Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 | Motyw i sentymenty

– Jesteś okropną przyjaciółką. Biedna Lila tyle przez Ciebie wycierpiała, jak mogłaś?

Nie... Alya...

– Naprawdę myślałaś, że Adrien może zakochać się w kimś takim? Bardzo dobrze, że sobie odpuściłaś, bo jesteś żałosna. Totalnie żałosna.

Nie mamy wpływu na nasze uczucia. To jego życie...

– Nie zasługujesz na miano Biedronki ani strażniczki. Fu popełnił błąd wybierając Cię.

Marianne, nawet ty?

– Nie wierzę, że tyle czasu na Ciebie zmarnowałem. Twoja melodia... To najgorsza ze wszystkich jakie kiedykolwiek słyszałem. Lepiej przestań grać, bo nie zniosę jej dłużej.

Luka...

– Marinette, Księżniczko...

Czarny Kocie? Czarny Kocie, to ty? Dzięki Bogu, już myślałam, że...

– Jak mogłaś mnie tak okłamywać? Myślałem, że Ci na mnie zależy. Nie chcę być już dłużej twoim partnerem. Z nami koniec.

Kocie...

– Marinette...

Adrien?

– Tak bardzo chciałbym znowu spotkać swoją mamę...

Podniosła się, cała zalana potem. Po dwóch dniach bezsenności w końcu udało jej się zasnąć, jednak skończyło się to tylko jednym wielkim koszmarem. Koszmarem w którym wszyscy jej najbliżsi odwrócili się od niej. Znienawidzili ją. Oraz w którym musiała oglądać rozpaczającego Adriena, który czuje się samotny... było jej go cholernie szkoda. Tak bardzo chciałaby dać mu wsparcie i rodzinne ciepło na jakie zasługuje. Tak bardzo chciałaby być teraz przy nim. Nie czuła już do niego tego romantycznego uczucia jakie czuła wcześniej, ale wcale nie oznaczało to, że jej nie zależy.

Poruszyła się niespokojnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle usłyszała, że coś delikatnie stuka o ziemię, jakby spadło. Spojrzała w tamtą stronę, a jej oczom ukazał się amulet. Dokładnie ten sam, który dostała od Adriena na urodziny. Zupełnie zapomniała o tym, że ma go przy sobie. Wzięła go szybko do ręki oglądając dokładnie, czy aby na pewno nie został w żaden sposób uszkodzony. Sporo się działo przez ostatnie dni, więc chciała mieć pewność. Na szczęście był cały, ani jednej rysy. Aż dziwne, że nie zauważyła jego obecności wcześniej. Odetchnęła z ulgą, po chwili jednak smętniejąc. Szczęśliwy amulet, tak? To dlaczego jest teraz w takiej sytuacji, w takim miejscu? Dlaczego nikt się nie przejął? Dlaczego ON się nie przejął? Nie potrafiła tego pojąć. Tak jak nie wierzyła w przesądy, tak w te amulety miała naprawdę wielką wiarę. No ale cóż, może po prostu na to zasłużyła.

Tak się skupiła na tym wszystkim, że nie zauważyła zbliżającego się przeklętego owada, nie usłyszała trzepotu jego małych skrzydełek. A może to jednak ten owad postanowił się zakraść? W każdym razie zwróciła na niego uwagę dopiero w momencie, kiedy podleciał do trzymanego przez nią przedmiotu i nim zdążyła zareagować, przed jej twarzą ukazał się symbol motyla. Upuściła amulet, otwierając szeroko oczy.

Witaj ponownie, Biedronko. Przemyślałaś moją propozycję? – znajomy męski głos rozbrzmiał w jej głowie.

Natychmiast złapała się za głowę i zaczęła nią kręcić, nieco spanikowana. Była teraz w o wiele większych emocjach niż poprzednio co oznaczało, że trudniej będzie jej się oprzeć. I nic nie mogła poradzić na to że bała się, iż właśnie tak się stanie. Tikki mówiła jej kiedyś, że akumy zostawiają tych, którzy widzą inne wyjścia z sytuacji i potrafią kontrolować swoje emocje. Problem w tym, że ona w tym momencie właśnie innego wyjścia nie widziała, a jej emocjom zdecydowanie daleko było do opanowania.

– Zostaw mnie. Nie chcę z tobą współpracować. – wydusiła, mierząc się z coraz to większą migreną.

Im bardziej starała się opierać, tym bardziej ból głowy się nasilał. Szczególnie, że jej negatywne emocje z każdą chwilą tylko rosły, zamiast niknąć.

Czyżby? Słyszałem trochę z twojej wczorajszej rozmowy z króliczą przyjaciółką. I wiesz co? Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. – zaczął mówić, a dziewczyna była pewna, że właśnie w tym momencie jego usta wykrzywiły się w nikczemnym uśmiechu. – Zawsze mówiłem, że chcę wypowiedzieć życzenie. Ale co jeśli ty również tego chcesz? Z tej współpracy mogłyby wyjść korzyści dla nas obojga, nie sądzisz?

Dziewczyna zaniemówiła. Ona, życzenie?

– Nie! Nie chcę wypowiadać żadnego życzenia! To niemoralne. – pokręciła głową, usilnie próbując się bronić.

A co z twoim przyjacielem? – odezwał się ponownie, na co natychmiast znieruchomiała. – Daj spokój, przecież umiem czytać twoje emocje. Bardzo dobrze wiem czego pragniesz. A pragniesz zemsty na tych, którzy Cię skrzywdzili i życzenia. Mam rację?

Czy miał rację? Być może. Czy chciała się do tego przyznać? Oczywiście, że nie. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że mogłaby myśleć o czymś takim. Nie życzyła nikomu źle, nie ważne jak bardzo by kogoś nienawidziła.

– Każde życzenie ma swoją cenę. A ta byłaby naprawdę wysoka. – mówiła coraz ciszej, patrząc niemrawo na leżący nieopodal amulet. – Poza tym, zabrałeś moje miraculum. Nie miałabym jak wypowiedzieć życzenia. Chcesz mnie po prostu wykorzystać.

– Ah tak? – wzdrygnęła się nieco orientując się, że głos który słyszy nie znajduje się już więcej w jej głowie, a jego źródło znajduje się tuż obok niej. – Ja zawszę dotrzymuję obietnic. Po prostu oczekuję tego samego od Ciebie.

Podniosła niepewnie głowę, by zobaczyć jak tuż przed nią stoi Monarcha we własnej osobie. Ale to nie wszystko, bo wyciągał w jej stronę rękę, na której leżały dwa małe, czerwone kolczyki w czarne kropki. Jej miraculum... wyciągnęła szybko rękę w ich stronę, jednak zawahała się. Wzięcie ich w ten sposób będzie się równało z poddaniem się. Była słaba, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie i wątpiła w to, że nawet magiczne kolczyki mogłyby to zmienić. Z drugiej jednak strony miała okazję odzyskać JEJ kolczyki a wraz z nimi uwolnić Tikki.

– No dalej. Weź je, przemień się. Są twoje. A co do ceny... Jestem pewien, że coś wymyślisz. Może to byłaby idealna zemsta dla tych, których tak nienawidzisz? – zasugerował, podsuwając dłoń bliżej nastolatki.

Dziewczyna przez dłuższą chwilę biła się z myślami, wpatrując się w lekko świecąca na czerwono biżuterię. Przygryzła nerwowo wargę, a chwilę później szybko zgarnęła bibelot z ręki swojego nemesis. Ścisnęła je w dłoni, kolejny raz bijąc się z myślami. Nie powinna tego robić, nie powinna ich brać. Jej umysł z każdą sekundą w której akuma znajdowała się w amulecie płatał jej coraz większe figle. Bała się, strasznie bała się, że podejmie złą decyzję. Ale była zbyt sparaliżowana, by sięgnąć po amulet. Zbyt zdruzgotana by odrzucić akumę. I zbyt emocjonalnie przywiązana do przedmiotu, żeby go tak po prostu zniszczyć. Bo tym razem magiczne biedronki by tego nie naprawiły. Mężczyzna stojący koło niej natomiast cierpliwie czekał, nie pospieszał jej, nie naglił. Po prostu czekał. W końcu nastolatka podjęła decyzję, chciała walczyć. Poczuła adrenalinę i determinację, które pomimo ryzyka zmusiły ją do założenia kolczyków. Po chwili przed jej twarzą pojawiła się mała kwami, która nieco zdezorientowana szybko się rozejrzała. Orientując się w sytuacji, zaczęła latać wokół Marinette, próbując nerwowo jej coś przekazać.

– Marinette, nie przemieniaj się! To zły pomysł, najpierw musisz odrzucić negatywne emocje! Marinette! – nawoływała, ale dziewczyna zdawała się jej nie słyszeć, ponownie ślepo patrząc się w amulet.

– Tikki... – zaczęła, powoli się podnosząc. – Kropkuj. – po tych słowach mała kwami mimo jawnych protestów została wciągnięta do kolczyków, a na ciele dziewczyny pojawił się znany tak dobrze czerwony strój w czarne groszki.

Stanęła w bojowej pozycji, chwytając swoje jojo. Zakręciła nim, jednak dalej stała w miejscu. Nie była w stanie nic więcej zrobić. Chciała zaatakować Monarchę, złapać go i zabrać mu miraculum. Jednak coś ją powstrzymywało, jakaś nieznana bariera trzymała ją w miejscu nie pozwalając się ruszyć. Była pewna, że to wina akumy coraz to bardziej panującej nad jej umysłem. Przeklęła pod nosem, ponownie padając na kolana. Ból głowy był coraz bardziej nie do zniesienia.

– Ulegnij. Jeśli to zrobisz, cały twój koszmar się skończy. Będziesz wolna i żadna moralna bariera nie będzie cię już ograniczać. – mówił spokojnie mężczyzna, próbując ją przekonać, że to dobry pomysł.

Po jej policzkach popłynęły łzy. Czuła, że zawiodła. Nie była w stanie uratować siebie, a co dopiero ratować innych. Była beznadziejną superbohaterką. Paryż zasługiwał na kogoś lepszego. Czarny Kot zasługiwał na kogoś lepszego.

"Jeśli miałabym zakończyć swój żywot, to tylko i wyłącznie w heroicznym czynie."

W jej głowie ponownie zagościła wczorajsza myśl. A gdyby tak faktycznie wypowiedzieć życzenie? Gdyby tak... Adrien w końcu byłby szczęśliwy. Może chociaż wtedy poczułaby się godną bohaterką. A zemsta? Nie mogła tego zrobić. Chociaż z drugiej strony...

Bohaterka podniosła na swojego nemesis słabe, ale zdeterminowane spojrzenie. Zauważyła w jego oczach złowieszczy błysk. On już wiedział, że się poddała.

– Zapytam więc ponownie. Dam Ci moc, która pomoże Ci się zemścić na tych, którzy Cię zawiedli lub skrzywdzili. W zamian za to zdobędziesz miraculum Czarnego Kota, by nasze życzenie mogło zostać spełnione. Czy przyjmujesz moją propozycję, Shadybug?

Dziewczyna wzięła w swoje ręce leżący na ziemi amulet, podpisując tym samym swoją klęskę. Wraz z podniesieniem przedmiotu ulotniły się wszystkie moralne zasady jakie sobie postawiła, a jakąkolwiek niewinność przysłoniła chęć zemsty. Miała dość ludzi, którzy niesłusznie ją oskarżają. Miała dość ludzi, którzy z niej szydzili. Miała dość ludzi, którzy nie potrafili okazać wdzięczności. Dość bycia bohaterką, która nie patrzy na prywatne życie i ratuje nawet swojego największego wroga. Dość uczuć, które i tak nigdy nie mogły być odwzajemnione. Po prostu miała dość. Dość bycia kochaną przez wszystkich Biedronką i niewinną Marinette.

– Zgoda, Monarcho. Niech Paryż pożegna się ze swoją bohaterką, bo już nigdy więcej jej nie zobaczy. – rzekła dobitnie, a jej ciało pokryła fioletowa mgła.

W ten właśnie sposób zakończyły się spokojne dni dla Paryżan a nastąpił czas terroru, strachu i niepewności.

~*~

– Gdzie ta cholera się podziała? – warknęła anty-bohatetka, przeskakując z budynku na budynek i rozglądając się dokładnie.

Otworzyła swoje jojo, kolejny już raz tego dnia próbując się dodzwonić do swojej – w teorii – sojuszniczki. Od pamiętnej nieudanej misji minął tydzień. Tamtego dnia Lisica oddzieliła się od niej mając tylko jedno zadanie do wykonania, a finalnie po prostu znikła. Shady nie widziała jej od tamtego momentu, podejrzewając że albo została schwytana przez rebelię albo, co jej zdaniem jest bardziej prawdopodobne, zwyczajnie ich zdradziła. W każdym razie musiała ją odszukać, by ta niczego nie namieszała i nie utrudniła im sprawy. Prychnęła, kiedy włączyła się poczta głosowa znacząca, że nastolatka nie jest nawet przemieniona. Jeśli została schwytana przez rebelię to po telefonie na pewno jej nie namierzy, biorąc pod uwagę, że na pewno wzięli w swoje szeregi Max'a. Wściekła do granic możliwości ciemnowłosa ścisnęła w dłoni swoją broń, po chwili wyrzucając ją w powietrze.

– Szczęśliwy traf! – zawołała, licząc albo na coś przydatnego albo takiego, by mogła się wyżyć.

W jej ręce wpadła czerwona w czarne grochy maszyna do szycia. Dziewczyna zamrugała zdziwiona. Był to bardzo dziwny szczęśliwy traf patrząc na to, jakie rzeczy trafiały jej się zazwyczaj w tej formie. Nie była to żadna bomba, nic czym mogłaby sensownie zaatakować. Po dłuższym przyglądaniu się przedmiotowi cisnęła nim w pierwszy lepszy samochód, w którym pod wpływem uderzenia natychmiast włączył się alarm. Potarła skronie zdenerwowana. Miała przeczucie, że ten szczęśliwy traf nie był skierowany do niej a do prawdziwej Biedronki, superbohaterki. Od ostatniego incydentu Tikki nie odezwała się ani słowem, ale nie znaczyło to wcale, że nie stawiała oporu. Parę dni wcześniej na przykład jej strój sam z siebie po prostu zniknął, odbierając jej równocześnie jej moce. A innego razu jej jojo zaczęło żyć własnym życiem, przez co niemal spadła z wieży Eiffla. Do tego od dwóch dni doskwierały jej potworne bóle głowy, a dzień wcześniej zauważyła nawet dziwne blizny na swoim policzku. Sprawcą tych zdarzeń mógł być nikt inny jak tylko sama kwami. Tak przynajmniej założyła, no bo jak inaczej miała wyjaśnić to, co się działo? No i pasowało to do wcześniejszego buntu jej małej opiekunki.

Westchnęła i spojrzała ponownie na leżącą w oddali maszynę do szycia. Pstryknęła palcami a ta natychmiast zniknęła. Ponownie chwyciła swoją broń, po czym patrząc na nią podejrzliwie zarzuciła gdzieś na dalsze zabudowania. Tym razem na jej szczęście obyło się bez problemu i już po chwili leciała przez Paryż, skacząc po kolejnych dachach i kierując się w nieokreśloną bliżej stronę. Zamknęła w pewnym momencie oczy, ciesząc się odbijającym się od jej twarzy chłodnym wiatrem. Uśmiechnęła się. Kochała to uczucie niezależnie od tego, po jakiej stronie teraz była. Czuła się wolna i szczęśliwa. Otworzyła oczy, by nie zderzyć się z niczym i ponownie zarzuciła bronią. Po paru minutach takiego biegu i skakania zatrzymała się. Spojrzała w dół, gdzie jej oczom ukazała się piekarnia. Sama nie wiedziała, czemu jej nogi poprowadziły ją akurat tutaj. Chwilę stała w ciszy, przyglądając się temu miejscu, po czym zeskoczyła. Zapomniała na chwilę o swoich poszukiwaniach lisiej zdrajczyni i nie zastanawiając się dłużej uchyliła drzwi sklepu. Do jej uszu dotarł dźwięk zawieszonego nad drzwiami dzwoneczka oraz skrzypnięcie spowodowane uszkodzeniami, jakich sama narobiła w całym Paryżu. Zrobiła krok do przodu i rozejrzała się. Ogarnął ją lekki smutek widząc puste półki, na których nie było ani jednej bułeczki czy croissanta oraz pustka panująca w tym zwykle tętniącym życiem miejscu. Zaczęła w tym momencie zastanawiać się, czy z jej rodzicami na pewno wszystko jest w porządku. Jak każde inne miejsce piekarnia nie uniknęła zniszczeń, jednak do tej pory dziewczyna raczej się tu nie zjawiała. Zwyczajnie unikała tego miejsca, podświadomie nie chcąc zrobić krzywdy żadnemu z domowników jak i również bojąc się, że przy konfrontacji z rodzicami straci nad sobą kontrolę i się podda. Wiedziała, że ze wszystkich ludzi ich nie była w stanie skrzywdzić.

Przejechała dłonią po zakurzonej już ladzie po czym spojrzała w stronę drzwi prowadzących na schody. Ruszyła w tamtym kierunku. Naprawdę nie wiedziała, co nią w tym momencie kierowało, ale nie zastanawiała się nad tym zbytnio. Stanęła na pierwszym schodku, przejeżdżając dłonią po drewnianej barierce. Zaczęła powoli stawiać kolejne to kroki, rozglądając się dookoła jakby w poszukiwaniu jakichkolwiek zmian lub jakby chciała przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z tego miejsca. Po paru minutach znalazła się przed drzwiami swojego rodzinnego mieszkania. Chwyciła za klamkę i nacisnęła delikatnie. Były zamknięte. Zdenerwowana nieco tym faktem wzięła zamach i wykopała drzwi z zawiasów, tym samym bez większych już później problemów wchodząc do środka. Ponownie się rozejrzała, tym razem zatrzymując spojrzenie na niewielkiej kuchni. Z jakiegoś powodu do jej głowy uderzyło wspomnienie, w którym Czarny Kot zjawił się w tym miejscu przez nieporozumienie, a jej tata zawzięcie próbował ich zeswatać. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że jej uczucia do tego dachowca staną się realne, wyśmiałaby go. Uśmiechnęła się lekko, jednak po chwili pokręciła głową, przywołując się do porządku. Weszła głębiej i usiadła na kanapie znajdującej się w salonie. Posmutniała, przypominając sobie jak razem z tatą robili sobie turnieje grając w Ultra Mecha Strike 3, robiąc sobie przy tym różnego rodzaju zakłady. Nagle jednak podniosła się, ponownie kręcąc głową. Warknęła zdając sobie sprawę, że przyszła dokładnie w to miejsce, które wskazał jej szczęśliwy traf. Nie mogła pozwalać sobie na sentymenty. Musiała się skupić, a tymczasem dała się wkopać w pułapkę którą przygotowała jej kwami. Rzuciła się biegiem w stronę schodów do jej pokoju. Nie, poprawka. Do pokoju Marinette. Ten uroczy różowy pokój nie należał przecież do bezwzględnej terrorystki tylko do uroczej nastolatki ze słabością do ładnych, miłych chłopców. Wparowała do pomieszczenia, niemal wyrywając klapę z zawiasów. Jej oczom ukazał się pokój. Rozwalony pokój, niemal nietknięty od ostatniego razu, gdy została uprowadzona przez Monarchę. Skrzywiła się, gdy przyszło jej na myśl, że być może nikt tu nawet nie zaglądał od tego czasu. Jej wzrok spoczął na tablicy ze zdjęciami. Wskoczyła na antresolę i wzięła do ręki jedno z nich. Była na nim razem z Adrienem. Było to zdjęcie z czasów, gdy jeszcze darzyła chłopaka wyjątkowym uczuciem, dlatego na jej policzkach malował się delikatny rumieniec spowodowany tym, że blondyn ją obejmował. Lub właściwe samą jego obecnością, taka opcja też była możliwa, ale już nie pamiętała. Teraz nie była już w nim zakochana, chociaż wciąż ceniła go sobie jako przyjaciela. W końcu wszystko co teraz robiła, robiła właśnie dla niego. To było właśnie to, co ostatecznie blokowało jej możliwość odrzucenia akumy. Przecież tak naprawdę nie miała ona złego celu. Zniszczony Paryż i tak zostanie naprawiony i nikt nawet nie będzie pamiętał co się stało. Nikt nie będzie pamiętał o niej.

Zostawiła zdjęcie na poduszce i zerknęła w bok, gdzie ukazały jej się dwie szmaciane laleczki. Podobizny jej i Czarnego Kota. Wzięła do ręki pluszową Biedronkę i po dłuższej chwili ścisnęła ją nieco mocniej. Co z niej za Biedronka? Miała chronić Paryż, a zamiast tego go niszczy. Nie, przecież nie jest już Biedronką. Teraz jest Shadybug. To nie Shady jest słaba, tylko Marinette. To Biedronka jest słaba. To ona nie potrafiła uchronić się przed Monarchą. To ona nie potrafiła ochronić miraculi i kwami. To ona wszystkich zawiodła i zdradziła swoją tożsamość przed największym nemesis. To ona była problemem. Biedronka, Marinette. To Marinette była źródłem wszystkich jej problemów. To rzeczy z nią związane powodują, że jako Shady również staje się słaba. Ogarnęła ją furia. Cisnęła maskotką przez pokój, a następnie wyrzuciła jojo w górę.

– Szczęśliwy traf! – zawołała, a w jej ręce pojawił się granat. – Wreszcie coś przydatnego. – prychnęła, po czym bez zastanowienia rzuciła bombą wgłąb pokoju.

Nastąpił wybuch, a ona szybko wyskoczyła na zewnątrz. Spojrzała na budynek, który został mocno uszkodzony w górnej części, ale nie całkowicie zniszczony. Warknęła, nie czując dostatecznej satysfakcji. Ponownie przywołała swoją moc, by już po sekundzie rzucać kolejnymi materiałami wybuchowymi. I znowu i jeszcze raz. Tak długo, aż budynek nie zawalił się całkowicie. W jej oczach pojawiła się zimna obojętność. Nienawidziła Marinette. Nienawidziła jej nawet bardziej niż Lili Rossi.

Zmarszczyła brwi, po czym odwróciła się tyłem. Chwyciła za jojo i zarzuciła je na najbliższy budynek, by zaraz lecieć dalej przez Paryż. Miała w końcu jeszcze zdradzieckiego lisa do złapania. To nie czas na sentymenty.

__________________________________

Rozdział miał być dłuższy, ale ze względu na to, że i tak długo czekacie postanowiłam podzielić go na dwa. Mam nadzieję, że się podoba. Wątek z akumizacją Marinette zakończony, więc teraz będę się skupiać na teraźniejszości i właściwej akcji.

I ja wiem, że Shady jedyne co miała mieć wspólnego z Miraculous Paris to wygląd i imię, ale uznałam że wątek z wyniszczaniem będzie dobrym wątkiem tutaj. Szczególnie, że w tym uniwersum Marinette jeszcze nie ma tym pojęcia, że ciągłe używanie mocy bez przemian tak wyniszcza (fanfik ten zaczęłam pisać ledwo po pierwszych zapowiedziach odcinka specjalnego więc w tym uniwersum akcja z Betterfly i resztą nigdy nie miała miejsca, zatem Tikki nie mogła jej tego powiedzieć. Możecie to uznać za kolejne alternatywne uniwersum gdzie Shady jest wywołana przez akumę a nie przez Suprime c:).

Przed nowym rokiem rozdział się już nie pojawi, ponieważ spędzam go z dziewczyną, ale życzę wam wszystkiego dobrego w nowym roku i mam nadzieję, że wypoczęliście w święta i dobrze je spędziliście.

A i w ogóle to będę robić cosplay Czarnego Kota, mogę się nim pochwalić tutaj jak zrobię? Bo się nim jaram strasznie xD Może jakieś ładne focie z nawiązaniem do książki zrobię to jeszcze tematycznie będzie.

Pozdrowionka ~

~ Kartofel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro