Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Bicie serca Marie przyspieszyło, gdy zmierzała windą na dwudzieste piętro budynku. Nerwy towarzyszyły jej podczas każdego spotkania z Harrym. W jednej chwili pojawiała się w niej obawa, że coś może mu się w niej nie spodobać, iż nie będzie dla niego idealna. To właśnie tego bała się najbardziej. Od zawsze nie lubiła takiego podejścia, kreacji bohaterek w książkach czy też filmach, które nazbyt starały się dla swoich ukochanych. Kobieta miała przede wszystkim czuć się dobrze ze sobą, a potrzeby mężczyzn odkładać na drugi plan.

Obawy Stuart były jednak uwarunkowane zupełnie czymś innym. Tu nie chodziło o to, czego oczekiwał od niej Styles, a o strach przed utratą go. Bała się, że gdyby coś poszło nie tak, nie spodobałoby mu się w niej, mógłby zakończyć ten układ. Zamknęłoby to jej drogę do uratowania duszy mężczyzny przed niechybnym końcem, który wydawał się być coraz bliżej. Dla Marie była to bardzo istotna sprawa, ponieważ wiedziała, jak wyglądało życie Harry'ego. Przed mężczyzną widniała według wielu perspektywa długich owocnych lat kariery, ale tak wcale nie musiało się stać. Marie zaś wmówiła sobie, iż to od niej zależało, jak będą one wyglądać.

Kiedy tylko dźwięk otwieranej windy doszedł do jej uszy, wyszła z niej. Nie musiała czekać długo na pojawienie się przy niej mężczyzny, wiedziała, że będzie czekać jak zwykle. Mimo zasłoniętych oczu, wyczuwała jego obecność za każdym razem od ich pierwszego spotkania.

Harry zaczął subtelnie wodzić palcami po odsłoniętej skórze w okolicach jej piersi, zbliżając się powoli w ich stronę. Stał na tyle blisko, że jego tors stykał się z plecami Marie. Ciało kobiety reagowało nawet na najmniejszy dotyk Stylesa, a on pragnął to wykorzystać. Zwykle rozpoczynał od delikatnego kuszenia, ale każdy, kto poznał go bliżej, zdawał sobie sprawę, że wolał on znacznie mocniejsze doznania oraz iż odrobina bólu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dlatego właśnie Stuart nie była zdziwiona, gdy dłoń Harry'ego nagle zacisnęła się na szyi, a agresywnie odchylił jej głowę do tyłu, sprawiając, że spoczęła jego ramieniu.

– Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo nie mogłem się ciebie doczekać. Cholernie za tobą tęskniłem, skarbie – wychrypiał, a następnie złożył kilka pocałunków wzdłuż szczęki Marie. – Te ostatnie dwa tygodnie, które spędziłem w Stanach były naprawdę ciężkie bez ciebie. Muszę następnych razem poważnie zastanowić się nad zabraniem cię ze sobą, Pauline. Nikt nie jest w stanie sprostać w pełni moim wymaganiom prócz ciebie. – Rozluźnił uścisk na jej szyi, aby móc złożyć na niej kilka pocałunków. Zęby Harry'ego zatapiały się w delikatnej skórze. Uśmiechnął się delikatnie na dźwięk jęków kobiety. Czuł się coraz bardziej podniecony. – Wyglądasz tak cholernie seksownie dzisiaj, że nie wiem, jakim cudem będę w stanie wytrzymać przez całą kolację, aby zamiast niej nie skosztować twojego ciała. Nie przeciągajmy, więc tego dłużej. – Rozwiązał opaskę, zakrywającą jej oczy i obrócił Stuart w swoją stronę, oddalając się od niej na krok.

Marie zajęło chwilę, aby przyzwyczaić się do światła. Spojrzała na Stylesa. Po ciele kobiety przeszedł przyjemny dreszcz. Zastanawiała się, któremu z nich będzie trudniej wytrwać do końca kolacji. Stuart nie uważała może mężczyzny za przystojnego, ale nie zmieniało to faktu, iż miał w sobie coś takiego, co przyciągało ją do niego. Nie wiedziała, dlaczego tylko jego pragnęła i jedynie on był w stanie doprowadzić ją na skraj wytrzymałości.

Biała koszula z podwiniętymi do łokci rękawami oraz z rozpiętymi dwoma guzikami, opinała się na jego ciele. Czarne garniturowe spodnie były idealnie na niego skrojone, a przy tym uwydatniały dość wyraźne wybrzuszenie. Sygnety zabłyszczały na jego palcach, gdy pocierał podbródek. Szatynka uśmiechnęła się, widząc że się ogolił. Dobrze wiedziała, że robił to jedynie dla niej. Ciemnobrązowe włosy zostały ułożone, co w przypadku mężczyzny było rzadkością. Marie zdawała sobie sprawę jednak, iż długo nie pozostaną w takim stanie.

Nie spojrzała jedynie na jego oczy. Unikała ich już od pewnego czasu. Od momentu, w którym można było dostrzec jedynie pustkę, żadnych emocji. Kiedy się poznali zakochała się właśnie w nich. Zielony odcień tęczówek był bardzo rzadkim zjawiskiem, ale jego były wyjątkowe. Wyróżniały się spośród innych, a do tego posiadały błysk. Z biegiem czasu zaczęło to powoli zanikać, aż pewnego dnia nie ujrzała w nich nawet pożądania. Tak jakby Harry przestał nagle czuć cokolwiek.

– Podoba ci się to co widzisz, Davies?

– A czy kiedykolwiek było inaczej, Styles? – Marie starała się nie pokazywać, że ostatnio nie było u niej najlepiej.

On nie musiał wiedzieć, jak się czuła, bo w końcu nawet go to nie obchodziło. Przynajmniej tak sądziła, ponieważ w rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej. Styles może tego nie okazywał, ale naprawdę martwił się o to, co działo się w życiu kobiety. Nigdy by się do tego nie przyznał. Marie, przez niego znana jako Pauline, była jedną z ważniejszych osób w jego życiu, ponieważ różniła się od innych. Nie dopuszczał jednak do siebie tej myśli. Wmawiał sobie, iż wciąż była tylko kobietą do łóżka, nic poza tym. Tłumił w sobie ciekawość, emocje, ale gdy przychodziła chwila, kiedy Stuart nie chciała z nim rozmawiać o tym, czuł ukłucie bólu.

– Dzisiaj na kolację spaghetti carbonara, a na deser panna cotta. Chociaż wolałbym ciebie, ale znam twoje upodobanie do kuchni włoskiej oraz słodyczy. Zapraszam. – Ułożył dłoń tuż nad jej pośladkami, prowadząc do stołu.

Oczom Marie ukazał się dobrze jej znany mebel z marmurowym blatem oraz rzeźbionymi nogami z prawdziwego drewna. Na nim była znana zastawa, która łączyła w sobie porcelanę oraz szczere złoto. Jedynie kieliszki wyróżniały się, ponieważ zostały wykonane z kryształu. Na środku stołu znajdował się wazon z czerwonymi różami, a po bokach zapalone świeczki. Stuart uśmiechnęła się na ten widok. Nawet w takim człowieku, jakim był Harry kryła się dusza romantyka.

Odsunął dla niej krzesło, a potem zabrał od niej płaszcz, który oddał swojej gosposi. Marie nie wiedziała, kiedy i skąd się wzięła. Tak właśnie wyglądały spotkania ze Stylesem. Ludzie się pojawiali, aby zaraz zniknąć. Miało się wrażenie, że mężczyzna specjalnie wybierał takie osoby. Wiedziała z doświadczenia, iż nienawidził, kiedy mu w czymś przeszkadzano.

– Meredith, odnieś ten płaszcz do pokoju gościnnego i na dziś masz wolne. Jutro przeleję ci pieniądze za ostatni miesiąc. – Kobieta pokiwała jedynie głową na te słowa. Harry nie zwracał już jednak na nią uwagi, ponieważ poświęcił ją w pełni Marie. – Jak mniemam winem nie pogardzisz, moja droga. – Chwycił otwartą butelkę, a następnie napełnił oba kieliszki. – Specjalnie pojechałem na drugi koniec Londynu, aby je dla ciebie kupić. Wiem, że to twoje ulubione. Może nigdy mi tego nie powiedziałaś, ale widzę to po tym, jak reagujesz na jego smak.

– Pojechałeś osobiście, czy może ktoś z twoich ludzi zrobił to za ciebie? – Spojrzała na niego, gdy ten zajął swoje miejsce u szczytu stołu.

– To brzmi, jakbym prowadził jakąś mafię albo miał firmę, a tak nie jest. Zatrudniam parę osób, które są mi niezbędne, ponieważ sam nie poradziłbym sobie z tym wszystkim. Poza tym, gdybym nie posiadał prywatnego szofera, utrzymanie naszej relacji w tajemnicy byłoby znacznie trudniejsze. Odpowiadając na twoje pytanie, to tak, zrobiłem to sam i pojechałem tam swoim samochodem, skarbie. – Oblizał wargi. – To nie jest jednak teraz aż tak ważne. Mamy rozmowę do dokończenia, Davies.

– Temat został zakończony wraz z naciśnięciem przez ciebie czerwonej słuchawki, rozumiesz? Nie zamierzam rozmawiać z tobą o moim życiu prywatnym.

– Czyżby? Z tego, co mi się wydaje już nie raz mi się zwierzałaś i nie miałaś z tym żadnego problemu, moja droga, więc możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego ostatnio źle sypiasz? Potrzebujesz wizyty u specjalisty? Jeśli tak to żaden problem. – Marie widziała, że Stylesowi zaczęły puszczać nerwy, a to był zły znak. Zdziwiła się, iż wystarczyło tak niewiele, aby doszło do takiej sytuacji. Zwykle Harry starał się panować nad emocjami.

– Nie, nie jest mi ona potrzebna. Po prostu musiałam ostatnio zacząć pracować nocami. Zepsuł mi się laptop. Nie da się go naprawić, więc muszę zarobić na nowy. – Kobieta pociągnęła łyk wina. Tak naprawdę nie okłamała go, ponieważ faktycznie jej paroletni sprzęt ostatnio całkowicie odmówił współpracy. Ona po prostu nieco nagięła prawdę.

– Nie wystarczą ci pieniądze, które ci płacę, Pauline? Nie mogłaś po prostu napisać do mnie? Przecież wiesz, że mógłbym ci kupić najnowszy model z wszelkimi potrzebnymi udogodnieniami oraz potrzebnym sprzętem. – Harry obracał w palcach kieliszek z winem.

– Nie mieszkam sama, więc nie mogłam tego zrobić. Musiałabym się wytłumaczyć z tego, skąd miałam na to wszystko pieniądze. Ubrania czy dodatki da się ukryć, ale z laptopa korzystam na co dzień. Nie byłabym w stanie przewidzieć, kiedy moja przyjaciółka wejdzie mi do pokoju – westchnęła. – Poza tym nie chcę być uważana za twoją dziwkę, Styles.

– Oboje dobrze wiemy, że nie płacę ci za seks czy też moją wygodę. Chcę jedynie, abyś poczuła się lepiej, skarbie. Zasługujesz na to by być stawiana na równi z kobietami, w których towarzystwie się obracam, na posiadanie tego, co mają one. Chociaż nie. Ty jesteś od nich znacznie lepsza. One zachowują się i myślą płytko. Zależy im na błahych rzeczach. Żadnej też nie pragnę tak mocno, jak ciebie. – Ścisnął jej kolano, muskając przy tym palcami delikatną skórę.

– Może z twojej perspektywy tak to wygląda, ale dla innych nie będzie to niczym innym jak zwykłym sponsoringiem. Ja zaspokajam twoje potrzeby seksualne, a ty moje zachcianki. – Kobieta wzruszyła ramionami. – A teraz bierzmy się za jedzenie, zanim całkowicie nam ostygnie. Smacznego.

Słyszała już jedynie westchnienie mężczyzny. Później zapanowała między nimi cisza. Zdania, które wypowiedzieli jednak zawisły w powietrzu. Marie zdawała sobie sprawę z tego, że to co powiedziała było prawdą. Każdy, kto dowiedziałby się o łączącej ich relacji, nazwałby ją zwykłą dziwką. Takie były realia świata. Pozostawało, więc jedynie zapytać, jak ona się z tym czuła, a na nie mogła odpowiedzieć. Na samym początku ich skomplikowanej znajomości nie miała żadnych wątpliwości. Wtedy był to jedynie seks. Spotykali się w różnych miejscach. Począwszy od ekskluzywnych hoteli, a skończywszy na tanich motelach, znajdujących się na obrzeżach Londynu. Z czasem jednak Styles zaczął rozpieszczać swój mały skarb, dbać o jej potrzeby. Najpierw były to niewielkie sumy pieniędzy przelewane na konto kobiety oraz upominki. Później jednak sytuacja zmieniła się gwałtownie.

Tamtego dnia obudziło ją pukanie do drzwi. W drodze do nich wspominała poprzednią noc. Spotkała się z Harrym w hotelu. Najpierw przyszła ona, a za jakiś czas on. Nie było żadnej rozmowy. Jedynie pocałunki oraz seks, po którym on bez słowa ją opuścił. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, jak wiele ten wieczór zmieni w ich życiu.

Kiedy Marie otworzyła drzwi, pracownica hotelowa wjechała z wózkiem. Stuart zdziwiła się na widok wykwintnego śniadania oraz sporych rozmiarów czarnego pudełka ze złotą kokardą. Kobieta podziękowała za to. Gdy została sama, rozejrzała się po wszystkich rzeczach. Nie wiedziała, co się działo, czy to nie była pomyłka, ponieważ dotychczas taka sytuacja nie miała miejsca. Postanowiła najpierw zjeść śniadanie i zastanowić się, co zrobić później.

Minęła godzina, zanim zebrała się w sobie. Ułożyła pudełko na łóżku. Musiała przyznać, iż nie należało ono do najlżejszych. Serce Marie zaczęło szybciej bić, a ona coraz bardziej zaczęła się denerwować. Zdjęła wieko. Zawartość była osłonięta cienką, białą bibułką, na której leżała kartka. Chwyciła papier w dłonie, a gdy go rozłożyła, oczom kobiety ukazało się znane, koślawe pismo. Wciągnęła powietrze.

"Mam nadzieję, że śniadanie ci smakowało. Było ono symbolicznym początkiem nowego rozdziału w naszej relacji. Czas, abyś zaczęła być traktowana jak prawdziwa dama z wyższych sfer. W pudle znajdziesz pierwszy zestaw ubrań. Mam nadzieję, iż trafiłem z rozmiarami. Pokój masz opłacony do dwunastej, o tej godzinie podjedzie po ciebie Joseph, mój osobisty szofer. Zabierze cię do najlepszych oraz najdroższych domów mody na świecie. Nie krępuj się i kupuj, co ci się tylko zamarzy. Wszystko na mój koszt. Harry Styles"

Kiedy Marie Anne zobaczyła zawartość pudełka, nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Ubrania oraz dodatki z Chanel i Versace. Bielizna od Victoria's Secret. Szpilki od Louboutina. Nie śmiała o tym nawet marzyć, a tymczasem dostała to tak nagle.

Tamtego dnia Joseph podjechał po nią range roverem, którym na co dzień jeździł Styles, ale już za parę tygodni zamienił się on w rolls-royce'a. Był on zrobiony na specjalne zamówienie dla Harry'ego. Mężczyzna jednak kupił go tylko dla niej. Nikt prócz kobiety oraz jego samego nie miał prawo nim jeździć. Wtedy też kupił apartament, który miał być jedynie dla nich, swoistym azylem, gdzie mogliby się ukryć. Spędzić całą noc razem, a on mógłby przytulić się do niej i tak zasnąć.

Coś się zmieniło w psychice mężczyzny po tym jak ją opuścił. Prawdopodobnie były to wyrzuty sumienia. Czuł, że traktował ją jak zwyczajną pannę do towarzystwa. W czasie, gdy jeszcze korzystał z usług prostytutek, tak właśnie to wyglądało. Opłacał pokój hotelowy, przychodził, zaspokajał swoje potrzeby, wychodził. Schemat był ten sam. Ta relacja jednak była inna, on czuł się przy tej kobiecie inaczej. Nadszedł więc czas na okazanie jej należytego szacunku.

– Co zaprząta twoją śliczną główkę, Pauline? – Głos Harry'ego wyrwał Stuart z zamyślenia. – Chodzi o to, co powiedziałem? Powiedz mi, jak czujesz się w tej sytuacji? Nie jesteś dla mnie żadną dziwką, skarbie, i nigdy cię tak nie traktowałem, chociaż sam nie jestem tego pewien.

– Jak mam to rozumieć? Chcesz powiedzieć, że kiedyś uważałeś mnie za kogoś takiego? – Marie przełknęła ślinę, a jej oczy się zaszkliły.

– Nigdy nie śmiałbym mieć o tobie takie zdania. Chodzi o to, że... – Harry westchnął. – Może nie miałem o twojej osobie takiego mniemania, od zawsze to było coś więcej, ale tamtej nocy, po której to wszystko się zmieniło, uderzyły we mnie wyrzuty sumienia, ponieważ tak właśnie cię traktowałem. Był tylko seks. Nic nawet o tobie nie wiedziałem. Nie chciałem, aby wyglądało to w taki sposób. Od zawsze byłaś moim najcenniejszym skarbem, lecz dopiero od pewnego czasu zacząłem cię doceniać. – Oblizał swoje wargi.

– Zdajesz sobie sprawę, że nasza relacja jest chora i żaden normalny człowiek nie zdecydowałby się na coś takiego?

– Pauline, mało co w moim życiu jest zdrowe. Tak właściwie to zaliczyłby do tej grupy jedynie rzeczy związane z moją rodziną. Wiesz, moim zdaniem nikt na całym świecie nie jest w pełni normalnym, ale masz rację mało osób by się zgodziło na taki układ. Sądzisz, iż jesteś jedyną kobietą, której go zaproponowałem? – Posłał jej uśmiech, a następnie wstał, aby zabrać talerze po spaghetti.

Marie skłamałaby, gdyby powiedziała, że te słowa ani trochę nie zabolały. Czuła się, jakby mężczyzna wymierzył jej policzek. Zdawała sobie doskonale sprawę, iż nie tylko z nią sypiał, ale nigdy nie śmiała myśleć, że mógłby mieć, czy chociaż zaproponować taką relację, jaką miał z nią, innej. Harry nie dodał jednej rzeczy. Układ z nimi miał wyglądać zupełnie inaczej, a do tego robił to jedynie przed pojawieniem się Stuart w jego życiu. W pewnym momencie po prostu był już zmęczony szukaniem za każdym razem kobiety do seksu. Co prawda wiele było chętnych, ale mało która spełniała wymogi. Styles miał dość wybredny gust, jeśli chodziło o te sprawy.

– Były w stanie zgodzić się na wiele rzeczy, których ty nie chcesz. – Ustawił przed kobietą talerz z deserem, po czym wrócił na swoje miejsce. – Obciągały mi, pozwalały się wiązać, a nawet niektóre godziły się, aby dołączył do nas inny mężczyzna. Pragnę zaznaczyć, że to ja się z nim zabawiałem, a nie one. Swego czasu lubiłem trochę poeksperymentować. Muszę przyznać, iż seks z facetem był całkiem przyjemny, ale po jakimś czasie mi się znudził. – Harry oparł się łokciami o stół, nachylając się w jej stronę. – Tylko widzisz, było fajnie, ale ja chciałem kogoś, kto byłby w stanie w pełni zaspokoić moje potrzeby, spełniałby określone warunki. Jedyną taką osobą byłeś oraz jesteś ty, Pauline. Nie zamieniłbym cię na żadną inną nawet, jeśli byłaby w stanie pokusić się na wiele rzeczy, których odmawiasz. Nie wiem, czy to dla ciebie komplement, ale chciałbym, abyś to po prostu wiedziała.

Marie zastanawiała się, co odpowiedzieć. Czy to była kolejna gra Stylesa, czy też prawda? Brunet w jej oczach uchodził za bardzo dobrego aktora, ponieważ znała jego mroczną stronę. Każdy komu ją ukazał nie wierzył do końca w nic, co mówił. Nikogo nie powinno to dziwić. Harry Edward Styles uchodził za przykład do naśladowania. Kochanego syna, oddanego przyjaciela, idola oddanego fankom, dla których zawsze był miły oraz kochany nawet w sytuacjach, kiedy te śledziły go. Sęk w tym, że w oczach osób takich jak Marie Anne Stuart, miał jedynie wygląd anioła a w środku był demonem. Brutalny oraz agresywny momentami. Potrafił pozostawić siniaki, patrzeć jedynie na swoje potrzeby. Częściej bywał taki dla swoich pozostałych kochanek, szatynka rzadko miała styczność z jego najmroczniejszymi diabłami, ale te pojedyncze chwile mocno wyryły się w jej pamięci.

– Nie masz prawa nigdy zwątpić w swoją wartość. Rozumiesz, Pauline? – Harry przykucnął obok jej krzesła. Chwycił w swoją dużą dłoń i obrócił szybko twarz kobiety w swoją stronę. Może nieco zbyt brutalnie, ale taki właśnie był. – Ani też w to, ile dla mnie znaczysz. Jeśli będzie inaczej to uwierz mi znajdę sposób, abyś zmieniła zdanie. Nie twierdzę jednak, iż będzie on przyjemny. – Przejechał językiem po swoich wargach. – A teraz mi wybacz, bo muszę na chwilę zniknąć.

Marie wpatrywała się w drzwi sypialni, za którymi zniknął mężczyzna. Jej spojrzenie jednak w kilka sekund przykuła mała paczuszka na podłodze. Leżała tuż obok czarnej marynarki Stylesa, którą najpewniej zrzucił z oparcia krzesła. Stuart wstała i podniosła ją na wysokość swoich oczu. Przyglądała się woreczkowi z białym proszkiem, czując narastający gniew. Obiecał jej, że z tym skończy, a ona głupia mu uwierzyła. Już od dawna wiedziała, iż Harry od czasu do czasu sięgał po narkotyki. Pytała go, dlaczego to robi, ale on nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko zaczęło się niewinnie, tak jak zawsze. Sęk w tym, że z czasem to już nie wystarczało. Potrzebował większych doznań. Kobieta martwiła się o niego od samego początku. Wiedziała, że Styles nie był w najlepszej kondycji psychicznej już od dłuższego czasu, ale od kiedy odkrył uczucie po zażyciu narkotyków jego stan zaczął się diametralnie pogarszać. Nie mogła patrzeć na to jak z każdym dniem przestawał być sobą. Nie poznawała go. Kiedyś widziała w nim zwykłego mężczyznę, niczym nie wyróżniał się od innych, których spotykała chociażby w pracy. Jednak tego już nie było. Harry Edward Styles powoli przestawała różnić się od innych sławnych osób.

– Skąd to masz, Pauline? – Do jej uszu doszedł zachrypnięty głos bruneta. Nie było w nim jednak słychać gniewu. Był on nerwowy, tak jakby czegoś się obawiał.

– Miałeś być czysty, zapomniałeś? Obiecałeś mi to. – Uderzyła go z całej siły w klatkę piersiową. Harry nie spodziewał się ciosu, więc zatoczył się lekko do tyłu. – Powiedziałam ci przecież, że jeśli chcesz seksu, to masz nie brać tego świństwa.

– I jestem czysty, Pauline. Nie brałem niczego od siedemdziesięciu dwóch godzin, skarbie. – Wplótł dłoń w jej włosy, a potem pociągnął za nie mocno. Marie jęknęła na to. – Nie zamierzam być czysty przez cały czas.

– Masz z tym problem, Harry. Zrozum to w końcu i daj sobie pomóc. – Po jej policzku popłynęły łzy. Nie wiedziała, czy wywołał je ból, czy te smutek.

– Mylisz się, Pauline. To ty masz z tym problem, a nie ja. Gdyby tak było, nie mógłbym się bez nich obyć. Tymczasem zobacz jestem czysty od trzech dni. Nie wciągnąłem ani jednej kreski. Nie zapaliłem ani jednego skręta. – Po tych słowach zaczął całować usta kobiety. Marie mimo niechęci nie była w stanie ich nie odwzajemnić. Rzeczywistość przedstawiała się tak, że ona też posiadała swój narkotyk, a był nim on. Harry bardzo dobrze o tym wiedział i nie omieszkał tego wykorzystać.

Ich pocałunki, z początku niewinne, zaczęły robić się coraz bardziej natarczywe, wypełnione tęsknotą oraz pożądaniem. Styles pociągnął kobietę w stronę sypialni, jednocześnie zsuwając z jej ramion marynarkę. Nim do niej doszli oboje pozostali w bieliźnie. Dłonie mężczyzny błądziły po jej skórze, rozkoszując się każdym najmniejszym skrawkiem. Blizną, pieprzykiem, biegiem, czy rozstępem. Delektował się oraz ubóstwiał ciało Stuart. Była najbardziej idealną osobą, jaką poznał, ponieważ posiadała skazy i nie kryła się z nimi. To była jedna z rzeczy, która cholernie go podniecała.

Styles przyparł Marie do ściany tuż naprzeciwko lustro, tak aby mogła zobaczyć do jakiego stanu był w stanie ją doprowadzić. Zjechał z pocałunkami na szyję, a następnie piersi. Przygryzał ich delikatną skórą. W tym samym czasie sprawie rozpiął stanik, aby mieć do nich pełen dostęp. Odrzucił go na bok. Piersi Marie nie należały do dużych, ale to właśnie mu się podobało. To była czysta natura, co w tych czasach oraz w jego sferach było rzadkością. Przygryzł, a następnie zassał jeden z sutków, a drugi pieścił palcami.

– Harry... – To jego uszu doszła najpiękniejsza z melodii, jaką był cichy jęk połączony z sapaniem Marie. Uwielbiał to, że w tak krótkich czasie mógł doprowadzić ją do takiego stanu. – Błagam... Nie dręcz mnie już dłużej.

Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa. Zaczął kreślić pocałunkami szlak od doliny między piersiami. Schodził powoli w dół, dręcząc ją tym samym. Wiedział, że prawdopodobnie nie pozostanie mu dłużna, ale akurat z nią nienawidził się śpieszyć. Gdy dotarł do pępka zatoczył wokół niego kółko językiem. Jedną dłoń trzymał biodro Marie, zaś palce drugiej wsunął pod gumkę koronkowych fig. Jeździł nimi po jej podbrzuszu. Na ten delikatny dotyk, potęgowany przez pocałunki, jakie składał na skórze kobiety, ta zatopiła dłonie w jego włosach. Pociągnęła za nie za mocno, okazując mu tym, jak bardzo była zniecierpliwiona. Brunet znał ten znak bardzo dobrze.

Harry zsunął figi na uda kobiety. Składał pocałunki tuż nad linią jej włosków łonowych. Uwielbiał to, że nigdy nie była wygolona na gładko. Lubił czuć ich szorstkość podczas pieszczenia kobiecości Marie ustami. Nic nie było w stanie mu tego zastąpić.

Styles uniósł wzrok na twarzy Stuart. Wsunął w nią jeden palec i zaczął nim powoli poruszać. Drugim zaraz pocierał jej łechtaczkę. Obserwował emocje, malujące się na twarzy kobiety. Od rozkoszy, przez pożądanie, po całkowite oddanie się mu. Widział to w jej mimice, oczach, reakcjach ciała. Może ktoś inny nie ujrzałby tego wszystkiego, ale on znał na tyle dobrze, aby dostrzec nawet najmniejsze szczegóły. Stopniowo zwiększał tempo, a gdy poczuł jak bliska była szczytowania dodał drugi palec. Jęki Marie odbijały się od ścian sypialni. Żaden dźwięk nie wychodził poza to pomieszczenie, Styles tego osobiście dopilnował. Ta muzyka miała służyć jedynie jego uszom.

Gdyby ktoś z boku na ich spojrzał na nich zobaczyłby piękny obraz. Dwójka, kochających się osób na tle rozświetlonego Londynu. Widok niczym z filmów, książek, coś co wielu z nas chciałoby przeżyć. Wygląda to pięknie jednak jedynie dopóki nie pozna się historii tej dwójki. Ich dusze były różne, ale pewne rzeczy ich łączyły. Obie posiadały skazy, blizny, nie do końca zagojone rany. To właśnie sprawiało, że ich relacja była tak cholernie niebezpieczna oraz ryzykowna. Wystarczyło jedno nieodpowiednie zachowanie, a wszystko co ich łączyło runęłoby jak domek z kart.

Marie spojrzała w lustro po raz pierwszy tamtego wieczora. Była nie do poznania w tamtej chwili. To była jej druga strona, ta która ujawniła się przy Harrym pamiętnej nocy w klubie. Od tamtego czasu wciąż tylko on jedyny ją znał. Stuart zachwycała się widokiem ich dwójki. Ona z wypiętymi w stronę mężczyzny biodrami, błagająca o więcej. Jej wargi były rozchylone, a z nich wydobywały się raz po raz jęki, które z czasem przeradzały się w imię mężczyzny. Jej blada skóra błyszczała się od niewielkich kropelek potu. On z wplecionymi w jego włosy kobiecymi dłońmi. Nie tylko klęczący przed nią, ale także w nią wpatrzony. Jego mięśnie były napięte oraz twarde. Ten obraz był dla niej idealny i pragnęła, aby pozostało tak już na zawsze.

– Dojdź dla mnie, Pauline. Wykrzycz moje imię tak głośno, że gdyby mogło usłyszałoby to całe miasto. – Powiedział Harry, gdy czuł, że dzielą ją już tylko sekundy od najlepszego, co mogła dostać tamtego dnia. Ciało Marie drżało, a Styles wzmocnił uścisk na jej biodrze. Prócz tego znacznie przyśpieszył ruchy swoich palców. Po chwili przymknął swoje oczy z rozkoszy, ponieważ po pokoju rozniósł się dźwięk, za którym tak tęsknił. Kochał to jak w ustach szatynki brzmiało jego imię.

Przytrzymał Marie, ponieważ czuł, że może upaść z wyczerpania. Robił tak od dnia, w którym postanowił traktować lepiej. Nigdy by tego nie powiedział, ale była jedyną kobietą, przy której pozwalał sobie na zaspokajanie tylko wyłącznie jej potrzeb, na orgazm, który należał jedynie do niej. Oblizał palce, rozkoszując się smakiem swojej kochanki oraz myślą, że był jedynym mężczyzną, mającym pozwolenie na to.

Chwycił zębami za krawędź koronkowych fig i zsunął je do końca. Wstając z kolan, złożył jeszcze kilka pocałunków na udach oraz brzuchu Marie. Odgarnął ciemne kosmyki, które przykleiły się do jej pięknej twarzy. Przyciągnął posłuszne mu ciało, tak że czuł, jak wciąż próbowała unormować swój oddech. Znaczne wybrzuszenie w jego bokserkach przylegało do kobiecości szatynki. Chciał w ten wzniecić na nowo ogień w niej, ponieważ bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, iż nie byłaby chętna na seks z nim po tym, co miało miejsce.

– Naprawdę uważasz, że wystarczy palcówka, abym chciała pójść z tobą do łóżka i zająć się twoim przyjacielem? – Prychnęła. – Niby mnie szanujesz, każesz mi pamiętać o tym, ile jestem warta, a tymczasem sądzisz, iż tak łatwo ci ulegnę?

– Szczegół tkwi w tym, że to właśnie zrobiłaś. Spójrz tylko na to, jak łatwo dałaś mi się przed chwilą omotać. – Zaśmiał się. – Odwrócenie twojej uwagi od tematu narkotyków było dziecinnie proste. Wystarczyło kilka pocałunków, niewinny dotyk, a ty już byłaś mokra, pozwoliłaś, abym przeleciał cię palcami. Wciąż sądzisz, iż mi nie uległaś, Pauline? – Wychrypiał wprost do jej ucha, przygryzając jego płatek.

Marie uświadomiła sobie wtedy przykrą prawdę. Słowa mężczyzny były trafne. Uległa mu. Poddała się pokusom diabła, jakim był. Ale czy prawda nie malowała się w innym barwach? Harry zamącił tymi słowami w głowie kobiety, wiedząc, jak na nią podziałają. To nie była wcale odpowiedź na to, co powiedziała, wszystko przygotował znacznie wcześniej. Zaczął to rozważać w chwili, w której zobaczył woreczek z kokainą w drobnej dłoni kobiety. Czuł już wtedy, iż tamtej nocy z seksu mogło nic nie wyjść, a on nie mógł na to pozwolić. Znał jednak brunetkę oraz jej psychikę aż za dobrze. Wiedział, jak zagrać, jak sformułować zdania, poprowadzić zdarzenia, aby dostać to czego pragnął. Ona należało w pełni do niego, była jego niewolnicą, nawet o tym nie wiedząc, ponieważ gdyby było inaczej, nigdy nie podałaby mu się jak na tacy.

– Zdejmij bokserki i połóż się na łóżku, Styles. – Na te słowa na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.

– Byłaś na zastrzyku czy może zapomniałaś? – mówiąc to, Harry wykonał polecenie kobiety. – Szkoda, że nie robi już na ciebie wrażenia jak kiedyś.

– Trudno było o tym zapomnieć skoro przypominałeś mi co godzina. – Usiadła okrakiem na jego udach i przesunęła palcem wzdłuż męskości bruneta. Ten dotyk był delikatny, ale dla wystarczający, aby wyjęczał ciche przekleństwo. Tęsknił za tym. – Najwyraźniej widziałam go już zbyt wiele razy i po prostu przywykłam, a może nauczyłam się to ukrywać? – Nachyliła w stronę Harry'ego. Penis ocierał się o jej piersi, palce zaś bawiły się jego włoskami łonowymi. Przyglądała się uważnie emocjom, które malowały się na twarzy bruneta. – Powiedz, czego ode mnie chcesz, Styles. Zrób to głośno i wyraźnie – ton głosu Marie był władczy. To była ta strona, którą kochał najbardziej, a miał z nią do czynienia bardzo rzadko, czego żałował.

– Możesz o tym jedynie pomarzyć, więc lepiej od razu bierz się do roboty, Davies.

Kobieta zaśmiała się cicho. Nie tylko Harry wiedział, jak dostać to, czego pragnął. Nie doceniał tego, z kim miała do czynienia. Marie potrafiła wykorzystać słabości mężczyzna, aby zrobił to, czego chciała, wypowiedział słowa, których nie chciał. Brunet nienawidził być w pełni uległy wobec niej. Każdy pojedynczy raz, gdy do tego dochodziło stawał się jego małą porażką.

– Jest pan pewny, panie Styles? – jej głos stał się kuszący. Zaczęła się powoli poruszać w przód i w tył, ocierając się piersiami o jego męskość. Dłonią zaczęła pieści jądro mężczyzny, z którego ust wypływały jęki pomieszane z cichymi przekleństwami. – Chciałeś może mi coś powiedzieć? Może zmieniłeś zdanie, co do pewnych rzeczy. – Zatrzymała się, wpatrując z uśmiechem w jego twarz.

– Pieprz się ze mną, Pauline – wydyszał. – Błagam cię. Już dłużej nie wytrzymam.

Harry poczuł jak szatynka powoli podnosi się z jego ud. Czuł delikatny dotyk palców na penisie, gdy go nakierowywała w stronę swojej kobiecości. Nasuwała się na niego stopniowo, z każdym ruchem coraz bardziej, narzucając powolne tempo. Styles wiedział, że specjalnie się powstrzymywała. Ona zdawała sobie bardzo dobrze sprawę z tego, jak to na niego działało, iż potrzebował znacznie więcej oraz szybciej. Chciała go jednak ukarać za posiadanie narkotyków, za kłamstwa, za wszystkie złe rzeczy. Robiła to już nie raz, a on się temu nie dziwił. Nie mógł dłużej znieść takiego stanu, więc zaczął wypychać biodra, narzucając jednocześnie swoje tempo. Zdziwiło go, że mu się podporządkowała bez żadnego protestu. Najwidoczniej ona sama potrzebowała znacznie więcej.

W powietrzu mieszały się ich jęki, przekleństwa oraz imiona. Styles w akompaniamencie tych dźwięków przyglądał się temu, jak bajecznie wyglądała, górując nad nim. Jej jasna skóra zroszona potem, potargane włosy, rozchylone wargi, na wpół przymknięte oczy, małe piersi, ale tak idealne. To wszystko składało się na jego ulubiony obraz. Właśnie dlatego kochał dawać kobiecie dominować w łóżku. Wolał to znacznie bardziej niż, gdy znajdowała się pod nim, ponieważ przyjemność była większa, spotęgowana. Jednak od czasu do czasu lubił sobie popatrzeć na wijącą się pod nim z rozkoszy szatynkę.

Ich ciała poruszały się w równym rytmie, dopełniając się nawzajem. Czuli siebie w pełni i właśnie to uczucie skłoniło Harry'ego do zrezygnowania z prezerwatyw, ale jedynie w przypadku Marie. W tamtej chwili wszystko do siebie idealnie pasowało, a oni znali swoje najskrytsze potrzeby. Jego palce dodatkowo ją pieściły, aby przyspieszyć oraz zwiększyć doznania. Był coraz bliżej, a po drżeniu ciała Marie wiedział, że ona też. Oboje przyśpieszyli tempo. Rzadko kiedy uprawiali delikatny seks, ponieważ oboje pragnęli odreagować psychicznie, a to im to znacznie ułatwiało, ale nie zawsze wystarczało. Czasem, aby tego dokonać potrzebowali zwolnić i oddać się rozkoszy, na którą zwykle nie zwracali uwagi. Chcieli wtedy poczuć bliskość drugiej osoby, czułość, złudzenie miłości, ponieważ byli nauczeni, iż to był jej największy przejaw – złączenie się dwóch ludzkich ciał w jedno.

Kiedy krzyknęli swoje imiona, ich głosy utworzyły idealną harmonię. Harry uwielbiał ten moment najbardziej. Nie chodziło tutaj o sam orgazm, ponieważ to nie było ważne. Owszem uczucie, gdy schodziło z niego całe napięcie, wszystko co gromadziło się w nim przez pewien czas, było czymś wspaniałym, ale nie mogło się równać z tym dźwiękiem. Marie zaś z czasem przyzwyczaiła się do tego, co słyszała. Nie bolało ją to, iż z ust mężczyzny ulatywało imię „Pauline". W końcu sama się na to zgodziła, podając mu swoje fałszywe dane. Z czasem też uważało to jako nazwę swojej drugiej strony, tej dzikiej oraz odważnej, która była pewna siebie i wiedziała, czego chciała. Żałowała, że nie potrafiła być taka na co dzień, ale jedynie Styles był w stanie to z niej wydobyć. Tylko przy nim była w pełni prawdziwa.

Stuart zsunęła się z niego. Miała już się położyć obok, ale mężczyzna przyciągnął ją do siebie. Leżała na jego klatce piersiowej, czując, jak normował oddech, słysząc szybkie bicie serca. Jedną dłoń obejmował talię kobiety, a drugą sięgnął po cienką kołdrą, obleczoną w czarną satynę, którą ich nakrył. Czuła, jak składał delikatny pocałunek na jej głowie, jak zaczął bawić się włosami, zakręcając je na palce. To ją sparaliżowało. Taka czułość u niego zdarzała się bardzo rzadko. Nawet w noce, które wypełniał delikatny seks, nie zachowywał się w taki sposób. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Zrobiła to, mimo że starała się tego unikać. Zdziwiła się, ponieważ prócz pustki ujrzała też cień smutku oraz czegoś jeszcze, ale nie była w stanie tego określić, nazwać. To wydaje się być najbardziej naturalną rzeczą, w końcu każdy coś czuł. Problem tkwił w tym, że Marie Anne zapominała po prostu, iż Harry Styles był takim samym człowiekiem każdy inny, a właściwie wciąż miał ludzkie odruchy, tak to nazywała.

– Wszystko w porządku? – Odgarnęła niesforne loki z jego twarzy.

– Tak, po prostu zasługujesz na trochę czułości, Pauline. Jako jedynej kobiecie, prócz mojej matki, należy się ona. – Zaczął kreślić wzory na jej plecach.

– Nie rozumiem... Czym różnię się od nich? Nie jestem przecież w żaden sposób lepsza. Nie znaczę...

– Przestań tak mówić. One nie są tobą. Tyle wystarczy. Na tym zakończmy ten temat i nie wracajmy do niego już więcej. – Złożył pocałunek na wargach kobiety. – Potrzebujesz czegoś? – Marie pomachała przecząco głową. W tej samej chwili rozdzwonił się telefon Harry'ego. – Gdybyś zmieniła zdanie to mów, a teraz przepraszam, ale muszę odebrać, skoro mama dzwoni.

Stuart korzystając z okazji zsunęła się z ciała mężczyzny. Ten próbował ją powstrzymać, ale zorientował się za późno. Ułożyła się w niewielkiej odległości od niego na boku. Patrzyła na Stylesa z lekkim uśmiechem na ustach. Podczas rozmów z rodzicielką zmieniał się, tak że trudno było go poznać. Znała go trochę od tej strony, ponieważ taki był na początku ich znajomości. Z czasem jednak to oblicze stało się dostępne jedynie dla jego rodziny oraz po części dla fanów, dla niej już go zabrakło. Widziała, że Harry co jakiś czas spoglądał w jej stronę z uśmiechem. Nie wiedziała, jak powinna to odbierać, ale tak to właśnie przy nim wyglądało. Styles miał wiele gestów, których znaczenia nie sposób było rozszyfrować, co znacznie utrudniało życie z nim.

Stuart zamknęła oczy, wtulając się w poduszkę. Przysłuchiwała się rozmowie mężczyzny. Lubiła tę ledwo dostrzegalną chrypkę w jego głosie oraz to, iż mówił wolno. Niektórzy na to narzekali, ale nie ona. Lubiła ten dźwięk, sama do końca nie wiedząc dlaczego. Nie wyróżniał się niczym specjalnym spośród innych, a mimo to był dla niej jedynym w swoim rodzaju. Odpływała powoli w błogi sen, którego tak bardzo potrzebowała. Nie zorientowała się nawet, kiedy Harry skończył rozmowę. Poczuła, jak przesunął się na materacu, a zaraz potem wtulił w jej drobne ciało w swoje.

– Śpij dobrze, Pauline. – Po raz kolejny ucałował ją w głowę. W jego głosie można było usłyszeć troskę. – Potrzebujesz teraz snu. Mam nadzieję, że nie będziesz już musiała aż tak pracować. Nie powinnaś tego robić, ponieważ jesteś księżniczką, moją księżniczką i pragnę zaspokoić wszystkie twoje potrzeby.

Styles nie był świadomy tego, że szatynka słyszała jego słowa. W innym wypadku nigdy nie opuściłyby one jego ust. Nie miał się jednak o co martwić nawet w takim przypadku. Marie nie była na tyle przytomna, aby je zapamiętać, rozróżnić jawę od pięknego snu. Mimo to przez te kilka chwil poczuła się cudownie, dostała to, czego brakowało jej przez większość lat życia.

***

Marie obudziło słońce, które wdzierało się przez oszkloną ścianę. Jęknęła cicho w poduszkę. Leżała na brzuchu do połowy okryta kołdrą. Odruchowo zaczęła szukać ręką Stylesa po drugiej stronie łóżka. Zmarszczyła brwi, czując jedynie ledwo wyczuwalne ciepło. Mężczyzna musiał wstać stosunkowo niedawno. Dziwiło ją to, ponieważ nie miał w zwyczaju opuszczania łóżka przed nią. To był pierwszy raz, gdy nie poczekał na nią, a ona nie wiedziała dlaczego. Zastanawiała się, czy przypadkiem w nocy nie zrobiła czegoś nie tak, a może to on nie czuł się dobrze z tym, jak ją potraktował.

– Dzień dobry. – Marie usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu bruneta. Harry stał przy wejściu do łazienki. Był ubrany w luźne białe spodnie oraz czarną luźną bluzkę na długi rękaw. – Dobrze, że się obudziłaś, ponieważ nie potrafiłbym cię obudzić.

– Dlaczego wstałeś wcześniej? – ziewnęła.

– Chciałem przygotować dla ciebie gorącą kąpiel. Wydawałaś się wczoraj spięta, więc dobrze ci ona zrobi – jego głos był obojętny. Tak bardzo różnił się od tego, który pieścił jej uszy zaraz po seksie. – Pójdę do kuchni, ponieważ mam kilka telefonów do wykonania, a ty w tym czasie się ogarnij.

Szatynka patrzyła, jak zniknął za drzwiami. Westchnęła, opadając na poduszki. Znowu poczuła się wyczerpana tą relacją. Nie chciała być traktowana w ten sposób, ale wiedziała, iż sama się na coś takiego zgodziła. Raz był czuły oraz kochany, a zaraz oschły albo obojętny. Myślała, że będzie w stanie się do tego przyzwyczaić. Po pewnym czasie zrozumiała jednak, iż było to rzeczą niemożliwą. Musiała znaleźć jakiś inny sposób na poradzenie sobie z tym.

Wstała i rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań. Nigdzie nie było po nich jednak śladu. Poszła, więc do łazienki, gdzie czekał na nią nowy zestaw. Na oko nie wyróżniał się on niczym od tego, co miała w swojej szafie oraz zakładała na co dzień. Wystarczyło spojrzeć na metkę jednej rzeczy, aby wiedzieć, że była ona droższa od zestawów, które nosiła normalnie. Miała cichą nadzieję, iż nie natknie się na Katherine, gdy wróci do mieszkania, ponieważ wielki napis Gucci na bluzie będzie nietrudny do zauważania.

Odłożyła ubrania na bok, po czym weszła do kąpieli. Ciepło przyjemnie otuliło jej ciało. W powietrzu unosił się subtelny zapach olejku wiśniowego. Czuła, jak rozluźniają się powoli mięśnie. Oparła głowę o wannę, tak że brązowe włosy spływały wzdłuż ścianki. Przymknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą luksusu. Nigdy nie sądziła, że Styles słuchał tego, co mówiła, ale ta sytuacja była idealnym przykładem na to, iż tak było.

Marie oraz Harry leżeli na plecach, wpatrując się w sufit. Mężczyzna wciąż zadręczał się myślami o tym, jakby mógł jeszcze dogodzić kobiecie. Wtedy jeszcze spotykali się w hotelowych pokojach, ale już jedynie w tych, które miały pięć gwiazdek oraz najwyższe standardy. Zawsze wynajmował ten najdroższy i zostawał z nią na całą noc. Niewiele dzieliło go od momentu, w którym będzie mógł zabrać ją do apartamentu zakupionego specjalnie dla niej. Miał być dostosowany w pełni do potrzeb kobiety.

– Czego najbardziej ci brakuje, Pauline? – Zwrócił głowę w jej stronę. Podziwiał profil szatynki, który nie był w stanie równać się z niczym innym.

– Nie chcę o tym rozmawiać, Harry. Pozwól, więc że zostawię to pytanie bez odpowiedzi – westchnęła. – Moje potrzeby są tak zwyczajne, iż dla ciebie mogą wydać się śmieszne, a tego nie chcę. Żyjemy w dwóch innych światach i... Może lepiej, żebyśmy zostali w pewnego rodzaju zawieszeniu pomiędzy nimi.

– Tak ci się tylko wydaje. Prawda jest taka, że nie różnią się one aż tak bardzo. Poza tym też mam przyziemne pragnienia i wcale w tej chwili nie chodzi mi o seks. – Zaśmiał się, przewracając się na bok. Wsparł się na łokciu i spojrzał na kobietę. – Tęsknie za czasami mojego dzieciństwa, bo wtedy wszystko było prostsze. No dobra, może nie aż tak, ponieważ cieniem na nim kładzie się rozwód moich rodziców, ale ten fakt pomińmy. Mieliśmy z mamą taką tradycję, o której wiedzieliśmy tylko ja i ona. To był nasz taki sekret, a mnie się bardzo podobał fakt, że istnieje rzecz, której nie muszę dzielić z siostrą. Mieliśmy w domu niepisaną zasadę, iż dzieci idą o dwudziestej do swoich pokoi, ale co piątek chwilę po tej godzinie wymykałem się z niego i schodziłem do salonu. Tam na kanapie czekała już na mnie mama z jakimiś przekąskami. W ten jeden dzień w tygodniu był wieczór tylko dla naszej dwójki. Oglądaliśmy wtedy jakiś film, rozmawialiśmy, czasem w coś graliśmy albo po prostu leżeliśmy wtuleni w siebie. Właśnie tego mi brakuje, tych tradycji piątkowych, a może po prostu czasu spędzonego z nią.

Na usta kobiety cisnęło się tyle słów. Wierzyła w pełni w to, co powiedział, ale nie była w stanie zrozumieć dlaczego nie zmieni takiego stanu rzeczy. Harry dysponował ogromną ilością wolnego czasu, a ona bardzo dobrze o tym wiedziała, więc czemu nie przeznaczy go trochę więcej dla swojej rodzicielki? W końcu zamiast leżeć wtedy obok niej, mógł spędzić wieczór z Anne w Holmes Chapel. Nie wypowiedziała jednak swoich myśli na głos. Nie była do końca świadoma dlaczego, ale nie chciała tego zmieniać. Zresztą nie tego Styles oczekiwał, a to było w tym najważniejsze, nawet jeśli nie powinno.

– Faktycznie nie różni się bardzo od moich potrzeb. Jednak moje są trochę śmieszne. – Spojrzała na niego. Chciała się uśmiechnąć, ale nie potrafiła. Mężczyzna przywołał do niej wspomnienia, których wolałaby nie pamiętać, a jednocześnie były tymi najważniejszymi. – Kiedy byłam dzieckiem mieliśmy w domu taką wielką wannę, w której zawsze kąpałyśmy się razem z moją młodszą siostrą. Robiliśmy to od kiedy ona skończyła jakiś rok, a ja trzy lata. Zawsze razem, nigdy osobno, co było niekiedy dość problematyczne. Zwłaszcza po przeprowadzce. Wanna była wtedy znacznie mniejsza, ale dla nas to nie miało znaczenia. Ważne, że się w niej mieściłyśmy. Jednak w końcu przyszedł ten moment w życiu, gdy zaczęłyśmy dojrzewać, chociaż może chodziło o to, iż byłyśmy za duże i nie wystarczyło dla nas miejsca. To jednak bez znaczenia. Po prostu nadszedł kres wspólnych kąpieli. Mimo to one wciąż były nieodłącznym elementem naszego życia. Kiedy któraś miała gorszy dzień, coś się wydarzyło złego, druga ruszała do łazienki. Napiełniała wannę prawie po brzegi gorącą wodą oraz pianą, a dookoła zapalała mnóstwo świeczek. Bezzapachowych, żeby powietrze nie było za ciężkie. Tak to fachowo nazywałyśmy. To miała być dla tej drugiej chwila na wytchnienie, zapomnienie, ewentualnie drzemkę. Żadna z nas się do tego nie przyznawała, ale dobrze wiedziałyśmy, iż zdarzało nam się przysnąć. Jednak w pewnym momencie przyszedł kres temu, a potem ja wyjechałam i... Brakuje mi tych kąpieli, a właściwie uczucia, które dawały, czasu tylko dla mnie. No, ale mogę o tym jedynie pomarzyć, ponieważ w mieszkaniu nie mam wanny. Ty zresztą wynajmujesz jedynie pokoje z prysznicami.

Harry już otwierał usta, aby zapytać się o jej siostrę, ale się powstrzymał. Ona też nic nie mówiła, więc uznał, że powinien milczeć. Poza tym widział, iż na to wspomnienie w kobiecie zaszła jakaś zmiana. Stała się bardziej poważna, a może nawet obojętna. Domyślał się, że raczej nie chciała w tamtej chwili o tym rozmawiać. Istniała też możliwość, iż nigdy nie powrócą do tego tematu. Szanował to, ale tylko dlatego, że ona zachowywała się tak samo w stosunku do niego. Nie potrzebował też niczego więcej. Dowiedział się najważniejszej rzeczy, jak po raz kolejny zaspokoić jej potrzeby.

Leżeli, więc dalej w ciszy. Między nimi zawisły te wszystkie niewypowiedziane słowa, ale one nie miały znaczenia. Te najważniejsze zdania opuściły ich usta. Był to pierwszy, a zarazem jeden z ostatnich momentów, w którym się przed sobą otworzyli, poznali trochę bliżej, weszli w najbardziej prywatną sferę swojego życia. To był wielki przełom w relacji Marie oraz Harry'ego, którego żadne z nich się nie spodziewało. Nie sądzili, iż kiedykolwiek nastąpi chwila taka jak ta.

– Nie śpij, Pauline. Miałaś na to całą noc, a właściwie jej część, podczas której ci na to pozwoliłem. – Głos Stylesa wyrwał Marie ze wspomnień. Usiadła, odruchowo zakrywając piersi dłońmi. – Nie musisz się topić, żebym zrobił ci usta usta, kochanie. – Zaśmiał się, podchodząc do wanny, przy której ukucnął. Odsunął jej ręce na boki. Gdy jego oczy, spoczęły na piersiach kobiety, przygryzł dolną wargę. – Nie powinno się zakrywać tak pięknego ciała, skarbie. Gdzie się podziała twoja pewność siebie? Za dnia anioł, a w nocy diablica?

– W ciemności nie widać, aż tak wiele, mój drogi. Poza tym nikt cię nie nauczył, że powinno się pukać?

– Czasem zdarza mi się o tym zapomnieć. Na co masz ochotę, Pauline? Wiem, że na mnie, ale mnie na śniadanie zjeść nie możesz, chociaż moglibyśmy coś wymyślić. – Jego usta utworzyły tak dobrze jej znany lubieżny uśmieszek.

– Przykro mi, ale nic z tego nie wyjdzie, kochaniutki. – Mężczyzna podniósł się z westchnieniem. – Co tylko przygotujesz będzie okej.

– Robi się. – Ruszył w kierunku drzwi, ale zanim wyszedł do uszu Marie dotarł jego śpiew. – That she's gonna be an angel, just you wait and see. When it turn's out she's a devil in between the sheets.

Marie wyszła z wanny. Wytarła ciało miękkim ręcznikiem. Ubrała się w przygotowany przez mężczyznę zestaw, na który składała się sportowa bielizna oraz jasne, proste jeansy od Calvina Kleina, a także szara bluza i białe adidasy Gucci. Stuart nie do końca lubiła taki przepych. Czasem dodawał jej odwagi, ale innym razem wręcz przytłaczał. Nie potrzebowała tego wszystkiego. Ten zestaw był bardzo drogi, a nie różnił się niczym wielkim od tego, co mogła znaleźć w sieciówkach bądź lumpeksach. Pieniądze, które Harry za niego dał o wiele bardziej przydałyby się innym niż jej.

Związała jeszcze włosy w niechlujnego koka i opuściła łazienkę. Kiedy weszła do kuchni zobaczyła Stylesa, który smażył jajecznicę, nucąc coś pod nosem. Oparła się bokiem o szafki. Wciąż zdumiewał ją fakt, jak bardzo zmiennym człowiekiem był Harry. Raz brutalny oraz oschły, ale za chwilę potrafił być kochany i czuły. Tamtego ranka od obojętności przeszedł do przyjacielskiej relacji. Śmiał się, żartował z nią. Lubiła takie chwile, ponieważ stanowiły one te nieliczne momenty normalności w ich relacji, gdy wszystko wyglądało tak, jak powinno. Jednak nawet wtedy musiała uważać na to, co mówiła, wyczuć, kiedy mogła pozwolić sobie na więcej, a kiedy najlepiej nie odzywać się wcale.

– Możesz mi wytłumaczyć, o co chodziło ci z tą piosenką? Czy chciałbyś mi może o czymś powiedzieć? O kim jest Only Angel? – Na twarzy kobiety pojawił się cwaniacki uśmieszek, który mężczyzna odwzajemnił.

– Lubię cię bez makijażu, a właściwie w takim codziennym wydaniu. Kocham jednak najbardziej w czerni oraz koronce. – Przełożył jajka na talerze, na których czekały już tosty z masłem. – Ten cytat idealnie cię opisuje moim zdaniem. Sama piosenka o kimś na pewno jest. Pozwalam ją każdemu interpretować, jak mu się tylko podoba.

– Styles, specjalnie odbiegasz od tematu, a to może oznaczać jedno. Boisz się przyznać, że zainspirowałam cię do napisania tego. Fajnie byłoby być czyjąś muzą. – Spojrzała na niego, gdy ten stawiał przed nią talerz z jedzeniem.

– Zamknij się i zajmij się śniadaniem, zanim ci wystygnie. Życie z tobą jest naprawdę ciężkie. – Westchnął.

Reszta poranka upłynęła im w miłej atmosferze. Śmiali się oraz rozmawiali, tak że gdyby ktoś spojrzał na nich z boku, uznałby ich za normalną parę zakochanych ludzi.

Sęk w tym, iż nic w tym nie było rzeczywiste prócz wspomnienia z tamtej nocy, wszystko inne z ranka to sen Marie. Ten prawdziwy rozpoczął się bardzo podobnie.

Obudziły ją promienie słońca, leżała na brzuchu, a jego nie było obok, ale do tego przywykła. Harry nigdy nie zostawał z rana w łóżku, to stanowiło jedną z jego zasad. Po wcześniejszej czułości też nie było śladu. Ubrania kobiety wciąż leżały rozrzucone na podłodze. Obrazy z nocy były zwykłym złudzeniem, marzeniem tego, jak jej życie mogłoby wyglądać.

Wstała z łóżka. Westchnęła, zbierając swoje rzeczy. To wszystko nie powinno tak wyglądać, ale na to nie miała wpływu. Mogła jedynie całkowicie to zakończyć, a tego nie chciała, nie potrafiła. Trwając jednak w tym dalej, była zdana na łaskę Stylesa.

Poszła do łazienki. Wannę ominęła szerokim łukiem. Nigdy z niej nie skorzystała. Zawsze brała jedynie szybki prysznic, nie myśląc pod nim zbyt wiele. Po nocach z mężczyzną pragnęła jak najszybciej wrócić do mieszkania. Związała włosy w niechlujnego koka, aby nie zamoczyć ich za bardzo, po czym weszła pod ciepły strumień wody, lecącej z deszczownicy. Zamknęła oczy, a kilka łez spłynęło wzdłuż jej policzków, tworząc czarne ślady. Tak wyglądała poranna rutyna kobiety po nocach spędzonych ze Stylesem. Nigdy nie sądziła, że można się tak łatwo przyzwyczaić do bólu, ale jednak nie było to wielką sztuką. Zresztą nie on był w tym najgorszy, a uczucie powolnego obumierania. Z każdym razem coraz bardziej wyczuwalne. Przenikające całe ciało aż do najgłębszych komórek. Nie oszczędzające Marie Anne nawet na krótką chwilę.

Owinięta w miękki ręcznik podeszła do umywalki. Zmyła resztki makijażu, następnie robiąc nowy, znacznie delikatniejszy, prawie niedostrzegalny, ale zakrywający wszystkie niedoskonałości. Rozpuściła włosy, które potem wyprostowała. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, stwarzając pozory szczęścia, ponieważ właśnie tego potrzebowała. Patrzyła na swoje usta; tylko na nie.. Oczy mówiły zbyt wiele, a nad nimi nie dało się zapanować. W końcu to one stanawiły odzwierciedlenia naszej duszy, nad którą nikt nie miał kontroli.

Marie poszła do garderoby, która znajdowała się tuż obok wejścia do łazienki. Przejechała wzrokiem. Prawie wszystkie ubrania były czarne, tak jakby wciąż nosiła żałobę, ale może właśnie tak było, a ona nie potrafiła tego dostrzec? Zawsze tłumaczyła sobie, że w tym kolorze czuła się najlepiej, wyglądała seksownie, podobała się mu. Nigdy nie zaglądała w głąb swojej poranionej duszy, ponieważ to było zbyt bolesne. Gdyby to zrobiła, nie byłoby już żadnych wyjaśnień, które stanowiły jedynie wymówki, a szczera prawda.

Wyuczonymi ruchami założyła koronkowy zestaw bielizny, na pół prześwitująca koszulę oraz luźne spodnie z materiału, imitującego skórę i pasującą krótką ramoneskę. Na nogi wsunęła botki na cienkim obcasie. Chwyciła swoją torebkę od Chanel oraz okulary Prady, po czym wyszła z pomieszczenia. To były dwie rzeczy, z którymi bardzo rzadko się rozstawała, stałe części jej ubioru. Po raz kolejny spojrzała w lustro, zdając sobie sprawę jak Pauline różni się od Marie, którą była na co dzień. Z biegiem miesięcy straciła poczucie prawdziwej siebie. Nie wiedziała, kto był jej bliższy. Stuart czy Davies? Trwała w pewnego rodzaju zawieszeniu pomiędzy tymi dwoma światami.

Weszła się do kuchni, połączonej z jadalnią. Nie raz zastanawiała się, czy w apartamencie znajdował się jakiś salon. Znała tylko jego niewielką część. Nie wiedziała, dlaczego nigdy nie postanowiła zwiedzić jego pozostałych zakamarków. Zawsze rankami była sama, więc nikt nie mógł ją powstrzymać. Ona jednak trzymała się "swojej części" mieszkania.

– Co tutaj robisz, Styles? – zapytała, czując baczne spojrzenie mężczyzny na swoim ciele. – Kontrolujesz mnie, czy nie robię czegoś, czego nie powinnam?

Do jej uszy dotarł dźwięk odstawianej szlanki, a następnie kroki. Przełknęła ślinę. Jej ciało momentalnie się spięło. Harry nigdy nie zostawał w apartamencie, więc musiało się coś stać. Z tonu jego głosu nie była w stanie niczego wyczytać. Jak zwykle stanowił dla niej jedną wielką zagadkę.

Gdy zimne palce bruneta spotkały się z ciepłą skórą kobiety, przeszył ją dreszcz. Styles powoli odgarnął włosy z jej szyi, a następnie złożył na niej parę mokrych pocałunków. Tors mężczyzny przylegał do pleców Marie. Ręce jednak trzymał przy sobie, co nigdy nie miało miejsca.

– Od takich błahych spraw jak kontrolowanie ciebie, mam ludzi, Davies – wychrypiał wprost do jej ucha, następnie przygryzając lekko jego płatek. Do jej nosa dotarł zapach whiskey, za którym tak bardzo nie przepadała. – Pragnąłem po prostu, spędzić z moją królową trochę więcej czasu. – Czuła, że uśmiechnął się w tak dobrze jej znany mroczny sposób. – Chodź do windy. Joseph już czeka na nas na dole.

Poprowadził ją stronę drzwi, które po chwili się otworzyły się przed nimi. Harry pchnął lekko ciało Stuart to jej wnętrza. Nie wiedział, czy to umysł płata mu figle, czy naprawdę słyszał szybkie bicie serca kobiety. To jednak nie miało znaczenia. Liczyło się jedynie to, jak bardzo podobał mu się ten dźwięk. Napawał się tym, nie zdając sobie nawet sprawy, że cieszył go strach tej delikatnej istoty. W innym wypadku nigdy nie przypadłby mu do gustu, ponieważ ostatnią rzeczą, jakiej pragnął było to, aby się go bała. Nieświadomie przejął kontrolę nad nią, podporządkował ją swoim demonom.

– Nie zasłonisz mi oczu? – głos Marie drżał, gdy wymówiła to pytanie, ale on nawet tego nie dostrzegł.

– Dzisiaj nie będzie ci to potrzebne.

Wyszli na podziemny parking, a ich ciała ogarnęło nieprzyjemne zimno. Skierowali się do czarnego audi, przy którym już czekał na nich Joseph. Mężczyzna otworzył przed Marie drzwi, a gdy te zamknęły się za nią, zdała sobie doskonale sprawę, czemu nie była jej potrzebna przepaska na oczy.

– Szyby są przyciemnione na zamówienie. Ty nie zobaczysz niczego ani nikt nie zobaczy ciebie. – Słyszała w głosie Stylesa zadowolenie. – Auto było robione dla mnie na zamówienie, stąd też szyba, która oddziela nas od Josepha. To jedyne takie audi na świecie, ponieważ zrobili dla mnie wyjątek.

– Czuję się jak zamknięta w jakiejś klatce. Dlaczego to robisz, Harry? Co nie pasowało ci w dotychczasowej formie naszych spotkań? – Mężczyzna chwycił mocno dłonią za policzki Marie. Przekręcił jej twarz w swoją stronę.

– Ponieważ to ja tutaj pociągam za sznurki, Pauline. Posiadam władzę absolutną i kocham ją wykorzystywać. Pamiętaj, że ty zawsze masz wybór, skarbie. Możesz trwać w tym dalej albo odejść.

Harry nie chciał tego mówić, ale nie miał wyboru. Tak sobie to tłumaczył. Nienawidził tej strony siebie, ponieważ nie potrafił nad nią zapanować. Wiedział, co mówił oraz robił, ale nie był w stanie się przed tym powstrzymać. Zatapiał się w jej mrok wręcz z przyjemnością, której czuć nie powinien.

– Czasami zastanawiam się, czemu jeszcze tego nie zrobiłaś. Lubisz ból oraz cierpienie, Davies? Masz jakieś masochistyczne ciągoty? Musisz mieć, skoro trwasz w tej popieprzonej oraz toksycznej relacji z takim potworem jak ja. – Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Tak, Pauline, zdaję sobie sprawę z tego, jak to wygląda ze strony drugiego człowieka, może i z twojej. Sam patrzę na to zupełnie inaczej. Ma na to wpływ wiele rzeczy z mojej przeszłości, ale nie zamierzam ci się z niej spowiadać. – Samochód nagle się zatrzymał, a Harry zabrał dłoń z twarzy szatynki, pozostawiając na niej czerwone ślady. – Wracaj do swojego nędznego życia, skarbie. Odezwę się, gdy znów będziesz mi potrzebna. Pieniądze powinny wpłynąć na twoje konto jeszcze dzisiaj po południu, ewentualnie jutro.

Kiedy opuszczała pojazd, spojrzał jeszcze w brązowe oczy kobiety. Nie powinien tego robić, ponieważ zobaczał w nich łzy. Zranił ją po raz kolejny. Żadne czułości po seksie nie mogły zaleczyć tych ran. Nic nie było w stanie tego zrobić. Nienawidził tego uczucia, które czuł za każdym razem, gdy to sobie uświadamiał. Zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie. Nigdzie jednak nie było paczuszki z białym proszkiem, przynoszącym ukojenie. Znajdowała się ona bowiem u Marie, czego Styles się domyślił. Zabrała ją, ponieważ w końcu miał z tym problem, co według niego było całkowitym absurdem. Wyciągnął telefon, wybierając tak dobrze mu znany numer.

– Harry? Nie sądziłem, że zadzwonisz tak szybko. – "Przyjaciel" mężczyzny odebrał po dwóch sygnałach, a jego głos przyniósł mu niewielkie ukojenie.

– Potrzebuję czegoś na szybko, Dave. Najlepiej w postaci tabletek, które połknę, a efekt będzie natychmiastowy – Styles mówił szybko i nerwowo. – Moim ostatnim towarem zaopiekowała pewna suka, której nie podoba się to, że biorę. Muszę, więc ją trochę zmylić.

– Mam coś, ale nie sądze, aby to był dobry pomysł. To jest znacznie mocniejsze od tego, co brałeś dotychczas. Sam mówiłeś, że...

– Idealnie. Właśnie czegoś takiego potrzebuję – przerwał mu zniecierpliwiony. – Przygotuj najlepiej całe opakowanie po jakiś środkach przeciwbólowych, aby było łatwiej ją omamić. Cena nie gra roli. Będę u ciebie za góra piętnaście minut. – Rozłączył się, odrzucając telefon na siedzenie. Nie zamierzał słuchać kazań Dave'a, ponieważ bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co robił.

– Nie powinien się wtrącać, ale moim zdaniem nie powinien pan tak traktować panienki Davies. – Po samochodzie rozniósł się głos Josepha. Dopiero w tamtej chwili Styles zorientował się, że nie wyłączył mikrofonu po swojej stronie.

Słowa szofera były jednak prawdą, z której Harry zdawał sobie doskonale sprawę, ponieważ to właśnie była rzecz, za którą nienawidził się najbardziej. Traktował anioła, jakim była, jak zwykłą dziwkę, a może nawet gorzej. Właśnie dlatego stworzył tę piękną otoczkę za pomocą prezentów oraz pieniędzy. Pragnął tym zagłuszyć swoje sumienie, co mu się udawało. Odczłowieczał się i czuł się z tym bardzo dobrze.

Zamknął oczy. Oparł się z uśmiechem na twarzy o siedzenie. Rozpiął spodnie, następnie wsuwając dłoń w bokserki. W głowie przywoływał obrazy jej ciała z nocy, ponieważ właśnie tym dla niego była. Zwykłym ciałem pięknej kobiety, które służyło do zaspokojenia swoich potrzeb. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro