•🐾•
(a/n: Piszę tę notkę zaraz po skończeniu tego one-shota, bo yolo, nikt mi nie zabroni. Jest po pierwszej w nocy, mam jutro do szkoły na siódmą, ogólnie, trochę kiszka, ale jebać. Shota dedykuję mojej kochanej oneturtlexx, która najdłużej na niego czekała. Luv ♥
PS.: Mam wrażenie, że słaby mi wyszedł ten smut, ale nie chce mi się nic poprawiać .-.)
Jimin od zawsze był iście promienną osóbką, przyciągającą do siebie ludzi. Nie dziwne więc, że gdy uczepił się w podstawówce Min Yoongiego – trzy lata starszego, ponurego chłopaka o chłodnym spojrzeniu, w kilka miesięcy owinął go sobie wokół palca. Oczywiście, długo się męczył, by starszy w końcu go zaakceptował, lecz gdy już się to stało, Jimin stał się dla Yoongiego oczkiem w głowie. Razem przeszli szkołę podstawową, gimnazjum i liceum, a teraz poszli nawet na ten sam uniwersytet. Będąc w ostatniej klasie szkoły średniej, u Mina ujawniła się jego rola biologiczna. Został alfą. Jego zmysły się wyostrzyły, nos zaczął nieco inaczej odbierać zapachy oraz zakorzeniła się w nim niezidentyfikowana potrzeba dominacji, która rosła proporcjonalnie do instynktu opiekuńczego, dającego o sobie znać w przypadku bliskich mu osób. Oczywiście, duma nie pozwalała mu tego otwarcie pokazywać, ale nie znaczyło to, że nie otaczał Jimina (czasami nieco przesadną) opieką.
Za nieco ponad dwa miesiące Park miał skończyć dwadzieścia lat, więc jego rola biologiczna powinna się w końcu ujawnić. Był tym naprawdę podekscytowany, bo nigdy nie było wiadomo, kim się okażesz. W duchu liczył na zostanie betą, gdyż one miały w życiu zdecydowanie najłatwiej. Nie przechodziły czegoś takiego, jak ta nieszczęsna ruja, z którą musiały się męczyć alfy i omegi, nie miały problemu z antykoncepcją, nie były dyskryminowane, jak to czasem się działo z omegami. Alfą zaś zostać nie chciał, bo wiedział, że wtedy jego stosunki z Yoongim bardzo szybko by się ochłodziły. Alfy z reguły nie pałają do siebie sympatią, a swoje zapachy odczytują, jako niemiły, odpychający odór.
Rudzielec wstał jak co ranka, by udać się na zajęcia. Spakował swoją torbę i w podskokach wypadł z mieszkania. Yoongiego nie było, zaczynał swoje wykłady wcześniej. Po drodze wpadł na Taehyunga – swojego drugiego najlepszego przyjaciela i jedynego rówieśnika z ich paczki.
— Cześć, Jiminnie! — zawołał szatyn, po czym przylepił się do rudowłosego, na co ten skrzywił się i zaraz stanowczo odsunął. Mimo że był człowiekiem otwartym, to nie przepadał za tuleniem. Tylko Yoongi miał prawo to robić i to też nie zawsze.
— Hej, TaeTae. — przywitał się z uśmiechem. — Co tam u Jungkooka?
Jungkook był chłopakiem Taehyunga. Chodził jeszcze do liceum, ale już ujawniła się jego rola, taka sama zresztą jak Tae, czyli beta. Oboje tworzyli specyficzny, lecz bardzo zgrany duet. Jungkook był emo nastolatkiem, mocno stąpającym po ziemi, a Taehyung promiennym, zdziwaczałym optymistą.
— To, co zawsze — zachichotał szatyn. — „Po co żyję" i „Niech mnie ktoś zastrzeli".
— Optymalnie — parsknął Jimin.
Skierowali się w stronę budynku uniwersytetu. Kim zajął się opowiadaniem o swoim ostatnim śnie, który (jak wszystko, co związane z tym chłopakiem) był zdrowo pojebany.
•••
Około godziny osiemnastej cała paczka zebrała się na dachu sklepiku, który był własnością mamy Jungkooka i służył im za stałe miejsce spotkań.
Tae siedział pod ścianą obok Jimina, przytulając Kooka od tyłu, który siedział między jego nogami i z zawziętością układał kostkę rubika. Yoongi rozmawiał z kimś przez telefon, więc stał trochę dalej od nich, Seokjin siedział na kolanach Namjoona, on zaś żywo dyskutował z Hoseokiem.
— Fuj, Jungkookieeee — jęknął Taehyung, odsuwając twarz jak najdalej od swojego chłopaka. — Znowu wypsikałeś się tymi okropnymi perfumami! O wiele bardziej lubię twój naturalny zapach!
— Naturalnie cały śmierdzę tobą. — burknął, nie odrywając się od wykonywanej czynności. — Koleżanki z klasy wciąż mi mówią, że jedzie ode mnie truskawkami.
— Przecież to bardzo miły zapach — zaoponował Jimin.
— Nie, jeśli jest tak intensywny, że można się porzygać — odparł brunet, jednak wbrew swoim słowom, oparł się wygodniej o Taehyunga.
— Sam się zgodziłeś na naznaczenie, a teraz biadolisz. — powiedział z żalem Tae.
Naznaczenie to coś, co przechodzili partnerzy, jeśli chcieli pokazać innym, że są zajęci. Polegało na mocnym zaciśnięciu zębów na dowolnej części ciała partnera aż do krwi. Po tym działaniu zapach partnera przechodził na ugryzionego, zwiększając swoją intensywność, przez co wydawał się odpychający, acz nie mdlący. Odganiało to potencjalnych adoratorów.
— Ej, a skoro nie mam jeszcze swojej roli... to jak ja pachnę? — spytał rudzielec z czystej ciekawości, krzyżując nogi.
Tae od razu nachylił się do przyjaciela i wcisnął nos w jego ramię, zaciągając się głęboko. Zaraz wrócił do poprzedniej pozycji ze zmarszczonymi brwiami.
— Nie wiem, jak ci to wyjaśnić, Jiminnie. Pachniesz sobą. — Wzruszył ramionami. — A, no i Yoongi hyungiem. Strasznie dużo na tobie jego zapachu.
— Nic dziwnego, skoro razem mieszkamy. — Usłyszeli zachrypnięty głos Mina, który zaraz zajął miejsce po drugiej stronie Jimina.
Zadowolony Park przysunął się do Yoongiego tak blisko, że przylgnął do jego ramienia swoim. Lubił być blisko swojego hyunga, a Yoongiemu to nie przeszkadzało. Szczerze mówiąc, Yoongi już od dawna darzył Jimina czymś więcej, niż przyjaźnią i mimo że serce wyrywało się w jego stronę, to instynkt kazał czekać, aż rola biologiczna młodszego będzie już wiadoma.
•••
Ponad tydzień później Jimin umówił się z Tae na wyjście i późniejsze nocowanie. Cały dzień czuł się jakoś dziwnie. Nie było to jednak niemiłe uczucie, więc je ignorował. Poszli do kina, a potem skierowali się do wspólnego mieszkania Taehyunga i Hobiego. Hoseok przyjaźnił się z Kimem od dawien dawna oraz, podobnie jak on, był betą.
Gdy tylko przekroczyli próg salonu, Jiminowi zrobiło się strasznie słabo, a fala gorąca rozniosła się po jego ciele. Zapewne by upadł, gdyby nie przyjaciel, który podtrzymał go ramieniem.
— Co się dzieje, Jiminnie?! — pisnął Tae, kompletnie spanikowany.
— N-nie wiem, ale tak jakoś mi... dziwnie. — wyjąkał rudzielec, ledwo kontaktując z rzeczywistością, bo jego umysł nagle postanowił przenieść go do krainy snu. — Słabo i gorąco...
Taehyung, zupełnie nie wiedzący, co robić, ułożył półżywego Jimina na kanapie. Zaraz do pomieszczenia wpadł Hoseok, zaaferowany piskami szatyna.
— Co się dzieje? — spytał, stając obok Tae, który klęczał przed kanapą.
— Nie mam pojęcia, hyung! — zachlipał Kim, zaciskając mocno palce na rękawach swojej bluzy. — Wszystko było w porządku, aż tu nagle wchodzimy i Jiminnie pada jak mucha! — Wstał z klęczek i zaczął krążyć po pokoju, lamentując głośno. — A co jak jest chory? Przecież Yoongi hyung mnie wykastruje za to, że niczego nie zauważyłem! A ja jeszcze mam tyle dziurek do zwiedzenia!
Sprawdziwszy temperaturę nieprzytomnego Jimina, Hoseok parsknął śmiechem.
— Myślałem, że chcesz zwiedzać tylko dziurkę Jungkooka. I raczej nie ty jego, tylko on twoją.
— A byś się zdziwił, hyung. — burknął Tae, przyjmując pozycję do focha.
Naprawdę nie rozumiał, dlaczego wszyscy brali go za bottoma. Może i był słodki, nieco roztrzepany i przylepiasty, ale w łóżku zmieniał się w kogoś zupełnie innego. Gdyby ktoś kiedyś zobaczył seks taekooków, szczena opadłaby mu do samej ziemi.
— Hm — mruknął Hobi. — Myślę, że to nic poważnego. — Poniuchał chwilę w powietrzu i wyszczerzył zęby w uśmiechu. — To nawet bardzo dobra nowina!
Zaskoczony szatyn zamrugał oczami.
— Ale jak to?
— Jiminnie nam zaczął kwitnąć!
•••
Jimin czuł, że już nie śpi, ale miał zamknięte oczy. Leżał na czymś miękkim. Było mu ciepło, lecz jakoś też tak... dziwnie. Przede wszystkim czuł bardzo dobrze zapach pomieszczenia, w jakim się znajdował, oraz zapach Taehyunga, który... był jakiś milion razy lepiej wyczuwalny, niż zwykle. Obok jego zwyczajowej woni truskawek silniej wyczuwał nieznany mu dotąd aromat świeżo upieczonych ciastek tak silny, że aż odpychający, choć do zniesienia.
Uchylił powieki, mrugając powoli. W salonie było ciemno, a on znajdował się na kanapie, przykryty kocem. Pomyślał chwilę o tym, co się właściwie stało, ale większa część jego mózgu nadal spała, więc postanowił odłożyć rozważania na później. Podniósł się do pozycji stojącej i ruszył chwiejnym krokiem w stronę kuchni, gdzie zapach przyjaciela był najsilniejszy.
Zastał Tae kładącego żółty ser na kanapkach i mruczącego pod nosem jakąś piosenkę. O dziwo, gdy tylko stanął w drzwiach, Taehyung obrócił się energicznie ze zdumionym wyrazem twarzy. Zaraz zostawił kanapki i jednym susem doskoczył do Jimina, obwąchując go dokładnie, szczerząc się przy tym jak pojeb, którym był.
— Yah, nie wierzę! — pisnął, na co Jimin mimowolnie odstąpił krok do tyłu, skonfundowany.
— Ale że o co ci chodzi? — zapytał, mrugając zawzięcie, żeby pozbyć się dziwnego wrażenia zbytniej ostrości.
Kim natychmiast pokonał dzielący ich dystans i przytulił się do niego, jak to miał w zwyczaju. Parka zdziwiła reakcja swojego ciała. Zazwyczaj w takiej sytuacji odpychał przyjaciela, w końcu nie lubił się przytulać. Teraz jednak nie miał nic przeciwko takiej bliskości. Czuł się wręcz świetnie, kiedy ktoś w taki sposób okazywał mu czułość. Nie bardzo wiedział, dlaczego tak nagle zmieniły się jego preferencje, ale zaraz dostał od Tae odpowiedź, bo ten ścisnął go mocniej, wyraźnie uszczęśliwiony tym, że przyjaciel się nie odsunął i zawołał radośnie:
— Jiminnie, jesteś omegą!
•••
Yoongi myślał, że rozkurwi Taehyunga, kiedy ten zadzwonił do niego i zaświergotał mu do słuchawki, że ma dla niego niespodziankę związaną z Jiminem, każąc przyjechać jak najszybciej. Nienawidził przerywać swojej popołudniowej drzemki, ale imię chłopaka, któremu już dawno temu oddał serce, zadziałało na niego jak wabik. Wsiadł w auto i ruszył w drogę. Jakieś kilkanaście razy podczas tej dziesięciominutowej jazdy zwyzywał innych uczestników ruchu drogowego, przez co i tak spierdolony nastrój spierdolił się jeszcze bardziej.
Przywalił pięścią w odpowiednie drzwi, a chwilę później otworzył je uradowany Tae, uśmiechający się jak idiota.
— Yoongi hyung! Nie uwierzysz, co się stało! — zapiszczał szatyn, po czym obrócił się i zniknął w głębi domu.
Min, już bardziej zdumiony, niż wkurwiony, wszedł do przedpokoju, zamykając za sobą drzwi i zdjął buty, by podążyć za betą.
Wraz z wejściem do salonu wszystko stało się jasne. W jego nos uderzyła przepiękna, kusząca woń, której źródłem mogła być tylko omega. I to wolna omega. Cholernie pociągająca omega. Trudno było znaleźć nienaznaczoną omegę, gdyż zarówno bety, jak i alfy natychmiast je sobie zaklepywały. Omegi bowiem to doprawdy niezwykła rola biologiczna. Potrafią koić nerwy, zawsze są łagodne i wyrozumiałe, uwielbiają czułości, nigdy nie zdradzają. Nic dziwnego, że każdy chciał mieć za partnera właśnie jedną z nich.
Oczy Yoongiego utkwiły w Jiminie. Niby wyglądał tak samo, jak zaledwie jeden dzień temu, ale jednak coś się zmieniło. Przyciągający, hipnotyzujący wręcz zapach z łatwością zakrzywił widok, jaki odbierały jego oczy.
Miętowowłosy stał jak wryty, walcząc z instynktowną potrzebą znalezienia się jak najbliżej omegi, dotknięcia jej, wypieszczenia i dania upustu swojemu podnieceniu.
Jiminowi wcale nie było łatwiej. Chociaż wiedział, że jego hyung jest alfą od długiego czasu, dopiero teraz tak naprawdę to do niego dotarło. Czuł, jak pod wpływem tego palącego wzroku na sobie oraz dominującej aury, on sam mięknie i ulega coraz bardziej. Jako młoda omega, dopiero co po zakwitnięciu, odczuwał niepohamowaną konieczność bliskości i dotyku drugiej osoby. Do tej pory Taehyung z przyjemnością mu to dawał, pozwalając się przytulać, samemu również zaspokajając swoje potrzeby przylepy. Jednakże teraz Park zapragnął bliskości Yoongiego. Nie dawało się tego określić inaczej, niż „pierwotna potrzeba". Instynktownie lgnął do alfy, zwłaszcza takiej, której ufał.
Jimin ponownie przykleił się do Tae, gdy ten tylko wrócił do salonu. Nie panował nad tym, zresztą w taki sposób chował się przed wzrokiem hyunga, który nagle go zawstydził.
— Jejkuuu, Jiminnie, straszna się z ciebie przylepka zrobiła. — zachichotał Kim, również obejmując rudzielca. — Znaczy no, ja nie narzekam!
— Nie bardzo umiem to kontrolować — wymamrotał Jimin w jego koszulkę.
Mimo że z tak bliskiej odległości zapach ciastek (który z pewnością należał do Kooka, o ironio) był niemalże mdlący, Jiminowi to nie przeszkadzało. Poza tym, będąc omegą nie odczuwał zapachów tak doskonale jak bety, czy alfy.
Sam Tae musiał przyznać, że rudowłosy pachnie naprawdę bardzo ładnie i przyjemnie, jakimiś bliżej nieokreślonymi cytrusami. Oczywiście, nie pociągało go to w żaden sposób, w końcu był naznaczony i miał stałego partnera, którego kochał całym sercem, ale nie miał nic przeciwko powdychaniu orzeźwiającej woni omegi.
Yoongi cały czas uważnie ich obserwował i pomimo tego, że instynkt zapewniał go, iż nie ma się co niepokoić bliskością naznaczonej bety i upatrzonej przez siebie omegi, to jego serce, nie mające nic wspólnego z biologią, biło szybciej z hamowanej zazdrości. Wcześniej nie miał do niej powodów, gdyż Jimin nie lubił się przytulać, ani być blisko fizycznie z kimkolwiek poza Minem, ale teraz wszystko uległo zmianie. Jiminnie potrzebował, by go dotykano i otaczano ciepłem drugiej osoby, a Yoongi nie mógł patrzeć, jak ktoś inny go tym obdarowuje, nie on sam.
— Jiminnie — mruknął, a po plecach rudzielca przeszły ciarki na dźwięk jego głosu. — Wracamy do domu, czy... czy wolisz zostać tutaj?
Yoongiego wiele kosztowało zadanie tego pytania, bo najchętniej bez zbędnych dyskusji zabrałby go do ich wspólnego mieszkania i jak najszybciej naznaczył. Wiedział jednak, że Jimin też ma prawo głosu, poza tym, nawet nie wie o jego uczuciach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że teraz będzie musiał podwoić swoją czujność, by nikt nie przywłaszczył sobie jego omegi.
Rudowłosy rozważał chwilę nad pytaniem hyunga. Czy to dobry pomysł? W końcu dużo się uczył o rolach biologicznych na WDŻcie i wiedział, że będąc omegą praktycznie każda wolna alfa czy beta będzie chciała mieć go tylko dla siebie. Miał tego przedsmak, kiedy Hoseok wszedł zaspany do salonu i niemal stanął jak wryty przez unoszącą się w powietrzu woń omegi. Jimin chyba nigdy nie zapomni tego głodnego spojrzenia, jakim obdarzył go w tamtej chwili przyjaciel. Dzięki Bogu, Tae szybko zrozumiał sytuację i wypieprzył Hobiego za drzwi, każąc mu się nie zbliżać do biednego Jiminniego.
Gdyby Yoongi hyung się o tym dowiedział, chyba rozprułby mu gardło, pomyślał Jimin, przyglądając się twarzy miętowowłosego.
Ten ledwo widoczny grymas zazdrości, gdy przytulał się do Taehyunga w niepojęty sposób mile łechtał jego ego.
Sam Tae miał teraz nie lada zagwozdkę. Z jednej strony kojarzył Yoongiego z bezpieczeństwem, ale był przecież alfą, a Jiminnie młodziutką omegą. Z drugiej strony, gdyby jego przyjaciel został u niego, mógłby osobiście się nim zaopiekować, lecz przecież mieszkał z Hoseokiem, który – jak to rozchulany samiec beta – mógłby zrobić Jiminowi coś złego, nawet wbrew swojej woli.
— Yoongi hyung — zabrał nagle głos Kim, dzięki czemu zyskał uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu. — Lepiej zabierz Jimina do domu. Boję się, że Hobi może coś mu zrobić. — wyznał, bo doskonale wiedział, że ten argument najbardziej dotrze do Mina.
I tak też się stało, bo kiedy tylko Tae to powiedział, oczy miętowowłosego pociemniały groźnie. Nie mógł przecież dopuścić, by ktokolwiek skrzywdził jego rude słoneczko.
Spojrzał pytająco, może wręcz błagalnie, na Jimina, prosząc w duchu, by zgodził się i z nim poszedł. Nie myślał już o tym, że jego miłość, której pragnął niesamowicie mocno jeszcze przed ujawnieniem się jego roli biologicznej, była najpiękniejszą, najidealniejszą i najbardziej kuszącą istotą na świecie. Górę nad pierwotnym instynktem wzięły opiekuńcze uczucia względem rudowłosego.
— No... no dobrze... — zgodził się niepewnie Park, robiąc ostrożny krok w stronę hyunga.
Czuł się co najmniej dziwnie w jego obecności, bo jedna ze stron nowopowstałego instynktu kazała mu mieć się na baczności i zachować dystans, zaś druga pchała go w stronę silnego, obezwładniającego zapachu alfy oraz tej dominującej, zapewniającej bezpieczeństwo aury. Bez słowa ujął wyciągniętą dłoń starszego i posłusznie podreptał za nim do przedpokoju. Od razu poczuł się lepiej, kiedy smukłe palce splątały się z tymi jego.
Nadal ciężko mu było przyzwyczaić się do zmian, jakie w nim zaszły. Doskonale wiedział, że po zakwitnięciu niektóre cechy charakteru mogły ulec zmianie i po prostu nic nie można było na to poradzić. Yoongi na przykład przed staniem się alfą nie był tak terytorialny, jego osobowość zaś prezentowała się nieco łagodniej. Nie, żeby teraz było jakoś tragicznie, bo miętowowłosy należał do tych spokojniejszych alf, których – nie oszukujmy się – było jak na lekarstwo. Większość osobników tej roli miało porywcze, nieposkromione charaktery i skłonności do agresji. Tylko niewielki pierwiastek rozwinął w sobie instynkt stadny, każący chronić swoich bliskich.
Jimin natomiast od razu zauważył, że zniknęła jego niechęć do czułości, zastąpiona maksymalnie nasiloną na nie zapotrzebowaniem. Do tego wciąż czuł się zagubiony we własnych myślach i reakcjach. Niby były to niewielkie zmiany, ale jednak zaburzyły ułożoną idealnie układankę, jaką tworzył jego charakter. Można by to przyrównać do puzzli. Wszystkie są, załóżmy, pomarańczowe, pasują do siebie perfekcyjnie i twarzą jedną całość. I tu nagle kilka elementów znika, zastępując je puzzlami o dokładnie takim samym kształcie, jak poprzednie, lecz innym kolorze.
Wsiadając do auta wraz ze swoim hyungiem, Park nie wiedział jeszcze, jak ciężkie od teraz będzie mieszkanie z najlepszym przyjacielem pod jednym dachem. Bowiem zapomniał on o czymś cholernie ważnym, o czym jednak zapominać nie powinien. A miało to dać o sobie znać już w niedalekiej przyszłości.
•••
Można było powiedzieć, że wszystko wróciło do jako takiej normy. Pomijając nieśmiałość, jaka nagle zrodziła się u Jimina względem Yoongiego oraz ciągłą chęć na bliskość fizyczną (którą dusił przytulaniem się do poduszki/kołdry/koca/czegokolwiek miękkiego, co znajdowało się w zasięgu ręki) to niewiele rzeczy uległo zmianie.
Gdy przyszedł czas cotygodniowego spotkania ich paczki, wszyscy nieźle się zdziwili wyczuwając oplatający się wokół Chima zapach omegi. Początkowo rudowłosy wcale nie chciał pójść, ale ostatecznie Yoongi stanowczo stwierdził, że Jimin nie może cały wolny czas siedzieć w domu, ukrywając się przed światem zewnętrznym. Więc młodszy uległ mu całkowicie, co było do niego wcześniej niepodobne. Niestety, Matka Natura wbudowała w omegi tę charakterystyczną uległość i nie bardzo mógł z tym walczyć.
Jungkook nabijał się z rudzielca dobre pięć minut, dopóki Min na niego nie warknął. I mimo że na bety władcza aura alf nie działała tak intensywnie jak na omegi, to Jeon skulił się w sobie, po czym wtulił w bezpieczne ramiona Taehyunga, który rzucił Yoongiemu ostrzegawcze spojrzenie. Poza tym, miętowowłosy gromił ciągle wzrokiem Hoseoka, który stanowczo na za dużo sobie pozwalał, naruszając przestrzeń osobistą Jimina stanowczo zbyt często. Doszło w końcu do tego, że Yoongi o mało nie urwał Hobiemu ręki, kiedy zawędrowała zdecydowanie tam, gdzie nie powinna, a przestraszony Chim wskoczył mu na kolana, przytulając się do ciepłej klatki piersiowej i próbując znaleźć ukojenie w uspokajającym zapachu hyunga. Reszcie też nie bardzo podobało się zachowanie Junga, dlatego siedząc na dachu mierzyli go krytycznymi spojrzeniami.
— No przestańcie tak mnie zabijać wzrokiem! — zaskomlał brunet. — Cholera, jestem dorosłą betą, długo byłem sam, a Jiminnie jest wolną omegą i tak ślicznie pachnie. Okażcie trochę zrozumienia no!
Yoongi rzucił mu tylko mordercze spojrzenie, ściskając mocniej rudowłosego w swoich ramionach.
Seokjin westchnął głęboko. Sam także był omegą i pamiętał doskonale, gdy to on nie miał jeszcze partnera, a wszystkie wolne bety i alfy z jego otoczenia lgnęły do niego, jakby był słodko pachnącym lepem na muchy. Doprawdy irytujące. Oczywiście, nie sposób nie zwiększyć swojego ego faktem, że tyle przystojniaków stara się o twoje względy, lecz po jakimś czasie robi się to męczące. Zwłaszcza, kiedy ktoś dotyka cię bez twojej zgody, a ty nie bardzo możesz zaprotestować, bo twoja natura nakazuje ci pełną uległość. Dlatego też najbezpieczniej dla omeg znaleźć sobie troskliwego partnera jak najszybciej, by przypadkiem nie przytrafiło im się coś złego. A o to Jin nie musiał się martwić.
Popatrzył z uśmiechem na tulącego się do Yoongiego Jimina oraz na dłoń starszego, głaskającą go czule po rudych włosach. Ten obrazek wyglądał przeuroczo i Seokjin już wiedział, kto następny z ich paczki się zejdzie.
•••
Rzecz, o której Jimin na śmierć zapomniał, odezwała się po raz pierwszy niecały miesiąc po zakwitnięciu. Zdążył się już przyzwyczaić do swojej roli i nawet ją polubił, choć coraz to nowi adoratorzy niezmiernie go irytowali. Cóż, i tak zbyt wielu ich nie było, bo Min z powodzeniem ich przepędzał, co młodszemu wcale nie przeszkadzało.
Wracał sobie właśnie z wykładów do domu, wiosenny wiatr przeczesywał mu włosy, a torba zwisała z ramienia, kiedy poczuł nagłe, silne uderzenie gorąca w całym ciele. Zachwiał się cały i musiał podtrzymać się latarnianego słupa, żeby nie upaść. Z rozszerzonymi oczami wyłapywał dziwne zachowania swojego ciała, nie wiedząc, co się dzieje. Powoli jego oddech stawał się cięższy, nogi wiotkie, a coś innego twardniało w zastraszająco szybkim tempie. W jednej sekundzie całe jego ciało wypełniło nieposkromione podniecenie, zamglając wszystkie zmysły i zdrowy rozsądek. Zakwilił, osuwając się na kolana, wciąż z dłonią trzymającą asekuracyjnie latarnię. Dyszał ciężko, oczy zaszły mu łzami podniecenia, twarda męskość nieprzyjemnie cisnęła się w ciasnych jeansach, a śluz powoli moczył materiał jego bielizny. Potrzebował kogoś. Kogokolwiek, kto zapełni tą nieznośną pustkę w nim. Potrzebował bliskości, potrzebował zaspokojenia, potrzebował seksu.
Dostał cholernej rui.
Bogu dzięki, że w wąskiej uliczce, która służyła mu jako skrót do mieszkania nie było żywej duszy. Na razie. Nie było możliwości, by nikt nie przyszedł, zwabiony cudowną wonią feromonów omegi w rui.
Rozdygotanymi dłońmi wyjął komórkę z kieszeni bluzy i ledwo widząc ekran zza tafli łez, wybrał numer. Yoongi odebrał w połowie drugiego sygnału.
— Halo? Jiminnie? To coś ważnego? Jeszcze nie skończyłem wykładów i-
— Hyu-hyung... — miauknął słabo Park i ścisnął ze sobą mocno uda, ale niewiele to pomogło. — P-przyjedź, proszę... j-ja chyba- — Pisnął nagle, kiedy kolejna fala podniecenia przetoczyła się przez jego drobne ciało, pustosząc je z resztek logicznego myślenia. — Ach... — stęknął i opuścił głowę, a dłoń zacisnął mocniej na telefonie. — D-dostałem rui... jestem na ulicy... p-potrzebuję cię, hyung... — wydukał z ledwością.
Zacisnął mocno powieki, co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo tylko bardziej skupił się na tym narastającym, nieprzyjemnym uczuciu pustości. Ciężko mu było przyznać to przed samym sobą, ale potrzebował czyjegoś penisa w sobie, inaczej oszaleje.
Yoongi tymczasem zatrzymał się w pół kroku, słysząc jak Jimin jęczy i stęka mu do słuchawki. Jego usta zmieniły się w wąską kreskę, a on sam z całej siły starał się nie myśleć o tym, jak zniewalająco musi pachnieć teraz rudowłosy i z jaką łatwością mógłby go teraz zerżnąć. Byłby tak cudownie uległy...
Nie.
Min stanowczo pokręcił głową. Nie mógł myśleć w ten sposób o swoim Jiminie, swoim małym słoneczku... Nie mógłby zrobić mu takiego świństwa i wykorzystać, kiedy ledwo kontaktuje.
— Hyuuuung — Usłyszał cienki, miaukliwy głos z komórki. — P-pośpiesz się... j-ja... ja zaraz zwariuję...
— Kurwa mać — warknął Yoongi, oddychając głęboko, by się uspokoić. — Już idę, Jiminnie, wytrzymaj.
•••
Wyszedłszy z murów uniwersytetu prawie biegiem, niemal od razu wyczuł w powietrzu woń feromonów tej konkretnej omegi i ruszył jak po sznurku do celu. Z każdym kolejnym metrem zapach stawał się intensywniejszy, a Yoongi miał coraz większy problem w spodniach. I cholera, naprawdę starał się panować nad swoimi myślami, ale to nie było takie proste. Hormony w nim szalały, domagając się dotarcia do źródła obezwładniającego zapachu natychmiast. Gdzieś też z tyłu głowy, pod szczelną warstwą sprośnych fantazji, stresował się, że jeżeli on tak łatwo wyczuł Jimina, to inni też nie mieli z tym większego problemu.
I nie mylił się, bo gdy tylko zakręcił w wąską uliczkę, usłyszał ciche kwilenie, a potem warknięcie:
— Ach, jesteś taki chętny, piesku. Na kolana! — Jakiś facet przyciskał rudowłosego do ściany, a ten biedak płakał cicho łzami podniecenia i strachu, nie mogąc mu się sprzeciwić w takim stanie.
Zaraz jednak mężczyzna odsunął się nieznacznie od omegi, a ta padła na kolana, bo jej galaretowate nogi nie były w stanie unieść ciężaru reszty ciała.
W Yoongim coś się zagotowało na ten widok. Ktoś ośmielił się dotknąć jego omegę, więc musiał ponieść tego konsekwencje. Min z rozpędu pchnął nieznajomego bruneta tak mocno, że ten aż upadł tyłkiem na chodnik. Był tylko betą, więc Yoongi miał nad nim miażdżącą przewagę. Stanął nad osobnikiem wbijając w niego wzrok zimniejszy, niż najbardziej trzaskające mrozy na Antarktydzie, złapał mocno jego koszulkę i podciągnął do góry, by ich oczy znajdowały się na niebezpiecznie równym poziomie, a gdy przemówił każda sylaba drgała palącym gniewem:
— Nie zbliżaj się do niego, skurwielu, jeśli nie chcesz zamienić swojego nosa i fiuta miejscami. — Rzucił przerażonym mężczyzną o ziemię, po czym kopnął mocno w brzuch. — Wypierdalaj stąd.
I brunet spierdolił, prawie się czołgając, ale Yoongiego już to nie obchodziło, bo kiedy obrócił się przodem do skulonego na ziemi Jimina, feromony ponownie zaatakowały jego nos i umysł, a oczy i uszy rejestrowały, jak rudzielec wierci się niespokojnie, postękując.
— Hyung — zaskomlał, patrząc na starszego błagalnie. — P-proszę, za-abierz mnie do domu...
I choć Yoongi chciał wziąć go tu i teraz w tej ciasnej uliczce, podniósł z chodnika swoje słoneczko, po czym – podtrzymując go w pasie – zaprowadził do ich mieszkania.
•••
Po powrocie do domu, Jimin dopełzł jakoś do swojego pokoju i zamknął się w nim nie chcąc, by Min oglądał go w takim stanie, choć jego spora część najchętniej sama nabiłaby się na jego członka, to jednak rudowłosy nie chciał zepsuć swojej przyjaźni z Yoongim przez coś takiego. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że ich relacji od dawna przyjaźnią nazwać nie można.
Pierwsza ruja miała to do siebie, że była maksymalnie intensywna i brak partnera podczas niej był okropnie bolesny, bo omega nie mogła sama siebie zaspokoić. Napady podniecenia przychodziły co kilka godzin przez dwie doby, przy braku partnera, za każdym razem boleśniejsze.
Yoongi zaś zaszył się w swojej sypialni, bo tutaj zapach podniecenia i śluzu omegi był najmniej intensywny i najjaśniej myślało mu się w tym pomieszczeniu. Stwierdził, że do końca trwania rui zostanie tutaj, ponieważ gdyby tylko zobaczył Jimina, bez opamiętania by się na niego rzucił.
I wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby w nocy nie zachciało się nagle Yoongiemu siku. Taka normalna potrzeba, a jakże w tej chwili utrudniała mu życie. Otworzył cicho drzwi i zaraz uderzyła go woń omegi, która unosiła się wszędzie. Poczuł się tak, jakby wkroczył do pomieszczenia pełnego viagry w stanie gazowym, bosko.
Sycząc cicho, ruszył szybko do łazienki, a zaspokoiwszy swoje potrzeby fizjologiczne, miał zamiar wrócić do siebie. Właśnie, miał zamiar. Nie przewidział, że ledwo żywy Park stoi tuż za drzwiami i praktycznie na siebie wpadli. Jimin natychmiast przylgnął całym ciałem do hyunga, zaś ten zastygł w bezruchu, czując erekcję młodszego tuż przy swojej. No cudownie po prostu.
— H-hyung — wystękał rudowłosy, wciskając twarz w zagłębienie szyi Mina. — Przepraszam, że widzisz mnie takiego, a-ale ja... tak bardzo chcę i... i kiedy nie mam t-to tak strasznie boli... — chlipał cicho, zaciskając palce na białej koszulce Yoongiego.
A Min Yoongi, nie mogąc słuchać dalej tego żałosnego kwilenia, przepełnionego bólem, strachem i potrzebą, warknął nisko:
— Pieprzyć to — I przygwoździł Parka do ściany, agresywnie wpijając się w jego usta.
Młodszy jęknął rozkosznie, od razu oddając zachłannie pocałunek. Ta jasno myśląca cząstka jego mózgu buntowała się, bo przecież to jest Yoongi hyung, jego ukochany, troskliwy przyjaciel. Jednak ciało i reszta umysłu była zbyt zaćmiona rują oraz tym, jak miętowowłosy namiętnie oplatał jego język swoim, żeby zamartwiać się o takie pierdoły.
Pocałunek ten nie miał w sobie nic delikatnego. Był pełen śliny, zębów i lekkich ugryzień. Pochłonął ich bez reszty. Yoongi nawet nie zauważył, kiedy jego dłonie wsunęły się pod koszulkę Jimina, gładząc miłą w dotyku skórę, sunąc przy tym coraz wyżej, aż do stwardniałych sutków, które podrażnił kciukami. Młodszy wygiął się cały, jakby chciał przycisnąć swoją klatkę piersiową jeszcze bardziej do dłoni hyunga, wydając z siebie coś pomiędzy jękiem, a westchnieniem prosto w jego usta.
Starszy zamruczał gardłowo, po czym pewnie chwycił rudzielca pod udami, unosząc w powietrze. Zaraz skierował się do sypialni Jimina, bo – szczerze mówiąc – była po prostu najbliżej. Po otworzeniu drzwi łokciem, Yoongiego mało nie zwaliło z nóg przez intensywny zapach rui. Powietrze było wręcz minimalnie zamglone przez tak dużą ilość feromonów. W sumie, co się dziwić, Jimin spędził tu cały dzień. Nie przeszkodziło to jednak Minowi podniecić się jeszcze bardziej, co potęgował chłopak w jego ramionach, który składał mokre, ssące całusy na szyi hyunga i bujał zachęcająco biodrami.
Bez ceregieli, miętowowłosy rzucił Parka na rozkopane, mokre od śluzu łóżko. Naturalny lubrykant był wszędzie – na materacu, kołdrze, przemoczonych bokserkach oraz krótkim odcinku ud młodszego. Yoongiego to jednak ani trochę nie odrzucało, wręcz przeciwnie – nakręcił się jeszcze bardziej, dając kierować się instynktowi.
— Hyung... hyung, weź mnie. — skomlał Jimin, wijąc się pod starszym, kiedy ten zaczął delikatnie podgryzać jego skórę na szyi i obojczyku. — B-błagam, hyung... Tak bardzo chcę cię w sobie...
Przez tego cholernego dzieciaka dojdzie nawet nie pozbywając się spodni.
Min jednak wiedział, że gra wstępna w tym przypadku nie tyle jest niepotrzebna, co wadząca. Jimin był gotowy do stosunku od kilkunastu godzin i ta zabawa, mimo że tak przyjemna, zaczęła niecierpliwić go jeszcze bardziej. Yoongi nie chciał go bardziej frustrować, zresztą, sam był twardy jak skała.
Jednym zwinnym ruchem ściągnął wilgotne bokserki rudowłosego, rzucając je gdzieś w kąt pokoju. Podobny los spotkał ich koszulki oraz bieliznę i spodnie starszego.
Park rozsunął zapraszająco nogi, a cała jego aparycja w tamtej chwili krzyczała wręcz „pieprz mnie mocno, hyung". Ale Yoongi nie był idiotą i nawet mając pod sobą omegę w rui, pamiętał o zabezpieczeniu. Co jak co, ale dzieci jeszcze mieć nie zamierzał, a jak to mówiła pani na WDŻcie: „Pamiętajcie, młodziaki! Seks bez prezerwatywy plus omega z rują równa się dziecko!". Pocałował Jimina raz jeszcze, lecz potem uniósł się nieco na łokciach, by móc spojrzeć w jego zamglone oczy.
— Jiminnie, prezerwatywy. — wychrypiał, ponaglając zamroczonego rudzielca spojrzeniem.
— C-co? — wyjąkał, bo naprawdę średnio teraz kontaktował, ale zaraz zrozumiał, o co chodzi. — A, tak. Są w szafce, w pierwszej szufladzie.
Tak więc miętowowłosy podniósł się niechętnie z wiercącej się na łóżku omegi, dopadł szybko do szafki nocnej, otworzył najwyższą szufladę, gdzie z ulgą ujrzał pudełeczko kondomów. Wyjął jednego, po czym natychmiast wrócił do Parka, dociskając swoimi biodrami te jego do materaca, za co został nagrodzony pięknym jękiem.
Otworzył prezerwatywę i nałożył ją sobie na stwardniałego, pulsującego członka. Zdecydowanie musiał przestać męczyć siebie i tę kruszynę pod sobą. Widział, jak Jimin niecierpliwie to zaciska, to rozluźnia piąstki, zaciśnięte na białym prześcieradle.
— Hyung, błaaaaagam! — zawył młodszy, gdy Yoongi z czystej ciekawości zamknął jego penis w dłoni. Naprawdę był już na skraju i nie potrzebował wiele.
Dobra, koniec tej zabawy, stwierdził Min.
Wpierw jednak splótł palce z tymi jego, a ich złączone dłonie przycisnął do materaca obok głowy młodszego. Schował twarz w szyi Jimina, wdychając jego cudowny zapach, po czym naparł na mokre wejście, które bez oporów wpuściło go do środka.
Kurwa mać, to jakieś pierdolone niebo, tylko tyle był w stanie pomyśleć Yoongi, gdy wsunął się w ciasną przestrzeń, a wilgotne mięśnie zacisnęły się na nim ze wszystkich stron.
Rudowłosy jęknął przeciągle, czując się wreszcie tak rozkosznie wypełniony. To właśnie tego potrzebował. I nie chciał tego dostać od kogokolwiek innego, niż jego Yoongi hyung. Zwłaszcza, gdy starszy poruszył się w nim szybko, a on niemal zdarł sobie gardło, kiedy za pierwszym razem hyung trafił w jego prostatę.
— Jiminnie... — zamruczał mu Yoongi do ucha, rozpoczynając miarowe ruchy. — Jesteś tak cholernie ciasny...
Niestety, Jimin nie był w stanie odpowiedzieć, bo jedyne, co mógł mu sprezentować to coraz głośniejsze jęki, przeplatane stęknięciami i krzykami. To jednak Minowi w zupełności wystarczyło. Przyśpieszył ruchy, chcąc przynieść w końcu ulgę Parkowi, który męczył się kilkanaście godzin.
Nie trwało to długo. Precyzyjne pchnięcia Yoongiego skutecznie doprowadziły ich oboje do orgazmu, i to orgazmu tak zniewalającego, że oboje zastygli na dobre kilkadziesiąt sekund, topiąc się w tym błogim uczuciu spełnienia.
Miętowowłosy nie dał rady długo podtrzymywać się na łokciach, bo choć naturalnie jako alfa miał dużo siły, to po tak intensywnych przeżyciach był wykończony. Zdjął jedynie zużytą prezerwatywę, rzucił ją gdzieś poza kraniec łóżka (sprzątaniem zajmą się później) i, nie przejmując się obecnością śluzu, spermy oraz innych substancji, przekręcił się wraz z Jiminem na bok, a potem przytulił go do siebie. Przymknął z błogością powieki, wsłuchując się w zwalniający powoli oddech Parka.
Już chciał zasnąć z nosem zatopionym w rudych kosmykach, kiedy usłyszał cichutki głos omegi:
— Dziękuję, hyung...
Yoongi uśmiechnął się beztrosko i zamknął oczy, by wypowiedzieć te parę słów, które zaprzątały mu głowę od bardzo długiego czasu:
— Kocham cię, Jiminnie.
Jimin zastygł na moment, lecz zaraz odsunął się nieznacznie od hyunga, by móc spojrzeć w jego ciemne oczy. Chyba próbował doszukać się jakiegokolwiek śladu kłamstwa, jedyne jednak, co znalazł, to błogość, szczęście i wielka, ciepła miłość, która niemal od razu ogrzała jego serduszko. I wtedy zdał sobie sprawę, że on sam także kochał Yoongiego od dawna. Nie pozwalał jednak temu uczuciu rozkwitnąć, zasłaniając je woalką przyjaźni, a robił to głównie ze strachu przed odrzuceniem.
Młodszy uśmiechnął się do Mina najśliczniejszym ze swoich uśmiechów, zaraz wciskając twarz w jego szyję i przytulając się do niego jeszcze ciaśniej.
— Ja też cię kocham, hyung... — szepnął nieśmiało rudzielec.
Yoongi zamruczał, niczym zadowolony kocur, a potem zrobił coś, o czym marzył od dawna i na samą myśl o tym swędziały go dziąsła. Odchylił lekko głowę omegi, przejechał językiem po fragmencie skóry, gdzie szyja łączyła się z ramieniem, by po chwili zatopić w niej zęby.
Jimin pisnął na to niespodziewane posunięcie ze strony hyunga i mocniej zacisnął dłonie na jego ramionach. Właśnie został naznaczony przez Yoongiego. I czuł się z tym cholernie dobrze.
— Teraz jesteś tylko mój. — wymruczał Min, liżąc leniwie miejsce ugryzienia, które powoli czerwieniało i napawając się faktem, że jego zapach przechodzi nieśpiesznie na rudowłosego.
— Zawsze byłem — zachichotał Jimin. Nagle wstał z materaca, przewrócił starszego na plecy i usiadł na jego biodrach, ignorując zdziwione spojrzenie. Oblizał wargi w bardzo perwersyjny sposób, taksując z góry ciało miętowowłosego głodnym wzrokiem. — Nie wiem, czy wiesz, hyung, ale ruja powoli wraca, więc myślę, że raczej długo stąd nie wyjdziemy.
Zapowiadała się długa noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro