Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.

Zaśmiałem się donośnie w odpowiedzi na żart Michaela, po czym teatralnie starłem nieistniejącą łzę spod oka i wziąłem dużego łyka czarnej kawy.

- Tylko się nie zaraź - prychnął Luke, rozsiadając się wygodniej w fotelu i przygryzając stronę swoich ust, na której znajdował się srebrny kolczyk.

- Nie wierzę, że się na to godzę - pokręciłem głową i uśmiechnąłem się, spoglądając na Zayna. - Chociaż to prawda, bijemy poniżej pasa.

- A co jeśli się nie zakocha? Zmarnujemy czas - sapnął Liam, który od początku był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu.

- Kto by się nie zakochał w kimś takim jak Louis Tomlinson - prychnąłem i uśmiechnąłem się szeroko, ale obrzydliwie. - A zwłaszcza jak trochę się postara i pogra w grę zwaną uwodzeniem.

- To prawda. Jakbym był dziewczyną to leciałbym na ciebie. - przyznał Clifford i zaśmiał się perliście, drapiąc się po swojej liliowej czuprynie.

Luke przewrócił oczami i spojrzał na Liama z dezaprobatą. Coś między nimi się działo, tylko jeszcze nie doszedłem co. Od kilku dni byli spięci, średnio potrafili zdzierżyć swoje towarzystwo i ogólnie rzucali w swoje strony obelgi, które średnio rozumiałem, a umówmy się, do najgłupszych nie należałem.

- Co z Ashtonem i Calumem, wiadomo coś? - zapytałem w końcu, przenosząc spojrzenie na Zayna, który miał z nimi najlepszy kontakt.

- Um, ponoć w następnym tygodniu wrócą i opowiedzą co się działo.

Potaknąłem głową, pocierając oko, do którego wpadł mi jakiś paproszek.

- Od czego chcesz zacząć? - rzucił w moją stronę blondyn, uśmiechając się kącikiem ust.

- Na początku go przeproszę i zaproszę na spotkanie po uczelni, a jak to nie zadziała to stanę się przylepny 2 mruknąłem, wciąż męcząc moje oko, które już powoli robiło się czerwone. - Kurwa - przekląłem pod nosem,  czując nieprzyjemny ból.

- Nie trzyj - powiedział Michael i pacnął mnie w rękę, ale ja nie przestałem trzeć tego cholernego oka, tylko odsunąłem się od chłopaka i oddałem mu wolną ręką, uderzając na oślep. Chyba trafiłem w głowę.

- Ty penisie - zaśmiał się, a ja zawtórowałem. - Sprowadzasz cierpienie na życzenie! - wyrzucił ręce w górę i przewrócił oczami.

- Co wy dzisiaj macie z tymi rymami. - powiedziałem, przypominając sobie rym Zayna sprzed kilku godzin. - Załóżcie zespół, będę wam przygrywał na trójkącie.

- I co, jak go nazwiemy? Zespół wesołych chłopców-terrorystów? - prychnął Clifford, a ja zaśmiałem się i przestałem trzeć oko, którego ból poczułem dopiero po zabraniu ręki.

Przyłożyłem do niego dłoń, dziękując Bogu, że moje ręce są zawsze zimne.

- Ty będziesz tym od cierpienia i masochizmu - powiedział Zayn, a ja pokazałem mu środkowy palec i uśmiechnąłem się do siebie.

- Ty za to będziesz bad boyem - skwitowałem, układając głowę na miękkim oparciu fotela.

- Luke będzie bad boyem, no patrzcie na tę twarz - powiedział Michael, wskazując na Luke'a, który od początku naszej rozmowy nie robił nic innego oprócz tępego wpatrywania się w każdego z nas.

- Kto powiedział, że chcę być z wami w zespole, pf - prychnął, chwytając połyskujące jabłko i wgryzając się w nie.

- Możesz zawsze zrobić dramę i odejść - Zayn wzruszył ramionami. - Więcej atencji i w ogóle.

- Jedyny zespół jaki możecie mieć to zespół downa, także proszę, przestańcie pierdolić i idźmy do bliźniaczek w końcu - jęknął znudzony Liam, a wszystkie pary oczu powędrowały na niego. Uniosłem delikatnie brew i spojrzałem znacząco na Zayna, a ten tylko odwzajemnił mój ruch.

- Czy ty jesteś jakiś niewyżyty? - zapytał Cliffo, wstając z miejsca i przeciągając się ospale.

- Nie, po prostu byliśmy z nimi umówieni na siedemnastą, a jest siedemnasta dwadzieścia, a wy pieprzycie o jakimś gównie, zamiast wziąć się w garść - warknął trochę zbyt ostro, tak, że w pokoju zapanowała nieprzyjemna cisza, którą przerywał cichy stukot kropel deszczu o okna.

- Spokojnie, drama queen - powiedział ponuro Luke, obrzucając go zimnym spojrzeniem. - Przepraszamy, że jesteśmy zbyt mało inteligentni na rozmowę z tobą.

Liam nic nie odpowiedział, tylko zacisnął usta w cienką linię, a jego noga zaczęła nerwowo podskakiwać.

- Nie jadę z nimi jednym autem - wyszeptał Michael, zakrywając dłonią usta od strony chłopaków.

- Liam i ja jedziemy autem Zayna, a Luke jedzie z Cliffordem. I ogarnijcie dupy, bo żadne z nas nie wie o co chodzi, a przenosicie swoje gówno na nas wszystkich, zamiast załatwić to przy herbacie, albo czymś mocniejszym - wyrzuciłem w końcu, po czym wstałem i chwyciłem jeansową kurtkę, kiwając głową w stronę drzwi.

Najwyraźniej trochę im to dało do myślenia, bo przez całą drogę do wyznaczonego miejsca, w aucie rozbrzmiewał tylko głos Tylera z twenty one pilots. 

Był o wiele przyjemniejszy od tego całego jazgotu i dziecinnego obrażania się na siebie. Podstawówka dawno się skończyła, proszę was.

Wjechaliśmy do dzielnicy, która od zawsze należała do tych mało ciekawych. Nikt się tu nie zapuszczał, straszono nią dzieci, ba, nawet dorosłych. Odkąd z wyjątkowym okrucieństwem zamordowano na niej dwójkę nastolatków, wszyscy uważali. że ulica jest przeklęta. Moim zdaniem takie rzeczy się po prostu dzieją, równie dobrze seryjny morderca mógłby czyhać w Londynie, na moim osiedlu, czy też przed najukochańszym centrum handlowym. Ponadto kto chciałby się tu zapuszczać, skoro dzielnica skutecznie odstraszała wszystkich swoim obskurnym wyglądem i brudem, ale kto by się dziwił? Praktycznie garstka ludzi tu zamieszkuje, w większości są to osoby starsze, lub jakaś mocno nieciekawa patologia. Co drugi budynek to albo jakiś klub, albo alkoholowy i to wcale nie wina dzielnicy, po prostu ludzie ją taką ukształtowali.
W każdym razie ja bywałem w niej regularnie. Chociaż wcale mi się to nie podobało. Znajdował tu się malutki klub, który prowadziły niejakie bliźniaczki. I wbrew pozorom nie były siostrami. Nazywano je tak, ponieważ przyjaźniły się od dziecka i były niemalże nierozłączne. Jedna była młodsza od drugiej, różnica dwóch lat, przynajmniej z tego co słyszałem. Jessica była starsza i bardziej dominująca, ona zarządzała i zajmowała się tymi ważniejszymi sprawami. Bardziej gorąca również była. Nie oceniajcie mnie, gustowałem w zadziornych brunetkach z dołeczkami w policzkach i przenikliwym spojrzeniem. Niestety ich zawód się trochę mieszał z moimi oczekiwaniami, więc wolałem nawet nie zaczynać. To nie tak, że były prostytutkami z zawodu, po prostu jeżeli dobrze płatna okazja się natrafiła, to z tego korzystały.

Za to Elena, dwudziestoletnia iskra, żywy płomień, moi mili, dziewczyna ze snu. Najgorszego koszmaru. Nienawidziłem jej całym sercem i duszą, po prostu irytowała mnie samą obecnością. Była typowym parapetem, który nie rozumiał żadnego innego słowa oprócz ,,pieniądze" i ,,zabawa". Jej wygląd nie odznaczał się niczym szczególnym, była po prostu przeciętna; płomienne włosy, które sięgały jej nieco ponad ramiona, brudnozielone oczy i pulchna twarz z lekko zgarbionym nosem. Najbardziej odrzucał mnie jej ostry makijaż, który robiła praktycznie zawsze. Wyglądała jak w masce, bardzo grubej i starannie wykonanej.

Zaparkowałem auto na prywatnym parkingu, za który nie musiałem płacić, w końcu na coś ta znajomość się przydała, i wraz z chłopakami ruszyłem w stronę tylnego wejścia.

Dzwoneczki zaśpiewały poruszone przez ruch drzwi, a mnie uderzył typowy zapach tytoniu, tanich perfum i potu.
Wnętrze było niewielkie, jednak jego powierzchnia została wykorzystana w idealny sposób. Bordowe, brudne ściany, przez które przebiegały dwa czarne paski, dodawały pomieszczeniu klimatu, a tureckie dywany rozciągnięte po całej podłodze, sprawiały, że czułeś się w jakiś sposób przytulnie, chociaż nie wiem czy to miejsce należało do najprzytulniejszych. Niewielki bar, za którym stała wysoka blond barmanka, został ustawiony od razu przy wejściu, a stoliki tudzież różne kwiatki zajmowały resztę wolnego miejsca. Nie znałem tej kobiety, musiała być nowa.

W tle przygrywała muzyka z lat osiemdziesiątych, którą zagłuszały śmiechy, lub donośne rozmowy klientów.

- Cliffo! - usłyszałem za sobą irytujący głos, którego tak bardzo nie chciałem dzisiaj słuchać.

- Elena! - ten z liliowymi włosami odkrzyknął i energicznie pomachał w jej stronę ręką, a ja nie miałem ochoty zostać w to wmieszany, więc zanim było za późno, zwinnie i dyskretnie podążyłem w stronę baru, przy którym nie było żywej duszy.

- Coś mocnego, wszystko jedno co. Nie jestem tu, żeby smakować - powiedziałem nieco mozolnie i oparłem jedną rękę o drewniany blat.

- Ciężki dzień? - zapytała barmanka, chociaż może bardziej westchnęła, i zabrała się do przygotowywania mi drinka.

- Ciężki tydzień - położyłem głowę na dłoni i wpatrywałem się w zwinne ruchy dziewczyny.

- Ja już wiem co na to zaradzić - zaśmiała się melodyjnie, a ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie w odpowiedzi. Wydawała się być bardzo przyjazną osobą, zrobiła na mnie dobre pierwsze wrażenie. Ponadto miała wdzięczną twarz, która budziła jakiś rodzaj zaufania. Dobrze patrzyłem jej z oczu.

- Jestem Louis - powiedziałem, wyciągając prawą dłoń w jej stronę.

- Gemma - odpowiedziała, po czy wytarła dłoń ścierką, którą właśnie polerowała kufel po piwie, i podała mi ją, uśmiechając się jeszcze szerzej.

- Masz zimne dłonie - zaśmiała się, wracając wzrokiem do kolekcji alkoholi za ladą.

- Zawsze takie mam - wzruszyłem ramionami, nie spuszczając wzroku z jej promiennej twarzy.

Mógłbym sobie dać głowę uciąć, że skądś ją kojarzyłem.

- Pracowałaś tu już? - zapytałem po chwili przyjemnej ciszy, którą wypełniała muzyka i biesiady.

- Nie, zaczęłam w sumie wczoraj i jak na razie jestem mega zadowolona. - powiedziała, kładąc przede mną kryształową szklankę. Wypełniła jej wnętrze whisky, dopełniając colą i lodem, po czym włożyła do niej bordową słomkę z logiem. - Zwłaszcza jak trafiają mi się tacy klienci.

Odwzajemniłem jej flirciarski uśmiech i już byłem pewien w co gra. W sumie to brakowało mi rozrywki, a lekki flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził.

- Chyba muszę tu przychodzić częściej. - powiedziałem, patrząc jej bezpośrednio w oczy, ale ta się nie speszyła, tylko kontynuowała kontakt, prowadząc tym samym małą wojnę na wzrok.

Kiedy mrugnąłem, ta klasnęła w ręce i wykrzyknęła triumfalne ,,Ha!", teatralnie otrzepując nieistniejący paproch z ramienia.

Zaśmiałem się, rozkładając dłoń i kładąc się na niej całym policzkiem.

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał jej piskliwy krzyk gdzieś z zaplecza.

- Przepraszam na sekundę. - powiedziała, a ja tylko przytaknąłem i patrzyłem jak znika w czarnych drzwiach.

Westchnąłem, upijając łyka drinka, który przeszedł mi przez gardło, niosąc tym samym ogień i dziwne uczucie drapania.
Ale nie takie alkohole się piło.

- Pierdolić to. - mruknąłem do siebie, gwałtownie wyrzucając słomkę, po czym wziąłem ten lodowaty kubek, przyłożyłem do ust, przez co przeszły mnie dziwne drgawki, i wypiłem całą mieszankę duszkiem, czując jak moje gardło niemalże krzyczy.
Po fakcie gwałtownie odłożyłem szklankę tak, że aż zadzwoniła, odkaszlnąłem gardłowo i przetarłem usta wierzchnią częścią dłoni, po czym uśmiechnąłem się do siebie, czując jak nieprzyjemne pieczenie powoli mija.

Zdecydowanie tego było mi trzeba.

Po chwili za barem znów mogłem zobaczyć blondynkę, tylko, że tym razem nie miała na sobie już bordowego fartuszka, który zasłaniał jej piękną koszulkę, na której widok o mało nie zadławiłem się powietrzem.

- Czy ty jesteś aniołem? - zapytałem, nieco się zapowietrzając.

Ona uniosła delikatnie brew, śmiejąc się pod nosem.

- Aż tak mocno spadłam na twarz? - zapytała, zabierając pusty kubek spod mojego nosa. A ja jak w transie śledziłem jej ruchy, próbując opanować napad podekscytowania, który rósł we mnie z każdą sekundą coraz bardziej.

- Słuchasz All time low? - zapytałem głupio, pokazując nieświadomie na jej czarną koszulkę, na której widniały przeróżne kwiaty i inne pierdółki, a w tym wszystkim logo zespołu.

- Tak, lubię ich, ale wolę Eda, nie wiem czy kojarzysz. - powiedziała, a ja szczerzyłem się jak dziecko, które właśnie dostało upragnioną zabawkę. - W sumie to brat mnie tym wszystkim zaraził. Ja raczej słuchałam po prostu radia, ale odkąd on stał się takim fanboyem w naszym domu nie ucicha Ed, ani Twenty one pilots, ani All time low, ani wszystkie te inne zespoły, które tam uwielbia. - powiedziała, zgarniając ostatnie manatki zza lady i pryskając blat preparatem do czyszczenia drewna.

- Muszę z nim o tym porozmawiać. - powiedziałem, czując jak szczęście narasta we mnie, a inne szare aspekty spadają na drugi plan. Rzadko kiedy miałem z kim porozmawiać na temat muzyki, nasza grupa nie interesuje się tym zanadto, ja za to mam obsesje na punkcie zespołów, koncertów, muzyki i jej znaczenia. Także aż mi serce rosło, kiedy słyszałem wszystkie znane mi nazwy z ust dziewczyny, która swoją drogą była całkiem niezła.
Fajnie by było, gdyby coś z tego wyszło, a ja miałbym jej brata za kumpla od muzyki.

- W sumie to możemy jechać do mnie, właśnie skończyłam pracę. Harry jest ma dziewiętnaście lat, myślę, że się dogadacie. - uśmiechnęła się delikatnie, nie ukazując zębów, a ja nieznacznie przekręciłem głowę w prawą stronę, obserwując jak moi przyjaciele doskonale bawią się swoim towarzystwem. Zayn już nie był w stanie, tak samo jak Michael i Luke, ale oni zawsze lecieli na ostro, a o dziewczynach to już nie wspomnę. Elena przylepiała się do Michaela, w momencie, kiedy jego bardziej interesowała flaszka, niż sama dziewczyna. A Jessica prowadziła ożywioną dyskusję z resztą, pokazując coś energicznie i co chwilę wpadając w karuzelę śmiechu. Chłopcy dopowiedzieli coś czasami, śmiejąc się razem z nią. Nie miałem czego tam szukać, Liam wszystko ogarniał, obserwując rozmowy z boku i śmiejąc się z ich idiotyzmu, i prawdopodobnie tekstów, o których posłucham w jutrzejszej drodze do akademika.

- W sumie to czemu nie. - spojrzałem na kobietę, która właśnie skończyła pracę.  Położyła ręce na biodrach, wzdychając cicho i rozglądając się po lokalu.

- Dobra, to lecę po zmiennika i idziemy w balet. - zaśmiała się, na co zawtórowałem.

- Ej, ile płacę? - krzyknąłem, kiedy ta już przechodziła przez próg. 

- Na koszt firmy. - powiedziała, posyłając mi oczko i znikając gdzieś za drzwiami.

Westchnąłem głośno, wstając ze stołka i przeciągając się ospale, po czym podszedłem do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele.

- A ja jej mówię, że w Danii są mosty, a w Szwecji nie ma, więc idziemy do Danii, a ona się śmiała, idiotka. - powiedział Michael pomiędzy czkaniami, a ja zaśmiałem się i w sumie przez chwilę pożałowałem, że nie zostawałem.

- Liam. - rzuciłem, a ten spojrzał na mnie pytająco. - Ja jadę z Gemmą, w sensie z tą barmanką, w sensie no. - powiedziałem, a kiedy ten uniósł znacząco brwi i uśmiechnął się w typowy dla niego sposób, zgromiłem go spojrzeniem. - Odwieź ich, Cliffo odbierze auto rano. - rzuciłem, nie czekając na typowe odzywki z jego strony.
Reszta nawet nie zwróciła na mnie uwagi, z czego się cieszyłem, bo szczerze mówiąc, nie miałem siły ma użeranie się z nimi.
- Gotowy na podróż życia? - zapytała Gemma, wychodząc zza baru i otulając się lekko za dużą bluzą. Przytaknąłem głową, teatralnie poprawiając mankiet kurtki i podążyłem w jej ślady.
Na zewnątrz było chłodno, jednak nie zimno. Wiatr biegał własnymi ścieżkami, unosząc nad ziemią piach i liście, które zrezygnowane poddawały się jego ruchom.
Gemma podeszła do niewielkiego auta w miętowym kolorze, co było dla mnie niesamowicie ciekawe i raczej niespotykane.
- Niezła furka. - powiedziałem, wsiadając do środka. Musiałem przyznać, że całość robiła na mnie niezłe wrażenie. Wnętrze było urządzone z głową; skórzane siedzenia w kolorz czerni, a na ściankach auta powypisywane były symbole i loga zespołów, i nawet nie zdajecie sobie sprawy jaką satysfakcję odczuwałem, kiedy udało mi się zgadnąć z jakiej piosenki jest dany cytat.
- Nie moja, brata. - westchnęła Gemma, a ja otworzyłem szerzej oczy, patrząc jak odpala auto i powili wyjeżdża z opustoszałego parkingu.
- Chyba niebiosa mi go zesłały. - zaśmiałem się, włączając radio.
I fell in love
Next to you
Aksamitny głos rudowłosego wprawił mnie w dziwny stan błogości, więc oparłem głowę o szybę i po prostu zacząłem obserwować mijający mnie świat, licząc uciekające drzewa lub latarnie.

There's a firefly
Lose tonight
Better catch it
Before IT burns this place down
And I lie if I
Don't feel so right
But the world looks better
Through you eyes.

- Wysiadamy, śpiąca królewno. - zarządziła blondynka po około pięciu minutach jazdy.
- No chyba ty - prychnąłem, wychodząc z auta i przeciągając się powili. Czułem jak wszystkie kości w moim ciele strzelają i płaczą.
- To tutaj. - powiedziała, pokazując barwny domek, który szczerze mówiąc wyglądał jak jeden z tych baśniowych. Całość prezentowała się nadzwyczaj magicznie - może to przez to, że budynek został pomalowany na teoretycznie wszystkie kolory tęczy, ale to nie wyglądało źle. Wyglądało jakby jakiś jednorożec na niego zwymiotował, ale z gracją i precyzją. Przed domkiem, który liczył najwyżej dwa piętra, stał ganek z kilkoma krzesłami i ogrodem pełnym rożnego rodzaju kwiatów. Już wiedziałem, że nie będę tam przesiadywał. Nacisnąłem klamkę białej furtki i rozejrzałem się dookoła. To miejsce sprawiało, że czułem się jak w jakimś śnie o księżniczkach i zamkach, ale w sumie to nie było najgorsze uczucie. Po prostu przywykłem do szarości moich dni i prostoty mieszkania, które dzielę z Liamem.
Gemma weszła za mną, prowadząc mnie do drzwi, na których widniał napis "złodziejom, bandytom i ludziom bez wyobraźni wstęp wzbroniony.". W sumie ciekawy pomysł, ale nie dla mnie. Nie wyrobiłbym w takim miejscu dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Blondynka otworzyła drzwi i zaprosiła mnie do środka gestem ręki, a ja wszedłem, kłaniając się teatralnie w geście podziękowania. Rozejrzałem się po wnętrzu domu, i tak jak myślałem, można tu było znaleźć mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, inspiracyjnych tekstów, porozrzucanych po dywanie płyt. Przedpokój prowadził od razu do salonu, a salon rozwidlał się na prawdopodobnie resztę pokoi. Wszystko urządzone było schludnie i przejrzyście, dominowały pastelowe kolory i hipsterskie wzory na firankach, takie jak, między innymi, rysowane oczy. Ciemniejsze panele dodawały jasnym meblom wyrazu, a kwiaty poustawiane w doniczkach, które swoją drogą układały się po kolei w jakiś napis, idealnie wpasowały się całą scenerię, dodając jej delikatności.
- Bracie, już jestem, przeprowadziłam kolegę! - krzyknęła, a ja nieco zmieszany, stałem w przedpokoju z tym głupkowatym uśmiechem i lekko potarganymi włosami. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać i szczerze mówiąc trochę się stresowałem.
- Kolegę? Mam go przetestować? - usłyszałem żartobliwy ton z drugiego pokoju, nie wierzyłem własnym uszom. A przynamniej nie chciałem wierzyć.
- No pokaż mi go - powiedział, wychodząc z pokoju, a ja poczułem jak w mojej głowie zapala się mała lampeczka z napisem "mamy cię".
Kiedy Harry wszedł do przedpokoju, jego usta zastygły w lekkim uchyleniu, a podekscytowana Gemma latała wzrokiem raz to na mnie, raz na mężczyznę. To nie było możliwe, dlaczego za każdym razem moje życie musiało w jakiś sposób wiązać się z tym czymś?
- Witaj - odrzekłem, wyciągając dłoń w jego stronę, chociaż szczerze mówiąc cieżko przyszedł mi ten gest. - My się już znamy.
Gemma spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja uśmiechnąłem się dziwnie, utrzymując kontakt wzrokowy z zielonookim.
- Chodzimy razem na uczelnię, Harry jest z pierwszego roku. - uprzedziłem pytanie kobiet i uśmiechnąłem się tak, jak to miałem w zwyczaju.
Więc będzie trzeba przetestować moje umiejętności aktorskie.
- Będziemy tak stać i się patrzeć na siebie, czy w końcu się ruszymy i usiądziemy przy herbacie? Macie dużo do obgadania - zaśmiała się Gemma, a ja odwróciłem wzrok od zmieszanego Harry'ego i podążyłem za dziewczyną, która zaczęła iść w stronę kuchni.
Zabawę czas zacząć.



____
Eeeee

Nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro