7. Nie zakochaj się
— Bri! — walę z całych sił w drzwiczki od przebieralni. — Jeśli nie wyjdziesz to wtargnę tam siłą!
— Jo, nie dam rady!
Wywracam oczami. Od piętnastu minut jesteśmy na plaży, a od dziesięciu staram się wyciągnąć ją z szatni. Sama nie czuję się bardzo komfortowo, lecz nie będę siedziała w koszulce i krótkich spodenkach, skoro słońce mocno grzeje. W końcu mam możliwość opalić się, a mój czarny kostium w końcu ujrzał światło dzienne, a nie dalej tkwił na dnie szuflady. Ciotka Molly zawsze mi powtarzała, że jestem blada jak trup.Kiedy przyjeżdżała jej siostra, Gabby, ta mówiła, iż muszę mieć niedobór witamin. Nie rozumiała, że można mieć taki odcień skóry.
Daję Bridgette jeszcze z dwie minuty, ale gdy się kończą, otwieram zamek od zewnątrz. Moim oczom ukazuje się bardzo zgrabna dziewczyna o budowie ciała w kształcie klepsydry. Mam wrażenie, iż wygląda ona lepiej ode mnie w swoim jednoczęściowy kostiumie w kolorze malinowej czerwieni.
— Ej! Co, jakbym była naga!?
Prycham.
— Nic. Podobne części ciała widuję u siebie w lustrze — łapie ją za nadgarstek, ale delikatnie, aby się nie przestraszyła. To bardzo płochliwa dziewczyna. — Idziemy, a po drodze weźmiemy frytki dla chłopaków.
— Chcieli?
— Nie, ale siedziałaś tyle czasu tam, że napewno nas spytają, dlaczego.
Jak powiedziałam, tak robimy. Wzięłyśmy cztery duże porcje, żeby pozostali mogli się podzielić między sobą. Ja mam ochotę na gofra, jadnak narazie się powstrzymam.
— Jose!! — Wendy macha do nas z daleka. Pilnuje, żebyśmy się nie zgubiły.
Blondynka pięknie wyglada w liliowym dwuczęściowym bikini. Flora ma strój odpowiadający jej kolorze włosów. Wygląda również bardzo ładnie. Meadow postawiła na klasykę i jej biały komplet prezentuje się na niej jak na modelce Victoria's Secret.
— A co tam macie? — Louise pierwszy dostrzega talerzyki z frytkami.
— Coś dobrego — odpowiadam i podaję mu jedną porcję, którą podzieli się z Wendy oraz Florą.
Druga ląduje u Meadow i Bri. Nigdzie nie widzę świętego trio.
— Jeśli szukasz tych debili, to poszli po piłkę do siatkówki do auta Lowella — Baldwin mówiąc to, wyciąga z torby krem z filtrem. — Chce ktoś?
Wyciągam rękę po tubkę. Nie mam ochoty spalić się na różową świnkę, więc nie będę ryzykować. Mam nadzieję, iż słońce trochę mnie złapie.
Po krótkiej chwili dołączają do nas chłopaki. Nate od razu dobiera się do frytek, które ja podjadam.
— Jak ty o wszystkim myślisz, McKee — mówi. — Skoro już dbasz o wszystko, to może od razu zostaniesz moją żoną?
— No jasne. Ty będziesz się obijał, a ja będę gotowała obiadki i wychowywała dzieci.
— Dokładnie tak.
— Zgoda.
Chłopak klepie mnie po tyłku.
— Wiedziałem, że ulegniesz mojemu urokowi — napina się dumny z „mojej decyzji".
— Tylko nie zdziw się, jak dzieci będą podobne do listonosza — odpowiadam.
Collins szybko mruga, a ja słyszę śmiech całej grupy. Richards nie może się opanować ze śmiechu.
— O kurwa, Nate — Flora również rechocze się dosyć głośno.
— Już się bałem, że mówisz serio, Jose — komentuje Josh.
Spoglądam na niego. Uśmiechając się puszcza mi oczko, co wprawia mnie w lekkie zakłopotanie. Collins, spożywając swoją część frytek, siedział już cicho.
W naszą stronę zaczęła biec postać o zielonych włosach.
— Hej!
Andy zaczął machać do nas. Oczy ma ukryte pod okularami przeciwsłonecznymi, a na sobie ma tylko kolorowe spodenki plażowe. Czekaliśmy już tylko na niego, aby móc zagrać w piłkę plażową w równych składach.
Chłopak nie zamierzał odpoczywać, więc zabraliśmy się od razu na dzielenie zespołów. Flora oraz Wendy zostały kapitanami. U pierwszej wylądował Kai, Bridgette, Nate oraz Meadow.
— Zaczynajcie! — Hale podaje piłkę naszej drużynie.
Josh chwyta ją i przygotowuje się do serwu. Ta właśnie zaczęliśmy pierwszą rozgrywkę, a zaplanowaliśmy trzy. Pierwsza zeszła się wraz z małymi nieporozumieniami, a ostatecznie drużyna Flory wygrała. Drugi set trwa dłużej, Josh i Kai rywalizują o najlepsze uderzenia, dlatego bardziej się starają niż wcześniej. Jednak w pewnym momencie, kiedy Lowell odbija piłkę, leci ona dosyć wysoko. Kai rzucił się w jej stronę, lecz nie zauważył, iż na jego drodze stoi Bri. Zderzenie skończyło się wylądowaniem ich obojga na piasku. Skupiliśmy całą uwagę na nich.
— Wszystko w porządku? — pytam, gdy przy nich znalazła się już Hale i Collins.
Pomagają im wstać. Widzę, że Bri jest w szoku oraz delikatnie czerwona.
— Jest okay — odpowiada dziewczyna, otrzepując się z piachu.
— Przepraszam.
Weppler położył dłoń na jej ramieniu i patrzy prosto w jej oczy.
— Nic się nie stało — uśmiechnęła się do niego.
Ciemnowłosy szturcha ją w policzek. Marszczę czoło, gdyż zastanawia mnie zachowania Kaia. Nagle nie widzę bad boy'a, który dogryza każdemu.
— Wracamy do gry!? — krzyczy Andy z koca. Znalazł chwilę, aby dobrać się do ciastek Flory.
Skoro nic nie stało się Bridgette oraz Kaiowi, postanowiliśmy kontynuować. Po tym małym zderzeniu gra wcale nie stała się ostrożniejsza. Do rywalizacji włączyli się pozostali faceci. Na szczęście nie zabierali nam każdego odbicia. Czasami Louise pojawiał się przed Wendy i nie pozwalał jej odbić.
— Louise bo zaraz gra się skończy dla ciebie! — warknęła jego dziewczyna.
Odpowiada jej jedynie śmiechem.
Nie jestem jakaś wspaniała w siatkówkę, zwłaszcza na piasku, ale nie idzie mi źle. Gra ciągnie się, a my czerpiemy tylko z tego korzyść. Od dobrych pięciu minut piłka przelatuje nad siatką, stresujemy się, ponieważ chcemy, aby do nas należała ta wygrana. Po przeciwnej stronie odbija Meadow. Na ich część przebija Andy, po czym Kai uderza z ogromną siłą w moją stronę (przynajmniej mi się tak wydaje). Podekscytowana chcę odebrać ją, lecz zamiast trafić w piłkę, natrafiam na kogoś, kto daje rade odebrać uderzenie Wepplera. Upadamy razem, ale ta osoba amortyzuje mój upadek.
— Chyba wszyscy dzisiaj ponabijany sobie siniaków.
Słyszę śmiech Josha za sobą. To na niego wpadłam. Podnoszę się szybko, aby on również mógł wstać.
— Chciałam odbić, wybacz.
— Luz, i tak zdobyliśmy punkt — macha głową w stronę drugiej drużyny.
— Wyrównaliśmy!! — Wendy klaszcze w dłonie, a następnie podbiega do mnie i przytula mnie trochę za mocno. — Musimy wygrać trzeci set!
— Jasne — odpowiadam ledwo łapiąc oddech.
— Ej! — krzyczy Nate patrząc w telefon. — Paul pisze, że dzisiaj jest impreza z ogniskiem! Idealnie trafiliśmy!
Wszyscy ucieszyliśmy się na wieść o imprezce, prócz Bri. Wygląda na zmieszaną.
— Ja chyba wrócę wcześniej do mieszkania...
— Nie no co ty! — Hale zawiesza się na niej jak na wieszaku, co wyglada zabawnie bo czarnowłosa jest wyższa od Bri. — Musisz się bardziej rozerwać z nami!
— Meadow ma rację — dodaję.
— Nie musisz pić, jeśli nie będziesz chciała — odzywa się Kai. — Zawsze kupowane są stosy pianek do pieczenia nad ogniem.
Dziewczyna rozpromieniła się, a zarazem zaczerwieniła. Coś czuję, iż przekonał ją jedynie Weppler.
Josh ogłosił przerwę na lody. Zbierał zamówienia, oczywiście poprosiłam o sorbet truskawkowy. Po małej przerwie postanowiliśmy dograć mecz do końca. Nie mogliśmy pozostawić remisu. Rywalizacja była na wysokim poziomie, walka zacięta, ale ostatecznie...
— Wygraliśmy!
Florę musi słyszeć przynajmniej połowa plaży. Przybili sobie piątki całą drużyną.
— Co dostanę za wygraną? — Collins posyła mi swój szeroki, piękny uśmiech.
— Możesz się napić piwa.
— Weź, Jo — obejmuje mnie. — Może ty chcesz nagrodę pocieszenia?
— Nate powstrzymaj swoje seksualne zapędy — wtrąca się Andy. — Jeszcze jeden twój tekst i sam się na ciebie napalę.
— Widzicie, przyciągam nawet gejów.
— Chyba tylko! — Josh rzuca w Nate'a ręcznikiem.
Chcąc powstrzymać śmiech, zakrywam dłonią usta, jednak nie wychodzi mi to najlepiej. Collins to zauważa i postanawia dać mi nauczkę. Bierze mnie na ręce, co podsumowuje piskiem, i biegnie ze mną w stronę wody. Zanurzamy się po sam czubek głowy, ale natychmiast się wynurzamy.
— I tak dostanę swoją nagrodę.
Ludzie zaczęli się zbierać po dwudziestej. Paul Jackson wraz ze swoim bractwem przyszedł pierwszy. Kolejno zjawia się Betty Parker w towarzystwie trzech dziewczyn: Emily, Tiny i Amandy. To one zajęły się przyniesieniem pianek, kiełbasek oraz słodkich napojów. Po godzinie jest już pełno ludzi z uczelni, część ich kojarzę z ostatniej imprezy z bractwa. Widzę też Iris w towarzystwie tego gościa, co jakiś czas temu zaczepił nas w Surfer Titans. Blaise nie zwraca na nią szczególnej uwagi, lecz rozgląda się dookoła. Jego spojrzenie trafia na mnie, przez co automatycznie odwracam wzrok.
Siedzę z Bri przy ognisku i robimy obiecane pianki. Namówiłam ją na jedno piwo, wydaje się weselsza. Cóż, najwidoczniej jej mało potrzeba.
— Siemka, Świeżuchy.
Obok nas pojawia się Bill. W prawej dłoni trzyma piwo. Chłopak dobrze się bawi, co stwierdzam po jego szerokim uśmiechu.
— Jak tam? — pyta nas.
— W porządku — podkradam mu piwo. — Co robiłeś cały dzień?
— Miałem próbę zespołu, bo gramy już za miesiąc na studenckim festiwalu.
— Fajnie! — włącza się do rozmowy Bridgette. — Zagrasz nam dzisiaj przy ognisku?
— Pewnie! O północy zawołam Toma, który również gra na gitarze — informuje, poprawiając swoje czerwone włosy. Trochę mu się wypłukały i teraz są bardziej różowe. — Pośpiewamy sobie!
Postanawiam udać się do Betty, która zasiada przy przenośnej lodówce z napojami.
— Co podać pannie McKee?
— Piwo miodowe.
— Proszę bardzo. Jak podoba ci się na studiach?
— Dopiero minął miesiąc, ale jest dobrze. Zobaczymy potem.
— Powinnaś dołączyć do naszego bractwa! — mówi nagle, a ja unoszę brwi zdziwiona. — Przydałoby nam się jeszcze pare osób w Kappa Pi.
— Zastanowię się.
Mam wracać, lecz ktoś ciągnie mnie za biodra i sadza na swoich kolanach.
— Nie bój się — śmieje się Josh.
Czuję od niego wódkę oraz dziwnie mi, że siedzę na nim. Raczej od kiedy się znamy nie jestem z nim tak blisko, pomijając pocałunek podczas gry w butelkę.
— Dobrze się bawisz?
— Tak, ale ktoś właśnie powstrzymał mnie przed wypiciem kolejnego piwa — odwracam się do niego, aby zobaczyć jego twarz, którą oświetla ogień. — Wam chyba dobrze wchodzi alkohol.
— Zdecydowanie — odrzekł Louise.
Wtulona Wendy próbuje spać. Można powiedzieć, iż drinki z wódką zmiotły ją.
Collins gdzieś zniknął.
— Gdzie zostawiłaś Bridgette? — pyta Weppler.
— Przy ognisku siedzi z Andym.
Nic więcej nie mówiąc ruszył w jej stronę. Ciekawe.
Rozglądam się, żeby zobaczyć, gdzie jest Meadow oraz Flora. Nie jest to trudne, gdyż obie tańczą z jakimiś kolesiami do muzyki puszczanej z iphone'a Paula.
Moment rozmawiam z Lowellem oraz Richardsem. Wypijam piwo, a oni swoją wódkę. Później opuszczam ich, aby udać się do łazienki.
Jestem już lekko zmęczona, więc zastanawiam się nad wcześniejszym powrotem, jednak nie mam pojęcia, kto mógłby mnie zawieźć do akademika. Czy ja mam klucze? Kurczę, torebkę ma Bri. Ja zamykałam? Czy Hale? Cóż, muszę wrócić na ognisko.
Wychodząc z kibelka, dostrzegam, iż ktoś czeka przed. Oczywiście, Nate.
— Za dużo wypiłaś, Jo?
— Nie, piwo wyjątkowo mnie nie bierze, jak ostatnio — patrzę w jego jasne oczy, które obserwują mnie przenikliwie. — Zniknąłeś.
— Znasz grę we flanki? — zaprzeczam machaniem głowy. — Kiedyś ci pokażę.
Podchodzi bardzo blisko, aż czuję unoszenie się jego klatki piersiowej. Mnie lekko zatyka, a serce bije szybciej. Chłopak nadal jest bez bluzki, choć o tej godzinie jest już chłodno.
— Wyglądasz zajebiście w tym kostiumie. Szkoda, że zakryłaś się koszulką — mruczy mi do ucha, łapie ustami jego płatek, a mnie przeszywa przyjemny dreszcz. — Czy mogę odebrać swoją nagrodę?
— Nie ma żadnej nagrody.
Uśmiecha się. Pochyla się nade mną. Głupi by nie rozumiał, co by chciał zaraz zrobić.
— Mogą nas tu zobaczyć.
— Weź, Jo, od kiedy jesteś zasadowa?
— Zasadowa? Nigdy!
Sama obejmuję go za szyję i przyciągam do siebie. Wbijam się w jego usta, on nie pozostaje bez ruchu. Porusza wargami odpowiednio do moich ruchów. Ciągnę go za rękę w stronę szatni, które znajdują się tuż obok. Kiedy jesteśmy w środku, on bez zastanowienia ściąga mi dolną część stroju kąpielowego. Dotyka mój czuły punkt, przez co wzdycham. Całuje mnie dalej. Sięgam do kieszeni jego spodenek, szukając tej jednej rzeczy. Oczywiście, że ją ma. Ściągam z niego jedyne ubranie, jakie ma na sobie. Mogę go dotknąć, już stoi. Czekam, aż Nate nałoży prezerwatywę, nie odrywamy od siebie wzroku. Wchodzi we mnie jednym ruchem, a ja od razu odpływam. Oddaje się przyjemności.
Podczas naszego zbliżenia, słyszę gitarę oraz śpiew Andy'ego. Na pewno Bri i inni będą wypytywać, gdzie się podziewałam.
Po ogarnięciu się, mamy zamiar wrócić do znajomych. Collins wychodzi pierwszy. Odczekuję parę minut i opuszczam przebieralnie. Chcę iść przed siebie, ale na przeszkodzie staje mi Kai.
— Em...
— Jesteśmy kwita — oznajmia. — Ty przyłapałaś mnie z Meadow, a ja ciebie z Nate'em.
— Niech ci będzie.
Razem schodzimy na plażę. Weppler po drodze zapala papierosa. Paczkę wyciąga w moją stronę, lecz odmawiam.
— Z Hale to tak długo już? — ciekawość zaprowadzi mnie do piekła.
— Rok — rzuca spalonego peta do kosza. — Co cię wzięło do odnowienia romansu z Collinsem?
— Odnowienie? Przecież my...
— Może nie pieprzyliście się na prawo i lewo, jednak pamietam, jak wszyscy mówili o was.
Zatrzymujemy się kawałek dalej niż znajduje się ognisko.
— Jednak uważaj, Jose.
— Co masz na myśli?
— Nie zakochaj się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro