Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Moglibyście być idealną parą, ale jest jedna przeszkoda

Rozmowa z Kaiem dużo mi dała. Uspokoiłam emocje. Powiedział, że nie mogę nadto przejmować się jakąś (teraz cytat) pokurwioną wiadomością pojebanego brata.

Tak. Brata.

Miles McKee to mój starszy brat, aż o osiem lat. Nie mówię za wiele o naszej rodziny, gdyż nie jest to przyjemna historia.
Byłam mała, może miałam z trzy latka, kiedy rodzice zginęli. Zostali zepchnięci z drogi przez pijanego kierowcę. Mama jeszcze walczyła w szpitalu, ale tata zmarł na miejscu. Byłam tylko dzieckiem, jednak docierało do mnie, że oni już nie wrócą. Do piątego roku życia mieszkałam z bratem u dziadków od strony taty, lecz ostatecznie to ciocia Molly i wujek Aris stali się naszymi prawnymi opiekunami. Ciocia, czyli siostra taty, odżyła, kiedy wprowadziliśmy się. Pozwoliło jej to pogodzić się ze stratą.
Z Milesem zawsze były problemy. Wszyscy wiedzieli, że źle zniósł smierć rodziców. Co raz wpadał w tarapaty, a wujek musiał go z nich wyciągać. Szala przelała się, kiedy pod drzwi przyprowadziła go policja. Nie pamietam, co zrobił. Ciotka zawsz wstawiała się za nim. Powiedziała mi, że nie miał żadnych problemów z narkotykami lub innymi używkami. Lubił tworzyć grafitti na murach różnych placówek. Opowiadał mi, że wyruszy w podróż dookoła świata i jak będzie tylko mógł to zabierze mnie ze sobą.

Czy byłam nim zafascynowana? Oj, tak. Przecież to starszy brat. Miałam tylko go.

Aż do jego dziewiętnastych urodzin. Nieważne, że był jeszcze niepełnoletni. Zostawił mnie. Samą. Nie pożegnał się. Jedyną rzecz, jaką znalazłam po nim, to list, w którym były dwa słowa.

Powodzenia, malutka.

Tyle. Ani słowa więcej. Molly chciała dzwonić na policję, ale Aris powiedział, że to nie ma sensu. On i tak nie wróci. I nie wrócił. Przez dziewięć lat. Przez pierwsze trzy lata to ja próbowałam skontaktować się z nim. Potem czułam już tylko gorycz. Jedno wielkie rozczarowanie.

— Jo?

Ledwo usłyszałam Wendy. Wyjmuję jedną słuchawkę z ucha. Blondynka jest bosko ubrana. Czarny golf oraz spodnie cargo wyglądają na niej bardzo dobrze.

— Gdzieś idziesz?

Rzuca w moją stronę jakieś ciuchy.

— Idziemy. Jesteś nieobecna od tygodnia, czas to zmienić — informuje i raczej odmowy nie przyjmie. — Jedziemy oglądać wyścigi. Chłopaki kazali mi wyciągnąć kogo się da.

— Kto będzie?

— My, Flora, Złote Trio, Louise i Andy.

Siadam i dopijać wystygniętą herbatę. Okropnie smakuje. Czemu oni chcą mnie wyciągnąć na miasto...
Kai musiał jej to zasugerować, aby przyszła i jeszcze zajęła się mną.

— Nie ma potrzeby, abyś malowała się — cały czas gada, ale dopiero to zdanie dociera do mnie. — Zaraz zajmiemy się twoimi włosami. Przebieraj się, Jo.

— Ile mam czasu?

— Tyle, ile potrzebujesz, skarbie.

Jest kochana. Nie obchodzi jej, czy spóźnimy się na wyścig. Właśnie...

— Co to za wyścig?

Odwraca się do mnie, a moim oczom ukazuje się cwaniacki uśmiech. Jasne. Nielegalny. To, co wszyscy niegrzeczni chłopcy lubią najbardziej.

— Nie było pytania.

Przyniosła mi białe body i szerokie czarne spodnie. Na moim biurku znalazła białą materiałową opaskę i każe mi ją założyć. Ulegam, bo brak mi sił na jakiekolwiek sprzeciwy. Naprawdę dobrze wyglądam.
Po jakichś trzydziestu minutach jestem gotowa. Włosy zostawiła mi rozpuszczone. Schodzimy na dół przed wejście do budynku, gdzie już czekają dwa samochody. Nate'a i Josha.

— Hejka, ślicznotki, nie zgubiłyście się przypadkiem? — oczywiście, że Collins musi pierwszy się odezwać.

— Jak zwykle tekst na poziomie — Baldwin klepie go w ramię.

— Dzięki, dzięki. Jo, miejsce z przodu zajęte dla ciebie.

Razem z nami jadą jeszcze Kai i Flora. Dzięki temu pierwszemu czuję się lepiej. Tylko on wie o aktualnej sytuacji z Milesem. Narazie niech tak zostanie.

— Trzymaj piwo! — Flora podaje mi puszkę, już otwartą.

— Tylko nie rozlać mi tego!

— Spoko, Nate. Kieruj zgodnie z prawem, a nic się nie stanie — komentuje Kai, jakże inaczej.

— Jak chcecie dojechać tam jutro, to proszę bardzo! Możesz podłączyć się.

Drugie zdanie było do mnie. Jasne, że się podłączam. Włączam „Party Monster" The Weekenda.

— Szacun.

Weppler powiedział to cicho, ale i tak dosłyszałam. Pozwalam lecieć muzyce tak, jak się włączy. Cały czas patrzę przez okno na oświetlone miasto, które opuszczamy, aby udać się na przedmieścia. Nie byłam w tej części Miami. Po ciemku ciężko cokolwiek dostrzec, choć uważam, że musi tu być ładnie.
Dojechanie na miejsce zajmuje nam jakieś piętnaście minut. Wypiliśmy te piwa.

— JOOO, GIIRL — słyszę, kiedy opuszczam samochód. Andy dosłownie rzuca mi się na szyję. — Wyglądasz jak bogini.

— To zasługa Wendy i chyba z lekka przesadzasz. Wszystko zasłania kurtka.

— Oj tam, pierdolisz! Musimy podejść bliżej, bo już pierwszy wyścig trwa!

Podchodzimy bliżej barierek. Są trzy okrążenia i właśnie zaczęło się drugie. Cały klimat tego miejsca jest bardzo oddziałujący na humor. Wszystkie światła, neony, a nawet foodtrucki sprawiają, że czuję się lepiej. Pewnie to także zasługa piwa.
Nate staje blisko mnie i obejmuje w pasie. Przysuwam się bliżej, żeby było mi cieplej. Jest po dwudziestej drugiej, zdecydowanie przydałaby mi się czapka, którą gdzieś zapodziałam.
Nagle przed moją twarzą unosi się dym.

— Dasz? — pytam Collinsa.

Chłopak unosi brwi ze zdziwienia i podaje mi elektryka. Nigdy tego nie paliłam, ale już od jakiegoś czasu zauważyłam, że chłopaki częściej sięgają po nie niż po zwykłe papierosy. Biorę to do ust i ciągnę, a po chwili kaszlę dymem. Nate śmieje się ze mnie.

— Pierwszy buch przeważnie nie jest przyjemny. Możesz sobie popalać, mam jeszcze jednego.

— Dobry ma to smak.

— Owoce leśne.

Tym razem delikatniej ciągnę i nie tak dużo do płuc. Już trzecie okrążenie. Jestem ciekawa, kto wygra.

— Komu my kibicujemy? — dobrze, że Flora zainteresowała się tym.

— Postawiłem na zielone audi, więc mam nadzieję, że Paul się spisze — odpowiada Louise.

— Jackson bierze udział?

Nie ukrywam swojego zaskoczenia. Raczej nie spodziewałam się, że przewodniczący Bety byłby zdolny do takich rozrywek.

— Jest jednym z lepszych — Josh odzywa się pierwszy raz od dłuższego czasu.

Nawiązujemy kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę. Chcę się do niego odezwać, ale nie mam pojęcia, co miałabym mu powiedzieć.
Wendy szturcha mnie w bok i podaje piwo.

— Dzisiaj możemy sobie pozwolić, skoro mamy jak wrócić.

Nie odmawiam. Chociaż na chwilę muszę zapomnieć o bracie.

— Nie przesadź — Kai staje tuż obok mnie i Nate'a.

— Koleś, daj jej spokój — Collins jeszcze mocniej mnie obejmuje.

Weppler zabija go wzrokiem, ale ten nie zwraca na to uwagi.
Na horyzoncie pojawiają się samochody. Pędzą do mety, aż przechodzą mnie ciarki. Skoro w neonowym audi jest Paul, to jemu kibicuje. Dwa auta są na prowadzeniu, w tym Jackson. Czarne bmw nie daje za wygraną, lecz Paul jeszcze przyśpiesza i wyprzedza go. Wszyscy ludzie dookoła krzyczą. Najgłośniejszy jest Andy, który prawie wypadł przez barierki oddzielające nas od drogi.
Moją uwagę przyciąga chłopak wysiadający z czarnego samochodu. Na pewno nie spodziewałabym się, że to akurat Blaise rywalizował z Paulem. Może jednak pasują do niego takie nielegalne akcje? Spostrzegł mnie w tym całym tłumie. Macha w moim kierunku, na co wywracam oczami.

— Idziemy po coś do jedzenia? — proponuję dziewczynom, przy tym uwalniając się z ramion Nate'a.

— Chętnie! — są zgodne.

Wybieramy foodtruck z tacosami, których nie jadłam już z dwa lata, a bardzo je lubię. Dobrze, że Flora i Wendy również.

— Nate ma dzisiaj ochotę zaliczyć — Wendy porusza subiektywnie brwiami. — Przyczepia się do ciebie jak rzep.

— Zdecydowanie potrzebuje zrzucić z kija — przytakuje Flora, która zdążyła wciągnąć prawie całego tacosa.

— Jeny, Flora — zasłaniam twarz, no czuje wstyd przez jej słowa.

Od kiedy ja taka cnotliwa jestem? Prawdopodobnie aktualna sytuacja nie pomaga.

— Pewnie dlatego przyjechał swoim samochodem — Baldwin podłapuje. — Odwiezie pasażerów, a ciebie weźmie w ustronne miejsce.

— Raczej dzisiaj się nie skuszę...

— W takim razie chodźcie po piwa — Flora obejmuje mnie i Wen, prowadząc nas do gościa, który sprzedał przed chwilą jedzenie.

Bierzemy po piwie miodowym, które naprawdę ma niesamowity smak oraz sporo procent, o czym przekonuję się dopiero później. Promile w moim organizmie działają, z mojej twarzy nie schodzi uśmiech. Trwa przerwa przed kolejnym wyścigiem, więc siedzimy przy samochodach Josha i Nate'a. Dołączył do nas Paul.

— Świetnie sobie poradziłeś — przybija żółwika z każdym po kolei. Louise promienieje, bo wygrał dwieście dolarów. — Mogę każdemu postawić piwo!

— Dzięki za wiarę i gratuluje wygranej. Fajnie, że przyjechaliście.

— Zgniotłeś Newtona w ostatnich sekundach — dodaje Lowell. — Mogę ci bić pokłony.

Z daleka widzę, że Blaise odpoczywa na specjalnie postawionych leżakach wraz z Iris. Ble. Jest przyczepiona do niego, jak pasożyt. To dobre określenie.

— Możesz postawić mi frytki w ramach wdzięczności — Paul uśmiecha się, bo był to żart.

— Myślę, że zasłużyłeś, więc i tak kupię dla wszystkich.

Jackson nie miał zamiaru sprzeciwiać się. Opuścili nas, a ja znowu poczułam dłoń Collinsa na biodrze. Nie mogę przestać się uśmiechać.
To piwo było jakieś przeklęte. O losie...

— Ślicznotko, co taka zadowolona siedzisz?

— Um, a dobrze się bawię — szczerze się jeszcze bardziej, żeby nie mógł załapać, że musiałam przyswoić to, co powiedział. — Tobie również gęba się cieszy!

Rozbawiłam go.

— Widzę ciebie to od razu dzień jest lepszy.

Pochyla się bliżej mnie, czuję jego perfumy, które są jeszcze lepsze niż godzinę temu. Wow, mam ochotę go pocałować.
No więc... czynię to. Przyciągam go za szyję i to ja wpycham mu język do ust. On od razu działa swoim. Nagle otwieram oczy i spoglądam w bok. Czemu ja to robię? Josh patrzy na mnie, a ja na niego. Prosto w oczy. Zawstydziłam się, wiec ponownie zamykam oczy. Odrywamy się od siebie w chwili, kiedy to słyszymy wrzask Andy'ego.

— Ale to było hooot — opiera brodę na splecionych dłoniach na aucie Collinsa. Wygląda jakby ktoś mu coś podał. — Normalnie jeszcze chwila i by mi stanął!

Nie wytrzymujemy i parskamy wszyscy śmiechem. Tylko Kai pozostaje obojętny paląc papierosa.
Zaczyna się kolejny wyścig, ale nie jestem kompletnie zainteresowana nim. Zostałam na chwilę sama, Wendy powiedziała, że zaraz do mnie wróci. Siedząc na masce samochodu, oglądam gwiazdy. Niebo jest bardzo ładne.

— Zostawili Świeżynkę samą?

— Odwal się, Blaise.

— Co tak ostro? Tylko porozmawiać chcę — staje na przeciwko mnie. — Nie przyjęłaś mojej propozycji, więc sam do ciebie przychodzę.

— Mów, co chcesz i zostaw mnie.

Wzdycha. To jest aż tak ważne? Nie wiem, czy jestem w stanie tego słuchać. Alkohol świdruje mi mózg.

— Ciągnie was do siebie z Nate'em. Moglibyście być idealną parą, ale jest jedna przeszkoda.

Zainteresował mnie. I to w cholerę.

— Co masz na myśli?

— Nie zastanowiłaś się, czemu ostatnio często go nie ma w akademiku i w bractwie? — nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Chłopaki zawsze lubili się szwędać. — Do tego, pamiętasz, kto zszedł po nim z góry w Halloween?

Kto? Tyle czasu minęło, a on mi daje takie zagadki... Kurwa, wiem.

— Betty.

— Bingo, McKee. To nie był przypadek. Nie tylko ty z nim sypiasz.

— Skąd to wiesz? — prycham już mocno wkurzona.

— Josephine, ja wiem wszystko, co się dzieje ba kampusie — nie wyglada na zadowolonego z siebie, że mi to wszystko mówi. — Szanuję cię, naprawdę i od początku uważałem, iż powinnaś się o tym dowiedzieć.

Czyli jestem ja i Betty. Pieprzył Betty wtedy, kiedy nie mógł mnie. Pieprzył pieprzoną przewodniczącą bractwa Kappa Pi. Kurwa. Nie chce mi się płakać, nie jestem smutna. Tylko bardzo wściekła. Ja obwiniam się o pocałunek z Joshem, a on wskakuje innej lasce do łóżka. Wiem, że to było niezobowiązujące, lecz po co udawał te wszystkie czułości i słowa!

— Spadaj, Newton.

Josh nie jest zadowolony z widoku Blaise'a. Ma mocno zaciśnięte pięści.

— Już idę, Lowell — na pożegnanie posyła mi krótki uśmiech.

— Co ci powiedział ten chuj?

— Nic szczególnego, nie ma co się martwić.

— Jo, widzę, że jesteś roztrzęsiona — siada obok mnie.

— Czemu nie rozmawiamy? — pytam niespodziewanie.

— Eh, myślałem, że nie będziesz chciała. Jesteś bardzo ważną osobą w moim życiu. Chcę, żeby tak zostało.

— Josh, już nigdy cię nie zostawię, po prostu tamta sytuacja była dziwna.

— Zapominamy o niej? — otwiera szeroko ramiona do przytulasa na zgodę.

Nie zapomnę.

— W porządku — mocno wtulam się w jego tors. — Mam prośbę, mogę wracać z tobą?

— Oczywiście — zakłada kosmyk włosów za moje ucho. — Ja również mam prośbę. Błagam, nigdy więcej nie całuj się na moich oczach z Nate'em.

— Da się zrobić. Nigdy więcej.

Nigdy więcej żadnej rzeczy z Nate'em Collinsem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro