Rozdział 14
W pomieszczeniu zapanowała zupełna cisza. Obaj wpatrywali się w siebie niezrozumiale. W tym momencie można było w oczach Taehyunga dostrzec... Normalność. Tę, której już od kilku lat mu brakowało. Wyglądało na to, że wrócił do siebie.
Yoongi był tego pewien w tej chwili. Młodszy przez cały pobyt w szpitalu, odkąd zapadł na chorobę nigdy nie nazwał go w ten sposób. Przecież on często nie pamiętał nawet poranków... Tylko te listy. A teraz na pewno nie było mowy o żadnej notatce.
- Taehyungie... - powiedział cicho, a do jego oczu napłynęły łzy. Wydawało mu się, że to tylko sen.
Bożonarodzeniowy cud. Czy mógł to już tak nazwać?
Zbliżył się powoli do młodszego, jednak tamten mrugnął tylko powiekami, a już wycofał się w tył, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
Ramiona Min'a opadły wzdłuż ciała. To była tylko chwila. Zaledwie parę sekund, kiedy jego gwiazdeczka wróciła do siebie. Ale to oznaczało, że jest jeszcze nadzieja, która przecież powoli go opuszczała. Po blisko sześciu latach, młodszy w końcu dał jakiś znak, że da się go uratować. Teraz musiał o tym zawiadomić tylko szefa. Dalej będzie mógł zajmować się głównie przypadkiem swojego ukochanego. Musiał go z tego wykaraskać. Szkoda, że znów wrócił do tego chorego Taehyunga...
Co najważniejsze – postęp i tak był. W końcu Kim zareagował jakoś inaczej.
Ignorując bałagan na podłodze, jaki sam tak naprawdę spowodował, podszedł do młodszego i pomógł mu się położyć do snu. Przykrył go porządnie kołdrą, widząc, jak ten jest przestraszony i poczekał, aż zaśnie, cierpliwie głaskając go po głowie i co jakiś czas odgarniając na bok grzywkę, aby włosy nie wpadały mu do oczu.
Kiedy oddech młodszego się unormował, co oznaczało, że już jest w Krainie Morfeusza, Min wstał jeszcze i pochylił się nad nim, składając na jego czole lekki pocałunek na dobranoc. Dopiero po tym wyszedł z pokoju.
Zastanawiał się, co ma teraz zrobić. Na pewno w pierwszej kolejności musiał napisać raport z tego zdarzenia i czym prędzej wysłać go swojemu przełożonemu. A potem... Potem się zobaczy.
***
Pokręcił głową na boki i tylko słyszał, jak kości strzelają w jego karku. Pisał ten raport już od godziny, jednak nie wiedział, jak to wszystko ubrać w słowa. Emocje nad nim przeważały.
Odsunął się od biurka, lecz jego wzrok powędrował na szufladę, gdzie trzymał w zeszyt, w jakim obecnie korespondował z młodszym. Zaczął go jeszcze raz przeglądać. Po prostu coś go tknęło. Sam nie wiedział, dlaczego to robił, skoro treść tych wiadomości znał już na pamięć, tak samo jak i Taehyung.
I wtedy coś rzuciło mu się w oczy.
„Dzień 18
[...]Chcę przestać to pisać[...]"
Ten wyraz był zmieniony. Był tego pewien. W jakiś sposób wyróżniał się na tle reszty. Szybko wyjął ich pierwszy zeszyt i porównał wiadomości. Tak. Na pewno doszło tutaj do zmiany. W wersji pierwotnej było „chciałbym".
Zaczął szukać dalej.
„Dzień 19
[...]I obiecuję, że postaram się wrócić pozytywynie hyung[...]"
Kolejna zmiana. W poprzedniej wersji zamiast „wrócić" było „myśleć".
Zagryzł wargę. Wiedział, że te słowa coś znaczą. Skrupulatnie zapisywał je na kartce.
„Dzień 25
[...]Pomóż.[...]"
Tylko tyle. Jedyna zmiana. Jedno dodane słowo. Yoongiego zabolało serce. Jak mógł tego nie zauważyć?! Już dawno mógł coś zrobić... A on nawet nie wiedział, co.
„Dzień 31
[...]Nie wiem, to pewnie dlatego, że mi pomagasz.[...]
[...]Dziękuję ci za cały ten czas, Yoongi.[...]"
Dwie zmiany w jednym liście. Po pierwsze, wyjątkowo podkreślone było słowo „mi". Co prawda było ono w oryginalnej wersji, tak samo jak w tej, lecz od spodu zdobiła je cienka kreseczka. Nigdy wcześniej jej nie było. No i druga... Wyraz „hyung" zamienił się na imię Min'a. To na pewno nie był przypadek.
Dopiero teraz zerknął na swoją kartkę.
„Chcę wrócić. Pomóż mi Yoongi".
Szeroko otworzył oczy ze zdziwienia. To była wiadomość. Prosto do niego.
Chwycił się za głowę. Miał ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy za swoją głupotę. Gdyby tylko wcześniej to zauważył... Już dawno mógłby zacząć działać. Kto wie, czy Tae nie byłby teraz z nim. Kto wie, czy nie siedzieliby teraz spokojnie przed telewizorem, w domu starszego i nie przytulali się na kanapie, co jakiś czas popijając kakao? Wyobrażał ich sobie szczęśliwych, w wełnianych sweterkach, przy choince w salonie. To naprawdę było piękne wyobrażenie. Przez nie miał nawet ochotę płakać. Chociaż to akurat trzymało się go już od... Co najmniej wieczora poprzedniego dnia, kiedy to jego gwiazdeczka na jakąś minutę znów była sobą.
Tak właśnie powitał dzień dwudziestego piątego grudnia o godzinie piątej rano.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro