Rozdział VIII
Minęło kilka dni. Siedzę na komędzie i oglądam Komisarza Alex'a. Skąd telewizja? Borg załatawił jakieś połączenie z przyszłości. Znam wszytskie odcinki na pamięć, ale jak obejrze 1001 to chyba nie zaszkodzi? Cole mnie wsadził za biurko bo mam rękę zwichniętą. Poprostu cudownie! Właśnie o tym marzyłam! On sobie jeździ na koniku przebrany za kowboja a ja musze się nudzić przy papierach. Dlaczego kowboj we Francji? Jesteśmy oddziałem amerykańskim z hiszpani. Śmieszne prawda?
-Głupi dureń- mruknęłam patrząc w okno.
-Kto! Ja?!- usłyszałam.
Podskoczyłam na krześle przestraszona. Gdy się uspokoiłam odwróciłam się z pistoletem w ręcę. Po chwili dopiero się zorientowałam że to Kowbojek. Mój kuzyn ubrany był w czarną, oraz poszarpaną odpiętą kamizelkę bez rękawów z kieszeniami, przez co było widać bicepsy i sześciopak. Na głowie nosił czarny kowbojski kapelusz z sznurkiem na szyi. Na nogach miał dziurawe jinsy w takim samym kolorze co czupryna bruneta. Zapomniałam wspomnięć o twardych ciężkich męskich glanach. Nie mogło zabraknąć pasa z brońmi i magazynkami.
-Durniu przestraszyłeś mnie!- krzyknęłam zła na niego, opuszczają powoli broń w dół.
-Taki właśnie miałem zamiar- uśmiechnął się głupio.
-Czarny gamoń...- szepnęłam chowając spluwę do szuflady.
-Słyszałem pani wiecznie obrażona- usiadł obok mnie udając urażonego.
-Dziwisz mi się! Siedze tutaj przykuta do krzesła a ty sobie hulasz po Ninjago City!- odbuknęłam zaciskając pięść.
-Po pierwsze, nie moja wina że twój brat to idiota, a po drugie złość piękności szkodzi- Cole zrobił najbardziej wkurzającą mnie minę na świecię, więc oberwał odemnie w rewanżu pudełkiem na spinacze- Auu! A to za co?-
-Za to że jesteś najgłupszym kuzynem na świecie, oraz za to że cię nienawidzę- pokazałam mu język.
-Nie wytykaj języka bo Ci krowa nasika- zaczął chichotać.
-Dzieciuch...- przewróciłam zażenowana oczami.
-Wikusiu wyluzuj...- wstał z krzesła.
-Ja ci dam Wikusię! Masz 3 sekund na ucieczkę!!!- krzyknęłam wściekła.
Najpierw zrobił zdezorinetowaną minę, poczym uciekł na dwór, a ja oczywiście z łomem za nim.
Pov Seliel
Zżera mnie taka zazdrość. Siedzę tu sama o tamta się pewnie z nim dobrze bawi.
-Nie Seliel przestań! Wcale nie jesteś zazdrosna! To nie zazdrość! To... jest poprostu troska! Właśnie!
Pójde do kuchni się napić.
-Proszę proszę... Kogo my tu mamy!- usłyszałam zbyt znajomy głos, gdy sięgałam po szklankę.
Natychmiastowo zamarłam. Tristan tu jest.
- C-co p-an tu robi?- pisnęłam przestraszona.
-Przyszedłem ciebie odzyskać!- złapał mnie za nadgarstki i przywarł je do stołu.
-Puść! Nie należe teraz już do pana, tylko do Cole'a!- miotałam się na wszystkie strony, byle wyrwać się z jego uścisku.
-Już mi nie uciekniesz!- uśmiechnął się chytrze.
Przerażona zaczęłam krzyczeć i płakać. Po kilku minutach szarpania moje ubrania pokryła gęstobrunatnta ciecz. Widziałam tylko rozmazane plamy. Seliel jesteś phantom ninja! Ogarnij się! Skupiłam całą swoją siłę i uderzyłam fioletową istotę. Usłyszałam cichy jęk.
-Zapłacisz mi za to kochanie! Skora ja nie będę ciebie miał, to Cole również !!!- usłyszałam jego wściekły krzyk, zanim przed oczami miałam tylko ciemność...
Pov Cole
Wiktoria zmęczyła się i przestała mnie gonić. Nie wiem co się dzieje, ale czuje że jest coś nie tak. Jakby się komuś z moich bliskich stała krzywda. Ale to niedorzeczne, jeszcze przed chwilą rozmawiałem z tatą przez telefon, a zadyszaną Wiki mam na rękach. O co chodzi... Seliel. Odstawiłem natychmiastowo kuzynkę na ziemię.
-Cole? Coś nie tak?- zapytała wyraźnie zmartwiona.
- Czuje że dzieje się coś niedobrego z Seliel... Nie chciałbym żeby z powodu mojej policyjnej kariery stała się krzywda- powiedziałem smutno.
-Idź! Wrócę sama. Lepiej będzię jak to sprawdzisz, bo twoje przeczucie się nigdy nie myli...- położyła rękę na moim ramieniu.
-To mnie właśnie martwi, naprawdę mam sprawdzić?- zmieszałem się.
-Jasne! Poczujesz się lepiej jak sprawdzisz czy twoja miłość jest bezpieczna...- zdjęła dłoń z barku i spojrzała na mnie znacząco.
-Ja jej nie kocham!- zdenerwowałem się.
-A ja to święty Mikołaj- Wiktoria zrobiła minę w stylu "ta jasne".
-To gdzie masz prezenty?- uniosłem moją jedną krzaczastą brew.
-Wiesz o co mi chodzi. Sam wiesz, że to twoje przeczucie dotyczy osób z którymi naprawdę jesteś silnie związany- skrzyżowała ramiona na piersi- leć i mnie mie wkurzaj!- popchnęła mnie nagle, w stronę domu.
-No dobra... Niedługo wracam!- wsiadłem na Rocky'ego, mojego czarnego ogiera.
Po chwili pędziłem w stronę domu jak szalony. To dziwne przeczucie coraz bardziej się nasilało z każdym kolejnym kilometrem. Gdy byłem już pod domem podbiegłem z prędkością światła pod drzwi i próbowałem roztrzęsiony, wyjąć kluczę z kieszeni. Udało się! Otworzyłem szybko zamek. Wkroczyłem do domu cały zdenerwowany i zacząłem nerwowo nawoływać różowowłosą. Nic, cały spięty wędrowałem do domu, gdy znalazłem się w kuchni. Myślałem, że dostanę zawału na miejscu
Wszędzie była krew...
Mówiłam że nie macie się cieszyć!
Muahahahaha!
Polsat z Ibiszem nadszedł! Widzimy się w piątek!
Czekam na hejty! XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro