Rozdział II
Wstałam z łóżka. Bez mojej kołdry jest tutaj trochę zimno. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę drzwi. Po chwili byłam już na korytarzu. Odrazu przywitały mnie ciepły odcień pomarańczu, pomieszany z czarną kolorystyką mebli. Po przebyciu kilku kolejnych metrów, znajdowałam się w brzoskwiniowym salonie. Chłopak najwyraźniej lubi bardzo pomarańcz. Dalej była kuchnia w kolorach dorosłego tygrysa. Wszystko perfekcyjnie czyste. Otwieram lodówkę. W środku jest mnóstwo produktów spożywczych na prawie wszystkich półkach. Na ostatniej bowiem stało wielkie czekoladowe ciasto. Wyglądało pysznie...
-Nie Seliel! Nie wolno!!! Pamiętaj o zasadzie numer chyba 4... Wszytkie ciasta w lodówce są jego!- krzyczał mój rozsądek.
-Racja, ale babeczkę z blatu to chyba mogę?- zapytałam samą siebie.
-No mówił o lodówcę, ale o terenie poza to nic nie wspominał- odpowiedział głos w mojej głowie.
Tak jestem normalna. Od zawsze gadam do siebie. Najwyżej zrobie mu nową. Chwyciłam czekoladową małą babkę i z chłodziarki kilka ważyw, oraz trochę mięsa. Z pod szafki wyjęłam ziemniaki. Zaczęłam je obierać.
-I tak nie mam nic lepszego do roboty. Się do czegoś wreszcie przydam- pomyślałam.
-Chociaż raz...- mój umysł skomentował.
-Zamknij się!!!- krzyknęłam tak głośno, że pół NinjaGo mogło mnie słyszeć.
Mam lekkie problemy ze sobą. A raczej moją wenętrzną rozmowę z jakimś głosem. Czy to nie jest przypadkiem zaburzenie psyhiczne? Mam nadzieję że nie...
-Uważasz mnie za zaburzenie psyhiczne?- znowu coś usłyszałam.
-Przymkniesz się?- szepnęłam
Nagle syknęłam z bólu. Nie patrzyłam jak obieram ziemniaki i musiałam zaciąć się nożem. Szybko mój zakrwawiony palec znalazł się pod bierzącą wodą.
-Ale ze mnie niedorajda...- mruknęła.
Po chwili wróciłam z powrotem do pracy. Na szczęścię już nie miałam więcej przykrych wypadków. Zrobiłam puree z ziemniaków, kurczaka w panierce, sos "na oko", oraz sałatkę z pomidora i ogórka. Taki podstawowy obiad jaki robiłam Tristan'owi. Jak dobrze że mogę już o nim zapomnieć. Stawiam wszystko na stole. Napisał na drzwiach od zamrażarki że wraca o 19.00. Aktualnie zegar właśnie tą godzinę pokazuje. Naparawdę bardzo się denerwuje. A co jeśli mu nie zasmakuje?
Nagle słyszę dźwięk otwieranych zamków. Serce niebezpiecznie przyśpiesza, a żołądek się skręca. Usłyszałam kroki i zamknięcie drzwi. Po chwili coś upada, a do moich uszu dociera cichę "cholera". Coraz badziej się stresuje. Po jakimś czasie widzę chłopaka w czarnej i chyba przemoczonej bluzie. Jego szmaragdowe tęczówi odrazu zwróciły się w moją stronę. Przez chwilę patrzy mi uważnie w oczy, poczym spogląda na stół.
-To dla mnie?- zapytał ponownie patrząc na mnie.
-A ktoś tu jeszcze mieszka- zmieszałam się i spuściał swój wzrok na podłogę.
-Dzięki- w jego głosie słychać było radość.
Usiadł do stołu, a ja nauczona że nie wolno patrzeć jak pan je, wyszłam.
Pov Cole
Chwilę jeszcze wyglądałem różowowłosej. Gdzie ona poszła? Czemu nie zje ze mną? A no tak. Pewnie nie chce mojego towarzystwa. Ja też bym na jej miejscu jak najdalej uciekał. Spojrzałem na swój talerz. Wszystko pachniało, oraz wyglądało pysznie. Chwyciłem zręcznie widelec i nałożyłem trochę jedzenia. Po chwili widelec znalazł się w moich ustach. Jakie to jest dobre!!! Mogłem już wcześniej przyjechać do tego czarodziejskiego idioty i odkupić od niego tą piękną, oraz zdolną dziewczynę. Spojrzałem na swój talerz. Niestety, ja znany ze tego iż jestem okropnym żarłokiem zjadłem już wszytsko. Mam nadzieję że jutro mi też coś upichci. Pierwszy raz oddawna zjadłem coś co nie jest zupką chinską albo ciastem. Właśnie moje ciasto. Natychmiastowo znalazłem się w kuchni i otworzyłem lodówkę. Ufff... moje kochane ciasto tu jest. Chwila a gdzie moja babeczka? Usłyszałem cichy stukot talerza i dosówanie krzesła. Seliel przyszła. Po chwili była już w kuchni i myła talerz. Gdy skończyła podszedłem do niej.
-Gdzie moja babeczka?- zapytłem zbyt oschlę.
- J-j-j-jaka bab-beczka?- jąkała się.
-Czekoladowa- odpowiedziałem zdenerwowany.
Bardzo nie lubie jak ktoś mi zjada ciastko mimo zakazu. Zacisnąłem pięści. Tak bardzo jestem teraz zły.
-Ja tak prze-eprasz-am. Bo-o ona n-n-n-nie była w lodówc-c-ce, a pan po-powiedział że z lodówki n-n-nie można.- była bliska płaczy różowowłosa.
Ona ma rację. Powiedziałem że z lodówki nie można, a zostawiłem je na blacie. Natychmiastowo mój gniew gdzieś odpłynął, lecz zanim zdążyłem ją uspokoić, ona wybiegła z kuchni. Po chwili mogłem usłyszeć trzask drzwi.
-Jakim ja jestem idiotą!!! Dziewczyna czuje respekt do ciebie i strach, a ty zamiast ją pochwalić, a tym samym upewnić do nowego miejsca to swoją durnotą wszystko niszczysz! Teraz nie ma nawet cienia szansy że coś jeszcze dla ciebie zrobi i przestanie się ciebie bać- krzyczałem w myślach sam na siebie.
Usiadłem na krześlie cicho. Moje oczy wypełniły się łzami. Wszystko potrafię schrzanić! Nie dziwota że nie mam przyjaciół...
Hejcia!Tutaj Futercia!
Nikt się pewnie nie spodziewał rozdziału :3. Podziękujcie CukieRkowA538. Ona mnie zmusiła razem z Deka50.
Obie panie się przyczyniły, ale ta pierwsza bardziej. Czemu? Może kiedyś powiem. Czekam na komentarze... No to co? Widzimy się w niedziele ~Futercia :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro