Rozdział 2
Marie siedziała z kubkiem herbaty na kuchennym parapecie, z którego miała idealny widok na ulicę i kawiarnię. Przyglądała się, jak Katherine przepychała się między stolikami. Pogoda tamtego dnia sprzyjała, więc większość miejsc na zewnątrz była zajęta. Stuart zastanawiała się, czy nie zaproponować pomocy obsłudze, jak miała to w zwyczaju. Tym razem nie chodziło o pieniądze, ponieważ ostatni przelew od Stylesa opiewał na sporą sumę. Pragnęła po prostu zająć czymś myśli na jakiś czas. Nie chciała jednak rozstawać się z telefonem. W kawiarni nie mogłaby go używać, więc co by się stało, gdyby Harry w końcu się odezwał, a ona nie mogłaby odebrać? Nie chodziło tutaj bynajmniej o to, że Marie Anne była na każde jego zawołanie, jak mogło się na pierwszy rzut oka wydawać. Brunet po prostu nie dawał znaku życia od ich ostatniego spotkania parę tygodni temu, które zakończyło się dla niej niezbyt przyjemnie. Było to do niego niepodobne, ponieważ zwykle, gdy przebywał w Londynie spotykali się co dwa dni, a czasem nawet codziennie. Przez moment sądziła, że Styles nie chciał się z nią widzieć przez słowa jakie padły z jego ust. Problem tkwił w tym, że nie należał on do grupy osób, która odczuwała jakiekolwiek, nawet najmniejsze wyrzuty sumienia.
Nie tylko to zaprzątało myśli Marie. Spojrzała po raz kolejny na laptopa, stojącego na stole, a po jej ciele przeszedł dreszcz. Nie wiedziała dlaczego po zerwaniu ze starym życiem nie zmieniła adresu skrzynki elektronicznej. Chociaż nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ w tamtym okresie miała o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Nie sądziła, że ktokolwiek ją tutaj znajdzie. Osoba, która do niej napisała mogła znać adres skrzynki, ale skąd miałaby wiedzieć w jakim mieście zamieszkała? Marie Anne zaczęła przez to popadać w niemały obłęd. Przestała czuć się bezpiecznie. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie mogła po raz kolejny uciec.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Marie miała ochotę go zignorować. Nie miała sił na odesłanie natręta, który przyszedł, aby coś jej sprzedać, a tym bardziej na przyjmowanie niezapowiedzianych gości. Mimo tej niechęci Stuart poszła sprawdzić, kto postanowił nieświadomie uratować ją, chociaż na chwilę od zaprzątających myśli kobiety problemów. Ku zdziwieniu Marie za drzwiami nie zastała nikogo. Już miała trzasnąć nimi, przy okazji klnąc pod nosem na osobę, która wycięła ten głupi żart, gdy po niewielkim przedpokoju rozniósł się dzwonek jej telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się imię, które tak bardzo pragnęła zobaczyć.
– Harry? – w jej głosie pobrzmiewało szczęście oraz nadzieja, świadczące o uzależnieniu Marie Anne od niego, którego nie była nawet świadoma. Gdyby jednak ktoś obserwował ją z boku nie miałby żadnych wątpliwości.
– Witaj, skarbie. – Na twarzy mężczyzny pojawił się niewielki uśmiech. Miło było ją zobaczyć po tak długim czasie. – Spójrz w dół. – Marie podniosła z podłogi pudełko z Macbookiem. – Mówiłaś, że twój stary laptop się zepsuł, więc zająłem się tym, abyś nie musiała pracować nocami i się aż tak męczyć. Nie martw się, to nie jest najnowszy model. Tak naprawdę nie jest on nawet nowy. Używałem go przez jakiś czas. Jest w pełni sprawny oraz wyczyszczony z wszelkim danych.
– Nie mogę tego przyjąć, dobrze o tym wiesz. – Marie zaczęła się rozglądać dookoła w poszukiwaniu mężczyzny, ale nigdzie nie była go w stanie znaleźć. – Jesteś tutaj, prawda?
– Poniekąd tak. Widzę cię bardzo dobrze, ale ty nie będziesz w stanie mnie zobaczyć, Pauline. Prezent zaś jak najbardziej możesz przyjąć. Nigdy nie przyjmuję odmowy, przecież o tym wiesz. Zawsze dostaję i biorę to, czego pragnę, więc nawet nie zaczynaj dyskusji – gdy to mówił, coś w jego głosie się zmieniło. Stuart wyraźnie słyszała mrok, który pojawiał się w tym najgorszych chwilach przebywania z nim. Za każdym razem bała się go równie bardzo. Ulegała mu.
– Oczywiście. Nie śmiałabym się tobie sprzeciwić – mówiąc to, wiedziała, że po raz kolejny przegrała. Miała mu nie ulegać, ale nie była w stanie tego nie robić.
– Świetnie. W takim razie to wszystko, co miałem ci do przekazania, skar...
– Harry? – powiedziała zdenerwowana. Nigdy wcześniej nie śmiała go o nic prosić. Potrzebowała go jednak tak zachłannie jak jeszcze nigdy wcześniej. – Moglibyśmy spotkać się dzisiaj wieczorem? Nie widzieliśmy się już od tak dawna.
– Nie sądzę, aby był to dobry pomysł. Zobaczymy się, gdy...
– Błagam. Potrzebuję cię tak bardzo. – Marie Anne wiedziała, że Harry nienawidził, gdy mu przerywano, ale postanowiła zaryzykować.
– Dobrze – westchnął lekko zirytowany. Nie lubił, gdy ktoś mu przerywał. – Będę na ciebie czekał dzisiaj w apartamencie. Joseph podjedzie o tej godzinie, co zwykle. Mam jednak jedną prośbę. Zostań w takim stanie, w jakim jesteś teraz. Pragnę cię w pełni naturalnej, rozumiesz?
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – To w jej mniemaniu miało być żartem, ale nawet ona zdawała sobie sprawę z tego, iż nim nie było. Gdyby tylko mogła zobaczyć w tamtej chwili uśmiech Stylesa, zaczęłaby uciekać od niego jak najdalej się dało. On zaś wiedział, dzięki temu już bardzo dobrze, że posiadł zarówno ciało Marie, jak i duszę.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy. Już nie mogę się doczekać. – Po tym usłyszała już jedynie dźwięk przerwanego połączenia.
***
– Joseph, zadzwoń do kogoś z obsługi i każ im w tej chwili uprzątnąć cały apartament oraz zmienić pościel. Ma się błyszczeć. Jeśli tylko zobaczę niewielkie zabrudzenie, każdy z nich zostanie zwolniony.
– Oczywiście, panie Styles. Jak tylko się zatrzymamy, poinformuję ich o tym.
Harry oparł wygodnie o siedzenie. Przypatrywał się przez okno zatłoczonym ulicom Londynu, którego pod pewnymi względami nie znosił. Gdyby tylko mógł, wyniósłby się z tego ponurego miasta raz na zawsze i przyjeżdżał jedynie od czasu do czasu w odwiedziny do matki, ponieważ reszta rodziny mało go interesowała. Problem tkwił w tym, że coś, a właściwie ktoś, mu na to nie pozwalał, trzymał go w tym miejscu.
A była to Marie Anne Stuart.
Z chęcią zabrałby ją ze sobą, ale ta opcja nie wchodziła nawet w grę. Nie mógł jej pokazać, jak wiele dla niego znaczyła, że w jakiś sposób się od niej uzależnił. Wystarczył mu już fakt, iż uległ kobiecie chwilę wcześniej podczas rozmowy. Nie czuł się na siłach na spotkanie, ponieważ wciąż nie doszedł do siebie po ostatnim incydencie, ale gdy tylko usłyszał błaganie w głosie Pauline coś w nim pękło. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł, że był komuś coś winny za wyrządzone krzywdy. Jego sumienie się odezwało. Zdążył już zapomnieć jakie to uczucie. Jednocześnie podobał mu się fakt, że ona także go potrzebowała. Dawało mu to nadzieję na to, iż uda mu się zatrzymać ją na znacznie dłużej niż przypuszczał.
– Jesteśmy na miejscu, panie Styles. – Joseph opuścił oddzielającą ich szybę. – Mam zaczekać, czy...
– Zaczekaj. Raczej nie zabawię tutaj długo. Nie zapomnij zadzwonić. – Szofer przytaknął.
Styles wysiadł z samochodu. Spojrzał na wielki przeszklony wieżowiec, wzdychając przy tym. Nie powinien tutaj przyjeżdżać, a już na pewno nie po tym co miało ostatnio miejsce. Coś jednak ciągnęło go do tego budynku. Poprawił, więc poły swojej marynarki i wszedł do środka, przyciągając tym samym spojrzenia zebranych w holu. Panowie szybko stracili nim zainteresowanie, ale parę kobiet nie było w stanie oderwać od niego wzroku. Nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ prezentował się on idealnie w czarnej, półprzezroczystej koszuli z rozpiętymi trzema guzikami oraz dopasowanym garniturze. Wiedział jednak, że mógłby przyjść w pierwszym lepszym komplecie, a efekt byłby ten sam. Był w końcu Harrym Stylesem. Może i był zbyt dumny oraz pewny siebie, ale zawdzięczał to głównie swojemu otoczeniu, które aż zanadto gloryfikowało jego osobę, podnosząc go wręcz do rangi współczesnego boga. Menedżerowie kreowali go na kogoś takiego od początku kariery, a fakt, że mężczyzna łatwo zjednywał sobie ludzi, tylko go w tym utwierdzał. Do zepsucia Harry'ego nie doprowadził on sam, jak mogło się wielu wydawać. Wszystko zaczęło się od grona toksycznych osób, w jakim się znalazł. Był jedynie niezwykle młodym i naiwnym nastolatkiem, którym można było w łatwy sposób manipulować. Wszedł nieświadomie do paszczy lwa, chcąc spełnić swoje marzenia. To właśnie nieodpowiednie środowisko zaczęło niszczyć młodego chłopaka, w którymś momencie zachłysnął się sławą, tracąc jednocześnie dla niej głowę i kontynuując powolny proces rozkładu jego duszy oraz człowieczeństwa.
Styles wszedł do windy, a tuż za nim weszła średniego wzrostu brunetka. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, mężczyzna kliknął odpowiedni przycisk. Oparł się o jedną ze ścian, a kobieta zrobiła to samo naprzeciw niego po przekątnej. Harry zlustrował ją od góry do dołu z uśmiechem na twarzy, co ona odwzajemniła.
– Masz ochotę na chwilę rozrywki? Dawno cię tutaj nie widziałam. – Brunetka rozpięła lekko swoją koszulę, następnie ją rozchylając, ukazując tym samym średniej wielkości biust.
– Nie tym razem, Beatrice. Muszę zachować siły na wieczór, więc może następnym razem.
Harry musiał przyznać, że żywił wielką nadzieję, iż nie napotka jej dzisiaj na swojej drodze. Wiedział bardzo dobrze, że kobieta będzie naciskać, a on nie miał ochoty na seks, przynajmniej nie z nią. Nie mógł jednak nie przyznać, iż było mu żal Beatrice, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo się męczyła.
– No tak... Zapomniałam, że są dla ciebie te ważne i ważniejsze, Harry. Powinnam już chyba do tego przywyknąć.
– Owszem, ale przede wszystkim powinnaś się nauczyć, jak się do mnie zwracać, słońce. – Podszedł do niej i zbliżył swoje usta do jej ucha. – Pamiętaj, że wystarczy jedno moje słowo, a stracisz tę pracę. Ta firma sobie świetnie będzie radzić i bez ciebie, uwierz mi, ale ty już chyba niekoniecznie? – Odsunął się nieznacznie, kładąc dłoń na jej policzku. Muskał delikatnie skórę Beatrice. – Nie jestem ci nic winien, skarbie, zapamiętaj to raz na zawsze. Pieprzę się, z kim mi się podoba i kiedy mam na to ochotę. Dobrze ci radzę, jeśli brakuje ci dobrego seksu, znajdź sobie kogoś innego. Nie będę zaspokojał twoich potrzeb, gdy akurat będziesz miała taką zachciankę.
– Sam mnie do tego przyzwyczaiłeś, a teraz co? – w jej głosie było słychać jad.
– Nie, skarbie, to ty źle zinterpretowałaś moje intencje. Ja chciałem jedynie zaspokoić swoje potrzeby. Mogłem to zrobić z jakąś inną pracownicą, ale akurat zawsze byłaś pod ręką, więc nie widziałem w tym sensu. No cóż... Masz dwie opcje, Beatrice. Możesz zaakceptować nową rzeczywistość i wciąż od czasu do czasu się ze mną spotykać. Dobrze wiesz, że twój mąż nigdy nie zaspokoi cię tak jak ja, nigdy mi nie dorówna. Sama przecież mi to powiedziałaś. – Uśmiech Harry'ego był niezwykle mroczny, a jego dłoń zaciskała się zdecydowanie za mocno na biodrze kobiety.
– A ta druga opcja? – Beatrice przełknęła nerwowo ślinę.
– Po prostu odejdziesz i zapomnisz o mnie, a ja będę się zabawiał z twoimi koleżankami z pracy. Wyboru możesz dokonać tylko raz, więc zastanów się bardzo dobrze.
– Nie zmuszaj mnie do tego, abym się pozwala, a mogę to zrobić. Posadzę cię o molestowanie, o gwałt, o zastraszanie.
– Ależ proszę cię bardzo, skarbie. Zastanów się jednak, kto wygra. Milioner z wieloma znajomościami czy jakaś mała, szara myszka, która zajmuje się parzeniem kawy? Poza tym, możesz mi powiedzieć jakie masz dowody?
– Zdobędę nagrania z tej kamery. – Po windzie rozniósł się śmiech Stylesa, na który kobietę przeszedł dreszcz.
– Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupiutka, Beatrice. Jak chcesz je zdobyć? Może pójdziesz to swojego szefa, a przy okazji mojego najlepszego przyjaciela? Chociaż Jason, który jest odpowiedzialny za monitoring, na pewno by ci pomógł. Zbliżamy się już na odpowiednie piętro, więc zadam ci szybkie pytanie. Kochasz swojego męża i dzieci?
– Co to ma do rzeczy? Chcesz im coś zrobić? – Serce Beatrice przyspieszyło.
– Nie jestem aż takim potworem. Nie tknąłbym niewinnych osób, tym bardziej dzieci. Po prostu... widzisz, jeśli wniesiesz pozew, który na pewno przegrasz, bo chociażby nie stać cię na tak dobrego prawnika, jakiego mam ja. Pozostaje jednak jeszcze jedna niezwykle ważna rzecz. Jeśli to zrobisz, do twojego męża trafią pewne zdjęcia oraz nagrania, na którym widać idealnie ciebie, ale mnie już niekoniecznie. – Kobieta spojrzała na niego, rozchylając usta ze zdziwienia. – Sądzisz, że się nie zabezpieczyłem? Ależ, skarbie, powinnaś wiedzieć, że zawsze to robię. Powiedzieć ci, co będzie dalej? Twój mąż wniesie wniosek o rozwód, który na pewno dostanie. Zadbam o to, tak samo jak to, aby pełna opieka nad dziećmi przypadła jemu, a nie tobie. W końcu, jaki sędzia, powierzyłby te prawa bezrobotnej matce zamiast ojcu, który ma bardzo dobrze płatną pracę jako ochroniarz sławnego na całym świecie piosenkarza? – W windzie rozległo się charakterystyczne piknięcie, po którym jej drzwi się rozsunęły. – Zastanów się nad tym bardzo dobrze. Tylko nad tym pozwem, bo moja wcześniejsza oferta jest już nieaktualna.
Harry wyszedł z windy. Nie chciał posuwać się do szantażu, ale Beatrice nie dała mu w tym wypadku innego wyjścia. Zdawał sobie sprawę, że kobieta sama prawdopodobnie chciała go jedynie nastraszyć, aby dostać to, czego potrzebowała, ale mimo to nie mógł ryzykować. Musiał więc sam zagrać nieczysto. Nie było wątpliwości, co do tego, iż gdyby faktycznie doszło do rozprawy, wygrałby ją. Zostałby oczyszczony z wszelkich zarzutów, które prawdopodobnie i tak nie byłyby zasadne. Jego nazwisko zostałoby jednak zszargane, a kariera stanęłaby pod znakiem zapytania, ponieważ z opinią publiczną nie byłoby już tak prosto. Nie liczyłoby się to, że w świetle prawa był niewinny. Ludzie widzieliby jedynie fakt, iż został oskarżony. Owszem, miał tłumy fanów, którzy zawsze staną po jego stronie, będą go bronić, ale problem tkwił w tym, że to nie miało znaczenia. Ostatnie słowo zawsze mają osoby najwyżej postawione. Harry Styles mógł mieć sławę oraz wielbicieli, a także niebywały talent, ale gdyby zostały zerwane z nim kontrakty, zostałby z niczym. Oczywiście, że jeden pozew prawdopodobnie nie doprowadziłby do takiej sytuacji. Mężczyzna podejrzewał jednak, iż odwaga Beatrice mogłaby zainspirować pozostałe kobiety, które nie były zadowolone z sytuacji, a właściwie, które nie zostały przez niego zaspokojone, bo on najzwyczajniej w świecie nie miał na to ochoty. Tkwił w tym bagnie zbyt długo, żeby nie zaobserwować pewnych zjawisk oraz zasad, jakie rządziły show biznesem. Podświadomie wiedział, że był jedynie pionkiem w rękach innych, ale zdawał sobie sprawę, że gdyby go zabrakło, oni także mogliby przegrać rozgrywkę.
– Pięknie dziś wyglądasz, Madison. Do twarzy ci w szmaragdowym. – Styles posłał uśmiech kobiecie, która siedziała w recepcji, na co jej policzki się zaróżowiły. Ona także miała do niego pewnego rodzaju słabość, ale mimo to była na tyle mądra, aby dać mu się zaciągnąć do łóżka, a właściwie do jakiegoś schowka albo biura. Mężczyzna darzył ją za to wielkim szacunkiem. Nie, żeby go nie miał w stosunku do kobiet ulegających mu. Wtedy jednak był on znacznie mniejszy. No może z wyjątkiem jednej z nich, tej, która posiadła jego duszę. Do tego jednak nigdy by się nie przyznać.
– Dziękuję, panie Styles. Szef już na pana czeka. Chce pan taką samą kawę jak zawsze? – Madison wstała, chcąc udać się do kuchni.
– Tym razem poproszę zwykłą czarną bez mleka i cukru, jeśli to nie będzie dla ciebie problem. Jestem dzisiaj ledwo żywy, więc potrzebuję czegoś, co postawi mnie na nogi, ale jeśli masz sporo pracy, nie kłopocz się. – Kobieta spuściła wzrok, poprawiając nerwowo spódnicę. Rzadko zdarzało się, aby czuła się nieswojo w jego obecności, wciąż jednak w pełni do tego nie przywykła.
– Zaraz ją panu przyniosę do gabinetu szefa.
Po chwili Madison zniknęła za jednymi z drzwi po jej lewej stronie. Styles zaś udał się do tych wielkich na prawo. Wszedł do wielkiego, nowocześnie urządzonego gabinetu. Jego wymiary początkowo mogły przytłaczać, ale mało kto zwracał na nie uwagę, ponieważ całe skupienie pochłaniał widok na Londyn. Trzy ściany pokoju były przeszklone, a panorama miasta, zwłaszcza nocą, zapierała dech w piersiach. Harry jednak zdążył się już przyzwyczaić do tego widoku. Zresztą i za pierwszym razem nie wyrwał on na nim żadnego wrażenia, bo w końcu jak coś, czego nienawidzi się całym sobą, może wzbudzić podziw?
– Miles, dawno się nie widzieliśmy. Chociaż może powinien zacząć się do ciebie zwracać panie Grey? – Mężczyzna się zaśmiał, siadając na fotelu naprzeciwko swojego przyjaciela.
Miles Taylor był jednym z najlepiej radzących sobie biznesmenów młodego pokolenia, który był na dobrej drodze, aby w niedalekiej przyszłości zostać miliarderem. To wszystko jednak zawdzięczał Stylesowi, bo to właśnie on parę lat wstecz zainwestował w jego firmę pokaźne pieniądze, gdy ta chyliła się ku upadkowi. Mężczyzna, mimo swojego młodego wieku, wiedział wtedy, co robi. Dzięki tej zagrywce zyskał kolejnego pionka w swojej grze, który z biegiem czasu stał się niezwykle wartościowy. Oczywiście zabezpieczył się na wszelki wypadek, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że czasem sytuacja wymyka się człowiekowi spod kontroli.
– Trochę mi jeszcze do niego brakuje. – Miles podniósł wzrok znad dokumentów. – Musisz mi wybaczyć, ale nie będę miał dla ciebie dzisiaj zbyt wiele czasu, ponieważ zaraz mam ważne spotkanie biznesowe.
– Z tym biznesmenem, o którym mi ostatnio wspominałeś? – Taylor potakuje. – Sądzisz, że ta współpraca wyjdzie ci na dobre?
– No cóż... – Mężczyzna nie dokończył, ponieważ do gabinetu weszła Madison.
– Dziękuję ci bardzo. Mam u ciebie dług. – Kobieta lekko się zarumieniło i opuściła pomieszczenie. – Kontynuuj.
– Nie wiem, jeśli mam być szczery. Mam tylko nadzieję, że nie wyjdzie mi bokiem.
– Po co ryzykujesz? Chcesz po raz kolejny zostać z niczym? Drugi raz nie zamierzam ryzykować i pakować w ciebie pieniędzy.
– Oj, bez przesady. Nie bądź takim pesymistą, Styles. Mogę trochę wyjść na minus, ale nie stracić całego dobytku.
– Oby – westchnął. – Słuchaj, bo jest taka mała sprawa, dość delikatna. Czy nie wiesz może nic o nagłym zniknięciu nagrań z kamery w windzie z dzisiaj? – Harry posłał mu uśmiech, biorąc łyka kawy.
– Muszę chyba zacząć cię rozliczać z zabawiania się z moimi pracownicami.
– A może byśmy tak rozliczyli najpierw ciebie?
– Słuchaj, za coś im w końcu płacę. Zresztą żadnej do niczego nie zmuszam. – Rzeczywistość prezentowała się jednak nieco inaczej, ale nikt nie śmiałby podważyć słów prezesa.
– Czyli z naszej dwójki to ja jestem tym lepszym, bo ja orgazmy daję im za darmo. To jak będzie z tymi nagraniami?
– Daj mi chwilę. – Miles bierze swój telefon i wybiera odpowiedni numer. – Jason mógłbyś skasować nagrania z windy zrobione dzisiaj? – Mężczyzna marszczy brwi, po czym przytakuje. Odkłada urządzenie z powrotem na biurko. – To twój szczęśliwy dzień, bo tak się składa, że ta kamera zepsuła się dziś rano. – Te słowa upewniają jedynie Harry'ego o lojalności Jasona. Tak naprawdę dobrze wiedział, iż tych nagrań nie ma, rzecz jasna jedynie w teorii, ponieważ w praktyce wszystkie zapisy obciążające w jakiś sposób jego bądź Milesa wieczorem będą czekać w jego skrzynce na listy zgrane na pendrive'a. Płacił za to niemało, ale zdawał sobie sprawę z tego, że te informacje były warte każdych pieniędzy. Przyjaciel Stylesa za to był na tyle głupi, że nawet się nie zorientował, iż ma kreta w filmie, a także poza nią.
– Bywa i tak. Czas leci, a ty wciąż nie powiedziałeś mi, w jakim celu mnie tu dzisiaj ściągnąłeś.
– Chciałem cię zobaczyć. Spędziłeś tyle czasu w Stanach, że zdążyłem się stęsknić. Poza tym chciałbym zaproponować ci wyjście do klubu.
– Dzisiaj nie mogę. – Harry dopił kawę i wstał z fotela. – Poza tym po ostatnim incydencie nie doszedłem do końca do siebie. – Podszedł do kanapy, po czym oparł się o jeden z podłokietników, chowając dłonie w kieszenie.
– Spóźniony zapłon. Martin coś mi o tym wspominał. One są zdradliwe. Sam kiedyś się na nich przejechałem. – Harry zacisnął lekko szczęki, przypominając sobie wydarzenia sprzed paru dni, to gdy obudził się w łóżku, nie mając pojęcia o tym, co się działo, gdzie się znajdował ani jaki był dzień. Nie pamiętał też, kiedy ostatnio miał aż tak ciężki zjazd. To go jednak nie zniechęciło do dalszej przygody z narkotykami, ponieważ stanowiło to dla niego jedynie epizod, który nauczył Stylesa, aby następnym razem zasięgnąć większej ilości informacji. Uzależnienie było zbyt silne. Nie potrafił już zrezygnować. – Jak blisko byłeś przedawkowania?
– Ani trochę. Wziąłem dwie, góra trzy tabletki, czyli tyle co nic, ale wystarczyło, abym stracił całkowicie świadomość, a właściwie to chyba i przytomność. – Mężczyzna skrzywił się na tę słowa.
– One dają lepszego kopa niż kokaina, ale mimo to nie są tak mocne. To przez te całe jakieś mieszanki. Wiesz, o co mi chodzi? – Harry przytaknął. – Myślę, że po takim czymś tym bardziej przyda ci się dobra impreza. Jak nie dzisiaj to jutro. Ile dziewczyn ci zamówić? Znaczy wiesz, jakieś będą na pewno wolne, ale my chcemy te najlepsze.
– Oczywiście, że tak. Innych nie zamierzam nawet rozważać. Muszę ci powiedzieć, że kusi mnie trójkącik, bo ten ostatni bardzo mi się podobał, ale czuję, że na to nie będę miał sił. Jest jednak jeden warunek. Nie chcę, żeby była wygolona na zero, rozumiesz? Cenię sobie naturalność. Poza tym czuję się wtedy, jakbym miał do czynienia z dzieckiem. Z jednej strony trochę kręci mnie taka niewinność, ale z drugiej odbiera mi też trochę przyjemności. Jeśli im tak wygodnie to świetnie, ale ja jednak za tym nie przepadam. – Po tych słowach po gabinecie rozszedł się skrzyp drzwi, a do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku.
Miles zaczął się z nim witać, a Harry już miał wyjść, ale postanowił przed tym zlustrować biznesmena. Właściwie coś mu podpowiedziało, aby to zrobić. Nie było jednak w nim nic niezwykłego. Wyglądał jak każdy inny mężczyzna w średnim wieku. Gdyby spotkał go na ulicy wyróżniałby go jedynie drogi garnitur szyty na miarę, prawdopodobnie od Armaniego. W jego twarzy było jednak coś znajomego, ale Styles nie wiedział co. Wydawało mu się, że go kojarzy, był jednak pewien, że nigdy wcześniej go nie spotkał.
– Czyżbym przyszedł za wcześnie? Widzę, że ma pan jeszcze gościa, panie Taylor.
– Nie, pan Styles wpadł jedynie na chwilę i właśnie miał wychodzić. – Miles przeniósł wzrok na bruneta. – Załatwię wszystko jak trzeba. Jeszcze dzisiaj postaram się przesłać ci szczegóły.
– Będę w takim razie czekał. Do widzenia. – Harry spojrzał jeszcze raz na mężczyznę, po czym opuścił gabinet.
Mężczyzna podszedł do kontuaru, po czym się o niego oparł. Madison oderwała wzrok od komputera i przeniosła go na Stylesa, a po pomieszczeniu rozniósł się jej głos:
– Nie mam pojęcia, z kim Miles ma spotkanie. W kalendarzu jest po prostu wpisane spotkanie bez żadnych danych osobowych.
– Brzmi podejrzanie, nawet bardzo. Myślisz, że robią jakieś lewe interesy? Miles nigdy nie robił takich akcji. – Harry zacisnął nieznacznie szczęki. Coś w całej tej sytuacji ewidentnie śmierdziało i bardzo mu się nie podobało.
– Chcesz znać moje zdanie? – Mężczyzna przytaknął. – Ten mężczyzna nie chce z nim zrobić żadnych interesów, oczywiście w praktyce. On węszy i wystarczy jedna nieczysta zagrywka, aby Taylor stracił wszystko.
– Nie wierzę, że on jest aż tak głupi. Mam nadzieję, iż przejrzał chociaż jakieś podstawowe informacje o nim przed spotkaniem. Popytał, gdzie trzeba.
– Miles to nie ty. Oboje jesteście zaślepieni pieniędzmi oraz władzą, którą dzięki nim macie, ale różni was jedna bardzo ważna rzecz. Tobie zostało jeszcze trochę zdrowego rozsądku i miarę kontrolujesz swoje życie, a przynajmniej tak mi się wydaje.
– Wiem to i mnie to poważnie niepokoi. Będziesz miała na niego oko, prawda? – Madison posłała mu jedynie uśmiech. – Wspaniale. A co tam słychać u twojego chłopaka? Między wami wszystko w porządku?
– Miałeś na myśli mojego narzeczonego? – Uniosła do góry dłoń, a między jej palcem serdecznym, na którym dumnie błyszczał złoty pierścionek z diamentem, a środkowym spoczywała niewielka biała karteczka.
– Moje gratulacje. Mam nadzieję, że dostanę zaproszenie na ślub? – Harry zabrał papierowy świstek od niej.
– Ależ oczywiście. Tak bogaci goście jak ty będą na nim mile widziani. – Oboje się zaśmiali.
– Oj, Madison, Madison... Kto tu jest w końcu zaślepiony pieniędzmi: ja czy może jednak ty?
– Wciąż jesteś to ty. Ja jedynie próbuję to wykorzystać. Słuchaj, taka okazja nie zdarza się często, Harry. – Oparła się o blat i posłała mu jeden z tak dobrze mu znanych uśmiechów.
– Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że jesteś materialistką. – Pomachał lekko głową. – Tylko bądźcie grzeczni. Najpierw ślub, a dopiero potem dzieci.
– Osobą, która powinna się martwić o nieślubne dzieci jesteś raczej ty, nie sądzisz?
– Taa... Coś w tym jest, ale spokojnie mam na to swoje sposoby. Prędzej powinienem się bać o rzeczy, których trudniej jest się pozbyć. – Wzruszył ramionami.
– Ciągnęłabym tę rozmowę dalej, ale pozwolisz, że wrócę do pracy, bo za to akurat ktoś mi płaci. – Spojrzała na niego wymownie. – Ty zaś zapewne masz jeszcze trochę rzeczy do załatwienia.
– Słuszna uwaga. Pracuj, bo ślub sam się nie opłaci, a ja faktycznie mam jeszcze trochę spraw na mieście. – Chwycił dłoń Madison, po czym ją ucałował. – Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
Harry poszedł do windy i zjechał na podziemny parking. Na całe szczęście nie zastał nikogo znajomego w niej. Nie miał humoru na użeranie się z kolejną z jego koleżanek. Jednak ku jego zdziwieniu na parkingu minął się z Kevinem. Cóż za zbieg okoliczności, pomyślał.
– Dzień dobry, panie Styles. Nie sądziłem, że pana tutaj zastanę. – Mężczyzna wyższy od Harry'ego o głowę uścisnął jego dłoń na powitanie.
– Witaj, Kevin. Już ci wiele razy mówiłem, abyś zwracał się do mnie po imieniu. Do pana mi jeszcze daleko. – Zaśmiał się. – Jak się miewa twoja żona, a co ważniejsze czy dzieci już zdrowe?
– Są jeszcze osłabione i nieco zasmarkane, ale już jest znacznie lepiej. A co do Beatrice... – Zamilkł na chwilę. – Nie jest jeszcze między nami idealnie, tak jak kiedyś, ale uważam, że jesteśmy na dobrej drodze do osiągnięcia celu.
To była jedna z tych sytuacji, w której budziła się jeszcze ta mała iskra człowieczeństwa w Harrym. Owszem było mu żal Beatrice, ponieważ wychodził z założenia, że każdy powinien być zaspokojony seksualnie, ale jeszcze bardziej było mu szkoda jej męża. Nie dlatego, iż nie potrafił sprostać oczekiwaniom swojej żony, bo na to nie miał wpływu. Po prostu źle się dobrali, tak czasem bywało. Chociaż może to kobieta nie potrafiła docenić tego, jakiego mężczyznę posiadała przy sobie, wiele zabiłoby za takiego. Styles współczuł Kevinowi wiary w wymaiginowane cele, w tę iluzję, która trwa do momentu, gdy prawda nie wyjdzie na jaw. On sam kiedyś taki był. Wyobrażał sobie zupełnie inaczej świat sławy. Mogło to być spowodowane tym, że liczył sobie tak mało lat albo wiara w tę iluzję była prostsza. Z czasem jednak przekonał się, że show biznes stanowił bardziej mroczny oraz toksyczny świat niż ten, w którym dotychczas, a myślał, że nic gorszego go nie spotka.
Co jednak różniło sytuację Harry'ego od Kevina? Ten pierwszy posiadał pieniądze, które otwierały mu drzwi do wielu miejsc. Mógł śmiało pozwolić sobie na kupno pigułek, które osładzały oraz sprawiały, że życie stawało się piękniejsze. Rzucał się w wir podróży, ciąg imprez oraz znajomości na jedną noc. Kevin zaś posiadał tylko swoją rodzinę. Jeśli jego bańka pryśnie, nie pozostanie mu nic, co mogłoby sprawić, iż ta piękna iluzja trwałaby dalej. To właśnie była wielka różnica pomiędzy byciem gwiazdką a normalnym człowiekiem.
– Życzę ci tego, aby wszystko ułożyło się jak najlepiej dla ciebie. Pamiętaj, że w razie czego, zawsze możesz na mnie liczyć. – Poklepał go po ramieniu.
W ostatnich słowach Stylesa przed oddaleniem się od mężczyzny nie było krzty kłamstwa czy fałszu. Harry dbał o swoich lojalnych pracowników, jak tylko mógł. Już nie raz wyciągał ich z tarapatów. Kevinowi zaś ta wdzięczność należała się podwójnie, bo jeśli dojdzie do całkowite rozkładu jego małżeństwa, będzie to poniekąd także wina bruneta. Wdając się w seksualną relację z Beatrice, ponieważ romansem by tego nie nazwał, złamał jedną ze swoich najważniejszych zasad. Nigdy nie sypiaj z drugą połówką swoich pracowników.
Kiedy Styles wsiadł do samochodu, podał Josephowi kartkę, którą otrzymał od Madison. Znajdował się na niej adres, pod którym miał czekać na niego narzeczony kobiety. Niedługo potem wysiadł przed nowocześnie urządzoną kawiarnią. Jej wyglądzie dominowała biel, stal oraz jasne drewno. Harry wszedł do środka, skupiając na sobie jak zwykle parę spojrzeń, prócz tego, należącego do osoby, z którą przyszedł się spotkać. Mężczyzna ten siedział przy jednym z wysokich stolików i przyglądał się ulicy przez wielką przeszkloną ścianę.
– Zack – powiedział brunet na powitanie, siadając obok.
– Harry – westchnął, przenosząc spojrzenie na niego.
– Nie wyglądasz na zadowolonego moim przybyciem. Sam się zgodziłeś na taki układ, pragnę ci przypomnieć. – Styles przywołał ruchem ręki kelnerkę, która nie była chyba pewna, czy powinna im przeszkadzać. – Poproszę czarną, najzwyklejszą herbatę i kanapkę z łososiem. – Uśmiechnął się do niej. Zdecydowanie robił to tamtego dnia zbyt często. – A ty Zack, co sobie życzysz? Rzecz jasna na mój koszt. Nie będziesz w końcu chyba żył samą wodą.
– Niech będzie to samo. – Mężczyzna odczekał, aż kobieta odejdzie. – Wiem, że tak było, ale wtedy wszystko wydawało zupełnie inaczej. Nie było tak poważnie. Nigdy nie ryzykowałem aż tak wiele.
– Powiedz mi, co tak naprawdę ryzykujesz? Madison o wszystkim wie. Miles w żaden sposób wam nie zagraża.
– Styles, kurwa, ona wynosi dane z firmy, czego ty nie rozumiesz? Dane klientów, umowy... To jest bardzo poważna rzecz. – Zack cedził przez zęby. Widać po nim było, jak mocno był zdenerwowany, ale na Harrym nie robiło to większego wrażenia.
– Jakie będziesz miał dowody na to, że to ona wynosi te dane? Żadne. Mogły wypłynąć przez jej nieuwagę, ale dopilnuję, żeby nikt nie był w stanie Madison tego udowodnić. Pewien informatyk i nie tylko, skrupulatnie maskuje wszelkie ślady. – Wzruszył ramionami, odbierając jedzenie od kelnerki.
– Skąd możesz mieć pewność, że te osoby cię nie wsypią, że nie spiskują za twoimi plecami z Taylorem?
– Nie mogę jej mieć. Zapamiętaj jedną rzecz. Nigdy w życiu nie możesz nikomu w pełni zaufać. Nawet własnej matce. – Zack prychnął na jego słowa. – Zaproponowałem tym sobą lepsze warunki. Płacę im znacznie więcej niż Miles, a na część z nich mam po prostu haki. W większości są to nagrania z kamer filmy. O dziwo, Jason nie potrzebuje wiele. Od czasu do czasu wystarczy mu podesłać dziewczynę, która wygląda jak aniołek Victoria's Secret i zapłacić. Chciałbym mieć jedynie takie potrzeby. – Styles upił łyk herbaty.
– Załóżmy jednak, że coś pójdzie nie tak i co wtedy? Miles na pewno pójdzie na drogę sądową. Nawet z twoimi prawnikami sprawę będzie trudno wygrać, a Madison nikt nie zatrudni po czymś takim.
– Zack, przekazując mi te dane robicie sobie plecy. Miles będzie się bał samej groźby tego, że jego przekręty wyjdą na światło dzienne. Jeśli jednak okaże się, iż się mylę to no cóż... Faktycznie wszelkie informacje zaczną powoli wypływać, więc będzie miał gorsze zmartwienia na głowie.
– Co nie zmienia faktu, że Madison zostanie bez pracy. Styles, jesteśmy...
– Tak, tak, tak. – Harry przerwał mu machnięciem ręki. – Przed ślubem, zaraz dzieci będą w drodze, a ona zostanie bez pracy i pieniędzy tak wam potrzebnych. Po pierwsze nie macie gwarancji, że Miles jej nie zwolni, gdy się dowie o waszych planach. Ciężarne pracownice nie są nikomu potrzebne, mój drogi. To same problemy. Gdyby to była inna praca to może i tak, ale my mówimy o gigantach tego świata. Po drugie, jeśli tylko to zrobi, ja zatrudnię Madison. Nie wiem jeszcze, czym mogłaby się zajmować. Chociaż... Mój prywatny asystent słabo sobie radzi, więc przydałby mi się ktoś nowy. – Podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
– Miles może nabrać podejrzeń. Jego najlepszy przyjaciel zatrudnia byłą pracownicę jego firmy, która wynosiła z niej poufne dane. Bardzo przemyślane.
– Błagam cię. Taylor to kompletny idiota. Zresztą nikt nie musi wiedzieć, kto jest moim asystentem. Nie będę się z nią pokazywał publicznie i tyle mój drogi.
– Nie sądzę, aby to było tak proste, jak ci się wydaje. Jesteś osobą publiczną.
– Czemu wam się wszystkim wydaje, że my nie mamy swojego prywatnego życia? Nie wszystko jest na pokaz, mój drogi. Tak samo nie wszystko, co jest pokazane jest prawdziwe.
– Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi. – Zack ściągnął brwi.
– Nie musisz. Nie zamierzam ci tłumaczyć wszelkich terminów oraz zjawisk w show biznesie, ale dam ci radę. Nigdy nie pozwól swoim dzieciom wejść w to gówno, okay? Gdybym ja kiedykolwiek miał swoje, na co się nie zanosi, to bym z miłości do nich, trzymał je jak najdalej od tego szajsu. – O ile w ogóle ktoś taki jak ja byłby w stanie je pokochać, dodał w myślach. – Wracając, chodzi o to, że potrafię się ukrywać z niektórymi relacjami. To nie będzie pierwszy raz, więc oto możesz być spokojny.
– Skąd mam wiedzieć, że nie wypniesz się wtedy na nas? Możesz zostawić nas z niczym.
– Za dużo myślisz i się przejmujesz, Zack. Lepiej zjedz coś. – Harry spojrzał na nietkniętą kanapkę.
– Odbiegasz od tematu, czyli nie wykluczasz takiej opcji. W co ja się najlepszego wpakowałem? – Przejechał dłońmi po włosach.
– Po prostu nie mam humoru na odpowiadanie na głupie pytania. Musisz wiedzieć jedną rzecz. Swoich pracowników, a już zwłaszcza tych najbardziej lojalnych, nigdy nie zostawiłbym na lodzie. Mam wobec nich pewnego rodzaju dług wdzięczności.
– Myślałem, że traktujesz Madison jak kogoś w przypadku przyjaciółki.
– Uwierz mi nie chciałbyś, abym traktował ją jak jedną z moich przyjaciółek. – Styles posłał mu znaczący uśmiech. – Poza tym przyjaźń to pojęcie względne. Według mnie coś takiego nie istnieje. Nazywam tak osoby, które chcę mieć blisko siebie, ale nie po to, aby się im zwierzać. Gdybym do tego dopuścił, byłby to mój błąd.
– Twoje życie musi być naprawdę smutne. Bez miłości, przyjaźni, prawdziwego szczęścia.
– I faktycznie takie jest. Są oczywiście na to rozwiązania, ale... – westchnął, machając dłonią. – Wiesz, że średnia długość życia muzyków jest o dwadzieścia pięć lat krótsza od tej zwykłych ludzi? Kiedyś mnie dziwiła ta informacja, ale dziś już nie. Dlatego właśnie ludzie powinni trzymać za wszelką cenę swoje dzieci od spełniania marzeń o sławie, pieniądzach, karierze.
– A czy kochający rodzic nie powinien wspierać swego dziecka w spełnianiu swoich marzeń? Przynajmniej to mi zawsze wmawiano.
– Ależ oczywiście, że tak. Trzeba jednak pamiętać, że gdy coś się stanie to nie dzieci będą płakać, bo no cóż... Trupy nie odczuwają niczego, ale żywi, ich bliscy, którzy zostaną na tym świecie już tak. Dużo osób jest nieświadomych tego. To jednak nie ich wina, ponieważ społeczeństwo samo maluje rzeczywistość.
– No cóż... W sumie to sam nie wiem, co mógłbym ci odpowiedzieć na coś takiego. Współczuję takiego życia, ale naprawdę nie posiadasz w nim kogoś, komu mógłbyś się zwierzyć? Nie liczę rodziny, bo akurat w tym wypadku sam wiem, że nie można się im ze wszystkiego zwierzyć.
– Ehh... – Styles przez chwilę pomyślał o Marie, ale od razu odsunął od siebie tę myśl. Sam do końca nie wiedział, kim dla niego była ani jak to miał określić. Ufał jej, ale nie całkowicie. Zwłaszcza, że stanowiła ona kobietę widmo. Nie był w stanie zdobyć o niej żadnych informacji. – Nie, nie mam.
– Zawahałeś się, więc myślę, że jednak może coś być na rzeczy. – Zack posłał mu uśmiech.
– Widzę, że wszelkie obawy już poszły w zapomnienie. Masz jeszcze jakieś pytania? – Widział, że w mężczyźnie coś się zmieniło. – Nic ci nie zrobię przecież. Chociaż może boisz się czegoś innego?
– Twojej odpowiedzi, a właściwie prawdy. Reakcji na nie w sumie też. – Nabrał powietrza. – Próbowałeś się kiedyś dobrać do Madison, nakłonić ją do...
– Jeśli jej ufasz, to to pytanie nie powinno w ogóle paść. Czekaj... Tobie nie chodzi o to, czy się ze sobą przespaliśmy, bo odpowiedzi na to jesteś akurat pewien, ale o to, czy jej to w ogóle zaproponowałem? – Zack przytaknął. – Musisz wiedzieć jedną rzecz o mnie. Ja wykorzystuję okazję. To nie ja wychodzę z propozycją, ale kobieta. Owszem daje czasem jakieś znaki, że byłbym zainteresowany, jednak to od niej zależy, czy je dobrze odczyta. Jeśli zaś sam wychodzę z taką propozycją, to po prostu dzwonię, gdzie trzeba.
– Madison... – Mężczyźnie trudno było cokolwiek wykrztusić z nerwów, ponieważ jak każdy człowiek bał się prawdy. Wielu się wydaje, że było wręcz przeciwnie, ale to tylko złudzenie. Każdy woli życie w błogiej nieświadomości.
– Nie i właśnie za to najbardziej ją szanuję. Jest pełną profesjonalistką. Liczą się dla niej przede wszystkim jej obowiązki, a przerwa na szybki numerek nie wchodzi w grę. Zresztą nawet, gdy spotykałem się z nią poza firmą, nie robiła mi żadnych aluzji seksualnych i nie wydawała się chętna, bo gdyby było inaczej to nic by mnie nie powstrzymało. – Harry uśmiechnął się, dopijając herbatę. – Miło się rozmawiało, ale teraz daj mi to, po co tu przyszedłem, bo naprawdę nie mam już czasu.
Zack przesunął w jego stronę pendrive'a, który po chwili zniknął wewnętrznej kieszeni marynarki Stylesa. Mężczyzna wstał od stołu. Zaczął zmierzać w stronę wyjścia, ale zatrzymał się i odwrócił.
– Szanuj ją, ponieważ nie wyobrażasz sobie, jakie masz cholerne szczęście mieć taką kobietę przy sobie.
Harry nigdy by się do tego nie przyznał przed nikim, a nawet przed samym sobą, ale zawsze całym sobą pragnął mieć kogoś przy sobie. Nienawidził budzić się sam w łóżku, a pustka jego wielkiego domu go przytłaczała. Jak mógłby się cieszyć z tego, co posiada skoro nie miał nikogo, z kim mógłby to szczęście dzielić? W jego świecie chyba jednak nie było miejsca na kogoś takiego. Prawdziwa miłość nie istniała, ponieważ każda kobieta chciała czerpać jakieś korzyści ze związku z nim. Czuł, że dla niego jest już za późno na szukanie tej jedynej, bo było to już niemalże niemożliwe.
***
Marie przejrzała się jeszcze raz w lustrze. Czuła się dziwnie. Miała zaraz wyjść na spotkanie z Harrym, ale wydawała się sobie nie gotowa na nie. Jak mogła stać się Pauline Davies bez makijażu, drogiego stroju, starannie ułożonych włosów? W czarnym rozciągniętym swetrze oraz legginsach była po prostu sobą, Marie Anne Stuart i nikim więcej. Nigdy nie pomyślałaby, że to, jak wyglądała na spotkaniach z mężczyzną, dodawało jej tyle pewności. Bała się, iż bez swojej otoczki posypie się całkowicie przed Stylesem, ukaże swoje słabości, a na to nie mogła pozwolić. To by dało mu zbyt wielką kontrolę nad nią, co prawda już ją posiadał, ale ona wierzyła jednak w pozory.
Zacisnęła mocno palce na szelkach plecaka, robiącego na co dzień za jej torebkę. Nerwy brały nad nią górę, a ona nie potrafiła nad nimi zapanować. Nigdy nie pomyślałaby, jak trudne mogło się stać bycie po prostu sobą.
– Znowu do niego idziesz? – Katherine oparła się w wejściu do salonu. – Nie udawaj zdziwionej. Myślisz, że nie zauważyłam, że znikasz na całe noce? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wychodzisz na spacery, bo cierpisz na bezsenność?
– Ja... – Marie nabrała powietrza. Ten wieczór nie był łatwy już bez tego. – Dorabiam sobie w sklepie nocnym.
– Jesteś tego pewna? Widzisz, ślady na twoim ciele, a zwłaszcza te na udach, plecach i szyi, przeczą temu, co mówisz. Nie mam pojęcia, co byś musiała robić, aby ich dostać.
– Katherine...
– Co? Jaką bajeczkę chcesz mi wcisnąć? Już dawno się zorientowałam, że kogoś masz, ale nie chciałam naciskać na ciebie. Doszłam do wniosku, że skoro jesteśmy przyjaciółkami, to, gdy będziesz gotowa, to mi o tym powiesz, ale mijały miesiące, a ty wciąż milczałaś i... Sama już nie wiem, na co liczyłam. Chyba się pomyliłam, co do naszej relacji skoro kłamiesz mi teraz prosto w oczy. – Katherine spuściła wzrok, ale zanim to zrobiła kobieta zauważyła, że jej oczy się zaszkliły.
– Proszę cię, porozmawiajmy. Wytłumaczę ci tyle, ile będę mogła. Są po prostu rzeczy, które muszę zachować dla siebie.
– Jeśli tak stawiasz sprawę, to chyba nie mamy, o czym rozmawiać, Marie – Katherine westchnęła, zamykając za sobą drzwi.
Stuart przeklęła pod nosem, a z jej oczu pociekły pierwsze łzy. Ostatnio wszystko pod pewnymi względami się sypało, ale co ona mogła zrobić w takiej sytuacji? Przecież powiedzenie kobiecie o jej relacji z Harrym nie wchodziło w grę. Powie, że kogoś ma, ale co będzie, jeśli Katherine zacznie dopytywać o szczegóły? Nie chciała okłamywać przyjaciółki. W takiej jednak sytuacji nie miałaby innego wyboru.
Wyszła na zewnątrz, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. W pośpiechu nie wzięła żadnego okrycia wierzchniego. Postanowiła jednak nie wracać, dochodząc do wniosku, że jakoś przeżyje krótki spacer na parking. Miała większe problemy oraz zmartwienia na głowie niż to.
Gdy doszła na miejsce, zauważyła audi, którym jechała ostatnim razem z Harrym. Wspomnienia powróciły do niej, a łzy popłynęły jeszcze bardziej. Nie była w stanie już siebie zrozumieć. Czemu, mimo że on traktował ją w taki sposób, ona wciąż przy nim trwała? Wiedziała, jak bardzo to wyniszczało psychikę, jak z każdym dniem czuła się coraz gorzej. Harry był toksyczny, zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła tak po prostu go zostawić. Potrafił oschły i bezuczuciowy w stosunku do niej, a czasem miała nawet wrażenie, że czerpał jakąś chorą satysfakcję z ranienia jej. W tak wielu jednak sytuacjach zachowywał się zupełnie inaczej; pokazywał tę łagodniejszą swoją stronę i był tak blisko do stania się człowiekiem. Marie chyba dożyła do tego, aby stawał się taki częściej.
Wsiadła do samochodu i pojechali. Nie witała się nawet z Josephem, któremu łamało się serce na dźwięk jej płaczu. Marie nie zdawała sobie sprawy z tego, że mikrofon był włączony, dzięki czemu on wszystko dobrze słyszał. Co prawda nie znał panienki Stuart – a właściwie dla niego Davies – zbyt dobrze, bo przez cały czas trwania układu wymienili ze sobą jedynie parę zdań, ale współczuł jej. Wiedział bardzo dobrze, jaki był jego pracodawca, a poza tym przecież słyszał, jak ją ostatnio potraktował. Gdyby mógł powiedziałby już dawno kobiecie, aby zostawiła Stylesa, odeszła. Różniła się tak bardzo od kobiet, które nie raz woził na polecenie mężczyzny. Musiał jednak milczeć, ponieważ wiedział, jak bardzo Harry'emu zależało na Marie. Gdyby tylko się dowiedział, że ten chociaż zasugerował jej odejście, mógłby stracić pracę oraz nie dostać dobrych referencji. Miał żonę, dzieci, więc nie powinien ryzykować aż tak bardzo. To tylko pokazywało, jak wielką władzę mieli ludzie zamożni na tym świecie. Wystarczyło pstryknięcie palców, aby zniszczyć komuś życie.
– Ja już nie będę ci potrzebny. Pójdź do windy i wjedź nią na ostatnie piętro. Harry już tam na ciebie czeka. – Odezwał się Joseph, gdy zatrzymali się na podziemnym parkingu. Marie spojrzała na niego, nie rozumiejąc tego, co się działo. – On ci ufa, Pauline, tobie jedynej z nich wszystkich. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie uciekniesz tylko pojedziesz prosto do niego. Pomyśl o tym, co to może znaczyć?
Ostatnie zdanie gdzieś umknęło Stuart. Istniała jednak możliwość, iż po prostu nie chciała go usłyszeć, przemyśleć, ponieważ wniosek był jednoznaczny. Harry Edward Styles miał nad nią władzę niemalże absolutną. Marie Anne Stuart stanowiła pewnego rodzaju marionetkę w jego rękach. To on pociągał za sznurki, dając jej jednak od czasu do czasu wrażenie, iż to ona przejmowała kontrolę nad sytuacją. Mężczyzna nie chciał, aby tak to wyglądało, ale jednocześnie nie był w stanie wyzbyć się trybu życia oraz traktowania innych w określony sposób. Pielęgnował te zachowania latami, więc zdążyły one opleść jego duszę cierniami, przez które nie sposób się było przedrzeć.
Marie weszła do windy i bez chwili zastanowienia wcisnęła odpowiedni przycisk. Nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ po raz pierwszy to ona poprosiła o spotkanie, a nie on. W tamtej chwili zastanawiała się jednak, czy to był dobry pomysł. Czuła się kompletnym „wrakiem człowieka", psychicznie ledwo dawała sobie radę, a to wszystko za sprawą kumulacji wydarzeń z ostatnich dni. Tłumiła to w sobie, ale te emocje w końcu musiały eksplodować niczym wulkan. Na jej nieszczęście zdarzyło się to w najmniej odpowiednim momencie.
Kiedy tylko drzwi windy się otworzyły, weszła niepewnie do apartamentu. Owinęła się ciaśniej swetrem, mimo że w pomieszczeniu było ciepło, tak jakby chciała się w nim skryć przed światem, a przede wszystkim przed nim. Zobaczyła go niemalże od razu. Harry siedział w przysuniętym do przeszklonej ściany, czarnym skórzanym fotelu. Wyglądał jednak zupełnie inaczej niż zwykle. Nie był elegancko ubrany, a w jego dłoni nie spoczywała szklaneczka whiskey. Miał na sobie porwane dżinsy oraz znoszoną, białą bluzkę. Jego ciemnobrązowe włosy wyglądały, jakby chwilę temu wstał i przeczesał je jedynie palcami. To był zupełnie inny Styles, którego znała. Ubierał się w taki sposób bardzo rzadko, więc zastanawiała się, co się stało, że się nie wyszykował. Może chodziło o to, aby Marie czuła się bardziej komfortowo, mając na sobie swój codzienny strój?
– Muszę przyznać, że nienawidzę Londynu – zaczął mówić, wiedząc, że kobieta już przyszła. – To miasto, jak i ludzie są przytłaczający, panuje tutaj nieco depresyjna atmosfera. Wiem, że nie powinno tak się mówić, ale nie mam pojęcia, jak inaczej mógłbym to określić. Mimo to czasem, gdy jestem w tym apartamencie to lubię sobie tutaj usiąść ze szklaneczką whiskey i po prostu na niego popatrzeć, rozkoszując się tą chwilą. Dzisiaj jednak jestem trze... – zamilkł, gdy tylko jego wzrok spoczął na kobiecie. Jej twarz była opuchnięta od płaczu, a na policzkach dało się zauważyć wilgotne ślady łez. – Pauline, co się stało? Chodź tu do mnie. – Stuart usiadła na kolanach Stylesa i wtuliła się w jego ciało. Myślała, że nie będzie w stanie już dalej płakać, ale myliła się. – Spokojnie, maleńka. Wszystko jest już w porządku, rozumiesz? Jestem tutaj przy tobie.
To była chwila, w której Harry po prostu musiał odnaleźć w sobie tę iskierkę człowieczeństwa, która wciąż gdzieś w środku niego się tliła. Jego największy skarb cierpiał, a on nie był w stanie tego znieść. Traktował ją różnie, ale nie zmieniało to faktu, że nienawidził całym sobą chwil, gdy działa jej się krzywda.
– Mam wrażenie, że wszystko się ostatnio wali, Harry. Ja chyba tracę nad tym wszystkim kontrolę. – Marie po raz pierwszy postanowiła powiedzieć prawdę, ale w takiej sytuacji nie miała już niczego do stracenia. Obiecała sobie, że nigdy nie pokaże mu tej bardziej wrażliwej strony swojej osoby. Tamtego wieczoru to było jednak silniejsze od niej.
– No już spokojnie. – Styles sięgnął po karafkę z whiskey, która stała na stoliku, znajdującym się przy fotelu. Nalał trochę do szklanki, po czym podał ją kobiecie. – Napij, dobrze ci zrobi.
– Takie zachowania prowadzą do uzależnień. Poza tym nie przepadam za tym trunkiem. – Skrzywiła się, gdy do jej nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach alkoholu.
– Nie narzekaj tylko mnie posłuchaj. Musisz się trochę rozluźnić, a potem porozmawiamy. I możesz być spokojna. Od jednego razu się nie uzależnisz i na pewno nie wejdziesz na tę ścieżkę zguby. – Złożył pocałunek jej ustach.
Harry dobrze wiedział, że jego słowa były kłamstwem, ponieważ właśnie tak to się u niego zaczęło. Bardzo dobrze pamiętał tamten wieczór. To był jeden mały skręt. Myślał, że nic się nie stanie, jak zaciągnie się parę razy, ale na następnej imprezie sytuacja się powtórzyła i było tak na jeszcze następnej, aż pewnego dnia sam postanowił kupić. Pamiętał, iż miał wtedy bardziej stresujący okres i chciał się jedynie zrelaksować. Marihuana wydawała mu się być taka niewinna, nie różniła się w jego oczach od papierosów, z którymi także przeżył epizod w swoim życiu. Była nawet pod pewnymi względami lepsza od nich, ponieważ wystarczył jeden skręt, aby poczuł się rozluźniony. Poza nie mogła być niczym złym skoro w tak wielu rejonach świata można ją było kupić legalnie. Sęk w tym, że ona była jedynie początkiem.
W jego życiu był też drugi „jeden raz", gdy nagrywał swoją pierwszą płytę. Spędził wtedy parę tygodni ze swoją ekipą w miejscu, gdzie nikt nie mógł ich znaleźć. Chciał spokoju, ale przez nerwy i myśl, że fanom może się nie spodobać, nie był w stanie go osiągnąć. Skręty w tym wypadku już nie stanowiły takiej pomocy, jak wcześniej. Nie pamiętał już, kto mu zaproponował kokainę, ale pamiętał dokładnie słowa tej osoby: "Och, proszę cię. Co może stać się po jednej małej działeczce. Weźmiesz dzisiaj, może jeszcze jutro i tyle. To nic wielkiego, a dzięki temu będziesz mógł w końcu wyluzować. Zobaczysz, że będzie wszystko dobrze. To tylko raz, może dwa, a jej ilość będzie naprawdę znikoma, Harry". Problem tkwił w tym, że nie była to jednorazowa sytuacja, ponieważ spodobało mu się uczucie, jakie ona przynosiła. Uzależnił się właśnie od niego, a nie od samej substancji. Z czasem jednak mała działka przestała mu wystarczać, więc ją powoli zwiększał. Od czasu do czasu sięgał także po nieco mocniejsze narkotyki, ale starał się być wierny kokainie. Tak właśnie znalazł się w tym miejscu, w którym był w tamtym czasie, a z którego, jak mu się zdawało, nie było już drogi ucieczki.
– Oj, maleńka, maleńka – zaśmiał się, widząc Marie krztusi się alkoholem. – Nie musiałaś pić wszystkiego na raz. Nie chciałbym, żebyś mi się tutaj udusiła. Wiem, że tego nie lubisz, ale naprawdę takie zachowania nie mają sensu. Jej smak wciąż będzie taki sam. – Starł z policzków kobiety łzy. Widział, że powoli zaczęła się uspokajać.
– Wiesz, że nic ci nie powiem, prawda? Jak zwykle moje życie prywatne to moje życie prywatne. Tak samo jak twoje. To był tylko mały epizod. Nie zamierzam ci się zwierzać z tego, co się dzieje, ponieważ i tak cię to nie obchodzi. Dla ciebie liczy się tylko jedno, o czym dałeś mi jasno do zrozumienia, gdy ostatnio się spotkaliśmy. – Harry poczuł lekkie uczucie bólu. Z niewiadomych dla niego powodów miał nadzieję, że Stuart zdążyła zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Wystarczył mu fakt, iż sam nękał się nimi niemalże codziennie. Nawet na haju nie dawały mu one spokoju.
– Wróciła Pauline, którą tak dobrze znam i uwielbiam. – Posłał jej niewielki uśmiech, który zaraz jednak zniknął. – Wiem, że te słowa mogą się wydawać w obecnej sytuacji bez znaczenia, ale... Przepraszam za tamte słowa. Naprawdę nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Byłem czysty przez parę dni i to może dlatego. Chociaż to też nie jest żadnym wytłumaczeniem w takiej sytuacji. Nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia. Myślisz, że gdyby chodziło mi jedynie o seks, dbałbym tak o ciebie? W końcu mógłbym dostać to od każdej innej, a nawet każdego. Tak właśnie tak. Każdy człowiek mógłby mi dać takie orgazmy, ale ja jednak wciąż trwam przy tobie i się o ciebie troszczę. Wciąż wierzysz w to, co wtedy powiedziałem?
– Tak, wciąż to wierzę, ponieważ miałam parę dni na przemyślenie tego wszystkiego. Nie łączy nas żadna emocjonalna więź, a jedynie ta seksualna. Nie jestem w stanie jednak dojść do tego, czy tkwimy w tym wszystkim z przyzwyczajenia, czy może wiemy, że nikt inny nie byłby w stanie zapewnić nam takich doznań. To drugie wydaje mi się jednak znacznie bardziej prawdopodobnie. Nie chodzi tu bynajmniej o to, że mam wielkie mniemanie o sobie, że sprawiam ci aż taką przyjemność. Po prostu... Widzisz, doszłam do wniosku, iż gdybyśmy byli ze sobą z przyzwyczajenia, to trwalibyśmy w tym mimo wszystko, nie musiałbyś tak o mnie dbać, ponieważ na pewno nie chciałabym od ciebie odejść. Chociaż jakby nie patrzeć, jeśli drugi przypadek działa w obie strony, też obyłoby się bez tej całej sztucznej otoczki.
Te zdania w obu przypadkach były zarazem prawdą i kłamstwem. Marie Anne wiedziała, że tkwił w tym, ponieważ żaden inny mężczyzna nie byłby w stanie zapewnić takich doznań, a przynajmniej tak jej się wydawało. Przed Harrym była z paroma innymi mężczyznami. Stuart zdarzały się także relacje, w których chodziło jedynie o seks. Na podstawie swojego wcześniejszego życia erotycznego oceniała to obecne. Styles był pierwszym, który tak ją traktował. Nie dbał jedynie o swoje potrzeby. W tym wszystkim było miejsce także dla niej, ona mogła w końcu zacząć decydować o tym, co sprawiało jej przyjemność a co nie. Seks przestał też polegać na kilku pchnięciach i przewróceniu się na bok ze słowami: „Było świetnie, nie sądzisz?", podczas gdy ona leżała skołowana, nie będąc do końca świadomą tego, co się wydarzyło zaledwie chwilę wcześniej. Styles dbał nie raz nawet bardziej o spełnienie Marie niż swoje, ale to także ze względu na to, że wiedział, iż o tamto nie musiał się martwić. Kochała także te momenty, gdy chodziło jedynie o nią, o jej przyjemność. Czasem dziwiła się do jakiego stanu mógł ją doprowadzić za pomocą swoich palców i języka.
U Harry'ego wyglądało to podobnie. Z żadną inną kobietą nie było mu tak dobrze, jak z nią. Marie Anne Stuart była dla niego wręcz boginią, która zasługiwała na wszystko.
Kłamstwem było jednak to, że łączyła ich jedynie więź seksualna, ponieważ w pewnym stopniu kierowały nimi tylko emocje. U Marie wszystko łączyło się ściśle z jej przeszłością, z tym, co działo się w jej życiu parę lat wstecz, a co pozostawiło trwałą traumę. Ona jednak była niczego nieświadoma. Zakorzeniło się to w niej tak głęboko, że nawet nie domyślała się, iż w dużej mierze demony dawnych lat przejęły kontrolę. W przypadku Harry'ego to teraźniejszość rządziła. Gdy patrzył podczas stosunku na kobietę, czuł, że robił w końcu coś dobrze. Nie miał żadnych wątpliwości, które towarzyszyły mu nawet podczas snu. Nieważne, jak dobre recenzje oraz opinie zbierał na temat muzyki, kampanii, sesji, on czuł, iż to nie było idealne, a przecież takie miało być. Czemu więc nie spodobało się wszystkim? Gdzie popełnił błąd? Co mógł zrobić lepiej? Między innymi z właśnie z takimi pytaniami zmagał się na co dzień. Zapominał jednak o nich, gdy był z nią, ponieważ dla niej zawsze było idealnie, a jeśli nie było to mówiła, co powinien poprawić. Była także jedna rzecz, która łączyła te dwie niespokojne dusze i mogła być główną przyczyną tego, że ta relacja trwała dalej. Marie, jak i Harry, w końcu nie czuli się samotni, oboje wypełniali pustkę, która towarzyszyła im na co dzień.
– Nie mam sił dzisiaj na dyskusję z tobą. W innym wypadku kłóciłbym się, nawet jeśli to nie miałoby większego sensu. – Złożył pocałunek na jej ustach. – A teraz chodź ze mną do łazienki. Należy ci się chwila relaksu, nie sądzisz?
– Sądzę tyle, że nie mam ochoty na seks pod prysznicem. – Wstała z kolan mężczyzny i stanęła na wprost okna. Londyn mienił się światłami przed nią. Miała stamtąd idealny widok na centrum stolicy. – Nie, żebym go nie lubiła, ale dzisiaj nie sił na jakiekolwiek igraszki. Wiem, że nasze spotkania właśnie na nich polegają... – westchnęła. – Mogłam zadzwonić i odwołać to. Łudziłam się chyba, że jednak mi przejdzie, że jakoś to będzie. Przepraszam.
– Nie przepraszaj, bo nie masz za co. – Harry podszedł i objął ją od tyłu. Położył brodę na jej ramieniu. – Muszę cię poprawić w jednej kwestii. Nasze spotkania na tym polegały, bo faktycznie na początku, gdy spotykaliśmy się w hotelach chodziło jedynie o seks. Zauważ jednak, że to się zmieniło. Jemy razem kolację, spędzamy ze sobą noc... To nie polega już na cielesnej przyjemności, ona jest jedynie miłym dodatkiem. Chciałem zaproponować ci wspólną kąpiel, a nie seks pod prysznicem. Proszę przestańmy się sprowadzać wszystko do tej jednej czynności. Możemy miło spędzić wieczór i bez tego, czyż nie?
– Tak, ale to nie brzmi, jak coś czym można było opisać naszą dwójkę. Chociaż może nadszedł czas, aby coś pod tym względem zmienić. – Przejechała dłonią po jego policzku, który był nieco szorstki przez jednodniowy zarost Harry'ego. Ich spojrzenia spotkały się w odbiciu w szybie. – A więc proponujesz kąpiel? Taką z dużą ilością piany, płatkami róż, a do tego przy świecach?
– Pianę mogę załatwić, a zamiast świec oraz róż mogę zaproponować przygaszone światło w łazience, żeby panował miły półmrok. Zamiast róż zaś olejek o zapachu tych kwiatów. Pasuje to, pani? – Stuart pocałowała go, co Harry odebrał jako zgodę na jego propozycję.
Styles wziął ją na ręce. Tego wieczoru chciał, aby czuła się jak księżniczka. Pragnął się nią zaopiekować. Mógł na co dzień być potworem bez uczuć, a właściwie udawać taką osobę, ale gdy cierpiał ktoś z jego bliskich coś w nim pękało. Odzywały się wtedy resztki człowieczeństwa, jakie jeszcze posiadał. Miał nadzieję, że uda mu się dowiedzieć, co takiego wydarzyło się w życiu Marie, iż znalazła się w takim stanie. Chciał zobaczyć, czy mógłby jakoś temu zaradzić, jakoś pomóc. Nie wiedział, czy przemawiały przez niego bardziej uczucia, czy też wyrzuty sumienia, które narastały z każdym dniem.
Harry zaniósł Marie do łazienki i postawił na podłodze. Zdjął bluzkę, rzucając ją gdziekolwiek. Zaczął przygotowywać kąpiel. Ona zaś stała, patrząc na to wszystko. Nie mogła do końca uwierzyć, że to działo się naprawdę. Miała wrażenie, iż za chwilę obudzi się tak, jak ostatnim razem, a on będzie albo obojętny, albo znowu doprowadzi ją do łez. Harry Styles nie był, według niej, osobą zepsutą do szpiku kości, czy po prostu złą, ale nie był także kimś dobrym. Wydawało jej się, że stanowił on postać neutralną w jej życiu.
– Czasem się zastanawiam, jak często bierzesz kąpiele. Wiem, że może się to wydawać nie do końca normalne, ale... Chodzi o to, że czasem w głowie odtwarzam sobie rozmowę z tamtego wieczoru i... To po prostu utkwiło mi w głowie. To był pierwszy i chyba jedyny raz, gdy się sobie zwierzyliśmy. – Spojrzał na nią, a Marie odniosła wrażenie, iż jego oczy są jakieś inne. Były znacznie mniej mroczne niż zazwyczaj.
– Tak właściwie to jeszcze nigdy z niej nie skorzystałam. Wiem, że... A przynajmniej przypuszczam po tym, co mówisz, że umieściłeś ją tutaj specjalnie dla mnie, ale nie potrafiłam tego zrobić.
– Dlaczego? Nie rozumiem przecież zawsze miałaś tyle czasu na nie. Nie musiałaś opuszczać tego apartamentu od razu. Mogłaś tutaj przyjeżdżać, kiedy tylko chciałaś. Joseph zawsze był do twojej dyspozycji, wystarczyło po niego zadzwonić. – Harry na chwilę znieruchomiał, przyglądając się Stuart.
– Wiem, ale... Jakiś czas po tym, gdy pierwszy raz się tutaj spotkaliśmy chciałam ją wziąć. Przygotowałam ją sobie, miałam już zatopić się w przyjemnie gorącej kąpieli... I wtedy właśnie wszystko wróciło, wszelkie wspomnienia, cała przeszłość. Nie potrafiłam zmusić się, aby wejść i spróbować się odprężyć, a potem... A potem się po prostu bałam, że to wszystko powróci i już nawet nie próbowałam zrobić drugiego podejścia.
– Dlaczego, więc dzisiaj nie zaprotestowałaś? Nie musisz robić wszystkiego, o co cię proszę, o czym mówię. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawy.
– Oczywiście, że tak. Przecież nie raz ci się stawiałam. Ja po prostu czuję, iż tego potrzebuję i mam wrażenie, że będzie tak jak dawniej. Dodatkowo teraz nie będę mierzyć się z tym sama, będziesz tutaj ze mną. – Marie powoli zaczęła ulegać „nowemu" Harry'emu, który był kochany, nie mógł jej skrzywdzić, a przynajmniej tak sądziła. Chyba po raz pierwszy straciła czujność, która zawsze towarzyszyła kobiecie podczas spotkań z piosenkarzem.
Nim się obejrzała mężczyzna siedział już w wannie, a ona wciąż stała koło niej w ubraniu. Marie wzięła głęboki oddech i zaczęła się powoli rozbierać. Gdy była już naga, weszła powoli do wanny. Usiadła między nogami mężczyzny, który przysunął ją bliżej siebie. Czuła, jak jej ciało się spięło, a myśli zaczęły napływać do głowy. Zacisnęła oczy oraz usta. Paznokcie wbiły się w dłonie.
– Pauline, jestem tutaj. – Styles pochylił się w stronę kobiety. Jego tors przylegał do jej pleców, a brodę ułożył na ramieniu. – Nie daj się swoim demonom przeszłości, to jest najgorsze, co może być. To właśnie przez nie czasem jestem taki bezsilny, ulegam nałogowi. Nie zawsze tak jest, ale zdarza mi się, że biorę, ponieważ pragnę zapomnieć o czymś, co było, o czymś, co zrobiłem. To najgłupsze rozwiązanie, jakie może być, ale inaczej nie potrafię, bo jestem słaby. Ty jednak taka nie jesteś. Nie wiem, przez co dokładnie przeszłaś. Twoje blizny świadczą o tym, że nie było to nic przyjemnego. Przede wszystkim świadczą jednak o twojej niebywałej sile. Dasz radę z tym wygrać.
– Tak bardzo chciałabym się dowiedzieć, dlaczego musiało się stać to, co się stało. To wciąż boli, wiesz? Czasem się zastanawiam, czy mogłabym do tego nie dopuścić, ale... Wiem, że byłam bezsilna, ponieważ ona była niesamowitą aktorką. Nasza mama i tak by niczego nie zauważyła. Nie przejmowała się chyba nami zanadto, ale ja... Ona zdawała sobie sprawę, że ze mną nie będzie tak łatwo. Udało jej się jednak zachować wszystko dla siebie. Trochę boli mnie fakt, że nie zwierzyła mi się z tego, co ją dręczyło. Przez pewien czas miałam wrażenie, iż mi nie ufała, tak to sobie tłumaczyłam, bo było mi lżej. Prawda jest jednak inna, a przynajmniej tak mi się zdaję. Nie chciała obarczać mnie swoimi problemami, ponieważ sama nie miałam łatwo. Może sądziła, że to będzie zbyt wiele dla mnie. Takie mam wrażenie. – Harry czuł, że ciało Marie wciąż było spięte, ale ona sama robiła się spokojniejsza. Negatywne emocje wywołane wspomnieniami powoli z niej schodziły.
– Mówiąc ona, masz na myśli swoją siostrę, prawda? – Marie przytaknęła. – Widziałaś się z nią po tym, jak tu wyjechałaś? Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek wyjeżdżała na dłużej, odkąd się znamy, ale może coś przeoczyłem.
– Nie. Nie miałam odwagi, aby wrócić do tamtego miejsca. Chociaż... Myślę, że tak naprawdę bałam się tam wrócić. Gdzieś we mnie był lęk, że to mogłaby być wycieczka w jedną stronę. Rozmawiałyśmy prawie codziennie. Ona jedyna wiedziała, gdzie jestem i ten fakt był naszą tajemnicą. Moim wielkim marzeniem było zabranie jej tutaj. Zebrałam nawet wystarczającą sumę pieniędzy, już miałam kupować bilet, ale... Moja siostra stwierdziła jednak, że nie może zostawić naszej matki samej. Mimo tego, co przez nią wycierpiała, wciąż ją kochała. Do dziś nie mogę tego pojąć. – Stuart ułożyła dłoń na policzku Harry'ego, a w drugi wtuliła swój. Czuł, jak spływają jej łzy, które wywołały wspomnienia. Przynajmniej tak przypuszczał. – To było na parę miesięcy przed tym, jak cię poznałam. Po tej rozmowie kontakt nam się urwał.
– A gdzie w tym czasie był wasz ojciec? Próbuję ułożyć sobie te strzępki informacji, które powiedziałaś mi odkąd się poznaliśmy i brakuje mi w tym jego. – Styles wydawał się być faktycznie tym wszystkim zainteresowanym. Może to właśnie dlatego kobieta postanowiła się przed nim jeszcze bardziej otworzyć. Chyba po raz pierwszy dał jej odczuć, że znaczy dla niego coś więcej.
– Też chciałabym to wiedzieć, Harry. Mam nadzieję, że szukał nas przez cały ten czas. Matka zmieniła nam nazwiska, więc nie było to proste. Poszukiwania na własną rękę mogłyby być trudne, a ja nie wiem, czy mógł sobie pozwolić na wynajęcie jakiegoś prywatnego detektywa. Tak naprawdę nie znam go wcale. Matka nigdy nie chciała nam o nim nic powiedzieć, a sama... – westchnęła. – Sama mam jedynie jakieś strzępki wspomnień z czasów przed tym, jak mam nas wywiozła z kraju. Pamiętam, że był niesamowitym ojcem albo tak właśnie chciałam go zapamiętać. Czasem przed oczami albo w snach pojawia mi się jego twarz. Tyle, że sama nie jestem pewna, czy tak naprawdę wygląda, czy może to jedynie wytwór mojej wyobraźni.
– Mieszkaliście kiedyś w Londynie? – Marie kiwnęła głową na tak. Była ciekawa, czemu o to zapytał. – Próbowałaś więc może sama go odnaleźć po powrocie?
– Tak, ale nie wiedząc, jak się nazywa, nie było to łatwe. Tak właściwie to... Sprawdziłam po prostu, czy ktoś w czasie, gdy matka uciekła, nie zgłosił porwania albo zaginięcie, ale nie było żadnej sprawy, która nie zostałaby rozwiązana. Pogodziłabym się, więc z myślą, że prawdopodobnie szukał nas na własną rękę.
Marie nie była w stanie tego wytłumaczyć, ale od zawsze czuła jakąś mocną więź z ojcem. Wydawało jej się to bardzo dziwne. W końcu miała jedynie strzępki wspomnień, a poza nimi nic o nim nie wiedziała. Ten fakt jednak wydawał się Stuart przemawiać za tym, że była kiedyś do niego mocno przywiązana. Ojciec musiał odgrywać bardzo ważną rolę w jej życiu. Tak przynajmniej sobie wmawiała, ponieważ nie była w stanie w to w pełni uwierzyć. W końcu minęło tyle lat, a ona wciąż była sama. Mimo że łudziła się, iż było inaczej, to była niemalże pewna, że on nigdy tak naprawdę nie szukał swoich córek.
– Jestem pewien, że wasz szukał, ale nie chciał tego zbyt nagłaśniać. Na pewno miał do tego jakieś powody. Może i żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, ale nie sądzę, aby było łatwo znaleźć dwójkę dzieci. Zwłaszcza, że podejrzewam, iż waszej matce bardzo zależało na tym, aby zataić wszelkie ślady. – Dzięki temu, że trzymał dłonie na jej brzuchu, wyczuwał, iż oddycha już znacznie spokojniej. Ciało Marie pozostało jednak wciąż spięte. Wiedział, jak temu zaradzić, ale czuł, że to nie był jeszcze odpowiedni moment na to.
– Wiesz, czego chyba nigdy nie będę w stanie pojąć? Dlaczego moja matka go zostawiła i postanowiła... – Kobieta westchnęła. – Po prostu mam same dobre wspomnienia z moim ojcem i naprawdę nie jestem w stanie pojąć, dlaczego ona od niego uciekła do... Ja wiem, że go nie znam, ale nie sądzę, aby moja pamięć wyparła wszelkie złe wspomnienia z nim związane, a już na pewno nie po tym, co zdarzyło się później. Odnoszę wrażenie, że w tej całej historii to ona jest właśnie czarnym charakterem.
– Gdy przedstawiasz to w takim świetle, to faktycznie tak jest. Nie zrozum mnie jednak teraz źle, ale nie sądzę, abym mógł to jednoznacznie stwierdzić, stanąć po którejś ze stron. To nie tak, że nie wierzę w to, co mówisz, czy, że nie chcę stanąć po twojej stronie. Po prostu jedynie jako słuchacz ze szczątkowymi informacjami trudno mi wyrobić sobie zdanie o tym wszystkim. Mam jednak dla ciebie małą radę. Nie zadręczaj się już tym. Gdy wróciłaś do Londynu pozostawiłaś to za sobą i tego się trzymaj. To już przeszłość, której nie możesz zmienić, ale na teraźniejszość masz wielki wpływ. Nie schrzań szansy, którą dostałaś. Nie popełniaj moich błędów, Pauline. – Obrócił jej głowę, tak aby spojrzała na niego.
– Co masz przez to na myśli? Zawsze miałam wrażenie, że w pełni wykorzystałeś szansę, którą otrzymałeś od losu. Dokonałeś rzeczy niemożliwych dla wielu osób. Uwielbiają cię miliony, Harry.
– Nie o to mi chodzi, skarbie. Tę szansę wykorzystałem, zrobiłem światową karierę, ale... – Harry zamilkł na chwilę, aby zastanowić się nad tym, co chciał jej powiedzieć. – Widzisz, ona niosła za sobą kolejną szansę, znacznie większą szansę. Mogłem zmienić świat, ale nie zrobiłem tego. Nie raz słyszałem, że uratowałem komuś życie, ktoś dzięki mnie nie popełnił samobójstwa, czy coś w tym stylu, co wcale nie jest przyjemne i w pewien sposób mnie przytłacza, ale nie o tym rozmawiamy. Po prostu uważam, że to jest coś na kształt konsekwencji pierwszej, wykorzystanej szansy, nie dotyczy jednak w żaden sposób tej drugiej. Mam dostateczne środki oraz zasięgi, aby zmienić świat na większą skalę, pomóc ludziom, którzy naprawdę tego potrzebują, ale nie zrobiłem tego. Tymczasem stałem właśnie takim człowiekiem, jakim mnie znasz. Niewiele osób chciałoby mieć ze mną do czynienia. Pozostało mi się jedynie wybielać, dawać ludziom złudzenie, że jesteś kimś zupełnie innym, bo prawdy nie chcieliby poznać.
– Czemu tego nie zmienisz, Harry? Ta szansa będzie zawsze i nigdy nie zniknie. Świat, a tym bardziej siebie możesz zmienić zawsze. Wystarczy tylko chcieć. – Złożyła delikatny pocałunek na jego ustach, a Styles poczuł, że to był odpowiedni moment, aby podarować jej coś, na co zdecydowanie zasłużyła.
– Uwielbiam w tobie to, że zawsze widzisz w ludziach dobro, skarbie, ale jednocześnie mam wielką ochotę oduczyć cię tego. Boję się, że kiedyś będziesz przez to cierpieć. Jestem na to idealnym przykładem, czyż nie? – Sięgnął ręką do niewielkiego stolika, znajdującego się przy wannie. Wziął z niego żel do mycia i wycisnął niewielką ilość na dłoń. – Nie rozmawiajmy jednak o tym, a oddajmy się przyjemności. Czuję, że wciąż masz bardzo spięte ciało, więc pozwól mi sobie nieco pomóc.
Zaczął powoli myć ciało Stuart. Harry wydawał się być przy tym bardzo skupiony, jak prawdopodobnie nigdy wcześniej. Starał się też delikatnie ją podczas tego masować, chcąc, aby choć trochę się rozluźniła. W rzeczywistości tyle wystarczyło, by napięcie zeszło z niej prawie całkowicie. Oddała się dotykowi mężczyzny. Przymknęła oczy i rozkoszowała się tym, jak jego duże dłonie suną coraz niżej. Jęknęła cicho, gdy dotarły do piersi, a Harry specjalnie zaczął palcami drażnić jej sutki. Po chwili jednak zjechał na brzuch. Marie wiedziała już, że na tym nie zakończy swojej wędrówki.
– Chcesz tego, skarbie? – wyszeptał do jej ucha, wodząc palcami tuż powyżej linii włosków łonowych Marie. – Chciałbym dzisiaj spróbować z tobą czegoś nowego. Pragnę szeptać ci do ucha rzeczy, ale nie sprośne, czy słodkie. Pragnę cytować ci moje ulubione piosenki czy wiersze. Potrzebuję jedynie twojej zgody. – Zsunął rękę nieco niżej, ale wciąż niczego nie zrobił, tylko czekał na znak od niej.
– Rób ze mną, cokolwiek ci się zamarzy. Tylko błagam nie dręcz mnie i nie każ mi zbyt długo na to czekać. Ty pragniesz cytować mi jakieś bzdety, a ja pragnę poczuć jakąkolwiek twoją część w sobie. Nieważne, czy to będą twoje palce, język czy też penis. Zaspokój po prostu moje potrzeby. – Wygięła się lekko, czując wzmagający się w niej dyskomfort.
Stuart nie mogła do końca, pojąć dlaczego przy nim przechodziła tak szybko od jednego stanu do drugiego. Jeszcze chwilę wcześniej nie pomyślałaby nawet o jakimkolwiek zbliżeniu ze Stylesem, a tymczasem chciała mu się oddać całkowicie. To była jedna z oznak uzależnienia ciała kobiety oraz pewnej części umysłu Marie od mężczyzny, przyjemności jakiej przy nim doznawała. Nie zdawała sobie jednak jeszcze do końca z tego sprawy, pogłębiając ten stan.
– Kocham to, jak na ciebie działam, skarbie. – Rozchylił powoli wargi sromowe kobiety. Mimo jej próśb, chciał się z nią nieco podroczyć, ponieważ dawało mu to niemałą satysfakcję. – Mam nadzieję, że ci się spodoba nasza mała zabawa i będziesz chciała ją niebawem powtórzyć. Może następnym razem w inny sposób. Żałuję jedynie, że nie mogę tego robić, jednocześnie smakując cię swoimi ustami. Trudno jednak byłoby wtedy mi mówić, więc będę musiał obejść się smakiem.
Harry zaczął po cichu nucić wprost do jej ucha. Nie znała tej melodii, ale ciało Marie zdawało rozpoznawać ten rytm, tak jakby już nie raz go na nim wygrywał. Zaczął powoli kręcić kółka na łechtaczce kobiety. Wolną dłonią zaś objął jej pierś, a palcami drażnił sutek. Stuart wydała z siebie zdławiony jęk. Miała wrażenie, że Styles wygrywał na niej ten utwór, grał na strunach jej ciała, jakby była instrumentem. Robił to delikatnie oraz z wyczuciem, jak jeszcze nigdy przedtem. Tak też to wyglądało z jego perspektywy, ale był też jeden wyjątek. Z nią obchodził się znacznie staranniej niż z jakąkolwiek gitarą czy fortepianem, na których grał. Ona stanowiła najcenniejszy instrument w całej jego kolekcji i miał cichą nadzieję, że go się nigdy nie zmieni. Łudził się, że poraniona dusza Marie zechce zostać z tą należącą do niego już na zawsze.
– She puts her spirit in a nightcap – zaczął cicho śpiewać wprost do ucha Marie, wsuwając w nią powoli palec, a kciuk umieszczając na łechtaczce. Jego usta muskały delikatnie płatek ucha kobiety. – She always knows where the crowd's at...
Marie nie wsłuchiwała się w tekst. Skupiała się bardziej na melodii, jakie wygrywały jego palce. Na tym jak jej ciało dostosowywało się do rytmu palca wsuwającego i wysuwającego się z niej albo jak kciuk Harry'ego kreślił delikatne kółka w najczulszym miejscu, jakie posiadała. Ciepły oddech pieścił skórę kobiety. Z ust wydobywały się ciche jęki i posapywania. To wszystko składało się dla niej na idealną całość. Czuła się kochana i doceniona, a to uczucie nie towarzyszyło kobiecie od dłuższego czasu. Wzdłuż jej policzka spłynęła ostatnia, pojedyncza łza.
– She wants somebody to love... – Na ten wers Stuart wróciła do rzeczywistości, ponieważ poczuła go gdzieś w głębi siebie. Odnalazła w nim siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy Harry specjalnie wybrał ten, a nie inny utwór, czy może to jedynie przypadek. Wierzyła, że to ten pierwszy przypadek. – To hold her...
Coś w niej pękło na te słowa, jednocześnie rozbudzając niezaspokojoną część duszy Marie. Tę, która pragnęła uczuć, czułości oraz bliskości, ale nigdy ich nie dostała, ponieważ na drodze kobiety stawali jedynie niewłaściwi mężczyźni, którzy potrafili tylko ranić. Poczuła wewnętrzny ból, który powinien odciągnąć ją od przyjemności, doznań, których doznała. On je jednak spotęgował, nadał im nowego znaczenia. Wiedziała już, że nazwanie tego, co śpiewał bzdetami było pomyłką, ponieważ te słowa dotykały duszy i w jakiś pokręcony sposób zaspokajały także jej pragnienia.
– She's crying that she loves me, holding my hand so I won't leave... – Dołożył jeszcze jeden palec i przyspieszył znacznie tempo. Jej ciało znalazło nowy rytm, wsłuchując się w melodię, która także się zmieniła, co było zamierzonym działaniem Harry'ego. Dostosowywanie się do jej szybkości było zdecydowanie nowym przeżyciem, doznaniem, które niemalże od razu pokochała. – Cause baby don't wanna be lonely...
Styles zaczął składać pocałunki na szyi kobiety, nie przestawając w między czasie śpiewać. Czuł, jak jej ciało zaczynało coraz bardziej drżeć. Wiedział, że zbliża się do krawędzi i to go cholernie nakręcało. Nigdy by się do tego publicznie nie przyznał, ale znacznie bardziej kochał doprowadzać ją do takiego stanu niż samemu się w nim znajdować. Jej jęki, ciche przekleństwa. wszelkie dźwięki, jakie wtedy wydawała, stanowiły muzykę dla jego uszu. Bywały chwile, gdy miał ochotę to nagrać, ale nigdy nie zrobiłby tego bez jej zgody, a nie posiadał na tyle dużo odwagi, aby ją o to zapytać.
– She says "I just want you to hold me"... – Przesunął dłoń, którą bawił się piersią Marie, na jej brzuch, przyciągając ją jeszcze bliżej swojego ciała. Pragnął czuć drżenie ciała kobiety cały sobą. – She wants somebody to love, to kiss her... – Chwycił za gardło Stuart, po czym odchylił głowę kobiety mocno do tyłu. Coraz to głośniejsze jęki docierały wprost do jego ucha. – She wants somebody to love in the right way. – Ostatnie słowa piosenki zlały się z krzykiem szatynki, idealnie złożyły się z momentem jej orgazmu. Oparła się bez sił o ciało Harry'ego, a on złożył delikatny pocałunek na skroni swojego skarbu. – Było ci dobrze? Dostałaś to, czego chciałaś? – wychrypiał wprost do jej ucha. Wiedział, że to jedynie pytanie retoryczne, ale pragnął usłyszeć to od niej.
– Nawet więcej, ale to powinieneś doskonale wiedzieć. Wręcz jestem pewna, że to wiesz. – Przymknęła oczy z lekki uśmiechem. – Teraz chyba będę musiała ci się odwdzięczyć. Tylko na to czekasz, prawda?
– Owszem, wiem, ale kocham słyszeć to od ciebie. Co do drugiego jednak się mylisz. Nie oczekuję niczego w zamian. No może... Posmakowałbym cię jeszcze, ale myślę, że na dzisiaj ci wystarczy wrażeń, Dokończymy więc na spokojnie kąpiel i położymy się do łóżka, dobrze? – Marie przytaknęła. – Cieszy mnie to. Jeśli też będziesz chciała, możemy jeszcze o czymś porozmawiać. Nie będę jednak na nic naciskać, Równie dobrze możemy leżeć w ciszy albo od razu iść spać, co tylko zechcesz.
***
Marie leżała na brzuchu z głową zwróconą w stronę przeszklonej ściany. Obserwowała Londyn, który mimo późnej pory wydawał się tętnić życiem. Znacznie bardziej lubiła to miasto nocą niż za dnia. Wydawało się być wtedy mniej ponure i szare. Światła zastępowały słońce, które tak rzadko wychodziło zza chmur, a czasem stanowiło prawdziwy ratunek. Zwłaszcza w dni, gdy zewsząd słyszała o ludzkich problemach i dramatach. Zwykle działo się to w kawiarni, gdzie chcąc, nie chcąc, przysłuchiwała się rozmowom klientów. To naprawdę potrafiło ją przytłoczyć. Nie raz też zastanawiała się, czemu te osoby, nie doceniają tego, co posiadali. To wszystko, o czym mówili wydawało się jej być takie błahe w porównaniu z tym przez, co sama przechodziła. Wiedziała jednak, że stanowiło to niepoprawny tok myślenia, ponieważ nie znała tych ludzi. Dla nich te rzeczy naprawdę mogły stanowić tragedię.
Harry gładził ją delikatnie po plecach. Ten dotyk jak zwykle uspokajał Marie. Myślała o tym, czy otworzyć się przed mężczyzną. Ufała mu, ale jedynie w sferze seksualnej. Mieli wyznaczone granice, których nie przekraczali. Po tylu miesiącach zresztą wiedziała, że Styles nie wyrządziłby jej żadnej krzywdy, a przynajmniej to sobie wmawiała przez cały czas. Zwierzenie mu się jednak z osobistych problemów było dla niej czymś zupełnie innym. Nie krępowała się przed nim nigdy obnażyć z ubrań, ale z uczuć już tak, ponieważ nie wiedziała, jak daleko mogła się posunąć, nie znała jego reakcji. Harry wykazywał, co prawda zainteresowanie tym, co działo się w życiu osobistym Marie, ale czy było ono w pełni szczere, czy stanowiło jedynie pretekst do wyciągnięcia z niej jakiś informacji, których później użyje przeciwko niej? Aby się tego dowiedzieć, musiała podjąć ryzyko.
– Moja matka do mnie napisała, że będzie w Londynie i chce się spotkać. Wiesz... Porozmawiać o tym, co się wydarzyło, naprawić naszą relację – mówiła cicho, ale wiedziała, że Harry ją usłyszał, ponieważ jego dłoń na chwilę zamarła.
– A ty tego chcesz? – Wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. – Chociaż... Skąd ona właściwie miała twój adres mieszkania, czy tam maila? Myślałem, że całkiem się odcięłaś od swojej przeszłości.
– Bo tak jest, ale... Nie pomyślałam, żeby zmienić maila. Nawet nie wiedziałam, że ona go posiada. Powinnam zachować czujność. Chyba wygrało ze mną lenistwo, bo tak musiałabym go wszędzie pozmieniać. – Próbowała zażartować, ale wiedziała, że wyszło jej to słabo. – Czy tego chcę? Wydaje mi się, że jakaś część mnie faktycznie chce to zrobić. To w końcu moja matka, a ja nawet nie wiem, co się u niej dzieje. Nie jestem chyba jednak na to gotowa. Czuję się przerażona na samą myśl.
– Jeśli chcesz to mógłbym pójść z tobą albo po prostu być gdzieś w pobliżu. W sensie... Miałybyście prywatność, ale jednocześnie, gdyby coś się zadziało to mógłbym zareagować.
– Co? – Marie odwróciła głowę, aby spojrzeć na Stylesa.
– Wiem, że ta propozycja może cię dziwić. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Zachowuję się tak, jak się zachowuję, ale mimo to zależy mi na tobie w jakiś dziwny sposób. Po prostu... Jak to ująć? Chciałabym zadbać o twój komfort. Mam w tym swój interes, bo jeśli nie będziesz się czuła dobrze psychicznie, to z seksu będą nici – zaśmiał się. – A tak całkiem serio to... Widzisz, podczas zbliżenia mogę zadbać o ciebie, o twój komfort, ale poza nim... Plotę głupoty, które nie mają sensu, prawda?
– Trochę. Mam wrażenie, że przemawiają przez ciebie wyrzuty sumienia za to, jak mnie ostatnio potraktowałeś. Jest okay, Harry. Naprawdę. To nie był twój pierwszy raz i zapewne też nie ostatni. Po takim czasie już przywykłam do tego. Nie masz się, o co martwić. Zostańmy przy wersji, że chodzi o seks, dobrze?
Styles nie dopuszczał do siebie faktu, że ich relacja nie sprowadzała się jedynie do seksu, ponieważ to oznaczałoby, że między nimi pojawiło się jakieś uczucie. Rzeczywistość była jednak inna. Oczywiście chodziło o tę, którą on sam wykreował, a w której nie było miejsca na na tego typu rzeczy. Emocje, zwłaszcza te pozytywne, zaburzają w końcu postrzeganie świata, sprawiają, że człowiek bardziej skupia na nich niż na tym, na czym powinien, a na to nie mógł sobie pozwolić. Wiedział, że wystarczył jeden nieostrożny ruch, aby wszystko, co dotychczas udało mu się zbudować, runęło niczym domek z kart. Mimo to słowa Marie go zabolały. Nie chciał, aby kobieta traktowała to, co między niby było w taki sposób. Owszem może i przemawiały przez niego wyrzuty sumienia, ale nie tylko one. To było coś więcej. Coś do czego nie mógł się przyznać ani Stuart, ani sobie.
– Niech ci będzie. To chcesz, żebym tam z tobą poszedł? Naprawdę nie będę podsłuchiwał. Jeśli zaś coś źle pójdzie, od razu będziemy mogli stamtąd pojechać, a potem na pozbycie się nerwów uprawiać seks. – Poruszył sugestywnie brwiami, chcąc chociaż trochę rozładować napięcie, które się między nimi pojawiło.
– Kusisz, ale chyba jednak wolałabym przez to przejść sama. Oczywiście, jeśli zdecyduję z nią spotkać. Myślę, że to będzie dla mnie na tyle ciężkie przeżycie, że po prostu wolałabym być wtedy sama.
„Poza tym mógłbyś zbyt wiele się o mnie dowiedzieć" – dodała w myślach. Wszelkie jej kłamstwa mogłyby wyjść na jaw, a tego nie chciała. Może nie te największe, ale i te mniejsze wydawały się być groźne. W końcu zwykle, gdy jedno zostało odkryte, zaraz wszystko było już jasne, dochodziło do reakcji łańcuchowej, której nie dało się zatrzymać. Marie nie mogła na coś takiego pozwolić. To by wszystko zniszczyło. Najgorsza była jednak dla niej myśl, że to znowu matka Stuart doprowadziłaby do powtórnego zawalenia się jej życia.
– Rozumiem, ale gdybyś jednak zmieniła zdanie, zawsze możesz zadzwonić, czy powiedzieć przy następnej okazji. Ja jakoś czas na to znajdę. Najwyżej coś odwołałam. – Posłał jej lekki uśmiech.
– Okay. – Milczała chwilę, po czym dodała. – Harry?
– Hm? – Uniósł jedną brew.
– Tak się zastanawiałam... Mogłabym tutaj jutro zostać? W sensie na dzień i na noc. Jeśli nie, to rozu...
– Pauline – przerwał jej. – Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać. Ten apartament został kupiony dla ciebie. Starałem się dostosować go do twoich potrzeb, do wszystkiego, o czym mi mówiłaś. Wiesz, co to znaczy? – Kobieta pomachała przecząco głową. – Jest to mniej więcej równoważne temu, iż należy on do ciebie. Owszem ja jestem jego właścicielem na papierze, ale... Chodzi mi o to, że jest on do twojej dyspozycji w każdej chwili. Możesz tutaj spędzać tyle czasu, ile tylko będzie ci potrzebne. Zostawać po nocach ze mną na tyle, ile będziesz chciała. Jeśli chcesz do niego przyjechać wystarczy, że napiszesz do mnie albo Josepha, a ktoś po ciebie przyjedzie. Gdyby zaś zamarzyło ci się coś w nim zmienić po prostu mi powiedz. Zobaczę wtedy, co da się zrobić.
– Czyli mogę zostawać tu, kiedy chcę i ile chcę? – zapytała, nie będąc pewną, czy przypadkiem się nie przesłyszała.
– Tak, skarbie, dokładnie tak – zaśmiał się, odgarniając jej kosmyk włosów z twarzy. – Czemu tak właściwie o to pytasz? Mam nadzieję, że nie wyczerpałem twojego limitu szczerości na dzisiaj i mi odpowiesz.
– Moja przyjaciółka ma dość moich kłamstw i tak jakby pokłóciłyśmy się przed moim wyjściem. Zauważyła, że wcale nie pracuję, a faktycznie chodzę do kogoś, że z kimś jestem, a ja mimo to dalej brnęłam i kłamałam jej prosto w oczy – westchnęła.
– To ta rozmowa ostatecznie doprowadziła cię na skraj, prawda? – Kobieta przytaknęła. – No cóż... Jeśli chcesz, możesz jej o nas powiedzieć. Oczywiście nie o wszystkim. Ucieknij się do półprawd. W końcu, jeśli o nie chodzi, to jesteś prawdziwą mistrzynią.
– Czyli twoim zdaniem co mam jej powiedzieć? Że mam przyjaciela z korzyściami od pewnego czasu?
– Tak, właśnie tak. Będziesz z nią prawie w pełni szczera. Po prostu nie wspomnisz o dodatkowych bonusach, jakie przynosi ci nasza znajomość. Nie musisz też zmyślać historii do tego, jak się poznaliśmy. Po jednej z imprez poszliśmy ze sobą do łóżka i tak to się zaczęło. Obędzie się bez jakiegokolwiek kłamstwa. Nie chciałaś jej zaś o tym powiedzieć z czystego wstydu. Proszę bardzo, twój problem został rozwiązany.
– Niby tak, ale pozostaje jeszcze jeden, a właściwie dwa małe problemy. Co, jeśli zechce cię poznać albo zagalopuję się kiedyś i powiem za dużo?
– O tym będziemy myśleć, gdy to się stanie. Na razie nie zawracaj sobie tym głowy. Lepiej chodź tu do mnie i się przytul, bo potrzeba mi trochę twojej bliskości oraz ciepła. – Uśmiechnął się do niej, rozszerzając ręce w geście zaproszenia.
– Czyli nawet ktoś tak oschły jak ty czasem potrzebuje nieco czułości? – Marie zbliżyła się, a następnie wtuliła w jego bok, układając głowę na klatce piersiowej Harry'ego.
– Każdy tego czasem potrzebuje. Nawet najbardziej nieczuli ludzie tego świata. – Objął ją ręką, przyciągając bliżej swojego ciała.
– Zawsze śpisz nago? W sumie nie wiem, czemu zadałam to pytanie. To głupie, bardzo głupie.
– Nie mów tak. Dla mnie to oznaka, że czujesz się przy mnie swobodnie. Znaczy okay, chodzisz przy mnie nago, ale to jest trochę inny rodzaj swobody, który też nie wszyscy posiadają. Miałem partnerki, z którymi uprawiałem seks, moja głowa była między ich nogami, a po wszystkim niezwykle się krępowały. Także...
– Styles, nie mam ochoty słuchać o twoich perypetiach łóżkowych z innymi kobietami. – Marie odwróciła ponownie wzrok w stronę okna.
– Masz rację. Też bym nie chciał słuchać o twoich byłych chłopakach. Tylko nie gniewaj się za tą wzmiankę, bo złość piękności szkodzi. – Ucałował ją w szyję, wywołując tym samym jej cichy śmiech. – Od razu lepiej. Co do twojego pytania to, gdy jestem sam to... Tak w sumie to zwykle śpię w piżamie. Kiedyś po wzięciu prysznica, oplatałem go sobie wokół bioder i tak szedłem, ale później od tego odszedłem. Lubię jednak spać nago, gdy jestem z tobą. Czuć każdy skrawek twojego ciała na swoim, twoje ciepło. Oczywiście pod warunkiem, że śpisz wtulona we mnie, a nie uciekasz jak ostatnio.
– To miłe w sumie i zapamiętam sobie to, aby ci już więcej nie uciekać. Ostatnio... Znaczy przed ostatnią sytuację, zastanawiałam się nad pewną rzeczą... Dobra, jednak nieważne. Nie zaczynałam w ogóle tematu, okay?
– Nie, nie okay. Masz się przy mnie nie krępować i mówić, co ci chodzi po głowie, więc proszę cię dokończ zaczętą myśl. Ja rozumiem, że może być ona dla ciebie niewygodna, ale chciałbym się dowiedzieć, o czym myślałaś. Czy to dotyczy naszej relacji? – zapytał, a jego głos lekko zadrżał z nerwów.
– Tak, ale to nic poważnego. Znaczy chyba. Chodzi o to, że... Zastanawiałam się, czy moglibyśmy spróbować czegoś nowego? W sensie chodzi mi o seks i... Tak, właśnie tak. – Gdy to mówiła, Harry pomyślał, że wygląda uroczo, gdy się krępowała o czymś mówić.
– Oczywiście. Może zaczniemy od tego, że mi obciągniesz? Akurat tej czynności jeszcze nie praktykowaliśmy.
– A może jednak dla odmiany cię zwiążemy, co ty na to?
– Dobra, wygrałaś. Porozmawiajmy jednak na serio. Myślałaś już, co by to miało być, co chciałabyś zrobić? Wolałbym o tym wiedzieć z wyprzedzeniem, bo jeśli mam być szczery nigdy do końca nie kręciły mnie takie zabawy. Oczywiście z tobą bym z wielką chęcią tego spróbował, ale po prostu chciałbym się do tego odpowiednio przygotować.
– Jeśli nie będziesz się czuł komfortowo, to rozumiem. Nie wiem nawet, w którym momencie przyszło mi to do głowy, ale pomyślałam, że to nie jest zły pomysł. Nawet nie chodziło mi o jakieś wielkie rzeczy, a takie małe urozma...
– Pauline – przerwał jej. – Spokojnie. Powiedziałem, że nigdy nie kręciły mnie takie rzeczy, a nie, że nie czułbym się z tym komfortowo. Po prostu zwykle chodziło mi o zaspokojenie potrzeb. Nie chciałem się w nic bawić, bo to były przygody na jedną noc. Z tobą jest jednak inaczej. Także zastanów się nad tym, co mogłoby ci się spodobać i jeszcze wrócimy do tematu. Obgadamy to na spokojnie przy kolacji, dobrze? – Pocałował ją w usta. – Mam tylko jedno małe zastrzeżenie. Trójkąciki nie wchodzą w grę. Po pierwsze, to nie jest wcale takie fajne i przyjemne, jak może się wydawać, a po drugie, nie zamierzam się z tobą z nikim dzielić.
– Ja tobą także. Byłabym zbyt zazdrosna o ciebie, gdyby dołączyła do nas jeszcze jakaś kobieta. Jeśli zaś chodzi o mężczyznę, to... – zamilkła na chwilę, nie będąc do końca pewna, czy na pewno jest gotowa, aby dokończyć to zdanie. – Nie chcę nikogo innego prócz ciebie, Harry.
– Rozumiem. – Tylko tyle był w stanie powiedzieć. To był chyba pierwszy raz, gdy poczuł się niekomfortowo z tym, że prócz niej sypiał także z innymi kobietami w tym samym czasie, ponieważ ona była mu wierna. – Skoro już rozmawiamy na takie tematy, mam pewną fantazję z tobą w roli głównej, dość niewinną.
– Opowiesz mi o niej? – Marie przekręciła się na brzuch. Ułożyła ręce na torsie Stylesa, a na nich położyła głowę.
– Tylko się nie śmiej, okay? – Pocałował ją w nos.
– Okay, postaram się, ale nic nie obiecuję.
– No, więc... To może wydawać się głupie, ale... – Spuścił głowę, uśmiechając się. – Jest to trochę dziwne. Po prostu... – Odwrócił głowę.
– No nie wstydź się. Ja byłam z tobą w pełni szczera, więc mam nadzieję, że ty ze mną także będziesz.
– Fantazjowałem ostatnio o tym, że cię ubieram, tak powoli, w pełni skoncentrowany. Wiem, że może to się wydawać prostą czynnością, ale niesamowicie mnie to podniecało. Tyle, że nie do końca w ten seksualny sposób. Nie wiem, jak to ubrać w słowa... Chyba najbardziej podobało mi się to, że wydawałaś mi się w tej fantazji taka drobna i bezbronna, jakbyś potrzebowała mojej opieki. – Harry odwrócił wzrok.
– Wyglądasz całkiem uroczo, gdy się rumienisz. – Pocałowała go w policzek. – Chciałbyś tego spróbować?
– A ty byś chciała?
– Myślę, że mogłoby to być ciekawe doświadczenie. Jeszcze chyba nikt nigdy nie chciał się mną zaopiekować, więc tym bardziej. – Ziewnęła.
– W takim razie wrócimy do tego tematu rano, bo teraz już pora iść spać. To był ciężki dzień, więc należy ci się trochę odpoczynku. – Pocałował ją.
– Dobrze, niech będzie i tak. Dobranoc, Harry. – Marie wtuliła się w niego.
– Dobranoc, Pauline.
Wszystkie cytaty w rozdziale pochodzą z piosenki "She" - Zayn
#comeback_hs na Twitterze
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro