Rozdział 39
Yoongi właśnie stał w kolejce do recepcji jednego z największych szpitali w Seulu, tylko po to, aby zapytać o swojego kolegę, który w nim pracował. Naprawdę... Czego on nie robi dla swojego dzieciaka. Wielu na pewno już dawno by zrezygnowało, jednak Min był w swoim celu strasznie wytrwały. No i obiecał Taehyungowi, że mu pomoże znaleźć rodzinę. Nawet wziął specjalnie wolne tego dnia, ponieważ nie wiedział, ile czasu na to zmarnuje. Jeśli mało – okay, nawet spędzi trochę więcej czasu ze swoją gwiazdeczkę. Jeśli dużo – no cóż, trudno, warto się poświęcać dla uśmiechu Kim'a.
Trochę już przysypiał, tak czekając na tym białym, plastikowym krzesełku i wcale nie dziwił się na narzekanie tych wszystkich starszych pań, które spędzały tutaj więcej życia, niż wszyscy inni. Te siedziska... Były naprawdę niewygodne. A potem wszyscy się dziwią, że te staruszki ciągle łupie w krzyżu.
W końcu padł jego numerek. Nie chciał się przecież nikomu wpychać na siłę w kolejkę. Chyba tylko dlatego wciąż tutaj czekał.
Podszedł do stanowiska jednej z pielęgniarek i odchrząknął, gdy ta nie zwróciła na niego uwagi, zapatrzona w ekran komputera.
- Tak? – zapytała, dalej nie odwracając swojego wzroku od komputera.
- Czy jest może w pracy lekarz Choi Minki? Jestem jego przyjacielem i...
- Proszę pana, gdybym ja każdemu wierzyła w takie bujdy, to już by tu nikogo nie było, ewentualnie wszystko byłoby rozniesione w pył i nawet pan by tu teraz nie stał. A czy ja wyglądam na głupią? Bo mi się nie wydaje. Proszę się zarejestrować, to może za miesiąc będzie jakiś wolny termin – odparła opryskliwie, a w Yoonie zawrzała krew. Czekał tu bardzo dużo czasu, marnował go, tylko po to, by dostać taką wiązankę. Ale tego już za wiele. On też potrafi być wredny.
- Proszę pani – rzucił przez zęby. – Marnuję tutaj swój czas, w tej popieprzonej kolejce, specjalnie wziąłem wolne w pracy, swoich pacjentów zostawiając na pastwę kolegów po fachu, tylko po to, żeby zapytać, czy Choi jest dzisiaj w pracy, a pani wyjeżdża mi z pyskówką. Proszę imię i nazwisko – rozkręcił się. Oczywiście, miał zamiar zgłosić ją do dyrekcji, bo bycie miłym dla pacjentów to podstawa, a ona wcale taka nie była. Co jakby Taehyung na nią trafił? Przecież to bardzo wrażliwa osoba...
- Im Yoona... - odparła, już mniej pewna siebie, patrząc na niego nierozumnie. I w tym samym momencie Yoongi poczuł czyiś chwyt na swoim ramieniu. Od razu obrócił się w tamtym kierunku i ujrzał przed sobą osobę, której właśnie szukał. Uśmiechnął się szeroko.
- Ren!
- Suga!
Przytulili się na powitanie, podczas kiedy recepcjonistka niemalże paliła się ze wstydu.
- Ale włosy to ty mogłeś sobie zostawić – prychnął starszy z tej dwójki, patrząc na niego niemal jak ojciec. W końcu Minki był od niego młodszy. A dokładniej... Był w wieku Taehyunga. Aish... Gdyby nie to wszystko, Tae także skończyłby szkołę, studia... I teraz byłby na pewno szczęśliwszy, niż jest. Zmarnował tak wiele życia, żyjąc w ten sposób...
- Co ty hyung... Do żadnego szpitala by mnie nie przyjęli. Dobrze wiesz, jacy są Koreańczycy... - odpowiedział młodszy i machnął na to ręką. – Chodź hyung, nie będziemy tu stali, a akurat mam przerwę – dodał i skierował się do swojego gabinetu. Min oczywiście ruszył za nim.
Rozsiedli się wygodnie po obu stronach biurka. Młodszy jeszcze po drodze poprosił jedną z pielęgniarek, aby przyniosła im dwie kawy, skoro ma chwilkę wolnego. Dopiero, kiedy ciecz stała przed nimi, rozpoczęli swoją rozmowę.
- Co cię tutaj sprowadza hyung? Wiem, że bez powodu byś nie przyszedł...
- Masz rację. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale tak wyszło. Cóż... - upił łyka kawy, nieco zestresowany. Mało kiedy prosił kogokolwiek o przysługę, a teraz aż tutaj go przywiało. Co to się nie dzieje...
- Mów śmiało hyung. Nie będę przecież zły, ani nawet nie odgryzę ci ręki, czy głowy – zaśmiał się tamten uprzejmie.
- Cóż... Pamiętasz, jak mówiłem ci, dlaczego zacząłem takie studia, a nie inne, skoro interesowało mnie coś zupełnie innego?
- Hm... Tak... Chodziło o tamtego chłopaka, prawda?
- Tak, dokładnie.
- To ma z nim coś wspólnego?
- Mhm... Wrócił niedawno do zdrowia. Problem tylko w tym, że rodzina go wtedy zostawiła i... On chce ich znaleźć, a ja obiecałem, że mu w tym pomogę. Niestety nie mam żadnego źródła zaczepienia, co do tego. Ostatnie miejsce zamieszkania w ogóle nic tu nie wnosi, sąsiedzi nie wiedzą, gdzie Kim'owie się wynieśli.
- I... Co ja mam do tego hyung? Co mam zrobić?
- Mógłbyś... Dać mi znać, gdyby ktoś taki, jak Kim Taeyeon został przyjęty do ciebie do szpitala? – zapytał Min niepewnie i spojrzał na młodszego.
- Hyung, dobrze wiesz, że nie powinienem... Skoro go zostawiła, to nie chce mieć nic wspólnego, nawet jeśli jest jej synem...
- Minki, proszę... Jesteś mi winny przysługę jeszcze z czasów studiów... Pomogłem ci wtedy, choć sytuacja wyglądała tragicznie. Proszę... Pomóż swojemu hyungowi... Nikt się o tym nie dowie... - mówił proszącym tonem, aż Choi spuścił swój wzrok. Tu go miał. Wtedy było naprawdę źle, a Gigi zrobił wszystko, żeby tylko mu pomóc, nawet kosztem własnego dobra.
- Dobra, masz mnie hyung. Poinformuję cię... Zapytam też kolegów z innych szpitali, czy mogliby dać mi znać, gdyby znalazła się taka osoba. I może jeszcze... Mam jednego znajomego w policji. Go też zapytam. Masz jeszcze jakieś dane tej kobiety?
- Tak, tak, jasne – odparł szybko i podał młodszemu małą karteczkę z danymi, jakie zebrał od Tae i jakie samemu udało mu się zapamiętać. – Dziękuję Minki... - dodał z ulgą i wdzięcznością. Teraz przynajmniej nie był sam z poszukiwaniami. Naprawdę mógł zrobić coś w tym kierunku i pomóc swojej gwiazdce.
- Nie dziękuj mi hyung. Jeszcze nic nie zrobiłem, a nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Jeśli się uda, powiedzmy po prostu, że jesteś mi winien wyjście razem na picie. Co ty na to?
- Oczywiście! Powodzenia w pracy Choi. Nie będę ci już przeszkadzał, pewnie chcesz wykorzystać tę przerwę inaczej – przytaknął i zaczął zbierać się do wyjścia. – A właśnie, jak tam Jonghyun?
- Bardzo dobrze. Dzięki tobie hyung.
- To cieszę się bardzo. Do zobaczenia!
- Tak, do następnego, hyung.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro