Rozdział 9
Yoongi dostał wiadomość od Jennie, że w jego gabinecie już ktoś na niego czeka, kiedy tylko wyszedł z pokoju Taehyunga, aby skontrolować jego stan. Ileż jeszcze razy ktoś będzie chciał w ogóle się z nim widzieć? On nie miał siły jeść, kiedy był głodny, a co dopiero rozmawiać z innymi. To już przechodziło ludzkie pojęcie, jak bardzo poświęcał się dla swojej miłości. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że się wykańcza, ale dla Tae był gotów zrobić jeszcze więcej, co już nie raz zostało podkreślone w tej historii. Był szaleńczo zakochany w młodszym od siebie o rok chłopaku. Nic nie mógł na to poradzić. Można powiedzieć, że w tym czasie to miłość go karmiła i dodawała mu energii.
Wszedł do swojego gabinetu. Zastał tam Jimina i Jungkooka. No tak, kolejni szkolni „znajomi", o ile mógł to tak nazwać. Kolejni, którzy męczyli jego skarb, a którzy go przeprosili, czekali na wielki powrót. Oczywiście, z nimi także wylądował na jednym uniwersytecie. W końcu gdzie Namjoon, tam i oni. Wielka przyjaźń, czy coś.
Usiadł na swoim krześle i od razu się o nie oparł. Nawet na nich nie spojrzał, tylko zamknął oczy, oddając się chwili rozluźnienia. Doskonale wiedział, jakie pytania padną za chwilę. Zawsze pytali tylko o jedno. Tak samo jak Kim, który był tutaj całkiem niedawno. I tak jak Park z Jeonem są prezesami różnych firm, lecz są oni na tyle blisko, że wciąż znajdują dla siebie czas, tak Monster trochę się od nich oddalił po zakończeniu studiów, oddając się w wir pracy.
- Jak tam Tae? – zapytał prosto z mostu Chim, bo tak wszyscy nazywali starszego z dwójki przybyszów. Nawet się nie przywitał. To takie w stylu Yoongiego...
Min wziął głęboki wdech. Naprawdę nie chciał z kolejną osobą po raz setny rozmawiać na ten sam temat. Nie dość, że był już ogółem zmęczony, to ta sprawa męczyła go tylko coraz bardziej, kiedy musiał o niej opowiadać.
- Bez zmian – odpowiedział krótko.
- Yoon, doskonale wiem, że coś musiało się zmienić. Niemożliwe, żeby sześć lat nic się nie działo!
- Hyung, uspokój się! – tym razem wtrącił się najmłodszy z towarzystwa, ściskając Parka mocno za ramię. Tamten wyrwał rękę z jego uścisku i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami. Jeon wstał zarumieniony i skłonił się przed Min'em. – Przepraszam za niego. Ma ostatnio urwanie głowy i jest strasznie przewrażliwiony... - mówił niepewnie czarnowłosy. Yoongi pomachał tylko na to ręką, obojętnie.
- Każdy ma ciężko, nie tylko on. Powiedz mu to na spokojnie, czy coś i przy okazji... - zaczął Gi i pierwszy raz tego dnia zwrócił swoje spojrzenie ku komukolwiek. Widział tę czerwień na policzkach królika, jego nieśmiały ton i delikatność w stosunku do Jimina.
- Tak, Yoongi hyung? – zapytał Jeon, na co Min westchnął przeciągle i potarł kciukiem oraz palcem wskazującym swoje skronia.
- Czujesz coś do Chima, prawda? – zadał pytanie, które męczyło go od jakiegoś czasu. To nie pierwszy raz, kiedy Kook tak zachowywał się w obecności Jimina. Możliwe nawet, że zaczęło się to już w liceum, ale Yoon nie był tego pewny. W końcu dopiero podczas studiów i pracy zaczął zwracać uwagę na takie rzeczy.
- Co ty, hyung! Ja do Jimina? Nigdy! Nie jestem przecież gejem! – młodszy zaczął się śmiać, jakby panikował. Rozejrzał się dookoła, chyba, aby się upewnić, czy nikt, oprócz niego tego nie słyszał.
- Kookson, to widać. Mnie nie oszukasz i dobrze o tym wiesz. Jeszcze gdyby Jin tu był, to by ci tym bardziej nie odpuścił... - mruknął psychiatra. Był już naprawdę zmęczony. W tym momencie mógł mieć drzemkę, ale oczywiście oni musieli do niego przyjść. Co jest z tym światem nie tak? Ludzie mają aż takie wyczucie, żeby wiecznie go tylko męczyć? To jest tak bardzo nie fair...
- Dobrze, masz rację. Czuję coś do niego – powiedział w końcu młodszy, zaplatając swoje ręce na torsie. Naburmuszony. Jak dziecko...
- Może mu o tym powiesz?
- Nie! Nie ma szans! Jimin nie jest gejem. Nawet biseksualny nie jest! A co jak nie będzie chciał już ze mną nigdy więcej rozmawiać? Przecież ja tego nie przeżyję!
Młody zaczął panikować. Widać, że te uczucia siedziały w nim już od dawna i tylko je w sobie dusił. „Brawo chłopaczku, w ten sposób skróciłeś sobie życie o parę lat, stres jest straszny, gratuluję" – pomyślał ironicznie Yoongi i wywrócił na to oczami, czego na szczęście nie widział jego gość.
- Myślę, że jeśli Jimin jest twoim najlepszym przyjacielem, a ty jego, to zrozumie to i na pewno będzie dalej chciał się z tobą zadawać. Tylko będzie musiał to co najwyżej przemyśleć. Porozmawiaj z nim Kookie, tak będzie lepiej. Przestaniesz się męczyć i w razie czego będziesz mógł ruszyć dalej i znaleźć inną miłość...
Min mówił do niego jak do dziecka. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że królik był od niego młodszy i tak go traktował. Poza tym, nie wydawało mu się, aby była to miłość jednostronna. Ostatnimi czasy zaczął zauważać, że także Park patrzy inaczej na Jeona. Ale może się tylko mylił...?
- Tak jak ty z Tae? – prychnął młodszy i nieświadomie zranił tym psychiatrę. W końcu tamten czekał już tyle lat, aby wyznać swoje uczucia... Kto wie, czy gdyby nie stan Kim'a, to dalej byliby razem, o ile ten by go w ogóle zaakceptował.
- Idziesz, Kook? – Jimin nagle wparował do pomieszczenia. Tym razem był już spokojniejszy, ale wciąż widać po nim było to, że jest spięty. Najwidoczniej gdzieś mu się jeszcze spieszyło. Przynajmniej uratował Min'a od odpowiedzi na pytanie młodego...
- Tak, tak, już idę. Do zobaczenia, Yoongi hyung – pożegnał się Jeongguk i tak po prostu wyszedł.
- Ach, właśnie. Rozmawialiśmy z Namem. Planujemy wpaść tutaj w trójkę jakoś przed albo po świętach, żeby odwiedzić Tae. Możemy, prawda? – zapytał Jim, jeszcze przed samym wyjściem.
Kolejny problem dla Min'a...
- Jasne – machnął ręką i tyle ich widział.
Zbliżający się czas na pewno będzie dla niego bardziej męczący niż zwykle. Nie dość, że święta, to pewnie jeszcze Jin go gdzieś z tej okazji wyciągnie i jeszcze pewnie zmusi do wzięcia wolnego.
Boże, dlaczego on w ogóle musiał pójść na psychiatrię?
Ach, no tak. Taehyung.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro