Rozdział 23
Yoongi siedział znudzony w swoim gabinecie i czekał na trójkę chłopaków, z jakimi umówił się jakiś tydzień wcześniej.
Teraz, kiedy miał mniej pacjentów, zdecydowanie nie miał co robić. Prawdą było, iż mógł siedzieć w tym czasie z Tae, ale nie chciał go też męczyć non stop, tym bardziej, że mały ostatnio wyglądał na wyjątkowo zmęczonego. W sumie, to Min nawet mu się nie dziwił, przecież tamten walczył sam ze sobą.
W końcu dostał SMS, że są już na terenie ośrodka i czekają na niego w samochodzie. Szybko zdjął z siebie fartuch i zabrał swoją teczkę. Poszedł jeszcze pożegnać się ze swoim maleństwem. Zapukał lekko do drzwi i wszedł do środka. Młody znowu siedział przed szybą i wpatrywał się w teren na zewnątrz.
- Hej Taehyungie... - odezwał się głośnym szeptem. Wszędzie było niewyobrażalnie cicho. Zdawało się, iż jest to cisza przed burzą. Trochę strasznie... Aż przeszły go ciarki. – Wiesz maluszku, kończę właśnie pracę. Jest późno. Zobaczymy się jutro, dobrze? – powiedział z troską wyczuwalną w jego głosie. Oczywiście, nie powstrzymał się przed użyciem pieszczotliwego określenia na Kim'a. Ostatnio w ogóle przestał się z tym hamować i już nie obchodziło go nawet to, co powiedzą inni, jeśli robił to w czyjej obecności, oprócz nich dwóch. On miał w tym swój cel i nie miał zamiaru go zostawiać gdzieś z tyłu.
Czarnowłosy pokiwał mu ostrożnie głową, kiedy na niego spojrzał, po czym wrócił do swojego zajęcia. Blondyn tylko westchnął i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Wyszedł na zewnątrz i szybko przebiegł krótki dystans dzielący go od samochodu. Nic nie mógł poradzić na to, że padał śnieg... Dosłownie sypało z nieba w ogromnych ilościach, a zimne płatki wpadające mu za kołnierz sprawiały, że tylko bardziej nie lubił zimy. Choć z drugiej strony... Bardzo lubił czuć chłód. Nienawidził ją i uwielbiał jednocześnie. A przecież między miłością i nienawiścią jest bardzo cienka granica...
- Siemka – przywitał się z chłopakami, zupełnie jak za czasów liceum. Tym razem prowadził Jungkook. Zajął miejsce z tyłu, razem z Namjoonem.
- Hej – odpowiedzieli mu chórkiem. Najwidoczniej dalej byli zgrani i potrafili się wyczuć, choć liceum dawno skończyli i spotykali się raczej rzadko, w porównaniu do tamtych czasów.
Rozmawiali na luźne tematy, aż w końcu zatrzymali się pod jedną z restauracji. Weszli do środka i zajęli oddzielne pomieszczenie, takie w którym często spotykali się ludzie interesu, aby dogadać się względem nowej umowy. Już wcześniej je zarezerwowali, skoro wiedzieli, że mają się spotkać.
Zamówili jakieś dania i tak naprawdę, to nie robili nic szczególnego, tylko wrócili do rozmowy z samochodu. Zwykłe, przyjacielskie spotkanie. Nic więcej. I tak naprawdę dopiero kiedy zjedli, przeszli na poważniejsze tematy.
- Jak tam Taehyung? – zapytał spokojnie Nam. Wbrew wszystkiemu, to on, zaraz po Yoongim, przejmował się młodszym kolegą najbardziej.
- Są postępy... Co prawda nie wrócił od czasu, kiedy go ostatnio widzieliście, ale wtedy to był drugi raz, kiedy tak jakby był sobą. No, przynajmniej inny, niż ten, który niczego nie pamięta, sami rozumiecie – odpowiedział Yoon, jakby zamyślony.
- Czyli są szanse, że wróci do całkowicie normalnego życia? – kontynuował Kim.
- Oczywiście. Teraz... Wprowadziłem terapię, którą już kiedyś wykorzystywałem. Staram się spędzać z nim jak najwięcej czasu, ale też tak, żeby go nie zamęczyć. Mówię mu o różnych rzeczach i oprócz tego też piszę te listy. Za każdym razem staram się wywoływać w nim różne uczucia, najlepiej takie, które przekonają go do powrotu. Zdaje się, że to działa... Tae znowu napisał. Wiecie, wtrącił jedno zdanie dodatkowo.
- To świetnie! – stwierdził niezwykle ożywiony Kook. Ten królik tak naprawdę... Nie miał nigdy jakiś złych zamiarów wobec Tae, a to prześladowanie w szkole... Był po prostu głupim dzieciakiem. Chciał przypodobać się Namowi i Jiminowi, których znał od dziecka. Po prostu nie chciał stracić przyjaciół. Już dawno zrozumiał, że robił źle i jego przeprosiny, które wymusił na ich grupie Yoongi już wtedy, w liceum, były całkowicie szczere.
- A jak tam między wami, Jikooki? – zapytał Min z nieco złośliwym uśmieszkiem. Skoro to właśnie o nich mówił Tae, kiedy wrócił do siebie... Warto o to zapytać, tym bardziej, że mówił centralnie o nich. Każdy wtedy widział, że kleją się do siebie. Może w końcu porozmawiali?
- Um... - zaczął jąkać się zaczerwieniony Jeon. A niby taki poważny z niego dziedzic firmy... Cóż, na pewno nie tak bardzo jak Jimin, ale pewnie Jungkook także do tego dojdzie, jak będzie jeszcze tylko trochę starszy.
- Jesteśmy razem – powiedział Park i uśmiechnął się delikatnie, niczym anioł. Wyglądał właśnie na najszczęśliwszego człowieka na ziemi. I chyba nikt wiele się w tym momencie nie mylił.
Po pomieszczeniu rozległy się gwizdy i brawa wywołane przez Namjoona i Yoongiego. Życzyli im oni powodzenia.
- Tylko nie kłóćcie się za dużo. Najlepiej wcale. Nie mam potem ochoty wysłuchiwać was godzinami, jacy to jesteście źli, głupi i tak dalej. O, no i nie pieprzcie się, kiedy już u was będę nocował, czy coś – powiedział Yoongi i wzruszył obojętnie ramionami. Świeżo upieczona parka zaczerwieniła się mocno. Takie buraczki. Idealnie się dobrali...
- Dobra, zmieńmy temat... - chciał już na nowo zacząć RM.
- To co, pijemy? – przerwał mu Suga.
- Pijemy! – przytaknęli energicznie Jimin z Jungkookiem.
***
Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy czwórka przyjaciół zaczęła się rozchodzić w swoje strony. Okazało się, że samochód, którym przyjechali należał do Jimina, lecz Jungkook specjalnie wypił tego wieczora tylko jedno piwo, wiedząc, jak będą wracać. Oczywiście, najmłodszy nie miał tego za złe starszym. Wiedział, że to oni są bardziej zabiegani od niego, bo tylko mu rodzice jeszcze pomagali od czasu do czasu w firmie, więc to tamtym należał się wypoczynek.
Namjoon zamówił taksówkę dla siebie i Yoongiego, który ledwo trzymał się na nogach. Pokręcił głową na boki. Znowu musiał go odprowadzać, inaczej tamten pewnie by nie wymówił nawet swojego adresu kierowcy. Na szczęście do taksówki wpakował go bez większego problemu i sam też wsiadł do środka. Podał mężczyźnie za kierownicą nazwę ulicy oraz numer domu. Po niespełna dziesięciu minutach byli na miejscu. Zapłacił taksówkarzowi należytą sumę i wziął Min'a na ręce, wiedząc, że ten i tak nie da za bardzo rady iść sam. Prędzej wylądowałby w jakimś rowie, którego tutaj, swoją drogą nawet nie ma. Cóż... Dla chcącego nic trudnego – jak to mówią.
Tuż przed samymi drzwiami stawia starszego na ziemi, po czym zaczyna przeszukiwać jego kieszenie. Przecież jakoś muszą wejść do środka, a do tego potrzebne są klucze.
I gdy tak patrzy na Yoongiego, dopiero teraz zauważa, jak ten słodko wygląda w tych rozczochranych na wszystkie strony włosach i z nieobecnym spojrzeniem. Oczywiście, żaden z nich nie wypił zbyt wiele, lecz Min po prostu... Chyba miał słabą głowę. Ewentualnie wypił więcej, niż wszystkim się wydawało.
Nareszcie udaje się Namjoonowi otworzyć drzwi. Wchodzi do środka, wcześniej popychając Yoongiego przed siebie. Zamyka za sobą drewnianą powierzchnię i odwraca się, aby znaleźć się w głębi domu. Staje jednak jak zaklęty, kiedy widzi Min'a, który jest już bez koszulki. I wtedy jakby zmysły zaczęły brać nad nim władzę. Powoli zbliżył się do bladego, kruchego ciałka psychiatry i spojrzał mu prosto w oczy. Już wcześniej mu się podobał, ale teraz to... Już przesada.
Chwycił go za ramiona i przyciągnął bliżej siebie, namiętnie całując go w usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro