Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 - White

Tydzień później

-Red! - krzyknąłem do chłopaka na kacu.
-Czego sie dżesz! - odkrzyknął i przewrócił sę w stornę ściany.
-Masz... na kaca... - powiedziałem i podałem mu wodę.
-Dzieki... postaw na szawce... - odpowiedział.
-Jak sie czujesz? Nieźle przepiłeś... to przez... Pink? - spytałem.
-Skad o niej wiesz...? - spytał a ja wzruszyłem ramionami.

Red po mału sie podniósł z łóżka. Usiadł w samych bokserkach i siegnàł po szklankę.
Wziął kilka dużych łyków i połknął tabletkę aspiryny.
-Dzięki... - usmiechnął się do mnie.
-Nie ma za co... od jutra mamy cała paczką nasze przemiamy, pamietaj, tylko nie wybuchnij na zajeciach... - zasmiałem się.
-Ha, ha, ha - powiedział i wywrócił oczami - czym jestes? - spytał.
-Wilkiem... - nie mogłem sie przestac smiać.
-Jakiego stopnia...? - spytał podobnie.
-Ommegą... czemu sie pytasz? - uspokoiłem się.
-Bo ja jestem Alfą... - cofnąłem się i lekko zbladłem.
Przypomniałem sobie niemiłe wspomnienia z Red'em w roli głównej. Zwiesiłem głowę i zrobiłem kilka kroków w tył aż wpadlem na drzwi.
-W-white... ja nie chciałem ci tego wtedy wyrządzic... to była pełnia..
-Ale to zrobiłeś! - wrzasnąłem zapłakanym głosem.
Zapłakałem. Poczółem jak od środka cos mnie rozsadza. Zaraz potem miałe białe, słodziaśne uczy i biały pulchny ogon... nie no ku*wa to jakis żart?! Teraz dostałem przemiany? Cholera...
-W-white... - powiedział Red i wstał z łóżka.
-N-nie... - poszedłem do łazienki.
~White...? - usłyszałem głos Violet.
-V-violet...? - spytałem i otworzyłem drzwi.
-White... - podeszła do mnie ujmujac twarz i ogladajac moje uszy i wilczy ogon - wszystko w porzadku...? - spytała.
-A jak widać...? - powiedział spoglądajac w lustro.
-Choc na spacer... - wystawiła rękę za którą złapałem.

Wyszlismy z akademika i wyszlismy do ogródków niedaleko dziedzińca. Wszystko było zielone albo czerwone. Labirynt z rzywopłotu był przepiekny. Przeszlismy cały dochodząc do samego środka. Był to wielki okrag, na srodku mieściła się fontanna a dookoło niej 4 ławki. Ławki oddzielane były czerwonymi różami.
Usiedliśmy na tednej z nich. Violet przez cały czas sie na mnie patrzyła.
-Hm...? - spojrzałem na jej świecące sie jak żarówki oczy.
-Nic...
-To o czym tak myślisz? - spytałem.
- O tobie... - usmiechnęła sie a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Przysunęła się i popatrzyła na moje uczy.
-No możesz je dotknąć... - powiedziałem niepewnie.
Wiedziałem że to źle się skończy ale cóż? Raz kozi śmierć.
-Mmaah~
-P-przepraszam... - powiedziała zabierając swoje ręcę.
-Ah... n-nic sie nie s-stało... - otrzepałem głowę i spojrzalem na nię.
-Słuham...? - powiedziałs i przymrużyła oczy - White mam pytanie...
-Słucham... - powiedziałem.
-Co chciałeś powiedzieć mi wtedy kiedy nam Red przerwał...? - bałem się że o to spyta.
-Eh... Violet... nie będę owijał w bawełne... - zrobiłem to, i przypłaciełem porzadnym lepem z policzek.
Zawiedzony zwiesiłem głowę. Wstałem i nie zważając na Violet która na mnie krzyczała wyszedłem w deszczu z ogrodu.

Udałem się do akademika. W pokoju nie było nikogo. Poszedłem do łazienki, napuściłem do wanny troszkę wody. W swoich kosmetykach znalazłem mały, ostry, kawałek metalu.
Wszedłem do wanny i zrobiłem jedno małe nacięcie na nadgarstku. Uszy położyłem po sobie. Zadałem kilka niegłębokich cięć. Patrzyłem jak woda powoli zabarwia się na czerwony kolor.
Przed oczami widziałem rozmazany obraz czerwonej, od krwii, wody.
~White! - usłyszałem swoje imię i film mi się urwał...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro