Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Minęło kilka dni. Siedzę na komędzie i oglądam Komisarza Alex'a. Skąd telewizja? Borg załatawił jakieś połączenie z przyszłości. Znam wszytskie odcinki na pamięć, ale jak obejrze 1001 to chyba nie zaszkodzi? Cole mnie wsadził za biurko bo mam rękę zwichniętą. Poprostu cudownie! Właśnie o tym marzyłam! On sobie jeździ na koniku przebrany za kowboja a ja musze się nudzić przy papierach. Dlaczego kowboj we Francji? Jesteśmy oddziałem amerykańskim z hiszpani. Śmieszne prawda?

-Głupi dureń- mruknęłam patrząc w okno.

-Kto! Ja?!- usłyszałam.

Podskoczyłam na krześle przestraszona. Gdy się uspokoiłam odwróciłam się z pistoletem w ręcę. Po chwili dopiero się zorientowałam że to Kowbojek. Mój kuzyn ubrany był w czarną, oraz poszarpaną odpiętą kamizelkę bez rękawów z kieszeniami, przez co było widać bicepsy i sześciopak. Na głowie nosił czarny kowbojski kapelusz z sznurkiem na szyi. Na nogach miał dziurawe jinsy w takim samym kolorze co czupryna bruneta. Zapomniałam wspomnięć o twardych ciężkich męskich glanach. Nie mogło zabraknąć pasa z brońmi i magazynkami.

-Durniu przestraszyłeś mnie!- krzyknęłam zła na niego, opuszczają powoli broń w dół.

-Taki właśnie miałem zamiar- uśmiechnął się głupio.

-Czarny gamoń...- szepnęłam chowając spluwę do szuflady.

-Słyszałem pani wiecznie obrażona- usiadł obok mnie udając urażonego.

-Dziwisz mi się! Siedze tutaj przykuta do krzesła a ty sobie hulasz po Ninjago City!- odbuknęłam zaciskając pięść.

-Po pierwsze, nie moja wina że twój brat to idiota, a po drugie złość piękności szkodzi- Cole zrobił najbardziej wkurzającą mnie minę na świecię, więc oberwał odemnie w rewanżu pudełkiem na spinacze- Auu! A to za co?-

-Za to że jesteś najgłupszym kuzynem na świecie, oraz za to że cię nienawidzę- pokazałam mu język.

-Nie wytykaj języka bo Ci krowa nasika- zaczął chichotać.

-Dzieciuch...- przewróciłam zażenowana oczami.

-Wikusiu wyluzuj...- wstał z krzesła.

-Ja ci dam Wikusię! Masz 3 sekund na ucieczkę!!!- krzyknęłam wściekła.

Najpierw zrobił zdezorinetowaną minę, poczym uciekł na dwór, a ja oczywiście z łomem za nim.

Pov Seliel

Zżera mnie taka zazdrość. Siedzę tu sama o tamta się pewnie z nim dobrze bawi.

-Nie Seliel przestań! Wcale nie jesteś zazdrosna! To nie zazdrość! To... jest poprostu troska! Właśnie!

Pójde do kuchni się napić.

-Proszę proszę... Kogo my tu mamy!- usłyszałam zbyt znajomy głos, gdy sięgałam po szklankę.

Natychmiastowo zamarłam. Tristan tu jest.

- C-co p-an tu robi?- pisnęłam przestraszona.

-Przyszedłem ciebie odzyskać!- złapał mnie za nadgarstki i przywarł je do stołu.

-Puść! Nie należe teraz już do pana, tylko do Cole'a!- miotałam się na wszystkie strony, byle wyrwać się z jego uścisku.

-Już mi nie uciekniesz!- uśmiechnął się chytrze.

Przerażona zaczęłam krzyczeć i płakać. Po kilku minutach szarpania moje ubrania pokryła gęstobrunatnta ciecz. Widziałam tylko rozmazane plamy. Seliel jesteś phantom ninja!  Ogarnij się! Skupiłam całą swoją siłę i uderzyłam fioletową istotę. Usłyszałam cichy jęk.

-Zapłacisz mi za to kochanie! Skora ja nie będę ciebie miał, to Cole również !!!- usłyszałam jego wściekły krzyk, zanim przed oczami miałam tylko ciemność...

Pov Cole

Wiktoria zmęczyła się i przestała mnie gonić. Nie wiem co się dzieje, ale czuje że jest coś nie tak. Jakby się komuś z moich bliskich stała krzywda. Ale to niedorzeczne, jeszcze przed chwilą rozmawiałem z tatą przez telefon, a zadyszaną Wiki mam na rękach. O co chodzi... Seliel. Odstawiłem natychmiastowo kuzynkę na ziemię.

-Cole? Coś nie tak?- zapytała wyraźnie zmartwiona.

- Czuje że dzieje się coś niedobrego z Seliel... Nie chciałbym żeby z powodu mojej policyjnej kariery stała się krzywda- powiedziałem smutno.

-Idź! Wrócę sama. Lepiej będzię jak to sprawdzisz, bo twoje przeczucie się nigdy nie myli...- położyła rękę na moim ramieniu.

-To mnie właśnie martwi, naprawdę mam sprawdzić?- zmieszałem się.

-Jasne! Poczujesz się lepiej jak sprawdzisz czy twoja miłość jest bezpieczna...- zdjęła dłoń z barku i spojrzała na mnie znacząco.

-Ja jej nie kocham!- zdenerwowałem się.

-A ja to święty Mikołaj- Wiktoria zrobiła minę w stylu "ta jasne".

-To gdzie masz prezenty?- uniosłem moją jedną krzaczastą brew.

-Wiesz o co mi chodzi. Sam wiesz, że to twoje przeczucie dotyczy osób z którymi naprawdę jesteś silnie związany- skrzyżowała ramiona na piersi- leć i mnie mie wkurzaj!- popchnęła mnie nagle, w stronę domu.

-No dobra... Niedługo wracam!- wsiadłem na Rocky'ego, mojego czarnego ogiera.

Po chwili pędziłem w stronę domu jak szalony. To dziwne przeczucie coraz bardziej się nasilało z każdym kolejnym kilometrem. Gdy byłem już pod domem podbiegłem z prędkością światła pod drzwi i próbowałem roztrzęsiony, wyjąć kluczę z kieszeni. Udało się! Otworzyłem szybko zamek. Wkroczyłem do domu cały zdenerwowany i zacząłem nerwowo nawoływać różowowłosą. Nic, cały spięty wędrowałem do domu, gdy znalazłem się w kuchni. Myślałem, że dostanę zawału na miejscu
Wszędzie była krew...

Mówiłam że nie macie się cieszyć!
Muahahahaha!
Polsat z Ibiszem nadszedł! Widzimy się w piątek!
Czekam na hejty! XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro