• 3 •
Jego uśmiech, przepełniony życzliwością, nie był wcale szczęśliwy. Był szczery, zaś niekoniecznie taki radosny. Tego zjawiska nie da się inaczej opisać.
Ten uśmiech był po prostu.. Miły. Jakby osoba podarująca ten dość dziwny gest chciała objąć opieką każdego ze swoich przyjaciół, a nowego znajomego, tym bardziej. Jakby chciała ochronić te osoby przed całym światem.
Błękit. Opiekuńczość, rozwaga, wierność, stałość uczuć, szczerość.
Jednak.. Czy Kiyama Hiroto faktycznie był taki szczery?
Odpowiedź jest prosta, tak, był. Jednak na niezadawane mu pytania, nie odpowiadał. Był szczery, ale miał tajemnicę.
~ ● ~
Piątka osób szła razem, przed siebie. Konkretniej to przez park. Jednak byli trochę rozproszeni.
Podzielili się na małe grupki, by nie zatorować całego chodnika. Nagumo prowadził interesującą konwersację z Afuro, opierającą się na tym "Jak to mandarynki są podobne do pomarańczy, ale ich wielkość sprawia, że są słodsze".
Midorikawa w ciszy szedł obok Osamu, od czasu do czasu pytając go o najróżniejsze, błache rzeczy.
Kiyama zaś szedł sam. Jednak leciutki uśmiech na jego ustach sprawiał wrażenie, jakby obok niego ktoś był i.. Po prostu był obok, jako ktoś bliski.
Haruya w pewnym momencie spojrzał przed siebie. Widząc delikatnie uśmiechającego się przyjaciela, po prostu zaniemówił. Co jak co, lecz.. Turkusowookiego traktował jak brata. Pomyśleć, że podczas narzucania własnego zdania, wcale go nie słuchał i nie wiedział, jak wielki procent szczęścia odjął czerwonowłosemu, "zabierając" mu przyjaciela. Jego oczy zaszkliły się, gdy to właśnie w nich zobaczył bardzo stare wspomnienie.
~ ● ~
- O raju, a pamiętasz jak nie mogliśmy wyjść z rzeki po tym, jak chowaliśmy się przed Halmiton? - Hiroto zaśmiał się już któryś raz tego dnia, idąc tak radośnie, że aż w podskokach, równocześnie nie przejmując się tym, iż jego szata może się pobrudzić w kałużach błota.
- Tak, pamiętam. Kiedy podkradaliśmy babeczki pięć lat temu, Pani Gosposi, to już w ogóle było piękne. Ta jej mina.. - Białowłosy zaśmiał się skromnie, jednak Nagumo nie było przeznaczone zobaczyć jego oczu. Wspomnienie było tak stare, że.. Aż tych oczu nie pamiętał.
Stał za nimi, był tak blisko. Był aż zazdrosny o czerwonowłosego chłopaka. To właśnie Hiroto mu pomógł. To Haruyę miał mieć za przyjaciela.
Choć jego oczy były za bardzo przymglone, by widzieć, że czerwonowłosy był najszczęśliwszy przy osobie, którą znał najdłużej. Przy Suzuno, osobie zimnej.
Ale przecież złotooki miał wiele "lepszych" wartości. Nie dawał wrażenia, jakby ignorował Hiroto. Nie był nastawiony chłodno do właściwie wszystkiego.
Jednak powtarzając.. To właśnie Fuusuke wybrał jako najlepszego przyjaciela. To przy nim Hiroto czuł, że naprawdę żyje.
~ ● ~
- S-Saginuma-kun.. - Trwającą ciszę przerwał zielonowłosy chłopak. - Podobno władcy są wieczni.. Co się stało z poprzednim Władcą Zieleni?
Brunet zastanowił się dłuższą chwilę. Sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się, czy może to powiedzieć.
- Poprzedni Władca nie spełnił prawidłowo swojej roli.. Moc wykorzystał do własnych celów.
- M-Moc?.. - Czarnooki zająkał się, czując niepewność. Nie poczuł żadnej zmiany odkąd stał się "Władcą". Nawet początkującym.
Już nie wspominając o tym, że czwórka pozostałych chłopaków, wyglądała jak zwykli nastolatkowie, spotykający się po szkole.
Starszy uśmiechnął się leciutko, po czym zwrócił się do reszty.
- My na moment znikamy. Wrócimy za.. Pół godziny? Około. Spotkajmy się po prostu w domu. - Po tych słowach z lekkim uśmiechem odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwną stronę. Ryuuji, lekko zmieszany, podreptał za nim.
~ ● ~
- Na czym to polega? - Zapytał cichutko zielonowłosy.
- Złóż dłonie i przykryj nimi ten kwiat. - Osamu usiadł na ziemi, przy tym dając chłopakowi znak, by usiadł na przeciwko. - Spokojnie, nie będziesz musiał go odkupywać. Nie jest pod ochroną, ani nie byl tu sadzony. - Czarnowłosy wskazał na mały pączek kwiatu.
Midorikawa skinął głową, siadając na wcześniej wskazanym miejscu. Złożył swoje ręce, po czym ostrożnie wykonał polecenie.
- Nic się nie dzieje. - Skomentował po chwili, lecz zaraz potem poczuł nieopisane gilgotanie w wewnętrznej części dłoni.
Pisnął przerażony, odskakując od razu. Jednak jego oczom ukazał się mały, delikatny kwiat o barwie tak ciemnej, że trudno było ten kolor rozpoznać. Jednak szybko zaczął się zmieniać, przy czym.. Co chwila miał inny kolor.
Po chwili rozpłynął się w powietrzu, a lekko zielona smuga światła, przypominająca lianę, popędziła w stronę kilku dzieci na placu zabaw.
- O-Osamu-kun! - Wstał gwałtownie, chcąc zaraz pobiec za tajemniczym światłem, lecz nie mógł nawet się ruszyć.
- O mój Boże! Zwaliłem to! Przeze mnie coś im się stanie! - Zakrył oczy, będąc na granicy załamania.
- Hej, spokojnie.. - Władca Czerni wstał z miejsca, po czym chwycił dłonie młodszego i zdjął je z jego oczu. - Spójrz.
Ryuuji niepewnie zwrócił głowę w stronę dzieci. One dotychczas siedziały cicho, lecz po pewnym czasie różowowłosy chłopczyk został otoczony przez tajemnicze światło. Wstał z huśtawki i szepnął coś do niebieskowłosego chłopczyka obok. Obaj po tym podbiegli w stronę siedzącej samej dziewczynki.
- Pobawmy się w berka! - Zaproponował różowowłosy.
Dzieci rozmawiały chwilkę, po czym zaczęły radośnie biegać wokoło.
Midorikawa z lekkim szokiem przypatrywał się zjawisku.
~ ● ~
Wszystko było takie spokojne..
Nikt nie mógł się spodziewać niczego złego.
Było.. Dobrze.
Błąd
~ ● ~
- No na Boga, ile można na niego czekać. Zamienia się powoli w Suzuno.. - Nagumo zaczął tupać nogą. Kolejny dzień, gdy Kiyama się spóźniał. Mimo wszytsko, powoli zaczynał się martwić o przyjaciela.
Wtem drzwi się otworzyły, a przez nie weszły dwie osoby.
Hiroto, ubrany w swą błękitną szatę, zakrywającą twarz oraz niebieskowłosa dziewczyna z dwoma białymi kosmykami.
- Gaia-san?.. - Zapytał niepewnie chłopak w żółtej szacie, zaciągając kaptur na głowę, jeszcze bardziej niż poprzednio.
- To Reina. Za niedługo nowa władczyni błękitu. - Powiedział spokojnie Kiyama. Resztę na moment zmurowało.
- Co proszę?! - Krzyknął w końcu Haruya, uderzając pięściami w kamienny stół. - Ty siebie słyszysz?! Zgłupiałeś na starość?! Gdzie ta twoja rozwaga?!! - Po agresywnie zadanych pytaniach, Nagumo po prostu zaczął niepochamowanie wrzeszczeć na osobę skrywającą się pod błękitnym kapturem.
- Burn.. - Zaczął cicho chłopak o bordowych tęczówkach.
- Przemyślę to ostatni raz. Wy macie się zapoznać, gdyż wątpię, że zmienię zdanie. - Po tych słowach czerwonowłosy odwrócił się na pięcie i wyszedł przez spore drzwi. Wystraszona dziewczyna nie mogła nic zrobić. Nie zrobiła nic, a i tak czuła, jakby wszystkie osoby będące w pomieszczeniu zaczęły ją nienawidzić.
- Gaia! - W końcu Midorikawa nie wytrzymał i wybiegł za chłopakiem. Miał do niego tyle pytań. Nie tylko jako władca, ale też jako nowy przyjaciel. Chciał poznać go lepiej, chciał znać przyczynę jego dziwnego rodzaju uśmiechu.
~ ● ~
Hiroto szedł lasem, wydreptaną ścieżką. Nie było jakoś zimno, lecz miał na sobie swoją ulubioną, pomarańczową kurtkę.
Lekko skulony wyglądał, jakby się bał.
W końcu przełamał się i spod koszulki wyciągnął wisiorek z kamieniem przypominającym topaz. Przyłożył go do ust, po czym wypowiedział cichutkie słowo. Brzmiało ono "Biel".
Usłyszał nikły dźwięk. Jakby malutkie kryształki obijały się o siebie. Po dłuższej chwili zaczął mówić dalej.
- Niedługo moja rola się skończy. Chcę cię zobaczyć. - Wyjawił cichutko, jakby niepewnie. - Jestem egoistą, tak pewnie teraz brzmię. Ale proszę, chcę cię zobaczyć zanim.. - Przerwał, starając się opanować głos. - Proszę.. - Powtórzył ponownie. - Już ledwie... - Wtem ponownie zatrzymał się i zaczął niepochamowanie kaszleć. Ledwie mógł przez to złapać oddech, więc dłuższą chwilę mu to zajęło.
- Przepraszam... - Szepnął na załamaniu głosu. - Ledwie już dycham.. Nie wiem ile wytrzymam. - Wziął głębszy wdech, starając się brzmieć w miarę głośniej, na tyle, ile było to możliwe.
- Przepraszam.. Fuusu.. Chcę cię zobaczyć ten ostatni raz. Albo chociaż usłyszeć. Chcę, byś zajął się innymi.. Nie jesteś już wygnańcem. Proszę, wróć, póki nie jest.... - Wtem przerwał ponownie, tym razem nie dokończył zdania.
Zaczął ponownie kaszleć, nie mógł oddychać, a ból w środku jego ciała był ogromny.
Złapał się za miejsce, gdzie powinno być serce. Niewiele wytrzymał. Opadł na zimny mech, kuły go gałązki, choć nie mógł tego poczuć. Opadł tak, będąc pewny, że jego dawny przyjaciel nawet go nie słyszał..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro