Rozdział 46
Kolejne nudne popołudnie dopadło dwójkę zakochanych w ich salonie. Tym razem jednak żaden z nich nie był jakoś specjalnie zajęty. Była sobota i chcieli ten czas spędzić razem, zamiast pracować. Było około godziny czternastej i siedzieli na kanapie, oglądając telewizję. Czy też bardziej Yoongi siedział, a Taehyung leżał mu na kolanach. Starszy przeczesywał palcami włosy młodszego i wcale nie skupiał się na fabule lecącego akurat serialu. Jego wzrok spoczywał raczej na profilu Tae i też na tym osobniku skupiały się jego myśli.
W pewnym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Obaj wyrwali się ze swego rodzaju letargu i spojrzeli po sobie nierozumnie. Żaden z nich nie spodziewał się tego dnia gości, a nawet gdyby którykolwiek jednak wiedział o jakiejkolwiek wizycie kogoś znajomego, to od razu poinformowałby o tym też drugiego.
Kim leniwie podniósł się do siadu i ułożył swoje sterczące we wszystkie strony kosmyki włosów, podczas kiedy starszy wstał z kanapy i wygładzając swoją koszulkę, poszedł otworzyć.
- Braciszku! Hej! – krzyknęła już na wejściu Tae Hee. Zrobiła to na tyle głośno, że Min musiał aż zakryć uszy dłońmi, aby chociaż trochę mniej go bolały od jej wrzasku. W dodatku zdziwił go jeszcze jeden fakt. Nie była ona sama. – O, Yoongi... Oppa? Mogę tak mówić? – zapytała, a w odpowiedzi otrzymała jedynie skinięcie głową. – Dzień dobry. Jest Tae oppa?
- Tak, jest. Idźcie do salonu... - mruknął zrezygnowany. Wcale nie podobał mu się tutaj widok najmłodszego z Kim'ów, nic jednak nie mógł poradzić na to, że nawet Tae Yu tutaj przyszedł. To w końcu był brat jego gwiazdeczki. Oczywiście, czternastolatek rzucił mu tylko oburzone spojrzenie. Żadnego „dzień dobry", czy „pocałuj mnie w dupę". Kompletnie nic.
Yoon zamknął drzwi za rodzeństwem i udał się za nimi. Widział zdziwienie Taehyunga. Wyglądał on w tym momencie jak takie zagubione dziecko, które nie wie, co się wydarzyło. Jego dzieciak.
W sumie, to, że Yu tutaj był... Cel tej wizyty znała tylko Hee oraz on sam.
- Zobacz braciszku, kogo ci tutaj dzisiaj przyprowadziłam – wyszczerzyła się trzecio gimnazjalistka i wypchnęła swojego młodszego brata przed siebie.
- Żeby nie było, nie przyszedłem tutaj z własnej woli. Nigdy nie odwiedziłbym wybryku natury... Ta wiedźma mnie do tego zmusiła – powiedział rozzłoszczony chłopiec, a Gigi zacisnął pięści, kiedy usłyszał to, jak nazwał jego słoneczko. Nie zareagował jednak, ponieważ zrobiła to dziewczyna, uderzając swojego brata łokciem w bok. Niezbyt mocno, ale wystarczająco, aby syknął. Taehyung jednak machnął tylko na to ręką. Już wcześniej przekonał się, jaki teraz jest jego brat. Nie mógł nic z tym zrobić. Przecież nie zmusi go, aby okazywał mu chociaż trochę szacunku, ani nawet tym bardziej do tego, aby go kochał, jak kiedyś.
- Napijecie się czegoś? – zapytał najstarszy z Kim'ów tutaj obecnych i wstał z kanapy, bo wcześniej jakoś nie zdążył tego zrobić. Za bardzo zamurował go widok najmłodszego z rodzeństwa.
- W sumie to bardzo chętnie, oppa – odpowiedziała Tae Hee jako pierwsza. Zaraz też szturchnęła Yu, na co ten przewrócił oczami.
- Poproszę – powiedział od niechcenia. Taehyung poszedł do kuchni, aby przynieść wszystkim coś do picia, podczas kiedy Yoongi został z rodzeństwem i nie spuszczał z nich oka nawet na chwilę. Tak jak tę dziewczynę lubił, tak chłopaka miał dość z wiadomych z resztą względów.
Min stał oparty o framugę drzwi, z rękami skrzyżowanymi na torsie i palcami jednej z rąk stukał o wierzch drugiej.
- Te, młody. Nie wiem, co ci zrobił Taehyung i dlaczego go tak traktujesz, ale nawet jeśli go nie lubisz, to powinieneś okazywać mu trochę szacunku. Nawet jeśli nie traktujesz go jak brata, to wciąż jest od ciebie starszy – powiedział twardo Yoon, jednak młodszy nic sobie z tego nie zrobił. Po prostu wzruszył ramionami na jego słowa. Tak, Gi był już na skraju wytrzymałości i nerwy trzymał na wodzy jedynie resztkami woli. Tae Yu to był ten typ osoby, który samym swoim istnieniem potrafił doprowadzać ludzi do białej gorączki.
- Oppa, naprawdę za niego przepraszam... On już taki jest. Duma mu nie pozwala i w ogóle... Pod tym względem wdał się w ojca...
Tae Hee oczywiście po raz kolejny przeprosiła za swoją rodzinę, choć tak naprawdę nie powinna tego robić. Przecież nie była niczemu winna. Nie ona też decydowała o swoich więzach krwi.
- Nie masz mnie za co przepraszać, młoda. To nie twoja wina – odparł AgustD, a w tym samym momencie do pomieszczenia wrócił Taehyung, na tacy niosąc cztery szklanki wypełnione pomarańczowym płynem. Był to sok pomarańczowy, z tego, co kojarzył Suga. W końcu to jedyna konsystencja zdatna do spożycia, jaką kupił w ostatnim czasie do domu.
Tae usiadł z powrotem na miejscu, które wcześniej zajmował, natomiast Hee chwyciła dwie szklanki z napojem i prędko podeszła do Min'a.
- Oppa, chodź ze mną na chwilę, muszę ci coś przekazać – powiedziała szybko i wepchnęła starszemu do ręki jedno ze szkieł, po czym siłą wypchnęła go z salonu i zaciągnęła do kuchni.
Obaj bracia popatrzeli zdziwieni na tę scenę, w ostatnich sekundach widząc tylko, jak tamta szeptała coś na ucho właścicielowi tego domu.
- Tae Yu... - zaczął Taehyung poważnym tonem. Domyślił się, że ich siostra chciała im dać trochę czasu na rozmowę w cztery oczy i specjalnie wywabiła Yoongiego, żeby mogli to zrobić. Zapewne starszy też to już zrozumiał.
Młodszy spojrzał na swojego brata ze złością w oczach, jednak nic nie powiedział.
- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? Wiem, że zostawiłem was na kilka lat... Ale ja naprawdę tego nie chciałem. Wytłumacz mi swoją złość, nienawiść do mnie... - poprosił starszy, spuszczając swój wzrok na napój, jaki trzymał w dłoni. Zaczął się bawić naczyniem, wywołując tym samym w nim lekkie fale, a następnie delikatny wir. Wciąż jednak uważał, aby niczego nie wylać. Dopiero kiedy oderwał swój wzrok i ponownie spojrzał na brata, doznał szoku. Nie widział już w jego oczach, ani nawet na jego twarzy żadnego z wcześniejszych uczuć. Teraz był to tylko smutek i żal.
- Jeszcze śmiesz pytać „dlaczego?" – zapytał ostro młodszy. – Myślisz, że jak się wtedy czuliśmy? Wtedy, kiedy ojciec nas zabrał, a ty zostawiłeś na pastwę losu, choć nie widzieliśmy poza tobą świata?! Byłeś naszą bezpieczną przystanią! Tae Hee jakoś sobie poradziła z przeprowadzką, zaaklimatyzowała się w nowym otoczeniu... Rozumiała o wiele więcej. Może jest ode mnie tylko rok starsza, ale wtedy robiło to ogromną różnicę. Wiesz, co było wtedy ze mną?! Nie wiesz, bo cię nie było! Nawet nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje! Kiedy tata nas zabrał... Obiecał, że przyjdziesz, że nas odwiedzisz! Ale ty nigdy tego nie zrobiłeś! – krzyczał młodszy, aż w pewnym momencie jego oczy zaczęły opuszczać pojedyncze łzy, które ocierał rękawem. – Cały rok... Cały rok czekałem, wypatrywałem przez okno na drogę z nadzieją, że może mój ukochany braciszek w końcu przyjdzie... Biegłem do drzwi za każdym razem, kiedy ktoś w nie pukał, kiedy nas odwiedzał, jak głupi myśląc, że to mój najlepszy hyung. Ale nic z tego. To nigdy nie byłeś ty! – teraz najmłodszy z Kim'ów rozpłakał się już na dobre. A Taehyung... Wpatrywał się w niego zdziwiony. Słowa młodszego uderzyły w jego serce na tyle mocno, że siedział, jak sparaliżowany.
W jednej chwili był jeszcze na kanapie, a w drugiej klęczał na podłodze, naprzeciwko swojego młodszego brata i obejmował go mocno swoimi ramionami, wtulając go w swoje ramię.
- Tak bardzo przepraszam, Yu... - powiedział drżącym głosem Taehyung i jeszcze mocniej zacisnął swoje ręce wokół ciała młodszego. – Ja naprawdę nie chciałem... Coś mnie zatrzymało... Gdyby nie to, to na pewno bym wrócił do ciebie i Hee. Walczyłbym o to, żebym mógł się z wami widywać... Przepraszam Yu... Przysporzyłem ci naprawdę dużo cierpienia...
Taehyung także zaczął płakać. Obwiniał się. Znowu. Gdyby się wtedy nie załamał... Gdyby nie zapomniał wszystkiego... Mógłby być ze swoim rodzeństwem, zapewniać im odpowiednie wsparcie, ale nie... Przez niego zostali z tym sami. Co prawda – mieli ojca, ale wiadomo, że dzieci czasem potrzebują kogoś innego, niż rodziciela. Przecież nie powiedzą im wszystkiego. Wtedy starsze rodzeństwo jest najlepszym wyjściem, jeśli nie chcą iść też do swoich przyjaciół... O ile ich mają. Bo Tae doskonale pamiętał, jak w szkole był zupełnie sam. Póki nie zjawił się Yoongi, w te ostatnie chwile...
Taehyung dopiero po jakimś czasie odsunął się od swojego brata. Wciąż jednak nie wstawał i patrzył na niego z dołu, ze łzami tworzącymi słone ścieżki na jego twarzy.
- Jeśli chcesz... Nienawidź mnie dalej, Yu... Już nie będę cię pytał o nic, ale pamiętaj, że w razie czego... W każdej chwili będę gotowy, aby ci pomóc...
- Ty... Tak po prostu to mówisz?! Nawet nie próbujesz prosić mnie o wybaczenie?! – znowu wykrzyczał młodszy z nich. Taehyung aż się wzdrygnął. To była jego wada. Nigdy nie potrafił walczyć o swoje, nawet jeśli bardzo chciał. Ale teraz...
- Przecież cię przeprosiłem Yu... To już będzie tylko twój wybór, czy zechcesz naprawić nasze relacje, czy zostawić je tak, jak są... - odpowiedział zrezygnowany Hyung. W tym momencie też wstał i odwrócił się, aby wyjść, jednak od razu poczuł, jak ciepłe ciało Tae Yu przytula się do jego pleców.
- Chcę je naprawić! Proszę, nie zostawiaj nas już nigdy, hyung... - poprosił młodszy, płacząc i mocząc tył koszulki Hyunga.
- Nie zostawię, mały... Za bardzo was kocham – odparł i odwrócił się z powrotem do swojego braciszka, aby wtulić go w swój tors i ręką gładzić go po głowie.
Uśmiechnął się pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro