5 | Dziewczyna w żółtym kombinezonie
Nie wiedziała dokładnie ile czasu była nieprzytomna. Nie wiedziała gdzie się znajdowała, jaki był dzień tygodnia. Wiedziała za to, że na jej nodze znajdował się ciężki, metalowy łańcuch którego za nic nie mogła się pozbyć. Była to jednak jedyna rzecz, która krępowała jej ruchy. Gdy tylko więc podniosła się z zimnej posadzki, szybko dosięgła do swoich uszu, licząc na to że pod palcami wyczuje dwa małe, okrągłe kolczyki. Nie znalazła tam jednak nic. Została pozbawiona magicznej biżuterii jak i możliwości ucieczki. Przeklęła pod nosem. Przez chwilę miała nadzieję, że to tylko głupi, zły sen. Była na siebie zła, że straciła czujność. Że pozwoliła sobie na odpoczynek. Że straciła kolejne Miraculum a razem z nim swoją małą, czerwoną przyjaciółkę. W jej oczach pojawiły się łzy. Czuła, że zawiodła.
Usłyszała trzepot motylich skrzydeł, który natychmiast zwrócił jej uwagę. Podniosła głowę rozszerzając oczy z zaskoczenia, kiedy fioletowy motyl wchłonął się w torebkę granatowłosej.
- Witaj Biedronko, jestem Monarcha. Chciałbym zaproponować Ci pewien układ. Mógłbym wręcz powiedzieć, że ofertę handlową. A ty bardzo dobrze powinnaś wiedzieć, co powinno być moją zapłatą. - usłyszała w swojej głowie niski głos, należący do jej największego wroga.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, a jedynie zacisnęła dłonie w pięści.
- No dalej, ulegnij. Jestem w stanie zaoferować Ci wszystko. Bezpieczeństwo i dobrobyt rodziny? Oczywiście. Spokojne życie paryżan? Jak najbardziej. Jeśli mnie pamięć nie myli, chciałaś zostać słynną projektantką, prawda? To również może się spełnić. To wszystko tylko za jedną małą błyskotkę. - głos po drugiej stronie rzucał w jego mniemaniu bardzo kuszącymi dla dzieczyny propozycjami. - To jak, przyjmujesz propozycję?
Ręka dziewczyny ponownie powędrowała w miejsce, gdzie powinny znajdować się kolczyki.
- Ja... - zaczęła, zaciskając wargi w wąską linię.
W następnej chwili jej ręce zacisnęły się na pasku torebki, którą chwilę później rzuciła wgłąb ciemnego pomieszczenia, oświetlanego jedynie przez małą wiązkę światła wychodząca z malutkiego okienka gdzieś na górze.
- W dupę sobie to wsadź, nie chcę twoich mocy! - wrzasnęła, łapiąc się za głowę, a biały motyl opuścił jej torebkę i odleciał w tylko sobie znanym kierunku. - Jestem w stanie to wszystko osiągnąć samodzielnie, bez twojej pomocy. - dodała dumnie, patrząc w stronę odlatującego owada.
Chwilę później usłyszała powolne klaskanie i zmierzające w jej stronę kroki. Natychmiast odwróciła się w stronę dźwięku, a jej oczom ukazał się mężczyzna, dokładnie ten sam który nawiedził ją przed szkołą i dokładnie ten sam, który później bezczelnie ją uprowadził. Zmarszczyła brwi, stając na równie nogi.
- Jestem pod wrażeniem. Cóż, właściwie byłbym zawiedziony, gdyby tak szybko się udało. W końcu jesteś Biedronką, prawda? Już nie raz opierałaś się moim akumom w przeszłości. Aż dziwne, że wcześniej nie wpadłem na to, z kim właściwie mam do czynienia. - posłał nastolatce wesoły uśmiech, którego oczywiście nie odwzajemniła.
- To Ci się w ogóle nie uda. Nie licz na to. - warknęła, lustrując go od góry do dołu. - Oddaj mi Tikki.
Mężczyzna jakby zamyślił się na chwilę.
- Mógłbym przystać na twoją prośbę, jeśli tylko zgodziłabyś się mi pomóc. Uwierz mi, moje życzenie jest warte swojej ceny. Jest warte każdej ceny. - zaproponował z uśmiechem.
- Nie. - spojrzała mu w oczy złowrogo. - Żadne życzenie nie jest tego warte. Nie, kiedy w grę wchodzi równowaga. Jeśli zażyczysz sobie szczęścia w miłości, ktoś ją straci. Jeśli zechcesz uleczyć czyjąś chorobę, ktoś inny zachoruje. Jeśli zażyczysz sobie życia, ktoś inny umrze. Zażyczysz sobie nawet pozornie cudownej rzeczy takiej jak pokój, a gdzieś indziej wybuchnie wojna. Tam gdzie coś się tworzy, coś innego musi zostać zniszczone. Tak działa równowaga między mocą tworzenia i destrukcji. Nie ma idealnego życzenia, które warte jest ceny jaką trzeba zapłacić. - zakończyła swój monolog,
Ponownie skupiła swój wzrok na mężczyźnie, który zdawał się być głęboko zamyślony. Nagle pstryknął palcami, jakby nagle go olśniło.
- A gdybyś to TY miała życzenie? Gdyby znalazło się coś, co uznałabyś za warte poświęcenia, pomogłabyś mi? - zagadnął.
- Nie. - odpowiedziała od razu. - Nie ma i nie będzie takiej rzeczy. Nie byłabym w stanie postawić swojego życzenia ponad szczęście innych. Wolałabym sama zginąć niż Ci na to pozwolić. - przymrużyła oczy, szykując w głowie kolejne argumenty.
Ku jej zdziwieniu, Monarcha natomiast pokiwał głową w zrozumieniu. Podszedł do niej i poklepał po ramieniu, na co dziewczyna od razu się wycofała.
- To bardzo wielkoduszne z twojej strony. W porządku, na dzisiaj Ci odpuszczę. Ale przemyśl jeszcze moją propozycję. - odparł, unosząc kącik ust do góry.
Następnie pokłonił się z gracją, po czym wycofał wgłąb ciemnego pomieszczenia. Marinette w jednej chwili chciała ruszyć za nim, zapominając jednak o łańcuchu zapiętym na jej nodze, przez co w rezultacie straciła równowagę i wylądowała na podłodze. Uderzyła pięścią w ścianę sfrustrowana.
- Życzenie? Ja? Niech na to nie liczy. - fukęła pod nosem.
Nie podda mu się. Nie może. Paryż na nią liczy. Jej rodzice, przyjaciele. Jej partner, Czarny Kot.
Czarny Kot...
~*~
Hotel Le Grand Paris. To właśnie w tym miejscu otworzyła się norka, z której wyskoczyła Królix wraz z Czarnym Kotem, zaraz po przestudiowaniu wydarzeń z przeszłości. Dziewczyna uznała to za dogodne miejsce, ponieważ i tak mieli zamiar tam iść. Musieli przecież nakarmić swoje kwami jak i zrobić zapasy sera dla Plagga. W tej sytuacji pozwolenie burmistrza na dostęp był im bardzo na rękę. Mogli przecież iść również do sklepu, z tym że spora część z nich była pozamykana, a ludzie poukrywani. W sumie to zostali tylko sprzedawcy z powołania i samotni ludzie, dla których ich sklepy były praktycznie całym życiowym dobytkiem i przysięgli bronić ich własną piersią. W sumie to całkiem urocze, ale również niezwykle niebezpieczne w obecnych czasach.
Ruszyli więc korytarzami najsłynniejszego hotelu, który w tym momencie robił za dom dla tych, którzy ocaleli z wyburzonych budynków. Właściwie to jest to coś, o czym bohaterowie dowiedzieli się dopiero teraz. Burmistrz powiedział im, że hotel mimo że wciąż w całkiem dobrym stanie, już dawno przestał przyjmować gości. Mógł zostać zbombardowany w każdej chwili, więc po prostu został zamknięty, a ludzie tam lokujący pouciekali do schronów. Królix wraz z Kotem myśleli więc, że ludzie którzy w nim przebywali sami postanowili tu przyjść, jednak Ci twierdzili inaczej. Ktoś ich uratował. Dał im schronienie i wyżywienie. Nikt jednak nie powiedział dokładnie, kto to był. Po prostu tego nie wiedzieli.
- Jak to możliwe, że nie wiedzą, kto jest ich wybawcą? - oburzył się Kot, zakładając ręce na piersi. - Przecież musieli widzieć twarz, cokolwiek.
Dziewczyna w stroju królika jedynie wzruszyła ramionami.
- A bo ja wiem. Może Władziu zgubił któreś z miraculów i ktoś postanowił użyć go do dobrych celów? - zasugerowała. - To by wyjaśniało, że nie znają swojego wybawcy.
- Wtedy raczej powiedzieliby, że miał maskę. Lub że był superbohaterem. Cokolwiek. - zauważył chłopak.
- Racja... - mruknęła, przystawiając dłoń do brody w zamyśleniu.
Dalszą drogę do bufetu przebyli w ciszy. Oboje zastanawiali się nad sytuacją, jednak nikt konkretny nie przychodził im do głowy. Musiał być to więc ktoś, kogo nie znali, bo wszyscy potencjalni wybawcy znajdowali się przecież w bazie. Nie ma co się dziwić, Paryż ma w końcu ponad dwa miliony mieszkańców. Nawet superbohater nie jest w stanie zapamiętać ich wszystkich. Po kilku minutach dotarli na miejsce wprost do części hotelu, w której znajdowała się restauracja. Stamtąd skręcili prosto do kuchni, w której znajdowały się drzwi do spiżarni. Jak się jednak okazało, nie byli tam sami. W kuchni znajdował się ktoś jeszcze.
Gdy drzwi się otworzyły, tuż przed sobą zobaczyli jakąś postać. Nie byli w stanie zauważyć jej twarzy, bo na głowie miała założony czarny kask motocyklowy z przyciemnianą szybką. Natomiast całe ciało nieznajomej zakryte było żółtym, przylegającym kombinezonem, dzięki czemu łatwo można było stwierdzić, że mają do czynienia z kobietą. Na biodrach widniał czarny pasek z kilkoma saszetkami oraz jedną małą pochwą w której schowany był nóż. Na rękach aż do łokci znajdowały się czarne rękawiczki, za to na nogach widniały sięgające do kolan, przylegające buty na kilkucentymetrowym koturnie.
- Hej, czy to nie ta nieznajoma co ściąga ludzi do hotelu? - odezwała się w końcu niższa, zwracając tym uwagę kobiety.
Ta zdawała się dopiero teraz ich zauważyć, bo zaskoczona natychmiast się odwróciła, upuszczając przy tym tackę z przygotowanym na niej jedzeniem. Cofnęła się o krok, spoglądając niespokojnie na nowo przybyłych.
- Na to wygląda. - odparł Kot, uśmiechając się przyjaźnie. - Hej koleżanko, jak się nazywasz? - wystawił rękę w jej stronę, licząc na przyjazny uścisk dłoni.
Dziewczyna w kombinezonie natomiast w panice wyciągnęła coś z saszetki, po czym rzuciła bohaterom pod nogi. W tym samym momencie wytworzył się dym, który nie dość, że zasłonił im widoczność, to jeszcze niesamowicie piekł ich w oczy.
- Miauć! - jęknął bohater, zasłaniając sobie twarz. - To nie wyglądało mi na kogoś, kto ma czyste sumienie. - uchylił powieki, chcąc spojrzeć w miarę możliwości na swoją partnerkę.
Zazwyczaj kocie zmysły były naprawdę bardzo przydatne, jednak w momentach takich jak ten było to bardziej przekleństwo niż zaleta. Odczuwał bowiem skutki dymu conajmniej trzy razy bardziej niż jego towarzyszka.
- Za nią! Uciekła windą kuchenną! - zawołała Królix gdy chmura dymu opadła na tyle, by mogła zorientować się w sytuacji, po czym złapała przyjaciela za ramię i pociągnęła za sobą.
Ruszyli w pogoń, wskakując do klatki schodowej i pędząc w dół. Darowali sobie windę, bo nie mieli czasu czekać, aż ta przyjedzie. Nie wiedząc do końca na którym piętrze się zatrzyma, bohaterowie rozdzielili się. Czarny Kot zatrzymał się na piętrze niżej, a Królix zeszła jeszcze jeden dodatkowy poziom w dół. Wbiegli na korytarz w tym samym momencie, od razu startując w stronę okienka kuchennego dźwigu. Już po chwili na piętrze na którym znajdował się bohater w czarnym lateksie, winda się zatrzymała. Kobieta widząc, że ma towarzystwo natychmiast wyskoczyła, rzucając się do ucieczki. Blondyn próbował ją złapać, co skończyło się tym, że oberwał z buta w brzuch, a jego przeciwniczka odskoczyła w tył robiąc przy tym salto. Widać było, że mieli do czynienia z nie byle kim, bo mimo braku super-bohaterskiego kostiumu, dziewczyna była nieźle wygimnastykowana. A to zdecydowanie dawało jej większe szanse w starciu.
– Całkiem nieźle, ale i tak nie dasz rady uciec. – uśmiechnął się blondyn, chwytając za swój kici-kij.
Przeciwniczka nie odpowiedziała, zamiast tego wyciągnęła z saszetki trzy kuleczki w różnych kolorach, stając w pozycji bojowej. Czarny Kot bez zastanowienia rzucił się na nią, chcąc wytrącić jej kulki z ręki, a dziewczyna w tym czasie rzuciła mu pod nogi jedną z nich – różową. Owy przedmiot rozbił się, a wprost pod nogami bohatera rozlała się jakaś śliska substancja, powodując za chwilę upadek kociego bohatera. Chciała obiec chłopaka dookoła, jednak ten sprytnie złapał ją za nogę, sprawiając że mu zawtórowała, również znajdując się na podłodze. Szybko natomiast rzuciła drugą kulką, tym razem białą, która tak jak wcześniej spowodowała powstanie gryzącego dymu. Kopnęła go wyswobodzając się z jego uścisku, po czym pędem rzuciła się do ucieczki. Gdy jednak znalazła się przy drzwiach do klatki schodowej, na korytarz wyskoczyła Królix, przywołana odgłosami walki i brakiem dziewczyny na dole. Żółta nieznajoma natychmiast chwyciła za ostatnią kulkę w kolorze jej kombinezonu, jednak królicza bohaterka była szybsza i zanim zdążyła jej użyć, ponownie wylądowała na ziemi, tym razem przyciśnięta bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Kobieta zdawała się chwilę patrzeć na turlającą się w dal kuleczkę o nieznajomych bohaterom właściwościach, a po krótkiej chwili zaczęła się szarpać, próbując się wydostać.
– Nie ma mowy, zostajesz. – różowowłosa przycisnęła ją do podłogi jeszcze bardziej, patrząc na podnoszącego się z ziemi Kota. – Idziesz Kitek?
– Już już. – zawołał, przecierając łzawiące wciąż od dymu oczy, a po chwili znajdując się obok nich.
– Zdejmuj kask, wreszcie zobaczymy kto buntuje się przeciw bohaterom. – uśmiechnęła się z dumą, patrząc na swoją ofiarę.
Czarny Kot posłusznie podszedł i przykucnął przy dziewczynie, która w końcu przestała się szamotać, chyba po prostu rozumiejąc, że jest na straconej pozycji. Sięgnął po kask, po czym jednym ruchem zdjął go z głowy dziewczyny. I, cóż, to kogo zobaczyli pod przysłowiową maską zdecydowanie odbiegało od wszystkich możliwych opcji, które obstawiali wcześniej.
– Chloe? – oczy zielonookiego bohatera rozszerzyły się w zdziwieniu, przyglądając się dokładnie leżącej na ziemi dziewczynie.
– Ta... możesz ze mnie zejść? To boli. – mruknęła blondynka, patrząc z ukosa w stronę króliczej bohaterki.
– Dobra, ale tylko spróbuj uciekać a ponownie Cię powalę. Tylko tym razem nie będę się ograniczać i złamię Ci rękę. – ostrzegła, schodząc powoli z pleców, jak się okazało, koleżanki z klasy.
Niebieskooka odetchnęła z ulgą, powoli podnosząc się do siadu. Nie podniosła jednak wzroku, patrząc zmieszana na swoje dłonie.
Wygląd Chloe od momentu kiedy widzieli ją ostatni raz nieco się zmienił. Nie licząc oczywiście stroju, jej włosy były krótsze. Sięgały jej ledwo do ramion, a aktualnie spięte były w niewielką, niską kitkę. Jej makijaż właściwie nie różnił się wiele od poprzedniego, główna różnica była w kreskach które zdawały się być dłuższe niż wcześniej. Na policzku natomiast dało się zauważyć niewielką bliznę, którą nieudolnie próbowała zakryć podkładem.
– Przepraszam, spanikowałam. – odezwała się w końcu dziewczyna, jedną ręką sięgając do włosów i zsuwając z nich gumkę, którą chwilę później zaczęła męczyć w dłoniach.
Blond kosmyki opadły powoli na jej ramiona, a gdy całkowicie się wyprostowały dało się zauważyć, że są nie równe. Oznaczało to tyle, że blondynka obcinała je samodzielnie i prawdopodobnie w pośpiechu. Było to dla nich sporym zaskoczeniem, bo Chloe jaką znali w życiu nie doprowadziłaby swoich włosów do takiego stanu. Zapewne osoba która by jej to zrobiła jeszcze tego samego dnia byłaby medialnie spalona, a nawet jeśli zrobiłaby to sobie sama, cała wina spadłaby na biednego lokaja. Pomijając fakt, że dziewczyna nie pokazałaby się tak na mieście dodatkowo narzekając, jakie to jej życie jest żałosne. Totalnie żałosne.
– Chloe... to nadal ta sama Chloe? – odezwała się Królix, wciąż nie dowierzając w to, kogo widzi przed sobą. – Dziewczyno, jak ty wyglądasz? Mam na myśli, do twarzy Ci w krótkich włosach, ale po prostu, jak by to ująć... – zawiesiła się na chwilkę, jednak zaraz dokończyła. – Po prostu wyglądasz jak nie ty.
– Śmiesznie, co? – dziewczyna zaśmiała się smutno, zaciągając trzymaną gumkę na prawej ręce, a drugą z nich nerwowo owijając ją bardziej. – Największa zołza w mieście pomagając ludziom. To dość niespotykane, prawda?
– To ty sprowadziłaś tu tych wszystkich ludzi? – zagadnął Kot, dokładnie jej się przykładając.
Chloe przytaknęła, zdejmując wcześniej zaplątaną do przesady gumeczkę z ręki, następnie rozciągając ją na wszystkie strony. Widać było, że strasznie się denerwuje, co nie było wprawdzie niczym dziwnym. Właśnie siedziała twarzą w twarz z bohaterami, których jakiś czas temu brutalnie zdradziła stając po stronie wroga. Zamiast jednak na nią nakrzyczeć, zwyczajnie z nią rozmawiali. Przez to wszystko ponownie zaczęły ją gryźć wyrzuty sumienia.
– Kiedy to wszystko się rozpętało, moja mama uciekła do Nowego Jorku, praktycznie w ostatniej chwili. Miałam lecieć z nią, a przynajmniej tak mi się zdawało. Jednak zostawiła mnie. Celowo. Kiedy zadzwoniłam do niej patrząc, jak helikopter powoli się oddala, powiedziała mi że im lżejszy bagaż, tym szybciej będzie lecieć i szybciej znajdzie się jak najdalej od tego bałaganu. Nie zamierzała po mnie wrócić, po prostu mnie zostawiła. Poczułam się zdradzona. – w jej oczach pojawiły się łzy, a przyspieszony oddech na chwilę przerwał jej monolog, jednak zaraz kontynuowała. – Wtedy zaczęłam szukać taty. Nie widziałam go nigdzie, jedyne na kogo trafiłam to na moją pół-siostrę, Zoe. Wyminęłam ją, jeszcze w frustracji i gniewie wyzywając od najgorszych. Ja... zawsze obwiniałam ją o moje złe stosunki z mamą, ale... ale to nie jej wina. Jedyne kogo powinnam winić to moją mamę, zamiast starać się jej na siłę przypodobać. W końcu przecież nigdy nie będę dla niej wystarczająco idealna. – skrzywiła się, po czym westchnęła. – Znowu zaczęłam szukać taty, pomyślałam wtedy, że może jest w ratuszu. Już miałam wychodzić z hotelu, kiedy w jednym z mniej używanych skrzydeł wybuchła bomba. Zdałam sobie wtedy sprawę, że przecież w tamtej części jest pokój Zoe i mimo, że jej nienawidziłam, to wciąż była moją siostrą. Poszłam sprawdzić, jednak... nie było jej tam. Wprawdzie mówiąc cała tamta część jest teraz zawalona, a wszystkie przejścia na tamtą stronę zostały przeze mnie zamknięte. Ja... do teraz nie wiem, czy Zoe nadal tam była czy zdążyła uciec przed tym wszystkim. Tak samo tatko. Ja... – głos dziewczyny zaczął się łamać, a słowa przez nią wypowiadane były coraz mniej wyraźne.
Chłopak położył jej dłoń na ramieniu i uśmiechnął się przyjaźnie, chcąc dodać jej otuchy.
– Twój tata żyje, Zoe również. Są schowani bezpiecznie w kryjówce ruchu oporu. – powiedział powoli i spokojnie, tak by na pewno dotarło do niej co powiedział.
Jej szklane oczy natychmiast skierowały się w jego stronę. Wytarła dłonią łzy, rozmazując sobie przy tym makijaż, jednak nie dbała o to zbytnio w tym momencie.
– Żyją...? – odezwała się słabo, po czym spojrzała przed siebie. – Żyją. – powtórzyła, tym razem bardziej do siebie, jakby chciała samą siebie zapewnić, że tak jest.
Po chwili dziewczyna uśmiechnęła się, a z jej oczu zaczęły lecieć kolejne łzy. Tym razem jednak były to łzy ulgi, a nie smutku.
– Tak, żyją. Możemy Cię do nich zabrać. – odezwała się zaraz Królix, także przyjaźnie się uśmiechając. – Może zechciałabyś dołączyć przy okazji do ruchu oporu? Twoje umiejętności jak i zabawki są bardzo imponujące. – dodała, wskazując na pasek dziewczyny i podając jej żółtą kulkę, która wcześniej wyleciała jej z rąk.
Blondynka przyjęła do rąk kuleczkę i zaczęła obracać ją w palcach, przyglądając się jej. Siedziała chwilę w ciszy, jednak w końcu się odezwała.
– Nie. Muszę chronić ludzi w hotelu. – odparła, chowając kuleczkę do saszetki. – Kiedy straciłam nadzieję na to, że moja rodzina żyje, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zaczęłam błądzić po ulicach Paryża, nie zważając zbytnio na to, co się ze mną stanie. W końcu nie miałam również żadnych przyjaciół, nawet Sabrina zdawała się mieć mnie już dość... – mruknęła, po czym nagle się ożywiła, rzucając na wyższego bohatera, niemal go przewracając. – Sabrina żyje? Proszę powiedz, że z Sabriną wszystko w porządku! – zaczęła energicznie nim potrząsać, nie dając mu w ten sposób możliwości odpowiedzi.
W końcu z odsieczą przyszła mu rozbawiona Alix, która chwytając blondynkę za ramiona, ostrożnie odciągnęła ją od chłopaka.
– Sabrina również jest z nami. – potwierdziła, na co Chloe odetchnęła z ulgą, zaraz wracając do swojej historii.
– Tak czy inaczej, gdy tak przechodziłam po mieście, natrafiłam raz na płaczącą dziewczynkę. Tak około dziesięciu lat. Zapytałam ją co się stało, na co odpowiedziała, że jej mama zginęła w walącym się budynku i nie wie co ma teraz zrobić. Mówiła, że był również jej starszy brat, ale on wciąż wierzył, że mama żyje więc poszedł jej szukać gruzach. Powiedziałam dziewczynce, że pójdę go znaleźć i tak też zrobiłam. Po kilku minutach znalazłam chłopca, który jak się okazało utknął nogą między dwoma szczątkami budynku i nie miał jak się stamtąd wydostać. Poszłam mu na ratunek, ale chłopak niestety szybko skojarzył kim jestem i oznajmił, że nie chce mojej pomocy i mi nie ufa. – skrzywiła się. – Mimo moich dobrych intencji, nie chciał mnie słuchać bo kojarzył mnie w zły sposób, więc w skrócie byłam zmuszona działać wbrew jego woli. Odsunęłam kamień przygniatający mu nogę, po czym wzięłam go na ręce, co nawiasem mówiąc nie było proste bo cały czas się rzucał. Uspokoił się dopiero w momencie, kiedy zobaczył swoją siostrę. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić tego szczęścia jakie malowało się na ich twarzach. – uśmiechnęła się. – Wzięłam ich do hotelu, opatrzyłam chłopca i dałam im jeść. Uznałam wtedy, że chcę się poczuć znowu potrzebna, więc postanowiłam ratować w ten sposób ludzi samotnych i tych, którzy stracili dom w wyniku bombardowania. Odziwo Le Grand Paris oprócz tego jednego razu, więcej nie stało się celem wybuchów więc jest tu całkiem bezpiecznie. – wyjaśniła.
– Czyli to... – chłopak wskazał na czarny kask. – ...jest po to, by ludzie nie zorientowali się kto ich ratuje?
Dziewczyna kiwnęła głową.
– Nie ufają mi. I się im całkowicie nie dziwię. Byłam okropna. – wzruszyła ramionami. – Również potem ścięłam włosy, żeby łatwiej było je ukryć pod kaskiem. No i tak jest wygodniej.
– A ta blizna? – dopytał jeszcze, pokazując symbolicznie na swój policzek.
– Oh, to... – dotknęła swojej blizny palcami. – Raz natknęłam się na Shadybug. Żebyście widzieli w jaki szał wpadła, to cud że skończyło się tylko na jednej bliźnie. Ona mnie nienawidzi... aż się dziwię, że wy nie zareagowaliście podobnie.
– Ona nie jest sobą. – odezwała się Królix. – Prawdziwa Biedronka widząc twoją przemianę i dobre intencje na pewno by Ci przebaczyła.
– Tak myślisz...? – spojrzała na bohaterów.
– Oczywiście, że tak. – wtrącił się Kot. – Moja Kropeczka ma bardzo dobre serce, chciała nawet wybaczyć Lili za jej liczne już wtedy przewinienia, jednak ta nie wykorzystała oferty. Ty jednak byłaś kiedyś po naszej stronie, nieprawdaż, Królowo Pszczół? – szturchnął ją lekko, na co ta uniosła kącik ust.
– Nie zasługuję na tytuł Królowej, nie po tym wszystkim. Ale cieszę się, że tak myślicie.
Czarny Kot położył jej dłonie na ramionach, zwracając tym samym jej uwagę na sobie.
– Tym bardziej po tym wszystkim zasługujesz na ten tytuł. Potrafiłaś się nawrócić, wciąż mimo wszystko dbasz o rodzinę i przyjaciół. Dbasz o obcych ludzi, którzy są mieszkańcami Paryża. Jednym z zadań Królowej jest przecież obrona swoich poddanych, czyż nie? – mrugnął do niej, wywołując tym samym delikatny uśmiech.
– Dziękuję, Czarny Kocie. I tobie również... – zmieszała się nieco, patrząc na drugą dziewczynę.
Co prawda wiedziała, że to Alix. Była w klasie, kiedy jej ojciec przyszedł oznajmić wszystkim, że dostała misję od Biedronki. Jednak za nic nie potrafiła przypomnieć sobie jej superbohaterskiej ksywki.
– Królix. – dokończyła za nią różowowłosa, szczerząc się i układając palce dłoni w literę "V".
– Właśnie. Dziękuję Królix. – zaśmiała się blondynka, powoli podnosząc się z ziemi i biorąc do ręki swój kask.
Dwójka bohaterów również wstała, otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
– Dobra, było miło, ale na nas już pora, obowiązki wzywają. Do zobaczenia Królowo. – Czarny Kot pokłonił się w pasie, na co niższa bohaterka wywróciła oczami.
Chloe zaśmiała się cicho.
– Jakbyście czegoś ode mnie potrzebowali, dajcie mi znać. A i wyściskajcie ode mnie tatę i Zoe. I Sabrinę oczywiście. Powiedziałabym też, żebyście ich ode mnie przeprosili, ale to chyba wolę zrobić sama, gdy przyjdzie na to pora. – kończąc zdanie założyła na głowę swój kask.
– Jasne, przekażemy. Do kiedyś! – pomachali sobie jeszcze, a zaraz po tym dziewczyna w żółtym kombinezonie zniknęła za drzwiami windy.
Bohaterowie spojrzeli po sobie.
– To... lecimy po serek a potem do bazy? – odezwał się Kot, po czym nie czekając na odpowiedź dodał. – Kto ostatni ten śmierdzący camembert! – zawołał, biegnąc od razu prosto do klatki schodowej.
– Ej, to nie fair! – wrzasnęła za nim niższa, po czym pobiegła za nim, nie chcąc zostać w tyle.
______________________
W końcu wiemy coś o Marinette! W każdym rozdziale na początku będę dodawać fragment tego, jak doszło do akumizacji. Rozłożę to pewnie na około 7 rozdziałów, każdy rozdział będzie zawierał zdarzenia z jednego dnia. Mam nadzieję że rozumiecie i że pomysł się podoba.
Ale jeszcze....
Mamy Chloe! :DD
Nie wiem ile osób tutaj ją lubi a ile hejtuje, ale postanowiłam naprawić to co twórcy zjebali i przywrócić jej dobre serducho którego powoli uczy się używać. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza.
#QueenBeeDeservesBetter
No i ja się jeszcze nie miałam okazji wypowiedzieć (w sumie to bardziej zapomniałam ale csiii) ale O MÓJ BOŻE CZY WY WIDZIELIŚCIE JUŻ OFICJALNY DESIGN SHADYBUG? PRZECIEŻ ONA JEST PRZEPIĘKNA I CUDOWNA W KAŻDYM CALU BOŻE, MOJE LESBIAN SERDUSZKO PŁACZE AAAAAA będę simpić jak cholera, już nie mogę się doczekać
Również Marinette wygląda przecudowne aaaa 🥹🥹 chociaż mogli jej te kitki zamienić na na przykład warkocze, żeby coś się działo, ale i tak AAAA WIDZIELIŚCIE JEJ FIGURE? ONA MA LEPSZĄ FIGURE ODE MNIE HALO I TA APASZKA, PRZEŚLICZNIE TO WSZYSTKO WYGLĄDA NO NIE MOGE
Co do Claw Noira to strój jest cud miód, co do góry mam mieszane uczucia. W sensie nawet zaczęłam się już przekonywać w sumie, ale still. I tak jak wszyscy zastanawiają się nad włosami to ja się zastanawiam nad oczami. Bo zielone włosy to jeszcze git, ale skąd tam się wziął fiolet? Tak z dupy trochę.
A Adrien to zmarnowany potencjał jak na moje, w sensie pomysł dobry, ale wykonanie już niezbyt. Przecież on wygląda jak typowy wampirzy bad boy z fanfikow na wattpadzie X'DD
Możecie powiedzieć co myślicie, czy to o rozdziale czy o specjalnym odcinku, ja wam mogę powiedzieć tyle że ja nie wytrzymam do tego 21 października, prędzej fikołka strzelę 🤸
Adieu!
~ Kartofel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro