Rozdział 18
A Taehyung znów wrócił do swojego małego świata, wytworzonego w jego głowie. Ponownie nie było z nim większego kontaktu. Jedno było jednak wiadome. Młody wracał do siebie. I to napełniało serce Yoongiego szczęściem.
Ten dzień był dla lekarza wyjątkowo pracowity. Co chwilę latał z jakimiś papierami. Z resztą. Nie tylko on. Jin także. Wygląda na to, że pacjenci zmówili się między sobą i każdy coś dzisiaj odstawiał. Ale czego się spodziewać po ośrodku dla chorych psychicznie...
Kawa lała się za kawą. Ledwo zdążył wejść do Tae i przywitać się z nim, a już wzywali go do kolejnej sali, żeby tylko ogarnąć sytuację. A to atak paniki, a to kolejna próba samobójcza. W końcu każdy pracownik zaczynał podchodzić do tego z obojętnością. No, może nie każdy. Ewentualnie tylko Yoongi. Ale dla niego była to kwestia przyzwyczajenia. Całe sześć lat... Nie było dla niego już nic zadziwiającego. Nawet nie przejmował się za bardzo swoimi pacjentami. Tylko Kim'em, a chyba każdy wie, że to wyjątek od reguły. Po prostu nikt nie liczył się dla niego bardziej, niż ta mała buba. Nic nie mógł na to poradzić.
Tak naprawdę, w ostatnich dniach czas leciał mu przez palce. Nim się oglądał, był już wieczór, ewentualnie noc, kładł się do łóżka i następnego dnia wstawał. I tak ciągle. Od urodzin Taehyunga wszystko przyśpieszyło swoje tempo. Wyglądało to tak, jakby nie tylko Yoon, ale i cały świat nie mógł doczekać się powrotu tej gwiazdeczki. Jakby teraz na to nie patrzeć, Taehyung zdecydowanie świecił nie tylko dla Min'a, choć tak mogło się wydawać. I owszem, sam on też tak uważał, jednak jego blask stawał się coraz jaśniejszy nie tylko dla starszego przyjaciela. Świat także go potrzebował. Takiej czystej, niewinnej duszy.
Godzina siedemnasta. Kolejna dawka kofeiny w przeciągu ostatniej godziny. I to nie tak, że za każdym razem wypijał wszystko. Najzwyczajniej w świecie nie miał na to czasu. Tak samo, jak brakowało mu chwili, aby zjeść cokolwiek, albo chociaż uciąć sobie krótką drzemkę. Nawet SeokJin znalazł na to momencik przez cały dzień. Dziesięć minut raz na drzemkę, raz na posiłek. Wystarczyło zupełnie, aby podbudować swój organizm.
Obaj lekarze wiedzieli, że takie ruchliwe dni wkrótce się skończą. Przecież nie mogły trwać więcej. Aczkolwiek było im ciężko. Tylko czekali na chwilę wytchnienia. Starszy Kim już nawet zapowiedział, że gdy tylko zrobi się spokojniej, to bierze wolne. W końcu każdy zasługuje na chwilę odpoczynku, a on nawet na urlopie w tym roku nie był (Yoongi nie był odkąd tylko zaczął pracę, ale cichutko).
Min przetarł skronie. Niezmiernie bolała go głowa i to już od paru godzin. Owszem, mógł poprosić którąś z pielęgniarek o jakieś leki, ale nawet o tym nie myślał w tym ciągłym zgiełku.
Poprawił swoje okulary na nosie, które mu się z niego zsuwały i zaczesał blond włosy do tyłu. Przydałoby się poprawić odrosty... Albo zmienić kolor. Ale to dopiero, kiedy Tae wróci do zdrowia.
- Doktorze Min! – Jennie wparowała do jego gabinetu z trzaskiem. Spojrzał na nią rozkojarzony. Patrząc na jej twarz, już wiedział, że to kolejnemu pacjentowi zachciało się dzisiaj wariować. Ruszył za nią biegiem, po drodze zgarniając inne osoby do pomocy.
Podczas kiedy kilka pielęgniarek oraz Jin przytrzymywali chorego, Suga przygotowywał strzykawkę z lekiem uspokajającym. Atak paniki wywołany schizofrenią...
Po uspokojeniu sytuacji, sprawdził jeszcze wyniki niejakiego Shin Hoseoka. Były dobre, ale jak patrzył na leki, które przyjmuje... Kilka lat. Chyba przestały działać i trzeba będzie przepisać mu inne... I tak też zrobił. Postanowił jednak w swoim gabinecie zanalizować, co teraz należałoby podawać chłopakowi. Zanim to zrobi, zlecił pielęgniarkom w razie czego podawać mu co określony czas środki uspokajające. Tak w razie czego. Do wieczora powinien się przecież wyrobić z nowymi kapsułkami. To tylko upewnienie się, że będą one dobre i substancje nie będą ze sobą kolidować... Miał duży wybór. I teoretycznie powinien nową receptę postawić w przeciągu paru minut. Przecież już tyle lat leczył... Jednak dzisiaj jego głowa już przestała pracować i wszystko z niej wylatywało. Nie mógł się też skupić.
Wyszedł na korytarz i głęboko odetchnął. Wtedy też zakręciło mu się w głowie, a obraz zamazał. Nawet nie wiedział, kiedy upadł na ziemię...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro