rozdział dwudziesty ósmy
Było jeszcze ciemno, gdy po paru godzinach snu obudziło mnie krzątanie na korytarzu. Myślałem czy tego nie zignorować, że może Niall obudził się i wstał by się napić. Jednak biorąc pod uwagę to jak od jakiegoś czasu wyglądało moje życie, wyplątałem się z pościeli.
Gdy kilka godzin wcześniej wchodziłem do chłodnej i nieprzyjemnej w dotyku pościeli, niedbale rzuconej na moje własne łóżko, przez sekundę pożałowałem opuszczenia mieszkania Payne'a.
Uznałem jednak, że moja godność i bezpieczeństwo są ważniejsze niż pościel warta więcej niż mój miesięczny czynsz czy ta odrobina luksusu, której zdążyłem zakosztować przez te parę dni bycia więźniem Liama.
Chociaż bezpieczeństwo było kwestią dyskusyjną, biorąc pod uwagę to, że ktoś właśnie kręcił się po moim domu.
Przygryzłem dolną wargę, przesuwając wzrokiem po sypialni w poszukiwaniu broni. Poczułem dziwne ukłucie w środku, gdy zdałem sobie sprawę jak szybko obcy stał mi się ten pokój i jakie zmiany wprowadził w moim życiu ten pieprzony brunet o ciemnych oczach.
To przez niego wychodziłem ze swojej sypialni ściskając w dłoni pustą butelkę po winie, które piłem chyba parę miesięcy temu, znalezioną pod stołem, gotów uderzyć nią intruza.
W korytarzu rozbłysło ostre światło, gdy pieprzony Liam Payne sięgnął do włącznika, sprawiając, że oślepłem na parę sekund.
- Co jest z tobą nie tak?! - sapnąłem wpatrując się w wysokiego mężczyznę. Uniósł do góry jedną brew, jakbym to ja był tym dziwnym w obecnej sytuacji. No cóż, może miał jakieś podstawy do patrzenia na mnie jak na idiotę, skoro stałem ściskając w dłoniach butelkę po winie jak kij bejsbolowy, ubrany wyłącznie w tshirt i bokserki.
- Ze mną? - prychnął, wsuwając do kieszeni czarnej skórzanej kurtki klucze, na co zmarszczyłem brwi.
- Masz klucze do mojego mieszkania? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Tak - odparł jakby to było nic. Otworzyłem szeroko oczy, opuszczając butelkę z niedowierzaniem patrząc jak Liam w paru krokach przemierza korytarz by wejść do salonu.
- Skąd je masz? - sapnąłem, zastanawiając się czy przypadkiem nie wziął moich, gdy byłem u niego, ale dobrze pamiętam, że otwierałem nimi drzwi.
- Właścicielka twojego budynku bez słowa mi je dorobiła, gdy po raz kolejny zapłaciłem wasz czynsz - rozchyliłem wargi, żeby wyrazić swoje niezadowolenie z tego, że znowu się wtrąca, jednak on kontynuował - Zadzwoniła do mnie, gdy znów przegapiliście termin spłaty czynszu. Jest gotowa zmienić zamki tak bym tylko ja miał klucz a wy nie - prychnął, przekrzywiając lekko głowę z zadowolonym uśmieszkiem, który miałem ochotę mu zmazać butelką, trzymaną wciąż przeze mnie w dłoni - Czy możesz nie unikać tematu?
- Tematu? Nie zdradziłeś mi jaki charakter ma nasze spotkanie w środku nocy w moim mieszkaniu - przewróciłem oczami, zakładając ramiona na piersi, ledwo powstrzymując się od wymachiwania wściekły butelką - I przestań zachowywać się jakby należało do ciebie tylko dlatego, że spłaciłeś mój dług - mruknąłem, podchodząc do niego i próbując sięgnąć do jego kieszeni. Prawie udało mi się wyjąć z niej klucze, gdy Payne złapał mnie za szyję.
Wstrzymałem zaskoczony oddech, patrząc w jego ciemne oczy. Upuściłem trzymaną butelkę, dłonią, którą chciałem mu zabrać klucze, automatycznie sięgając do nadgarstka mężczyzny. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że uścisk nie był mocny, nawet nie sprawiał mi bólu. Chciał mnie wyłącznie przestraszyć lub pokazać mi moje miejsce jak wtedy w windzie.
- Ono należy do mnie - wymruczał, pochylając się tak, że czułem jego oddech na wargach i intensywne spojrzenie - Tak jak ty - powiedział, robiąc krok ku mnie, a ja automatycznie cofnąłem się - Cały ty, każdy fragment ciebie - po paru krokach, moje uda zderzyły się z podłokietnikiem kanapy, a brunet popchnął mnie na nią. Wypuściłem zaskoczony jęk, gdy moje ciało opadło wzdłuż kanapy, jednak nie przerwałem kontaktu wzrokowego z Liamem - Twoje ciało, dusza, rozum.. - wyszeptał, nagle pojawiając się nade mną, z kolanem umieszczonym pomiędzy moimi udami. Poczułem znów jego dłoń na mojej szyi, tym razem jednak lekko zacisnął na niej palce. Odchyliłem głowę, przymykając oczy, czując podniecenie rosnące w moim podbrzuszu. Cholera.
- Jeżeli ja należę do ciebie - wymamrotałem, zmuszając się do otworzenia oszu i spojrzenia na Payne'a. Moja dłoń powędrowała do jego karku w który wbiłem paznokcie, zwracając na siebie jego uwagę - To ty należysz do mnie. Payne parsknął śmiechem i potrząsnął głową.
- Nie jestem twój Harry - zamruczał, pocierając kciukiem skórę na mojej szyi, a ja musiałem powstrzymać jęk, który chciał opuścić moje wargi na ten drobny gest.
Cho-le-ra.
- Owszem - wyszeptałem, uśmiechając się zadowolony z siebie - Może nie ty cały, ale fragment, najmniejsza część ciebie tak. Należy do mnie ten skrawek ciebie, który sprawił, że przyjechałeś tu spoza miasta w środku nocy - powiedziałem, już się nie uśmiechając, a czując jak mocno ściśnięty jest teraz mój żołądek. Payne wpatrywał się we mnie, wiedząc, że mam rację, że między nami jest coś szczególnego.
Jednak nie odpowiedział. Pochylił się muskając moje rozchylone wargi, nie zabierając ręki z mojej szyi, wciąż odbierając mi pełen oddech. Poczułem jak Liam napiera biodrami na moje, a ja zamrugałem zaskoczony, czując jak twardy jest. I jak twardy jestem ja. Uniosłem nieznacznie głowę, całując go pewniej i prawie się rozpłynąłem, gdy wsunął język do moich ust, pogłębiając nasz pocałunek. Uniosłem nogę zarzucając ją na jego biodro, przyciągając go bliżej, zachęcając by naparł znów na mnie.
Byłem gotów błagać o odrobinę tarcia. Jednak nie musiałem. Payne od razu wiedział co robić. Mruczałem zadowolony w jego wargi, gdy ocierał swoją erekcją o moją i mimo ubrań, było nam cholernie dobrze.
- Mocniej - wymamrotałem w jego usta, nawet nie prezycując czy chodzi mi o spotkania naszych bioder czy dłoń na mojej szyi. Jednak on wiedział, a ja skrzywiłem się lekko, by zaraz się uśmiechnąć, gdy zacisnął palce na mojej szyi. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wsunąłem dłoń za kołnierzyk koszulki i kurtki Payne'a, przesuwając paznokciami po jego karku, chwilę przed moim orgazmem.
- Cholera - sapnął nagle, opierając czoło tuż obok mojej głowy, a ja obróciłem swoją, przygryzając płatek jego ucha, czując jak jego cięższe ciało drży na moim przez przechodzący przez nie orgazm.
Leżeliśmy tak pewną chwilę, nie przeszkadzał mi jego ciężar, cieszyłem się ciepłem i bliskością.
- Więc - zacząłem w końcu, łapiąc się na tym, że muskam opuszkami palców jego skórę pod koszulką na karku - O czym chciałeś porozmawiać? - wymruczałem, nie będąc w stanie ukryć rozbawienia i zadowolenia w głosie. Payne prychnął cicho, ale w końcu uniósł się, schodząc ze mnie i kanapy. Oblizałem niepewnie wargi na widok plamy spermy na jego spodniach.
- Przyjdę jutro - mruknął, nie patrząc na mnie.
- Nie wiem czy będę miał jutro czas - rzuciłem zaczepnie i zanim Payne się odwrócił, widziałem jak na jego wargach pojawia się uśmieszek - Ale spróbuje znaleźć dla ciebie chwilę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro