Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Bo w pewnym sensie ci się spodobał

Wychodząc z pokoju Josha, dostrzegam Tammy wychodzącą z pokoju Bena. Otwieram szeroko oczy i już chcę krzyknąć, gdy dziewczyna zatyka mi usta dłonią.

— Wszystkich obudzisz — szepcze.

— Jak było? — pytam podekscytowana.

Od razu na jej twarzy pojawia się uśmiech. Tyle mi wystarczy. Podnoszę dłoń i przybijamy sobie piątkę.
Po cichu kierujemy się na dół. Teoretycznie wszyscy jeszcze śpią. Sama musiałam uwolnić się spod mocnego uścisku Josha.
W salonie zastaje nas nietypowy widok, lecz zamiast być zaskoczone, prawie piszczymy. Na kanapie przytuleni śpią Kai i Bri.

Zaczynam machać rękoma i klepać w ramie mojej przyjaciółki. Ona robi dokładnie to samo. Słowa chcą wypłynąć z naszych ust, ale powstrzymujemy się. Niech śpią sobie.

W kuchni siadamy przy stole, na którym nadal znajdują się miski z jedzeniem, niepokończone butelki z alkoholem oraz napojami, a także papierosy. Tamara łapie się za głowę i sięga po butelkę z colą.

— Kac mnie zniszczy kiedyś — mówi, po czym bierze łyk picia. — Wiesz, że w piciu alkoholu, tak naprawdę, najbardziej szkodliwy jest kac, a nie samo w sobie picie?

— To pij tak, żeby nie mieć zawsze kaca — odpowiadam.

Zauważałam e-papierosa Collinsa na parapecie, więc sięgam po niego. Sama nie czuję się rewelacyjnie, ale to przez niewyspanie. Imprezę skończyliśmy o piątej rano. Jest dziesiąta.

Zastanawia mnie, gdzie niektórzy śpią. Wendy i Louise wrócili do akademika, żeby mieć spokój. Skoro u Bena spała Tam, to gdzie jest Ryan. Nie wiem, gdzie Flora i Liam, bo Tristan śpi w ich pokoju .

— Nie będę tego wszystkiego sprzątać — jęczę, gdy widzę cały ten bałagan. — Nawet nie chcę wiedzieć, jak jest na dworze.

— To musimy wrócić do łóżek i udawać, że nie jesteśmy w stanie.

— Sprytne.

Wzięłam bucha z papierosa Nate'a, krzywiąc się. Grzała jest spalona.

Na niebiosa, po co ja to w ogóle palę? Odkładam sprzęt na bok.

Chwytam miskę z cheetosami i zaczynam pożerać już mniej dobre chrupki. Przyjaciółka przyłącza się, siedzimy tak chwilę w ciszy nic nie mówiąc. Tammy jednak gęby zamknąć na długo nie potrafi.

— Z Joshem to coś poważnego?

Myślę, myślę, myślę i...

— Nie wiem. To chyba zależy od niego. Zawsze go uwielbiałam.

— Tra la la la — Tamara wykonuje dziwny gest ręką. Nie rozumiem go. — Podkochiwałaś się w nim od dzieciaka. Gdyby nie relacja z Natem już w pierwszym miesiącu byłoby coś między wami.

Wywracam oczami, choć może mieć rację. Nigdy nie patrzyłam na Lowella pod tym względem, gdyż myślałam, że on traktuje mnie jak młodszą siostrę. Josh w czasach szkolnych był bożyszczem, a ja czułam się jak wynagrodzony przez los mały bożek, który może mu towarzyszyć.

Teraz jest inaczej. Jesteśmy na równi. Nadal jest tym popularnym przewodniczącym bractwa, a ja świeżuchem, lecz nie jest lepszy. Równi i to mi się podoba.

Chłopaki popełnili błąd zakładając się o mnie, jednak ostatecznie zrobiłam coś podobnego. Nate i tak dostanie po głowie. Wiem, że nie sypiał ze mną, żeby wygrać zakład, ale taki mocny cios z kija baseballowego by mu się przydał.

No dobra, przesadzam. Coś innego, nie kij.

Może piłka? Tak, to lepsze. Mniejszy uszczerbek na zdrowiu. Chyba że piłka lekarska...

Dobra! Koniec.

Wracamy do pokoi, skoro i tak wszyscy jeszcze śpią. Po cichu otwieram drzwi do pokoju blondyna. Patrzy prosto na mnie. Jego włosy są w kompletnym nieładzie, a na ustach zawitał uśmiech na mój widok.

— Gdzie byłaś? — klepie miejsce obok siebie.

— W kuchni wyjadałam cheetosy.

Kładę się obok i wtulam w jego gołą klatę. Jest taki ciepły.

— Zostajesz moim osobistym kaloryferem.

— Hmm, a nie powinienem wyrazić na to zgody?

Spoglądamy sobie prosto w oczy. Znowu mam ochotę go pocałować. Chcę przeżyć ostatnią noc wiele razy.

Z nim.

— Nie. Nie masz nic do gadania — kładę dłoń na jego policzku. — A tylko spróbuj ogrzać jakąś szmatę, to przyrzekam...

Śmieje się pod nosem, po czym całuje mnie powoli. Ledwo poruszamy ustami. Przyciąga mnie do siebie, ręce układa na biodrach. Przez moje ciało przechodzi przyjemny prąd. Podoba mi się taki leniwy pocałunek. Adekwatny do naszego stanu poimprezowego.

— Naprawdę smakujesz cheetosami pizzowymi — mówi, odsunąwszy się. — Zostaniemy tu cały dzień.

— W łóżku?

— Tak.

TAK. Ominie mnie sprzątanie! YEAH.

— Chcę cię tylko dla siebie — szepcze mi do ucha.

— Dzisiaj? — uśmiecham się, wtulając w niego.

Zarzucam mu ręce na szyję i muskam jego policzek nosem.

— Dzisiaj, jutro — daje mi szybkiego buziaka, — pojutrze...

Nagle drzwi otwierają się z ogromnym hukiem, a wpada przez nie Meadow.

O, patrzcie ludzie. Znalazła się!

Jej włosy są w kompletnym nieładzie i ma narzuconą na siebie koszulkę któregoś z chłopaków.

Oho.

Któregoś z chłopaków, ale nie chodzi tu o Alexa.

— Boże, Jose, ja cię przepraszam nad życie — mówi strasznie szybko, ledwo nadążam. — To był okropny błąd. Byłam zrozpaczona, chciałam wyrzucić z siebie emocje i...

No i nagle wpada Collins.

Zerkamy na siebie z Joshem, gdyż oboje nie wiemy co się dzieje.

— Hale, najpierw powinniśmy my porozmawiać! — chłopak dotyka jej ramienia, lecz ona go odpycha.

Dobra, załapałam. Pewnie wolniej niż niektórzy, ale wybaczcie, jestem po imprezie.

— Spaliście ze sobą?

— Przepraszam, przepraszam! To więcej się nie powtórzy!

— Meadow, zwolnij. Przecież nic się nie stało.

Wychodzę z łóżka, biorę ją za ręce oraz uśmiecham się.

— Chciałaś to zrobiłaś. Tyle. Oddychaj kochana.

Zaczęła machać głową, ale chyba musi sama się uspokoić.

— Nate, chodź, zaczniemy sprzątać, a potem zamówię sprzątaczki — Josh łapie za ramię przyjaciela i go wyprowadza.

I zostawili nas.

— To była taka głupota — dziewczyna przeciera twarz dłonią. Widzę resztki makijażu na jej skórze. — Mieliśmy tylko zapalić, ale nagle złapałam go i zaczęłam całować. No i tak nas zaniosło do jego pokoju.

— Czemu mi się tłumaczysz?

— Bo...

— Bo w pewnym sensie ci się spodobał.

Rozumiem ją. Czułam to samo, a raczej nie wiedziałam, co czuję. Nate olśniewał, nawet jego wybryki były czymś niezwykłym. Oprócz tego że sypiał ze mną i Betty na zmianę. To już przelało szalę.
Meadow chciała czuć bliskość. On jej to dał. Przyjaźnią się, więc było to łatwiejsze, może wręcz naturalne.

— Ugh, nie wiem co myśleć, ale z nim było... inaczej.

— Meadow — powiedziałam powoli, aby skupiła na mnie uwagę. — Ja i Nate jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. To, co było między nami, minęło.

Wzięła głęboki wdech.

— Zależy mi na Joshu. Zobacz, ja zrobiłam to samo. Wzięłam przyjaciela przyjaciela. Nie mam nic przeciwko temu, że się z nim przespałaś.

— Okej. Wrócę do akademika, umyję się i wrócę tu.

— Odpocznij tam. Uspokój się.

Przytula się do mnie.

— Przyjdziesz?

— Tak i zrobimy sobie maraton filmowy.

Dziewczyna wyszła, a ja ponownie rzuciłam się na łóżko. Naprawdę nie mam zamiaru pomóc w sprzątaniu.

Trochę nudzę się. Kręcę się, próbując zasnąć, ale nic do nie daje.

— Josie.

— Mhm?

— Unikasz sprzątania?

— Mhm.

Josh śmieje się pod nosem, po czym kładzie się obok. Nic nie mówimy. Nie rozmawiamy o sytuacji między Meadow a Natem. To ich sprawa. Dziewczyna musi zrozumieć, iż nic się nie stało. Cierpiąca czekała na Alexandra, a on ją wystawił.

Zasypiamy na godzinę. Tylko tylko jesteśmy w stanie przespać, ponieważ zaczyna roznosić się hałas z dołu. Większość już wstała.

— Jeszcze chwilę — mruczę.

Blondyn nie odpowiada, całuje mnie po szyi, łopatce. Podwija koszulkę, aby mieć lepszy dostęp do mojego ciała. Nie spieram się. Chcę, żeby mnie dotykał. Schodzi pocałunkami na plecy, aż dociera do moich pośladków. Chwyta je i mocno ściska. Pozwalam, aby mnie obrócił i szybko pocałował w usta. Przechodzi do obojczyków, dekoltu. Dotyka, ściska moje piersi, a ja oddycham coraz głośniej.

— Muszę iść do Meadow.

— Jeszcze chwila — odpowiada, naśladując mnie.

Robi mi malinke na szyi.

— Mało ci? — nie jestem w stanie powstrzymać śmiechu.

— Mało i muszę cię mieć dla siebie zanim uciekniesz do akademika.

Ściąga mi majtki. Ręką przesuwa wzdłuż mojego ciała. Dotyka wrażliwego punktu. Wsuwa we mnie palec.

— Jesteś taka mokra — dokłada drugi i powoli nimi rusza. — Byłem tak zazdrosny. Tak zazdrosny, kiedy widywałaś się z Natem. Pragnął cię mieć tylko dla siebie.

— Myślałam, że jestem tylko przyjaciółką.

Ściąga swoje bokserki. Od razu sięgnęłam do jego penisa. Już jest twardy. Biorę prezerwatywę z szuflady i nakładam mu ją.

— Zawsze uważałem cię za piękną, mądrą dziewczynę. Najlepszą w Arcadii. Gdy zobaczyłem cię po takim czasie, od razu coś mnie ruszyło.

Jednym ruchem wszedł we mnie i zaczął szybko poruszać się.

— Cholera.

Całuje mnie. Mam wrażenie, że umieram z przyjemności. Każdy jego ruch wywołuje u mnie jęk. Chcę więcej. Od wczoraj chcę tylko go.
Wychodzi ze mnie i obraca na brzuch. Łączy moje nogi, a ja unoszę się, żeby ponownie mógł wejść. Robi to. Znowu sprawia mi przyjemność. Cały czas poruszając się, całuje moje ciało.

— Josh...

— Tak, Josie, dojdź.

Przyśpiesza, abym mogła dostać orgazmu. Zatykam usta poduszką, kiedy to następuje.

— Teraz mogę cię oddać Meadow.

*

— Wy jesteście niewyżyci!

Tamara śmieje się, gdy razem wchodzimy do mojego i Hale pokoju w akademiku.

Umyłyśmy się i przebrałyśmy w bractwie, a teraz spełniałam obietnice złożoną Meadow. Boję się jakie filmy wybierze, widząc w jakim stanie była rano.

Spoglądamy na czarnowłosą, która siedzi na łóżku pod kołdrą. Ma mokre włosy. Patrzy w telefon, zapewne ogląda tik toki.

— Meadow, odkładaj telefon. Co chcesz oglądać?

Dzisiaj to totalnie jest dzień w łóżku. Siadamy z obu jej stron, aby poczuła się wspierana.

Meadow zawsze jest pewna siebie. Piękna, inteligentna, zabawna. Oprócz Wendy, była pierwszą obcą osobą, która zatroszczyła się o mnie. Chciała, żebym czuła się tu dobrze. Potrafi bardzo mocno kochać. Odczuwa wszystkie emocje w większym stopniu niż niektórzy. Poczuła się skrzywdzona, potem, jej zdaniem popełniła błąd, za co się strasznie obwinia.

— Barbie. Wszystkie filmy — ustawia na swoich kolanach laptopa. — Znowu ruchałaś się z Joshem?

— Powiedział, że dopiero po puści mnie do ciebie.

Dziewczyna chichocze. Uwielbiam jej śmiech. Nie może się karać za to, że Alex zachował się słabo.

— Idziemy po kolei? — pyta Tammy.

Przytakujemy jej. Pierwsze obejrzałyśmy „Barbie w Dziadku do orzechów". Następnie „Barbie jako Roszpunka" i „Barbie z Jeziora Łabędziego". Oczywiście bawiłyśmy się w ocenianie każdego filmu.

— Hm... Daję osiem na dziesięć — mówi pierwsza Meadow.

— Ja tak samo — potem odzywa się Walker.

— A ja takie siedem na dziesięć. Teraz „Barbie jako Księżniczka i Żebraczka".

Nagle moja współlokatorka chwyta nas za dłonie.

— Zanim włączymy, chcę wam podziękować. Kocham cię, Jo. Jesteś wspaniała — spogląda na Tam. — Znam cię krótko, ale to wiele dla mnie znaczy, iż tu jesteś.

— Słodka jesteś — odpowiadam, a potem daję jej całusa w policzek. — Zasługujesz na szczęście.

— Nawet jeśli będzie to Nate — dodaje Tamara.

Śmiejemy się, ale przez twarz czarnowłosej przemyka uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro