Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwunasty

- Możemy zajechać do McDonald's?

- Nie jestem twoim prywatnym kierowcą Harry - warknął Andrew, nawet nie ukrywając tego, że jest na mnie wściekły. Starałem się powstrzymać uśmiech, który cisnął się na moje wargi. Marzyłem by zobaczyć jego zirytowaną minę.

Gdy miałem opuścić mieszkanie jego szefa, zacząłem wykłócać się, że w końcu zrobią mi krzywdę, przez to, że ciągle każą mi wdychać chloroform. Liam kazał Andrew coś wymyślić i ostatecznie od wyjścia z domu bruneta, mam przewiązane oczy.

O mało nie wybuchłem śmiechem, gdy dotarliśmy na parter, a blondyn rzucił do, prawdopodobnie, zdezorientowanej recepcjonistki, że szykuje mi niespodziankę, dlatego mam zawiązane oczy.

- Jesteś na mnie zły, bo nie chcę dostać raka od chloroformu? Wtedy mnie nie zabiliście, ale i tak mnie przez Was pogrzebią, jeżeli nie przestaniecie mnie usypiać tym gównem - westchnąłem, po omacku zapinając pasy, których nie puściłem nawet, gdy usłyszałem kliknięcie - Poza tym, nie mów mi, że nie masz ochoty na nuggetsy z sosem słodko-kwaśnym. Oh albo wrapa! Jak ja dawno go nie jadłem.

Andrew siedział chwilę bez słowa, aż usłyszałem jak przekręca kluczyk w stacyjce.

- Okej, ale jedziemy tam, bo jestem głodny, a nie dlatego, że ty tak chcesz - mruknął, na co uśmiechnąłem się pod nosem. Po pewnym czasie pozwolił mi zdjąć opaskę z oczu, bo najwyraźniej byliśmy już wystarczająco daleko od budynku bym nie mógł rozpoznać okolicy.

Wysiedliśmy przed całodobowym lokalem z fast foodem. Burza już przeszła, słyszać było tylko oddalające się już grzmoty. Deszcz również zelżał, więc nie byliśmy zbyt mokrzy, gdy wbiegliśmy do restauracji. Uśmiechnąłem się niepewnie do widocznie wyczerpanych pracowników i zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie miałem pojęcia, która jest godzina.

- Co chcesz? - mruknął Andrew, stając przy dotykowym panelu i nie czekając na moją odpowiedź, zaczął wybierać coś dla siebie. Zassałem dolną wargę i rozejrzałem się, zauważając wyłącznie dwie osoby, które tu nie pracowały. Nastolatkowie siedzieli przy stoliku w rogu, częściowo ukryci za wysoką roślinką. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo też byłem kiedyś na nocnej randce w podobnej, kiepskiej, restauracji i spoglądałem nieśmiało na chłopaka z którym wtedy się spotkałem - Harry - warknął blondyn, a ja wyrwałem się od swoich myśli i od razu wybrałem dla siebie zestaw z nuggetsami, frytkami i napojem - Masz pieniądze, prawda? - w odpowiedzi wyłącznie wyszczerzyłem zęby w przepraszającym uśmiechu - Kurwa, Harry - westchnął i wyjął z kieszeni telefon, opłacając zamówienie.

- Sorka, wszystko wydałem w klubie na drinki - powiedziałem, idąc za nim do stolika z którego widać było ekran pokazujące jakie zamówienia oczekują na przygotowanie czy odbiór.

- Od kiedy się nas nie boisz? - prychnął, patrząc mi w oczy.

Zacisnąłem wargi, wzruszając lekko ramionami.

- Zdałem sobie sprawę, że póki Was nie sprowokuje albo nie dam powodu do zabicia mnie, nie zrobicie mi krzywdy.

Poza tym, od kiedy zrozumiałem, że tak szybko nie znikną z mojego życia, zacząłem się czuć przy nich bardziej swobodnie. Starałem się to po prostu zaakceptować.

- Właśnie mnie prowokujesz - powiedział, na co przewróciłem oczami.

- Ale ty mnie nie skrzywdzisz, lubisz mnie - odparłem z uśmiechem, patrząc jak bez słowa obraca głowę.

Po dłuższej chwili siedzenia w ciszy, wstałem by odebrać nasze jedzenie. Przynajmniej to mogłem zrobić, skoro Andrew stawiał.

- Więc Andy - zacząłem wpychając do buzi dwie frytki na raz. Starałem się zignorować jak blondyn przewraca oczami, bo chyba miał nadzieje, że chociaż przy jedzeniu dam mu spokój - Co gangsterzy robią w wolnym czasie? - spytałem, patrząc jak mężczyzna przeżuwa powoli pierwszy gryz burgera, by przełknąć go i ze sztucznym uśmiechem pochylić się w moją stronę.

- A nie chcesz może stanąć na stoliku i wykrzyczeć, że należę do gangu? - spytał, na co zacisnąłem wargi.

- Wybacz - wymamrotałem, wyjmując z pudełka jednego nuggetsa i jedząc go ze wzrokiem wbitym w tacę. Starałem się żuć jak najciszej, mając wrażenie, że tym jeszcze bardziej bym go wkurzył. Nie wiedziałem czemu miał dziś tak słaby humor, ale podejrzewałem, że ma to związek ze mną i tym, że chyba od rana był na nogach i cały dzień stał w samochodzie pod moim domem.

Westchnął w końcu i złapał za kubek z moją colą i pociągnął spory łyk, zanim go odstawił.

- Właściwie od kiedy zajmuje się twoją sprawą, to jednocześnie mam cały czas wolne, ale też nie mam wolnej żadnej chwili. Do domu wracam tylko po to by wziąć prysznic i się zdrzemnąć - wzruszył ramionami - Ale normalnie to po prostu siedzę na kanapie i gram na konsoli. Czasami chodzę na siłownię - powiedział, a ja uśmiechnąłem się delikatnie, że chce ze mną rozmawiać o swoim prywatnym życiu. Albo że w ogóle chce ze mną rozmawiać.

- Nie masz dziewczyny albo chłopaka? - spytałem, mimo iż było dla mnie jasne, że skoro całe dnie spędzał pod moim domem albo grał w gry to nie był w stałym związku. Albo był, ale w jakimś.. dziwnym.

- Mam kota.

- Kotka?! - sapnąłem - Jak uroczo - zaśmiałem się, wracając do jedzenia - I zostawiasz go na cały dzień?

- Jemu to nie przeszkadza. Nawet nie zauważa, gdy wracam - uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się w pudełeczko z moimi nuggetsami, jednak wiedziałem, że o nich nie myśli, a raczej przywołuje w głowie wizerunek swojego kotka - Uwierz mi, gdyby był w stanie sam dać sobie jeść i napełnić miskę wodą, nie potrzebowałby mnie w ogóle - powiedział, a ja potrzebowałem chwili by wyobrazić go sobie jak prosi o uwagę małą puchatą kuleczkę, która niechętnie daje mu się pogłaskać - Sam nie wiem co inni robią poza pracą - odparł po chwili namysłu - Rzadko o tym rozmawiają, a może po prostu nie rozmawiają o tym ze mną - dodał, wzdychając - Wiem na pewno, że Liam jest bardzo oczytany, ma cały pokój wypełniony książkami i podobno prawie każdą przeczytał.

- Liam? - zmarszczyłem brwi.

- No nasz szef - powiedział, a ja zamrugałem kilkukrotnie, zdając sobie sprawę, że przez tak długi czas nie poznałem jego imienia. Nawet nie zastanowiło mnie to, że go nie znałem.

- Więc chcesz mi powiedzieć, że ten napakowany i wytatuowany koleś w wolnej chwili od gangu zakłada cieplutkie kapciuszki, bierze kubek herbaty i bierze do ręki książkę? - spytałem, uważając to za najbardziej nierealny obraz we wszechświecie. Mógłbym powiedzieć o Liamie wiele z moich krótkich obserwacji, ale nie to, że uwielbia książki. Prędzej podejrzewałbym go o wyrywanie ludziom paznokci dla zabawy.

- Nie kpij z mojego szefa, powiem mu to.

- Nie powiesz mu, bo wtedy nie dam ci jednego nuggetsa. Poza tym nie jesteś kapusiem Andy.

- Tylko jednego? Zapłaciłem za nie.

- Ile nuggetsów jest warte twoje milczenie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro