rozdział piąty
- Jak ją odczytać?
Zassałem dolną wargę, wpatrując się od dziesięciu minut w kartę pamięci. Jedna część mnie chciała wiedzieć co na niej jest, a druga podpowiadała, że na pewno nie chce wiedzieć. Nie powinienem.
- Chyba można ją włożyć do telefonu - mruknąłem, gdy moja ciekawość zwyciężyła. Sięgnąłem do kieszeni spodni, które miałem na sobie, jednak nie było tam mojej komórki. Przymknąłem na moment oczy - Zabrali mi go - westchnąłem, zastanawiając się przez moment, czy w ogóle go odzyskam.
Czemu go zabrali? Przecież na policję mogę zadzwonić z komórki Nialla.
- Sprawdź na moim - powiedział blondyn, podając mi iPhone'a, którego ekran przecinało ledwo widoczne pęknięcie. Zdjąłem z niego czerwony, elastyczny case i obróciłem w dłoniach szukając wejścia na kartę pamięci.
- Pieprzone iPhone'y - sapnąłem, z niedowierzaniem zauważając, że do urządzenia można włożyć wyłącznie kartę SIM. Rzuciłem komórkę na kolana Nialla, siedzącego obok mnie i zacisnąłem wargi.
Musiałem dowiedzieć się co jest na tej karcie.
Niall nagle wydał z siebie głośny dźwięk, jakby go olśniło. Momentalnie zerwał się z kanapy i prawie pobiegł do swojej sypialni.
Tyle z jego pomocy, pomyślałem. Zassałem dolną wargę, mając kompletną pustkę w głowie.
- Zobacz, to czytniki kart pamięci - usłyszałem nagle i zobaczyłem w jego dłoniach mały, różowy, podłużny przedmiot - Pamiętasz? Kiedyś kupiłem dwa w funciaku, bo myślałem, że to pendrive'y - powiedział, kucając obok kanapy i wyjmując mi z dłoni kartę. Obserwowałem go, jak ogląda czytnik, a gdy znalazł w końcu wejście o odpowiedniej wielkości, wsunął w nie kartę SD. Uniósł wzrok, spoglądając mi w oczy.
Poderwałem się z miejsca i wziąłem leżący na kanapie laptop, włączając go. Nerwowo stukałem stopą o wyłożoną panelami podłogę, gdy urządzenie powoli budziło się do życia. W niedużym salonie roznosił się równomierny, pusty dźwięk, który jednocześnie mnie denerwował i uspokajał.
W końcu włożyłem wystający z czytnika kabalek USB do wejścia w laptopie, a moje serce zabiło szybciej, gdy na ekranie pojawiło się pytanie, czy chcę zaufać temu urządzeniu.
Przełknąłem ślinę, starając się złapać oddech, aż zacisnąłem powieki, łapiąc za ekran laptopa i zatrzaskując go. Niall wpatrywał się we mnie z pytającym wyrazem twarzy.
- Boję się co tam zobaczę - wyszeptałem, a mój nos zapiekł, jakby zwiastując łzy. Potrząsnąłem głową - A co jeżeli jest tam coś obrzydliwego? Albo coś czego już nigdy nie zapomnę i do końca życia będzie nawiedzać mnie w snach?
- Nie musimy tego oglądać.
- Ale powininniśmy. Chcę wiedzieć co jest aż tak ważne. Po prostu nie potrafię - boję się, dodałem w myślach.
Nie uważałem się za tchórza, całe życie myślałem, że jestem odważny, że niczego się nie boję. Jednak ostatnie parę godzin obudziło we mnie tą strachliwą część. On ją we mnie obudził.
- Ja zobaczę - powiedział po chwili Niall, a ja utkwiłem w nim wzrok.
Wiedziałem, że też się boi. Chciał uchronić mnie przed tym co było na tej karcie lub chociaż wziąć na siebie ciężar, którym mogła być wiedza jakie pliki się na niej znajdują.
- Nie musisz.
- Daj - mruknął po prostu i zabrał laptopa z moich kolan, przesuwając się po podłodze, by usiąść po drugiej stronie stolika do kawy. Postawił urządzenie na porozrzucanych tam wciąż dokumentach kolesia z baru.
Wpatrywałem się w jego twarz, widziałem jak bierze głęboki oddech, zanim powoli otworzył laptop i drżącymi dłońmi przesunął palcem po touchpadzie. Przygryzłem policzek od środka, szukając na jego twarzy jakichkolwiek emocji. Strachu, obrzydzenia, niedowierzania.
On jednak zmarszczył brwi, ciągle coś klikając aż w końcu spojrzał na mnie.
- Nic tu nie ma, to same cyfry i znaki - powiedział, wyraźnie zdezorientowany. Zsunąłem się z kanapy, siadając na podłodze obok niego i przesunąłem laptop w swoją stronę.
Otworzyłem każdy z plików, każdy folder, ale znalazłem wyłącznie pliki tekstowe wypełnione znakami i cyframi.
- Nic nie rozumiem - wyszeptałem - To bez sensu.
- Może to jakiś program? - spytał niepewnie Niall, zagryzając dolną wargę.
- Chyba nie - wymamrotałem, wpatrując się w tekst - One nie mają w sobie kropek ani tylu znaków specjalnych, głównie cyfry i litery. A to wygląda jakby ktoś rozrzucił na klawiaturze ziarno i wpuścił na nią kury - mruknąłem, prostując się i ostatecznie opadając powoli plecami na podłogę. Schowałem twarz w dłoniach.
- Po prostu oddajmy im ten głupi portfel, może chodzi jednak o paragon z McDonalds - powiedział w końcu Niall, wyraźnie zirytowany, a może też zmęczony, tym ciągłym strachem.
Zacisnąłem wargi, unosząc się na łokciach i spoglądajac znów w ekran laptopa. Na pewno chodziło o tą karte. Gdyby nie była ważna, nie byłaby tak schowana.
Nie potrafiłem przestać o tym myśleć. O portfelu, karcie, tamtych kolesiach. Próbowałem zasnąć, jednak wyłącznie kręciłem się w łóżku.
W końcu wstałem zły i ubrałem pierwsze jeansy, które znalazłem i koszulkę. Wyszedłem z mieszkania, zbiegając po schodach a w dłoniach ściskając portfel, do którego włożyłem wszystkie rzeczy, które w nim znalazłem.
Czarne auto nie ruszyło się z miejsca, tym razem jednak blondyn siedział w środku, podrygując do muzyki, która grała na tyle głośno, że słyszałem ją stojąc dwa metry od samochodu. Przystanąłem, biorąc głęboki oddech, chcąc uspokoić szybkie bicie serca.
Było już późno, większość świateł w blokach czy innych budynkach wokół była pogaszona, a po ulicy nie jechało żadne auto.
Dostrzegł mnie prawie od razu, a po mojej głowie mimowolnie przemknęła myśl, czy naprawdę spędził tu pół dnia.
Wpatrywał się we mnie, póki nie podszedłem bliżej jego samochodu. Otworzył okno, mierząc mnie wzrokiem i sięgając do radia, by ściszyć muzykę, uśmiechając się szeroko.
- Podwieźć cię gdzieś Harry? - spytał, znów wyraźnie akcentując moje imię.
- Weź go - powiedziałem, wyciągając w jego stronę portfel. Jego szare oczy zatrzymały się na czarnych przedmiocie - Nie chcę całej doby, oddaj mu go i powiedz, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Mężczyzna spojrzał mi w oczy i oblizał wargi koniuszkiem języka. W końcu odchylił lekko głowę, kiwając nią na tylne siedzenia.
- Wsiadaj.
- Nie chcę - potrząsnąłem głową - Po prostu go weź - chciałem wrzucić mu ten portfel przez okno, jednak on zaczepił jedną dłoń na kierownicy, a drugą na otwartym oknie.
- Wsiądziesz sam czy mam cię tu zaciągnąć?
Patrzyłem mu w oczy, ściskając w dłoni ten przeklęty portfel i sięgnąłem niepewnie do klamki, siedzenia tuż za nim, by powoli wsiąść do tego cholernego auta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro