7 | Podwójna misja
– Marinette?
...
– Marinette...
Otworzyła oczy, po chwili jednak przymykając je z powrotem z powodu nadmiaru światła.
– Marinette, spójrz na mnie...
Ponownie podjęła się próby otworzenia oczu, tym razem odnosząc sukces. Podniosła się do siadu, rozglądając na wszystkie strony. Gdzie ja jestem? Pomyślała. Przecież jeszcze przed chwilą byłam w ciemnym pomieszczeniu, uwięziona przez Monarchę i...
– Marinette, tutaj jestem. – usłyszała szept tuż przy swoim uchu, na co natychmiast się odwróciła.
To co zobaczyła... nie mogła uwierzyć własnym oczom. Paryż, cały w ruinie. Zawalone budynki, woda dosłownie wszędzie. A tuż przed nią stał on... nienaturalnie blada skóra, białe jak śnieg włosy, równie biały lateks i te oczy. Błękitne, przeszyte lodem, puste, kocie oczy. Przeszedł ją dreszcz, a gdy zaczął do niej podchodzić, natychmiast zaczęła się cofać.
– Dlaczego uciekasz? Przecież się kochamy. – zbliżył się nieco, podchodząc niczym kot na czterech łapach.
Chciała się odezwać, jednak nie mogła. Całe jej ciało zostało sparaliżowane, a głos ugrzązł jej w gardle. Jej koteczek... to nie mogło się znowu zdarzyć. Wyciągnęła dłoń, kładąc ją ostrożnie na jego policzku.
– Co Ci się stało, Koteczku? – wyszeptała tak cicho, że zwykły człowiek mógłby mieć problem ze zrozumieniem jej słów.
Jednak chłopak nie miał z tym problemu. W końcu nawet w tej wersji miał swój niezawodny, koci słuch. Uśmiechnął się do niej na pozór bardzo przyjaźnie, jednak biło od niego niewyobrażalne zimno.
– To przez Ciebie. – odpowiedział jej, nadal uśmiechając w ten sam sposób. – Byłaś nieostrożna, straciłaś Miracula. A potem tak naiwnie dałaś się porwać. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, co? – jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, a wesoły uśmiech zastąpiła śmiertelna wręcz powaga. – Wciąż mi nie ufasz. Wciąż po tym wszystkim traktujesz mnie jak podrzędnego pomocnika.
– Ja nie... – zaczęła, jednak od razu jej przerwał.
– Nie kochasz mnie. Bo co, bo jest ktoś inny, tak? Ten ktoś inny doprowadził do twojej zguby, a ty nadal się za nim uganiasz? Żałosne. – prychnął, wstając i odwracając się do niej tyłem.
– Koteczku, czekaj! – natychmiast się podniosła, zaraz tego żałując.
Zrobiło jej się słabo, a nogi stały się jak z waty. Runęłaby na ziemię, gdyby nie silne ramiona obejmujące ją w talii. Uniosła głowę zaskoczona, jednak jego twarz wciąż pozostawała taka sama. Poważna, bez uczuć. Serce ją bolało, gdy widziała go w tym stanie. Nagle dostała niesamowitego przypływu odwagi, stając na równe nogi i chwytając go za ramiona.
– Kocham Cię, Czarny Kocie. Nie obchodzi mnie to, że twoje ubrania są teraz białe, dla mnie zawsze będziesz moim kochanym, słodkim, Czarnym Koteczkiem. – mówiąc to, położyła dłoń na jego policzku. – Nie zdążyłam Ci tego powiedzieć na patrolu. Tamten chłopak to już przeszłość, w końcu to ty wiesz o mnie najwięcej i to ty zawsze dawałeś mi wsparcie, jakiego potrzebowałam. Kocham Cię... – zakończyła, patrząc mu w oczy z nadzieją.
Lodowate spojrzenie przeszywało ją dokładnie, pozostawiając w niepewności na następne kilka minut. Po chwili jednak chłopak uśmiechnął się delikatnie, odgarniając z jej czoła pojedynczy, opadający kosmyk.
– W takim razie pozwól mi wszystko naprawić. – odsunął się od niej, podchodząc do krawędzi budynku, na którym stali.
– Co masz na myśli? Przecież mogę użyć Niezwykłej Biedronki i... – zaczęła, jednak po chwili urwała.
W rękach chłopaka zauważyła parę czerwonych kolczyków, jej kolczyków. Odruchowo dosięgła do swoich uszu, na których oczywiście nie znalazła wspomnianej biżuterii.
– Niezwykła Biedronka nie naprawi wszystkiego, Kropeczko. Czasem nie ma idealnego wyjścia z sytuacji, spójrz tylko jak świat wygląda. – odezwał się, patrząc pusto w przestrzeń. – Jeśli nie pozwolisz mi wypowiedzieć życzenia, użyję Kotaklizmu na sobie. A wtedy zobaczysz jak to jest siedzieć samotnie przez wiele miesięcy, bez możliwości naprawienia czegokolwiek. Bo w końcu ty nie miałabyś odwagi, by przywołać Kwami Rzeczywistości i wypowiedzieć na głos swoje samolubne pragnienia, nieprawdaż? – odchylił głowę, by obserwować przez ramię jej reakcję.
Nie odezwała się. Nie wiedziała co powiedzieć. Kot miał rację, to jej wina. To przez nią świat tak wygląda. Przez nią akuma znowu go dopadła. Przez nią miliony niewinnych ludzi straciło swoje życie. A teraz ma tylko dwa wyjścia, pozwolić mu wypowiedzieć życzenie pomimo konsekwencji lub... zostać sama jak palec i patrzeć na śmierć ludzi, włącznie z jej ukochanym. A potem sama umarłaby w męczarniach, ponieważ bez supermocy jako zwykły człowiek nie byłaby w stanie przeżyć więcej niż kilka dni. Nie wspominając już o tym, że nie chciałaby żyć bez ukochanego, rodziny i przyjaciół... dlatego gdy chłopak założył kolczyki, nie zrobiła nic. Po prostu patrzyła, widziała jak przywołał Gimmi, jak wypowiedział życzenie, a potem światło, które rozniosło się po całym wszechświecie, niszcząc znany im świat i tworząc nowy...
Obudziła się przerażona, cała zalana łzami. Rozejrzała się gorączkowo, trzęsącą ręką dotykając mokrego policzka. Nadal była w ciemnym pomieszczeniu, nadal przykłuta łańcuchem w jednym miejscu a obok niej nadal znajdował się talerz z wczorajszymi pankejkami i herbatą.
– To był tylko sen... – wychrypiała sama do siebie, nie będąc do końca pewna czy powinna odczuć ulgę, czy jednak nie, patrząc na to, że wciąż była uwięziona.
Skuliła się, tuląc co siebie nogi i zastanawiając się nad tym, co jej się przyśniło. Co jeśli to proroczy sen? Przeszło jej przez myśl. Pokręciła głową, wyrzucając to od razu z głowy. Nie może pozwalać, by górowały nad nią negatywne emocje. Westchnęła więc, opierając głowę o swoje kolana. Jej wzrok ponownie wylądował na leżącym obok jedzeniu. Była głodna, do tego zestresowana. Naprawdę starała się trzymać swoich postanowień, jednak jej gardło również zaczynało już przypominać Saharę. Westchnęła. Przecież gorzej i tak już być nie może. Sięgnęła więc po talerz i powoli zaczęła jeść. Odetchnęła z ulgą, gdy po długich godzinach w końcu zwilżyła swoje usta. Po paru minutach na talerzu nic nie zostało, kubek również był już pusty. Ale chociaż zjadła całość, zdecydowanie uznała, że Monarcha nie jest dobrym kucharzem, a jego pankejki są kompletnie bez smaku.
– I tym niby karmisz swojego syna, co? – sarknęła, odkładając naczynia na bok i ponownie zwijając się w kulkę.
Było jej już lepiej, ale zdecydowanie potrzebowała ochłonąć. Nadal męczyły ją wspomnienia ze snu i niespełnionej przyszłości. A co jeśli Chat Blanc wróci? Chciała ochronić swojego Koteczka i postanowiła sobie, że zrobi wszystko by nie dopadła go akuma. A tego postanowienia już nie zamierzała złamać...
~*~
– Jak to "uciekli"?! – ryknęła rozwścieczona Shadybug, chodząc w tę i z powrotem, próbując się uspokoić. – Miałaś jedno zadanie do cholery!
Dziewczyna w lisim stroju wywróciła oczami, czego jej towarzyszka na jej szczęście nie zauważyła. Mam na myśli to, że jeśli by zauważyła, szatynka prawdopodobnie byłaby już martwa.
– No mówię Ci, że otworzyła norkę i uciekli. Może gdybyś od razu powiedziała mi czego mam pilnować, nigdy by do tego nie doszło. – warknęła w odpowiedzi, na co anty-bohaterka zatrzymała się i westchnęła ciężko.
– Nie ufam Ci. Szczególnie w kwestii Miraculów. – zmrużyła oczy. – Tak czy tak, zawiodłaś mnie. Miałam Cię za naprawdę niezłą kłamczuchę, ale jak widać nawet tego nie potrafisz zrobić dobrze.
Podeszła do niej, chwytając za magiczną biżuterię na jej szyi i przyciągając do siebie.
– Pamiętaj, że jeśli mnie zdenerwujesz to Ci to zabiorę i znowu będziesz nikim. Już ja tego dopilnuję.
Latynoska uśmiechnęła się słodko w odpowiedzi, na co ciśnienie drugiej z nich zdecydowanie mocno podskoczyło.
– Twojego wiernego Koteczka prawie udało mi się nabrać. A to już powinien być spory sukces. – zacmokała ironicznie, na co ciemnowłosa odepchnęła ją z obrzydzeniem.
– Bo powiedziałam mu, że cholerna Marinette Dupain-Cheng nie żyje. Więc logiczne, że widząc ją ledwo żywą nie będzie się zastanawiał czy to prawda czy nie, tylko będzie chciał ją ratować. On jest zbyt dobry. – pokręciła głową, rozmasowując swoje skronie.
Po chwili jednak naszła ją pewna myśl. Uśmiechnęła się pod nosem.
– A gdyby tak zainicjować sytuację, w której rzekomo będę potrzebować pomocy? Przecież on od razu rzuci się na pomoc, wtedy mogę go przechytrzyć i zdobyć jego pierścień! – klasnęła w dłonie, będąc niesamowicie dumna ze swojego planu.
Volpina ponownie tego dnia wywróciła oczami.
– Patrząc na to, jak spostrzegawcza jest dziewczyna królik, szybko wpadniesz jak śliwka w kompot i prędzej to oni wykiwają Ciebie. W końcu to ona zorientowała się, że Marinette jest tylko iluzją.
Shadybug spojrzała na dziewczynę spod byka, ponownie do niej podchodząc.
– W takim razie ty będziesz odpowiedzialna za to, by odciągnąć ją jak najdalej od Kota. – przybliżyła się, patrząc jej prosto w oczy. – Tylko tym razem tego nie spierdol. – warknęła, dźgając ją palcem w mostek.
Następnie odwróciła się na pięcie i już miała odchodzić, jednak zamiast tego stanęła w miejscu. Spojrzała na nią przez ramię, zakładając ręce na biodra.
– Jutro z rana na wieży Eiffla. Siódma rano i ani minuty spóźnienia, bo inaczej Cię z niej zrzucę. – odparła z pełną powagą, następnie ponownie odwracając się i odchodząc.
Zielonooka patrzyła chwilę na to, jak jej aktualnie przełożona odchodzi, po czym prychnęła, odwracając się w drugą stronę.
– Suka. – warknęła pod nosem będąc pewna, że tamta była na tyle daleko, by jej nie usłyszeć.
Podskoczyła jednak, gdy tuż przed nią wylądowała bomba i ledwo udało jej się uskoczyć, by w żaden sposób nie odczuć na własnej skórze skutków jej wybuchu.
– Słyszałam to! – usłyszała jeszcze, a chwilę później kroki faktycznie ucichły co oznaczało, że Shadybug opuściła muzeum.
Latynoska zmrużyła oczy, patrząc w pusty już korytarz, po czym zarzucając włosy do tyłu, odeszła dumnym krokiem. Cholernie nie podobało jej się to, w jaki sposób jest traktowana i miała zamiar udowodnić, że stać ją na wiele więcej.
– Jeszcze kiedyś to ty będziesz mi się kłaniać, Biedronko.
~*~
Alix wraz z Czarnym Kotem właśnie szykowali się do wyjścia, gdy dołączyła do nich Alya. Blogerka naprawdę czuła się pominięta i nie podobało jej się, że nie dostaje żadnych nowych informacji. Była świadoma faktu, że nikt nie może się dowiedzieć, że ona wie. Jednak brak wiadomości o tym co się dzieje z jej najlepszą przyjaciółką naprawdę ją bolał. Próbowała więc wykorzystać każdą możliwą okazję, by wyciągnąć z nich dosłownie cokolwiek.
– Przykro mi Alya, ale naprawdę wiem niewiele więcej od Ciebie. – blondyn spojrzał na nią przepraszająco. – Większość tego czego dowiedziała się Królix jest ściśle związana z tożsamością Biedronki. Nawet mi nie chciała nic powiedzieć. – mruknął, nieco smętniejszym tonem.
Mulatka westchnęła, spuszczając głowę i spoglądając smutno na swój telefon. Na tapecie ustawione miała zdjęcie, które zrobiła na jednej z piżamówek u Marinette. To były czasy, gdy największym zmartwieniem granatowłosej zdawało się być tylko to, że nie potrafi normalnie porozmawiać z Adrienem. Piękne czasy. Potem coś zaczęło się psuć, a gdy dowiedziała się prawdy przysięgła sobie, że będzie ją wspierać za wszelką cenę. I nie podołała zadaniu. Dlatego była na siebie zła za swoją bezsilność i z każdą chwilą coraz bardziej miała ochotę zadziałać na własną rękę, by tylko się czegoś dowiedzieć.
– Rozumiem. W takim razie, powodzenia. – uśmiechnęła się do nich, machając na pożegnanie.
Bohaterowie odwzajemnili uśmiech, po czym szybko opuścili swoją bazę.
– Fluff, rusz wskazówki. – wypowiedziała słowa przemiany różowowłosa, a gdy biało-błękitny strój pojawił się na jej ciele, szybko opuścili teren szkoły.
Było gdzieś koło godziny dwunastej. Był to moment, w którym na ulicach pojawiali się pojedynczy ludzie, najczęściej zmierzający do sklepów w celu uzupełnienia zapasów. Był to więc tradycyjny czas patrolu, w którym Czarny Kot zazwyczaj biegał i pilnował miasto na wypadek, gdyby Shadybug postanowiła kogoś zaatakować. Tak więc było i tym razem. Wyszli o właśnie tej godzinie ze względu na patrol, jednak nie ukrywali, że liczyli również na spotkanie ze swoją rywalką. Chcieli w końcu zastosować swój plan i mieli zamiar spędzić na zewnątrz tak długo, jak było to konieczne. Jak się jednak okazało nie trzeba było długo czekać, bo zauważyli ją siedzącą na szczycie wieży Eiffla. Siedziała na krawędzi wymachując nogami, wcale nie przejmując się wysokością. Koci bohater już miał skakać w jej stronę, jednak różowowłosa zatrzymała go, chwytając za ogon. Urażony niczym prawdziwy kot spojrzał na nią z oburzeniem, podnosząc jedną brew do góry.
– Spójrz w prawo. – mruknęła cicho, pokazując dyskretnie na Lisicę chowającą się za jednym z kominów, zdającą się obserwować miejsce, w którym siedzi zakumizowana. – Ona coś knuje, ewidentnie. Zajdę ją od tyłu i się dowiem, a ty leć do Kropci. Tylko dotknij ją jakoś czy coś, żeby się upewnić, że tym razem to nie iluzja. – chłopak kiwnął głową w zrozumieniu, a dziewczyna natychmiast ruszyła wykonać swój plan.
Blondyn natomiast ponownie chwycił za swój kijek, po czym rozkładając go odbił się, pędząc w stronę swojej ukochanej. Po krótkiej chwili znalazł się na samym szczycie Żelaznej Damy, stając cicho za dziewczyną, starając się nie wydać przy tym żadnego dźwięku. Wydawało mu się, że chyba się udało, bo dziewczyna ani nie drgnęła. Wciąż siedziała w takiej samej pozycji, machając w dole nogami i jak się okazało, nucąc jakąś spokojną melodię. Rozpoznał w tej melodii dokładnie tą samą, która towarzyszyła jego piosence.
"Mały kotek siedzi sam, nie ma przy nim jego Damy..."
Już po tym był w stanie stwierdzić, że to nie iluzja, a jego Kropeczka siedzi na poręczy tuż przed nim. Miał również nieodparte wrażenie, że dziewczyna czekała właśnie na niego. Chociaż, to akurat bardzo prawdopodobne, w końcu chciała zdobyć jego Miraculum. Pokręcił głową, żeby otrząsnąć się z myśli, po czym podszedł do niej po cichu. Z lekkim wahaniem położył dłoń na jej ramieniu, a wtedy kilka rzeczy zadziało się naprawdę bardzo szybko. Zaskoczona Shadybug odwróciła się do chłopaka, jednak przez swoją nieuwagę straciła równowagę i zsunęła się z poręczy. Czarny Kot zareagował natychmiastowo, wychylając się za barierkę i łapiąc rękę czarnowłosej, zanim zdążyła spaść niżej. Cóż, jakby się zastanowić, mogła uratować się sama, jednak to był po prostu odruch. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a w jej spojrzeniu pojawił się tajemniczy błysk, którego blondyn zdawał się nie zauważyć, zbyt skupiony na jej ratowaniu. Wciągnął ją do góry i odstawił na platformę, przyglądając się jej w skupieniu. Uratował ją co prawda, ale był gotowy na to, że może go zaatakować. W końcu była w tym momencie po złej stronie.
– Czarny Kocie... – odezwała się Shadybug łamliwym głosem, który skutecznie zbił chłopaka z tropu. – Nie strasz mnie tak więcej.
– Biedronko...? – zapytał, zdumiony jej spokojnym tonem.
– Shadybug. – poprawiła go, na co nieco się skrzywił, jednak przytaknął.
Wciąż go nie atakowała. W dodatku nie zauważyła jak przyszedł, praktycznie spadając z żelaznej budowli, a teraz wyglądała na nieźle poruszoną. Coś musiało się stać. Może nabrała wątpliwości, pomyślał. Uznał, że to jego szansa by do niej dotrzeć.
– Krope... Shadybug. – zaczął, poprawiając się. – Chciałbym z tobą porozmawiać. O ile mi pozwolisz i nie zaatakujesz, zanim zdążę to zrobić. Nie chcę walczyć. – spojrzał jej w oczy, chwytając niepewnie za rękę.
Czarnowłosa spojrzała na ich ręce, po chwili splatając ich palce razem. Spojrzała na chłopaka z łagodnym uśmiechem.
– Ja również chciałabym z tobą porozmawiać, Czarny Kocie. Bez walki. No i... dziękuję za ratunek. – uśmiechnęła się, gładząc kciukiem jego dłoń.
Chłopak zdziwił się posunięciem dziewczyny, jednak nie cofnął się. Przywołał do pamięci wspomnienie z poprzedniego dnia, kiedy to Alix powiedziała, że Biedronka zaczęła coś do niego czuć. Odwzajemnił więc uśmiech, patrząc na nią łagodnie.
Oboje byli w tym momencie w trakcie swojego planu, nie mając pojęcia, że ten drugi również jakiś ma. Byli święcie przekonani, że po prostu wszystko idzie pięknie po ich myśli. Wszystko zależało więc od tego, kto złamie się pierwszy i wpadnie prosto w przygotowaną dla niego pułapkę.
– Możesz zacząć, jeśli chcesz. – odgarnął delikatnie kosmyk, który spadł niesfornie na czoło dziewczyny.
Shadybug zagryzła wargę. Byli teraz wrogami, jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż jej się podobał. Musiała więc naprawdę się postarać, by jej uczucia nie zaczęły przejmować kontroli nad zdrowym rozsądkiem. Odetchnęła więc głęboko i zaczęła mówić.
– Czarny Kocie, ja... podobasz mi się. Bardzo mi się podobasz. Ja wiem, że ze sobą walczymy. Ale tak naprawdę tego nie chcę. Chcę tylko twojej uwagi, twojej miłości... – cóż, trzymanie uczuć na wodzy kiedy częścią planu było takie wyznanie, zdecydowanie nie należało do najłatwiejszych.
Chłopak otworzył szerzej oczy, słysząc jej słowa. Ona walczy, pomyślał. Skoro nie próbowała go zabić a zamiast tego mówiła mu takie rzeczy, to na pewno przecież przemawiała przez nią jego Kropeczka. Był tego pewien.
– Kropeczko, ja...
– Jeśli nie odwzajemniasz tego, zrozumiem. – odetchnęła smutno, odsuwając się nieco. – Chciałabym tylko żebyś to wiedział, zanim będę musiała pożegnać Cię na zawsze...
– Co? – zamrugał. – Jak to na zawsze?
– Monarcha jest na mnie wściekły, że po tak długim czasie wciąż nie dostał twojego Miraculum. Postanowił się mnie pozbyć, jak tylko odbierze mi moje kolczyki. Nawet nie mam jak uciec, jest w stanie mnie namierzyć dzięki akumie. Nawet teraz zapewne słucha co mówię. – ponownie spojrzała mu w oczy z udawanym bólem.
Oczywiście wszystko co teraz powiedziała było oczywistą nieprawdą, Monarcha nie miał zamiaru się jej pozbywać. Ale logicznym jest, że Czarny Kot postanowi ją w tym momencie ocalić, co miało doprowadzić go prosto do bazy. Do miejsca, gdzie przyszykowali na niego pułapkę. Póki co wszystko szło idealnie, Rybka połknęła haczyk. Z trudem powstrzymała się, by się nie uśmiechnąć. Kot natomiast szybko znalazł się przy niej i mocno ją przytulił.
– Nie pozbędzie się Ciebie, nie pozwolę na to. – powiedział, prosto w jej włosy. – Niech ja go tylko dorwę...
Antybohaterka nie kryła już dłużej uśmiechu, w końcu w tej pozycji nie był w stanie go ujrzeć. Odwzajemniła delikatnie uścisk, po chwili znowu wracając do poprzedniego wyrazu twarzy. Blondyn odsunął się od niej nieco, spoglądając prosto w oczy. Położył dłoń na jej policzku.
– Moja Pani... kocham Cię. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Chciałbym tylko, żebyś do mnie wróciła. – pogłaskał ją kciukiem, w reakcji na co na jej twarzy wykwitł delikatny rumieniec.
Skarciła się w myślach za tą reakcję. Co prawda dodawała do wiarygodności, jednak oznaczała również, że jej uczucia idą górą, a na to pozwolić nie mogła. Nie mogła jednak w tym momencie przerwać, bo wydałoby się to podejrzane. Brnęła więc dalej.
– Koteczku... nie jestem w stanie odrzucić tej akumy, a ty nie jesteś w stanie jej oczyścić. Tak już więc chyba zostanie. – spuściła głowę, próbując opanować szalejące w tym momencie z emocji serce.
Czuła wyraźnie, jak obija jej się o żebra. Cholerne uczucia. Jej oddech stał się nierówny, starała się go jednak unormować. Poczuła dłoń na swojej brodzie, która sekundę później uniosła jej głowę ku górze, zmuszając do spojrzenia na jej obiekt westchnień i wroga zarazem. Czuła, że to wszystko wymyka się spod kontroli i musi się jak najszybciej wycofać. Ten plan nie był jednak tak dobrym pomysłem, na jaki wyglądał.
– Spokojnie, jestem przy tobie Kropeczko. I zawsze będę. – uśmiechnął się i nachylił, zmierzając prosto do jej ust.
W pierwszej chwili chciała się odsunąć, jednak coś w jej wnętrzu kazało jej zostać. Wstrzymała na chwilę oddech, a gdy ich usta w końcu się spotkały... nie protestowała. Przez chwilę stała niepewnie, nie wiedząc co zrobić. Rozsądek kazał jej, krzyczał wręcz żeby odsunęła się i uciekała jak najdalej. Jednak serce... ręce same powędrowały na jego szyję, a usta poruszyły się w nieśmiałym geście, odwzajemniając pocałunek. Wsadziła ostrożnie palce w jego włosy, delektując się tą chwilą. Całkowicie odleciała, zapominając o jej zobowiązaniu. Czuła się jak w bajce, jak w cudownym śnie, który całkowicie odbiegał od rzeczywistości w jakiej żyła. Czuła się jak księżniczka, która właśnie znalazła swojego księcia, a nie jak terrorystka która właśnie całuje się ze swoim niby wrogiem. W tej krótkiej chwili poczuła się jak ona. Jak urocza Marinette, a nie okropna Shadybug. Po chwili jednak opamiętała się nieco i próbując odzyskać kontrolę, odsunęła się. Chłopak spojrzał na nią jak zaczarowany, przyglądając się jej zaróżowionym policzkom. Wyglądała pięknie w jego oczach, w tym momencie wcale nie wyglądała jak osoba, która codziennie terroryzuje miasto. Wyglądała na niewinną i zagubioną, a upewniały go w tym przeczuciu jej oczy. Widział w nich szczere zmieszanie, ale również uczucie. Uśmiechnął się na ten widok, przejeżdżając kciukiem po jej bordowych, błyszczących wargach.
– Pomogę Ci z tym. Po prostu powiedz mi, gdzie jest ukryta akuma. Jak tylko Cię od niej uwolnię, sama ją złapiesz w swoje jojo. – mówił łagodnie, swoje zielone kocie oczy wciąż mając wlepione w te jej, na ten moment czerwone.
Tęsknił za jej fiołkowymi oczami. Co prawda w czerwonych również było jej do twarzy, jednak to nie było to samo. W ogóle kochał ją w każdym wydaniu, jednak wolałby żeby była po prostu sobą. Ona natomiast biła się z myślami. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Jej ciało całkowicie odmówiło jej posłuszeństwa. Była na siebie wściekła. Chociaż z drugiej strony to jednak nie, była całkowicie zadowolona. To zupełnie tak, jakby aktualnie przez jej ciało przemawiały zupełnie dwie inne osoby równocześnie. Czuła gniew ale równocześnie szczęście. Panikę, ale równocześnie spokój. Nienawiść ale również miłość. Ona, Marinette próbowała właśnie przejąć kontrolę nad Shadybug. I całkowicie jej się to udawało.
– Koteczku ja... – w jej oczach pojawiły się łzy a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Akuma jest w... – zaczęła, jednak nie była w stanie dokończyć.
Nagle poczuła przeszywający ją ból. Skrzywiła się, co nie umknęło uwadze jej partnera.
– Moja Pani...? Wszystko w porządku? – chwycił ją delikatnie za ramiona, na co ona odskoczyła jak oparzona.
Zdezorientowany chłopak nie wiedział co się dzieje. Zaczął wręcz panikować, nie bardzo wiedząc co zrobić. Dziewczyna znowu chciała się odezwać, co ponownie skończyło się dla niej kolejną falą bólu. Przed jej twarzą pojawił się symbol motyla, a jej oczy zrobiły się szersze. W tym momencie Kot zrozumiał. Udało się, na moment odzyskał swoją Kropeczkę, jednak... to ją bolało. Rozmawiała teraz z Monarchą, który zapewne karał ją teraz za próbę buntu. Dziewczyna krzyknęła, kuląc się na ziemi, na co chłopak natychmiast przy niej przykucnął. Wziął jej głowę na swoje kolana i zaczął delikatnie głaskać.
– Hej, Księżniczko... Kropeczko... dasz radę, wierzę w Ciebie. Nie musisz go słuchać. – mówił do niej, starając się do niej dotrzeć.
Ona jednak zdawała się go nie słyszeć. W pewnym momencie znieruchomiała, na co chłopak spanikował. Przestraszył się, że ten psychol serio coś jej zrobił. Po chwili jednak został dość brutalnie odepchnięty, a zakumizowana stanęła chwiejnie na swoich nogach. Nie patrzyła na niego. Chwyciła swoje jojo i już miała zarzucać, jednak blondyn sprawnie znalazł się przy niej i chwycił ją za rękę.
– Kropeczko... – spojrzał na nią błagalnie.
Ona również na niego spojrzała. Tym razem jej spojrzenie było całkowicie obojętne i chłodne, jednak nie umknęło jego uwadze to, że gdzieś w jej oczach mignęła również czysta rozpacz.
– Odwal się. – wyrwała się, po czym po prostu zarzuciła jojo i odleciała.
Stał tak wryty w ziemię, nie potrafiąc przeanalizować co się właśnie stało. Bo stało się zdecydowanie za dużo.
– Czarny Kocie! Wszystko w porządku? To wszystko to był tylko... – już po chwili na wieży pojawiła się Królix. – ...podstęp. – zakończyła cicho, widząc załamane spojrzenie partnera i fakt, że jest sam. – Co się stało? Gdzie Biedronka?
– Udało się... – mruknął cicho, wzrok mając wlepiony w swoje buty. – Była tam. Moja Kropeczka, ona walczyła! – dodał już głośniej, tym razem spoglądając prosto w oczy zdezorientowanej różowowłosej.
– Co masz na myśli? – zeskoczyła z barierki i podeszła do chłopaka, kładąc mu rękę na ramieniu w celu dodania otuchy.
– Prawie powiedziała mi, gdzie jest ukryta akuma. Ale wtedy zaczęła się zwijać z bólu, a przed jej twarzą pojawił się symbol motyla. Przeciwstawianie się przynosi jej ból. – jego głos lekko się załamał. – Mogła to być jedyna taka sytuacja, ale co jeśli nie? Jeśli ona próbuje, ale ciągle musi mierzyć się z takim bólem? W samotności? – był dosłownie o krok od rozpłakania się, jednak pokręcił głową i głęboko odetchnął.
– Odbijemy ją, zobaczysz. – odpowiedziała spokojnie dziewczyna, nadal nie odstępując go nawet na krok.
Chłopak uśmiechnął się do niej lekko w podziękowaniu, czując się odrobinę lepiej. Po chwili jednak przypomniał sobie słowa koleżanki w momencie, w którym przybyła.
– Jaki podstęp miałaś na myśli? – zagadnął, stając do niej bardziej przodem.
– Oh, cóż... wychodzi na to, że Shadybug wpadła na identyczny pomysł, by zagrać na twoich uczuciach. Ale sądząc po twojej historii nie do końca jej to wyszło i jej granie na twoich uczuciach musiało wpłynąć również na Biedronkę siedzącą w środku. Jakby jej wewnętrzne uczucie się odezwało. Co poniekąd oznacza triumf dla nas, bo mimo tego, że się nie udało przynajmniej wiemy, że wciąż jest co ratować. – zakończyła swój krótki monolog, na co Kot pokiwał głową.
– A co z Lisicą? – zagadnął, przypominając sobie dlaczego właściwie się rozdzielili.
– Za jednym z kominów stworzyła kilkanaście swoich klonów i każdy pobiegł w zupełnie inną stronę. Nie miałam jak dopaść je wszystkie na raz i ją zgubiłam. – naburmuszyła się, na co blondyn lekko się uśmiechnął.
– Dopadniemy ją, nie przejmuj się. – teraz to on położył jej rękę na ramieniu. – Wracamy do bazy? – zasugerował, na co niższa od razu przystała.
Ruszyli więc znowu po dachach, a po kilku minutach ponownie stanęli w progach Françoise Dupont. Schowali się w ruinach, by Alix mogła zdjąć przemianę, po czym ruszyli prosto do kotłowni. Jednak gdy nacisnęli klamkę i otworzyli drzwi okazało się, że czekała ich niezbyt miła niespodzianka.
– Czarny Kocie, Alix, zobaczcie kogo spotkałam. – zawołała do nich Alya, uśmiechając się wesoło.
Im jednak wcale nie było do śmiechu.
– Miło was znowu widzieć.
______________________
Hehe Polsat timeee
Jak myślicie, kto zawitał w ich bazie? 🤭
Co myślicie o akcji z Biedronką? Podejrzewacie, gdzie mogła ukryć się akuma?
Tak swoją drogą to zostało jeszcze 20 dni do premiery odcinka z Shady i Clawem, już nie mogę się doczekać aaa!!! Chciałabym skończyć do tego czasu to opowiadanie, ale zobaczymy jak mi to pójdzie, bo nie wiem jak bardzo się jeszcze rozpiszę z całą akcją.
Do następnego!
~ Kartofel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro