Prolog
Marie Anne wpatrywała się w wyświetlacz telefonu, który wibrował od dwudziestu minut. Spoglądała na zdjęcie mężczyzny, który dzwonił. Po raz pierwszy czuła, że nie chciała od niego odebrać. Już od dłuższego czasu przytłaczało ją to, co się działo w jej życiu. Gdy trzy lata temu zgodziła się na układ, który zaproponował brunet, nie sądziła, że z czasem będzie jej coraz trudniej.
– Harry? – głos Sturat zadrżał, gdy wymawiała jego imię.
– Dlaczego nie odbierasz telefonu, Pauline? Mogłabyś mi to łaskawie wytłumaczyć? – Słyszała jak bardzo był zdenerwowany. Czuła, że tak będzie.
– Ostatnio kiepsko sypiam i mi się przysnęło. Przepraszam. – Spuściła głowę, pomimo że nie mógł tego zobaczyć.
– Coś się stało?
– Pytasz, tak jakby naprawdę obchodziło cię, co się u mnie dzieje. O której mam być? – Kobieta chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę z mężczyzną.
– Słyszę, że nie masz ochoty na rozmowę ze mną. Nie będę w takim razie naciskał, ale nie myśl sobie, iż na tym zakończymy ten temat. Poruszymy go dzisiaj wieczorem. Szofer będzie po ciebie o dziewiętnastej. Do zobaczenia, Davies. – Po tych słowach usłyszała dźwięk przerwanego połączenia.
Pauline Davies. Właśnie pod tym imieniem i nazwiskiem ją znał, ponieważ swoją tożsamość postanowiła zachować dla siebie. To była jedyna cząstka jej osoby, która należała tylko do niej. Nie chciała nawet wiedzieć, jak Styles by zareagował, gdyby dowiedział o tej tajemnicy. Marie zdawała sobie sprawę z tego, że mogłoby to być dla niej bolesne, ponieważ Harry był osobą nieprzewidywalną. Zwłaszcza, gdy miał atak agresji, czego zdążyła się już dowiedzieć na własnej skórze. Zdarzało się, że musiała ukrywać siniaki na swoim ciele, ale ten każdy raz był mu wybaczony. Nie chodziło tu o to, iż Marie była katoliczką, ponieważ utraciła ona swoją wiarę wraz z pierwszą nocą spędzoną z Harrym, nad czym bardzo ubolewała. Było to niegdyś dla niej najcenniejszą wartością. Jego grzechy były mu odpuszczane ze względu na uczucia, które do niego żywiła. To właśnie przez nie trwała w tej toksycznej relacji, z czego zdawała sobie sprawę. Każda inna kobieta już dawno uciekłaby, nawet od niego, ale ona była inna. W Marie Anne Stuart pomimo upływu lat tliła się wciąż nadzieja, że uda jej się go naprawić, sprowadzić z powrotem na dobrą drogę. Kobieta wciąż wierzyła, że Harry Edward Styles w głębi siebie nie był aż takim potworem jak na zewnątrz. Właśnie dlatego, mimo doznanych krzywd oraz mijających miesięcy, nie zerwała tego układu, ponieważ dzięki niemu była niezwykle blisko mężczyzny o szmaragdowych oczach, a jedynie w ten sposób mogła go uratować.
Po zakończeniu rozmowy Stuart odłożyła telefon na szafkę nocną. Spojrzała na swoje łóżko. Myśl, aby się na nim rozłożyć z książką i pozostać w takim stanie aż do momentu, gdy będzie musiała zacząć przygotowywać się na spotkanie, była kusząca. Marie wiedziała jednak, że nie może tak postąpić. Powinna wyjść do ludzi, ponieważ od wyjazdu bruneta do Stanów, stała się niezwykle aspołeczna. Rzadko kiedy opuszczała mieszkanie. Robiła to jedynie w sytuacjach, gdy nie miała żadnego innego wyjścia. Katherine na całe szczęście tego nie zauważyła, ponieważ w innym przypadku już dawno przeprowadziłyby na ten temat rozmowę.
Jej współlokatorka oraz najbliższa przyjaciółka zdawała się nie spostrzec, w jak złym stanie znajduje się Marie. Najwidoczniej kobieta była o wiele lepszą aktorką, niż mogło się wydawać, ale w końcu uczyła się od samego mistrza. Harry miał wiele masek, a każda z nich była zarezerwowana dla innej grupy osób. Zachowywał się inaczej wśród fanów, przyjaciół, rodziny. Jednak jego najmroczniejsze oraz najgorsze oblicze mogły poznać jedynie wybrane kochanki, które były z nim blisko. Mężczyzna musiał nauczyć się panowania nad nimi, tak aby żadna z nich nie wyszła poza ściśle określony krąg. To samo tyczyło się Stuart. Przy Stylesie nie mogła sobie pozwolić na niektóre zachowania, ponieważ zdawała sobie sprawę, że on w prosty sposób obróciłbym je przeciwko kobiecie. Gdyby pozwoliła sobie na jakąkolwiek słabość w towarzystwie bruneta to byłby początek końca, który nie nastąpiłby do czasu aż ten nie wykorzystałby tej wiedzy przeciwko Marie.
Kobieta chwyciła niewielką, podniszczoną torebkę kupioną na jednym z targów oraz książkę, którą czytała. Stopy wsunęła w niegdyś białe trampki, gdzieniegdzie już porwane, ale ona nie zdawała się tym w ogóle przejmować. Opuściła mieszkanie, zamykając je na klucz.
Kawiarnia, do której zmierzała, znajdowała się naprzeciw budynku, wystarczyło przejść jedynie przez przejście, co Marie było na rękę. Pracowała tam w weekendy. Czasem też brała zmiany za kogoś w tygodniu, ale należało to do rzadkości. Stuart od zawsze była pomocna, ale wraz z upływem czasu traciła na to ochotę. Bywały dni, że czuła się wyczerpana psychicznie, łatwo wpadała w szał, a to jedynie mogło zaszkodzić reputacji lokalu. Zwłaszcza, że zdarzało się, iż matki przychodziły czasem z małymi dziećmi, które potrafiły narozrabiać. Kobieta prawdopodobnie już po jednej takiej sytuacji byłaby na skraju wytrzymałości, a w tygodniu nie były one rzadkością.
Marie zajęła swoje stałe oraz ulubione miejsce w rogu lokalu tuż przy oknie. Miała z niego idealny widok na ulicę, na której nawet w godzinach szczytu nie było tłoczno. Pomimo to kawiarnia zawsze pękała w szwach i wydawała się być jedną z popularniejszych wśród klasy średniej, ale zdarzali się też bardziej zamożni klienci. Chociażby Harry Styles, który nie raz odbierał stąd Marie. Zawsze tak, aby nikt tego nie zauważył, a zwłaszcza Katherine. Kobieta nie miała przed nią żadnych tajemnic prócz tej jednej.
Otworzyła zniszczony egzemplarz Wichrowych wzgórz. Nie liczyła ile razy wracała do historii napisanej przez Emily Brönte, która skradła serce kobiety wiele lat wcześniej. Była ona dla niej lekturą ponadczasową, ponieważ Heathcliff oraz Katarzyna na własne życzenie się wykańczali. Czy w wypadku Marie oraz Harry'ego było inaczej? Oboje wydali nieme przyzwolenie na powolne obumieranie, gdy wkroczyli do jamy lwa. Można by to porównać do wstrzykiwania trucizny, która z czasem zaczyna działać coraz szybciej, pozbawiając cię stopnio sił.
– Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakby coś się wydarzyło. – Najpierw do uszu Stuart doszedł dźwięk stawianej filiżanki, a do nozdrzy dostał się zapach świeżo mielonej kawy. Skojarzenie głosu oraz zadanego pytania zajęło jej trochę dłużej. Mózg kobiety działał tamtego dnia z lekkim opóźnieniem i miała nadzieję, że do spotkania ze Stylesem ten fakt się zmieni.
– Jestem dzisiaj po prostu rozkojarzona, Katie. – Posłała swojej przyjaciółce fałszywy uśmiech, który miała wyćwiczony do perfekcji. – Czuję się naprawdę dobrze. Może to efekt tego, że spałam gorzej w nocy. Położę się dzisiaj wcześniej, więc jak wrócisz już do mieszkania, to proszę, zachowaj ciszę i nie zaglądaj do mnie. Sama wiesz, jak łatwo jest mnie wybudzić.
– Zapamiętam, ale musisz zacząć o siebie dbać. Ostatnio nie wyglądasz najlepiej. Nie wiem, czy powinnam się o ciebie martwić, ale znając twoją osobę od dłuższego czasu, wnioskuję, że to tylko chwilowy stan – brunetka westchnęła, przytulając tacę do piersi.
– Tutaj masz rację. Mam po prostu gorszy okres, co mi się zdarza. – Marie posłała przyjaciółce uśmiech, gdy ta zaczęła powoli odchodzić od stolika.
Kiedy Katherine zniknęła za drzwiami do kuchni, Stuart odetchnęła z ulgą. Nie dała tego po sobie poznać, ale w środku zżerały ją nerwy. Miała wiele szczęścia skoro przyjaciółka postanowiła odpuścić sobie zamartwianie się jej stanem. W głębi czuła, że to nie był jedynie gorszy okres, ale ze wszystkich sił nie dopuszczała do siebie tej myśli. Trzymała się usilnie stwierdzenia, iż jest stabilnie, a ona panowała nad obecną sytuacją w stu procentach. Nie mogła pozwolić sobie nawet na chwilę zawahania.
Na nowo zatopiła się w lekturze, wcześniej włączając cichy dzwonek, aby nie spóźnić się na umówione spotkanie. Potrzebowała chwili zapomnienia, opamiętania. Musiała uspokoić swoje nerwy oraz oczyścić umysł przed nocą z mężczyzną, ponieważ w jego przypadku nie wystarczyło jedynie stwarzanie pozorów. Nie chciała wpaść całkowicie w paszczę lwa, a aby tego dokonać wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik.
~*~*~*~
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy Marie otwierała skrytkę, znajdująca się w szafie. Nie mogła sobie pozwolić na trzymacie ekskluzywnych ubrań od Harry'ego na widoku, ponieważ gdyby Katherine się na nie natknęła, musiałaby się jakoś wytłumaczyć. W takiej sytuacji nie byłaby w stanie stworzyć kłamstwa, w które uwierzyłaby kobieta. Nigdy nie mogłaby sobie sama pozwolić na małą czarną od Chanel czy też szpilki od Christiana Louboutin, a tymczasem posiadała ich niemałą kolekcję dzięki mężczyźnie. Pochowała ubrania w każdym zakamarku pokoju, do którego przyjaciółka nie miała dostępu.
Z biegiem miesięcy, pomimo niekiedy trudnego dostępu do nich, doszła do takiej wprawy, że jeszcze w ostatnich promieniach słońca mogła przyglądać się stylizacji, przygotowanej na wieczór. Postanowiła na czarny kolor. Najintymniejsze miejsca swojego ciała Marie ukryła pod koronkową bielizną, którą Styles tak uwielbiał. Poznała preferencje mężczyzny do tego stopnia, że wiedziała, iż powinna zakrywać więcej aniżeli mniej. Harry wolał powoli, kawałek po kawałku, odkrywać ciało swojej kochanki. Gdy kiedyś miała na sobie stringi, ten kręcąc głową, cmokał niezadowolony. W takich sytuacjach czerpał z seksu mniej przyjemności, to już nie było dla niego to samo. Każdy miał swoje różne upodobania, a to było jedno z jego.
Dzięki dość obszernie zabudowanemu biustonoszowi, który mógł robić za top, pozwoliła sobie na górę założyć jedynie, idealnie skrojoną pod nią marynarkę. Marie jednak nie zamierzała odsłaniać zbyt wiele, dlatego też do stroju dobrała lśniącą spódnicę, która zaczynała się w niewielkiej odległości od stanika, a kończyła tuż nad kolanami. Nie była ona jednak tak skromna jak mogło się wydawać. Przez sposób w jaki opinała się, jednocześnie uwydatniając krągłości ciała kobiety, była równocześnie kusząca oraz seksowna, ponieważ nie trzeba pokazywać wiele, aby rozbudzić męska fantazję. Jedynym kolorowym akcentem w stroju Stuart były czerwone podeszwy szpilek, które stały równo przy łóżku.
Szatynka usiadła przy niewielkiej toaletce, aby zrobić sobie delikatny makijaż. Bardzo dobrze wiedziała, że Styles cenił sobie naturalność. Czasami zastanawiała się, czy wymagał tego także od innych, ponieważ zdawała się, iż nie była jedyną jego kochanką. Widziała go już nie raz z różnymi kobietami, ale nie wiedziała, że tylko z nią zawarł układ, pragnął, aby pozostała przy nim na zawsze. Marie Anne potrafiła doprowadzić Harry'ego na skraj wytrzymałości nawet najmniejszym gestem. Przekonał się o tym już tamtej nocy, która to wszystko zapoczątkowała. Już wtedy chciał ją mieć na własność, tylko dla siebie. Próbował odkryć, w czym tkwił sekret kobiety, czemu jego ciało aż tak na nią reaguje, ale po pewnym czasie stracił wszelką nadzieję, iż kiedykolwiek będzie mu dane odkryć tę tajemnicę. Może właśnie to było przyczyną, dlaczego był tak delikatny w kontaktach ze Stuart, pozwalał jej oraz dawał od siebie o wiele więcej, aniżeli w innych przypadkach. Nie wyobrażał sobie, że pewnego dnia ona mogłaby odejść ani jak w takiej sytuacji by sobie poradził.
Kobieta starannie wklepywała korektor oraz puder, aby zakryć wszelkie niedoskonałości, a także oznaki zmęczenia i złego stanu psychicznego. Wiedziała, że byłaby to pierwsza rzecz, na którą Styles zwróciłby uwagę. Nie chciała mieć dodatkowych rzeczy do wytłumaczenia. Wystarczyło jej jedno idealnego kłamstwo do ułożenia na ten wieczór, które wynikło z innego. Tak właśnie wygląda życie, że jedna nieprawdziwa rzecz, ciągnie za sobą kolejną, tworząc niezamykalny krąg. Najważniejsze jednak było, aby nie pogubić się w pewnym momencie. To było przyczyną tego, że Marie spisywała sobie je wszystkie w notatniku, zamkniętym w szafce nocnej na klucz. Dzięki temu mogła mieć sytuację pod kontrolą, a przynajmniej takie dawało to złudzenie, ponieważ nigdy nie jesteśmy w stanie w pełni zapanować nad pewnymi wydarzeniami.
Powoli tuszowała rzęsy, tak aby każda z nich była idealna. Nie była w stanie wytłumaczyć sobie dlaczego, ale przy Harrym nie pozwalała sobie na jakąkolwiek, nawet najmniejszą, niedoskonałość. Skutkiem tego było ćwiczenie oraz dopracowywanie wielu czynności do perfekcji. Dlatego też tamtego wieczoru ciemnoczerwona szminka Marie nie wyjechała nawet o milimetr poza krawędzie ust. Przez lata miała z tym problem, przez co często musiała rezygnować ze swoich ukochanych ciemnych pomadek, ponieważ wyglądała w nich jak klaun.
Dla dopełnienia efektu spryskała kark oraz miejsca za uszami perfumami Coco Mademoiselle, które zawierały między innymi w sobie nuty wanilii, róż, jaśminu, a także cytrusów, które powszechnie były znane jako zapachowe afrodyzjaki. Stuart chciała oddziaływać na jak najwięcej zmysłów Stylesa. Dotrzeć do niego, a także potęgować doznania nie tylko przez wzrok oraz dotyk, ale także przez węch. Działać na Harry'ego od momentu, gdy zaciągnie się bukietem aromatów, schowanym w zakątkach jej ciała, które odkryje jedynie, gdy będzie blisko. To była jedna z tych rzeczy, która nigdy jeszcze nie zawiodła Marie i miała nadzieję, że tak pozostanie.
Zdjęła czarny płaszcz od Chanel z wieszaka oraz torebkę do kompletu, do której wcześniej spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Schowała do niej jeszcze swój telefon. Nim opuściła pokój przejrzała się w lustrze umieszczonym w drzwiach szafy. Uśmiechnęła się na swój widok. Brązowe włosy opadały falami na jej ramiona. Całą stylizacja zaś idelanie ze sobą współgrała. Osiągnęła zamierzony efekt. Wyglądała seksownie oraz kusząco.
Opuściła mieszkanie, zamykając je za sobą, po czym zeszła na dół, upewniając się, że nikt jej nie widzi, ponieważ plotki w tej okolicy roznosiły się wyjątkowo szybko. Z tego też względu pomimo panującej dookoła jej nocy, założyła przyciemniane okulary, które sprawiały, że czuła się bardziej anonimowo. Szybkim krokiem szła w stronę najbliższego parkingu, na której zwykł czekać na nią Joseph. Podjechanie ekskluzywnego samochodu z szoferem mogło wywołać niepotrzebne im zainteresowanie ludzi. Marie już i tak sporo ryzykowało, więc nie potrzebowała dodatkowych zmartwień. Nigdy nie miała pewności czy wychodząc nie natknie się na Katherine wracającą z pracy albo przyjaciółka nie zajrzy do jej pokoju. Z drugiej sytuacji jakoś udałoby się wybrnąć Stuart, ale z pierwszej już niekoniecznie.
Po pięciu minutach jej oczom ukazał się czarny Rolls–Royce, stojący na końcu parkingu. Gdyby nie światło lampy prawdopodobnie zlałby się z otoczeniem. Ta marka samochodów była uważana za najbardziej ekskluzywną na świecie. Nie było w tym nic dziwnego skoro każde auto było dopasowywane pod gust przyszłego właściciela. Do tego na jego wnętrze składały się ręcznie szyte skóry oraz prawdziwe drewno. Gdyby tego było mało można było tam także znaleźć materiały szlachetne. Marie Anne nie była świadoma, ile Styles za nie zapłacił, ale wiedziała, że kupił go z myślą o jej wygodzie. Miała czuć się jak prawdziwa dama, kobieta, która na co dzień znajduje się na okładkach największych magazynów modowych świata. Stuart nie zdawała sobie do końca sprawy z faktu, że Harry był w stanie spełnić każdą najmniejszą zachciankę jej duszy, byleby ta została przy nim.
– Panienko Davies. – Usłyszała, gdy znalazła się przy samochodzie. Młody mężczyzna, który był szoferem Stylesa, ujął jej dłoń, następnie składając na niej delikatny pocałunek.
– Joseph. – Skinęła lekko głową na przywitanie.
Odwróciła się do niego plecami. Po chwili poczuła aksamitny materiał na skórze, a światła budynków zamieniły się w mrok, w który za każdym razem zagłębiała się coraz bardziej. Skrzywiła się lekko, gdy poczuła, że podczas wiązania przepaski zaplątało się parę włosów. To była jedna z zasad układów. Marie Anne nie mogła znać adresu apartamentowca, w których znajdowało się tajemnicze lokum Stylesa. Prócz mężczyzny oraz Josepha nikt nie wiedział, gdzie dokładnie się mieści. Znajdowało się ono tak wysoko, że Stuart nawet za dnia nie była w stanie dostrzec żadnych charakterystycznych elementów dla tamtej okolicy.
Szofer mógł jej wsiąść na tylne siedzenie Rolls–Royce'a. Odkryte partie ciała kobiety rozkoszowały się dotykiem zimnej skóry. Umysł wydawał się oczyszczony z wszelkich negatywnych myśli. Ciało zaś nie było w stanie doczekać się tego, co nastąpi, chwili, w której Marie Anne Stuart po raz kolejny odda je w dłonie diabła o wyglądzie anioła. Zaprzedała mu swoją duszę, nawet nie będąc tego świadomą. Jednak prawdziwa zabawa dopiero miała się zacząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro