Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział ósmy

Od autorki: Dzień dobry! Mam nadzieje, że macie wspaniały dzień ✨

Minęło parę dni, a czarne, lśniące w słońcu auto, nie opuściło swojego miejsca pod budynkiem w którym mieszkałem. Nie miałem okna wychodzącego na tą część ulicy, ale nie musiałem, by dobrze wiedzieć, że samochód tam jest. Może to i lepiej, że nie mogłem go widzieć, całe dnie spędzałbym przy oknie, czekając na moment w którym zniknie, choć nawet nie planowałem ucieczki ani żadnego planu obalenia rządów ciemnookiego bruneta z wytatuowanymi dłońmi aka szefa gangu.

Wiedziłem też, że w aucie nie zawsze siedział Andrew. Wychodząc do sklepu widziałem za kierownicą jakiegoś napakowanego gościa z tatuażem na twarzy, który odprowadzał mnie nieprzyjemnym wzrokiem.

Nie byłem do końca pewien, czy czatują pod domem moim i Nialla po to, by znać każdy nasz ruch i mieć pewność, że nie pójdziemy na policję czy może właśnie zobaczyć coś, czym mogli by nas.. szantażować?

Andrew powiedział, że szukają sposobu bym trzymał buzię na kłódkę w sprawie porwania czy karty pamięci. Żałowałem, że moje słowo im nie wystarczy.

W związku z tym, że byliśmy pod stałą obserwacją, rzadko opuszczaliśmy mieszkanie. Zwykle wyłącznie po to by iść po zakupy, jednak wtedy towarzyszył nam Andrew lub ten drugi koleś, podążając za nami trzy kroki wstecz.

I to było okej, do czasu. Żaden z nas nie lubił siedzieć tyle w jednym miejscu, więc po około trzech dniach blondyn zamknął się w swojej sypialni, ukrywając przede mną to jak zabija czas, który mógłby spędzić w klubie.

Ja z kolei potrafiłem leżeć godzinami i myśleć. O tym co mnie spotkało, o tym co było na tej karcie SD. Co mogły znaczyć te znaczki? Czy wiedzieli jak je odczytać?

Takie myślenie w kółko o jednej sprawie z kolei też nie działało na mnie zbyt dobrze. Dlatego próbowałem też żyć jak normalny dwudziesto dwu latek bez pracy - wylegiwałem się na kanapie w salonie, oglądając głupie seriale lub przeglądając social media i stalkując moich znajomych. Raz pomyślałem, że masturbacja odciągnie moje myśli i pozwoli zniwelować stres, jednak mój umysł szybko uciekł w kierunku tamtego bruneta, więc z niezadowolonym jękiem naciągnąłem bieliznę i kołdrę, wpatrując się w sufit swojej sypialni.

Codziennie też rozmawiałem z mamą. Wcześniej dzwoniłem do niej może raz na parę tygodni, by oznajmić jej, że żyję, jednak w obecnej sytuacji po prostu martwiłem się o nią. Mieszkała sama i mimo iż po drugiej stronie ulicy miała Maurę i Boba, rodziców Nialla, to bałem się. Nie wiedziałem, czy nie zdecydują, że skrzywdzenie naszych rodzin nie będzie dobrym sposobem by zmusić nas do milczenia.

Od przejmującej rozmowy o bitwie sąsiadów o ogrodzenia, oderwało mnie pukanie do drzwi. Zmarszczyłem brwi, a przez moją głowę przeszły dziesiątki myśli na temat tego, kto mógł za nimi stać.

- Oddzwonię - rzuciłem do telefonu, przerywając mamie i nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłem się. Wpatrywałem się w drzwi, które widziałem idealnie siedząc na kanapie w salonie. Oblizałem nerwowo wargi, czując jak moje serce bije nierówno. Pukanie rozległo się ponownie, a Niall wyszedł ze swojej sypialni, posyłając mi pytające spojrzenie.

Wstałem powoli z kanapy i podszedłem do drzwi, bezgłośnie nakazując Niallowi pozostanie w miejscu, czyli parę metrów za mną. W drzwiach nie było wizjera, więc po zmówieniu krótkiej modlitwy, złapałem za klamkę, otwierając drzwi.

Moje serce przystanęło, a wszystkie narządy zmieniły się w kamień, gdy nie zobaczyłem przed sobą żadnego bandziora, mierzącego do mnie z broni, a starszą panią, która była właścicielką budynku.

Plusem rzadkiego wychodzenia z domu było na przykład unikanie tej kobiety, która średnio parę razy w tygodniu upominała się o zaległy czynsz czy groziła wyrzuceniem z mieszkania. Zwykle nie chciało jej się wchodzić na nasze piętro, więc zamykając się w domu, mieliśmy z Niallem złudną nadzieje nigdy więcej jej nie zobaczyć.

- Pani Leiberman, ja-

Zacząłem, jednak od razu urwałem, widząc jak kręci głową. Cholera, każe nam się wyprowadzić, pomyślałem, patrząc jak w końcu wlepia we mnie swoje poblakłe, niebieskie oczy. Siwe włosy uciekły z małego koka na czubku głowy przez to jak długo nią kręciła.

- Teraz spodziewam się czynszu dziesiątego każdego miesiąca, przez to ile razy go nie zapłaciliście.

- C-co? - wykrztusiłem, nie rozumiejąc.

- To, że mimo iż spłaciliście zadłużenie, to nie znaczy, że znowu pozwolę Wam na takie akcje. Czynsz ma być dziesiątego i ani dnia później, inaczej zmienię zamki, gdy tylko wyjdziecie z mieszkania - zagroziła nam, unosząc palec wskazujący, a ja przez sekundę potrafiłem myśleć wyłącznie o tym jak wykrzywiony jest przez jej wiek. Szybko jednak otrząsnąłem się, marszcząc brwi.

- Ja.. My nie.. - urwałem znów, zasysając dolną wargę, kompletnie nie rozumiejąc co tu się dzieje - Nie dawaliśmy Pani żadnych pieniędzy.

- Nie obchodzi mnie czy to wy czy nie. Ważne, że odzyskałam pieniądze - warknęła - Daje Wam ostatnią szansę. Pamiętajcie, dziesiąty - powtórzyła, zanim obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku schodów, by złapać się mocno poręczny i zacząć przemierzać drogę dół, z prędkością jednej setnej kilometra na godzinę.

Zatrzasnąłem drzwi mieszkania, spoglądając zdezorientowany na Nialla, który również stał, nie rozumiejąc absolutnie nic.

- Kto mógł spłacić nasz dług? - zapytał, wpatrując się we mnie.

Na pewno nie nasi rodzice, bo po pierwsze nie mieliby tyle pieniędzy, a z pewnością nie moja mama, a po drugie oni nawet nie wiedzieli o naszym sytuacji z mieszkaniem. Rozchyliłem nagle wargi, gdy dotarło do mnie, kto mógł to zrobić.

Złapałem za klamkę, opuszczając mieszkanie i praktycznie zbiegając po schodach, by zatrzymać się dopiero przy aucie w którym siedział Andrew. Zacząłem pukać w jego szybę, czekając aż ją opuści.

- Dzień dobry..? - jakby spytał, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie. Zignorowałem małą konsolę, którą trzymał i spojrzałem mu w oczy, zaciskając dłonie w pięści.

- Spłaciliście nasz dług za mieszkanie? - odpowiedziałem pytaniem, a on nie musiał się nawet odzywać, bym wiedział, że tak. Jego mina mówiła wszystko - Dlaczego?

- Nie możesz się po prostu cieszyć z tego, że problem zniknął?

- Nie, ponieważ w jego miejscu pojawiło się dziesięć kolejnych i to tylko przez to, kto spłacił mój dług - wysyczałem przez zęby.

- Słuchaj Harry - westchnął, poprawiając się, siadając prosto i odkładając konsolę pod szybę. Spojrzał mi w oczy z zaciśniętymi w cienką linię ustami - Szef i tak zrobi co chce, bez znaczenia czy ci się to podoba czy nie.

- Ale to znaczy, że nigdy się od niego nie uwolnię - wyszeptałem, czując gulę w gardle, powoli duszącą mnie.

- Myślałem, że to dla ciebie jasne, że twoje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro