13. Lina, opaska na oczy, strój Wendesday Addams...
— Wstawać, śpiochy!
Wraz z tymi słowami rozległ się dźwięk pistoleta na wodę, którą dostałam po twarzy. Nie wiem, co się dzieje. Otwieram oczy i widzę, że leżę oparta o kogoś. Spoglądamy na siebie z Joshem, oboje mocno zaspani. Kiedy zasnęliśmy?
Nad nami stoi Flora razem z Wendy. Śmieją się, oczywiście, z nas. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Nawet nie umiem się złościć.
— Dobrze, że Louise zadzwonił wczoraj do Meadow — mówi Baldwin. — Pisała do nas, czy jesteś z nami, bo nie wróciłaś po zajęciach.
Miło, że martwiła się o mnie i głupio wyszło. Mogłam wysłać jej smsa.
— Pospałbym dalej.
Lowell przeciąga się, ziewając.
— Wygodnie było? — pyta Flora.
— Nawet bardzo — wystawiam język w jej stronę, a dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, co powiedziałam. — Ee... muszę się przebrać.
Josh uśmiecha się pod nosem. Wendy stawia na stoliku przede mną torbę.
— Byłyśmy takie dobre i przyniosłyśmy ci rzeczy. Ogarnijcie się, ponieważ musimy dokończyć przygotowania do inicjacji Bena.
— Tak jest — blondy wstaje i od razu wykonuje rozkaz.
Zostajemy we trzy.
— Co się stało? — obie siadają obok mnie.
— Josh był nie w sosie przez te plotkę — tłumaczę, wyciągając ubrania, szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów z torby Flory. — Oglądaliśmy film i zasnęliśmy, najwidoczniej.
Od razu przypomniała mi się wymiana zdań miedzy mną a Natem. Nie będę o tym im wspominać. Dzielenie się czymś, co mnie boli przychodzi mi z trudem.
Dziewczyny powiedziały, że ogarną salon, za co jestem wdzięczna, a ja mogę na spokojnie doprowadzić się do porządku. Josh zajął łazienkę na górze, więc idę do tej na dole. Biorę szybki prysznic, używając któregoś z ich żeli.
Ubieram się w zielony top i czarne spodnie. Włosy wiążę w wysokiego kucyka. Narazie nie będę się malować, przy ogarnianiu domu makijaż mógłby się zniszczyć.
Gdy wychodzę, od razu dostrzegam wzrok chłopaków na sobie. Ryan macha na powitanie, co powtarza jeszcze paru z nich. Nie ma wśród nich Josha i Louise'a.
— Nie wiedziałem, że mamy gościa — odzywa się Bradley.
— Raczej w większości dowiedzieliśmy się przed chwilą — Liam puszcza do mnie oczko.
Siadam przy stole obok Ryana, który natychmiast przysuwa się do mnie.
— Co robisz?
— Pachniesz moim żelem pod prysznic — śmieje się.
— Winna — podnoszę dłonie na znak przyznania. — Co na śniadanie?
— Hmm, mamy pizzę — odpowiada Tristan. — Mogę ci zrobić jajecznicę. Chcesz?
Przytakuję. Tak żyć to ja mogę. Skończyło się na tym, iż musiał przygotować kilka porcji dla swoich kumpli i dla Flory oraz Wendy. Uwinęły się szybko z posprzątaniem salonu. Louise przyszedł chwilę po nich,a Josh zszedł idealnie na śniadanie.
— Pięknie pachnie — podkrada moją grzankę. — Będzie dla mnie, Tri?
— Jasne, szefuniu!
Całą, wielką grupą jedliśmy posiłek. Śmiechom nie było końca, kiedy Wendy rzuciła w swojego chłopaka kostką masła, która zatrzymała mu się na nosie, a ja przez rozbawienie oplułam siedzącego obok Liama. Poczułam się, jak przy rodzinnym stole. Brakowało tylko Nate'a i Kaia.
Josh podzielił wszystkich na różne zadania. Tristan i Bradley pojechali na zakupy. Florę i Liama wysłał po dekoracje, które trzymają w składziku. Nasza ukochana parka ogarnia mikrofon i głośnik. Zostałam sama z Joshem. Znowu.
— My ogarniemy rzeczy potrzebne do zadań — oznajmia, gdy wszyscy opuścili kuchnię. — Mam listę w pokoju. Możemy to tam zrobić?
— Um, jasne.
Pokój Pana Doskonałego znajduje się na samym końcu korytarza. Chłopak otwiera drzwi i wpuszcza mnie pierwszą, lecz moje nogi miały inny plan. Nie zauważam progu, przez co potykam się. Myślałam, iż polecę prosto twarzą na podłogę, jednak Josh w idealnym momencie łapie mnie.
— Niezdara z ciebie.
— To nie moja wina — prycham. — Kto robi tak wysokie progi?
— Moim zdaniem są normalne.
— Ugh, nieważne. Jakie są rzeczy na liście?
Z uśmiechem na twarzy bierze kartkę z biurka i zaczyna czytać:
— Lina, opaska na oczy, strój Wendesday Addams...
— Czemu takie dziwne rzeczy? Co on będzie musiał zrobić?
— Ma pięć zadań — tłumaczy zielonooki blondyn. — Nie zdradzę ci ich, bo nie będziesz miała frajdy z całej inicjacji. Mamy jeszcze dużą ilość lodu, co załatwią Tris i Brad. Wydaje mi się, że to tyle.
— Myślałam, że więcej tego będzie — spoglądam mu przez ramie, czuję jego perfumy, które są świetne. — Tutaj jest kask i stringi!
Przenoszę wzrok na niego, nie spodziewając się, iż on cały czas na mnie patrzy. Trochę mnie to zdezorientowało, ale również obserwuję go. Nagle wstaje i otwiera jedną z szuflad.
— Mam opaskę. Lina powinna być w kuchni.
— Już idę.
Znalezienie wszystkiego zajęło nam trzydzieści minut, najdłużej zeszło na szukaniu stroju i stringów. Jestem bardzo ciekawa, a za razem przerażona, co wymyślili dla Bena. Louise i Wendy właśnie kończą rozstawiać głośnik i podłączać mikrofon, a Flora i Liam dobrze bawią się przy zawieszaniu ozdób. Brakuje tylko zakupów.
— Kogo przyjęliście do bractwa na początku semestru? — pytam Richardsa.
— Tak naprawdę to nikogo. Bractwo ma swój kodeks, a żaden kandydat nie spełniał tych oczekiwań i naszych oczekiwań — podłącza ostatni kabel. — Cieszymy się, że przedstawiłaś nam Bena, bo chłop idealnie pasuje do nas. W tamtym roku wszyscy byliśmy nowi, a Josha od razu wybraliśmy na głowę całego bractwa.
— Jak jest w Becie?
— Aktualnie Paul jest najstarszy wraz z Blaisem, bo poprzedni bracia skończyli studia i zostało ich dwóch — tłumaczy, a ja jestem ciekawa, co powie dalej. — Paul przyjął taktykę „bierz wszystkich, którzy cię nie wkurwiają".
— Kumplują się z Newtonem — dodaje Wendy. — Jednak obiecał Joshowi, że zostaną w dobrych stosunkach.
— Dlatego Paul zgodził się na listę zamkniętą na inicjację?
Oboje przytakują. Skończyli swoje zadanie.
Jestem w szoku, że chłopaki mają do siebie aż taki szacunek. Niby nie widziałam, żeby się sprzeczali czy coś. Jednak Paul to przyjaciel Blaise'a. Czy może pokłócili się ze sobą przez wczorajszą aferę? Ciekawość nie zna granic, więc będę próbowała wypytać o to Paula.
W końcu Tristan i Bradley wrócili z zakupów. Oboje są obładowani, ale razem z nimi zjawia się Kai, który niesie również pare reklamówek i kilka toreb papierowych.
— Mam dla wszystkich burgery na obiad.
To zdanie wystarczyło. Ledwo przyswajam te wiadomość, a wszyscy chłopcy rzucają się do jedzenia. Tylko Weppler i Lowell czekają spokojnie ze mną, Florą i Wendy. Po chwili grzebania w torbach Tristan wyciąga dwa burgery i jednego podaje mi.
— Trzymaj, Świeżynko.
— Dziękuję bardzo — uśmiecham się szeroko, bo pewnie ostatnia dotarłabym do jedzenia.
Wszyscy usadawiamy się w salonie przed telewizorem. Liam włącza program sportowy, na którym aktualnie leci powtórka z piłki nożnej. Chłopak siada obok Flory i jednym ramieniem obejmuje ją. Od razu spoglądamy na siebie z Wendy. Pamiętamy o Laurze i o tym, że mamy jej pomoc z różowowłosą. Może po prostu tak usiadł? Czuję, że nie.
Mieliśmy jeszcze trochę czasu do pojawienia się reszty zaproszonych, oczywiście, wpisanych na listę. Razem z dziewczynami zamknęłyśmy się w pokoju, aby pomalować się. Tradycyjnie robię sobie kreski i tuszuje rzęsy, a do tego maluje usta błyszczykiem.
— Chyba wpadłaś w oko Tristanowi — zaczyna temat Baldwin.
— Przesadzasz — macham ręką i siadam przed Florą, która ma zapleść mi dwa dobierane warkocze. — Jest miły, bo przyjaźnie się z Joshem.
— Meh. Raczej dla żadnej dziewczyny nie porwałby się, aby zrobić jej śniadanie — dodaje Flora. — Do tego tylko tobie wyrwał się podać burgera.
— Wyolbrzymiacie. Nawet nie rozmawiałam z nim wcześniej!
— No tak. Nasza kochana Jo myśli tylko o jednym przystojniaku, który jeszcze nie przybył.
Wen rusza subiektywnie brwiami, na co wywracam oczami.
— Może w końcu opowiesz nam, co i jak jest z Natem?
— Ugh, nic.
— Przecież lata za tobą — zaprzecza Flora. — Collins zmieniał laski jak rękawiczki, a nagle przystaje tylko przy tobie.
Nie wiem, czy chcę w ten sposób o tym myśleć. On tylko się bawi, a ja muszę pozostać przy takim samym myśleniu. Nie spodobało mi się, iż nazwał mnie swoją własnością.
— Nazwał mnie kochaniem — wypalam.
— Co?!
Dosyć głośno krzyknęły.
— Myślę, że tylko przez wypity alkohol...
— Pieprzenie! Zobaczysz, że on jeszcze cię zaskoczy.
— Florka ma racje. Zależy mu na tobie.
Takie gadanie sprawia, że zaczynam tworzyć przeróżne możliwości w głowie.
Stop.
Dlaczego o tym myślę? Sio z mojej głowy!!
Schodzimy na dół akurat, kiedy już pojawiło się bractwo Beta (prócz paczki Blaise'a) i Kappa Pi. Witam się szybko z pozostałymi i szukam któregoś z chłopaków. Pierwszego dostrzegam Ryana.
— W czymś jeszcze wam pomóc?
— Nie, wystarczy, żebyś dobrze się bawiła. Jeszcze brakuje pare osób, a Ben powinien przyjść za godzinę.
Skoro tak, to idę podkraść parę krakersów. Ktoś inny również wpadł na ten pomysł.
— Andy! — rzucam się na chłopaka i mocno go ściskam.
— Siemanko, Josephine! — chłopak odwzajemnia uścisk. — Dobrze cię widzieć. Pięknie wyglądasz w tych warkoczach. Niby aniołek, a pewnie, gdybym ci podpadł, odgryzłabyś mi nos.
— Nie zaprzeczę.
Rozmawiamy przez jakiś czas, gdy nagle do domu wchodzą Bri, Meadow i Nate. Wpatruję się w niego, ma mocno zaczesane włosy.
— Niezły przystojniak — komentuje Andy. — Gdyby był homo, ahh...
— Może jest bi?
— Laska, myślisz, że nie sprawdzałem?
Wybucham śmiechem. Mogłam się tego spodziewać po nim. Macham do Bri, a ona od razu podchodzi do nas.
— Słodziutka, Bridgette — zielonowłosy chłopak całuje ją w dwa policzki. — Miło cię widzieć.
— Ciebie również. Jak tam?
— Wszystko przygotowane — informuję. — Czekamy tylko na twego kuzyna.
Paul, jak zwykle podłącza się do głośnika i puszcza muzykę. Zrobił się już mały tłum, w którym dostrzegam Laurę, Billa i Alexa. Hale pewnie cieszy się, że ten trzeci przyszedł z jej przyjaciółmi. Musimy z Wendy wymyślić, jak podejść Florę i spytać, czy coś jest miedzy nią a Liamem. Może wszystkiemu zaprzeczać.
Cały czas czuję na sobie wzrok Nate'a. Z nim załatwię to później.
W końcu pojawia się Ben, który jest witany głośnymi okrzykami. Przez Andy'ego mam zatkane lewe ucho. Narazie dają mu chwile przestrzeni, nie każą od razu zaczynać zadania. Tristan podaje mu piwo. Razem z Bri podchodzimy do niego.
— Cześć, jak się czujesz? — pytam.
— Podekscytowany, ale również zdenerwowany. Nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać.
— Poradzisz sobie — Bri podtrzymuje go na duchu.
— Nie będzie tak źle — mówię to nie pewnie, widziawszy listę z rzeczami do chrztu.
Po chwili Ben został zabrany na górę. Wszyscy nie mogą doczekać się, co przyszykowali chłopaki. Rozmawiając z Andym i Bri rozglądam się po pomieszczeniu i dostrzegam całą drużynę cheerleaderek. Wcześniej nie zwróciłam uwagi, że są tutaj. Na pewno przez to, iż były w normalnych strojach, a nie tych ich do treningu. Nagle muzyka zostaje wyłączona. Ktoś schodzi po schodach. Pierwszy idzie Josh, a za nim Louise i Kai, dalej wyłaniają się pozostali. W końcu pojawia Ben... A raczej Wendesday Addams.
Ludzie zaczęli gwizdać, krzyczeć oraz klaskać z zachwytu.
— Pora, żeby zaczynać! — woła Josh. — Pierwsze zadanie, które jest oczywiste, to przebranie się w kostium. Możecie się domyślić, że Ben nie ma nic pod sukienką.
Otwieram szeroko oczy, a Bri stoi z otwartymi ustami.
— Nasz rekrut zna już swoje zadania i na wszystkie otrzymaliśmy zgodę! — dodaje Louise.
Mam wrażenie, iż dom trzęsie się od tego całego hałasu.
— Co oni mogli wymyślić? — pyta stojąca obok okularnica.
— Słodziutkie, to będzie istne show — Andy żyje w swoim świecie. — Chodźcie po drinki!
Posłusznie ruszyłyśmy za nim. Jednym uchem dalej słuchałam, co mówią chłopaki do wszystkich zebranych. Przyszedł czas na kolejne zadanie.
— Znamy tę tradycję — mówi Kai. — Ben zostanie przywiązany do krzesła, a my zakręcimy nim kilka razy.
— Ugh... ja puściłabym pawia — słyszę głos Meadow tuż za mną. — Mógł odmówić?
— Tak, ale nie przyjęliby go — tym razem odzywa się Wendy.
— Skoro sam tego chce — dodaję.
Bena obwiązane liną wraz z krzesłem. Powariowali. Wiedziałam, że ta lina to jakaś dziwna sprawa. Ciesze się, że ja tego robić nie muszę. Chociaż pamietam o propozycji Betty, aby dołączyć do jej bractwa. Nadal o tym myślę, chociaż danie jej odpowiedzi nie jest priorytetowym zadaniem.
Zaczynają. Nate dwa razy kręci chłopakiem, po czym to samo robi Liam oraz Tristan. Ben nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Ja krzyczałabym.
— Woah... trzyma się zadziwiająco dobrze — komentuje Flora, której wzrok lata od Bena do Liama. — Wczuwa się w rolę Wendesday.
Śmieję się cicho na jej słowa. W końcu zatrzymują swojego rekruta i odwiązują go. Ben podnosi się, ale lekko się chwieje. Po chwili odzyskuje równowagę i unosi ręce zwycięsko.
— Tak jest Ben! — krzyczę najgłośniej, przez co duża część ludzi odwraca się w moim kierunku. — No co? To mój kumpel!
— Mam nadzieję, że będziesz tak kibicować na zawodach — odzywa się Alex. — Zdjęcia mogą być z tego obłędne.
— To będę musiała porządnie odwalić się. Szkoda, że jest dosyć zimno na dworze.
— Giirl, ty we wszystkim wyglądasz obłędnie — mówi Andy. — Sam chciałbym wyglądać tak w jeansach jak ty.
Śmiejemy się z jego wypowiedzi i ponownie spoglądamy na ciąg dalszy widowiska. Ben dostaje opaskę na oczy.
— Teraz nasz drogi kolega wykona najgorętsze zadanie — Lowell świetnie się bawi wraz z pozostałymi chłopakami. — Zapraszam panie do utworzenia kółka! Tylko Bri oraz dziewczyny w związkach zwalniam z tego zadania!
Co? Nie jestem pewna, czy mi się to podoba. Spoglądam na Wendy, która tylko macha zachęcająco. Ona wie. Na pewno wszyscy inni wiedzą, o co chodzi. Tylko ja jestem niedoinformowana.
— Ben z opaską na oczach będzie musiał wybrać sobie dziewczynę, którą obdaruje pocałunkiem — Collins patrzy prosto na mnie. — Powodzenia!
Znowu nim kręcą. Jak jego żołądek to wytrzymuje?
Jedno kręcenie wystarczy, aby chłopak stracił orientację. Powoli zaczyna kierować się na lewo ode mnie jest bardzo blisko Carly Lennox. Kapitan cheerleaderek uśmiecha się triumfalnie. Czy one wszystkie traktują to jako jakiś zaszczyt? O losie, one naprawdę chcą tego! Jednak Ben odsuwa się i robi kilka kroków do tylu i skręca w prawo. Przed nim znajduje się Fiona Green, kojarzę ją z kierunku Meadow. Znowu Ben zmienia miejsce i... cholera idzie prosto do mnie. Trochę panikuję. Hej, Jose! To twój przyjaciel i już przecież całowałaś się w gorszych przypadkach! Biorę niewidoczny wdech. Zatrzymuje się przede mną i uśmiecha się. Wyczuł mnie po perfumach. Nie sądziłam, że są tak intensywne. Już rozumiem. Nie chce całować jakiejś obcej laski. Woli zrobić to ze znajomą osobą. Sama układam dłonie na jego policzkach i przysuwam usta do jego. Od razu jego język styka się z moim. Pocałunek trwa kilka sekund. Gdy się odsuwamy, widzę spojrzenie Nate'a. Jest w lekkim szoku.
— Zadanie zaliczone! — woła Bradley. — Czas na kąpiel w lodzie!
Ciemnoskóry chłopak wyciąga stringi. Co do cholery?
— Um, Josh? — chwytam delikatnie go za rękaw. — Nie przesadzacie?
— Spokojnie, Jo. Wystarczy, że zanurzy się na sekundę i wyskoczy z wanny. Nie chcemy mu zrobić krzywdy, a te zadania są od wielu lat tradycją bractwa.
Trochę mnie uspokoił.
— Dobrze.
— Jak podobał ci się pocałunek?
Wzruszam ramionami.
— Em... normalnie. To było coś w stylu pomocy, żeby zaliczył to zadanie.
— Wiedziałem, że przyjdzie do ciebie — śmieje się. — Nawet sam mu to zaproponowałem, żeby nie czuł się nieswojo.
— Naprawdę?
— Tak. Nie masz mi tego za złe?
Kai i Tristan prowadzą Bena na górę. Idą tylko chłopaki z bractwa, bo wszyscy nie zmieścilibyśmy się w łazience. Jednak Josh dalej rozmawia ze mną.
— Wiedziałeś, że się domyśle — patrzę mu w oczy. — Polubiłeś go.
— Twoi przyjaciele to również moi przyjaciele — to miłe. — Ben pasuje do nas, co samo wskazuje wykonywanie przez niego zadań.
Znowu rozległy się krzyki, oczywiście, aprobaty.
— Pójdę zobaczyć, jak żyje nasz przyszły brat — dotknął mojego ramienia i zniknął.
Wróciłam do moich przyjaciół i Flora od razu naskoczyła na mnie.
— Jak się całowało Bena??
— Ludzie, to tylko całowanie — wzdycham. — Niech nikt więcej mnie o to nie pyta. Było miło i tyle, ok?
Flora oraz Wendy mrugają oczami patrząc na mnie zszokowane. Andy chichocze pod nosem.
— Ona wolałaby być całowana przez kogoś innego.
Wywracam oczami i daje mu kuksańca w ramie. Nie będę tego komentować.
Chłopaki wracają już z przebranym Benem, jest ubrany w bluzę bractwa.
— Zostało ostatnie zadanie — obwieszcza Josh trzymając kask. — To coś nowego, jeśli chodzi o inicjację. Każdy z nas ma po jednym rzucie piłką w Bena. Wytrzyma to, zostanie przyjęty jako nasz brat.
Skierowali się do wyjścia na podwórko. Meadow chwyciła mnie za rękę.
— My idziemy na balkon! — i pociągnęła mnie na górę.
Stąd wszystko doskonale widać. Chłopaki kolejno oddają rzuty w kuzyna Bri. Louise, Brad, Liam, Kai, Tristan, Nate, Ryan, a na koniec pan przewodniczący. Każdy z nich trafił, a Ben przeżył swoje własne Igrzyska Śmierci. Collins patrzy do góry, jego spojrzenie napotyka moje. Uśmiecha się, po czym znika za drzwiami domu. Nie czułam już złości, która towarzyszyła mi przez cały dzień od wymiany zdań między nami. Co nie zmienia faktu, że pierwsza nie podejdę. O nie! Nie ma takiej opcji.
W końcu skończyłam ten rozdział... Uff, to był jeden z ciężej piszących mi się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro