Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Nie wiedziałam, że moją siostrzyczkę kręcą niegrzeczni chłopcy

Czuję, jak ktoś łapie mnie za stopę, podnosi ją i puszcza tak, że upadła z głośnym bum! Jęczę pod nosem, ale nie podnoszę się. Zajęcia mam dopiero na dwunastą, więc chcę poleżeć dłużej. Wieczór z pijanymi babami był męczący, choć przyjemny. Ten ktoś zdecydowanie odpuścił robienia mi siniaków na nodze. Nagle czuję zapach topionego sera i zapieczonego chleba tostowego. Od razu zaburczało w brzuchu. Ta taktyka manipulacji spowodowała, iż uniosłam głowę, aby zobaczyć stojące na stoliku tosty.

— Witaj mały szatanie.

Kai zajada się również tostami, ale w liczbie czterech (ja mam tradycyjnie dwa). Siadam, aby móc zjeść śniadanie.

— Dziękuję bardzo — szczerzę się do niego jak tylko najbardziej mogę.

Wygląda uroczo w roztrzepanych włosach i jeszcze śpiących oczach. Dopiero zauważam, że ma wyjęte wszystkie kolczyki. Ciekawe, czy ten w języku zostawił.

— Jest dziewiąta, ale muszę iść na rozmowę z trenerem, więc zostawię ci klucze — oznajmia. — Dasz je któremuś z chłopaków.

Skinam głową, dokańczając jedzonko. Chłopak zabiera ode mnie pusty talerz i podaje karton soku pomarańczowego. Bardzo miło z jego strony, że zrobił mi śniadanie i jeszcze nie wyrzuca mnie z pokoju. Nie sądzę, żeby dziewczyny już  wstały.

Kai wychodzi i zostaję sama. Myślę, że poleżę jeszcze trochę. Zapach Nate'a jest przyjemny i kojący. O losie, Jose, to tylko jego pościel. Jednak naprawdę zapach jest świetny.

Koniec. Po dostaję paranoi.

Jednak nie jestem w stanie leżeć dalej. Weppler rozbudził mnie śniadaniem. Ścielę łóżko Nate'a i Kaia, bo chłopak najwidoczniej nie miał zamiaru tego zrobić. Dziwię się, gdy w moim pokoju nie zastaję ani Meadow, ani Laury. Nie mam pojęcia, na którą mają zajęcia, ale wychodzi na to, że albo już zaczęły się, albo zaczynają się niedługo. Wendy dzisiaj ma wolne.

Kiedy jestem już ogarnięta, ktoś puka do drzwi. Krzyczę, żeby wchodzić, bo kończę malować rzęsy.

— Kai napisał, że masz klucze od pokoju.

Tak zaczyna rozmowę Nate Collins. Milusio.

— Leżą na łóżku. Co robiliście w bractwie?

Chcę z nim porozmawiać. Po prostu, dla samej przyjemności. Chłopak siada tuż obok i przygląda się, jak przeciągam szczoteczką od tuszu po rzęsach.

— Josh chce, aby wszystko było gotowe na sobotę, więc działamy. Jeszcze mamy wydłużony czas treningów, przez co chodzimy jak trupy.

Kai wspominał o ciężkim treningu. Zbliżają się rozgrywki, co jest oczywiste, iż trenują jeszcze więcej.

Nate przysuwa do siebie krzesło, na którym siedzę. Patrzy mi prosto w oczy, modlę się, aby nie spalić buraka. Na jego twarzy pojawia się cwaniacki uśmiech

— Lubię, jak rumienisz się przeze mnie — szczerzy się jak głupi.

Kurwa. Mówiłam? Mówiłam! Chciałabym kontrolować swoje policzki, ale jest to niewykonalne... Wywracam oczami. Kładzie dłonie na moich udach, przechodzą mnie ciarki. Dlaczego on tak na mnie działa?

— Nie masz dzisiaj zajęć? — pytam go, żeby uspokoić swoje ciało.

— Mam, za jakieś pół godziny.

— Tak samo, jak ja — wstaję, aby wziąć kurtkę. — To wychodzimy razem.

Kręci głową. Wie, co robię. Wie, że nie ucieknę przed nim.

Wychodzimy z akademika i sądzę, że się rozdzielimy, lecz on idzie dalej ze mną. Przecież musi iść w kompletnie innym kierunku. Nic nie mówię, bo chcę zobaczyć, co zrobi. Gdy przechodzimy przez dziedziniec, nagle obejmuje mnie ramieniem. Nie wiem, jak mam się zachować. Nie przeszkadza mi jego zachowanie. Mam wrażenie, że wszyscy patrzą się na nas. Collins jest znany wśród studentów. Nie mylę się, co jakiś czas ludzie spoglądają w naszą stronę, po czym mówią coś między sobą.

Nie zapomniałam, że Nate przy naszym ostatnim zbliżeniu nazwał mnie kochaniem. Siedzi mi to w głowie bardziej niż chęć poznania wyników z zaliczenia z biochemii.

W taki sposób docieramy do budynku, w którym mam matematykę.

— Tu się pożegnamy, Jo — oznajmia.

On znowu mnie zaskakuje, Składa na moim policzku krótki pocałunek i machając, oddala się.

Stoję chwilę w szoku. Co on wyprawia? Nie rozmawialiśmy o tym, jak ma wyglądać nasza relacja, a on nagle wychodzi z poza bezpiecznej strefy. Zaczynam mieć poważny mętlik w głowie.

— Josephine — słyszę za sobą głos Bri. — Może chcesz mi coś powiedzieć?

Odwracam się do niej z wymuszonym uśmiechem, aby nie widziała zdziwienia na moje twarzy.

— Co takiego?

— Od kiedy jesteś z Nate'em? — nigdy nie widziałam jej tak poważnej.

— Od kiedy podoba ci się Kai? — staram się ją udawać.

Dziewczyna chichocze.

— Nie zmieniaj tematu!

Wzdycham.

— Nie jesteśmy razem — tłumaczę, kierując się w stronę sali. — Sypiamy ze sobą. To wszystko, aż do dzisiaj. Nie wiem, czemu mnie odprowadził i jeszcze pocałował w policzek przy ludziach.

— Może zaczyna traktować cię na poważnie?

— Nie bądź śmieszna, Bri. To Nate Collins, on ma w głowie tylko dwie rzeczy. Dziewczyny i alkohol.

Wypowiadając to zdanie, poczułam nieprzyjemny ścisk w sercu. Chyba chciałabym, żeby było inaczej.
Na zajęciach cały czas zaczepiam Bri, aby trochę opowiedziała, o czym rozmawiała z Kaiem ostatnio na Halloween. Okularnica udaje, że nie słyszy mnie i skupia się na zadaniach od prowadzącego. Zabawnie jest widzieć ją poddenerwowaną i zawstydzoną. Ben również podłapał.

— Nie wiedziałam, że moją siostrzyczkę kręcą niegrzeczni chłopcy. Już obstawiałem, że wolisz dziewczyny.

Prawie popłakałam się z rozbawienia. Przynajmniej mój temat przycichł.

Czekają nas jeszcze dwa bezsensowne zajęcia, czyli będzie czas na drzemkę.
Nie myliłam się, bo dosłownie przysnęłam na BHP i ergonomii. Przedmioty zapychające.

Na dziedzińcu jest jakieś zamieszanie. Ciekawość wygrywa i ciągnę przyjaciół za sobą w stronę tłumu. Dostrzegam Ryana z Alfy Pi, kieruję nas do niego.

— Siemka.

— Siemka, co jest?

Ryan tylko kiwa głową w stronę dwóch postaci, które z dużą nienawiścią patrzą na siebie.

Josh i Blaise.

— Nie słyszeliście pewnie, ale na wyższych rocznikach poszła plotka — tłumaczy chłopak.

— Jaka? — dopytuje Ben.

— Któryś z przydupasów Blaise'a puścił, że Josh sypia z każdą laską, która ma być przyjęta do Kappy Pi.

— Co?

Patrzę na Josha. Naprawdę jest wkurwiony. Czemu nie oleje tego? Kiedy w liceum były plotki, że sypia z każdą dziewczyną, która się nawinie, to jeszcze dla śmiechu to podkręcał.
Ma mocno zaciśnięte pięści. Blaise wygląda na równie zdenerwowanego, a ta sytuacja powinna go bawić. Właśnie ten drugi dostrzega mnie.

— Nie wiem nic o tym — zwraca się do Lowella.

— Newton, radzę ci trzymać na wodzy swoich sługusów, bo tracisz nad nimi kontrolę.

— Ja? To ty pilnuj swoich interesów. Nie mam wpływu na to, co mówią moi znajomi.

Dziecinada.

— Chociaż — ciągnie dalej Blaise. — Nie zdziwiłbym się, gdyby to była prawda.

Brakowało dosłownie sekundy, aby Josh rzucił się na kolesia, jednak zjawili się przy nim Louise i Nate. Jeszcze słyszalne z boku było prychniecie jednego z kolegów Blaise'a, chyba Roba. Chłopaki automatycznie przenieśli wzrok na niego.

— Ty, McClain — warknął Collins. — Jeszcze jeden tekst taki, a przysięgam, że przejedziesz mordą po tym trawniku.

— Jasne. Już się boję.

Richards zaczął odciągać kolegów na bok. Już ludzie rozchodzą się, ale Rob musiał dorzucić ostatnie zdanie.

— Te swoją Świeżynkę pewnie też ruchacie na zmianę.

Lowella nie dało się powstrzymać. Widziałam tylko skierowaną pieść blondyna w stronę McClaina.

W murowało mnie. Czuję dłoń Bri na ramieniu.

Rob dostał mocno, co wnioskuję po jego upadku. Josh stoi nad nim ze złością w oczach. To dla mnie nowy widok.

— Paul — odzywa się do przewodniczącego Bety. — Inicjacja będzie zamknięta. Wstęp będą miały osoby, które wpiszę na listę.

— Oczywiście — zgadza się Jackson.

Po tych słowach tłum w całości rozchodzi się. Zostaliśmy z Ryanem, Bri i Benem przy chłopakach. Podchodzę powoli i na spokojnie do Josha.

— Hej, chodź — łapię go za rękę.

Bez słowa zmierzamy do domu bractwa. Po drodze rozdzielamy się z Bri i Benem. Josh idzie przed nami. Ryan i Louise zachowują bezpieczną odległość od niego. Niech ochłonie.
Razem z Natem jesteśmy na samym tyle. Chłopak wzdycha.

— Dawno nie był tak wściekły — pierwszy odzywa się. — Ostatni raz widziałem go takiego rok temu, kiedy dowiedział się, że Iris dała dupy na imprezie.

— Nie sądziłam, że taka plotka może go tak ruszyć.

— Blaise i jego zgraja co raz coś wymyśla, ale teraz mamy za dużo na głowie i Josh nie wytrzymał. Odpuściłby, gdyby nie ten tekst z tobą.

— Poczułam się dziwnie, ale bez przesady. Takie rzeczy słyszałam w liceum, nawet po waszym wyjeździe.

Collins zatrzymuje się.

— Naprawdę? Skurwysyny — szturcha delikatnie mój policzek. — Jakby Josh nie zajebałby Robowi, sam bym to zrobił.

— Musicie wszystko rozwiązywać pięściami?

— Jo, żaden z nas nie pozwoli, aby źle o tobie mówiono. Tu reputacja szybko się psuje.

Ściągam brwi, zastanawiając się.

— Dlaczego mnie dzisiaj odprowadziłeś? — dręczy mnie, bo tego nie rozumiem.

— Lubię pokazywać, że coś do mnie należy.

— Słucham? — teraz to ja zaczęłam się denerwować. Dobrze, że chłopaki są daleko. — Po pierwsze nie należę do ciebie. Po drugie, jeśli masz zamiar robić takie rzeczy na pokaz, to daruj sobie. Nie jestem rzeczą.

Omijam go i staram się nadążyć za pozostałymi.

— Jo, przesadzasz.

Wystawiam mu środkowy palec i podbiegam do Richardsa. Nate nie idzie z nami do bractwa. Nie chcę zostawiać Josha, bo najwidoczniej coś mu siedzi w głowie. Będąc już w salonie, Ryan i Louise rozchodzą się do swoich pokoi. Lowell siada przed telewizorem i włącza PlayStation. Oczywiście, na odstresowanie FIFA. Zajmuje miejsce obok niego. Nic nie mówię. Kiedy przegrywa mecz i przeklina pod nosem, odwraca się do mnie.

— Powinnaś się wyspać na jutro.

— Wolę posiedzieć z tobą.

Uśmiecha się smutno. Jest mu wstyd, że nie opanował emocji.

— Przepraszam za mój wybuch. Mam totalny natłok myśli, tyle roboty, a ja nie wiem, czym się najpierw zająć.

— Narazie skup się na inicjacji, a potem już na zaliczeniach — proponuję. — W między czasie trenuj do rozgrywek i wszystko będzie cacy.

— Optymistka Josie — przełącza na Netflixa. — Masz ochotę na film, jak kiedyś?

Wiem, co ma na myśli. Gdy jeszcze byłam totalnym dzieciakiem, a on już w drugiej liceum, przyszłam do jego domu, bo ciocia pojechała z wujkiem na jakiś bankiet z firmy. Strasznie przeżywałam, że dostałam jedynkę z angielskiego, a do tego w klasie chłopcy uwzięli się na mnie, bo miałam wadę wymowy. Z tego wszystko popłakałam się przy nim. Wtedy był strasznie spokojny. Zrobił mi czekoladę z bitą śmietaną i zaproponował obejrzenie filmu.

— Pitch Perfect?

Śmieje się, ale włącza właśnie to. Bierze koc dla mnie i dla siebie. Czuje się, jakbym cofnęła się do przeszłości, gdy moje problemy tak naprawdę nie były problemami. Zapominam o sporze chłopaków. Zapominam o braku wyników z biochemii. Zapominam o Nate'cie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro