4 | Luwr i norka
Krążyli korytarzami Luwru, który tak jak się spodziewali był ruiną również w środku. Widok poniszczonych obrazów, zniszczonej Mona Lisy czy potłuczonej rzeźby Wenus z Milo, to prawdziwy ból dla niejednego artysty czy mecenasów sztuki. To jest coś, czego bez Niezwykłej Biedronki nie da się odzyskać. Dlatego tak ważne było, żeby udało im się odzyskać kolczyki. Bo niestety nie wszystko da się tak po prostu odbudować.
Minęli kolejny korytarz, dochodząc do części z wystawą starożytnego Egiptu. Wtem jednak kocie uszy niespokojnie się poruszyły, a sam bohater zaczął nerwowo się rozglądać. Różowowłosa spojrzała na niego pytająco.
- Co się dzie... - urwała, gdy na jej ustach pojawił się palec, gestem uciszenia.
- Ktoś tu idzie. - wyszeptał, marszcząc brwi. - Nie jesteśmy tu sami.
Dziewczyna rozumiejąc aluzję kiwnęła głową, po czym pociągnęła chłopaka w stronę jakiejś wnęki. Schowali się w pewnym wgłębieniu w ścianie, które było dodatkowo zakryte filarem i gruzami jakichś rzeźb. Ciężko było w tym momencie określić jakich, były tak stłuczone i zmieszane ze sobą, że tylko naprawdę największy specjalista mógłby się zorientować co jest z czego. Już po chwili w korytarzu w którym się znajdowali, usłyszeli wyraźny już dźwięk kroków. Damskich kroków. Jednak... nie była to Shadybug. Czarny Kot mógł to stwierdzić po dźwięku kroków i stylu chodzenia. Chciał się wychylić by zobaczyć zbliżającą się postać, jednak przyjaciółka szybko pociągnęła go w dół, uniemożliwiając mu tu. Skarciła go wzrokiem, chcąc mu dać do zrozumienia że mógł zostać zauważony, na co ten wywrócił oczami. Zostało im więc tylko nasłuchiwanie i liczenie na to, że postać się odezwie.
Cóż, musieli być naprawdę dobrzy z matematyki, bo ich liczenie przyniosło skutki.
- Wkurza mnie ta cała sytuacja, ta cała Shadybug, Boże... - usłyszeli damski głos, przepełniony irytacją. - Dlaczego sama tu nie przyjdzie? Dlaczego ja dostaję nudną robotę i muszę pilnować tego miejsca, podczas gdy ona świetnie się bawi tam na górze? Przecież nawet mi nie powiedziała, czego konkretnie mam pilnować.
Spojrzeli po sobie. Głos wydawał im się dziwnie znajomy, nie potrafili tylko do nikogo go dopasować. Ale mogli być pewni tego, że należał do kogoś, kto współpracuje z Monarchą i Shadybug. Czarny Kot ponownie lekko się wychylił, chcąc zobaczyć choćby kawałek osoby, która znajdowała się w korytarzu. Ponownie został pociągnięty w dół, ale tym razem zdążył zarejestrować kolor stroju. Pomarańczowy. Pomarańczowy z czarnymi i białymi wstawkami. Brązowe włosy i ten przesłodzony głos, który bardzo wyraźnie gardził Shadybug, mimo wspominki o współpracy.
Volpina.
Wtem rozległ się charakterystyczny dla bohaterskich broni dźwięk przychodzącego połączenia zwiastujący o tym, że inny superbohater próbuje się do nich dodzwonić. Koci bohater zmarszczył brwi. Usłyszeli westchnienie, a chwilę później zupełnie sprzeczny z zachowaniem sprzed chwili uroczy do przesady głosik.
- Witaj Shady, jakieś nowe zadania dla mnie? Siedzenie w tej dziurze nie należy do zbyt interesujących, wolałabym zamiast tego pomóc mojej najdroższej przyjaciółce. - zaćwierkała wesoło, a ukrywającej się dwójce aż zrobiło się niedobrze, słysząc te rozdwojenie jaźni.
- Owszem, mam dla Ciebie zadanie. Ale wciąż w "tej dziurze". - usłyszeli głos swojej rywalki, która dała wyraźny nacisk na ostatnie słowa.
Było słychać w jej głosie swego rodzaju satysfakcję. Na podstawie tego można było łatwo stwierdzić, że mimo wcześniejszego nazwania przez Volpinę przyjaciółką, Shadybug wcale jej tak nie postrzega. Przynajmniej to się nie zmieniło.
- Co mam zatem zrobić? - głos dziewczyny nadal był przesadnie słodki, ale już mniej entuzjastyczny niż wcześniej.
- W Luwrze powinni się niedługo pojawić Czarny Kot i Alix. Widziałam ich na monitoringu w metrze. Masz ich dorwać i nie pozwolić, by uciekli. Chcę złożyć im wizytę. - nie widzieli tego, ale byli pewni, że się uśmiechnęła.
Spojrzeli po sobie wymownie, po czym wrócili do nasłuchiwania. Shadybug nie wie, że są już w Luwrze ale wie, że mają się tam pojawić. Muszą więc szybko się uwinąć, zanim ktokolwiek zorientuje się, że tu są. I zanim ich rywalka dotrze na miejsce.
- Niech będzie. A powiesz mi w końcu czemu aż tak Ci zależy, żebym pilnowała tego miejsca? Przecież tu nic nie ma. - zagadnęła latynoska.
- Nie twój interes. - usłyszeli, a chwilę później połączenie się zakończyło.
Z ust anty-bohaterki wyrwało się soczyste przekleństwo, a chwilę później usłyszeli trzask. Sfrustrowana Lisica uderzyła pięścią w jeden z filarów, jednak na ich szczęście nie był to ten za którym się ukrywali. Następnie usłyszeli oddalające się kroki, a po dłuższej chwili nastała cisza. Oznaczało to tyle, że ich przeciwniczka opuściła halę i mogli spokojnie opuścić kryjówkę. Odczekali jeszcze chwilę by mieć stuprocentową pewność, po czym ostrożnie wyszli zza filaru.
- Musimy się pospieszyć. Jak pojawi się tu Shadybug zanim znajdziemy Miraculum i wskoczę do norki, będziemy mieć potężny problem. Na pewno będzie chciała nam to uniemożliwić albo w ostateczności wskoczy za mną, a to może skończyć się jeszcze gorzej od aktualnego stanu Paryża. Nie wiemy do czego ta dziewczyna jest zdolna. - oznajmiła szybko, ruszając przed siebie wgłąb kolejnego korytarza.
- No i teraz mamy na ogonie Lisicę. Jakim cudem właściwie to się stało? Mam na myśli, czy Monarcha nie mógł wysyłać tylko jednej akumy na raz? Znaczy, wiem że raz zrobił armię złoczyńców, ale wtedy wszyscy byli w czerwonych barwach, a Volpina była po prostu pomarańczowa. - rzucił, podążając za wspólniczką.
- Monarcha ma prawie wszystkie miracula, pamiętasz? - spojrzała na niego, jakby to było oczywiste.
Chłopak zamyślił się. Dziewczyna miała rację, ale czy byłby w stanie dać to Miraculum Lili Rossi, tak po prostu? Musiał mieć w tym jakiś konkretny interes. Albo dziewczyna zwyczajnie go zmanipulowała, w końcu to jej specjalność. Tak czy tak, teraz było już pewne, że dziewczyna od dawna współpracuje z ich największym nemesis. Byłem głupi, że tak lekceważyłem słowa Biedronki, pomyślał.
Pokiwał głową rozumiejąc aluzję i już nic więcej nie mówiąc, po prostu szedł za różowowłosą. Następne kilka minut szli w ciszy, bardzo powoli żeby echo ich kroków nie przyciągnęło nikogo niepożądanego. Starali się również unikać kamer lub iść w taki sposób, by szanse że ich uchwycą były możliwie jak najmniejsze. Ku ich uciesze, udało im się to i po kilkunastu minutach dotarli do miejsca, które wyglądało na większą ruinę od całej reszty. Były tu wyraźne oznaki walki, zapewne tej stoczonej przez Królix przeciwko Shadybug. Niższa dziewczyna rozejrzała się, jakby obawiając się że ktoś mógł ich śledzić. Po upewnieniu się jednak, że teren jest czysty, podeszła do jednego z zawalonych posągów i przystawiła dłoń do brody, jakby zastanawiając się nad czymś.
- Mógłbyś skotaklizmować dla mnie ten posąg? - poprosiła, pokazując na figurę.
Chłopak nie pytając o nic, kiwnął głową po czym najciszej jak mógł uaktywnił swoją zdolność. Dotknął figury, a już po chwili kamienny mężczyzna zamienił się w czarny proch. Ponownie nerwowo się rozglądając, dziewczyna przykucnęła przy jednej z kafelek. Wyciągnęła z kieszeni płaski kawałek blaszki, który najwidoczniej przygotowała sobie wcześniej, po czym wsunęła go w szparę pomiędzy dwoma ceramicznymi fragmentami, podważając jeden z nich. Jak się okazało pod jedną z kafelek znajdowała się skrytka. Była natomiast pusta, co nieco zdenerwowało kociego bohatera. Widząc jednak dalsze poczynania przyjaciółki, nieco się uspokoił. Dziewczyna zastukała w podłoże skrytki, wystukując kilka razy jakieś konkretne hasło. W rezultacie podłoga skrytki rozsunęła się, ukazując zegarek wyglądający dokładnie tak jak ten, który Alix otrzymała na swoje piętnaste urodziny. I w teorii to był dokładnie ten sam zegarek, ale z nieco innej czasoprzestrzeni. Bo dokładnie ten który otrzymała znajdował się w rękach przyszłej Alix.
W sumie to jak się nad tym zastanowić, wygląda na to że w każdej linii czasowej przez jakiś czas przebywały dwa Miracula Królika. Bo przecież gdy Alix dostała zegarek, Miraculum Królika było bezpiecznie schowane w szkatule. A gdy Alix z przyszłości pojawiła się w ich wymiarze z uszkodzonym Miraculum Królika, wystarczyło że wzięła do ręki zegarek a my dowiedzieliśmy się, że dziewczyna cały czas nieświadomie była w posiadaniu magicznej biżuterii. Z tym, że Miraculum Królika wciąż było w szkatule. Czy to znaczy, że to konkretne Miraculum ma jakieś zabezpieczenie przed zniszczeniem? Królik zdecydowanie jest równie a może nawet bardziej zagadkowy, niż miracula Biedronki i Czarnego Kota razem wzięte.
Dziewczyna wzięła do ręki wspomniany przedmiot, a w ułamku sekundy tuż przed nią pojawił się Fluff.
Pierścień zapikał poraz pierwszy.
- Hej uszaty, gotowy wkroczyć do akcji? - uśmiechnęła się.
- O każdej porze, moja droga! - zaśmiał się stworek, robiąc rundkę dookoła posiadaczki.
Niebieskooka również się zaśmiała, po czym wystawiła zegarek do przodu.
- Fluff, rusz wskazówki! - zawołała entuzjastycznie, zapominając o echu które rozniosło się po muzeum.
Już po chwili przed kocim bohaterem pojawiła się jego wspólniczka, tym razem odziana w błękitno biały strój przypominający małego puchatego gryzonia. Chłopak zagryzł wargę rozglądając się, postanawiając zwrócić towarzyszce uwagę na to, że chyba była nieco za głośno. Jednak zanim zdążył się odezwać, głos ugrzązł mu w gardle.
Pierścień zapikał poraz drugi.
- Marinette? - jego oczy zrobiły się wielkie niczym spodki, gdy tuż przy wejściu do pomieszczenia, w drzwiach pojawiła się jego zaginiona przyjaciółka.
- Co? - Królix również odwróciła się w tamtą stronę, nieco zaskoczona.
W drzwiach stała granatowłosa, znajoma im dziewczyna o fiołkowych oczach. Była poobijana, jej włosy rozpuszczone i potargane, a ubrania brudne i podarte. W jej oczach wiała pustka, jednak na widok bohatera w czarnym lateksie zdawały się wręcz zaświecić.
- Czarny Kocie...? - odezwała się słabo, lekko się uśmiechając.
Superbohater natychmiast pojawił się przy dziewczynie chcąc ją podtrzymać, jednak gdy ta się cofnęła, pozostał jedynie przy opcji asekuracji bez dotykania. W końcu była okropnie poobijana, nie wiedział dokładnie co jej może być, a nie chciał złapać jej w nieodpowiedni sposób i przypadkiem sprawić dodatkowy ból. Alix natomiast zmarszczyła brwi na to nagłe wycofanie. Zaczęła się dokładnie przyglądać przyjaciółce.
Pierścień zapikał poraz trzeci.
- Marinette, nic Ci nie jest? Wszystko w porządku? Gdzie się podziewałaś? - przejął się chłopak, gotowy złapać ją gdyby miała się przewrócić.
- Chowałam się tu, w Luwrze. Wyjście z niego jest niemożliwe, nie chciałam przecież, żeby Shadybug mnie dorwała. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. Czy z moimi rodzicami wszystko w porządku? Czy z Alyą, Adrienem i Nino wszystko w porządku? - zapytała przejęta.
- Tak, są bezpieczni. Ale wszyscy się o Ciebie martwili, nawet nie wiesz jak JA się martwiłem. Shadybug powiedziała, że nie żyjesz. Tak się cieszę, że nic Ci nie jest. - uśmiechnął się łagodnie.
Granatowłosa nieco się zakłopotała, po chwili odzyskując rezon. Nie umknęło to jednak uwadze drugiej superbohaterki.
- Cóż, próbowała mnie zabić, ale jej się nie udało. Udawałam trupa, a ona się nabrała, dając mi spokój. Jak widać Biedronka nie jest tak inteligentna na jaką wygląda. - uśmiechnęła się niewinnie i uroczo.
Pierścień zapikał poraz czwarty.
W końcu Królix postanowiła dołączyć się do konwersacji.
- Wiesz co Marinette, wydawało mi się, że byłaś jedną z osób która najbardziej ze wszystkich wierzy w inteligencję Biedronki, nie licząc Czarnego Kota oczywiście. - uniosła brew. - Wydaje mi się, że jeśli Shadybug zależałoby na zabiciu kogoś, dokładnie upewniłaby się, że jest martwy. - zmarszczyła brwi, patrząc jej prosto w oczy.
– Jak widać, nie jest aż tak inteligentna. – wzruszyła ramionami nastolatka.
Wtem gdzieś w tle, za plecami Marinette Królix miała wrażenie, że mignęło jej coś pomarańczowego. Nie tracąc czasu, chwyciła w dłoń parasolkę, a drugą złapała zdezorientowanego Czarnego Kota, który właśnie miał zamiar się odezwać.
– Norka! – wrzasnęła, uaktywniając swoje moce, po czym wpychając kociego kompana do portalu.
Natychmiast wskoczyła za nim, zostawiając za sobą zszokowaną Marinette i zamykając przejście.
– Odbiło Ci?! A co z.. – nie dane mu było dokończyć, bo zaraz na jego głowie zamknęła się parasolka dziewczyny.
– Marinette? – zerknęła w jedno z okienek norki, ukazujące rzeczywistość z której właśnie uciekli.
Zgodnie z oczekiwaniami jej oczom ukazała się wbiegająca do pomieszczenia rozwścieczona Lisica. Marinette rozpłynęła się w powietrzu, a już po chwili pomarańczowy strój zniknął i w tym właśnie miejscu stała już zwyczajna, wcale nie magiczna Lila Rossi. W końcu teraz używała Miraculum, więc użycie mocy i czas były ograniczone również dla niej.
– To była tylko iluzja, nie prawdziwa Marinette. – odwróciła się, a w tym samym momencie strój jej przyjaciela również zniknął.
Chłopak próbował zdjąć sobie parasolkę z głowy, jednak bohaterka natychmiast mu to uniemożliwiła.
– Nie możesz zaglądać w czas. Wzięłam Cię tu tylko dlatego, żeby ratować Ci dupsko, więc musisz mieć ten parasol na głowie Kiciu. – mruknęła, wracając do zaglądania w poszczególne okienka.
W odpowiedzi usłyszała westchnienie.
– Nie mogę uwierzyć, że się nabrałem. To moja przyjaciółka, najlepsza wręcz. Ja po prostu... chciałbym wierzyć w to, że nic jej nie jest. – odparł smutno, bawiąc się palcami.
Królix spojrzała na niego ze współczuciem, jednak nie odpowiedziała. Zamiast tego zatrzymała się przy jednym z okienek, gdzie widać było dwójkę bohaterów przesiadujących na dachu. Zapewne mięli wtedy patrol.
– Kiciu, kiedy Biedronka ostatni raz pojawiła się na patrolu? – zagadnęła.
– Dokładnie tydzień przed pierwszym atakiem. – odparł, podnosząc głowę żeby na nią spojrzeć, zanim przypomniał sobie że przecież ma parasolkę na głowie.
– Dobra. Mam to. – zaczęła obserwować to, co się wtedy działo.
...
To był naprawdę spokojny dzień, z resztą nie jedyny. Zero akum, aktywność Władcy Mroku spadła do zera. Powinni zacząć się martwić, ponieważ mógł planować coś wielkiego. Ba, to było wręcz pewne, w końcu zdobył prawie wszystkie Miracula i biedne kwami były w rękach największego złoczyńcy nawiedzającego Paryż. Biedronka nie mogła powiedzieć, że się nie martwi. Codziennie próbowała rozgryźć, gdzie ukrywa się Monarcha i jak zwabić go, by odzyskać kwami. Ale z drugiej strony jej koci przyjaciel pilnował, by nie była to jedyna rzecz, która siedzi jej w głowie. Na każdym z patrolów próbował ją rozśmieszyć, przynosił karty, urządzał skromne pikniki żeby tylko nie myślała o najgorszym. Żeby nie zwariowała i mogła psychicznie odpocząć. Była mu za to bardzo wdzięczna, a porę patrolu stały się jej ulubioną częścią dnia.
Niestety patrole w końcu się kończyły, a ona musiała wrócić do domu. Pożegnała się z Czarnym Kotem i ruszyła po dachach w stronę swojego domu. Kilka fikołków, skoków między dachami, aż w końcu dotarła na dach najsłynniejszej piekarni w Paryżu. Wskoczyła przez balkon, rzucając się na łóżko.
– Odkropkuj. – rzuciła, obracając się na plecy.
Chwilę później strój superbohaterki zniknął, a na jej miejscu pojawiła się Marinette Dupain-Cheng, razem z malutką istotką latającą obok.
– Jestem wdzięczna Czarnemu Kotu, wiesz? – spojrzała na kwami, tuląc poduszkę. – Gdyby nie on pewnie już dawno bym zwariowała. Chociaż nadal twierdzę, że zawiodłam jako strażniczka. – posmutniała.
Czerwony stworek pojawił się tuż przed jej twarzą.
– Nie Marinette, jesteś naprawdę niesamowita. Zarówno jako Biedronka jak i jako strażniczka. Jesteś jeszcze młoda, błędy się zdarzają. I znalazł się ktoś kto wykorzystał twoją słabość, żeby Cię przechytrzyć. Myślałaś, że to był Adrien. Ale właśnie dlatego masz Czarnego Kota! Jesteście drużyną, on na pewno pomoże Ci to wszystko odkręcić. – powiedziała entuzjastycznie, składając delikatny pocałunek na czole swojej opiekunki.
Granatowłosa uśmiechnęła się lekko na wspomnienie swojego kompana.
– Miłość do Adriena przynosi mi tylko pecha. Może powinnam dać Kotu szansę, co myślisz Tikki? – spojrzała na jedno pojedyncze zdjęcie Czarnego Kota, znajdujące się w jej pokoju.
– Czujesz coś do niego?
– Sama nie wiem, ale... – podniosła się, biorąc zdjęcie do ręki. – On zawsze był przy mnie. Wspierał mnie, potrafił mnie rozśmieszyć. Nawet jak mnie wkurza to nie zamieniłabym go na nikogo innego. Myślę że... myślę że mogłabym dać mu szansę. Chciałabym dać mu szansę i zobaczyć co z tego będzie. – znowu wróciła wzrokiem do swojej kwami, która tylko się uśmiechnęła.
– Zrobisz jak będziesz uważać, ale teraz powinnaś się położyć. Jest już późno, a nie możesz spóźnić się do szkoły. – przytuliła się do jej policzka.
Nastolatka odwzajemniła uścisk kładąc delikatnie dłoń na swojej kwami, a chwilę później przykryła się kocem. Stworzonko wylądowało na poduszce obok niej, a już po chwili obie pogrążyły się w wyjątkowo spokojnym śnie.
...
– O matko... – ręka Królix wylądowała na jej ustach, a oczy rozszerzyły się w widocznym zaskoczeniu.
Dziewczyna połączyła kropki i zrozumiała, że zniknięcie Marinette i brak Biedronki na patrolach wcale nie były tylko głupim przypadkiem. Zatem coś musiało stać się z Marinette, tylko co? Gdy ostatni raz pojawiła się w szkole wyglądała na trochę przybitą, ale nie na tyle by miała opętać ją akuma. Poza tym... skoro to Biedronka została opętana akumą, Monarcha prawdopodobnie dowiedział się kim jest. Ale jak do tego doszło? Musiała się jak najszybciej dowiedzieć.
Dotknęła dłonią okienka i zaczęła przewijać, by zobaczyć co stało się potem.
...
– Ale na pewno to nie problem? – upewniła się Sabine, podając córce pudełko z tortem.
– Spokojnie mamo, dam sobie radę. Mam jeszcze pół godziny, a to nie jest przecież daleko. – uśmiechnęła się do rodzicielki, po czym opuściła piekarnię.
Tego dnia dziewczyna wstała wyjątkowo wcześnie, czym sama była zaskoczona. Obudziła się w dość dobrym humorze, zdążyła nawet zjeść śniadanie! Po ubraniu się i krótkim posiłku zeszła do piekarni, a wtedy mama postanowiła poprosić ją o przysługę. Pani Marié mieszkająca kilka przecznic dalej zamówiła tort urodzinowy dla swojej córki, której miała zamiar zrobić imprezę niespodziankę, gdy tylko wróci ze szkoły. Trzeba było więc dostarczyć ciasto z rana, a że rodzice Marinette byli zajęci, jej wczesna pobudka była dla nich bardzo na rękę. Dziewczyna od razu się zgodziła, w końcu nie miała nic do zrobienia przed szkołą. Kilka minut po wyjściu z piekarni dotarła na miejsce.
– Merci ma chère, pozdrów ode mnie rodziców! – uśmiechnęła się kobieta w średnim wieku, odbierając tort z rąk nastolatki.
– Nie ma za co, proszę przekazać córce wszystkiego najlepszego! – uśmiechnęła się, a potem pożegnała z kobietą i ruszyła w stronę szkoły.
Nie spieszyła się, uwinęła się w końcu w dziesięć minut więc miała jeszcze sporo czasu. Ruszyła więc spacerkiem między uliczkami, myślami wracając do wczorajszego dnia. Zamierzała porozmawiać z Czarnym Kotem o swoich uczuciach na najbliższym patrolu, tak więc nie mogła się doczekać wieczoru. Nie mogła się doczekać kiedy w końcu będzie mogła się przemienić i zobaczyć ze swoim kocurem. Rozanielona i zajęta myślami nie zwróciła uwagi na fakt, że od kilku minut ktoś ją śledził. Zorientowała się dopiero, gdy przeszyty zgrozą niski głos odezwał się tuż za jej plecami. I z przerażeniem stwierdziła, że bardzo dobrze zna ten głos.
– Witaj, Marinette. Znowu się spotykamy. – słysząc to, dziewczyna natychmiast się odwróciła.
Zbladła potężnie, kiedy jej największe obawy okazały się być prawdą. Przed nią stał nikt inny, jak Monarcha. Już raz widziała się z nim twarzą w twarz, jako Marinette. Jednak wtedy była to sytuacja zaplanowana, tym razem zmuszona była do improwizacji.
– Mo... Monarcha? – wydukała, cofając się o krok.
Odruchowo spojrzała na swoją torebkę. Szybko jednak wróciła wzrokiem w stronę mężczyzny, nie chcąc by czegokolwiek się domyślił.
– Mówiłam Ci... znaczy, Panu, że nie mam pojęcia gdzie mieszka Biedronka. – odezwała się ponownie, próbując wyczuć czego może od niej chcieć.
– Ah tak? A mi się wydaje, że jednak możesz coś wiedzieć. W końcu nie bez powodu dała wtedy ten brelok akurat tobie, prawda? I sądzę, że tu nie chodzi o twoją niezdarność, mimo że faktycznie bez kostiumu do najzgrabniejszych nie należysz. – mówił, podchodząc bliżej i zmuszając ją, by również się cofnęła.
Dziewczynie z emocji zrobiło się słabo. Cholera, czy on wie? Ale jakim cudem się domyślił? Nie, to musi być przypadek, myślała. Postanowiła więc grać na zwłokę.
– Masz na myśli... Multimysz? Cóż, nawet wtedy nie byłam jakoś specjalnie zgrabna prawdę mówiąc, w końcu wydałam swoją tożsamość na sam koniec no i Biedronka z Czarnym Kotem powiedzieli, że nigdy więcej nie będę mogła dostać Miraculum. Niezła wpadka, prawda? – zaśmiała się nerwowo. – Tak więc nie mam Ci nic do zaoferowania, nic więcej nie wiem.
Mężczyzna stał chwilę, przyglądając jej się. Jego wzrok zatrzymał się na jej uszach.
– Interesujące kolczyki. – mruknął, obserwując jej reakcję.
Marinette wewnętrznie spanikowała, jednak starała się nie dać tego po sobie poznać.
– Oh, te? Dostałam je od babci, dwa lata temu. – uśmiechnęła się delikatnie, jednak kącik jej ust nerwowo drgał. – To pamiątka rodzinna, jest dla mnie bardzo cenna. – dodała tak pewnie, że uznała, że sama by sobie uwierzyła.
Monarcha zmarszczył brwi, unosząc po chwili jedną z nich.
– Jesteś pewna, że od babci, a nie od dziadka? – zagadnął, a dziewczyna się zmieszała.
– C...Co? – spojrzała na niego zdezorientowana.
– Wang Fu, mówi Ci to coś? – rzucił niby od niechcenia.
Dziewczyna słysząc imię byłego strażnika zaczęła się nerwowo śmiać. Musiała zachować zimną krew. Musiała.
– Że kogo? Nie znam nikogo takiego. – rzuciła bez zastanowienia, co było dość istotnym błędem.
– Ah tak? – mężczyzna uśmiechnął się, widocznie rozbawiony sytuacją. – To ciekawe, bo dość często widuję Cię w towarzystwie tego oto człowieka, wraz z niejaką Marianne Lenoir.
W tym momencie Marinette przybiła sobie mentalnie piątkę ze swoim czołem. Ale gafa...
– Marianne? Oh... masz na myśli... Marianne i wujka Changa? To jeden z moich krewnych, od strony mamy. Ale nie znałam go pod tym imieniem o którym mówisz. Chyba, że to nie o niego chodzi, to nie mam pojęcia o kim możesz mówić. – odpowiedziała, znowu odzyskując pewność w swoim głosie.
Antagonista słuchał tego z powagą na twarzy, jakby zastanawiając się nad czymś. W pewnym momencie się odwrócił.
– Cóż, wygląda na to, że naprawdę nic nie wiesz, Marinette Dupain-Cheng. W takim razie więcej nie będę Ci przeszkadzać. Nooroo, Kaalki, połączcie się. – odwrócił się ponownie, po czym z lekkim, lecz w jego wykonaniu nieco strasznym uśmiechem pokłonił się na pożegnanie. – Voyage.
Portal otworzył się tuż za nim, a mężczyzna jak gdyby nigdy nic wycofał się i zniknął. Marinette musiała chwycić się w tym momencie ściany, żeby się nie przewrócić. Było blisko, pomyślała. Gdy tylko portal zniknął, torebka dziewczyny otworzyła się, a z jej wnętrza wychyliła się mała, czerwona istotka.
– Wszystko w porządku, Marinette? – rzuciła zmartwiona. – Może lepiej będzie jak wrócisz do domu?
Granatowłosa natychmiast pokręciła głową.
– To będzie zbyt podejrzane, jeśli wrócę teraz do domu. Poza tym nie wiem czy będę czuć się bezpiecznie, siedząc sama w pokoju. Nie po tym wszystkim. – odparła drżącym głosem, niemal szeptem.
Wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze kilka minut do rozpoczęcia lekcji, na spokojnie zdążyłaby dojść do szkoły spacerkiem. Jednak po tym niespodziewanym spotkaniu wolała znaleźć się w szkole najszybciej jak to możliwe. Puściła się więc biegiem, by po niespełna trzech minutach znaleźć się na szkolnym dziedzińcu. Wbiegła do szkoły, a jej niezdarna natura dała o sobie znać. Wpadła na kogoś, natychmiast rzucając przeprosinami niczym pociskami z karabinu maszynowego.
– Hej, hej! Spokojnie. Nic się nie stało. – usłyszała znajomy głos.
Spojrzała na osobę na którą wpadła. Adrien. Natychmiast się podniosła, rzuciła jeszcze jednym krótkim przepraszam po czym wyminęła zdezorientowanego chłopaka i pobiegła w stronę klasy. Przez to nagłe spotkanie z Monarchą przypomniała jej się wpadka z Felixem i po prostu nie była w stanie w tym momencie przebywać z chłopakiem, nie czując się zagrożona.
Gdy tylko wbiegła do klasy, zaczęła nerwowo wypakowywać swoje rzeczy. Alyi jeszcze nie było, ale musiała zająć czymś myśli więc najbardziej logicznym wyjściem z sytuacji było skupienie się na nauce. Przy okazji zrobi coś pożytecznego.
– Hej Marinette. – na ramieniu dziewczyny pojawiła się czyjaś dłoń, na co ta aż podskoczyła.
Odwróciła się, spotykając się ze zdziwionym spojrzeniem Alix, która aktualnie trzymała ręce w górze, jakby w geście niewinności.
– Oh, to ty. – odetchnęła, uśmiechając się lekko. – Co tam?
– Wpadłaś strasznie nerwowa do klasy, chciałam się spytać czy wszystko w porządku. – przechyliła głowę, przyglądając jej się.
– Nie, wszystko w porządku. – zapewniła ją. – Ja tylko... – zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się jakiej wymówki użyć.
Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że wcale nie potrzebuje żadnej wymówki.
– Zdałam sobie sprawę tuż przed szkołą, że dzisiaj jest sprawdzian z chemii, a ja nic nie umiem. Pani Mendeleiev mnie zabije... – jęknęła zrozpaczona, a Alix pokręciła głową.
– Powinnaś znaleźć trochę czasu na naukę między szyciem, spaniem a wzdychaniem do Adriena. Powodzenia. – poklepała ją po ramieniu śmiejąc się cicho, po czym odwróciła się i wróciła do swojej ławki.
Marinette uśmiechnęła się, po czym już spokojniej wypakowała resztę rzeczy z torby. Postanowiła nie przejmować się dzisiejszym zdarzeniem, a skupić się bardziej na nauce. W końcu Monarcha uwierzył, że nie ma ona nic wspólnego z Biedronką i Miraculami... prawda?
...
– A więc dlatego Marinette była tak nerwowa tego dnia... – wymamrotała pod nosem Królix, analizując każdy fragment jaki zobaczyła.
To wciąż nie było wystarczające. Niby Monarcha uwierzył, ale jednak następnego dnia Marinette nie pojawiła się w szkole. Coś musiało się wydarzyć.
Nastolatka zaczęła pluć sobie w brodę, że wpadła na genialny plan wychodzenia z norki podczas sprawdzianów. Mimo wszystko dobrze się uczyła i nie chciała zawalić roku. Ale gdyby została, na pewno wiedziałaby o tej sytuacji wcześniej i mogłaby coś zaradzić.
– Marinette? Co z nią? – usłyszała za sobą i odruchowo się obejrzała.
Na szczęście Adrien nadal siedział z parasolką nad głowie, z tą różnicą, że teraz Plagg siedział ze swoim serkiem na samym jej czubku. Wyglądało to conajmniej komicznie.
– Nie interere bo kociej mordy dostaniesz. – rzuciła tylko, po czym ignorując oburzenie chłopaka ponownie przewinęła kilka godzin do przodu.
...
Mimo wyraźnego postanowienia, Marinette nie potrafiła skupić się na lekcjach. Ciągle uciekała myślami do wcześniejszych wydarzeń, zamartwiała się i ponownie nadmiernie zaczęła martwić się losem kwami. Wierciła się w ławce a w pewnym momencie zaczęła mieć nawet omamy, że widzi jakiegoś złoczyńcę. Próbowała porozmawiać o tym z Alyą, jednak ta odpowiadała, że jest po prostu przemęczona. W końcu gdyby był jakiś złoczyńca, odpaliłby się akumowy alert. A po nim żadnego znaku nie było. Czy ja zwariowałam? Pomyślała. Tak czy tak jednego mogła być pewna. Władca Ciem powrócił i wcale sobie nie odpuścił. I ma ze sobą kwami.
Mimo zapewnienia przyjaciółki, że nic złego się nie dzieje, Marinette postanowiła zrobić po szkole mały patrol. Nie była w stanie czekać do wieczora. Po prostu musiała się upewnić, że to co wcześniej widziała to tylko głupie zwidy. Nie powiedziała również Alyi o spotkaniu z Monarchą, nie chciała jej martwić. Wiedziała też, że jej przyjaciółka mogłaby zareagować zbyt impulsywnie, a to mogłoby zdradzić jej sekretną tożsamość. Nie mogła w ten sposób ryzykować.
Po skończonych lekcjach pożegnała się z przyjaciółmi i wyszła z budynku. Schowała się w pierwszej lepszej uliczce, a chwilę później już skakała po dachach pod postacią nakrapianej superbohaterki. Wiatr we włosach nieco ostudził jej wrzące wręcz nerwy, pozwalając jej się nieco zrelaksować. Uśmiechnęła się mimowolnie, jednak już po chwili skupiła się na patrolowaniu miasta. Miała nadzieję, że Czarny Kot nie będzie się zbytnio martwił, jeśli ją zauważy. Również nie była pewna czy powinna mu mówić o dzisiejszej sytuacji, ponieważ była ona związana z jej sekretną tożsamością, której on nie znał. Czasem miała ochotę rzucić tym wszystkim i po prostu zdradzić mu kim jest jednak... wtedy wracają wspomnienia z pamiętnej walki z Białym Kotem. Nie ma zamiaru ryzykować, że to się kiedyś powtórzy.
Po około godzinnym skakaniu po dachach, Marinette postanowiła wrócić do domu. Nie zobaczyła niczego podejrzanego, a nerwy zdecydowanie się uspokoiły. Musiała po prostu coś sobie uroić. Nic złego się nie działo, Monarcha nic nie wie, żadnych nowych złoczyńców. Wciąż ma czas żeby obmyślić strategię i obgadać wszystko z Czarnym Kotem. Zahaczyła jojo o następny dach, a potem o następny. Już po chwili wylądowała na swoim balkonie, po czym zdejmując przemianę wślizgnęła się do środka. Zupełnie zapomniała o fakcie, że w sumie powinna wejść drzwiami, żeby zakomunikować rodzicom, że już wróciła. Ale jej rodzice i tak byli teraz w piekarni, a ona sama miała przygotowane milion wymówek na takie sytuacje, więc nie miała powodu by się przejmować.
Znalazła się na swojej antresoli, z której zaraz zaczęła schodzić na dół. Nieco zdziwiona, że jej kwami od razu wskoczyła do torebki spojrzała w jej stronę. Przecież są w jej pokoju, nie ma nikogo przed kim mogła by się chować. Uchyliła lekko torebeczkę, spotykając się z zaniepokojonym wzrokiem małej przyjaciółki.
– Co jest, Tik... – urwała, praktycznie schodząc na zawał gdy zobaczyła swojego arcy wroga siedzącego sobie na jej różowym krześle jak gdyby nigdy nic. – ...tik, tik, tik tak, taka już godzina? – zaśmiała się nerwowo. – Ojej, co pan tu robi? Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy. – cofnęła się nieco, gotowa by w razie potrzeby ponownie znaleźć się na balkonie.
Ten natomiast zareagował śmiechem. Śmiechem, który nie zwiastował nic dobrego, a przez który Marinette cała zesztywniała.
– Nawet nie próbuj uciekać, Marinette. Na dole są twoi rodzice, prawda? Jeden niewłaściwy ruch, a piekarnia pójdzie z dymem. – na te słowa dziewczyna zbladła.
Natychmiast porzuciła niewinną, przestraszoną pozę. Wyprostowała się i spojrzała na niego wrogo. Co jak co ale nie miał prawa zbliżać się do jej rodziny.
– Czego chcesz. – wywarczała, cofając się od schodów by dać mu zapewnienie, że nie ma zamiaru uciekać.
W głowie natomiast próbowała wymyślić jakiś plan by wydostać się stąd, wygonić Władcę Mroku i nie narażać przy tym swoich rodziców.
– Bardzo dobrze wiesz czego chcę, Biedronko. – uśmiechnął się, dając wyraźny nacisk na ostatnie słowo.
– Nie wiem o czym mówisz. – zacisnęła pięść, powstrzymując się od przemiany i rzucenia na niego.
Miała ochotę zedrzeć mu ten paskudny uśmieszek z twarzy, jednak musiała zachować zimną krew. Musiała grać na zwłokę.
– Ależ oczywiście, że wiesz. I wiesz również, że ja wiem. Myślałaś, że twój plan z przechytrzeniem mnie był taki genialny, a nie przewidziałaś faktu, że mógłbym się domyślić? – wstał, podchodząc do niej powoli. – Albo jesteś Biedronką, albo niewinnym cywilem którego ta pożal się Boże superbohaterka naraziła na śmiertelne niebezpieczeństwo. A wiesz co? – nachylił się do niej, a ta tracąc równowagę wylądowała na znajdującej się przy oknie różowej sofce. – Ja wybieram opcję pierwszą, bo przecież Biedronka znana jest z tego, że dobro innych stawia ponad swoje. Nie popełniłaby takiej gafy.
– Jak widać, jednak popełniła! – nie wytrzymując już dłużej i działając pod wpływem chwili, chwyciła poduszkę leżącą obok i cisnęła nią prosto w twarz mężczyzny.
Ten ryknął, cofając się do tyłu, co dało jej szansę, żeby uciec i ostrzec rodziców. Rzuciła się w stronę klapy, jednak użytkownik Miraculum Motyla na jej nieszczęście szybko zorientował się w sytuacji. Zdenerwowany podstawił jej nogę, przez co ta runęła na ziemię. Od razu stanął na klapie tak, by nie miała możliwości wyjścia. Dziewczyna spojrzała na niego spode łba i szybko się wycofała, znowu szukając potencjalnej broni w rzeczach znajdujących się w pokoju.
– Naprawdę chcesz narażać swoich rodziców? Może zamiast tego po prostu się przyznaj, że to ty jesteś Biedronką. Przecież i tak oboje wiemy, że to prawda. – gonił wzrokiem za gorączkowo przemieszczającą się po pokoju dziewczyną.
– Jak już mówiłam, nie wiem o czym mówisz! – wrzasnęła, dopadając do biurka i rzucając w złoczyńcę długopisami, nożyczkami, tym co właściwie wpadło jej w ręce.
Ten natomiast zgrabnie odbijał wszystko za pomocą swojej laski.
– Słuchaj, chcę załatwić tą sprawę polubownie, porozmawiać. – rozłożył ręce w pozornie przyjaznym geście. – Gdybym chciał, już dawno bym cię użądlił. Wystarczy tylko jedno słowo. – zastukał w rączkę swojej laski, w której prawdopodobnie ukryte były kwami.
Monarcha miał na sobie kilka Miraculów, ale nie wszystkie. Resztę najwyraźniej schował. Dziewczyna uznała to za szansę na odzyskanie niektórych z nich, mimo, że byłoby to równoznaczne do przyznania się że jest tym, za kogo ją uważał. W tej chwili myślała dość impulsywnie. Nie odpowiedziała mu więc, a rzuciła się w stronę swojego kubła z materiałami. Wzięła jeden z nich i rzuciła się na mężczyznę, rozwijając rolkę i zakrywając go płachtą różowej tkaniny.
– Chyba, że nie pozwolę Ci go wypowiedzieć! – rzuciła mu się na plecy, nie pozwalając wyswobodzić się z materiału.
Szybko przechwyciła Miraculum Pszczoły, które miał na głowie i już miała sięgać po kolejne, gdy mężczyźnie udało się uwolnić a dziewczyna z impetem uderzyła o ścianę. Jęknęła z bólu, jednak szybko się podniosła, przybierając pozycję bojową.
– Rozumiem, czyli wybierasz przemoc. – jej przeciwnik spoważniał, a jego spojrzenie wywołało u niej ciarki.
W tym samym momencie rzucili się na siebie. Władca Ciem postanowił, że nie będzie już jej pobłażał, przez co Marinette zdecydowanie ciężej było cokolwiek zaradzić w cywilnej postaci. Mimo wszystko nie miała broni, a jej zdolności fizyczne mimo że dobre, były zdecydowanie lepsze w postaci Biedronki. W momencie kiedy uciekając potknęła się o krzesło, lądując twardo na ziemi bez możliwości ucieczki, to był impuls. Wszystko było jej już jedno czy wiedział czy nie, ale pewnym było, że musiała chronić swoje Miraculum.
– Tikki, kropkuj! – wykrzyczała, a na jej ciele pojawił się znany wszystkim czerwony lateksowy strój w czarne kropki.
Kopnęła nachylającego się do niej mężczyznę, po czym chwyciła jojo w dłoń. Ten natomiast uśmiechnął się widząc, że wszystko idzie zgodnie z jego planem.
– No proszę, a jednak miałem rację. – odpadł z triumfem.
– Nie dostaniesz moich kolczyków. I ani mi się waż tknąć moich rodziców. – warknęła, rzucając bronią w jego stronę.
Mężczyzna zrobił zgrabny jak na niego unik, w rezultacie zamiast go zaatakować wybiła sobie szybę w oknie. Skrzywiła się nieco widząc to, jednak uznała że tym będzie martwić się później.
– Może po prostu się poddasz i oddasz mi swoje Miraculum? Wtedy wszystkim będzie łatwiej, nie sądzisz? A twoja rodzina i przyjaciele będą bezpieczni. – zasugerował Monarcha, uśmiechając się prowokująco.
– Niedoczekanie twoje. – warknęła, ponownie chwytając za jojo i podrzucając je w górę. – Szczęśliwy traf!
Monarcha spodziewając się takiego obrotu spraw postanowił wykorzystać chwilową nieuwagę nastolatki.
– Nooroo, Wayzz, połączcie się! – bohaterka słysząc to odruchowo spojrzała się na wroga, jednak za późno by zdążyć zareagować. – Osłona!
Nim zdążyła się zorientować, została zamknięta w tarczy stworzonej przez Miraculum Żółwia. Przeklęła pod nosem, uderzając w ścianę. Nie była w stanie zniszczyć osłony. Jedyną osobą która była w stanie to zrobić był Czarny Kot, a nie sądziła, by Monarcha miał zamiar szybko ją stąd wypuścić. Rzuciła szybko okiem na swój szczęśliwy traf, którym okazał się talizman. Kształtem przypominający ten który dostała od Adriena, jednak ten był czerwony w czarne kropki. Westchnęła. Nie miała pojęcia co miałaby z nim zrobić, ale nawet nie miała po co się zastanawiać. Szczęśliwy traf wylądował poza osłoną, nie miała do niego dostępu.
– Wygrałem. – usłyszała nad sobą.
Zmarszczyła brwi, patrząc na swojego nemesis spod byka. Fakt faktem, wygrał. Ale wystarczyło, żeby ktoś znalazł szczęśliwy traf i była pewna, że Czarny Kot zacznie jej szukać. Musiała tylko być cierpliwa.
– Za chwilę przejdziesz przemianę zwrotną i znowu będziesz bezbronna. – kontynuował, chodząc wokół niej.
Stając przed szczęśliwym trafem uśmiechnął się pobłażliwie, po czym ku zrozpaczeniu Marinette, kopnął go gdzieś pod szafkę. No to po szczęśliwym trafie.
– Nie wiem jak miałaś zamiar pokonać mnie jakimś breloczkiem, ale nie będzie ci on już potrzebny. – uśmiechnął się, podnosząc z ziemi Miraculum Pszczoły i ponownie zakładając. – Nooroo, Wayzz, Pollen, połączcie się.
Marinette zmieszała się i gorączkowo zaczęła szukać wyjścia z sytuacji. Czuła, że jest w coraz większej, czarnej dupie. Zostały jej dwie minuty do przemiany zwrotnej. Nie miała zbyt dużo opcji, w sumie to nie miała żadnej. Przeklęła ponownie, gdy usłyszała czwarte pikanie swoich kolczyków.
– Tik tak, jak to powiedziałaś wchodząc wcześniej przez balkon. Jak miło, że już wtedy odliczałaś sobie minuty. – zaśmiał się.
Dziewczyna zacisnęła pięści zdenerwowana. Ten sukinsyn czeka, aż będę bezbronna, pomyślała. Jej kolczyki zapikały poraz ostatni, a razem z tym jej kostium zniknął, zastąpiony normalnymi ciuchami. W tym samym momencie znikła również osłaniająca ją tarcza. Marinette próbowała jeszcze ostatkami nadziei się bronić i odskoczyła, próbując uciec. Było już jednak za późno.
– Żądlić! – to ostatnie co usłyszała, zanim jej ciało wraz ze świadomością zostało sparaliżowane. – I kto tu jest teraz oślą łąką?
Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie, biorąc swoją młodą rywalkę na ręce. Widząc, że kwami Biedronki próbuje uciec, sprytnie chwycił za kolczyki i zdjął z uszu młodej opiekunki, sprawiając, że znikło. Wszystko poszło dokładnie zgodnie z planem.
– Voyage. – powiedział, a chwilę później zniknął w portalu, zostawiając za sobą jedynie zdemolowany pokój dziewczyny.
...
Królix zmarszczyła brwi.
– Po tym co zobaczyłam może to niezbyt dobry moment na takie pytania, ale co do cholery oznacza "ośla łąka"? – zwróciła się do posiadacza pierścienia.
Chłopak mimowolnie zaśmiał się, słysząc te słowa.
– Był taki dzień, że Monarcha próbował zdobyć adres Biedronki, a my go sprytnie przechytrzyliśmy. Znaczy w sumie to Kropeczka. Ja znam tylko tą część planu w której udaję figurę woskową, pan Motylek wyciąga z mojego dzwoneczka karteczkę z napisem "ośla łąka" myśląc, że to część adresu, a Biedronka chwyta go swoim jojo. Plan wybornie idealny. – powiedział dumnie, zupełnie tak, jakby sam go wymyślił. – Szkoda tylko, że nam uciekł i w rezultacie nie odzyskaliśmy nic. Skotaklizmowałem go... – dokończył już półszeptem.
– Co? – oczy bohaterki rozszerzyły się, a ona sama wróciła do okienka szukając opisanej przez Czarnego Kota sytuacji.
Po chwili znalazła. Przestudiowała wszystko co się działo, od nocowania Alyi u Marinette, poprzez niespodziewaną ale jednak wyczekiwaną wizytę Monarchy, aż po faktyczne ich spotkanie z nemesis i jego ucieczkę ze szczęśliwym trafem.
– Wy to jesteście tępi. – pokręciła głową. – Serio? Marnowaliście czas opowiadając swój genialny plan zamiast po prostu zabrać mu Miracula? I nie pomyśleliście, żeby w pierwszej kolejności zabrać mu Miraculum Konia? Nie miałby jak uciec! – oburzyła się właścicielka zegarka.
– No co, ten plan był tak genialny, że szkoda byłoby się nim nie pochwalić. – oburzył się, po chwili jednak rozumiejąc drugą część zdania. – Oh...
Dziewczyna wywróciła oczami.
– Przemieniaj się i idziemy. Już wiem wszystko co powinnam wiedzieć. – rzuciła, podchodząc do okienek w poszukiwaniu dogodnego czasu i miejsca na wyjście z ukrycia.
_____________________
YOOO drugi tego dnia i najdłuższy jak do tej pory rozdział w tej książce, bo niemal 6k słów. Pierwszy raz napisałam aż tyle w jednym rozdziale xD Ale uznałam że jak już mam jeden wątek to muszę to konkretnie zamknąć, zamiast chamsko urywać w połowie. W końcu wiadomo co się stało z Marinette, ale wciąż nie wiadomo jak doszło do akumizacji.
Co powiecie na to, by każdy następny rozdział zaczynał się ujawnieniem rąbka tego, co działo się z Marinette przed opętaniem przez motylka? 😌
Jak wam się w ogóle podoba to co się dzieje dotychczas? W końcu pojawiła się Lila. Jak myślicie, ile ona ma z tym wspólnego?
Łapcie rozdział na dobranoc i do następnego ❤️
~ Kartofel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro