24. Dawno nie spotkałam tak twardej osoby
JAK SIĘ ODDYCHA?
Mam zawał.
Czemu on tak do mnie mówi?
Boże, Jo, ogarnij się! On tylko chce cię pocałować, przecież już to robiliście. Strasznie dziwne uczucie. Serce wali jak oszalałe.
Mam wrażenie, że mija wieczność, zanim otworzę usta i podejmę się odpowiedzieć mu.
Jednak...
— Czy to Jo przyszła??
Josh unosi wzrok ku górze, nie wiem na co patrzy, a potem kręci głową. Dolores pojawia się tuż obok swojego syna. Jest ubrana w beżowy dres, który przykrywa świąteczny fartuszek. Najwidoczniej przygotowuje się do świątecznej kolacji.
Kobieta uśmiecha się szeroko, na co ja na pewno zrobiłam się czerwona. Nigdy nie zapomnę wstydu, jaki poczułam wczoraj.
Chłopak wygląda na niezadowolonego. Mam ochotę śmiać się, bo w pewnym sensie jego mama przerwała nam już drugi raz.
— Dzień dobry, pani Dolores — odwzajemniam jej uśmiech. — Przyszłam podziękować za prezent.
— Cześć Jo, wejdź do środka, bo jeszcze się przeziębisz, a Molly będzie zła, jak będziesz ciągać nosem.
Racja, więc zrobiłam tak, jak powiedziała.
Wchodząc, kątem oka widzę Josha, który unosi wzrok ku górze, znowu. Nie mogę powstrzymać się od chichotu. Kiedy jego mama znika za ścianą, łapie mnie za nadgarstek, przyciąga do siebie i daje szybkiego buziaka w usta.
Tracę rozum. Czuję się, jak dziecko, które dostało kosz swoich ulubionych słodyczy. W sumie chciałabym taki kosz...
— Napijesz się czegoś, skarbie? — pyta Dolores, którą dostrzegam przy zlewie nalewającą wodę do czajnika.
— Em, poproszę czekoladę.
— Robi się!
Josh stoi z boku i nie odrywa wzroku ode mnie. Strasznie mnie to peszy. Nie wiem, jak mam się zachować.
Nadal nie puścił mojej ręki.
Nad konsekwencjami moich czynów pomyśle... kiedyś. Narazie czuję niesamowite motylki w brzuchu. A może to stres? Cholera, jestem beznadziejna.
— Chodź usiądziemy w salonie — mówi blondyn i prowadzi mnie do pomieszczenia.
Czekaliśmy na moją czekoladę w ciszy. Chcę coś powiedzieć, ale jestem speszona jak mały szczeniak. Co to za porównanie? Moje iq spadło o jakąś połowę. Zwłaszcza jak przyglądam się mięśniom Lowella. Ugh, hotówa.
O losie, zachowuję się, jak napalona małolata. Przecież widuję go prawie codziennie i choć zawsze uważałam go za przystojniaka, to po tych wszystkich sytuacjach, mam wrażenie, że patrzę na bożyszcza. Może boga greckiego? O tak. Ares? Apollo? Nie... Mam! Posejdon. Tak, zdecydowanie bóg wód.
Nagle zaczyna się śmiać.
— Odplynęłaś, Jo — mówi, a kciukiem głaszcze zewnętrzną cześć mojej dłoni. — O czym myślałaś, przyglądając mi się tak intensywnie?
DAJCIE INHALATOR. BRAKUJE MI POWIETRZA.
Nie powiem mu, iż wyobraziłam go sobie jako boga z Olimpu. O nie. Prędzej stąd ucieknę.
Na szczęście ratuje mnie Dolores, przynosząc czekoladę dla mnie i Josha. Uwielbiam czekoladę.
— Dziękuję — biorę łyka tej wspaniałej ambrozji.
— Proszę bardzo. Dłużej was nie przetrzymuje, ponieważ sama mam jeszcze sporo do zrobienia.
Kobieta wróciła do swoich obowiązków. Josh wziął ode mnie kubek i prowadzi nas na górę do swojego pokoju. Zaczynam się stresować. Josephine, nie ma czym. Znasz go tyle lat. Odwalałaś przy nim tyle głupot.
Moja mowa motywacyjna w głowie trochę mnie uspokaja.
Siadam na jego łóżku, a on zajmuje miejsce obok mnie. Napoje stawia na biurku. Patrzymy sobie prosto w oczy. Nie potrzebujemy słów. Mogę tak siedzieć wieczność. Wow. Brzmię jak głupio zakochana. Masakra, co się dzieje w mojej głowie.
— Moja mama nam przerwała — blondyn odzywa się pierwszy. — Nie odpowiedziałaś na moją prośbę.
Pocę się. Pocę się niemiłosiernie. Jeny, normalnie sauna.
— Em, No to... ten...
Kurwa, słowa. McKee użyj słów!
— Tak.
— Co tak? — kosmyk który, opada mi na twarz, zakłada go za ucho. — Musisz bardziej określić swoją zgodę.
Flirtuje ze mną. Nigdy wcześniej nie robił tego, aż do wczoraj. Nie patrzy na mnie jak na przyjaciółkę. Jego niebieskie oczy przeszywają mnie całą.
— Tak, zgadzam się. Zgadzam się, żebyś mnie pocałował.
Łapie mnie za biodra i sadza na kolana. Jestem święcie przekonana, iż widzę w jego oczach pożądanie. Sama je odczuwam, dlatego to ja łącze nasze usta. Nie ociągamy się, wsuwa mi język do ust, a jego dłonie dotykają moją skórę pod bluzką. Ja sama trzymam ręce zanurzone w jego włosach.
Ciepło przepływa przez moje całe ciało. Czuję się niesamowicie, a za razem dziwnie. Co ja robię z Joshem Lowellem?
— Czekolada nam wystygnie — śmieje się, po czym bierze kubki i podaje mi jeden. — Mama obrazi się na mnie, jeśli nie wypije jej specjalnej czekolady.
— Jest jak Willy Wonka tylko w wersji kobiecej.
— Twoja ciocia też. Uwielbiam jej blok czekoladowy i inne słodkości, które robi.
— To masz szczęście, ponieważ zapakuje nam całą torbę — uśmiecham się oraz zanurzam usta w napoju.
Pijemy chwile w ciszy, a ja nie potrafię oderwać od niego wzroku. Nadal mnie onieśmiela, bo zawsze zachowywał się, jak opiekun, przyjaciel, ochroniarz.
— Nie zapomniałam.
Na początku patrzy zdziwiony. Dopiero po chwili dociera do niego, o co chodzi mi. Zaczynam się stresować, kiedy siada obok. Również się podnoszę. Mówię o pocałunku w akademiku i jego oschłym zachowaniu.
— Czułem się źle i wstyd mi było, jak wtedy się zachowałem — wyjaśnia. — Tyle lat opiekowałem się tobą, chciałem cię chronić przed idiotami. Tymczasem Nate zachował się jak się zachował, a potem ja.
To urocze, co mówi. Kładę swoją dłoń na jego.
— Zawsze uważałem, cię za bliską osobę i nigdy nie myślałem, iż będę patrzeć na ciebie w ten sposób.
W jaki?
— Cieszę się, że jesteś szczery. Dziękuje.
Nic więcej nie mówi, tylko daje mi buziaka w usta.
— Jo! Ciocia woła cię! Potrzebna jesteś do... eee, wybacz, ale jej nie zrozumiałam! — Dolores krzyczy do mnie z dołu.
A ja wiem, że muszę pędzi do domu, jak najszybciej. Inaczej ciocia Molly zamknie mnie na wieczność w pokoju.
*
Okropnie dziwne uczucie siedzieć przy stole z bratem i jego narzeczoną. Dziewięć lat bycia tylko we trójkę, aż pojawił się on z dodatkową osobą. Ciotka już ich wypytuje o dzieci oraz jak często będą nas odwiedzać. Wujek rozmawia z Milesem o każdym meczu footballu (to ciężkie zadanie, ale zdążyli już obgadać sporo z nich). Stara się nadrobić stracone lata. Ja siedzę cicho. Nie wiem, o czym mogę z nim rozmawiać. Tym bardziej z Miriam. Cały czas uśmiecha się, widzę, że jest szczera i kocha mojego brata.
To dla mnie nietypowe święta, ale jestem tez spokojna. Dom w Wigilie już nie mieści tylko trzech osób. Jest nas piątka, a ja widzę, jak ciotka jest wdzięczna za te święta. Pewnie modli się cały czas i dziękuje za sprowadzenie Milesa do domu. Może i nie wróci już na stałe, jednak czuję, że więcej nas nie zostawi.
Potrzebuję trochę czasu, aby mu wybaczyć. Zostawił mnie. Nadal o tym myślę. Nie zapomnę o tym tak od razu, lecz nie jestem gotowa na rozmowę z nim.
Siedzę w pokoju i oglądam zdjęcia z dzieciństwa. Chociaż ciocia ma kilka albumów z nami, ja zawsze wybieram ten, w którym są zdjęcia z rodzicami.
Patrzę na mamę, która ma piękne zielone oczy oraz ciemne, długie włosy. Wygląda jak gwiazda. Tata pokazuje szeroki uśmiech, przez który uwidaczniają się jego dołeczki. Ciocia mówi, że po nim mam te dołeczki oraz usta. Trzyma mnie na baranach. Mam dwie małe kitki na głowie, a buzie wybrudzoną czekoladą. Mama przytula Milesa, który robi głupie miny na kilku zdjęciach. Byliśmy wtedy w wesołym miasteczku.
Ktoś puka do drzwi.
— Cześć, mogę wejść? — Miriam pokazuje mi talerz z ciastkami oraz szklankę z kompotem. — Molly poprosiła, żebym ci przyniosła.
— Proszę bardzo. Zawsze po kolacji zagląda do mnie, bo myśli, iż zalewam się łzami.
Kobieta nie wie, co zrobić. Wzdycha delikatnie i klepie miejsce obok siebie. Zachęcam ją, aby usiadła obok.
— To mała ja, a to Miles.
— Byliście uroczy — uśmiecha się. — Twoi rodzice są piękni. Nie dziwie się, że oboje jesteście podobni do nich.
Nie powiedziała o nich w czasie przeszłym. Podoba mi się, jak wypowiada się o mamie i tacie.
— Byli niesamowici. Stworzyli firmę z niczego. Zapracowali na sukces — czuję gule w gardle. — Gdy skończę studia, zadbam o ich dzieło.
— Jesteś dzielna. Dawno nie spotkałam tak twardej osoby — pozwalam jej dotknąć swojego ramienia. — Miles opowiedział mi o wszystkim. Waszym dzieciństwie i jego postępowaniu.
Zesztywniałam.
— Nie pochlebiam jego zachowania oraz tego, że zostawił swoją młodszą siostrzyczkę. Kiedy mi o tym mówił, nakrzyczałam na niego i wyszłam z randki.
— Masz rodzeństwo?
— Oh, i to piątkę.
Uspokajam się. Sprawia, że czuję się komfortowo. Miło, iż siedzi tu razem ze mną. Spoglądam na nią i aż dziwie się, co chcę jej zaproponować. Jest dla mnie prawie obca, ale niedługo będzie należała do rodziny.
— Lubisz Marvela?
Śmieje się głośno.
— Jeszcze pytasz.
Ten rozdział to był mój mały koszmar
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro