Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

+ 4 +

Beverly

Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. A na pewno wcześniej niż miałam to zaplanowanie. Budzik zadzwonił dopiero pół godziny po tym, jak byłam już na nogach. Ubrana, umalowana oraz uczesana. Nie przypuszczałam, że uda mi się wyrobić tak szybko, ale byłam z siebie zadowolona. Nie mogłam sobie pozwolić na spóźnienie w pierwszy dzień nowej pracy, dlatego też od razu postanowiłam zabrać się za śniadanie dla siebie i Elliota. Przygotowałam nam trochę tostów, a także jajecznicę. Z tym również się szybko uwinęłam i sama zjadłam już swoją porcję, gdy młody pojawił się w pomieszczeniu.

- Cześć, skarbie. - przywitałam się, gdy zaspany usiadł na stołku barowym. - Wyspałeś się?

- Cześć, mamo. - wymruczał jeszcze niemrawo. - Nie. - pokręcił głową, a ja zachichotałam pod nosem.

- Musisz nieco wcześniej wracać od taty, co? - powiedziałam, przeczesując jego jasne włoski palcami. W weekend był u Johnny'ego. Nie chciałam mu utrudniać kontaktów z ojcem, ale też nie pozwalałam, aby zabierał go do siebie cały czas. Ustaliliśmy już, że to ja się zajmę wychowywaniem synka, a on go będzie tylko odwiedzał i nic więcej. Sama osobiście starałam się unikać męża, z którym byłam już w separacji, aby przypadkiem nie zmienić zdania. Johnny potrafił być przekonujący, ale ja nie byłam i nadal nie jestem w stanie wybaczyć mu zdrady. 

- Chyba tak, wczoraj w ogóle się mną nie interesował, wiesz mamusiu? - powiedział, jedząc swoje płatki najpierw. Dopiero później reszta śniadania. 

- Nowa dziewczyna? - westchnęłam ciężko, zajmując miejsce obok synka. Sześciolatek naprawdę bardzo dużo rozumiał, jak na swój wiek i wiedziałam, że w obecnej sytuacji było mu ciężko. Na każde przedstawienia w przedszkolu rodzice przychodzili razem, ja od pewnego czasu pojawiałam się sama. Pomimo to Elliot był bardzo bystry i uczył się coraz lepiej czytać, co w zasadzie jeszcze nie było mu potrzebne, ale skoro chciał, to nie mogłam mu tego zabronić. Poza tym cieszyłam się, że siedzi z książeczkami dla dzieci niż przed telewizorem w towarzystwie głupich kreskówek. 

- Tak, ale jest głupia. - powiedział bez zbędnych ceregieli. - Podobna do cioci Jody, ale ciocia jest fajniejsza. - dodał, przez co zaśmiałam się cicho. Czyli kolejna naiwna dziewczyna dała się nabrać w jego miłość. Żałosne.

- Chyba jej tego nie powiedziałeś, hm? - spojrzałam na synka poważnie, a ten uśmiechnął się niewinnie. - Elliocie Jamesie King, spytałam o coś. - dodałam, gdy dalej milczał. Nie chciałam, aby wzięto mnie za matkę, która nie potrafi wychować nawet własnego dziecka. Nie było mi to potrzebne do rozprawy, ani tym bardziej do czegokolwiek innego. 

- A będziesz zła, jeśli powiem, że tak? - odpowiedział w końcu, co z tego, że pytaniem na pytanie, ale to zrobił. 

- Zastanowię się. - skrzyżowałam dłonie na klatce piersiowej, spoglądając na syna. 

- Nie, ale nie chciałem się z nią bawić i tata mi kazał. Wtedy prawie skleiłem jej włosy plasteliną. - wyjaśnił, a ja pokręciłam głową, śmiejąc się znów.

- Elliot, tak nie wolno. - przyznałam w końcu, poważniejąc. - Pamiętasz jeszcze, co zrobiłeś z włosami cioci Jody? - dodałam, unosząc brew. Jody myślała, że nie stanie jej się krzywda, ale później musiała ściąć włosy nieco ponad kark, aby nie było już w nich żadnej plasteliny. 

- Ale ona jest głupia. 

- Hej, posłuchaj. - ukucnęłam przed nim, gdy stał jeszcze przy zlewie, po włożeniu do niej pustej miski po płatkach. - Wiem, że niektórzy ludzie są głupi. Ale to nie oznacza, że możesz robić takie rzeczy, skarbie. Jesteś jeszcze malutki i wiele nie rozumiesz, na przykład tego, że już nie jesteśmy z tatą razem, ale obiecuje, gdy podrośniesz, to porozmawiamy sobie na wszystkie dorosłe tematy, na jakie tylko będziesz chciał, dobrze? - dodałam, łapiąc jego rączki w swoje. 

- No dobrze. - odpowiedział niby niechętnie, ale uśmieszek na jego twarzy powiedział już za niego, że bardzo chce. 

- A teraz zmykaj kończyć śniadanie, ja się jeszcze do końca przygotuje do pracy. - wstałam i posadziłam go z powrotem na stołu, podsuwając pod nos talerz z tostami. Wróciłam po jakiś dziesięciu minutach, sprawdzając jeszcze w drodze, czy wszystko, co powinnam zabrać, znajduje się w torebce. - I jak? Zjadłeś?

- Tak, no i spakowałem śniadanie do plecaka. - odpowiedział, przynosząc go ze sobą na korytarz.

- A zęby umyłeś? - zapytałam, zdejmując jego rozsuwaną bluzę z wieszaka. Spojrzałam na synka znacząco, gdy ten jeszcze siedział i zakładał buty. 

- Muszę?

- Tak.

- Dlaczego?

- Bo przyjdzie potwór i cię zje. - nastraszyłam go lekko i uciekł do łazienki ze strachu. Zaśmiałam się pod nosem, uznając, że może i to nie było zbyt dobre, ale podziałało. Czasem już nie miałam pomysłów, aby zmusić go do mycia zębów. Nawet kolorowe pasty i szczoteczki nie pomagały. Jody również nie wiedziała, co na to poradzić, aż w nie wpadłyśmy na motyw z potworem. To chyba jedyne, czego Elliot się boi, abo przynajmniej udaje, że się boi i nas słucha. - Dwie minuty, nie wracaj wcześniej! - dodałam głośniej, aby mnie usłyszał i przeglądnęłam się w lustrze.

Dzisiaj postawiłam na wygodę. Ubrałam czarne, materiałowe spodnie, taką samą koszulę bez rękawów i marynarkę, gdyby jednak zrobiło się chłodniej, albo zaczęło padać. Dopasowałam do tego szpilki, a także naszyjnik z bransoletką i torebkę. Byłam gotowa do wyjścia, ale musiałam jeszcze pomóc synkowi z butami i bluzą. To nie szło mu tak dobrze, jak czytanie.

- Już. - powiedział, wracając, a raczej wbiegając z powrotem na korytarz. Poprawił buta, zapinając ciaśniej rzepy, które i tak jeszcze dopięłam mocniej i zachichotałam, widząc, że pobrudził sobie nosek pianą z pasty. Otarłam go chusteczką, założyłam na jego ciałko bluzę i wręczyłam plecak w rączki. 

Zgarnęłam klucze z mieszkania, opuszczając je z dzieckiem i windą dostaliśmy się na parking podziemny. Zapięłam małego w foteliku na tylnym siedzeniu, a na to przednie od strony pasażera odłożyłam swoją torebkę. Byłam podekscytowana pierwszym dniem w pracy oraz pierwszym dniem spędzonym razem z Harrym od bardzo dawna. Musiałam przyznać to, że się za nim stęskniłam i już nie mogłam się doczekać, aż uda nam się odbudować chociaż przyjaźń, jaka nas kiedyś łączyła. Nie liczyłam tylko na przyjaźń, ale na razie wolałam nie angażować się w żaden poważny związek. Najpierw separacja i rozwód.

:::

- I jak było? - zaciekawiła się Jody, popijając kawę. Spotkałyśmy się w parku, aby spokojnie pogadać, za nim blondynka pójdzie do pracy. 

- Całkiem w porządku. Harry miał cały czas jakieś spotkania, albo wychodził z klientami w teren, obejrzeć domy, czy mieszkania. - odpowiedziałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Zerknęłam na Elliota, który zjeżdżał ze zjeżdżalni na pobliskim placu zabaw. Bawił się z innymi dziećmi i ktoś oprócz mnie miał na nich wszystkich oko, więc nie musiałam się tak bardzo martwić. 

- Czyli nudy. - podsumowała, śmiejąc się cicho, przez co przewróciłam oczami. - Liczyłam na coś ciekawszego. Jakieś pikantne szczegóły. - dodała, poruszając zabawnie brwiami. 

- Dlaczego mnie to nie dziwi, Holmes, co? - spojrzałam na nią wymownie, a ta zrobiła minę, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię. 

- No nie wiem, nie wiem. - przyznała w końcu. - Ale przyznaj się, tęskniłaś za nim przez cały ten czas. - dodała, odwracając się do mnie na ławce. Skrzyżowała pod sobą nogi, a nogawki jej spodni podwinęły się jeszcze bardziej do góry.

- Tak, to w końcu Harry. - potarłam kark, a moje policzki zarumieniły się lekko. - Nie przypomina siebie z liceum z wyglądu, ale pod względem charakteru to nadal ten sam Styles. - dodałam, śmiejąc się.

- Chciałabym go kiedyś poznać. - przyznała, obracając w dłoniach papierowy kubeczek. - Może zaprosimy go na kolację? - zaproponowała, a ja zacisnęłam usta w cienką linię, zastanawiając się nad tym. Być może.

- Zobaczymy. - odpowiedziałam ostrożnie, nie zaprzeczając niczemu, ani niczego nie potwierdzając. Nie chciałam od razu zapraszać Harry'ego do siebie, do nas, bo dopiero co się znaleźliśmy po tych wszystkich latach. Ja potrzebowałam trochę czasu, aby się ze wszystkim oswoić i nie narzucać niczego, ani sobie, ani innym. 

- No dawaj, będzie fajnie. Może Elliot go polubi. - wskazała na chłopca, który przybiegł do nas tylko po to, aby napić się swojej wody, po czym zaraz go nie było z powrotem.

- Naprawdę nie wiem, Jody. - westchnęłam, poprawiając szminkę na swoich ustach. - Nie wspominał nic, że kogoś ma, ale co jeśli? Jeszcze wyjdzie, że jestem taką, co tylko liczy na pieniądze i rozwala związki. - dodałam, nie chcąc sobie na dzień dobry popsuć reputacji w firmie. Nie było mi to potrzebne.

- Ugh, no dobra. Ale zobaczysz. Prędzej czy później cię do tego przekonam. - powiedziała, unosząc do góry palec w geście powagi, jednak długo tak nie wytrzymała i za chwilę wybuchnęła śmiechem. Pokręciłam zrezygnowana głową. Cała Jody. Dobrze, że wracała już do siebie po chorobie. 

- Poczekamy, zobaczymy. - powtórzyłam, wytykając w jej stronę sam czubek języka. Zgniotłam swój kubeczek po kawie i wyrzuciłam go do kosza obok. Wypiłam już latte, a to tylko zawracało i zajmowało mi ręce. - Odbierzesz jutro Elliota ze szkoły? - zapytałam, łapiąc z przyjaciółką kontakt wzrokowy.

- Da się zrobić. - powiedziała, posyłając mi uśmiech. - A co? Już coś planujecie? - dodała, zmieniając odcień gestu na bardziej dwuznaczny, może nawet lubieżny.

- Jody! - rzuciłam głośniej niż zamierzałam, przez to babcie z sąsiedniej ławki spojrzały na nas złowrogo. Zaczerwieniłam się lekko, nie mając tego w planach. - Przestań, dobrze?

- To silniejsze ode mnie. - zaśmiała się, wzruszając niewinnie ramionami. Nie czuła się źle z tym, że babcie nas pewnie teraz obgadują. 

- Jasne, jasne. - prychnęłam, kręcąc głową. - Po prostu mamy spotkanie zarządu. Jako wspólnik muszę się pojawić. - wyjaśniłam, aby pozbyła się w końcu tych swoich myśli, choć to było niemożliwe.

- Tak, tak to się teraz nazywa. - pokiwała głową z dwuznacznym uśmiechem, który był jeszcze większy niż ten poprzedni. - Już się nie tłumacz, tylko chodźcie ze mną na lody. - dodała, zbierając swoje rzeczy.

- Niech ci będzie, po całym dniu mi się należy. - uznałam, wstając. - Elliot! Idziemy! - dodałam, przywołując synka do siebie. Gdy wrócił cały zasapany, naciągnęłam na niego z przymusu bluzę, aby się nie przeziębił i ruszyliśmy w trójkę ku wyjścia z parku. 

- I jak było na weekendzie u taty, co młody? - spytała Jody, gdy młody podał jej rękę. Patrzył się usilnie pod swoje nogi, kopiąc niekiedy kamyki, które się pod nimi pojawiły. Elliot opowiedział jej wszystko, a Holmes była zniesmaczona, że Johnny wyszukuje sobie kobiety, które są do nas podobne. 

- Całkiem fajnie, ale ona naprawdę była głupia. - zakończył, gdy znaleźliśmy się już przy pobliskiej lodziarni, która serwowała jedne z lepszych lodów, jakie zdarzyło mi się zjeść przez całe swoje życie. Jody zaśmiała się na jego słowa, wymieniając ze mną krótkie spojrzenie i pokręciła głową.

- No dobrze, mądralo. Na co masz ochotę? - zapytała, nie drążąc dalej tematu. Elliotowi zaświeciły się oczy na widok łakoci.

- Chce deser czekoladowy! - pisnął, łapiąc ciocię za rękę.

- Niech ci będzie. - poczochrała mu włoski, idąc już powoli w stronę lady. - A ty mamusiu? Jakieś specjalne życzenia? - dodała, a ja już chciałam zaprotestować, że przecież mogę za siebie zapłacić. - Stul dziób, w piątek kupisz mam pizzę. 

- To co zwykle w takim razie, Holmes. - uśmiechnęłam się zadowolona i zaprowadziłam synka do naszego ulubionego dużego stolika w kącie pomieszczenia. Jody wróciła po chwili, chowając resztę i paragon w portfelu. Wciągnęłyśmy się w dalszą rozmowę, a wkrótce kelnerka podała nam nasze desery. Elliot zajadał się swoim czekoladowym, my bakaliowym i pożegnałam się z przyjaciółką kolejne pół godziny później. Musiała już iść do pracy, a my wracać do domu. 

Gdy już się tam znalazłam z Elliotem, wykąpałam go i położyłam spać. Później już miałam resztkę wieczoru dla siebie, który spędziłam w wannie, relaksując się. Wykąpana jeszcze napiłam się trochę wina i poczytałam książkę, a także sprawdziłam nowego, służbowego maila. Dostałam szczegóły dotyczące jutra, a także harmonogram spotkań i delegacji Harry'ego na resztę czerwca. Przeczytałam wszystko uważnie, a gdy wybiła dwunasta zamknęłam się w swoim pokoju i poszłam spać. Nazajutrz czekał mnie kolejny ciężki dzień i choć wiedziałam, że będę musiała się do tego przyzwyczaić, to byłam szczęśliwa. Naprawdę. Bo po raz pierwszy od jakiegoś czasu coś mi się udało zrobić samej. I byłam z siebie zadowolona oraz dumna. 

~*~ 

próbowałam napisać ten rozdział trzy razy i dopiero teraz się udało XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro