Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział pierwszy

Obudził mnie ostry, nieprzyjemny zapach. Skrzywiłem się na to jak różny był od słodkiej substancji, którą wcześniej dwukrotnie mnie odurzono. Rozchyliłem zaciśnięte wcześniej powieki i spojrzałem na mężczyznę, stojącego przede mną z małą fiolką tuż przy moim nosie. Mój żołądek, a w właściwie całe ciało nagle mocno szarpnęło, a ja zerwałem się z tylnego siedzenia auta, odpychając obcego, by upaść na kolana i zwymiotować na chodnik.

Oparłem dłonie o kostkę brukową, starając się wziąć oddech. Gdy mi się to udało, wytarłem usta wierzchem dłoni, siadając powoli na piętach. Drżąc, spojrzałem przez ramię na opierającego się o bok auta, wysokiego blondyna, który przypatrywał mi się z czymś podobnym do zaciekawienia.

- Co? - wykrztusiłem, zaciskając wargi. Nie byłem w stanie powstrzymać drżenia ciała.

Bałem się. Bałem się jak cholera.

- To przez stres czy przez substancje, której się nawdychałeś? - spytał, zakładając ramiona na piersi i przekrzywiając lekko głowę, wciąż mnie obserwując. Kiedy zrozumiał, że nie zamierzam odpowiedzieć, wzruszył ramionami - Nie chcemy żeby nasi goście wymiotowali lub czuli się niekomfortowo, więc wolę wiedzieć - dodał, a ja miałem ochotę ponownie zwymiotować.

Goście? Porwali mnie i odurzyli, a teraz udaje, że w ogóle się mną przejmuje?

- Dzięki za pomoc, Harry - mruknął w końcu, przewracając oczami. Przełknąłem niepewnie ślinę, czując wciąż w przełyku nieprzyjemny smak wymiocin. Wiedziałem, że używając mojego imienia, jak tamten z wcześniej, chce mi dać do zrozumienia, że wie kim jestem i że mogą to wykorzystać - Do zobaczenia za niecałe dwadzieścia cztery godziny. Nie martw się miejscem spotkania, szef cię znajdzie - powiedział, uśmiechając się i odsuwając od auta, by zamknąć tylne drzwi, którymi wysiadłem - Lepiej, żebyś miał to czego on potrzebuje. Serio - kiwnął głową, jakby na potwierdzenie swoich słów, że z jego szefem nie ma żartów.

Siedziałem wciąż na chodniku, jak się okazało, pod kamienicą w której mieszkałem. Patrzyłem jak czarne auto, do którego wsiadł mężczyzna, odjeżdza, a gdy w końcu zniknęło za zakrętem, podniosłem się z trudem. Moje ciało było odrętwiałe, jakbym był nieprzytomny całe wieki.

Wdrapałem się na drugie piętro, dotykając kieszeni spodni, zdając sobie sprawę, że nie mam kluczy ani portfela czy telefonu.

- Kurwa - wymamrotałem, opierając czoło o chłodne drzwi mieszkania, które dzieliłem z moim przyjacielem, Niallem. Uniosłem dłoń, dotykając ciemnego drewna i uderzyłem w nie parę razy, błagając w myślach, by Horan był w środku.

Miałem ochotę osunąć się na podłogę i płakać lub po prostu obudzić się z tego koszmaru.Zostałem porwany, odurzony i przetrzymywany. A to może być dopiero początek, biorąc pod uwagę, że za niecałą dobę znów mam spojrzeć w oczy tamtemu mężczyźnie. I wszystko przez głupi portfel.

Wszystko zaczęło się niecały miesiąc temu, gdy wraz z moim przyjacielem wymyśliśmy sposób na brak gotówki i rosnące zadłużenia. Nie do końca legalny, ale wtedy wydawał sie świetny.

W sobotnie popołudnie siedziałem na podłodze w moim maleńkim mieszkanku i tonąłem w rachunkach, których nie miałem z czego opłacić.

Przymknąłem na moment oczy, upuszczając na panele rachunek za prąd.

- Świeczki będą tańsze niż opłata i zrobią wspaniały klimat - wymruczałem do siebie, składając pismo i odkładając je na stosik dokumentów, którymi planowałem rozpalić ognisko nad którym przygotujemy obiad, na który też nas nie stać.

- Nie mogę znaleźć portfela - wymamrotał Niall, wchodzą do pomieszczenia. Uniosłem na niego wzrok, marszcząc brwi na to jak kiepsko wyglądał po prawie całej nocy spędzonej w klubie, gdzie naciągał mężczyzn na drinki.

- Ktoś ci go pewnie zawinął - mruknąłem zaczynając zbierać wszystkie koperty i listy, układając je w jednym stosie. Oparłem się o, stojącą za mną, kanapę i schowałem twarz w dłoniach - Ale jeżeli nie miałeś tam pieniędzy na rachunki to mam to gdzieś.

Niall przeczesał palcami roztrzepane włosy i podszedł do aneksu kuchennego, zaglądając do szafek.

- Miałem tam tylko pięć funtów i kupony do McDonald's.

Znaliśmy się z Niallem od dziecka i zawsze trzymaliśmy razem, na dobre i na złe. W prawie każde kłopoty w szkole pakowaliśmy się razem, a w kiepskie dni wspieraliśmy się jak wtedy, gdy chłopak z nim zerwał. No i oczywiście jak na najlepszych przyjaciół przystało, wylądowaliśmy we wspólnym mieszkaniu, obaj bez pracy czy planów na życie.

Nie tak wyobrażałem sobie swoje życie.

Prawdopodobnie dużo osób tak mówi, ale taka była prawda. Myślałem, że po liceum pójdę na studia, będę się świetnie bawił i ukończę je z wyróżnieniem. Na filmach to wszystko wyglądało tak idealnie. Po tych studiach miałem pójść do świetnej pracy, którą wykonywałbym z uśmiechem na ustach lub wyjechał i poznał wspaniałego mężczyznę z którym spędziłbym resztę życia.

Oczywiście żadna z wcześniej wymienionych rzeczy nie miała miejsca.

Wyleciałem ze studiów po pierwszym semestrze, tak jak po pierwszym tygodniu wyleciałem z pierwszej pracy. I drugiej i trzeciej.

Patrzyłem jak Niall wyjmuje z szafki pół paczki solonych czipsów o których zapomniałem. Podszedł do mnie i usiadł na podłodze obok, wyciągając w moim kierunku paczkę.

- Nie pamiętam kupowania ich, jak stare są? - spytałem, sięgając po jedną sztukę. Włożyłem ust i od razu wyjąłem - Bardzo - skrzywiłem się, czując dziwny posmak na języku. Niall jednak nie przejął się tym za bardzo, chociaż w pewien sposób rozumiałem jego decyzję. W tym mieszkaniu nie było praktycznie nic sensownego do jedzenia - Jak dużo wczoraj wypiłeś? - uniosłem brwi.

- Trochę - odparł z wahaniem, a ja powstrzymałem się od przewrócenia oczami - Ale nie aż tyle, by nie wyczuć jak ktoś zabiera mi portfel - wymamrotał, wpychając do ust dwa czerstwe czipsy.

- Najwyraźniej ktoś skutecznie odwrócił twoją uwagę - mruknąłem, osuwając się i opierając o kanapę, wbijając wzrok w sufit. Zmarszczyłem brwi, widząc rysę, której ostatnio tam nie było. I nagle mnie olśniło - Jak dużo może być takich pijanych idiotów jak ty? - spytałem, przenosząc wzrok na mojego przyjaciela, który zamrugał kilkukrotnie.

- Co? - wymamrotał, marszcząc brwi.

- Mam na myśli - usiadłem prosto, zagryzając na moment dolną wargę - Moglibyśmy to wykorzystać.

- To, że ktoś ukradł mi portfel..? - spytał niepewnie Horan, na co westchnąłem. Kochałem tego idiotę, ale czasami męczyła mnie jego głupota.

- Nie - potrząsnąłem głową - Chociaż, w pewien sposób tak - zmarszczyłem do siebie brwi - W każdym razie - zacząłem, spoglądając na wpatrzonego we mnie blondyna - Do gejowskich barów zwykle ludzie przychodzą żeby się zabawić, poza tym mają sporo pieniędzy przy sobie, bo w końcu drinki na mieście są drogie - powiedziałem, wstając z miejsca by wziąć z komody laptopa, który został mi po pierwszym semestrze studiów - Poza tym szybko można odwrócić czyjąś uwagę, kolesie lecą na ładnych chłopców, jak my - dodałem, uśmiechając się i nawet nie ukrywając tego, że uważałem się za atrakcyjnego. Usiadłem znów na podłodze z wyciągniętymi nogami, na udach układając leniwie włączającego się laptopa - Gdyby to dobrze rozegrać, jeden z nas mógłby zająć kolesia, a drugi zająłby się jego portfelem - powiedziałem, wpisując w wyszukiwarkę gejowskie kluby w okolicy.

Nie chciałem mieć złej reputacji w tych, które naprawdę lubię, więc do przekrętu potrzebowałem jakiegoś innego.

- A co jeżeli nas złapią? - spytał blondyn, zasysając dolną wargę, patrząc w ekran mojego laptopa.

- Nie złapią - potrząsnąłem głową. Przynajmniej miałem taką nadzieje. A nawet jeżeli ktoś by nas przyłapał, to nie wsadzą nas przecież do więzienia za taką drobną kradzież - W klubach jest ciemno, głośno, a ludzie są pijani. Nie ma opcji, by z setki ludzi znaleźć właśnie tą, która ten portfel ukradła. A my może będziemy mieli co jeść - mruknąłem, wpatrując się zdjęcie lokalu o nazwie Blue Dragon na obrzeżach Londynu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro