Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prolog

Stałem przy ulicy, wpatrując się w swój telefon. Uniosłem wzrok dopiero, gdy zatrzymało się przede mną srebrne auto. Zrobiłem krok do przodu, otwierając drzwi i wsiadając od razu do samochodu. Dopiero, gdy je zatrzasnąłem, spojrzałem w bok, zauważając mężczyznę siedzącego tuż obok.

- Oh, to chyba nie mój uber - powiedziałem, sięgając do klamki, jednak usłyszałem pyknięcie. Zmarszczyłem brwi, a gdy próbowałem otworzyć drzwi, były zamknięte - O co- - kiedy zerknąłem znów na mężczyznę, złapał nagle za mój kark, przyciągając do siebie.

Próbowałem go odepchnąć, jednak nie byłem wystarczająco silny, by wyrwać się z jego uścisku. Zacząłem kręcić głową, widząc w jego drugiej dłoni biały materiał, który przycisnął do moich warg. Łzy przerażenia cisnęły mi się do oczu, gdy mimowolnie wdychałem substancję, którą nasączona była chustka.

Odzyskawszy przytomność nie miałem pojęcia gdzie jestem. Nie wiedziałem też ile czasu byłem nieprzytomny i co się ze mną wtedy działo. Siedziałem na krześle w pomieszczeniu ogarniętym półmrokiem. Chciałem wstać, ale zdałem sobie sprawę, że ręce mam przywiązane do krzesła za plecami. Moje serce zaczęło bić szybciej, gdy okazało się, że nogi również mam unieruchomione.

- Nie, nie, nie - wymamrotałem do siebie, szarpiąc się i rozglądając po otoczeniu, mimo iż prawie nic nie widziałem.

- Obudził się - mruknął ktoś, na co otworzyłem szeroko oczy, szukając wzrokiem tego kto mógł to powiedzieć.

Mój oddech zamarł, gdy z mroku wysunął się wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Zacisnąłem wargi wpatrując się w niego. Był ubrany elegancko, w spodnie od garnituru i czarną koszulę. Na jego nadgarstku zalśnił złoty zegarek, gdy uniósł dłoń przesuwając palcami po krótkim zaroście, mierząc mnie wzrokiem.

- W końcu Harry - powiedział, a ja byłem na skraju łez, gdy dotarło do mnie, że wie jak się nazywam.

- Wypuść mnie - wyszeptałem patrząc w jego piwne, rozbawione, oczy - Dlaczego przywiązałeś mnie do krzesła?

- Masz coś co należy do mnie - odparł, a jego uśmiech znikł - Zabrałeś to jednemu z moich podwładnych, gdy twój głupi przyjeciel praktycznie pozwolił się temu idiocie pieprzyć na barze.

- O co ci chodzi? - wykrztusiłem, nie rozumiejąc.

- Ukradłeś Malikowi portfel, w którym było coś bardzo ważnego dla mnie - zaczął się do mnie zbliżać, na co przylgnąłem plecami do oparcia krzesła mając ochotę się w nie wtopić - Normalnie, takich jak ty, złodzieji - pochylił się nade mną, muskając opuszkami palców linię mojej szczęki. Przekrzywił głowę, oblizując wargi koniuszkiem języka, by zaraz wygiąć je w uśmieszku - Każe pobić moim ludziom i wyciągnąć informację lub po prostu zabijam i przeszukuje mieszkanie, ale w obu opcjach szkoda by było tej ślicznej buźki - wymruczał, przykładając kciuk do mojej dolnej wargi, a ja i mój absolutny brak instynku samozachowawczego, postanowiliśmy go ugryźć.

- Nie. Dotykaj. Mnie - wysyczałem, dysząc ze złości i przerażenia. Obcy parsknął śmiechem, zaraz po tym jak cofnął się, sycząc z bólu - Nie mam tego portfela, wyrzuciłem go - warknąłem, jednak było to kłamstwo. Po wyjęciu zawartości, rzeczywiście, chciałem go wyrzucić, ale zdałem sobie sprawę jak drogi jest więc zdecydowałem, że po prostu go sprzedam.

- Nie wierzę ci - powiedział tylko, odwracając się i odchodząc na parę kroków.

- To twój problem - wykrztusiłem, czując jak po moich policzkach ciekną łzy.

- O nie, raczej twój - zaśmiał się, nagle zbliżając się znów do mnie i kopiąc krzesło, by przewróciło się na bok. Zakrztusiłem się, a w moich płucach zabrakło tchu, sam nie wiem czy przez zderzenie z ziemią czy strach. Cały się drżałem, gdy powoli rozchyliłem zaciśnięte mocno powieki. Wpatrywałem się w jego buty, które były niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Kucnął przede mną i złapał mnie za szczękę, zmuszając mnie do uniesienia wzroku i spojrzenia w oczy - Dam ci dwadzieścia cztery godziny byś przypomniał sobie, gdzie wyrzuciłeś ten portfel i byś oddał mi go wraz z zawartością. Dla swojego dobra oczywiście - powiedział, uśmiechając się. Wyprostował się, poprawiając koszulę i odszedł kawałek - Moja słabość do zielonych oczu kiedyś mnie zgubi - zaśmiał się do jednego z podwładnych, aż podszedł znów do mnie z białym materiałem w dłoni.

Od razu rozpoznałem, że to tym odurzyli mnie w samochodzie. Obróciłem głowę, nie zważając na to, że praktycznie przyciskam ją do ziemi.

- Nie - wymamrotałem, gdy wplótł palce w moje włosy, by obrócić mnie twarzą do siebie i przycisnąć środek odurzający do moich ust. Zacisnąłem powieki, wstrzymując oddech.

- Już, spokojnie - wymruczał, zaczynając gładzić moje włosy, a łzy ponownie spłynęły po moich policzkach, gdy spojrzałem na niego, nie będąc w stanie tak długo powstrzymywać oddychania. Patrzyłem prosto w jego brązowe oczy, powoli odpływając.

Od autorki: Powiedzcie mi co myślicie 🙏🏻 i czy warto pisać dalej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro