9 | Prawda boli
Siedziała w ciszy. Ta cisza trwała już całą dobę. Nie była w stanie się pozbierać po tym, co zobaczyła. Jej największy strach powrócił, a ona nie wiedziała co ma robić. Była bezradna. Nie była w stanie nawet jeść i pić. Czuła więc, że ma okropną suszę w gardle a jej żołądek niemal robił fikołki w niemym błaganiu o jedzenie. Na szczęście ani Monarcha ani Volpe Rossa nie zjawili się, żeby bardziej ją dobić. Przynajmniej jak na razie...
Martwiła się o Adriena. Nawet jeśli nie była już w nim zakochana, to wciąż byli przyjaciółmi. Chciała dla niego jak najlepiej. Martwiła się również o resztę swoich przyjaciół, o innych bohaterów. Chciała móc się wydostać, porozmawiać z Tikki. Dałaby wszystko by móc cofnąć czas i nie dać się złapać. Godziny mijały i mijały, a w pomieszczeniu wciąż panowała głucha cisza. Do momentu, aż nie usłyszała cichego szelestu, lądowania na podłodze a potem świstu powietrza. Wcześniej nieco zaspana, w tym momencie natychmiast się rozbudziła. Rozejrzała się, a po chwili wstrzymała oddech, ponownie widząc te puste, niebieskie ślepia. Znowu tu był. Znowu do niej przyszedł. Momentalnie zrobiło jej się słabo przypominając sobie, co mówił Biały Kot gdy poprzedniego dnia wyszedł. Czyżby spełnił swoje groźby? Chłopak w białym lateksie zbliżył się do dziewczyny, siadając obok niej jak gdyby nigdy nic. Granatowłosa odsunęła się nieznacznie, co spotkało się z cichym śmiechem z jego strony.
- Nie musisz się bać. Nic Ci nie zrobię, Marinette. - objął ją dość stanowczo ramieniem, przez co dziewczyna obawiała się nawet wyrwać. - Nic mu nie zrobiłem. - dodał po chwili również, przez co dziewczyna finalnie na niego spojrzała.
Nie odezwała się jednak. Wyczekiwała tego, co chłopak miał do powiedzenia. Była prawie pewna, że chodzi mu o Adriena, jednak chciała by sam to potwierdził. Chciała mieć pewność.
- Nic mu nie zrobiłem, bo Adrien nie wejdzie nam już więcej w drogę. Nawet nie musiałem nic robić. - zaśmiał się, kręcąc głową z pobłażaniem.
- Co masz na myśli...? - odezwała się w końcu cicho, teraz obawiając się, że jakieś inne nieszczęście spotkało jej blondwłosego przyjaciela.
Białowłosy sięgnął wolną ręką po swój kijek, po czym otworzył go, uruchamiając funkcję komunikatora. Kliknął coś, a po chwili podsunął jej pod nos. Marinette spojrzała niepewnie na chłopaka, po czym powoli skierowała wzrok na zdjęcie które jej pokazywał. Na jego widok otworzyła szeroko oczy, mrugając w niedowierzaniu. Na fotografii znajdował się Adrien całujący się z... Chloe. Nie to, żeby była zazdrosna, co to to nie. Ale po prostu to co zobaczyła nieco ją zszokowało. Myślała, że chłopak zakończył przyjaźń z blondynką, a w tej chwili widziała ich wyglądających na naprawdę cholernie zakochanych. Nie wiedziała co o tym myśleć. Ile jej nie było? Ile zdążyło się zmienić podczas jej nieobecności? Czy ktoś w ogóle zauważył, że zniknęła? W jej głowie tworzyło się wiele różnych pytań, na które nie znała w tym momencie odpowiedzi.
- Adrien nie wejdzie więcej w drogę naszej miłości. Jak widać znalazł sobie nowy obiekt westchnień i to nie byle jaki. - zaśmiał się niebieskooki, kręcąc głową. - Ale to nie jedyna rzecz, którą chciałem ci pokazać. Spójrz.
Spojrzała na niego pytająco, a po chwili jej wzrok wrócił na komunikator, na którego ekranie pokazało się kolejne zdjęcie. Zamrugała niepewnie widząc roześmianą Alyę, przytulającą się z Lilą niczym najlepsze przyjaciółki. Czy to znaczy, że nawet Alya nie zauważyła jej zniknięcia? Czy to znaczy, że przez tak długi czas nawet nie próbowała się z nią skontaktować? Kiedy tak w ogóle było robione to zdjęcie?
- Zrobiłem to zdjęcie dzisiaj rano. - odparł Kot, jakby czytając jej w myślach. - Mam jeszcze kilka innych podobnych ujęć.
Przesuwał palcem po ekranie, pokazując jej coraz to kolejne zdjęcia. Było wśród nich jeszcze kilka zdjęć Lili i Alyi, wyglądających jak naprawdę cudowne przyjaciółki. Były też zdjęcia innych jej znajomych, również wyglądających jakby nic się nie stało. Jednak najbardziej zabolały ją dwa zdjęcia. Na pierwszym z nich byli jej rodzice w piekarni, uśmiechający się szczerym, szerokim uśmiechem, zupełnie jakby wcale ich córka nie zniknęła niewiadomo gdzie bez śladu i żadnego znaku życia. Na drugim natomiast był Czarny Kot, który będąc na samotnym patrolu również zdawał się nie robić sobie z tego kompletnie nic. Wyglądał na zrelaksowanego nawet bez niej u boku. Chociaż chwila, skoro na zdjęciach jest Czarny Kot, to...
- Nie jestem prawdziwym Kotem. - odparł w końcu Biały Kot, widząc jej wyraźne zmieszanie. - Jestem jednak wykreowany przez twoje wspomnienia i mogę normalnie wszystko dotykać, żyć i robić najróżniejsze rzeczy, takie jak to. Wszystkie te ujęcia są jak najbardziej prawdziwe. A to tylko pokazuje jacy ludzie są fałszywi. Naprawdę myślę, że warto pomyśleć nad zmianą towarzystwa.
Dziewczyna milczała. Nie była w stanie odpowiedzieć, po prostu poczuła się głupio. Naprawdę jej właśni rodzice nie zauważyli, że zniknęła? Jej najlepsza przyjaciółka nie przejęła się, zbyt zajęta przyjaźnią z największą kłamczynią jaką znała? Chociaż chwila, skoro Lila była na tych zdjęciach to...
- Kłamiesz. Lila jest zakumizowana. - odparła pewnie. - Wczoraj tu była. To ona Cię stworzyła. Nie miałam jak złapać akumy.
- Lila została wyzwolona od akumy przez Czarnego Kota. - odparł jak gdyby nigdy nic.
- To czemu wciąż tu jesteś? - dopytała, wciąż pewna swego.
- A użyłaś Niezwykłej Biedronki? - zapytał, na co dziewczyna zamilkła. - No właśnie. Teraz to Monarcha jest w posiadaniu twojego miraculum i póki on nie zechce się mnie pozbyć, ja będę istnieć.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Chłopak miał rację. Nie mogła użyć Niezwykłej Biedronki więc to, że Biały Kot wciąż tu był miało naprawdę sens. A to oznaczało, że wszystkie zdjęcia które widziała najprawdopodobniej były prawdziwe, zupełnie tak jak mówił. Chciała wierzyć, że to wszystko tylko głupia pułapka w którą ślepo dała się złapać, ale było zbyt dużo rzeczy które wskazywały na to, że to prawda. Czy to znaczy więc, że Czarny Kot nie przejął się nawet jej brakiem obecności podczas ataków akum? Zdarzało jej się nie pojawiać na patrolach, ale akcji nigdy nie opuszczała. Nie chciało jej się w to wierzyć. Bolała ją świadomość, że jej partner, osoba którą darzyła naprawdę silnym uczuciem mogła zwyczajnie o niej zapomnieć. Tak samo jej rodzice. Naprawdę nie zwrócili uwagi? Aż tak często wymykała się z domu, że przestali zauważać jej brak? W oczach pojawiły jej się łzy. Chciało jej się płakać, czuła się bezradna i zdradzona. Czy naprawdę ludzie są tak okrutni, że jak ktoś znika to nawet nie zauważą? Ktoś mógłby być zamordowany w biały dzień a rodzina nawet się nie przejmie? A może to tylko jej znajomi, może to tylko ona jest nic nie warta... Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć.
Poczuła delikatne głaskanie po ramieniu. Biały Kot delikatnie gładził ją w celu uspokojenia, co naprawdę mocno ją zaskoczyło, ale nie protestowała. Była mocno zmieszana, ale potrzebowała tego więc postanowiła chwilowo zignorować fakt, że tuli się do złoczyńcy który nawet nie jest prawdziwy.
– Widzisz, ten świat jest fałszywy. Chciałbym powiedzieć, że chociaż ja będę przy tobie i już zawsze będziemy razem, ale za parę minut zniknę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. – mówił tak ciepłym głosem, że aż wstrzymała oddech. – Czarny Kot nie jest Ciebie godzien, tak samo jak reszta tych parszywców, którzy udają, że coś dla nich znaczysz.
Milczała. Po jej twarzy już bez przeszkody zaczęły spływać łzy, a jej widok został lekko rozmazany. Westchnęła cicho, nieświadomie wtulając się w chłopaka.
– Mógłbyś mnie uwolnić? – wyszeptała cicho, zerkając na łańcuch trzymający jej nogę.
– Chciałbym. Ale nie jestem prawdziwy. Nie mogę użyć kotaklizmu, bo nie jestem prawdziwym Kotem. Gdybym tylko mógł, skotaklizmowałbym dla Ciebie cały świat. – odsunął się nieco, chwytając ją za podbródek.
Spojrzała mu w niebieskie oczy. Wciąż były puste i zimne, ale tym razem mogła w nich dostrzec lekką, bliżej nieokreśloną iskrę. Pociągnęła nosem, próbując sobie wyobrazić, że właśnie rozmawia z jej kochanym Koteczkiem. Z jej Czarnym Koteczkiem. Może oszalała, skoro próbowała znaleźć najbliższą jej sercu osobę w złoczyńcy który dzień wcześniej groził, że powybija jej bliskich. W złoczyńcy, który dosłownie nastawia ją przeciwko jej bliskim. W złoczyńcy, który przed sekundą zapewnił ją, że dla niej byłby w stanie zniszczyć cały świat, w co była w stanie nawet uwierzyć patrząc na jej wspomnienia z poprzedniego incydentu z Białym Kotem. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten złoczyńca miał rację. I był równocześnie jedynym, który w tym momencie przy niej był, nawet jeśli brzmiało to absurdalnie. Tak, zdecydowanie oszalała. Siedzenie samej w kompletnej ciemnicy z pewnością jej nie służy.
– Marinette. Obiecaj mi, że jeśli się stąd wydostaniesz, zemścisz się na nich wszystkich. Że dasz tym wszystkim fałszywcom to, na co zasługują. Obiecaj mi to. – patrzył jej prosto w oczy.
– Ja... – głos ugrzązł jej w gardle.
Co miał na myśli? Nie chciała przecież krzywdzić swoich przyjaciół, nawet jeśli to oni skrzywdzili ją. Nie chciała. Nie mogła. Chociaż gdzieś w środku była wściekła bo była świadoma, że to nie pierwszy raz kiedy jest traktowana w taki sposób. Może jednak faktycznie jest dla nich zbyt dobra? Nagle Biały Kot uśmiechnął się lekko, a Marinette dostrzegła, że zaczął delikatnie zanikać. On znikał, dokładnie tak jak zapowiedział. Otworzyła szerzej oczy. Nie chciała tego. Pierwszy raz od kilku dni choć przez chwilę nie czuła się samotna i całkowicie bezradna.
– Wierzę, że podejmiesz dobrą decyzję, Księżniczko. – powiedział, ostatecznie odsuwając grzywkę z jej twarzy i składając na jej czole delikatny, zimny pocałunek.
Tuż po tym chłopaka już nie było. Nie zdążyła go przytulić, złapać za rękę. Oszalała. Zdecydowanie oszalała. Ale jeśli to potrafiło przynieść jej spokój i ukojenie, nie miała nic przeciwko żeby oszaleć. Siedziała jeszcze chwilę w jednej pozycji, a gdy dotarło do niej co się stało, ponownie się skuliła. Jej ciało lekko drżało, a ona sama była zasypana masą różnych myśli. Musiała przemyśleć wszystko co się stało. Nie chciała wyciągać pochopnych wniosków czy pochopnych działań. Ale nie była w stanie myśleć trzeźwo. Po prostu cała ta sytuacja ją już przerastała.
~*~
Gdzieś w mroku, który od dawna już nie opuszczał miasta będącego symbolem miłości, czaił się chłopak. Schowany w ciemnych uliczkach przemykał się coraz to dalej i dalej, starając się być niezauważonym. Wyciągnął z kieszeni malutkie lusterko i przejrzał się w nim, chcąc upewnić się, że jego fryzura jest idealna. I była, zupełnie jak jego plan. Nikt nie powinien się zorientować, licząc na to, że pogłoski o zaginięciu Adriena Agreste mówiły prawdę. Nie było szansy, by ktoś zobaczył ich w tym samym czasie. Taką przynajmniej miał nadzieję. Rozejrzał się ponownie, a gdy po wychyleniu się z zaułku nie zauważył nikogo, prędko przeskoczył do kolejnej uliczki. Nie chciał wzbudzać mimo wszystko zbytniego zainteresowania swoją osobą, szczególnie obecnej anty-bohaterki. Nie wiedział jaki był powód jej akumizacji, jednak czuł się temu trochę winny. Bo w końcu jakiś czas temu to właśnie on był powodem jej klęski.
Szedł wzdłuż kolejnej uliczki, starając się wyglądać naturalnie, jednak podskoczył i zatrzymał się gwałtownie, słysząc czyiś krzyk z dosłownie alejki obok. Zmarszczył brwi, po czym ostrożnie zajrzał do jej środka. Jego oczom ukazała się dziewczyna o dwóch kiteczkach, odziana w zwykły czarny kombinezon i maskę tego samego koloru. Wycofał się nieco, szybko orientując się, że to nie kto inny jak Shadybug, chociaż wtedy jeszcze nie rozumiał dlaczego jej strój się zmienił. Widział jak dziewczyna zwinięta trzyma się za głowę, a chwilę później rozmawia po cichu z Monarchą. Był za daleko by usłyszeć szczegóły, widział jedynie ruch jej ust i motylą maskę przed jej twarzą.
– Ogarnę to! Ogarnę tylko przestań! – zawołała dziewczyna, ewidentnie zwijając się z bólu.
Zaskoczony chłopak przymrużył lekko oczy, notując w głowie wszystko co widział. Mogło to być potem bardzo przydatne. Wtem zauważył, jak dziewczyna przykłada dłonie do uszu, prawdopodobnie zakładając na nie kolczyki, a na jej ciele pojawił się ponownie znany już wszystkim strój w groszki. Schował się szybko za ścianą, chcąc uniknąć niepotrzebnej konfrontacji. Na jego szczęście dziewczyna nie była zbytnio skupiona na otoczeniu i nawet nie rozejrzała się, odlatując za pomocą swojego jojo. Odetchnął z ulgą, po czym upewniając się, że jest już odpowiednio daleko i na pewno nie wejdzie mu w drogę, bardziej pewnie i sprawnie ruszył dalszymi uliczkami. Teraz miał pewność, że w najbliższym czasie raczej jej nie spotka więc mógł trochę bardziej wyluzować.
Rozglądał się, próbując skojarzyć w jakiej dokładnie części Paryża właśnie się znajduje. To nie tak, że nie znał tego miasta. Co prawda większość życia spędził w Londynie i pojawiał się we Francji tylko okazyjnie, głównie widząc się z kuzynem. Zdarzył jednak już mniej więcej zorientować się, gdzie co jest. Problem w tym, że gdy miasto stało się ruiną, chłopakowi o wiele ciężej było się połapać w terenie. Chciał nawet w pewnym momencie użyć GPS'a, jednak sygnał lokalizacji zdawał się być w tym terenie zakłócony i wszystko działało o wiele gorzej. Nie był pewien, czy na pewno to co widzi w ekranie telefonu to to, gdzie faktycznie się znajduje, więc po prostu sobie odpuścił, zdając się na szczęście. Krążąc tak przez jeszcze jakiś czas w końcu rozpromienił się, zauważając znajomą mu budowlę. Nigdy nie sądził, że aż tak się ucieszy na widok hotelu Le Grand Paris. Postanowił więc, że wejdzie do środka i podpyta kogoś o tutejszych bohaterów. Bo to właśnie z nimi chciał się skontaktować, o ile ktokolwiek poza Czarnym Kotem jeszcze się ostał. Doszły go słuchy, że jedno ze skradzionych przez niego Miraculów zostało odzyskane, jednak nie wiedział ile w tym prawdy. Nie był w końcu tubylcem, a w innych krajach wiadomości o paryskich superbohaterach nie były tak dokładne jak w ich własnym.
Swoją drogą fakt, że chłopak znajdował się teraz w tym mieście był dosłownie cudem. Gdy tylko usłyszał o całym tym bałaganie, natychmiast próbował skontaktować się z kuzynem. Gdy jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu, a potem usłyszał o jego zaginięciu, decyzja o przyjeździe była oczywista. Skradł miracula by odzyskać miraculum pawia i ochronić Adriena, a zamiast tego właściwie przyczynił się do jego zniknięcia i wplątał go w niebezpieczeństwo. Postawił więc sobie za cel by to odkręcić. Dostanie się do Paryża nie było jednak takie proste, bo z każdej strony otoczony był jakby murem, obsadzonym minami w taki sposób, by nie dało się bezpiecznie przejść w żadną stronę. Zajęło mu ponad dwa tygodnie rozpracowanie, jak przedostać się inaczej. Finalnie wykorzystał do tego swoje miraculum, licząc tylko na to, że nikt tego nie zauważy. Nie zrobił tego wcześniej tylko ze względu na to, że uwolnienie od istnienia senti istnienia nie było dla niego takie proste, a równocześnie nie mógłby go zostawić przy życiu, bo zostałby zdemaskowany. Jednak gdy wyczerpały mu się pomysły, a czas nieubłaganie mijał, zdecydował się stworzyć istotę, która pomogła mu przedostać się na drugą stronę. I tak oto właśnie znalazł się w tym miejscu i w tym czasie.
Upewniając się jeszcze, że na pewno nikt go nie śledzi, dostał się do środka hotelu. Hol był całkowicie pusty, chociaż świeciło się światło. Rozejrzał się i powoli ruszył wgłąb budynku. Nie był pewien, że kogokolwiek tu spotka, jednak miał odczucie, że tak. W końcu widział wyraźnie zapalone światła i to wcale nie tylko w holu, a w oknach wielu holetowych apartamentów również. Ruszył do windy i nacisnął przycisk, czekając aż winda zjedzie na dół. Nie był pewien, czy na pewno zadziała, jednak światła były dla niego raczej pozytywnym znakiem. Ucieszył się więc, gdy zobaczył, że wskaźnik zaczął pokazywać coraz to niższe piętra. Po dłuższej chwili winda stanęła, a drzwi przed nim się otworzyły. Widząc jednak tajemniczą postać w żółtym kombinezonie nieco się zawahał i cofnął o krok, nie będąc pewnym po czyjej stronie jest kobieta. Ta natomiast wydawała się równie zdziwiona co on, z tym, że zareagowała o wiele szybciej. Natychmiast zdjęła kask, ukazując swoje krótkie, roztrzepane włosy, po czym porzucając go gdzieś na bok rzuciła się na chłopaka.
– Adrienuś! Nic Ci nie jest! – zapiszczała podekscytowana blondynka, widząc swojego przyjaciela.
A przynajmniej tak myślała. Gdy jednak poczuła, że chłopak się spiął, szybko się odsunęła i złapała go za ramiona, dokładnie mu się przyglądając.
– Chloe? – wykrztusił w końcu zszokowany chłopak, nie wiedząc do końca jak zareagować na to wszystko.
W normalnej sytuacji pewnie by się odsunął i już dawno rzucił jakąś docinką w stronę swojej koleżanki z dzieciństwa, jednak jej wygląd wywołał w nim wystarczająco dużo pytań, by odebrać mu zdolność mówienia. Krótkie włosy? W dodatku w takim stanie? Były strasznie krzywo ścięte, na co Chloe jaką znał z pewnością by nie pozwoliła. Sama je ścinała, czy co? Czy to na pewno była ta sama dziewczyna o której myślał?
– Nie jesteś Adrienem. – stwierdziła w końcu, wywołując tym kolejny szok u biednego chłopaka.
Zwykle blondynka była osobą, którą najprościej ze wszystkich było nabrać na tę sztuczkę i nawet nie musiał się szczególnie starać.
– Gdzie jest Adrien? – zapytała surowym tonem, łapiąc go za przód koszulki i przysuwając do siebie, by spojrzeć mu w oczy. – I czemu się pod niego podszywasz, Felix? Co ty tu w ogóle robisz? – warknęła, przyglądając się dokładnie jego twarzy.
– Nie mam pojęcia. – podniósł ręce w geście obronnym, a gdy dziewczyna nie zmieniła swojej postawy, szybko dodał. – Właśnie chcę się dowiedzieć, po to tu jestem. A udaję Adriena bo zdaje się, że jakby Czarny Kot lub anty-Biedronka mnie zauważyli, nie zdążyłbym się wytłumaczyć i skończyłbym jako trup.
Po chwili zawahania, dziewczyna prychnęła, jednak w końcu go puściła. Podniosła z ziemi swój kask i zmierzyła go wzrokiem.
– Czego tu szukasz? – spytała bez ceregieli, chcąc ograniczyć rozmowę z irytuącym chłopakiem do minimum.
Znali się od dziecka, ale w przeciwieństwie do Adriena, Felixa nigdy szczególnie nie lubiła. Za dzieciaka robił jej ciągle niemiłe psikusy, a potem stał się dodatkowo chamski i arogancki. Potężnie irytowało ją to, że on i Adrien są do siebie tacy podobni. Oboje tak samo dobrze udawali siebie nawzajem, przez to naprawdę głupiała i nie potrafiła rozróżnić, który to który. Jednak było kilka szczegółów, które z czasem zaczęły przyciągać coraz więcej jej uwagi. Adrien miał ją za przyjaciółkę, przynajmniej jeszcze do niedawna. Natomiast Felix jawnie nią gardził. I to właśnie jego reakcja dała jej do zrozumienia, że wcale nie ma do czynienia z kolegą z klasy a znienawidzonym chłoptasiem z Londynu. Bo nawet jeśli Adrien zerwał z nią przyjaźń, wiedziała, że z odruchu przytuliłby ją chociaż na chwilę. Ale na pewno nie zamarłby tak, jak zrobił to drugi z nich. To właśnie to go zdradziło.
– Wiesz, gdzie znajdę Czarnego Kota? Chcę się z nim skontaktować, ale nie chcę zwracać na siebie uwagi Shadybug. Mam możliwość im pomóc i chcę ją wykorzystać. Przynajmniej to jestem winny Adrienowi. – westchnął.
Blondynka zawahała się chwilę, jednak przycisnęła dłoń do brody, zastanawiając się nad czymś. W końcu ponownie na niego spojrzała i kiwnęła głową.
– Być może mogłabym się z nimi skontaktować. Nie wiem gdzie dokładnie jest ich baza, ale wiem, że mają cały ruch oporu. I jeśli masz sensowny pomysł jak pokonać Monarchę i Shadybug, na pewno Cię wysłuchają. – przerwała na chwilę, mrużąc oczy. – Jeśli jednak okaże się, że coś kombinujesz, osobiście nogi Ci z dupy powyrywam i przywitasz się ze swoją kochaną cioteczką w zaświatach. Zrozumiano? – wytknęła na niego palcem, na co chłopak wywrócił oczami.
– Oczywiście, królowo. – rzucił sarkastycznie, co tylko mocniej zirytowało niebieskooką.
– Jakoś mało przekonujący jesteś. Jednak się rozmyśliłam, nie mam zamiaru Ci pomagać. – warknęła, wchodząc do windy i naciskając guzik wyższego piętra.
Przywołany tym do porządku Felix natychmiast wsadził stopę między drzwi windy, nie pozwalając im się zamknąć.
– Dobra, dobra. Przepraszam. – westchnął. – Naprawdę chcę pomóc. Po prostu odłóżmy nasze prywatne sprzeczki na bok. Jeśli miałbym was zdradzić, będziesz mogła ze mną zrobić co tylko chcesz. – odpowiedział zrezygnowany.
Niezbyt podobał mu się fakt bratania się z Chloe, jednak nie miał innego wyjścia. No i miał wrażenie, że dziewczyna jest mniej pusta i tym razem będą w stanie jakoś się dogadać, jeśli muszą.
– W porządku. – westchnęła, naciskając przycisk otwierania drzwi, by blondyn również mógł wejść do kabiny. – Ale tylko spróbuj coś wywinąć. – ostrzegła, ponownie zamykając drzwi gdy tylko chłopak znalazł się w środku.
Jechali na samą górę w kompletnej, dość niezręcznej ciszy. Żadne z nich nie chciało się odezwać, bo nawet nie mieli o czym rozmawiać. Nie chcieli również wszczynać kolejnej kłótni, więc ewentualne chęci skomentowania siebie nawzajem po prostu sobie odpuścili. Po dłuższej chwili drzwi windy w końcu się otworzyły, pozwalając im wyjść na korytarz. Ruszyli wzdłuż niego, by zatrzymać się w końcu przy jednych drzwiach i wejść do apartamentu. Jak się okazało, był to pokój Chloe. Urządzony był w sumie podobnie jak go zapamiętał. Główną różnicą były zasłonięte okna oraz jak się okazało chwilę później, szafa pełna przedmiotów mogących służyć jako broń i nie tylko. Dziewczyna otworzyła ową szafę i sięgnęła gdzieś w jej głąb, wyciągając z niej telefon ze złotą obudową. Felix rozpoznał w nim smartfon, który dziewczyna z pewnością używała, gdy widzieli się poraz ostatni. Podniósł brew widząc, że dziewczyna uruchamia urządzenie, jak się okazało całkowicie wcześniej wyłączone. Blondynka widząc to tylko wywróciła oczami.
– Ostrożności nigdy za wiele. – powiedziała tylko, po czym szybko wystukała kod blokady i zaczęła czegoś szukać.
Po dłuższej chwili odnalazła numer który chciała, jednak zawahała się lekko. Skoro ona miała wyłączony telefon to Alix z pewnością zrobiłaby to samo, więc dzwonienie do niej w pierwszej chwili nie miało najmniejszego sensu. Z drugiej zaś strony przypomniała sobie, że do ruchu oporu z pewnością należy też Max, a to oznaczało, że ich połączenia były zabezpieczone przeciw niechcianym atakom czy próbom namierzenia. Zatem wyłączenie telefonu wcale nie musiało być konieczne. Ponownie napełniła się nadzieją i w końcu nacisnęła słuchawkę. Przyłożyła urządzenie do ucha i czekała.
Pierwszy sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci...
Minęło kilka dłuższych chwil, podczas których dziewczyna coraz bardziej wątpiła w odpowiedź. Rozpromieniła się jednak po chwili, gdy po kolejnym sygnale w końcu rozległ się głos po drugiej stronie.
– Chloe? – usłyszała znajomy głos. – Coś się stało? Nie spodziewałam się, że zadzwonisz. W pierwszej chwili Max chciał zablokować twoje połączenie, ale mu zabroniłam. – zaśmiała się Alix.
Czyli jednak miała rację. Uśmiechnęła się pod nosem na tą myśl, po czym również się odezwała.
– Też nie planowałam dzwonić, ale jednak nie wiem gdzie dokładnie macie bazę, więc nie miałam innego wyjścia. Jest tu ze mną ktoś, kto twierdzi, że może wam pomóc i chce się z wami spotkać. – powiedziała spokojnie, zerkając kątem oka na chłopaka.
– Zaczekaj chwilę. – rzuciła dziewczyna po drugiej stronie, po czym nastała chwilowa cisza.
Minęło z pięć minut zanim ponownie się odezwała. Chloe czekała cierpliwie domyślając się, że zapewne chciała skonsultować to co powiedziała z Czarnym Kotem. Po upływie tego czasu w końcu usłyszała najpierw jakiś szelest, a chwilę później ponownie głos różowowłosej koleżanki.
– Będziemy za parę minut. Jesteś u siebie w pokoju? – zapytała, a dziewczyna przytaknęła cichym mruknięciem. – Dobra. Czekaj tam na nas, Chlo. – usłyszała jeszcze, a po tych słowach połączenie się zakończyło.
Odsunęła telefon od ucha, od razu ponownie go wyłączając, po czym zwróciła się w stronę towarzysza.
– Załatwione. Czarny Kot i Królix są w drodze, będą tu za parę minut. – rzekła, odkładając urządzenie z powrotem i zamykając szafę. – Możesz się rozgościć.
Usiadła sobie wygodnie na kanapie, kiwając w stronę chłopaka głową, by zrobił to samo. Usiadł więc obok niej i oboje ponownie czekali, ponownie w niezręcznej ciszy. Po chwili jednak chłopak postanowił się odezwać.
– Więc, jak to się stało, że ścięłaś włosy? – zagadnął, na co dziewczyna prychnęła.
– Nie twój interes. – zmierzyła go wzrokiem.
Wciąż nie do końca mu ufała, nie miała więc zamiaru rozmawiać z nim o tym, co nią kierowało. Nie miała pewności, że nie wykorzysta tego by potem z niej szydzić. Blondyn natomiast westchnął, jednak już więcej się nie odezwał. Podjął próbę i widział, że nie ma zamiaru z nim rozmawiać więc nie chciał jej do niczego zmuszać. Ani jej, ani siebie.
~*~
Po upływie około dwudziestu minut do pokoju weszli wyczekiwani bohaterowie. Przywitali się skinieniem głowy z blondynką, po czym spojrzeli na znajdującego się w pomieszczeniu chłopaka. Gdy ten się odwrócił, by mogli zobaczyć jego twarz, reakcja była natychmiastowa. Królix wstrzymała oddech, szybko orientując się co zaraz nastąpi. Siedział przed nimi Adrien, a bardziej ktoś, kto próbował go udawać. Natomiast w prawdziwym Adrienie skrytym za maską, na jego widok krew zawrzała. Rzucił się na zaskoczonego chłopaka, zrzucając go z kanapy i przyciskając za pomocą kija do ziemi.
– Odsuń się Chloe, to oszust. Nie nabierzesz nikogo znowu, Felix. – warknął, przypominając sobie pamiętny dzień, gdy Biedronka straciła wszystkie miracula.
Wciąż był na niego wściekły. A szczególnie dlatego, że podszywał się właśnie pod niego. Nie miał zbyt wielu interakcji z bohaterką w swojej cywilnej formie, ale nie chciał, by całkowicie straciła do niego zaufanie. Dodając do tego teraz fakt, że Felix ponownie z jakiegoś powodu go udawał tylko podniecał gniew jaki nim zawładnął.
– Hej, Kicia siad. Zostaw go. – rzuciła się w jego stronę Alix, zaraz ciągnąć przyjaciela do tyłu, by dać biedakowi oddychać.
Gdy tylko trochę się odsunęli, Felix szybko przeczesał włosy dłonią, wracając do swojego tradycyjnego uczesania.
– Ona wie. – rzucił szybko widząc, że gniew w oczach chłopaka wcale nie maleje. – Wie, że nie jestem Adrienem. Użyłem tego przebrania tylko po to, by się tu dostać. Nie chciałem, żeby Shadybug zmieniła mnie w proch gdyby tylko mnie zobaczyła. – wyjaśnił.
– A może powinna! – denerwował się dalej, za co dostał parasolką w głowę. – No co?! To przez niego straciliśmy miracula! – wyrzucił ręce w powietrze z frustracji, jednak przestał się już rzucać.
Całe szczęście, bo Królix dosłownie nie była pewna, czy chłopak zaraz nie użyje na nim kotaklizmu. W życiu nie widziała go tak zdenerwowanego. Chociaż patrząc na to, że znała jego tożsamość, wcale ją to nie dziwiło.
– Że co?! – Chloe podniosła się z miejsca, piorunując kuzyna swojego byłego przyjaciela wzrokiem. – Tego akurat mi nie powiedział. Co zrobił? – zwróciła wzrok w stronę bohaterów, w głowie jednak rozmyślając nad tym, jakie tortury byłyby najbardziej bolesne.
– Podczas walki z Kontratakiem Biedronka dała mu miraculum psa, myśląc, że to Adrien Agreste. A ten to wykorzystał i podstępem odebrał jej jojo ze wszystkimi miraculami w środku. Nie wiem jaki miał w tym cel, ale wszystkie miracula trafiły do Władcy Mroku i doprowadziły nas do tego, co jest teraz. – wycedził Kot, ledwo powstrzymując się by znowu się na niego nie rzucić. – Co na tym zyskałeś, co? Co było tak ważne, że posunąłeś się do takiego oszustwa? Ona przez Ciebie płakała, słyszysz?!
– Zrobiłem to dla Adriena! – wyrzucił z siebie w końcu zdenerwowany Felix, wyciągając z kieszeni broszkę w kształcie pawiego ogona. – Zrobiłem to by chronić jego i siebie. To ma większe znaczenie niż mogłoby się wam wydawać.
Wszyscy w pokoju zaniemówili. Wpatrywali się niemo w magiczną biżuterię, znajdująca się w rękach chłopaka. Chloe ponownie usiadła, Alix natomiast nieco poluzowała chwyt Czarnego Kota czując, że przestał się już wyrywać. Bohater natomiast zmarszczył brwi, zerkając to na niego, to na broszkę.
– Czemu? – zapytał tylko, prostując się i patrząc z wyczekiwaniem.
Chciał go chronić? Ciekawe niby jak. I do czego niby miała mu się przydać pawia broszka? Miał w tym momencie wiele pytań i czuł, że wcale nie wyjdzie z tego nic dobrego. Chciał jednak usłyszeć, co Felix ma do powiedzenia. Czuł, że gdyby odpuścił dręczyłoby go to, nie pozwalając mu zasnąć. Felix powoli podniósł się z podłogi i położył broszkę na stoliku, by zapewnić bohaterów, że nie ma zamiaru jej użyć przeciwko nim.
– Popełniłem błąd. Nie sądziłem, że będzie miał on takie konsekwencje. Ale teraz wiem kim jest Monarcha i mogę wam pomóc. A to. – wskazał na broszkę. – Jest mocno powiązane ze mną i Adrienem. Musiałem to odzyskać by mieć pewność, że nasze życie nie będzie zagrożone. Wystarczyłoby jedno pstryknięcie palcami i...
– Do czego zmierzasz? – przerwał mu Czarny Kot, coraz bardziej nie rozumiejąc o co tu chodzi.
Nie podobało mu się to co słyszał. Jest powiązany z miraculum pawia? Co to miało niby oznaczać? Ich życie miałoby być zagrożone? Pstryknięcie palcami? O co w tym wszystkim chodziło?
– I skoro chciałeś zdobyć to miraculum i wiedziałeś kim jest Władca Mroku, dlaczego nie poprosiłeś nas o pomoc? – rzucił kolejnym pytaniem, nim Felix zdążył kontynuować.
– Najpierw nie miałem pewności, potem znowu nie miałem jak się z wami skontaktować. Z resztą, nie miałem pewności czy zgodzicie się mi pomóc, a to sprawa życia i śmieci. – zaczął znowu wzdychając, gdy spotkał się ze zirytowanym spojrzeniem bohatera. – Nie byłem pewien, czy to zrozumiecie. Nie chciałem też, by Adrien się o tym dowiedział. Dla niego mogłoby to być za wiele.
Słysząc w jakim kierunku idzie ta rozmowa, Królix spojrzała zdenerwowana na kociego bohatera. Felix właśnie miał zamiar powiedzieć im coś, co chciał ukryć przed Adrienem nie będąc świadom, że ten właśnie przed nim siedzi. Nie wiedziała jeszcze o co chodzi ale czuła, że to nie skończy się dobrze.
– Więc wytłumacz. – ponaglił go blondyn, próbując grać spokojnego.
Miał co prawda powód do złości nawet jako Kot, ale przesadne przejęcie się mogłoby zdradzić jego tożsamość. A tego nie mógł zrobić szczególnie przed osobą, która zdecydowanie nie była godna zaufania.
– Chodzi więc o to, że ja i Adrien jesteśmy senti istotami, a właściwie senti ludźmi. – po tych słowach drugi blondyn wstrzymał oddech. – Zostaliśmy zrodzeni niczym prawdziwi ludzie, jednak zapłodnienie nie było naturalne. Mama opowiadała mi tą historię. Ona i ciotka nie były w stanie naturalnie zajść w ciążę, więc wuj znalazł inne rozwiązanie. Stał się cud, dzięki któremu urodziła się dwójka podobnych do siebie niczym dwie krople wody chłopców. Ja i Adrien. Mój ojciec i jego matka użyli miraculum pawia by tego dokonać. Z tym, że wtedy... – wziął broszkę do ręki i przejechał po niej palcem. – To miraculum było uszkodzone. – spojrzał na nich domyślnie, a wtedy w bohatera nagle wszystko uderzyło.
Ojciec Felixa nie żyje. A jego matka... Złapał się za głowę. To zdecydowanie było dla niego za wiele. Mimo tego jeśli już usłyszał część, chciał usłyszeć wszystko do końca. Spojrzał wyczekująco na kuzyna, starając się zachować spokój. Bał się tego, co usłyszy dalej. Alix widząc to położyła mu dłoń na ramieniu, jednak nie przerwała. Wiedziała, że i tak go nie powstrzyma, a on i tak się dowie.
– My w przeciwieństwie do innych senti istot mamy całkowicie ludzkie cechy i odruchy. Mamy własną świadomość i emocje. Jednak tak samo jak inne senti istoty można się nas łatwo pozbyć i kontrolować. – położył ponownie broszkę, a zaraz obok niej położył sygnet, który chwilę temu znajdował się na jego palcu. – Wystarczy zniszczyć przedmiot, w którym jest amok, żeby się nas pozbyć. Lub być w posiadaniu broszki pawia. Natomiast przedmiot z amokiem może również służyć do kontroli. W moim przypadku jest to ten sygnet. – wskazał na przedmiot. – Mój ojciec nadużywał go aż za bardzo, a wyzwoliła mnie dopiero jego śmierć. Wtedy moja matka podarowała mi go, opowiadając przy okazji całą tą historię. W przypadku mojego kuzyna, są to bliźniacze obrączki rodu Graham de Vanily, które były również obrączkami ślubnymi jego rodziców. Ale Adrien nie był kontrolowany przez swoich rodziców, dawali mu pełną swobodę. Przynajmniej do czasu aż jego matka... – urwał.
O śmierci jego własnego ojca mówiło mu się bardzo łatwo, przecież go nienawidził. Jednak ciotka Emilie była bardzo kochaną osobą, najważniejszą w życiu Adriena. W tym wypadku słowa ciężej przechodziły mu przez gardło.
– A Monarcha? – zapytał drżącym już głosem Adrien, próbując poukładać sobie w głowie wszystko co słyszał.
Miał już pewne swoje przypuszczenia, jednak bał się. Bał się, że się potwierdzą. Nie chciał ich do siebie dopuszczać, póki nie usłyszał potwierdzenia, ponieważ w głębi wciąż wierzył, że może tylko sobie dopowiada.
– Monarchą... jest wuj. Gabriel Agreste. – westchnął. – To on posiadał broszki motyla i pawia przez cały ten czas. Posiadał świętą księgę z zapiskami na temat mocy miraculi. I o ile wątpię, że pozbyłby się Adriena, bo traktuje go jak własnego syna i pamiątkę po Emilie. Tak wiem, że po odejściu jego matki całkowicie oszalał i widzę, że zdecydowanie nadużywa władzy jaką ma na Adrienem. A gdybym za bardzo wszedł wujowi w drogę próbując go chronić, mógłby bez wahania się mnie pozbyć. Dlatego tak ważne było dla mnie, by zdobyć to miraculum. Nawet kosztem wszystkich innych. – zakończył w końcu swoją opowieść, wreszcie spoglądając na towarzyszy.
Wcześniej cały czas unikał ich wzroku bojąc się, że będą wściekli lub będzie dręczyło go poczucie winy, przez co nie da rady dokończyć. Był świadomy tego, że nawalił i nawet jeśli miał konkretny i uzasadniony motyw, naraził całe miasto na cholerne niebezpieczeństwo. Zerknął powoli najpierw na Chloe, która patrzyła na niego dużymi, błękitnymi oczami w takim zdumieniu, że nie była w stanie wydusić nawet słowa. Potem na Królix, która wydawała się być tym wszystkim zmartwiona i zdenerwowana nawet bardziej, niż zszokowana. A na końcu spojrzał na Czarnego Kota. Chłopak był dosłownie zdruzgotany, co konkretnie zaskoczyło Brytyjczyka. Spodziewał się szoku, niedowierzania. Złości nawet i mówienia o tym, jaki to jest nieodpowiedzialny. Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Blondyn trzymał się za głowę patrząc w dół, cały się trzęsąc. Był dosłownie blady, a opuchnięta od nerwowego podgryzania warga lekko mu drgała. Gdy w końcu jednak podniósł głowę a ich spojrzenia się spotkały, Felix zrozumiał...
– O cholera... – sam również zrobił się blady, a jego oczy rozszerzyły się w grubym szoku.
W oczach bohatera ujrzał ból, rozpacz i zagubienie. Nikt kto nie jest powiązany z tą sytuacją nie zareagowałby w ten sposób. Zrozumiał więc, że właśnie powiedział o tym wszystkim przed osobą, która miała nie wiedzieć. Zarzucił biednego kuzyna prawdą, jaka miała nie wyjść na światło dzienne. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Było za wcześnie, jego ojciec wciąż...
I wtedy dotarł do niego kolejny fakt. Właśnie zdał sobie sprawę, że przez ten cały czas jego wuj walczył z własnym synem. Że przez ten cały czas Adrien walczył z własnym ojcem. Gdyby tylko Gabriel się dowiedział, mógłby ten fakt wykorzystać. Byłby do tego zdolny, przecież już dawno się zatracił i Felix był pewny, że nie zawahałby się użyć własnego syna by osiągnąć swój cel. I miał wrażenie, że Adrien doszedł do dokładnie tych samych wniosków, bo już po chwili zasłonił twarz licząc na to, że siedzące w pomieszczeniu osoby nie zauważą jego cichego szlochu. Brytyjczyk padł na kolana, szybko znajdując się przy kuzynie, by położyć mu dłoń na ramieniu. Stojąca za kanapą Alix również chcąc go wesprzeć, postanowiła wykorzystać jego kocie odruchy i zaczęła uspokajająco głaskać go po włosach. Chloe natomiast dłuższą chwilę zajęło przetrawienie informacji, przez co jakiś czas tylko patrzyła się w osłupieniu na całą sytuację, nie wiedząc o co dokładnie chodzi. Gdy jednak do niej dotarło, zakryła usta dłonią i natychmiast również znalazła się przy chłopaku. Usiadła obok na kanapie i położyła mu dłoń na ramieniu, drugą kładąc na jego nadgarstku i delikatnie gładząc go kciukiem. Siedzieli w takiej pozycji dobre dwadzieścia minut, zanim chłopak mniej więcej się uspokoił i zaczął łapać w miarę spokojne oddechy. Pociągnął nosem, po czym przeklął cicho. Zdał sobie sprawę, że przypadkiem zdradził tożsamość dwóm kolejnym osobom. Biedronka zdecydowanie nie byłaby z niego dumna. Ale nic nie potrafił poradzić na to, że to faktycznie było dla niego za dużo. W jego głowie powstało wiele pytań. Naprawdę wiele pytań, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Czuł się zagubiony i przerażony. Naprawdę jego życie było tak kruche? Naprawdę jego ojciec miał nad nim taką władzę? Jego matka nie żyła... przez niego?
– Czy ja w ogóle jestem człowiekiem? – zapytał cicho, zachrypłym od szlochu głosem.
– Jesteś Adrien. – wyszeptał dobitnie Felix, patrząc na niego łagodnie. – Oboje jesteśmy.
– Moja mama żyłaby, gdyby nie ja... – jego oczy znowu się zaszkliły.
– Nie. – odezwała się nagle Chloe, czym zdziwiła wszystkich obecnych.
Sama siebie w sumie zdziwiła, jednak szybko kontynuowała.
– To, że żyjesz, jest świadomą decyzją twojej matki. Jestem pewna, że była świadoma konsekwencji. A i tak to zrobiła. Poświęciła własne życie i zdrowie by jej syn mógł żyć, by mógł spokojnie się rozwijać. Chciała byś istniał, nie ważne jakim kosztem. To nie jest twoja wina, Adrien. Gdyby nie chciała aż tak się poświęcać to by Cię tu nie było. A to oznacza, że twoja matka naprawdę Cię kochała. Że twoja matka... – mówiąc to wszystko w jej własnych oczach również pojawiły się łzy.
Chloe nigdy nie doświadczyła miłości ze strony własnej matki. Wcześniej sądziła, że ona i Adrien są do siebie podobni, oboje pozbawieni swojej rodzicielki. Jednak różnica była taka, że jej własna matka nie pamiętała nawet jej imienia. Nie darzyła jej uczuciem, a Emilie... gdy żyła, było widać w jej oczach szczerą miłość. Była pewna, że Emilie niezależnie od konsekwencji nigdy nie zrezygnowałaby z Adriena. Najzwyczajniej w świecie go kochała i nie liczyło się dla niej to, w jaki sposób powstał, tylko to, że po prostu był. Zazdrościła mu tego, jednak mimo wszystko nie czuła szczęścia widząc, że są do siebie bardziej podobni. Że teraz oboje pozbawieni są matki. Już nie próbowała porównywać go do siebie. Teraz chciała jedynie go wspierać, chciała jego szczęścia. Chciała ponownie zasłużyć na jego przyjaźń i dać mu to, czego tak bardzo potrzebował.
Bohater zerknął na nią kątem oka i widząc błysk w jej oku, natychmiast się wyprostował. Zaraz potem zamknął dziewczynę w objęciach, głaszcząc uspokajająco po plecach. W tym momencie oboje ponownie wybuchli płaczem, a zdezorientowany Felix spojrzał panicznie na różowowłosą. Ta natomiast wzruszyła ramionami uznając, że wystarczy po prostu dać im się wypłakać. Potrzebowali to z siebie wyrzucić i to była do tego idealna okazja. Po paru minutach jednak oboje się uspokoili i powoli odsunęli od siebie. Spojrzeli sobie w oczy, jednak nie odezwali się więcej. Adrien uśmiechnął się do niej w niemym podziękowaniu, co od razu odwzajemniła. Ponownie zobaczył w niej przyjaciółkę, którą widział w dzieciństwie. Niewinną dziewczynę która po prostu była samotna. Tak samo jak on w tym momencie.
Gdy już jednak emocje opadły, do Czarnego Kota dotarła kolejna myśl. Jego ojciec był Monarchą. A to oznaczało, że osoba która uprowadziła i wykorzystała jego Kropeczkę przeciwko niemu to dokładnie ta sama osoba, która mieszkała z nim pod jednym dachem przez cały ten czas. Zrozumiał nagle wszystko. Czemu nie wychodził z domu, czemu nigdy nie spędzał z nim czasu. Wolał wysyłać na ludzi jakieś motylki z ADHD zamiast zapewnić mu wsparcie po stracie matki. Zamiast zapewnić mu rodzinę. Naprawdę bardziej rodzinną relację miał z asystentką jego ojca niż z nim samym.
Potem dotarła do niego kolejna rzecz. Skoro jego ojciec jest Monarchą, to Mayurą zapewne była Natalie. A to bardzo pasowało do tego, że kobieta w ostatnim czasie coraz gorzej się czuła. Ale Władca Mroku również używał tego miraculum i nic mu nie jest, więc musiał je wcześniej naprawić. Dodatkowo przez tą całą akcję stracił również swoją najdroższą przyjaciółkę i prawdopodobnie już nigdy więcej jej nie zobaczy. Naprawdę, jak bardzo okrutnym człowiekiem jest jego ojciec? Ilu ludzi miał zamiar jeszcze poświęcić? Ilu ludzi których kocha miał zamiar mu jeszcze odebrać? Dlaczego tak bardzo rujnował mu życie?
Adrien domyślał się jakie jest życzenie jego ojca. Przecież sam o tym myślał, ale wiedząc jaka jest cena nie mógłby tego zrobić. Jego matka by tego nie chciała. Zamiast tego chciałaby, żeby poznawał przyjaciół, odkrywał siebie i był szczęśliwy. Żeby znalazł osobę, w której się zakocha i z którą spędzi resztę życia. Żeby jego ojciec zapewnił mu rodzinę i szczęście. Był tego absolutnie pewien.
Nagle wszystkie smutki odeszły, zastąpione czystą wściekłością. Żal, smutek i poczucie winy zostały przysłonione czystą nienawiścią i poczuciem zdrady. Podniósł się nagle z miejsca, zwracając tym uwagę wszystkich obecnych. Podszedł do okna i odsłonił je delikatnie, spoglądając na obraz zrujnowanych ulic ukochanego miasta. Bał się pomyśleć ilu ludzi zginęło lub cierpiało przez jego działania. Nienawidził go, mógł to stwierdzić na pewno. Chciał go odnaleźć i wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co o nim myślał. Spojrzał na swoją dłoń z pierścieniem, a następnie na wyczekujących w ciszy towarzyszy.
– Mam plan. Ale potrzebuję waszej pomocy.
____________________________
6442 słowa.
Nawet nie wiecie jakiej kurwicy dostawałam pisząc to, bo wattpad co chwilę mi się wyłączał i cofał to co napisałam. Miałam ochotę walnąć głową o ścianę, albo telefonem ale w obu przypadkach nie doczekalibyście się rozdziału, więc docencie moje opanowanie.
Wątek akumizacji mam już całkowicie skończony, więc następne dwa rozdziały są już zaczęte. Wystarczy mi tylko skupić się na kontynuacji aktualnej akcji, więc pisanie następnych rozdziałów powinno pójść sprawniej.
Pojawił się FEEEEEEELIX
Mamy trochę emocjonalnych scenek
Co myślicie? 😌😌
A i właśnie, pytanie do was. Bo Shadybug ma swój klimat i kocham to imię, ale zastanawiam się czy nie boli w oczy fakt, że to jedyne angielskie słówko w całej książce. Jako, że używam głównie polskiego i francuskiego, myślałam o zmianie Shadybug na Toxinelle (francuska wersja jej imienia), żeby się bardziej zgrywało z resztą. No i to też brzmi dobrze, więc zawsze to jakaś opcja. Co myślicie?
Spokojnie, żadnej Złodronki nie będzie XDDDD chyba, że przeplotę to jako synonim, podobnie jak anty-Biedronkę w tym rozdziale. Ale na pewno nie jako jej oficjalne imię, co to to nie.
Do następnego, bye~
~ Kartofel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro