasz? To paskudne. Nie powinienem mówić tych rzeczy, to wszystko nieprawda, nie wiem co we mnie wstąpiło, przepraszam.
- Przepraszasz mnie - zaczęła, a ja wstrzymałem oddech. - czy siebie?
I tym pytaniem sprawiła, że zaniemówiłem. A ja rzadko kiedy nie potrafię odnaleźć odpowiednich słów. Więc gratulacje dla niej. Zacząłem myśleć nad tym wszystkim, przygryzając wargę, która zaczęła pękać pod moimi zębami.
- To pewnie choroba przenoszona z pokolenia na pokolenie - powiedziałem, a ona jęknęła.
- Przestań pieprzyć, orientacja to nie jest choroba. - Kiedy to powiedziała, jakoś zacząłem brać to pod uwagę. - Nie wybierasz tego, przy kim serduszko zabije ci dwa razy szybciej.
- Opowiedz mi o swojej siostrze. - Zmieniłem temat, bo był dla mnie kurewsko niewygodny. Jednak, kiedy dziewczyna opowiadała o tym, jak jej siostra w wieku pięciu lat popsuła jej ulubioną grzechotkę, cały czas w głowie miałem słowa, które powiedziała. Co jeśli miała rację? Nigdy nie starałem się spojrzeć na to z innej strony. Co jeśli z homoseksualizmu nie da się leczyć? Tyle myśli na raz obijało się moją głowę, że nie potrafiłem skupić się na chociażby jednej z nich. Wiedziałem, że potrzebuję czasu, żeby to wszystko uporządkować i przemyśleć, i zdawałem sobie sprawę, ze to na pewno nie będzie łatwy epizod.
Kiedy skończyliśmy rozmowę, zaproponowałem, że odwiozę ją do domu, na co przystała. Nie czułem się pijany, spędziliśmy naprawdę dużo czasu w tym aucie, poza tym myślę, że wszystkie emocje skutecznie wywiały alkohol.
Nie mieszkała daleko, a przy jej niewielkim domku stał motel, w którym planowałem się zatrzymać. Oczywiście zaproponowała mi nocleg, ale odmówiłem. Potrzebowałem przestrzeni, chwili dla siebie.
Podała mi swój numer, a ja podziękowałem i pożegnałem się, po czym pojechałem do pobliskiego hotelu. Wiedziałem, że do niej nie zadzwonię, ale zatrzymałem papierek i schowałem go do kieszeni.
Zakwaterowałem się i zapłaciłem niewielką sumę za noc, bo, umówmy się, hotel nie należał do tych pięciogwiazdkowych. W sumie dobrze dla mnie. Wszystkie pieniądze miałem na koncie, a nie uśmiechała mi się wizja poszukiwania bankomatu.
Wszedłem do niewielkiego pokoiku z łóżkiem i szafeczką nocną, po czym od razu rzuciłem się na łóżko. Zacząłem wpatrywać się w biały sufit z niewielkim żyrandolem, który w ciemności wyglądał jak niewielki pagórek na księżycu. Nie wiem jak wyglądają pagórki na księżycu, ale na pewno podobnie do tego nieszczęsnego źródła światła. Byłem zmęczony. Cholernie zmęczony. Poczułem to dopiero, kiedy wtuliłem się w niezbyt ciepłą kołdrę. Zapragnąłem być w domu.
Zapragnąłem być gdziekolwiek, tylko nie tu.
Obudziło mnie donośne pukanie, które rozeszło się po całym pomieszczeniu. Jęknąłem cicho, naprawdę twardo spałem. Półprzytomny podążyłem w stronę drzwi, pocierając zaspane oczy.
Chwilę później zobaczyłem przed sobą twarz, której na pewno bym się tutaj nie spodziewał i której na pewno nie chciałem oglądać.
- Będziemy rozmawiać przez próg, czy okażesz się być grzecznym gospodarzem i zaprosisz mnie na herbatę? - zapytał Liam, a ja uśmiechnąłem się w specyficzny dla mnie sposób, zapraszając go zbyt sztucznym gestem ręki do środka. - Zawsze miałeś taki szacunek do siebie, co robisz w takiej ruderze? - Usiadł na łóżku i zaczął obserwować moje ruchy.
- Czego chcesz? - zacząłem w końcu, przez co zaśmiał się cicho.
- Już nie mogę odwiedzić mojego drogiego przyjaciela?
Prychnąłem.
- Gdzie ona jest? A Harry może siedzi pod prysznicem? Poczekamy na niego, czy zaczniemy dyskusję we dwójkę? - zapytał, a ja skrzyżowałem ręce na torsie.
- Ja i Harry mamy lepsze plany niż głupie zabawy z wami. Pojechał wykupić nam rejs łódką zakochanych po tutejszym spływie, ale gdzieś go wcięło. Nawet sobie nie wyobrażasz tych cudownych wystrojeń. Może kiedyś weźmiesz jakąś dziwkę i się z nią przejedziesz? No chyba, że znalazłeś tę jedyną, samcze alfa - mówiłem to z taką lekkością i gracją, że prawie nie było słychać tej nutki wyszukanej ironii. Nie czułem strachu, a tym bardziej jakiegokolwiek dyskomfortu. Nie mógł mi nic zrobić, nie miał jaj. Jakby posłali Luke'a albo Caluma, to jeszcze bym zrozumiał, ale Liama? Myśleli, że zagrają mi uczuciach? Śmieszne.
- Louis, dobrze wiesz, że w końcu ją znajdziemy i jak już to zrobimy, to będzie miała przejebane. Ty już masz. Wyżsi cię powołują do spotkania... - zignorował moją gierkę, dobrze je znał.
- Myślisz, że powinienem ubrać biały czy czarny garnitur? - udałem zadumę. - Chyba czarny, żeby nie było widać śladów krwi, nie sądzisz? Przecież to wyżsi, trzeba wyglądać jak milion dolców. - Zacząłem dłubać sobie w paznokciach i chociaż nie patrzyłem na Liama, mogłem powiedzieć, że kipiał ze złości.
- Robię to, żeby ci pomóc - wycedził przez zęby, a ja odpowiedziałem donośnym prychnięciem.
- To co robicie jest chore i nieludzkie - powiedziałem od tak, przenosząc wzrok na mężczyznę. - Żałuję, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Myślisz, że coś wskórasz przemocą? Że przestaną, dlatego że ktoś im tak mówi?
- Co się z tobą stało? - zapytał Liam, patrząc na mnie w dziwny sposób. - Zawsze tak bardzo się tym cieszyłeś, uwielbiałeś to. Co się stało, Louis?
- Dorosłem.
Mężczyzna wyprostował się i zaczął patrzeć na mnie z dezaprobatą, zaciskając usta w cienką linię.
- Nie chcę z tobą walczyć - westchnął. - Przyjaźniliśmy się, dlaczego chcesz zniszczyć te wszystkie przyjaźnie, które budowaliśmy w grupie?
- Przyjaźnie? - zapytałem głupio. - Powiedz mi, Liam, co ty tak właściwie o mnie wiesz? To, że znasz moje imię i nazwisko nie oznacza, że znasz całą moją historię.
Miałem ochotę wytknąć mu to wszystko, co o nim myślałem. Co myślałem o całej tej relacji i o tym, jak bardzo tak naprawdę mnie zranił. Nie potrafiłem nazwać go swoim przyjacielem, nigdy nim nie był. Dzielił ze mną mieszkanie, uczelnię (to już niedługo, nie miałem zamiaru tam wracać), ale tak naprawdę wiedział o mnie tyle, co swoja fanka wie o celebrycie - zna powierzchowne informacje, coś, co może zaobserwować. Bo Liam tak naprawdę mnie nie znał. Ale kto by się dziwił, skoro nawet ja nie znałem siebie w tym wszystkim?
- A jeśli nie chcesz wojny, to odpuść, bo je nie mam zamiaru mówić ci nic. - Wzruszyłem ramionami.
- Wiesz, że będą cię ścigać, nie dadzą za wygraną...
- Najpierw muszą mnie złapać.
- Naprawdę nie chciałem, żeby to wszystko tak się skończyło.
- Gdybyś nie chciał, wyszedłbyś wtedy ze mną - powiedziałem z wyrzutem, a on otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie się wycofał. - Zejdź mi z oczu, brzydzę się tobą.
Nie odpowiedział, a jego spojrzenie stało się zimne. Przeszedł obok mnie, a po moim plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
- Uciekaj - dodał, kiedy otworzył drzwi. - Nie wiem co się dzieje i nie wiem gdzie jest Cara, ale jestem zmuszony powiadomić grupę, że cię znalazłem. Przykro mi.
To były jego ostatnie słowa. Czułem się jak inny człowiek, stary Louis nigdy nie stanąłby w obronie czegoś tak, jego zdaniem, brudnego i chorego, a kiedy Liam zamknął te drzwi, definitywnie wiedziałem. Wiedziałem, że zaczyna się nowy okres w moim życiu. Zdawałem sobie sprawę, że nie zmieniłem się do końca, że nigdy nie wyplenię z siebie tej całej nienawiści, która zdążyła pochłonąć moje serce i pokolorować je na czarny kolor. A farba trudno schodzi z kamieni. Jednak poczułem coś dziwnego gdzieś z tyłu głowy. Jakąś chęć zmiany tego wszystkiego, wyrwania się w mroku, w którym było mi tak wygodnie i w którym zdążyłem się zadomowić. Zdałem sobie sprawę, że zdecydowanie wolę moją ciszę pomiędzy drzewami. Ona przynajmniej była prawdziwa.
Nie miałem zamiaru uciekać, nie chciałem być ofiarą. Miałem zamiar spotkać się z wyższymi.
Jednak nie jako wielki Louis Tomlinson; mówca i mentor większości, nie jako Louis, który pomaga w dręczeniu ludzi, o których tak naprawdę nie miał pojęcia i starał się zbudować mur oddzielający go od tej okropnej choroby.
Tylko jako Louis Tomlinson, który stoi po drugiej stronie muru.
___________
okej, wiem, że dwa tygodnie to dużo, ale mam w szkole tai zapierdziel, że nie wyrabiam.
Postaram się być bardziej regularna, a teraz jeszcze przerwa świąteczna więc już w ogóle mnie wypatrujcie.
Przepraszam za błędy, ale jestem chora i no
Jakoś tak no
Pijcie dużo wody i podlewajcie roślinki!
do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro