Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Osłodzi to jego gorzką osobowość

Nie miałam zamiaru zostawiać Tammy samej w gronie samych kutasów, więc obie nocowałyśmy w bractwie. Bena jeszcze nie było, więc to w jego pokoju urzędowałyśmy. Oczywiście za jego zgodą. Na szczęście on oraz Bridgette mieli niedługo się zjawić. Wszyscy spali dosyć długo, dlatego dalsze przygotowania do Sylwestra rozpoczęliśmy dosyć późno.

— Chce ktoś gofry na śniadanie? — pytam całą grupę ludzi znajdującą się w salonie.

Wszyscy unieśli ręce do góry. Zaczęłam liczyć ile to osób i ile dla każdego zrobić. Cholera, prawie trzydzieści gofrów. No cóż, zużyje im wszystkie jajka i całe opakowanie mleka.

— Pomogę ci — Tammy od razu podniosła się z kanapy, na której pompowała balony. — Jest bita śmietana?

— Tak, mają jej zapasy — Meadow śmieje się, gdyż na każdej imprezie ktoś musi wykorzystać chociaż jedną.

— Górna półka w lodówce! — krzyczy Brad.

Wyjmujemy wszystko, co jest nam potrzebne. Ja zajmuję się ciastem, a moja przyjaciółka ogarnia dodatki. Znajduje sos karmelowy, banany, nutelle, mrożone maliny oraz wcześniej wspomnianą bitą śmietanę.
Cały proces nie trwa długo. Kiedy przygotowałyśmy cały stos gofrów, zaczynamy je ozdabiać.

— Śniadanie! — wrzeszczę na cały głos, bo Nate i Tris testują nowe głośniki.

Na szczęście wszyscy usłyszeli. Kocham stół w tym domu, bo cała nasza dziesiątka mieści się idealnie.

— Ja pierdole, nigdy nie jadłem lepszych! — zachwyt Collinsa jest nie do opisania. — Mogę zjeść więcej?

Zjadł już trzy.

Flora podsuwa mu swój talerz, zjadła tylko jednego. Ja tak samo.

— Chce ktoś moje?

— Z przyjemnością je od ciebie przyjmę, Jo — Tristan szczerzy się do mnie, widzę jego urocze dołeczki.

Gdy przysuwam mu swój talerz, odruchowo spoglądam na Josha. Patrzy dziwnie na chłopaka. Oj.

Nagle Kai chwycił bitą śmietanę i wycisnął na gofra prawie całe opakowanie. Spoglądamy na niego zaskoczeni.
Uniósł jedna brew do góry.

— Jakiś, kurwa, problem?

— Stary, cukrzycy dostaniesz od takiej ilości — zaśmiał się Liam.

— Jemu to nie grozi, a wręcz przyda się. Osłodzi to jego gorzką osobowość.

Cała grupa wybuchła śmiechem na moje słowa, oprócz Wepplera. Chłopak wycisnął na dłoń trochę bitej śmietany i rzucił ją idealnie w moją twarz.

Nate trząsł się ze śmiechu, aż prawie spadł. Josh prawie wypluł przeżuwany kawałek jedzenia. Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku, pomyślałby, iż sami wariaci siedzą przy tym stole.

— Masz szczęście, że dopiero później będę myć włosy i malować się.

Posyła mi uśmiech i bierze się za swoje kaloryczne śniadanie.

Meadow i Flora zgłosiły się, aby posprzątać po tym wykwintnym posiłku, więc całą resztą wzięliśmy się do roboty. Razem z Tamarą kończyłyśmy pompowanie balonów, a Wendy, Liam i Nate próbowali ustawić ściankę do zdjęć.

— Nie no, coś mnie pierdolnie! — chłopak Flory ma zdecydowanie dosyć. — Przecież to się nie trzyma!

— Użyj taśmy, durniu! — Collins rzucił do niego całą rolkę.

— Poczekajcie, jeszcze serpentyna! — Baldwin już nie ma do nich cierpliwości. — Jesteście największymi kretynami, jakich znam! Przecież najpierw trzeba stolarz odpowiednio ustawić!

Liam i Nate zerkają na siebie.

— Jaki stolarz?

Nie wytrzymuję, zaczynam głośno się z nich śmiać.

Tammy nabiera do płuc hel z jednego balona.

— Ej, ej! Stolarz jest tutaj!

Robię to, co ona. Obie gadamy piskliwymi głosikami.

— Tak! Collins, chodź go weźmiesz! Tam, kurna w głowie mi się kręci.

— Jo, normalnie jak na haju.

— Ja chcę więcej!

— Przecież nie potrzebujemy tylu balonów!

Trójka od ścianki zwija się ze śmiechu, a my we dwie prawie się dusimy. Łzy same lecą ze śmiechu.

Nagle w pokoju pojawia się Josh. Jest zdezorientowany.

— Jo, gdzie jest ten mały stolik? Ty ostatnia go chowałaś.

W piątkę nagle się uspokajamy. Zapada chwila ciszy, ale no przecież muszę mu odpowiedzieć.

— Jest na górze, w schowku w pokoju gier.

Powiedziałam to nadal piskliwym głosem.

Cisza.

I wszyscy znowu wpadli w głośny śmiech. Josh również.

— Dobra, pani zabawna, chodź mi pokazać, bo z tego pokoju to graciarnia zrobiła się.

Od razu kieruję się z nim na górę. To pomieszczenie serio wygląda jak jeden wielki bałagan. Miszmasz wszystkiego i niczego. Ledwo przeciskam się do drzwiczek, za którymi jest stolik. Odsuwam skórzany fotel i wiatrak, aby móc otworzyć je. Wyciągam go, ale nie mam, jak z nim przejść.

— Poczekaj, pomogę ci — Lowell pojawia się za mną.

Dotyka moje ramiona, abym się przesunęła. Robię to na tyle, na ile jestem w stanie. Dziwne, że zmieściliśmy się w tym kacie we dwójkę. On podnosi stolik nad głowę i już ma go przenosić, kiedy spogląda na mnie. Jesteśmy bardzo blisko siebie. Niespodziewanie daje mi szybkiego buziaka w usta, po czym szybko wychodzi z tek graciarni.

Przez moment mrugam patrząc w miejsce, w którym jeszcze stał blondyn. To było urocze i nawet po takim szybkim całusów czuję wypieki na policzkach.

— JOSEPHINE, BEN I BRIDGETTE PRZYJECHALI.

Nie da się nie słyszeć krzyku Meadow.

Otrząsnęłam się z miłej chwili. Wręcz zbiegam ze schodów i wpadam w ramiona okularnicy. Ben obejmuje nas obie, przyłączając się do uścisku.

— Cudownie was znowu widzieć! — na pewno słyszą moje zadowolenie. — Macie, szczęście, ze teraz przyjechaliście. Prawie skończyliśmy robotę.

— Też się cieszymy. Z obu tych rzeczy — chłopak śmieje się.

Zerka na moją przyjaciółkę, która stoi z boku, aby móc zaraz się przywitać.

— My się jeszcze nie znamy — Ben pierwszy podchodzi do niej. — Benedict, ale mów mi Ben.

— Tamara, ale mów mi Tam.

Uśmiechają się do siebie. Nie zauważają, że jego kuzynka również chce się przedstawić. Ciekawe...

— Em, ja jestem Bridgette, ale wszyscy mówią mi Bri.

— O! Josie wiele mi o tobie mówiła. Super, że ma takie wspaniałe osoby na swoim kierunku.

— Gdyby nie ona, nie byłoby tu nas — odpowiada Clark. — Dzięki niej jestem w bractwie.

— A ja mogę bywać na takich niesamowitych imprezach — Bri posyła mi uśmiech pełen zadowolenia, ale też wdzięczności.

— E tam, to wszystko zasługa chłopaków.

— Co ty gadasz — wtrąca się Josh, który najwidoczniej już ustawił stolik. — Zawdzięczasz to sobie sama, bo jesteś świetna.

— A No! — Nate krzyczy, próbując odkleić taśmę od bluzki. — Jeśli nie byłabyś tak zajebista, to nie bralibyśmy cię wszędzie. Nawet na te licealne imprezy dla starszych roczników, albo nie siedziałabyś przy naszym stoliku na stołówce.

Nagle Kai zatrzymuje się obok nas z wielkim pudłem z piłeczkami oraz plastikowymi kubkami. Wszyscy wiemy, do czego to.

— Hej — rzuca, wpatrując się w Bri.

LOVE IS IN THE AIR

— Hej...

Słodziaki.

— Ty i Tammy byłyście jedyne normalne w stosunku do nas — kontynuuje Weppler. — Te wszystkie dziewczynki z waszego rocznika śliniły się na nasz widok, jak nie wiem co. Nadal byłyście wkurzające, ale do zniesienia.

Obie prychamy na jego słowa, ale za razem to miłe, co powiedział.

— Dobra, wszystko prawie gotowe, więc laski, idźcie się ogarniać do mojego pokoju.

Lowell nie musi nam dwa razy powtarzać, dlatego ja, Tam, Bri, Flora, Wendy oraz Meadow, zebrałyśmy się i ulokowałyśmy w sypialni głowy bractwa. Rozkładałyśmy wszystkie nasze rzeczy, sukienki, dodatki, buty, kosmetyki i inne. Na zmiane chodziłyśmy się myć. Do tego ja jeszcze farbowałam włosy. Nie sądziłam, że nadejdzie dzień, w którym pozbędę się pasemek. Nie było mi szkoda ich, bo to tylko włosy oraz mogę do nich wrócić, ale dziwnie się czuję spoglądając w lustro. Były bardzo długo ze mną. Narazie nie będę żałować, iż pozbyłam się ich. Tak czy siak czeka mnie wizyta u fryzjera. Sama Wendy zwróciła mi uwagę na rozdwojone końcówki.

— Nie wierć się — Baldwin przetrzymuje moją twarz, żeby równo pomalować moje usta. — Są tak seksowne, że sama mogłabym je całować.

— Powiem Louise'owi! — drze się Flora z drugiego końca pokoju.

— Myślę, że on chętnie by to zobaczył — Wen wystawia język w stronę Jenkins.

— Sama bym to zobaczyła — dodaje Tammy. — Pamiętasz, Jo, o naszej tradycji?

— Jaka to tradycja? — pyta Bri, która malowana jest przez Meadow.

Spoglądam na przyjaciółkę mulatkę, a ona na mnie, po czym wybuchamy śmiechem. Dziewczyny są zdezorientowane.

— Co roku w Sylwestra, gdy wybija północ całujemy się — odpowiadam. — Nawet gdy miałam chłopaka to wybrałam ją.

— Ooo, a nie wolałabyś teraz pocałować kogoś innego?

— Walker...— ostrzegam przyjaciółkę.

— KOGO?

Wszystkie skupiają wzrok na mnie, a ja ciesze się, że mam już zrobioną tapetę, bo policzki aż mnie pieką z zawstydzenia. Przygryzam wargę, bo nieszczególnie chcę o tym mówić. Martwię się, co sobie pomyślą o mnie. Można powiedzieć, że przerzuciłam się z jednego kumpla na drugiego. Jednak biorę głęboki wdech i opowiadam im wszystko, co wydarzyło się w czasie tej przerwy świątecznej. Mówię o robieniu pierniczków, bieganiu dookoła blatu, o lukrze, który był wszędzie, wywrotce na podłodze i pocałunku. Potem opowiadam o prezencie, jak poszłam do niego i chciał pocałować mnie pod jemiołą, jak całowaliśmy się w jego pokoju oraz o rozmowie, o tym wydarzeniu w akademiku (co zabrał mi książkę, pocałował, a następnie wyszedł). Słuchały mnie bardzo uważnie, żadna nie odezwała się ani jednym słowem. Gdy skończyłam, nadal przez chwile się nie odzywały, aż zrobiła to pierwsza Flora.

— Kuurwaaa...

Wybuchamy śmiechem, gdyż wypowiedziała to przekleństwo z podziwem w głosie.

— Totalnie szaleje za tobą! — Hale nie może się opanować i łapie mnie za ramiona piszcząc w niebogłosy. — Jest taki uroczy w stosunku do ciebie!

— Teraz rozumiem te jego krytyczne spojrzenia, kiedy kręciłaś się z Collinsem — stwierdza Wendy, a ja ściągam brwi, nie rozumiejąc.

— Zgadzam się. Myślałam, że Joshowi po prostu nie podoba się twoja relacja z Natem, a on był zazdrosny — Clark przytakuje Baldwin.

— Widziałam dzisiaj, jak wkurzył się, że Tristan chciał twoje gofry! — Tamara musiała się przyłączyć do ich teorii spiskowych. — Z opiekuna przeszedł na kochanka.

Wywracam oczami.

— Przestańcie. Narazie tylko zdarzyło nam się pare razy pocałować...

— Kiedy ostatni raz się całowaliście?

Mam nadzieje, że pytanie od Flory Jenkins to ostatnie na dzisiaj pytanie.

— Um, sprzedał mi szybkiego buziaka w pokoju gier, gdy wynosiliśmy ten mały stolik.

Tylko Bri odzywa się ostatni raz na ten temat.

— Josie, on jest zauroczony w tobie.

Już tego nie komentuję, ponieważ zostało nam pół godziny do wyznaczonej godziny imprezy. Wiążę włosy w wysokiego kucyka ala Ariana Grande, zakładam złotą biżuterię, czarną miniówę, czarne obcasy i długie rękawiczki. Nie skromnie mówiąc wszystkie wyszykowałyśmy się pięknie na Sylwestrową noc. Meadow ma na błękitną sukienkę do kolana, a jej stylówkę uzupełniają srebrne dodatki, w tym opaska z cyrkoniami. Wendy wybrała beżową suknię zdobioną falbanami, czerwone usta idealnie przełamują jasną kolorystykę. Flora zaskoczyła mnie sukienką w kolorze butelkowej zieleni, gdyż twierdziła, iż jest to banalny kolor, lecz nie dziwie się, że jednak zdecydowała się na nią. Podkreśla jej wszystkie atuty i pięknie współgra z jej różowymi włosami. Bri wybrała krótką, różową sukienkę bez ramion, a jej jedyną ozdobą jest naszyjnik z pereł. Wygląda naprawdę uroczo. Tamara założyła pomarańczową suknię, długą aż do ziemi. Pożyczyłam jej złote kolczyki oraz pierścionki, a włosy spięła złotą klamrą.

Dosłownie, w momencie skończenia ciężkich przygotowań, do pokoju zawitał Nate.

— Moje drogie, piękne panie, zapraszam na dół. Czas zacząć imprezę.

Posikam się z ekscytacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro